RT-Project DAC One Dual

by Marek Dyba / October 21, 2019

Nie zdarza się często, że wracam do (niemal) tego samego produktu, by jeszcze raz o nim napisać. Tym razem uznałem, że warto zrobić wyjątek dla znanego już naszym Czytelnikom DACa marki RT-Project, choć pisałem o nim już nawet dwa razy. Tym razem jednakże trafiła do mnie nowa wersja – DAC One Dual, która dodatkowo odtwarza już nie tylko pliki w formacie PCM, ale i w DSD.

Wstęp

Kiedy to było? Musiałem sprawdzić. W kwietniu 2018 pisałem na łamach HighFidelity o lampowej wersji DAC ONE, by kilka miesięcy później, we wrześniu opisać dla Państwa tranzystorową wersję tego samego urządzenia. Osoby, które nie czytały żadnego z tych tekstów najpierw pozwolę sobie do tego gorąco zachęcić. Jeśli jednakże mi się nie uda wyjaśnię pokrótce, że mowa jest od dwóch wersjach przetwornika cyfrowo-analogowego opracowanego przez warszawską firmę RT-Project. Stoi za nią dwóch ambitnych i, sądząc po wynikach prac, zdecydowanie wiedzących co robią, inżynierów i miłośników muzyki, którzy wyznają zasadę: jak coś ma być zrobione dobrze, to zrób to sam. Ujmując rzecz inaczej na rynku nie znaleźli satysfakcjonujących ich propozycji w zakresie DACów (także innych komponentów, stąd w ich prywatnych systemach pracują jeszcze nie własne, ale mocno zmodyfikowane, wzmacniacze – zwracam uwagę na słowo „jeszcze”…) więc postanowili opracować własny. Nazwali go właśnie DAC One.

Dwuznaczność tej nazwy rzuca się w oczy, bo przecież to DAC numer 1, albo po prostu pierwszy. Pierwszy w ofercie, ale można tę nazwę odczytać również jako mniej skromną…(:-)) Na dodatek panowie zaproponowali dwie jego wersje. Część cyfrowa, funkcjonalność i wygląd w obu przypadkach są takie same. Różnica tkwi w stopniach wyjściowych. W jednym pracują lampy, w drugim tranzystory. Ci, którzy czytali moje recenzje wiedzą (mam nadzieję), że w zależności od wersji brzmienie jest nieco inne, co nie zmienia fakt, iż w obu wypadkach wyborne. Ja sam, choć jestem fanem lampowego dźwięku, to gdybym miał kupić DACa One dla siebie, miałbym niezłą zagwozdkę, którą wersję wybrać, bo obie mają swoje zalety, które lepiej sprawdzają się w różnych warunkach.Od czasu moich recenzji producent dodał funkcję, o którą mocno się dopominałem, czyli możliwość odtwarzania nie tylko plików PCM (z gęstymi włącznie), ale i mojego ulubionego formatu, czyli DSD. Jest już ona dostępna w każdej wersji przetwornika. Jakby doskonałego brzmienia było mało, to już samo dodanie odtwarzania DSD byłoby dla mnie powodem, żeby z przyjemnością ponownie rzucić uchem na ten przetwornik. Problem polegałby jedynie na podjęciu decyzji, o którą wersję poprosić. Jak napisał nasz klasyk: „Osiołkowi w żłoby dano, w jeden owies, w drugi siano…” Najwyraźniej więcej osób, a nie tylko ja, nie mogło się zdecydować, którą wersję przetwornika wolą. Pewnie właśnie dlatego ekipa RT-Project, której widocznie bajka Aleksandra Hrabiego Fredry nie jest obca, postanowiła nie dopuścić by nadmiar dobrych wyborów kończył się „śmiercią głodową” potencjalnych klientów. Panowie usiedli więc, pomyśleli i… wymyślili! Skoro decyzja jest tak trudna, to czemu właściwie nie dać klientom możliwości korzystania z zalet obu rozwiązań? Do jednej obudowy wsadzili więc oba stopnie wyjściowe, a jedynym kosztem tej operacji jest rezygnacja z wyjścia zbalansowanego. Na dodatek przełączanie między dwoma rodzajami wyjść odbywa się z pomocą przycisku na pilocie, więc na dobrą sprawę selekcji można dokonywać na potrzeby konkretnej płyty, a nawet utworu.W teorii brzmi to znakomicie – niezdecydowani wybiorą wersję Dual, Ci natomiast, dla których wybór między wersjami jest jasny wezmą DACa One z preferowanym stopniem wyjściowym. Tyle że w audio większa uniwersalność zwykle wiąże się z jakimiś kompromisami, a w efekcie często jednak z obniżeniem jakości dźwięku. Niekoniecznie musi być ono jakoś szczególnie wielkie, ale w końcu nie bez przyczyny nasze hobby określane jest mianem perfekcjonistycznego. Wydajemy czasem bardzo dużo, by obiektywnie uzyskać jedynie niewielką poprawę brzmienia. Stąd moje pierwsze pytanie, gdy panowie zaproponowali mi posłuchanie „nowego dziecka” brzmiało: a co musieliście poświęcić, żeby zaoferować klientom taką wersję DACa? W odpowiedzi usłyszałem, że w brzmieniu kompromisów nie ma, że dźwięk jest równie dobry, jak z każdej innej wersji. Nie ma wyjścia symetrycznego – je trzeba było poświęcić, ale przecież nie wszyscy go potrzebują. Czy po takiej odpowiedzi mogłem odpuścić odsłuch i okazję sprawdzenia na własne uszy, czy aby na pewno jest tak dobrze? Nie mogłem. DAC trafił do mnie na ponad dwa miesiące dzięki czemu mogłem spokojnie posłuchać go w różnych konfiguracjach. Dodam jeszcze, żeby nie było jakichkolwiek nieporozumień, że to ja, a nie producent, do nazwy tej wersji dodałem słowo „Dual”. Mi ułatwi to pisanie tego tekstu, a i Państwu powinno się łatwiej czytać, gdy w ten sposób jasno będzie określone, że piszę o tej właśnie wersji.Nie będę powtarzał kolejny raz pełnego opisu budowy tego przetwornika, bo ta byłaby niemal identyczna jak we wcześniejszych tekstach. Pozwolę sobie odesłać zainteresowanych do nich lub na stronę producenta. Powtórzę tylko podstawowe informacje. Przetwornik DAC One wyposażony jest w sześć wejść cyfrowych: jedno USB 2.0, dwa koaksjalne, dwa optyczne Toslinki oraz jedno AES/EBU. Największe możliwości daje oczywiście USB pozwalające odtwarzać pliki PCM w rozdzielczości do 24 bitów i 384 kHz oraz DSD64 i DSD128. Wejścia koaksjalne odtworzą sygnał PCM do 24 bitów i 192 kHz oraz DSD 64 (DoP). Urządzenie oparte jest o dwie kości AKM AK4495 pracujące w trybie monofonicznym, każda w trybie „dual balanced”. Sygnał wejściowy nie jest obrabiany ani filtrowany cyfrowo, czyli do kości DAC trafia każdy bit informacji dostarczony do wejścia urządzenia („bit perfect”). Bardzo istotnym rozwiązaniem zastosowanym w tym przetworniku jest taktowanie kości DAC zewnętrznym zegarem MCLK o minimalnych szumach fazowych, przesyłanym różnicowo (sumaryczny jitter <1ps R.M.S). Sygnał MCLK nie jest więc odtwarzany z sygnału SPDIF/USB, jak to się dzieje w innych przetwornikach. Wszyscy, którzy mieli do czynienia z wysokiej klasy zegarami wiedzą doskonale, jak dużą rolę ogrywają one w osiąganiu wysokiej klasy brzmienia.

W lampowym stopniu wyjściowym pracują wyselekcjonowane Philipsy 5963 (ECC82), natomiast w tranzystorowym (pracującym w klasie A) tranzystory Toshiby. Dużo uwagi poświęcono także mocno rozbudowanej sekcji zasilania, a w całym urządzeniu zastosowano elementy bierne wysokiej klasy takich firm jak: Amtrans, Jantzen, Cornell Dubilier, Elna, Nichicon, WIMA, czy Vishay. Wewnętrzne połączenia wykonano miedzianymi przewodami sygnałowymi pokrywanymi srebrem w osłonie PTFE. Wizualnie tę wersję najłatwiej odróżnić od pozostałych zaglądając na tył urządzenia, gdzie zamiast wyjść analogowych RCA i XLR znajdziecie dwie pary gniazd RCA. Te wewnętrzne (jako że osobno zgrupowano oba wyjścia dla lewego i oba dla prawego kanału) umożliwiają korzystanie z dowolnego stopnia wyjściowego (czyli przełączanie między nimi za pomocą pilota). Podłączenie zewnętrznych gniazd oznacza, iż korzystać będziemy jedynie z wyjścia tranzystorowego. Urządzenie można zamówić ze srebrnym, albo czarnym panelem frontowym. Poprzednie dwa miały srebrne płyty czołowe i prezentowały się bardzo dobrze, ale tym razem trafił do mnie czarny egzemplarz. Ta wersja, zwłaszcza w połączeniu z czerwonym wyświetlaczem i takimiż podświetleniami przycisków na froncie wygląda bardzo, ale to bardzo sexy. Dołączony pilot konkursu piękności raczej nie wygra, ale obsługuje wszystkie potrzebne funkcje, w tym przełączanie między stopniami wyjściowymi i działa absolutnie bezproblemowo. Urządzenie dostarczane jest w solidnym kejsie transportowym, więc spokojnie powinno dotrzeć w całości nawet na drugi koniec świata (w razie konieczności).Warto wspomnieć o jeszcze jednym elemencie, który dla wielu osób może być dość istotny. Standardowo DAC One jest wyposażony w cyfrową regulację głośności, co pozwala go używać także bezpośrednio z końcówką (końcówkami) mocy. Jako, że nie wszyscy są fanami cyfrowej regulacji można po prostu volume ustawić na wartość maksymalną i sterować głośnością w przedwzmacniaczu, czy integrze. Jednakże wiele osób preferuje maksymalnie uproszczone systemy, słowem pozbawione wszelkich zbędnych elementów. Jeśli więc dla kogoś DAC miałby być jedynym źródłem (acz proszę pamiętać, że można do niego podłączyć nawet 6 cyfrowych) to idea podłączenia go bezpośrednio do wzmacniacza mocy jest kusząca. Dla takich właśnie osób od niedawna producent oferuje nową, opcjonalną, wyższej klasy hybrydową regulację głośności opartą na drabince rezystorowej (4 x 8 kroków, rezystory Amtrans AMRG + Vishay Dale). To na tyle nowe rozwiązanie, że egzemplarz DAC One dostarczony do mnie jeszcze w sierpniu nie był w nią wyposażony. Jako, że to zupełna nowość, która wraz z testowaną wersją Dual tego DACa zostanie zaprezentowana na najbliższej wystawie Audio Video Show w Warszawie, zapytałem o szczegóły pana Bartosza Rutkowskiego i oto co mi napisał:

Koszt dodatkowej regulacji to 1.500 zł netto i jest to opcja do wszystkich wersji, włącznie z już sprzedanymi. W nowych urządzeniach również jest to opcja dodatkowo płatna.

Różnica w stosunku do standardowej regulacji cyfrowej to tylko i wyłącznie jakość poniżej -10dB, gdzie pogorszenie jakości jest już zauważalne. Jest to regulacja zbalansowana w układzie PI, więc nie jest zupełnie referowana do masy.

Zastosowaliśmy regulację hybrydową tylko i wyłącznie z powodu braku miejsca na cztery drabinki (cztery zbalansowane wyjścia z kości DAC) w naszym dacu. W naszym hybrydowym rozwiązaniu mamy regulację cyfrową jedynie w zakresie od 0 do -3.5bB. Jest to zupełnie niezauważalne jakościowo. Co cztery decybele natomiast przełącza się drabinka rezystorowa (regulacja analogowa) a potem znowu cyfrowa o kolejne -3.5dB. Czyli w zakresie od 0 do -3.5dB mamy tylko cyfrową regulację (co nie wpływa negatywnie na jakość dźwięku), potem co -4dB hardwarową (drabinka analogowa), potem od -4 do -7.5dB cyfrową, potem znowu -8dB analogową, dalej cyfrową do -11.5dB i -12 dB analogową. I tak aż do -40dB, a dalej działa już tylko regulacja cyfrowa. 40dB jest już bowiem tak niskim poziomem, że nie jest on użyteczny podczas normalnego słuchania i czułościach wzmacniaczy mocy.

Brzmienie

Mam nadzieję, że ani producent, ani czytelnicy nie będą mi mieć za złe, że potraktuję ten tekst nieco inaczej niż „normalne” recenzje. Dlaczego? Ano dlatego, że jak już pisałem DAC One Dual jest połączeniem dwóch testowanych wcześniej wersji, które na dodatek różniły się właściwie tylko jedną sekcją, analogowym wyjściem. Miało to wpływ na brzmienie, ale nie tyle na jego jakość, ile raczej na rodzaj, czy smak idąc w analogie kulinarne. Mamy więc do czynienia z wariacją na temat już zrecenzowanych przetworników stworzoną pod kątem tych, którzy nie mogą się zdecydować, którą wersję wolą. Albo nie znają tamtych, ale docenią uniwersalność Duala. Ja sam pisałem, że dla mnie preferencja zależała w dużej mierze od tego, z jakim wzmacniaczem dany przetwornik współpracował. Z tymi grającymi bardziej lampowo (czyli z bańkami próżniowymi na pokładzie, ale także z dobrą tranzystorową klasą A) wolałem zwykle tranzytorową wersję DACa, ale z tranzystorami w klasie AB już zdecydowanie lampową. Po prostu DAC One w takich konfiguracjach lepiej uzupełniał brzmienie danego wzmacniacza/systemu. Zostawiając więc na później kwestię sprawdzenia, jak DAC One Dual radzi sobie z odtwarzaniem plików DSD, zająłem się zabawą przełącznikiem lampa/tranzystor (w skrócie, żeby nie pisać ciągle o lampowym i tranzystorowym stopniu wyjściowym).

Czy oddanie użytkownikowi opcji wyboru w ręce rozwiązuje problem niemożności podjęcia jednoznacznego wyboru? Tak, ale… jednocześnie powstaje inny. Nazwijmy go: syndromem świerzbiących paluszków. Ma on co prawda banalnie proste rozwiązanie, a mianowicie wystarczy położyć pilot daleko poza zasięgiem rąk. Im dalej tym lepiej – lenistwo powinno być silniejsze niż chęć pstrykania przyciskiem. Jeśli tego nie zrobimy to palce świerzbią, przynajmniej mnie w ciągu pierwszych kilku dni odsłuchu niemal ciągle świerzbiały. Co chwilę sprawdzałem, w której wersji dany album, albo nawet i utwór zabrzmi lepiej. To nie jest zdrowe. Nie dość, że wyrabiają się mięśnie tylko w jednym palcu to jeszcze traci się trochę z oczu (uszu) to, co najważniejsze, czyli muzykę. Choć z drugiej strony, przecież jako miłośnicy nie tylko muzyki, ale i sprzętu, który umożliwia jej odtwarzanie, uwielbiamy bawić się nowymi zabawkami, nieprawdaż? Po zakupie każdej nowości następuje etap próbowania, odsłuchów, najpierw ulubionych, a w końcu, jeśli gra dobrze oczywiście, nawet tych niezbyt lubianych płyt, żeby dowiedzieć się, jak zabrzmią z nowym „klockiem”. Nie inaczej jest w przypadku DACa One w wersji Dual. Tylko że zabawa trwa dwa razy dłużej. Przynajmniej dwa razy.I jest to przednia zabawa, a przynajmniej była dla mnie, choć pewnie miałem więcej możliwości niż „normalny” użytkownik, bo w czasie gdy przetwornik był u mnie zagrał z 6-7 wzmacniaczami, integrami i dzielonymi, lampowymi, tranzystorami, a nawet z hybrydą. Oprócz moich dwóch par kolumn przewinęło się przez system jeszcze kilka innych, w tym testowane, kosztujące ponad 50 tys. euro, Pirole (recenzja jeszcze przed AVS). Wnioski z tych wszystkich odsłuchów były podobne do wcześniejszych, ale wcale nie aż tak jednoznaczne, jak to pamiętałem z tamtych spotkań z DAC One. Weźmy choćby odsłuchiwane przeze mnie nowiutkie hybrydowe monobloki LampizatOra, Metamorphosis, które grały z moim znakomitym, tranzystorowym przedwzmacniaczem, AudiaFlight FLS1. Już z racji szczególnej konstrukcji tych końcówek i prezentowanego przez nie pysznego miksu cech lampy i krzemu, nie mogłem się zdecydować, które wyjście Duala wolę. Zależało to bardziej od odtwarzanej muzyki niż czegokolwiek innego.

Podobnie zresztą było z integrą Luxmana, L-507uX II. To co prawda tranzystor, nawet nie w klasie A, ale jednak grający po nieco cieplejszej, pełniejszej stronie mocy niż wielu jego konkurentów. W obu tych przypadkach z lampowym wyjściem testowanego DACa dźwięk robił się gęstszy, pełniejszy, źródła pozorne bardziej trójwymiarowe i namacalne, ale jednocześnie całość była jednak ciut zaokrąglona, nie tak zwarta i szybka jak z tranzystorowym. To ostatnie z kolei dawało dźwięk nieco chudszy, ale bynajmniej nie odchudzony. Dynamika robiła większe wrażenie, no i nie było wspomnianego zaokrąglenia. Środek ciężkości tego grania wydawał się umiejscowiony odrobinę wyżej, choć przecież nie brakowało niskiego, nawet bardzo niskiego, potężnego basu. Co ciekawe, to z wyjściem tranzystorowym wybrzmienia wydawały mi się nieco dłuższe, podczas gdy lampa stawiała bardziej na fazę podtrzymania dźwięku. Na wszelki wypadek wyraźnie zaznaczę – wskazuję różnice i może to brzmieć tak, jakby były one bardzo duże, ale tak nie jest. Są niewielkie, ale wystarczająco wyraźne, by je wskazać i by mogły decydować o indywidualnych preferencjach jednego, bądź drugiego wyjścia.

W czasie odsłuchu z moim GrandiNote Shinai (tranzystor w klasie A), a tym bardziej z modyfikowanym ArtAudio Symphony II (czyli SETem na lampie 300B) na początku miałem pewne wątpliwości, ale gdy już skupiłem się na muzyce zamiast na porównaniach stopni wyjściowych DACa, coraz rzadziej sięgałem po pilota w końcu pozostawiając na stałe tranzystorowy. Ciepło, gęstość, namacalność, oddech miałem z wzmacniaczy, a DAC One dokładał do tego szybkość, przejrzystość, dynamikę, zwartość, wręcz sprężystość basu, i jeszcze podkreślał tak ważną dla mnie otwartość brzmienia. Razem z tymi wzmacniaczami tworzył po prostu bardziej kompletną, synergiczną prezentację. Przynajmniej dopóki słuchałem (Shinai) z Ubiqami, bo gdy do włoskiego wzmacniacza podpiąłem MACHy 4, czyli szybsze, bardziej dynamiczne i przejrzyste, za to nieco mniej dociążone, mniej gęsto grające kolumny tej samej co wzmacniacz marki, to wówczas wkład ze strony przetwornika nie robił już tak znaczącej różnicy, a z lampowym wyjściem też grało to świetnie i wybór lampa vs tranzystor polegał już raczej na dopasowaniu do konkretnych odtwarzanych nagrań. Przesłuchując wiele płyt z wszelaką muzyką, różnej jakości, a także nagraną na różne sposoby, także przyłapałem się na tym, że już niezależnie od tego w jakim systemie grał DAC One, czasem wolałem jego wyjście lampowe, a czasem tranzystorowe. Przykładem na pierwszą preferencję były nagrania np. Vanessy Fernandez z „Use me” w plikach DSD64. Pliki w tym formacie zwykle są  raczej po cieplejszej, nieco ciemniejszej, gęstszej i gładszej stronie mocy. Tymczasem to nagranie jest wyjątkowo czyste, precyzyjne, a w rezultacie nieco jaśniejsze niż sugerowałby format, choć absolutnie nie jest rozjaśnione. Słuchając go w systemie z Luxmanem i Ubiqami preferowałem lampowe wyjście polskiego DACa. To ono dociążało i wypełniało dźwięk, jednocześnie bas był wyjątkowo wręcz zwarty, sprężysty, a średnica i góra imponowały precyzją i wypełnieniem. Z kolei słuchając Stanleya Clarke’a ze „School days” (PCM 24/96) szybko zdecydowałem się na wyjście tranzystorowe, bo dźwięk tego krążka nagranego w 1976 roku już sam w sobie jest lekko ciepły, nasycony i to większa szybkość i dynamika tego wyjścia lepiej uzupełniały brzmienie, czyniąc je bardziej kompletnym, po prostu lepszym. A ponieważ, jak to u Stanleya, bas odgrywał tu dużą rolę, więc i nieco doskonalsze jeszcze prowadzenie tempa i rytmu i wyższa energetyka grania były dodatkowymi atutami.

Po dobrych kilkunastu dniach grania, kilku konfiguracjach sprzętowych, setkach utworów uświadomiłem sobie, że po pierwsze w końcu nieco wyleczyłem się z syndromu świerzbiących paluszków, a po drugie, że słuchałem muzyki całymi godzinami, czasem nawet całkiem głośno i nigdy nie kończyło się to bólem głowy, czy zmęczeniem. Dla mnie to najlepszy barometr naturalności brzmienia testowanego komponentu. Im więcej spędzam z nim czasu dla przyjemności, tym większa pewność, że gra gładko, organicznie, angażująco, że w brzmieniu nie ma żadnych sztucznych, irytujących elementów, ale także, że nie jest to granie nudne. A tak właśnie było niezależnie od używanego przeze mnie wyjścia, co jasno pokazywało, że choć brzmią nieco inaczej, to jednak oba równie naturalnie. Trafiają się czasem komponenty, które każdy album, każdy utwór grają ładnie, tylko że tak samo. To może się podobać na początku, ale prędzej czy później musi się znudzić. Muzyka ma przecież dostarczać emocji, ekscytować, a nie może tego robić, gdy wszystko jest uładzone i grane tak samo. Oprócz więc zalet funkcjonalnych, wysokiej klasy brzmienia jako takiego, także wierność nagraniom, na dobre i na złe jest ogromną zaletą DAC One w każdej wersji, także Dual. To źródło, z którym muzyki słucha się z ogromną przyjemnością nawet ze zwykłych (acz bezstratnych) plików PCM w rozdzielczości 16/44, choć te gęstsze wnoszą jeszcze więcej jakości i treści. Pozostało mi w końcu przyjrzeć się bliżej brzmieniu mojego ulubionego formatu, DSD.Hmmm…. pomyślałem sobie po dobrych dwóch godzinach słuchania nagrań DSD 64 i 128. Kilka lat temu, gdy DSD przebojem wdarło się do pokojów wielu audiofilów różnica między brzmieniem takich plików, a tych zakodowanych w PCM, nawet gęstych, była oczywista. Te pierwsze grały gęściej, gładziej, bardziej zrelaksowanym, a jednocześnie i otwartym dźwiękiem. Przynajmniej ja to tak odbierałem. I zdecydowanie preferowałem to brzmienie jako bliższe temu, które znam z moich ukochanych płyt winylowych. Od pewnego jednakże czasu mam wrażenie, że nowsze DACi mocno zbliżają brzmienie tych dwóch rodzajów plików. Tzn. różnice między nimi są zdecydowanie mniejsze i gdy, jak to zwykle robię, wrzucam na długa playlistę w Roonie kolejne płyty nawet nie patrzę już na ich format. Decyduje wyłącznie muzyka, na jaką mam ochotę, a ja mam pewność, że wszystkie będą grały świetnie. Poza oczywiście nagraniami pośledniejszej jakości, ale jakości wynikającej z realizacji nagrania, a nie formatu pliku. Mam niewiele płyt zdublowanych w kilku formatach, a i porównywanie tych samych nagrań w DSD i PCM ma (moim zdaniem) średni sens, jeśli nie wiadomo, czy aby na pewno pochodzą z tego samego remasteru i wydania. Ponieważ jednakże długie słuchanie różnych albumów nie dało mi jednoznacznej odpowiedzi na pytanie o wyższość jakości odtwarzania przez DAC One jednego formatu nad drugim, sięgnąłem w końcu po te kilka przykładów.

Wśród nich był np. krążek Pink Floyd „Dark side of the Moon”, acz muszę przyznać, że nie jestem wielkim fanem wersji DSD (z płyty SACD). Podobnież wersja wielokanałowa jest bardzo dobra, ale stereo mnie do siebie nie przekonuje. I faktycznie, lepiej, czyściej, bardziej dynamicznie zabrzmiała wersja 24/96 (PCM). Ale już w przypadku „Abacab” Genesis DSD 64 i plik 16/44 szły niemal łeb w łeb. Niemal, bo jednak wersję DSD wskazałbym jako nieco pełniej, gładziej brzmiącą, po prostu lepszą. Podobnie było w przypadku kultowego „Jazz the Pawnshop”, które mi w wersji DSD podobało się jeszcze bardziej nie tylko dlatego, że było gładziej, bardziej organicznie, ale i dlatego, że było w tym dźwięku ciut więcej wybrzmień, elementów akustyki tego szwedzkiego klubu. To przekładało się na bardziej przekonujące wrażenie uczestnictwa w tym niezwykłym spektaklu muzycznym. Obiektywnie muszę jednakże przyznać, że pewnie niejednej osobie bardziej do gustu przypadłaby nieco precyzyjniejsza, imponująca separacją instrumentów prezentacja z gęstych plików PCM. Wniosek z porównań obu formatów dla mnie był prosty – skoro w niektórych przypadkach wolałem DSD a w innych PCM, o którym już wcześniej wiedziałem, że w wydaniu polskiego przetwornika jest znakomity, to znaczy, że i odtwarzanie DSD ekipie RT-Project udało się zrealizować doskonale. W praktyce oznacza to, że z testowanego przetwornika zadowolone będą zarówno osoby faworyzujące wyraźnie jeden z formatów (obojętnie który), jak i te, dla których format nie ma większego znaczenia, liczy się jedynie muzyka. Ta zabrzmi bowiem niezwykle angażująco, ciekawie, w wyrafinowany, rozdzielczy, otwarty sposób niezależnie od tego, jakiego rodzaju plik będzie odtwarzany.

Podsumowanie

Pytany wielokrotnie o moją słabość do urządzeń lampowych tłumaczyłem, że brzmienie jako takie to jedno – lampowe po prostu bardziej mi odpowiada – a dodatkowa możliwość kształtowania go jeszcze w pewnym zakresie za pomocą różnych lamp, to drugi ogromny atut takich komponentów. DAC One w wersji Dual to także przede wszystkim znakomicie brzmiące, wyposażone w szeroką gamę wejść cyfrowych, świetnie wykonane i wyglądające źródło odtwarzające gęste pliki, teraz już także DSD 64 i 128. Brzmienie każdej z poprzednich wersji już można było w pewnym stopniu kształtować za pomocą filtrów cyfrowych, acz na moje ucho wnoszą one zmiany dość subtelne. Wersja Dual idzie jeszcze krok dalej i z jednej strony jest doskonałym wyborem dla tych, którzy mają problem z określeniem preferencji – teraz mogą mieć oba, lampowe i tranzystorowe wyjścia w jednym urządzeniu.

Z drugiej, pozwala za pomocą jednego przycisku w jeszcze większym stopniu zmieniać brzmienie dopasowując je do posiadanego systemu i indywidualnych preferencji, nagrania, a nawet nastroju w danym momencie. Niezależnie od dokonanych wyborów DAC One Dual oferuje zawsze brzmienie bardzo wysokiej próby – rozdzielcze, otwarte, gładkie, nasycone, dynamiczne, spójne. Owe dodatkowe wybory pewne aspekty brzmienia wzmacniają, zachowując jednakże idealny balans między wszystkim elementami składowymi dźwięku i jego doskonałą spójność. Dodam jeszcze, bo to bardzo ważne, że DAC One Dual świetnie różnicuje nagrania przez co już trzecie podejście do tej konstrukcji nadal było ciekawe, ekscytujące, pełne emocji. Tym bardziej, że przetwornik RT-Project potrafi wydobyć dużo muzyki nie tylko z najlepszych, audiofilskich nagrań, ale i tych nieco niższej jakości. Słucha się go więc znakomicie niezależnie od muzycznych preferencji, czy formatu plików. To nie jest najlepszy przetwornik cyfrowo-analogowy świata, ale wszystko co ma do zaoferowania od strony brzmieniowej i funkcjonalnej razem wzięte sprawia, że w mojej ocenie to pozycja obowiązkowa dla wszystkich poszukujących przetwornika wysokiej klasy. To nie jest tanie urządzenie, ale biorąc pod uwagę co oferują podobnie wycenieni konkurenci, DAC One Dual jest zdecydowanie atrakcyjną propozycją. Proszę absolutnie nie wierzyć mi na słowo, tylko koniecznie posłuchać samemu, najlepiej we własnym systemie. Dobre bo polskie!

Cena detaliczna:

  • DAC One wersja Dual: 18.450 zł (15.000 zł netto)

Producent: RT-Project

Platforma testowa:

  • Źródło cyfrowe: pasywny, dedykowany PC z WIN10, Roon, Fidelizer Pro 7.6, karta JPlay Femto z zasilaczem bateryjnym Bakoon, JCat USB Isolator, zasilacz liniowy Hdplex.
  • Przetwornik cyfrowo-analogowy: LampizatOr Golden Atlantic +Ideon Audio 3R Master Time
  • Źródło analogowe: gramofon JSikora Standard w wersji MAX, ramię J.Sikora KV12, wkładka AirTight PC-3, przedwzmacniacze gramofonowe: ESE Labs Nibiru V 2.5 i Grandinote Celio mk IV
  • Wzmacniacze: GrandiNote Shinai, ArtAudio Symphony II (modyfikowany), LampizatOr Metamorphosis
  • Przedwzmacniacz: AudiaFlight FLS1
  • Kolumny: Ubiq Audio Model One Duelund Edition, GrandiNote MACH4
  • Interkonekty: Hijiri Million, Less Loss Anchorwave, KBL Sound Zodiac XLR, TelluriumQ Silver Diamond USB
  • Kable głośnikowe: LessLoss Anchorwave
  • Kable zasilające: LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3
  • Zasilanie: Gigawatt PF-2 MK2 i Gigawatt PC-3 SE Evo+; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
  • Stoliki: Base VI, Rogoz Audio 3RP3/BBS
  • Akcesoria antywibracyjne: platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot