Murasakino Sumile MC

by Marek Dyba / December 18, 2017

Wkładki gramofonowe są jedną ze specjalności japońskich producentów audio. Tak naprawdę dziś większość z nich powstaje właśnie w Kraju Kwitnącej Wiśni jako dzieła rąk kilku/kilkunastu wyjątkowych rzemieślników, czy może raczej artystów. Od czasu do czasu nawet pośród nich musi pojawić się „świeża krew” i z takim przypadkiem mamy do czynienia w tym teście. Zapraszam do recenzji debiutanckiego produktu nowej japońskiej marki, wkładki Murasakino Sumile MC.

Wstęp

Przyznaję szczerze, że gdy dostałem wkładkę do testu od polskiego dystrybutora była dla mnie całkowitą zagadką – nazwa kompletnie nic mi nie mówiła. Pudełeczko było niewielkie i jak to niemal zawsze w przypadku japońskich produktów, bardzo ładne, zrobione ze smakiem, by klient, który weźmie je do ręki od razu wiedział, że ma do czynienia w produktem wyjątkowym. Audiofile mają różne podejście do kwestii opakowań – jedni uważają te wyszukane za stratę pieniędzy, inni od początku chcą poczuć, że producent traktuje ich poważnie, z szacunkiem i wyraża to już za pomocą wyjątkowego opakowania. O ile w przypadku wzmacniacza, czy kolumn najważniejsza jest solidność opakowania, by produkt na pewno dotarł do klienta w idealnym stanie, o tyle drobniejsze produkty, jak wkładki gramofonowe, czy akcesoria takie jak przepięknie opakowane akcesoria Harmonixa (zobacz TU), które są często małymi arcydziełami ludzkich rąk, zdecydowanie zasługują na coś więcej. Gdy dodatkowo pochodzą z Japonii można z góry założyć, że już pierwszy kontakt z nimi dostarczy wyjątkowych wrażeń. Tak też jest i w tym przypadku – opakowanie Murasakino Sumile MC jest proste, eleganckie, ale również intrygujące. Plus, co przecież także ważne, dobrze zabezpiecza delikatną wkładkę.

Ten aspekt był poniekąd oczekiwany zważywszy na pochodzenie Sumile MC, zaskoczenie przyszło tak naprawdę po otwarciu opakowania. W środku znalazłem bowiem wkładkę w dość… oryginalnym kolorze. Co prawda japońska nazwa – Sumile – zdradza czego można oczekiwać, ale moja (właściwie nieistniejąca) znajomość tego języka nie przygotowała mnie na fioletowe body ze złotymi elementami. To chyba najbardziej oryginalnie wyglądający kartridż z jakim miałem do tej pory do czynienia. Większość wygląda dość skromnie, by nie rzec niepozornie, przynajmniej dla niewprawnego oka laika. W tym przypadku twórca Murasakino zagwarantował swojemu produktowi uwagę każdego, kto będzie miał okazję go zobaczyć. Mówiąc szczerze, fiolet nie należy do moich ulubionych kolorów (podobnie jak złoty), ale w Sumile zakochałem się od pierwszego wejrzenia i to jeszcze zanim zacząłem jej słuchać. Taką kolorystykę można uznać za nieco wyzywającą, czy raczej rzucającą wyzwanie konkurencji, wysyłającą jasny przekaz: jestem inna i to moja zaleta! Jak Państwo widzicie przygoda z tą japońską wkładką zaczęła się niczym film Hitchcocka – od trzęsienia ziemi – a potem napięcie, choć w tym przypadku raczej relaks i satysfakcja z obcowania z muzyką reprodukowaną przez Sumile MC, tylko rosło.

Zanim wziąłem się za odsłuchy postanowiłem poszukać informacji o twórcy – mamy tu przecież do czynienia z rzadkim przypadkiem, kiedy pojawia się nowa marka i od razu oferuje produkt, który ma konkurować z najlepszymi. Konstruktorem Sumile MC jest pan Daisuke Asai, który jak sam mówi, przygodę audio zaczął od lampowego wzmacniacza zbudowanego jeszcze w trakcie studiów. Później doświadczenie zdobywał w firmie Denon Lab, a następnie w A&M limited, która bardziej znana jest pod handlową nazwą AirTight. To właśnie tam, pod okiem pana Ishiguro nasz konstruktor zdobywał wiedzę i doświadczenie. Jakby tego było mało, Asai-san jest również muzykiem amatorem – gra na oboju. Nie muszę nikogo przekonywać, że doskonała znajomość brzmienia prawdziwych instrumentów jest ogromnym atutem, gdy tworzy się urządzenia do odtwarzania muzyki. Praca w A&M Limited pozwalała panu Daisuke gromadzić wiedzę i doświadczenie, niezbędne w tej branży, ale jednocześnie zabierała ogromną ilość czasu uniemożliwiając zajmowanie się własnymi projektami. W końcu więc nadszedł moment decyzji. Pan Asai zrezygnował z posady w firmie AirTight i założył własną, którą nazwał Murasakino Ltd. Na rynek postanowił wkroczyć „z hukiem” proponując od razu wkładkę gramofonową mającą konkurować z najlepszymi – Sumile MC. Czy faktycznie jest aż taka dobra? Sprawdźmy.

Budowa

Jak pisze producent na swojej stronie: „… Sumile nie jest napakowana super-technologiami ani materiałami nie z tej ziemi. To dzięki fanatycznemu wręcz przywiązaniu do najdrobniejszych nawet szczegółów i dbałości o najwyższą jakość wykonania udało się stworzyć „ostateczne rozwiązanie” dla miłośników analogu”.

Sumile MC to, jak wskazuje nazwa, wkładka gramofonowa z ruchomą cewką. Dodajmy od razu – to wkładka o bardzo niskiej, bo wynoszącej zaledwie 1,2 Ω impedancji wewnętrznej. Tę uzyskuje się dzięki mniejszej ilości zwojów cewki. Rozwiązanie wydaje się proste, ale ma swoje konsekwencje – mniejsza impedancja oznacza również niższy sygnał wyjściowy. Niski sygnał wyjściowy to z kolei konieczność zastosowania większego wzmocnienia (w przedwzmacniaczu gramofonowym), z którym wiąże się z kolei wyższy poziom (niepożądanych) szumów i zniekształceń. Skonstruowanie odpowiedniego przedwzmacniacz/transformatora step up jest oczywiście wykonalne i trochę takich na rynku funkcjonuje, bo i wkładek o bardzo niskim poziomie wyjściowym jest trochę. Jednakże nieco wyższy sygnał z wkładki to z kolei umożliwienie użytkownikowi wyboru pośród większej ilość przedwzmacniaczy gramofonowych/step upów. Pan Asai, by uniknąć problemu związanego z koniecznością bardzo dużego wzmocnienia sygnału z wkładki zadbał, by mimo niskiej impedancji oferowała ona relatywnie wysoki sygnał na poziomie 0,35 mV. Ta wartość pozwala Sumile MC swobodnie współpracować z niemal każdym przedwzmacniaczem gramofonowym MC, co nie zmienia faktu, iż należy zapewnić jej możliwie najlepszego partnera by wykorzystać pełny potencjał.

Materiały wykorzystane przy budowie wkładki zostały dobrane pod kątem najlepszego brzmienia. Dlatego podstawę wkładki, czyli górną płytkę (która stanowi interface między nią a główką ramienia) oraz wewnętrzną część, do której mocowany jest generator i cewka, zostały wykonane z nierdzewnej stali (a nie z aluminium, jak w wielu innych wkładkach). Stal jest materiałem sztywniejszym od aluminium, co jest zaletą, acz jednocześnie trudniejszym w obróbce i dlatego stosuje się ją rzadziej. W przypadku Sumile MC mającej konkurować z najlepszymi powierzchnię stalowych elementów wzorem instrumentów dętych pokryto złotem. Taki zabieg wykonuje się by uzyskać pożądaną częstotliwość rezonansową materiału przekładającą się na lepsze, bardziej naturalne brzmienie. Choć tej informacji na stronie producenta nie znalazłem wydaje mi się, że zewnętrzną, fioletową „skorupę”, czy po prostu obudowę wkładki wykonano z aluminium. We wkładce wykorzystano magnes neodymowy, wspornik wykonany z boru i diamentową igłę o szlifie typu ‘semi-contact’. Wkładka jest wyposażona w zdejmowaną osłonkę igły. W pudełku oprócz wkładki znajdziemy również śrubki i kluczyk służące do jej mocowania w główce ramienia.

Brzmienie

Do testu otrzymałem całkowicie nową wkładkę jasne więc było, że będzie ona potrzebowała przynajmniej kilkudziesięciu godzin by się ułożyć. Zwykle w podobnych sytuacjach doskonale słychać, że wkładka jest nowa, że potrzebuje czasu by pokazać swoje prawdziwe oblicze. Najczęściej na początku dźwięk się nie otwiera, jest nieco „zamglony”, brakuje detali, wypełnienia, rozdzielczość nie jest zbyt dobra, bas bywa zbyt lekki, albo nie do końca kontrolowany, itd. Wszystkie te elementy pojawiają się dopiero z czasem, gdy cała mechanika wkładki się ułoży i zacznie pracować w optymalny sposób. Dlatego też gdy dostaję zupełnie nową wkładkę często używam specjalnej płyty przygotowanej przez niemieckiego specjalistę, firmę Clear Audio, która proces wygrzewania wkładki przyspiesza. To kwestia odpowiednich sygnałów zapisanych w rowkach winyla, które zmuszają igłę i jej zawieszenie do intensywnej pracy, a co za tym idzie przyspieszają proces „wygrzewania”.

Tym razem jednak ciekawość zwyciężyła – w końcu nie co dzień mam okazję słuchać produktu zupełnie nowej, kompletnie mi do tej pory nieznanej marki, która na dodatek już zdążyła nieco na dość mocno zhierarchizowanym rynku namieszać. Od razu więc po starannym ustawieniu wkładki z pomocą szablonu SMARTractor firmy Acoustical Systems, o którym wspominałem w recenzji ramienia tej marki (zobacz TU), postanowiłem posłuchać co potrafi to małe fioletowe japońskie cudeńko powieszone początkowo na ramieniu Cantano T zamontowanym w gramofonie Cantano W. Dalej sygnał trafiał albo do mojego dyżurnego, referencyjnego przedwzmacniacza gramofonowego GrandiNote Celio mk IV, albo do genialnego Tenor Audio Phono 1. Później przyszedł czas na odsłuch w moim gramofonie JSikora Standard Max z ramieniem Acoustical Systems Aquilar z kablem KBL Sound Red Eye Ultimate Phono.

Miałem okazję recenzować już dobrych kilkaset (i to „set” bliżej tysiąca niż stu) różnych urządzeń i jedynie bardzo niewielki ich procent zrobił na mnie tak ogromne pierwsze wrażenie, jak Sumile MC. Na tej krótkiej liście są takie tuzy jako Kondo Souga czy Kagura, wspomniane Phono 1 Tenor Audio, Golden Gate LampizatOra, Ypsilon VPS100, AirTight PC3 i pewnie jeszcze ze 2-3 inne. Dodam jeszcze, że wszystkie je dostałem już dobrze wygrzane, a nie prosto z fabryki. Jak widać od samego początku wkładka Murasakino znalazła się w mojej prywatnej hierarchii w doborowym towarzystwie a im dłużej jej słuchałem, tym bardziej byłem pewny, że doskonale do niego pasuje.

Owe pierwsze wrażenia z odsłuchu Murasakino Sumile MC były mocno odmienne od wspomnianych doświadczeń z innymi nowymi wkładkami. Tu od pierwszej płyty byłem pod wrażeniem ogromnej ilości informacji, które igła odczytywała z rowka, czystości i transparentności, z którymi były one prezentowane. Dotyczyło to przede wszystkim górnej części pasma, która już była obłędnie rozdzielcza, niesamowicie otwarta i pełna powietrza, a jednocześnie gładka, bez śladów agresywności i, o dziwo (z racji nowości), jakiejkolwiek ziarnistości. Braki, jeśli tak można je w ogóle nazwać, w trakcie wygrzewania słyszalne były przede wszystkim w dolnej średnicy i basie, które odbierałem jako zbyt lekkie, którym brakowało nieco wypełnienia i dociążenia, choć kontrola już była bardzo dobra. Nawet w tej sytuacji skutkującej lekkim przesunięciem balansu tonalnego w górę, brzmienia nie odbierałem jako rozjaśnionego ani suchego. Rozdzielczość tego dźwięku robiła ogromne wrażenie, dźwięk od początku miał wiele warstw, a bogactwo detali dotyczyło ich wszystkich, także tych głębszych, zwykle mniej precyzyjnie pokazywanych. Choć niektóre aspekty brzmienia nie były (jeszcze) doskonałe szkoda mi było czasu na płytę Clear Audio – wolałem słuchać, a w niektórych przypadkach wręcz odkrywać na nowo dobrze mi znane krążki.

Dzięki temu mogłem przez kolejnych kilka dni obserwować proces układania się Sumile MC. Dźwięk stopniowo się wypełniał, dociążał, niski bas, który na początku był jedynie delikatnie zaznaczony, w końcu potrafił zdrowo „przyłożyć” zarówno gdy tutti grała wielka orkiestra symfoniczna, jak i gdy chłopaki z AC/DC rozkręcali się na scenie pokazując jak się gra rock’n’rolla. Stopniowo obniżał się więc i balans tonalny, aż w końcu dotarł do umownego „0”, czy neutralności i tam już pozostał. Dźwięku nie odbierałem w kategoriach: zimny / ciepły, ale po prostu jako taki jak trzeba, naturalny, płynny i spójny. Najmniejsze zmiany w trakcie procesu wygrzewania nastąpiły w górnej części pasma. Ilość informacji, otwartość i genialna rozdzielczość pozostały, acz doszła do nich pewna… szlachetność, sznyt, coś, co sprawiało, że nie odbierałem ich już w aż tak bezpośredni (choć raz jeszcze podkreślę – ani przez moment agresywny) sposób, ale zachwycałem się raczej wyrafinowaniem, delikatnością, ale i mocą prezentowaną gdy zachodziła taka potrzeba. Na pozór może się to wydawać nie do połączenia, ale w praktyce góra pasma czasem była delikatna niczym aksamit, cudownie oddając np. łkanie skrzypiec, by po chwili zabrzmieć dużo mocniej gdy trzeba było zagrać ostrą, pełną powietrza i energii trąbkę, czy oddać popisy bębniarza szalejącego na talerzach perkusji. Relaksowała więc i zachwycała subtelnością, wyrafinowaniem, ale gdy trzeba było szczypała w uszy naturalną (!) ostrością i zadziornością wspartymi jeszcze kapitalnymi wybrzmieniami.

Wraz z układaniem się Sumile MC rosły jej możliwości w zakresie różnicowania barwy i (mikro i makro) dynamiki oraz pojawiało się całe morze subtelności, drobniutkich informacji muzycznych i tych dotyczących akustyki nagrań, których większość znanych mi wkładek nie potrafiła z tych samych nagrań wydobyć w aż tak rozbudowanym zakresie. Pewnie, że zdarza się, iż testowane urządzenia odkrywają przede mną nieznane mi wcześniej pokłady muzyki, czy informacji w nagraniach znanych niemal na pamięć, ale to naprawdę rzadkie przypadki właściwie zawsze związane z absolutnie topowymi urządzeniami. Jasne więc już na tym etapie było, że Murasakino Sumile MC należy właśnie do tej wyjątkowej kategorii produktów audio, które nie dość, że zachwycają klasą brzmienia, to są w stanie zaoferować nowy poziom doznań i emocji, które przecież są kwintesencją muzyki.

Jednym elementów tej prezentacji, który zachwycał mnie coraz bardziej niemal z każdym krążkiem, był absolutnie swobodny, niewymuszony sposób prezentacji właściwie każdej muzyki. Nie miało znaczenia, czy były to dwie gitary akustyczne, solowy wokal, kwartet smyczkowy, kapela rockowa czy wielka orkiestra symfoniczna. Japońska wkładka czuła się jak ryba w wodzie w każdym gatunku. Warunkiem była dobra (nawet niekoniecznie bardzo dobra, po prostu dobra) jakość realizacji i tłoczenia oraz przyzwoity stan płyty. Wystarczyło taki winyl położyć na talerzu i niezależnie od tego, czy został on wydany przez RCA, Deccę, Three Blind Mice, czy nawet Polskie Nagrania, Sumile MC potrafiła wydobyć z niego gigantyczne pokłady informacji i poskładać je w płynną, żywą i nadzwyczajnie muzykalną całość, która raz po raz wywoływała uśmiech na mojej twarzy. W tym zakresie przypominała mi moją wkładkę PC3 AirTighta, dla której gatunek muzyczny też właściwie nie gra roli. Niemniej, choć zakup PC3 w swoim czasie był dla mnie spełnieniem marzeń i niewiele znanych mi wkładek dorównywało jej klasą do tej pory, a zaledwie kilka brzmiało wyraźnie lepiej, tym razem nie miałem najmniejszych nawet wątpliwości, że Sumile MC to jeszcze inna, wyższa liga grania. Dobry stan fizyczny krążków był ważny o tyle, że gwarantował minimalną ilość trzasków, które, nawet jeśli się pojawiały, to raczej gdzieś obok muzyki zupełnie nie wpływając na jej odbiór. Gdy jednak zdarzyło mi się na talerzu położyć dawno nie mytą płytę albo taką z większą rysą, Murasakino szybko mi to wypominała.

Niezależnie od tego, czy Sumile MC pracowała w ramieniu Cantano na decku tej samej marki, czy w Aquilar na moim znakomitym JSikorze, oferowała podobny, niebotyczny poziom wyrafinowania, dawała równie znakomity wgląd w odtwarzaną muzykę i podobnie, bezgranicznie mnie w nią angażowała. Pewne różnice występowały – z moim ciężkim gramofonem i doskonałym ramieniem nieco większy akcent położony był na dynamikę i dociążenie dźwięku. Na wyśmienitym Cantano i unipivotowym ramieniu dźwięk był jeszcze bardziej otwarty, jeszcze więcej w nim było elementów akustyki nagrań. Dlatego właśnie np. krążek Rodrigo i Gabrieli, na którym z ich gitarach sypały się wręcz skry a dynamika przypomniała mi natychmiast znakomity warszawski koncert tego duetu, brzmiał odrobinę lepiej na JSikorze. Przekaz aż gotował się od czystej energii, ale przy zachowaniu absolutnej kontroli nad wszystkim, co działo się na niewielkiej, ale kapitalnie realistycznie zrenderowanej scenie. Wiele urządzeń audio potrafi pokazać heavy-metalowe dusze tych znakomitych muzyków, ale odtworzenie intensywności i zaangażowania, ewidentnej chemii między tą dwójką i tej potężnej dawki energii serwowanej z pomocą zaledwie dwóch gitar – to w tak realistyczny sposób potrafią jedynie najlepsze komponenty/systemy. Mój gramofon ze znakomitym AirTight’em PC3 robi to doskonale, ale Sumile MC szybko udowodniła, że da się jeszcze lepiej, że w rowkach tej samej płyty jest jeszcze więcej informacji, które można odczytać, a następnie fantastycznie zinterpretować.

Gdy przyszło do „Czterech pór roku” Vivaldiego Cantano jeszcze lepiej pokazywały możliwości Murasakino w zakresie niebywałej elegancji, polotu prezentacji i ukazywania nawet najgłębszych warstw muzyki w sposób detaliczny, ale nieprzesadnie analityczny. Niesamowita płynność muzyki, harmonia wszystkich instrumentów, ogromna ilość powietrza między nimi, wybrzmienia, emocje i nastrój każdej z pór roku były atutami Sumile MC pracującej w tym gramofonie. Na mojej ukochanej „Carmen” z Leontyną Price potęga, energia i rozmach orkiestry na Sikorze wypadały jeszcze genialniej niż na Cantano, natomiast na tym drugim zachwycała natychmiastowość uderzeń orkiestry, scena była jeszcze głębsza a postaci na pierwszym planie jeszcze bardziej namacalne. Wszystkie te różnice były naprawdę niewielkie i brały się z charakterystyk decków i ramion, a genialność Murasakino polegała na wykorzystaniu jej kluczowych atrybutów – absolutnie wyjątkowej czystości, transparentności i braku podbarwień oraz stratosferycznej rozdzielczości by pokazać zalety pozostałych elementów systemu. W obu przypadkach były to jedne z najlepszych odtworzeń tych doskonale mi znanych krążków, jakie zdarzyło mi się słyszeć, a że nieco odmienne od siebie? Cóż, po to właśnie oferta na rynku jest dość szeroka by nawet wśród urządzeń z wysokiej półki dobrać takie, które niewielkie akcenty postawi tam, gdzie sobie tego życzy dany użytkownik. Choć tak naprawdę w tym przypadku dla mnie wybór między JSikorą a Cantano jako partnerem dla Sumile MC byłby bardzo trudny, bo na obu grała genialnie. Podejrzewam, że i z każdym innym topowym gramofonem japońska wkładka stworzyłaby system marzeń. Na pewno moich, ale jeśli dacie jej Państwo szansę to jest bardzo prawdopodobne, że podzielicie moje zdanie. Czegóż więcej można bowiem wymagać od wkładki gramofonowej z absolutnego topu? Ja nie potrafię już niczego wskazać.

Podsumowanie

Właściwie mógłbym podsumować test wkładki Murasakino Sumile MC jednym prostym zdaniem – to najlepsza wkładka, jakiej było mi dane do tej pory słuchać. Choć wielu topowych konkurentów nie słyszałem to i tak zaryzykuję stwierdzenie, że to jedna z najlepszych wkładek, jakie można dziś kupić. Jest droga – to prawda – ale też i ma do zaoferowania kombinację cech, która dla osoby poszukującej najlepszego możliwego brzmienia będzie wystarczającym powodem, by sięgnąć głębiej do kieszeni. To niebywale rozdzielcza wkładka. Gra czysto, transparentnie i równo, nie preferując żadnej części pasma, a przy tym gładko, muzykalnie i angażująco. Znakomicie cieniuje barwę i dynamikę, potrafi zagrać subtelnie i delikatnie by oddać pełne bogactwo pięknego głosu czy solowego instrumentu, ale i z rozmachem i energią, dociążonym, znakomicie kontrolowanym dźwiękiem by kapela rockowa bądź orkiestra mogły pokazać swoją potęgę. Doskonale buduje dużą (w każdym z trzech wymiarów) i precyzyjnie rozplanowaną scenę, pokazuje jej kolejne warstwy niewiele jedynie uboższe w detale od pierwszego planu. Renderuje na niej namacalne, trójwymiarowe źródła pozorne i sprawia, że czuje się wręcz obecność muzyków, nawiązuje z nimi intymny kontakt, że oczywiste są relacje między nimi. Dźwięk jest dzięki Sumile MC nasycony, niesamowicie bogaty w informacje włącznie z najdrobniejszymi subtelnościami, ale to nie one stanowią istotę tej prezentacji. Na pierwszym miejscu zawsze jest muzyka brzmiąca w wyjątkowo realistyczny i naturalny sposób zmieniając odsłuch w iście transcendentalne przeżycie. Życzyłbym sobie jak najwięcej TAKICH debiutów na rynku audio, choć wolałbym, by były one przystępniejsze cenowo. Tyle że za jakość dźwięku oraz bogactwo i prawdziwość emocji, które Murasakino Sumile MC oferuje, warto zapłacić właściwie każdą cenę. Kiedyś za cel wyznaczyłem sobie posiadanie AirTighta PC3. Trochę to trwało, ale udało mi się dopiąć celu. Teraz mam nowy – Murasakino Sumile MC – pewnie nieprędko, ale wierzę, że też uda mi się go zrealizować.

Ponieważ jest to najlepsza wkładka jakiej do tej pory u siebie słuchałem, nie pozostaje mi nic innego jak przyznać jej w pełni zasłużonego Victora.

Specyfikacja (wg. producenta):

Typ …. MC
Materiał wspornika …. bor
Pasmo przenoszenia …. 10 – 50.000 Hz
Napięcie wyjściowe …. 0,35mV / 1kHz
Impedancja wewnętrzna …. 1,2Ω
Siła nacisku …. 1,9g – 2,1g
Masa …. 14,5 g

Platforma testowa:

  • Pomieszczenie: 24m2, z częściową adaptacją akustyczną – ustroje Rogoz Audio, AudioForm
  • Źródło analogowe: gramofon JSikora Standard w wersji MAX, ramię Acoustical Systems Aquilar, wkładka AirTight PC-3, Cantano W + Cantano T, przedwzmacniacze gramofonowe: Grandinote Celio mk IV, Tenor Audio Phono 1
  • Wzmacniacz: Modwright KWA100SE, Grandinote Shinai, Thöress EHT
  • Przedwzmacniacz: AudiaFlight FLS1
  • Kolumny: Ubiq Audio Model One Duelund Edition
  • Interkonekty: Hijiri Million, Less Loss Anchorwave, KBL Sound Red Eye Ultimate Phono
  • Kable głośnikowe: LessLoss Anchorwave
  • Kable zasilające: LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3
  • Zasilanie: Gigawatt PF-2 MK2 i ISOL-8 Substation Integra; kable sieciowe LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3, dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
  • Stoliki: Base VI, Rogoz Audio 3RP3/BBS
  • Akcesoria antywibracyjne: platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot

Cena detaliczna:

  • Murasakino Sumile MC: 34.990 zł

Strona producenta: MURASAKINO AUDIO

Dystrybutor: Audio Atelier