Air Tight ATC-2

by Marek Dyba / September 16, 2016

Japonia – Kraj Kwitnącej Wiśni, samurajów, ninja, sushi, sumo, dobrych samochodów i elektroniki, a także… specyficzny, ale jakże wspaniały rynek producentów audio. Jedną z najbardziej znanych marek wywodzących się z tego pięknego kraju jest Air Tight. Testujemy referencyjny przedwzmacniacz liniowy ATC-2.

Wstęp

Po ładnych już kilku latach recenzowania sprzętu audio gdyby przyszło mi zrobić listę urządzeń, które najbardziej zapadły mi w pamięć, to większość miejsc w pierwszej dziesiątce, a pewnie nawet i dwudziestce zajęłyby te pochodzące właśnie z Japonii. OK, mam swoje prywatne skrzywienie – jestem fanem lamp i analogu, a w dużej mierze tradycyjny japoński rynek akurat w tych dziedzinach ciągle jest w absolutnej, światowej czołówce. Dlatego właśnie na szczycie listy znalazły by się fenomenalne urządzenia Kondo, Audio Tekne, Reimyo, Wavaca, Roberta Kody i… właśnie, Air Tight’a, których miałem ogromną przyjemność, wręcz zaszczyt posłuchać. ATC-2 to pierwszy przedwzmacniacz tej ostatniej marki jaki trafił do mnie do recenzji.

Nie będzie więc już żadną niespodzianką stwierdzenie, że jestem fanem właściwie każdej z wyżej wymienionych marek, w tym tej ostatniej (kolejność oczywiście przypadkowa). Marka Air Tight, należąca do A & M Limited, powstała w 1986 (bądź 1985 – podawane są te dwie daty) roku. Jej twórcą był pan Atasushi Miura, przez lata pracujący, a w końcu nawet szefujący firmie Luxman. Własną firmę założył po przejściu na emeryturę w czasach, gdy lampy coraz bardziej spychane były do niszy dla dziwaków, wypierane już od końca lat 60-tych przez tranzystory. Na szczęście nawet gdy na rynek audio wchodzą nowe rozwiązania, reklamowane oczywiście za każdym razem jako „o niebo lepsze”, „przełomowe”, „niezastąpione”, etc., etc., zawsze znajdą się tacy, których owe slogany nie przekonują, a przynajmniej nie do końca. To dzięki nim nadal produkowane są gramofony i płyty winylowe, istnieją całkowicie analogowe studia nagraniowe, renesans przeżywają magnetofony, a i fani lampowego brzmienia mają ciągle z czego wybierać.

Do takich właśnie osób należał wtedy pan Miura, który uważał, że to jednak właśnie szklane bańki próżniowe oferują najwyższą jakość brzmienia, są najwierniejsze prawdziwej naturze muzyki i to na nich postanowił oprzeć urządzenia własnej konstrukcji. Pierwszym produktem oferowanym pod marką Air Tight był wzmacniacz ATM-1, później do oferty dołączyły kolejne pozycje. Już wspomniane pierwsze urządzenie zdobyło ogromne uznanie wśród audiofilów i recenzentów na całym świecie, a kolejne dokładały swoje cegiełki do konsekwentnie budowanej renomy jednego z czołowych japońskich i światowych producentów urządzeń lampowych. Podobnie jak w przypadku kilku innych, topowych japońskich marek audio, Air Tight wyjątkowo rzadko wprowadza zmiany do swojej oferty. Większość produktów znajduje się w portfolio firmy od dłuższego czasu. Oczywiście bywają one udoskonalane, ale to ciągle te same konstrukcje, które wprowadzono na rynek lata temu. Sama oferta także nie jest przesadnie szeroka i składa się z wzmacniaczy, przedwzmacniaczy, w tym również gramofonowych oraz fantastycznych wkładek gramofonowych.

Moja własna przygoda z urządzeniami Air Tight’a zaczęła się od ATM-300 – wzmacniacza mocy (z regulacją głośności) opartego o legendarną (i moją prywatnie ulubioną) triodę 300B. Choć miało to miejsce już ładnych kilka lat temu, to do dziś ten stosunkowo niewielki, przez co w pewnym sensie niepozorny, wzmacniacz zajmuje jedno z czołowych miejsc na mojej prywatnej liście najlepszych SETów 300B jakich było mi dane posłuchać. Testowane później monobloki ATM-211, choć obiektywnie rzecz biorąc grające lepiej, bardziej wyrafinowane, bardziej wszechstronne (dzięki wyższej mocy) i znakomite pod wieloma względami, aż takiej magii intymnego kontaktu z muzyką jak ATM-300, w moim odczuciu, nie oferowały. Ale może to tylko kwestia mojego skrzywienia w stronę brzmienia 300B. Tak czy owak, to również fantastyczne wzmacniacze oferujące wyborne brzmienie i dające ogromną satysfakcję z obcowania z muzyką. W końcu trafiła do mnie do testu wkładka gramofonowa PC-3, najtańsza (wówczas) w (nieszczególnie szerokiej, bo liczącej 3 modele) ofercie i tym razem zakochałem się już bez pamięci. Powieszona na wcale nie tak drogim, ale znakomitym ramieniu tangencjalnym Trans-Fi Terminator wyczyniała cuda. Grała niesamowicie czysto, transparentnie, detalicznie, ale jednocześnie dźwięk był nadzwyczajnie nasycony, dociążony, doskonale zbalansowany, spójny i gładki, nie brakowało dynamiki, dźwięk był żywy, ale i kontrolowany. Już wówczas wiedziałem, że to jest MOJA wkładka – było kwestią czasu, aż w końcu trafi do mojego referencyjnego systemu. Kilka miesięcy temu udało mi się to marzenie spełnić. Załapałem się na ostatni moment, bo chwilę później model ten został zastąpiony w ofercie przez PC-7. Ją również miałem już okazję przetestować i mogę jedynie potwierdzić, że to kolejny mały klejnot w ofercie japońskiej marki. Tym razem do testu trafił przedwzmacniacz Air Tight ATC-2.

Budowa

Air Tight ATC-2 nie jest ani specjalnie duży (to niemal znak firmowy tej marki), ani szczególnie ciężki. Ocena wyglądu to rzecz najbardziej subiektywna – ja osobiście bardzo lubię niepowtarzalny, nieco vintage’owy, prosty, ale jakże elegancki styl Air Tight’a. To przednia ścianka tego urządzenia nadaje mu taki właśnie charakter – pięć niezbyt dużych, srebrnych, metalowych gałek, plus dwa przełączniki hebelkowe przywodzą na myśl konstrukcje choćby Luxmana sprzed kilku dekad. Zaczynając od lewego górnego rogu, pierwsza gałka to tradycyjny selektor wejść, których ATC-2 oferuje pięć (liniowych, RCA). Kolejne dwie służą do obsługi dwóch pętli magnetofonowych (umożliwiających nagrywanie i monitorowanie nagrania), a kolejne dwie do regulacji głośności i balansu między kanałami. Dwa przełączniki hebelkowe służą do wyboru trybu pracy przedwzmacniacza (mono lub stereo) oraz włączenia/wyłączenia funkcji ‘mute’ (wyciszenia). Po prawej stronie, w mniejszej, wydzielonej części frontu umieszczono włącznik urządzenia oraz złotą tabliczkę z wyfrezowanym logiem firmy. Niewielka dioda umieszczona na przedniej ściance informuje o gotowości urządzenia do pracy – układ oparty o lampy potrzebuje chwili by osiągnąć optymalną temperaturę pracy i dopiero po jej osiągnięciu przedwzmacniacz jest gotowy do pracy (o czym informuje wspomniana dioda).

Na tylnej ściance znajdziemy pięć wejść liniowych, cztery pary gniazd RCA dla wspomnianych już pętli magnetofonowych, dwie pary wyjść (także RCA) na końcówki mocy, gniazdo sieciowe IEC oraz zacisk uziemienia. Powyżej znajduje się kilka nietypowych elementów. Po pierwsze dedykowane, wielopinowe gniazdo zasilania dla przedwzmacniacza gramofonowego Air Tight’a. Po drugie trzy gniazda zasilania w standardzie amerykańskim, do których można podłączyć inne elementy systemu i w ten sposób włączać i wyłączać je razem z przedwzmacniaczem. To kolejny element świadczący o tym, że Air Tight ATC-2 to konstrukcja, która, choć udoskonalana na przestrzeni lat, została stworzona już ładnych kilka dekad temu, kiedy to takie rozwiązania były na porządku dziennym. Dziś w tym celu stosuje się tzw. triggery, a urządzenia są oczywiście zasilanie oddzielnie.

Owa urodziwa (moim zdaniem) obudowa ATC-2 tworzona jest z pojedynczego arkusza stali, który jest odpowiednio zaginany i kuty a następnie pokrywany kilkoma warstwami specjalnego lakieru. W ten sposób powstaje wyjątkowo sztywna, wolna od wibracji i niepodatna na wzbudzanie wewnętrznych prądów obudowa. Kolejnym niezwykle ważnym według inżynierów Air Tighta elementem składającym się na ostateczne brzmienie tego przedwzmacniacza jest stabilność pracy zasilacza. By ją osiągnąć Japończycy zastosowali transformatory EI, które oferują więcej mocy i, ich zdaniem, po prostu brzmią lepiej od toroidalnych odpowiedników.

W ATC-2 zastosowano sześć niezależnych układów stałego napięcia dostarczających prąd do pierwszego i drugiego stopnia wzmacniającego, trzech grzejników lamp i układu wyciszania. By zapewnić stabilność zasilania wykorzystano trzy stabilizatory napięcia oraz kondensatory wysokiej jakości. Taka konfiguracja pozwoliła zrezygnować z tradycyjnych połączeń między poszczególnymi stopniami wzmacniacza, co według producenta zapewnia doskonałe odwzorowanie basu schodzącego aż do 5Hz. Aby oczyścić prąd wysokiego napięcia wykorzystano lampę EZ90[6X4]. Jej użycie wyeliminowało konieczność stosowania dławika.

Wszystkie stosowane w ATC-2 kondensatory wysokiej klasy wybrano pod kątem właściwości dźwiękowych. Każda z lamp otrzymuje zasilanie dopiero po rozgrzaniu żarnika, co znacząco zwiększa trwałość całego układu. Układ wyciszania jest nastawiony na około 40 sekund – zapobiega to przydźwiękom tuż po włączeniu wzmacniacza.

Liniowa część wzmacniająca (oparta o pętlę sprzężenia zwrotnego) składa się z dwóch stopni. Pierwszy korzysta z lamp ECC83 [12AX7], drugi z ECC82 [12AU7]. Oba wyposażono w automatyczną regulację prądu podkładu. Dzięki takiej konfiguracji całkowite wzmocnienie sięga 40dB przy wykorzystaniu negatywnego sprzężenia zwrotnego w zakresie 20dB. Podobnie jak w przypadku większości, zwłaszcza japońskich, urządzeń lampowych w ATC-2 nie uświadczymy zdalnego sterowania.

Brzmienie

Przedwzmacniacz Air Tight’a odsłuchiwałem z moją końcówką mocy, Modwrightem KWA 100SE, porównując go bezpośrednio do używanego na co dzień przedwzmacniacza LS100, Brystona BP26 (z zasilaczem MPS2) oraz sekcji pre wbudowanej w moim Lampizatorze Big 7.

Od pierwszej płyty, która wylądowała na talerzu gramofonu (trzy-płytowy, jubileuszowy album wydany na 125-lecie Thorensa) dwie cechy wniesione przez testowany przedwzmacniacz wyróżniały się znacząco. Po pierwsze ogromna przestrzeń, którą system stworzył z Odeonami Otello, a później także z Orangutanami 93. Rzecz przede wszystkim w głębi tego grania i w dobrej separacji planów, w ogromnej ilości powietrza, otwartości, które sprawiały, że przestrzeń wydawała się jeszcze większa. Szerokość sceny również była ponadprzeciętna często wychodząc poza rozstaw kolumn, ale w tym względzie japończyk nie przewyższał amerykańskiego odpowiednika. Nieco precyzyjniej natomiast rysował poszczególne, duże, mające odpowiednią masę źródła pozorne, nie wycinając ich jednakże z otoczenia, nie tworząc prezentacji opartej na kilku odseparowanych źródłach dźwięku. Zamiast tego dostałem spójną, wręcz gęstą scenę, pełną interakcji między instrumentami, wybrzmień i powietrza.

Od początku jasne także było, że to ‘lampowe’ granie, rozumiane jako wyjątkowe wyrafinowanie górnej części pasma (wyższej średnicy i góry), otwartej, pełnej powietrza, detalicznej, delikatnej, ale nigdy nie agresywnej. Rzecz nie w jakimś złagodzeniu, czy wycofaniu wysokich tonów, ale raczej w ich naturalności a nawet eteryczności, którą zwykle oferują, przede wszystkim, wysokiej klasy lampy. Air Tight dbał bardzo o prawidłowe, długie wybrzmienia oraz odpowiednią dźwięczność wysokich tonów. Wystarczyło posłuchać choćby trąbki, która przecież potrafi zabrzmieć nie tylko delikatnie, aksamitnie, ale i całkiem ostro, z dużą ilością energii w górnych rejestrach. Przy słuchaniu na żywo nie jest to jednak nigdy ostrość agresywna, czy nieprzyjemna – odbieramy to jako naturalny element brzmienia tego instrumentu i, przynajmniej ja, potrafimy się wręcz ową ostrością zachwycać. Air Tight, bardziej jeszcze niż mój Modwright, zbliżał się do owego czasem ostrego, czasem aksamitnie miękkiego, czasem lśniącego, a czasem całkiem matowego, naturalnego brzmienia trąbki.

Drugą cechą, bardziej zaskakującą w przypadku urządzenia lampowego, był mocny, dociążony, nisko schodzący bas. Wspomniany Bryston potrafił co prawda jeszcze lepiej, precyzyjniej ten zakres kontrolować i definiować – w końcu to zwykle nie jest domena lamp. – ale i Air Tight ATC-2 radził sobie bardzo dobrze. Weźmy choćby kawałek w wykonaniu Rickie Lee Jones (cover Steely Dan’a „Show Biz Kids”) z mocnym, wyrazistym basem, który towarzyszy od początku wokalowi. Słychać było co prawda drobne przesunięcie akcentu ze strun w stronę pudła, ale definicja i szybkość każdego szarpnięcia były więcej niż niezłe, a wybrzmienia długie i mocne. Czułem wręcz ‘w kościach’, że tak powiem, potęgę kontrabasu, ‘widziałem’ jak duży i ciężki to instrument. W tym kawałku w tle pracuje niesamowicie mocny, czysty, dźwięczny, wyjątkowo soczysty w wydaniu ATC-2 (jak mi się wydaje) trójkąt pokazujący wspomniane już ogromne możliwości tego urządzenia w zakresie wysokich tonów. Dorzućmy do tego ekspresyjny, namacalny wokal i dostajemy prezentację, od której trudno się oderwać, brzmiącą bardzo naturalnie i angażująco.

Podobnie jak trąbkę, Air Tight ATC-2 traktował i inne dęciaki. W jednym z kolejnych kawałków zagrał saksofon i to tak, że już wiedziałem, że następną płytą musi być jeden z albumów Bena Webstera, czarodzieja tego instrumentu. Na talerzu Basica pana Janusza Sikory wylądował krążek „Soulville”. Instrument zabrzmiał kryształowo czysto, dorównując w tym względzie wersji Brystona, a z drugiej strony to właśnie „lampowy” saks był bardziej obecny w moim pokoju, gęstszy, to ta wersja miała więcej ciała, była mocniejsza i bardziej namacalna. Po części była to zasługa przesunięcia Bena o pół kroku do przodu (w porównaniu do Brystona), ale to był tylko jeden z elementów. Raz jeszcze zachwyciła mnie duża ilość malutkich detali, wręcz subtelności – wyraźnie (choć same dźwięki wcale nie są przecież głośne) słychać było np. oddech muzyka, czy pracujące wentyle. Może to i dźwięki pozamuzyczne, ale to one przenoszą prezentację na jeszcze wyższy poziom realizmu, to one pozwalają zapomnieć, że słuchamy tylko płyty, tylko odtworzenia wydarzenia muzycznego, które miało miejsce lata temu na drugim końcu świata. Jak przystało na lampę, ATC-2 nie żałował wybrzmień – długie, pełne, pięknie uzupełniały dźwięk podstawowy instrumentu. Nie pozostało mi nic innego jak spędzić cały wieczór z Websterem, Davisem, Coltranem, czy Tomaszem Stańko. Gdyby jeszcze tylko nie trzeba było się ruszać z fotela do zmiany płyt (i stron)… No, ale to z kolei dawało pretekst by dolać sobie pysznego Merlota… :)

Dopiero gdy później przyszło mi posłuchać paru rockowych albumów ze sporym udziałem niskiego basu, których realizacja pozostawia nieco do życzenia, wspomniana niewielka niedoskonałość definicji i kontroli basu dały się odczuć. Z jednej strony była moc, wykop, mięcho, nawet odpowiednia dawka rockowego brudu, z drugiej w słabszych realizacjach, Air Tight ATC-2 (także i mój Modwright) ustępowały tranzystorowemu Brystonowi w zakresie umiejętności zapanowania nad wkradającym się tu i ówdzie chaosem. Po części to kwestia również mocniejszego nasycenia, dociążenia dźwięku niż w przypadku kanadyjskiego przedwzmacniacza, który grając nieco „chudziej” łatwiej radził sobie z najgęstszymi fragmentami, z momentami maksymalnie skomasowaną energią gitar elektrycznych, basowych i perkusji. Tak czy owak, dopóki słuchałem tych lepiej zrealizowanych nagrań Pink Floyd, niektórych krążków AC/DC, czy późniejszych Led Zeppelin wolałem gęstszą, mocniejszą, można powiedzieć bardziej rockową wersję w wydaniu ATC-2 (tak, tak – wolałem wersję z lampą w torze!). Gdy grałem słabiej zrealizowane albumy (jak wczesne Led Zeppelin czy U2) to Bryston grał to w sposób łatwiejszy do zaakceptowania. I rzecz nie w tym, że cokolwiek upiększał, czy ukrywał, ale w tym, iż dzięki owej nieco mniejszej ilości „mięsa”, że tak to kolokwialnie ujmę, lepiej panował nad słabościami tych krążków. Żeby była jasność – nie robił z nich bynajmniej nagrań audiofilskiej jakości, a jedynie ułatwiał przełknięcie ich słabości bez ciągłego krzywienia się.

W czasie długich sesji odsłuchowych nie mogło się obyć bez bluesa. Przedwzmacniacz Air Tight ATC-2 potrafi bardzo dobrze prowadzić pace&rhythm, czyli to, co najważniejsze w tym gatunku muzyki. A że ma też „feeling”, czyli czucie bluesa, zasłuchiwałem się Muddy Watersem, Johnem Lee Hookerem, BB Kingiem, Stevie Ray Vaughanem, Ericiem Claptonem, czy naszym rodzimym Dżemem (z czasów  Ryśka Riedla) i Tadziem Nalepą. To niby taka prosta, nieskomplikowana muzyka, ale dobrze zagrana, czy to na żywo, czy z płyty, wciąga i nie chce wypuścić. Air Tight ma to coś, tą umiejętność przekazywania energii, wbrew nazwie gatunku muzyki, zwykle całkiem radosnej, a jedynie z rzadka zdrowo dołującej. To czucie i odtwarzanie stosownego nastroju, to kolejna z wielkich zalet tego urządzenia, która przydawała się nie tylko w bluesie, ale i wielu nagraniach z wokalami. Choć o nich wspominam na końcu to nie dlatego, że ATC-2 sobie z nimi nie radzi, ale ponieważ ja, miłośnik lamp, traktuję to jako oczywistą specjalność baniek próżniowych. Nie znam bowiem dobrej lampy, która odtwarza wokale słabo. Robią to bardzo dobrze, znakomicie, albo genialnie. W tym konkretnym przypadku Air Tight był niejako związany osiągami wzmacniacza (tranzystorowego) w tym zakresie. Dlatego pewnie zaliczyłbym go do kategorii znakomitych, a nie genialnych, choć kto wie, co działoby się gdybym posłuchał go z jakąś wysokiej klasy końcówką lampową… Nawet jednakże z moim Modwrightem (akurat w tym względzie bardzo dobrym jak na tranzystor) Air Tight ATC-2 tworzył duet wyborny, pięknie oddający emocje, budujący klimat nagrań, oddający pasję i zaangażowanie wykonawców. Dlatego właśnie równie dobrze brzmiał wokal Janis Joplin jak i Cassandry Wilson, Ewy Bem i Franka Sinatry, Etty James i Davida Gilmoura, Freddiego Mercury i Luciano Pavarottiego. W tym względzie mój używany na co dzień zestaw Modwrighta spisuje się bardzo dobrze, ale zamiana LS100 na ATC-2 przeniosła prezentację wokali na nowy, wyższy poziom. Można się było tego spodziewać – nie dość, że Air Tight to jeszcze  niemal dwa razy droższy od mojego Modwrighta. Takie życie.

Podsumowanie

Przedwzmacniacz Air Tight ATC-2 to połączenie nieco vintagowego wyglądu ze znakomitym brzmieniem. W wykonaniu i wykończeniu widać japońską rękę – zadbano o najdrobniejsze szczegóły, dopracowano, wychuchano i zaoferowano klientom coś ponadczasowego, co na półce prezentuje się ślicznie i elegancko zarazem. Ja wiem, że to rzecz gustu, ale jeśli ktoś mi powie, że to brzydkie urządzenie, to po prostu nie uwierzę w szczerość takiej deklaracji. W przypadku urządzeń audio najważniejsze jest, a przynajmniej być powinno, brzmienie. Tu także testowane urządzenie nie zawodzi. Łączy najlepsze cechy lamp – finezję, gęstość, namacalność, przestrzenność i otwartość dźwięku z mocną, pewnie prowadzoną podstawą basową, z świetnym pace&rhythm oraz czystością i przejrzystością dźwięku (niekoniecznie słusznie) kojarzonymi raczej z tranzystorami. Air Tight ATC-2 oferuje otwartą, wysoce detaliczną, ale i lampowo eteryczną górę pasma wspierającą kolorową, namacalną średnicę. Dba o wybrzmienia, najdrobniejsze, również pozamuzyczne, subtelności przez co potrafi pięknie odtworzyć klimat nagrań, zwłaszcza tych zrealizowanych na żywo. Wciąga w muzyczny świat za uszy i to nie tylko przy muzyce akustycznej, czy wokalach. Bez widocznego wysiłku gra bowiem równie dobrze rocka czy bluesa i to z prawdziwym jajem, imponując dynamiką i energetyką prezentacji. A przy tym, co nie jest regułą w przypadku urządzeń lampowych, jest urządzeniem bardzo cichym i bezproblemowym. Nie miałem żadnych przygód z brumieniem, szumem, czy przydźwiękami w żadnym z zestawień. Znakomite, referencyjne wręcz urządzenie!

Platforma testowa

  • Źródło cyfrowe: pasywny, dedykowany PC z WIN10, Roon, Fidelizer Pro 7.3, karta JPlay z zasilaczem bateryjnym Bakoon, zasilacz liniowy Hdplex
  • Przetwornik cyfrowo-analogowy: LampizatOr BIG7
  • Źródło analogowe: gramofon JSikora Basic w wersji MAX, ramię Schroeder CB, wkładka AirTight PC-3, przedwzmacniacze gramofonowe: ESE Labs Nibiru i Grandinote Celio
  • Przedwzmacniacz: Modwright LS100
  • Wzmacniacz: Modwright KWA100SE
  • Kolumny: DeVore Fidelity Orangutan 93
  • Interkonekty: Hijiri Million, Less Loss Anchorwave
  • Kable głośnikowe: LessLoss Anchorwave
  • Kable zasilające: LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3
  • Zasilanie: Gigawatt PF-2 MK2 i ISOL-8 Substation Integra; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
  • Stoliki: Base VI, Rogoz Audio 3RP3/BBS
  • Akcesoria antywibracyjne: platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot

 

Specyfikacja (wg producenta):

Lampy: 12AX7 (ECC83) x 1, 12AU7 (ECC82) x 2
Sygnał wyjściowy: 2V, max. 15V
Impedancja wyjściowa: 200Ω
Zniekształcenia THD: < 0,01%
Czułość wejściowa: 110mV
S/N: 90 dB (A-ważone)
Wymiary: 410 (S) x 337 (G) x 156 (W) mm
Waga: 12 kg

Cena detaliczna (w Polsce):

Air Tight ATC-2: 35,000 zł

Producent: A&M LIMITED

Dystrybutor: Soundclub