KBL Sound Red Eye Ultimate Phono

by Marek Dyba / December 7, 2017

Szukając interkonektu phono do połączenia ramienia gramofonowego z przedwzmacniaczem łatwo przeoczyć, że uznany polski producent, KBL Sound, także ma takowe, i to zdecydowanie warte uwagi, w ofercie. Testujemy Red Eye Ultimate Phono.

Wstęp

Niektóre recenzje powstają trochę przez przypadek. Tak właśnie jest tym razem. Jakiś czas temu do testu otrzymałem znakomite (jak się okazało), dość kosztowne ramię gramofonowe Acoustical Systems Aquilar (test TU). Ramię to nie ma zamontowanego na stałe interkonektu – okablowanie wewnętrzne ramienia kończy się gniazdem typu DIN (takim jak w produktach choćby SME) i dalej to użytkownik ma sobie dobrać pasującą mu łączówkę. Problem polegał na tym, że mój Schroeder CB ma kabel zamocowany na stałe, podobnie było w przypadku ramion, które miałem wcześniej, więc do tej pory nie miałem potrzeby posiadania tego typu łączówki. Pozostało mi więc poprosić znanych mi producentów i dystrybutorów o wypożyczenie czegoś odpowiedniej klasy. Już na początku zwróciłem się do pana Roberta z KBL Sound po pierwsze dlatego, że mam z jego produktami same bardzo dobre doświadczenia, a po drugie to kable polskie, a jednocześnie prezentujące klasę światową, więc z mojego punktu widzenia preferowane.

W danym momencie dostępny w potrzebnej wersji był model Red Eye Ultimate – to seria druga (bądź trzecia, jeśli uwzględnić Himalaya Pro) od góry (przynajmniej jeśli chodzi o kable sygnałowe) i następnego dnia miałem ten kabel u siebie. Co więcej, w ramach ciekawostki, otrzymałem dystrybuowane przez KBL Sound adaptory Gold RCA firmy Bybee Technologies, czyli „kwantowe oczyszczacze sygnału”. Nie miałem z nimi wcześniej do czynienia i o ile mam dość sceptyczny stosunek do tego typu „wynalazków”, o tyle nie odrzucam ich a priori – daję im szansę w praktyce i dopiero wtedy oceniam. Tak też umówiłem się z KBL Sound – wepnę je w tor sygnału i jeśli usłyszę jakiś wpływ na brzmienie to napiszę o nich kilka słów.

Warto dodać, że wcześniej miałem okazję testować zestaw składający się z interkonektów RCA, kabli zasilających i głośnikowych z serii Red Eye Ultimate (na naszej stronie znajdziecie Państwo anglojęzyczną wersję tego testu TU), więc wiedziałem czego się spodziewać zarówno w zakresie charakteru jak i klasy brzmienia. Jak napisałem w tym teście – prędzej czy później, zapewne taki komplet wyląduje w moim systemie referencyjnym, który (taką przynajmniej mam nadzieję) pewnego dnia będzie się składał z samych, lub niemal samych (bo np. na polską wkładkę gramofonową, zwłaszcza wysokiej klasy, raczej się nie zanosi) polskich produktów. Na podstawie tego właśnie doświadczenia z Red Eye Ultimate oceniłem, że z dużą dozą prawdopodobieństwa będzie to odpowiedni partner dla ramienia za ponad 30 tysięcy złotych i wkładek za kilkanaście, co praktyka później potwierdziła.

Budowa

W serii Red Eye Ultimate wykorzystywane są przewodniki wykonane z miedzi lub srebra. Interkonekty, w tym Phono, oparto o monokrystaliczne srebro, natomiast kable głośnikowe i zasilające o monokrystaliczną miedź. Wysokiej klasy przewodniki są na kilka sposób ekranowane, zadbano także o odpowiednie tłumienie mechanicznych rezonansów zarówno zewnętrznych jak i własnych. Jako dielektryk wykorzystano spieniony pęcherzykami powietrza teflon – jeden z najlepszych materiałów tego typu dostępnych na rynku. Kabel umieszczony jest w koszulce z czerwono-czarnej plecionki nylonowej z miedzianymi nitkami, z wyraźną przewagą tego pierwszego koloru. W testowanej łączówce zastosowano wtyki RCA Mundorf/WBT 0110 Ag produkowane przez niemieckiego giganta (WBT) według specyfikacji Mundorfa To one właśnie stanowią główną różnicę w porównaniu do poprzedniej wersji Red Eye.
Wszystkie powierzchnie styków wykonane są w nich ze stopu czystego srebra z 1% dodatkiem złota. Powierzchnia styków została zminimalizowana, by wyeliminować wiry prądowe i inne szkodliwe zjawiska związane ze zbyt dużą masą metalu na łączeniach. Kabel wyposażony jest w osobną żyłę uziemienia zakończoną niewielkimi widełkami. Standardowe długości kabla phono to 1 i 1,5m, inne długości dostępne są na zamówienie. Wykonanie wszystkich kabli KBL Sound, z którymi miałem do tej pory do czynienia, jest znakomite i Red Eye Ultimate Phono nie jest bynajmniej wyjątkiem . To produkty dopracowane pod każdym względem, zarówno brzmieniowym jak i klasy użytych komponentów oraz jakości wykonania i wykończenia. Podobnie jak inne wersje, Phono dostarczany jest w prostym, ale ładnym pudełku kartonowym. Do tej pory żadnych niespodzianek – potwierdziło się wszystko, co wiedziałem po wspomnianym teście łączówki, kabli głośnikowych i zasilających. Pozostało więc sprawdzić brzmienie.

Brzmienie

Idealną sytuacją przy teście kabli jest porównanie ich do dobrze znanej referencji. W tym przypadku nie było to możliwe, ponieważ, jak już pisałem, sam nie używam tego typu kabla na co dzień. W trakcie testu udało mi się wypożyczyć kosztujący niemal o połowę mniej (acz w swojej cenie wybitny!) Siltech Classic Phono i to do niego jedynie mogę bezpośrednio odnosić to, co zaprezentował Red Eye Ultimate. Oba kable wykorzystywane były do połączenia wspomnianego ramienia Acoustical Systems Aquilar z jednym z dwóch przedwzmacniaczy gramofonowych – moim tranzystorowym GrandiNote Celio IV (test w języku angielskim znajdziecie Państwo TU) oraz testowanym dla magazynu Audio Video fantastycznym lampowym Ypsilonem VPS100 z firmowym step upem. W ramieniu na zmianę grały wkładki MC – AirTight PC3 oraz Acoustical Systems Archon.

Podpięcie Red Eye Ultimate Phono (na początku z moim Grandinote i AirTightem) natychmiast przywołało doskonałe wspomnienia z testu całego setu kabli z tej serii. Wielu osobom srebro w kablach kojarzy się z jasnym, odchudzonym dźwiękiem (ja twierdzę, że tak gra tylko „tanie” srebro) a polski interkonekt pięknie zaprzecza temu stereotypowi. Dźwięk z nim jest bowiem mocno dociążony, wypełniony, można powiedzieć, że wręcz gęsty. Mówię oczywiście o gęstości i nasyceniu dźwięku, które charakteryzują większość komponentów z najwyższej półki, występując ramię w ramię z wysoką rozdzielczością i ogromną ilością informacji. Brzmienie, zwłaszcza w pierwszej chwili, odebrałem więc jako dość ciemne i gładkie, ale było tak tylko do momentu, gdy w nagraniu pojawiły się np. blachy perkusji, a w kolejnych trójkąt, czy dzwoneczek i okazało się, że wyższa średnica i tony wysokie są fantastycznie dźwięcznie, otwarte i pełne powietrza. To dzięki tym cechom doskonale zabrzmiały przeszkadzajki na „Companion” Patricii Barber, ale także trąbka Tomasza Stańki na starym (polskim!) wydaniu albumu C.O.C.X, czy Milesa Davisa na kultowym „Kind of blue”. W porównaniu, wspomniany Siltech nie oferował aż takiego nasycenia, czy gęstości dźwięku – grał nieco „lżej”, acz dzięki temu wypadał trochę żwawiej. Wysokie tony nieco bardziej się skrzyły (acz bez śladów ostrości), ale nie miały idącej za tym masy, którą blachom, czy trójkątowi nadawał testowany kabel. Co ciekawe to jednak z KBL Sound wybrzmienia były dłuższe, pełniejsze.
Kolejną (oczekiwaną) cechą była przestrzenność prezentacji. Pierwsze, kluczowe określenie, jakie przychodzi mi do głowy przy jej opisywaniu to: brak sztuczności. Kabel KBL Sound nie sprawiał, że na wszystkich nagraniach scena była ogromna, a źródła pozorne duże i namacalne. Te elementy pojawiały się (w takim stopniu) jedynie w najlepszych pod tym względem realizacjach. Wówczas, zwłaszcza z fantastycznym, lampowym phono Ypsilona (z Celio też, ale w troszkę mniejszym stopniu), głębia sceny, gradacja planów, precyzja lokalizacji, namacalność instrumentów i wokalistów wchodziła na nieosiągalny dla wielu innych kabli poziom (odnosząc to do „zwykłych” interkonektów). Mój obowiązkowy test tego aspektu realizacji, „Carmen” Bizeta z Leontyną Price, wypadł z Red Eye Ultimate Phono (oraz Air Tightem i Ypsilonem) spektakularnie. Sposób oddania trójki śpiewaków krążących (w trakcie śpiewu) na pierwszym planie, nie dość, że namacalny, niemal realistyczny, to jeszcze wyjątkowo ekspresyjny sprawiał, że słuchałem tego z równie wielkimi emocjami, jak za pierwszym razem ileś tam lat temu gdy dopiero odkrywałem to nagranie. Gdy daleko z tyłu za nimi pojawiły się maszerujące i śpiewające chóry, wróciłem do rozważania, czy to w ogóle możliwe, że scena była aż tak głęboka, czy jednak efekt „wzmocniono” trochę w studio. Tak czy owak, umiejętność pokazania nie tylko odległości (głębi), ale i zmieniających się dynamicznie dystansów i relacji między wszystkimi elementami tej sceny, stawiał testowany kabel wśród najlepszych (kabli w ogóle), jakie znam. Muszę przyznać jednocześnie, że Siltech pozostawał ledwie pół kroku z tyłu, więc i on załapał się do tej samej ligi.

Gdy jednak przychodziło do „płytszych” nagrań, Red Eye Ultimate Phono nie próbował na siłę tworzyć głębi sceny, której w nagraniu nie było. Skupiał uwagę na pierwszym planie, na trójwymiarowości i namacalności źródeł pozornych o naturalnej wielkości. Polski kabel nigdy nie wypychał sceny do przodu, a nawet w przypadku nagrań, gdzie realizator ustawił wokalistkę przed linią kolumn, starał się ją nieco „cofnąć” tak by scena zaczynała się jednak na linii łączącej kolumny i była precyzyjnie budowana w głąb. Każde źródło pozorne, każdy wokal, były bardziej treściwe, bardziej obecne niż z Siltechem. Ten ostatni stawiał na obraz rysowany nieco ostrzejszą kreską, lepiej zaznaczając kontury, kształty instrumentów, ale owych nie wypełniając ich aż tak dobrze, jak testowany kabel. Red Eye Ultimate Phono, przy bardzo dobrej selektywności i separacji, lepiej też wypełniał przestrzeń między instrumentami budując bardziej organiczną, bardziej prawdziwą scenę – to kolejny element, wpływający na wyjątkowy (zwłaszcza z fantastycznym phono Ypsilona) realizm prezentacji.

No właśnie. Część cech tego kabla sprawdzała się w każdej testowanej konfiguracji doskonale. Inne, choćby owo wyjątkowe nasycenie i dociążenie dźwięku z lampowym Ypsilonem, który sam ma podobny charakter, w niektórych nagraniach kumulowało się i robiło „za dobrze” (zwłaszcza gdy na ramieniu wisiała nie aż tak przejrzysta i czysto brzmiąca – jak AirTight – wkładka Archon). W takich przypadkach zmiana na Siltecha wnosiła do grania pożądaną świeżość i lekkość. Dotyczyło to zwłaszcza starszych płyt (nagrań i wydań) z jazzem i wokalami, a nawet klasyką. W przypadku współcześnie zrealizowanych nagrań, które zwykle są jaśniejsze i „chudsze” niż te ze złotej ery winylu, Red Eye Ultimate był zwykle pierwszym wyborem, ponieważ nieco słabości tych krążków kompensował sprawiając, że brzmiały pełniej i naturalniej. Na tę ostatnią cechę składał się również wyjątkowy spokój prezentacji, jaki zapewniało wpięcie KBL Sound. Rzecz nie w jakimkolwiek ograniczeniu dynamiki, energii czy motoryki grania – te cechy na każdym krążku wyróżniały polski kabel na plus – ale w pełnej kontroli nad każdym aspektem brzmienia, w uporządkowaniu prezentacji, braku choćby śladów nerwowości.

Świetny timing, zwartość i sprężystość, które charakteryzują polski kabel, uzupełnione niskim zejściem, wypełnieniem i wysoką energią tej części pasma, wymagały przynajmniej dobrych, a najlepiej bardzo dobrych nagrań. To z Red Eye Ultimate kontrabas Raya Browna był jednocześnie potężny i żwawy, schodził piekielnie nisko, ale z doskonałą kontrolą i definicją, czarował naturalnością i bogactwem brzmienia, zachwycał wybrzmieniami zachowując właściwe proporcje między strunami a pudłem. Z Siltechem też było bardzo dobrze, ale instrument miał nieco mniejszą masę, nie był aż tak duży, nie wprawiał w drżenie kości słuchacza gdy brzmiała najniższa oktawa. Podobne wrażenia serwowały nagrania fortepianu. Z Red Eye Ultimate Phono czuło się potęgę tego instrumentu i dźwięków granych lewą ręką choćby na płytach (Tria) Tsuyoshi Yamamoto. Japoński pianista ma bowiem dość charakterystyczny styl grania z bardzo mocną lewą ręką właśnie. Niektórym systemom sprawia to sporo problemów i brzmi jakby muzyk dosłownie walił z całą siłą w klawisze. Jeśli jednak system zapewnia odpowiednią kontrolę i definicję dolnej części pasma, brzmi to efektownie i znakomicie, ale prawdziwie – nie ma w tym za grosz efekciarstwa. Red Eye Ultimate Phono potrafił utrzymać prezentację w ryzach pilnując, by Yamamoto pozostał przy mocnym, ale kontrolowanym graniu, z bardzo dobrze definiowanymi, choć potężnymi dźwiękami. Nieco inaczej rzecz się miała w słabych realizacjach z „przewalonym” basem – w nich nieco chudszy Siltech sprawdzał się trochę lepiej, choć oczywiście nie sprawiał, że brzmiały one równie dobrze, jak te lepsze, a jedynie bardziej akceptowalnie.

Red Eye Ultimate Phono miał jeszcze jedną, bardzo istotną dla mnie, przewagę nad Siltechem. W obu przypadkach było to granie ekspresyjne i angażujące, ale to polski kabel przekazywał emocje w bardziej jeszcze naturalny, bezpośredni, trafiający do mnie sposób. To z nim, gdy Louis Armstrong śpiewał  „What a wonderful world” nie miałem żadnych wątpliwości, że to najpiękniejszy utwór w historii muzyki rozrywkowej. To on w kapitalny sposób oddał dramatyczną historię Carmen we wspomnianej operze Bizeta. To z nim na „Sketches of Spain” Miles zabrał mnie w fascynującą podróż do Hiszpanii, a Musorgski na sabat czarownic na Łysej Górze. W tym ostatnim nagraniu, jednej z najlepszych realizacji, jakie posiadam w swojej kolekcji (na płycie „The power of the orchestra) Red Eye Ultimate Phono raz jeszcze pokazał w jak swobodny sposób, z jakim rozmachem, ale i pełną kontrolą potrafi zagrać nawet tak złożoną muzykę.

Bybee quantum purifiers

Obiecałem kilka słów o kwantowych oczyszczaczach sygnału marki Bybee Technologies. To dzieła Jacka Bybee ,według informacji na jego stronie, pierwotnie opracowane na potrzeby armii. Teoria jest „prosta” (o ile cokolwiek dotyczące mechaniki kwantowej można nazwać prostym). Sygnał przesyłany przez kable audio to elektrony przepływające przez przewodnik. Sam fakt interakcji z przewodnikiem powoduje powstawanie powstawanie zakłóceń na poziomie kwantowym, które degradują jakość brzmienia. Kwantowe oczyszczacze sygnału Bybee mają usuwać owe zakłócenia, a co za tym idzie brzmienie ma być lepsze niż bez nich. Występują one w różnych formach, zarówno do instalacji wewnątrz urządzeń, jak i w postaci produktów „plug-in”, czyli najprostszych do zastosowania. Gold RCA, które otrzymałem, mają postać czegoś w rodzaju przejściówki z wtyku na gniazdo RCA. Wpina się je z jednej strony w gniazda RCA, a z drugiej podłącza się interkonekt. Tak stosowałem go w teście, używając go na wejściu do przedwzmacniacza gramofonowego zgodnie z sugestią dystrybutora, który twierdził, że Bybee powinny mieć największy pozytywny wpływ przy bardzo niskim, a więc najwrażliwszym na zakłócenia, sygnale płynącym z wkładki typu MC. Dostępne są również podobne rozwiązania dla kabli głośnikowych i zasilających – może kiedyś będzie okazja i je wypróbować.

Z braku czasu nie próbowałem wszystkich możliwych konfiguracji zakładając, że jeśli jakiś efekt użycia puryfikatorów sygnału mam usłyszeć, to najwyraźniejszy powinien być w najlepszym zestawieniu (czyli z wkładką AirTighta i phono Ypsilona). Zmiana wprowadzana przez Bybee nie jest spektakularna, w każdym razie nie gdy pierwszy raz włącza się je w system nie wiedząc czego się spodziewać, na co zwracać uwagę. Łatwiej zauważyć co „siada” gdy po dłuższym odsłuchu wypnie się je z toru. Wówczas okazuje się, że dźwięk robi się mniej przestrzenny, że mniej słychać tych drobnych elementów, tzw. planktonu, który buduje realizm, a co za tym idzie zwiększa stopień zaangażowania w słuchaną muzykę. Całość wydaje się mniej… muzykalna, mniej płynna, mniej organiczna, wybrzmienia wydają się odrobinę krótsze, a dźwięk po prostu uboższy. Gwoli jasności – to nie są różnice na poziomie wymiany wzmacniacza, kolumn, czy źródła w systemie. Są zdecydowanie subtelniejsze, trudniej jest jest zdefiniować, wskazać palcem i to ich brak jest dotkliwszy niż pozytywne odczucia związane z ich pojawieniem się. Temu ostatniemu trudno się dziwić – gdy dźwięk robi się bardziej naturalny przyjmujemy to przecież jako coś oczywistego. Gdy zmiana następuje w drugą stronę trudniej jest ją zaakceptować. Podobny, choć jeszcze wyraźniejszy efekt, daje opisywany przeze mnie w swoim czasie (zobacz TU) polski procesor Yayuma ASP01, który także sprawia, że słyszymy więcej muzyki w muzyce, że odbieramy brzmienie jako bardziej naturalne. Jak mi powiedział pan Robert z KBL Sound on sam w swoim systemie używa wielu produktów Bybee, a efekt ich działania się kumuluje. Moim zdaniem posiadacze wysokiej klasy systemów powinni więc przynajmniej wypróbować ich działanie. Ok 1700zł za parę oczyszczaczy sygnału Gold RCA to może niemało, ale z drugiej strony w topowych systemach szuka się sposobów na uzyskanie choćby drobnej poprawy zwykle wydając zdecydowanie większe pieniądze, więc ta kwota nie powinna robić aż tak dużego wrażenia. Jeśli one się sprawdzą to w ofercie Bybee Technologies jest szereg kolejnych produktów, które na pewno warto wypróbować.

Podsumowanie

Red Eye Ultimate Phono, zgodnie z oczekiwaniami, oferuje podobny charakter jak znany mi już interkonekt z tej serii. To wyrafinowane, świetnie poukładane, rozdzielcze brzmienie mocno osadzone w dociążonym, nasyconym, świetnie różnicowanym dole pasma o znakomitym timingu, a co za tym idzie rytmice. Owo dociążenie dotyczy całego pasma, bo i średnica jest wyjątkowo pełna, kolorowa i płynna, a i góra, z jednej strony dźwięczna, otwarta i pełna powietrza, z drugiej ma rzadko spotykaną (naturalną) masę. To również niezwykle przestrzennie, acz nie na siłę, brzmiący kabel. Scena może być bardzo szeroka i mieć wyjątkową głębię, ale pod warunkiem, że tak jest zapisana w odtwarzanym nagraniu. Nawet jeśli odtwarzana muzyka nie zastała w tym aspekcie jakoś wybitnie zarejestrowana, Red Eye Ultimate Phono zbuduje namacalną, przekonującą, nawet jeśli nie wielką scenę, lokując na niej precyzyjnie zlokalizowane, trójwymiarowe źródła pozorne naturalnej wielkości. To jeden z tych kabli, przy których… zapomina się, że w torze są kable – właściwie każdy aspekt brzmienia jest bowiem akuratny, taki jak trzeba.

Jedyna uwaga – przynajmniej na jednym końcu tego interkonektu powinno się znaleźć rozdzielcze, czyste i transparentne urządzenie. Takim jest np. wkładka AirTight PC3, czy przedwzmacniacz gramofonowy Grandinote. Wkładka Archon i phono Ypsilon należą jednak do ciut cieplejszych (choć znakomitych), więc połączenie akurat tych dwóch za pomocą Red Eye Ultimate Phono, choć nadal bardzo dobre i pod wieloma względami wręcz magiczne, nie dawało polskiemu kablowi szansy na pokazanie pełni możliwości. Gdy jednak łączyłem nim AirTighta z Ypsilonem, czy Archona z GrandiNote uzyskiwałem brzmienie z najwyższej ligi. Proszę to traktować jedynie jako sugestię, acz naprawdę warto dać kablowi KBL Sound Red Eye Ultimate Phono (i sobie) szansę na wykorzystanie jego pełnego, ogromnego potencjału.

Platforma testowa:

  • Pomieszczenie: 24m2, z częściową adaptacją akustyczną – ustroje Rogoz Audio, AudioForm
  • Źródło analogowe: gramofon JSikora Basic w wersji MAX, ramię Schroeder CB, wkładka AirTight PC-3, Acoustical Systems Archon, przedwzmacniacze gramofonowe: Ypsilon VPS100 + firmowy step up, Grandinote Celio mk IV
  • Wzmacniacz: Modwright KWA100SE
  • Przedwzmacniacz: AudiaFlight FLS1
  • Kolumny: Ubiq Audio Model One Duelund Edition
  • Interkonekty: Hijiri Million, Less Loss Anchorwave
  • Kable głośnikowe: LessLoss Anchorwave, Skogrand Beethoven
  • Kable zasilające: LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3
  • Zasilanie: Gigawatt PF-2 MK2 i ISOL-8 Substation Integra; kable sieciowe LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3, dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
  • Stoliki: Base VI, Rogoz Audio 3RP3/BBS
  • Akcesoria antywibracyjne: platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot

Cena detaliczna:

  • KBL Sound Red Eye Ultimate Phono: 8.800 zł / 1m; 10.690 zł / 1,5m

Strona producenta: KBL Sound