Od dłuższego czasu Dawid testuje dla Państwa propozycje Audio Group Denmark, ale w ich ofercie znajdują się również produkty skierowane do fanów czarnej płyty, czyli m.in. do mnie. Za sprawą nowego polskiego dystrybutora duńskich marek, AudioEmotions, do testu trafił przedwzmacniacz gramofonowy Aavik R-280.
Wstęp
Zapewne spora część naszych czytelników wie już niemal wszystko, co wiedzieć można o Audio Group Denmark, ale dla pozostałych przypomnę tylko najistotniejsze informacje. Słowo Group w nazwie sygnalizuje już, że jest to grupa, którą tworzy kilka marek o, de facto, uzupełniających się ofertach. To Aavik Acoustics, producent elektroniki – wzmacniaczy, przedwzmacniaczy gramofonowych (w tym modelu Aavik R-280), przetworników cyfrowo-analogowych i streamerów – którego propozycję mam przyjemność testować.
To również Ansuz Acoustics, czyli marka specjalizująca się w kablach audio, produktach prądowych, switchach sieciowych i akcesoriach antywibracyjnych, a także Børresen Acoustics oferująca kolumny. Mówiąc szczerze jakoś zatrzymałem się na tych trzech markach niemniej gdy odwiedziłem stronę w trakcie przygotowywania tej recenzji zobaczyłem tam jeszcze czwartą markę, Axxess oferującą wzmacniacze zintegrowane z wbudowany DACiem i streamerem. Zakładam, że te produkty wyróżniono, jako że Aavik chlubi się tworzeniem produktów wyspecjalizowanych, słowem osobnych komponentów obsługujących poszczególne funkcjonalności, więc takie rozwiązanie, w którym połączono kilka urządzeń w jednej obudowie nie do końca wpisuje się w filozofię marki.
Ważni oczywiście są również ludzie związani z duńskimi markami i stojący za ich produktami. Trzeba przyznać, że nie brakuje tam, ujmując rzecz delikatnie, znanych nazwisk. Jednym z założycieli jest Lars Kristian Kristensen, którego pamiętam z prezentacji kolumn Raidho Acoustics w Warszawie, czy w Monachium. Z tą samą marką możecie Państwo kojarzyć drugiego z założycieli Michaela Børresena – to właśnie ci dwaj panowie stworzyli Raidho Acoustics, a przez lata związani byli również z marką Nordost. Jak łatwo zauwazyć, od nazwiska drugiego z panów pochodzi nazwa głośnikowej marki Audio Group Denmark.
Jakby tych dwóch panów było mało, od 2021 roku swój wkład w opracowywanie nowych produktów ma także Flemming E. Rasmussen, którego przedstawiać nie trzeba, ale dla tych, którzy (jak ja, nawet jeśli nie w tym konkretnym przypadku) nie mają pamięci do nazwisk przypomnę, że to człowiek stojący za firmą Gryphon Audio Designs. Jak można wyczytać w wielu wywiadach, właściwie wszyscy owi panowie po latach pracy w branży chcieli mieć swoje miejsce, gdzie mogliby swobodnie realizować nawet najbardziej nieszablonowe pomysły. Patrząc na sukcesy Audio Group Denmark wygląda na to, że całkiem dobrze im to wychodzi i sprawia chyba sporo przyjemności.
Budowa i cechy
Przejdźmy do podmiotu tego testu, przedwzmacniacza gramofonowego Aavik R-280. To środkowy model aktualnej oferty tego typu urządzeń duńskiego producenta. Podobnie, mowa o podziale na trzy serie, ma się rzecz z pozostałymi rodzajami produktów, a wyjątkiem są wzmacniacze (mocy i zintegrowane) i przedwzmacniacze, gdzie najwyższa i najnowsza seria oznaczona jest liczbą 880. Testowane urządzenie niemal na pierwszy rzut oka można zaliczyć do kategorii (prawie) bezobsługowych i minimalistycznych. Ta ostatnia cecha często jest podkreślana, nie bez podstaw, przez skandynawskich producentów. Określenie „skandynawski minimalizm” nie wzięło się znikąd i niezależnie od tego, czy dotyczy produktów audio, mebli, czy samochodów, jest niemal stałym elementem marketingu tychże. Żeby było jasne – ja sobie ów minimalizm w zdecydowanej większości przypadków wysoce cenię – to zwykle proste, ale eleganckie i atrakcyjne dla oka produkty. Nie inaczej jest w przypadku R-280, choć wygląda on jednocześnie nowocześnie.
Czym się przejawia ów minimalizm (bardziej funkcjonalny niż wizualny) w przypadku Aavika R-280? Otóż, w przeciwieństwie do wielu współcześnie produkowanych konkurentów z wyższej średniej półki (bo cena tego urządzenia na takowej go lokuje) posiada on jedno wejście (RCA z „pływającą masą”) i jedno wyjście (także RCA). Swoją drogą, osoby anglojęzyczne mogą posłuchać Michaela Børresena wyjaśniającego dlaczego firma nie używa połączeń zbalansowanych (zobacz TU). W skrócie – w domowym audio (w przeciwieństwie do profesjonalnego) uważa je za zbędne, jako że korzyści z ich stosowania nie przeważają negatywów, a wręcz brzmienie uzyskiwane z pomocą połączeń niesymetrycznych ma być lepsze niż z symetrycznych. Są firmy w branży audio korzystające wyłącznie z połączeń zbalansowany, vide choćby Boulder, a są i takie, które widzą korzyści w niezbalansowanych i do nich należą inżynierowie Audio Group Denmark.
Apropos gniazd RCA zwracam jeszcze uwagę, że lewe gniazda są po lewej stronie patrząc od tyłu urządzenia, a prawe po prawej. Z jednej strony to niby logiczne, z drugiej podłączając kable często znajdujemy się przed urządzeniem i takie założenie przyjmuje większość producentów, więc układ w większości urządzeń jest odwrotny. Słowem – przy podłączaniu proszę zwrócić uwagę na oznaczenia by podłączyć kanały prawidłowo.
Wracając do minimalizmu funkcjonalnego R-280 – duńskie phono współpracuje wyłącznie z wkładkami typu MC (nisko-poziomowymi), a jedynym regulowanym parametrem jest obciążenie wejścia (w zakresie od 50Ω do 10kΩ) pozwalające je zoptymalizować pod kątem używanej wkładki. Zdarzają się co prawda i takie przedwzmacniacze, które dla wkładek MC pozwalają wybrać jedną z kilku pojemności, ale tak naprawdę jest to parametr istotny przede wszystkim dla wkładek z ruchomym magnesem. Minimalizm funkcjonalności polega więc raczej na tym, że nie znajdziecie tu możliwości włączenia/wyłączenia filtra subsonicznego, nie ma opcji mono, nie ma mnogich krzywych korekcji, a jedynie (obowiązujący od 1954 roku standard) RIAA, nie ma również regulacji gainu (wzmocnienia). Ta wartość jest stała i wynosi 65 dB.
Jest ona wystarczająca dla zdecydowanej większości wkładek z ruchomą cewką, choć dla tych o najniższym poziomie sygnału zapewne wiele osób wolałoby jeszcze kilka decybeli więcej. Z drugiej strony takie wkładki należą do najdroższych dostępnych na rynku, więc ich właściciele celować będą raczej w topowe, wielokrotnie droższe modele phonostagy dostępne na rynku, a niekoniecznie w R-280. Trzeba pamiętać, że większe wzmocnienie amplifikuje nie tylko sygnał z wkładki, ale i wszelkie możliwe zakłócenia, które pojawiają się po drodze sygnału, więc maksymalizowania gainu oznacza albo duży wzrost kosztów takiego urządzenia (by wyeliminować wszelkie możliwe zakłócenia, czy dobrać najlepsze komponenty), albo tak naprawdę pogorszenie jakości sygnału wychodzącego z phono do przedwzmacniacza/wzmacniacza. Wartość 65 dB jest więc po prostu rozsądna i w niemal każdym przypadku absolutnie wystarczająca.
Producent nie rozpisuje się specjalnie na temat rozwiązań i technologii zastosowanych w układzie przedwzmacniacza. Zaznacza, że w trakcie prac rozwojowych skupiono się na maksymalnej sonicznej izolacji bardzo niskiego sygnału dostarczanego przez wkładki MC oraz odfiltrowaniu wszelkich niechcianych zakłóceń i wibracji. Jednym z elementów, które się do tego przyczyniają jest obudowa Aavika R-280. To typowa konstrukcja dla urządzeń tej marki i niemal identyczne (przynajmniej zewnętrznie) stosowane są dla wszystkich urządzeń serii 180, 280 i 580, a dopiero w 880 są nieco większe. Mimo sporych (380 x 384 x 102 mm), jak na przedwzmacniacz gramofonowy, rozmiarów całość waży za to stosunkowo niewiele (5,6 kg). Duża w tym zasługa wspomnianej firmowej obudowy, jako że ta wykonana jest z kompozytu (producent pisze, iż zrobiono go z „naturalnych składników”), a nie jak w przypadku większości urządzeń z metalu (aluminium, stali, bądź miedzi). Każdy z tych metali ma swoją częstotliwość rezonansową i pewną podatność na drgania, czego duński producent chciał uniknąć. Skład kompozytu ma więc poprawiać właściwości mechaniczne obudowy, redukować wpływ zewnętrznych drgań oraz efektu zwanego histeraza.
Jak można przeczytać na stronie producenta, nie tylko materiał, ale nawet i kształt obudowy nie jest przypadkowy. Projektując go inżynierowie wzorowali się konstrukcją instrumentów muzycznych, gdzie nie tylko rodzaje użytych materiałów, ale i wyselekcjonowane kombinacje kilku, a także ich kształty mają znaczenie dla uzyskania pożądanego brzmienia. Podążając tą drogą, każdy element, każdy wybór dokonany przy budowie obudowy R-280, miał więc służyć uzyskaniu zakładanego, jak najbardziej naturalnego brzmienia. Nie mogę zagwarantować, że każdemu użytkownikowi urządzenia Aavika przypadną wizualnie do gustu, ale większość przyzna zapewne, że to świetnie wykonane i wykończone produkty. A decyduje o tym właśnie owa skromna, ale dopracowana w najdrobniejszych detalach obudowa.
Do redukcji zakłóceń elektrycznych Duńczycy wykorzystują we wszystkich swoich produktach tzw. cewki Tesli. Zasadą jest stosowanie dwóch cewek, które są nawinięte przeciwstawnie (jedna w jedną, a druga w drugą stronę). W obu cewkach występuje napięcie, a gdy w jednej cewce Tesli występuje skok napięcia, w drugiej aktywowany jest odwrotny skok w celu wyeliminowania szumu/zakłóceń. Działanie takich cewek jest całkiem skuteczne, acz by zmaksymalizować eliminację zakłóceń stosuje się ich wiele, jako że ich właściwości niejako się sumują. Wspomniane cewki są de facto dziełem zespołu Ansuza, który opracował kilka ich rodzajów. Jak podaje producent, uzupełniają się one wzajemnie pod względem mocnych i słabych stron. W większości urządzeń stosowane więc są aktywne cewki, ale także kwadratowe (square). Dodatkowo duńskie firmy w swoich produktach stosują jeszcze jeden sposób zmniejszania zakłóceń, a mianowicie dither analogowy.
W testowanym przedwzmacniaczu gramofonowym R-280 wykorzystano w sumie 72 aktywne cewki Tesli, 176 kwadratowych oraz 8 układów dithera analogowego. Dla porównania w niższym modelu (R-180) ilości te to odpowiednio: 36\104\5, a w wyższym R-580 to: 108\248\11. Wszystkie te elementy razem wzięte pokazują, jak dużą wagę inżynierowie Aavika przywiązują do kwestii minimalizacji zakłóceń w swoich urządzeniach. Sama sekcja RIAA phonostage’a Aavik R-280 oparta jest na dyskretnym, zbalansowanym obwodzie wejściowym z pływająca masą (co naśladuje w tym zakresie wkładkę gramofonową MC), w którym wykorzystano tranzystory bipolarne o bardzo niskim poziomie szumów. Ponieważ generator wkładki z ruchomą cewką produkuje sygnał zbalansowany, także i układ, do którego ów sygnał trafia w phonostage’u zachowuje tę topologię. By osiągnąć wyjątkowo niski poziom szumów inżynierowie Aavika równolegle połączyli kilka par tranzystorów. Wzmocnienie przedwzmacniacza gramofonowego wynosi 65 dB, a obciążenie wkładki można regulować w zakresie od 50 Ohm do 10 kOhm. Odstęp sygnału od szumu (S/N) wynosi 94 dB przy 1 kHz.
Podsumowując – rozpoczęcie korzystania z Aavika jest banalnie proste. Wstawiamy go do systemu, podłączamy kable do wejścia (plus kabel uziemienia do dedykowanego zacisku) i wyjścia, następnie zasilający i przyciskiem na tylnej ściance włączamy urządzenie. Z trybu gotowości (standby) wybudzamy je umieszczonym najwyżej przyciskiem na froncie. Drugi przycisk, poniżej, aktywuje funkcję „mute” (wyciszenia), a trzeci, ulokowany najniżej, daje dostęp do skromnego menu(a dwa pozostałe pozwalają zmieniać dane ustawienia). To w nim wybieramy pożądane obciążenie dla wejścia, jasność wyświetlacza i sposób jego funkcjonowania (czy ma się całkowicie wygaszać i po jakim czasie) oraz sprawdzamy zainstalowaną wersję oprogramowania urządzenia.
Wykonywanie wszelkich operacji w menu wspomaga niezwykły (w kontekście stosowanych przez większość firm świata audio), acz absolutnie typowy dla marki Aavik wyświetlacz typu dot matrix. Jego niezwykłość polega na wielkości znaków składających się z czerwonych kropek i wynikającej z niej doskonałej czytelności prezentowanych informacji. Jak to skomentował ktoś na niedawnej prezentacji w salonie AudioMagic, to wyświetlacz dla „starszych” ludzi (choć tak naprawdę docenią go wszyscy). Niezależnie bowiem od stanu wzroku, czy nawet odległości w jakiej użytkownik znajduje się od urządzenia, wskazania wyświetlacza są czytelne.
Od strony użytkowej to ogromny plus, tym bardziej, że obsługę urządzenia można wykonywać z fotela za pomocą dołączonego w zestawie applowskiego pilota (po jego sparowaniu z urządzeniem). Tę ostatnia możliwość docenią szczególnie ci, którzy lubią eksperymentować z obciążeniem wkładki – możliwość zmiany tego parametru bez opuszczania miejsca odsłuchowego ogromnie ułatwia proces doboru optymalnej wartości.
Uwaga natury ogólnej – producenci wkładek rekomendują zwykle albo konkretną wartość obciążenia, albo zakres zaczynający się od pewnej wartości. W obu przypadkach warto poszukać „swojej” wartości, bo zmiany obciążenia słychać i mogą wystarczyć, by uzyskać dźwięk jeszcze lepiej dopasowany do konkretnych oczekiwań.
Aavik R-280 niewątpliwie cieszy oczy i choć jego stylistyka jest dość oryginalna, spodoba się większości użytkowników. Po podłączeniu kabli i wybraniu początkowego ustawienia obciążenia wkładki zabrałem się więc za sprawdzanie, czy i uszy będą równie zadowolone z towarzystwa duńskiego przedwzmacniacza gramofonowego, jak oczy i poczucie estetyki.
Brzmienie
Dla tych, którzy nie dobrną do znajdującego się pod testem opisu systemu, w którym wykonuję testy, napisze krótko, że podstawowym narzędziem, jak zwykle, był mój znakomity gramofon J.Sikora Standard Max wyposażony w dwa ramiona tej samej marki, kevlarowe KV12 i KV12 Max. To pierwsze ramię uzbrojone było wkładką Vertere Mystic, a drugie moim Air Tightem PC-3. Sygnał z phonostage’a trafiał do przedwzmacniacza Circle Labs P300 i dalej do końcówki tej samej firmy M200. Wzmacniacz napędzał moje kolumny GrandiNote MACH4 poprzez kable głośnikowe Soyaton Benchmark. Polski dystrybutor Aavika wyposażył mnie dodatkowo w dwumetrowy interkonekt analogowy Ansuz C2 oraz kabel zasilający z tej samej serii C2. Łączówka wykorzystuje szereg opracowanych przez Ansuza rozwiązań, jak choćby tzw. anti arial resonance coil technology, czyli cewki owinięte wokół kabla, które mają eliminować zakłócenia (RFI – radiowe), jakie inne kable mogą zbierać z otoczenia, czy też double inverted helix coil technology, czyli geometrię wykorzystującą przeciwstawne nawijanie drutów/przewodników tak, by tworzyły podwójną helisę. Ma to służyć uzyskaniu możliwie najniższej indukcyjności kabla. Przewodnikiem jest posrebrzana miedź, wtyki wykonywane są z czystej miedzi, ich obudowy z chromowanej stali, a styki są pozłacane.
Kabel zasilający C2 wykorzystuje podobne rozwiązania, acz obudowy wtyków wykonane są z aluminium. Oba kable wykorzystałem do podłączenia R-280, a dodatkowo na późniejszym etapie odsłuchów postawiłem go na firmowych nóżkach antywibracyjnych Ansuz Darkz S2T. Te ostatnie wykonano z trzech stalowych krążków, między którymi umieszczone są kulki wykonane z tytanu. W zestawie znalazłem również dodatkowy komplet takich kulek, który ułatwił postawienie testowanego urządzenia na zestawie S2T. Aavik R-280 jest, podobnie jak inne komponenty marek Audio Group Denmark, wyposażony w nóżki, których spody są przystosowane do umieszczenia w nich kulek. W praktyce więc, na górnej powierzchni nóżek (w tym przypadku S2T) w znajdujących się tam zagłębieniach umieszczamy kolejny komplet kulek i dopiero wtedy ustawiamy na nich urządzenie.
Jako że testuję sporo przedwzmacniaczy gramofonowych z różnych półek cenowych miałem już do czynienia z wieloma rozmaitymi pierwszymi wrażeniami notowanymi wkrótce po rozpoczęciu odsłuchów. Tym razem do odsłuchów Aavika R-280 podszedłem, że tak to ujmę, nie skażony. Nie szukałem o nim żadnych informacji, nie czytałem wcześniej recenzji, nie miałem go okazji wcześniej słuchać (tzn. w ubiegłym roku byłem na prezentacji produktów Audio Group Denmark, gdzie przez krótki czas grał gramofon wykorzystując jedno z phono Aavika, ale system był dla mnie obcy, dźwięk wówczas nie bardzo mi się podobał, więc tego doświadczenia nie liczę), ani nie czytałem żadnych recenzji. No i nie miałem u siebie żadnych innych urządzeń żadnej z tych trzech duńskich marek. Kompletnie nie wiedziałem więc czego się spodziewać i nie miałem żadnych konkretnych oczekiwań.
Jak się jednakże później okazało (bo by przygotować opis czegoś więcej niż brzmienia musiałem w końcu sięgnąć do źródła po informacje o testowanym produkcie) pierwsza rzecz, którą zapisałem w kajeciku już przy pierwszej płycie brzmiąca: niesamowicie czarne tło, okazała się zgodna z tym, co podkreśla sam producent, czyli bardzo niskim poziomem szumu tła/zakłóceń. I choć testowany niedawno (lampowy!) LampizatOr VP4 Silver także należał do niewielkiej grupy najcichszych znanych mi phonostage’y (a jest przecież lampowy, raz jeszcze podkreślę!) to Aavik R-280 w tym aspekcie robił jeszcze większe wrażenie. Dalej… dalej było już trudniej. Tzn. pierwsze wrażenie było nieodparte i wiązało się z nim wiele kolejnych cech prezentacji wysoko cenionych przez miłośników dobrego dźwięku i muzyki. Bo czarne jak smoła tło to „widoczna jak na dłoni” świetna mikro-dynamika, to zdecydowanie ponadprzeciętna czytelność drobnych detali i subtelności, to wierne oddanie barwy i faktury każdego instrumentu, to imponująco, przekonująco oddane transjenty. Niemniej, gdy próbowałem sobie odpowiedzieć na pytanie: jaki to właściwie dźwięk, to sam sobie udzielałem pozornie sprzecznych odpowiedzi.
Z jednej strony bowiem to właśnie zakres dynamiczny tej prezentacji robił naprawdę duże wrażenie. Czy było to trio składające się z braci Olesiów i Christophera Bell’a na „Komeda Ahead”, czy grana z rozmachem, wręcz żywiołowo uwertura do „Wesela Figara” Mozarta pod Currentzisem, dynamika, czy to na poziomie mikro, czy makro przyciągały uwagę od pierwszych chwil. Nie było to efekciarskie, ale zdecydowanie efektowne, zbliżające prezentację do mojego prywatnego wzorca, czyli muzyki granej na żywo. Z drugiej jednakże strony, dźwięk był także bardzo precyzyjnie poukładany, zorganizowany zarówno w wymiarze przestrzeni sceny, jak i harmonii poszczególnych dźwięków, a także i bardzo dobrej separacji ich źródeł. A przy tym, kontynuując owe pozorne sprzeczności, dźwięk był również wewnętrznie spójny i płynny, co dawało efekt spokoju, czy raczej prezentacji pozbawionej najmniejszych nawet śladów nerwowości. Tej ostatniej wcale w tym systemie z moimi phonostage’ami nie ma, a jednak w tym względzie po prostu było jeszcze lepiej.
Wszystko trzymane było pewnie w ryzach, ale nie oznaczało to najmniejszego nawet ograniczenia poziomu energii dźwięku, czy dużych peaków – prezentacja była absolutnie swobodna. Innymi słowy, nie było mowy o sztucznym uspokojeniu/wygładzeniu przekazu, ale właśnie o doskonałym jego uporządkowaniu. W pewnym sensie doskonalszym nawet niż to, co słyszymy na koncertach, bo na nich wcale nie dostajemy aż tak precyzyjnego przekazu, tak dobrej separacji źródeł, takiej akuratnej lokalizacji, ale bardziej ścianę dźwięku. Niemniej już same nagrania (przynajmniej te dobre) zapisują dźwięk nieco inaczej, bardziej indywidualnie, czyli skupiając się na poszczególnych elementach i dopiero dobre systemy i komponenty składają owe poszczególne elementy w tak płynną całość.
Aavik R-280 doskonale wywiązywał się z zadania wiernego odtwarzania zawartości rowków poszczególnych płyt serwując z jednej strony ogromną ilość dobrze separowanych informacji, z drugiej składając je w spójną całość. Efekt końcowy był więc podobny do tego, który znam i cenię z koncertów – to energetyczna, dynamiczna, angażująca słuchacza prezentacja. Wystarczyło jednakże zdecydować się świadomie na analizę dźwięku, by za sprawą tak dobrej eliminacji zakłóceń i wynikającego z niej czarnego tła eksponującego najdrobniejsze nawet informacji, z łatwością śledzić wybrany instrument, elementy akustyki nagrań, czy pomieszczeń, itd.
Już na tym etapie odsłuchów, czyli po pierwszych dwóch dniach, zdecydowałem się na wstawienie pod Aavik R-280 dołączonych przez dystrybutora nóżek S2T. Wiele razy miałem się okazję przekonać, jak ważną rolę odgrywają elementy skutecznie tłumiące wibracje. W tym przypadku doświadczenie okazało się dość szczególnym. Efekty ustawienia phonostage’a na S2T w zasadzie były podobne do zwykle obserwowanych po dodaniu (dobrych) nóżek, czy innych elementów antywibracyjnych. Różnił się natomiast znacząco skalą wpływu na dźwięk. Poprawiła się już przecież świetna separacja, atak dźwięków był jeszcze lepiej zdefiniowany, a kolejne fazy (podtrzymanie i wybrzmienia) nieco dłuższe i czystsze.
Łatwiej było to zaobserwować w małych składach, jak np. na wspomnianym wcześniej krążku „Komeda Ahead”, gdzie w niewielkiej przestrzeni grają trzy instrumenty, a w przypadku orkiestry wymagało to nieco większego skupienia, ale na obu tych albumach, jak i wielu innych słuchanych później, wpływ nóżek Ansuza był więcej niż zauważalny. Do prezentacji bez S2T nie miałem zastrzeżeń, w każdym razie nie takich, które mogłyby zmienić jakiekolwiek akcesoria, a jednak usłyszawszy te same nagrania z nóżkami, aż musiałem je z powrotem wyjąć by sprawdzić, czy aby sobie skali różnicy nie wyobrażam.
Chciałbym, żebyśmy się dobrze zrozumieli – ani te nóżki, ani żadne inne akcesoria tego typu nie mają obiektywnie dużego wpływu na dźwięk. Jak mówi popularne powiedzenie, diabeł tkwi w detalach, w subtelnościach. Tyle że większość takich produktów daje poprawę, którą (na siłę, bo nie lubię tego robić) skwantyfikowałbym na poziomie może 1, w najlepszym razie 2 %, ale jeśli tak, to tym razem te wartości musiałbym niemal podwoić. Powtarzam, że kwantyfikacja jest naprawdę trudna i subiektywna, ale mając wybór (czyli zasobne konto w banku) ja nie zastanawiałbym się ani sekundy i dokupiłbym do Aavika-R280 te, a może (po ewentualnych testach) inne nóżki Ansuza. Gdy raz się ową „drobną” różnicę usłyszy trudno jest się bowiem bez niej obyć. Ale odbiegliśmy nieco od tematu, bo w teście jest przecież phonostage. Niemniej proszę zauważyć, że od momentu gdy ustawiłem go na nóżkach S2T to poza kilkoma próbami w celu potwierdzenia oceny ich wpływu, później już do końca testu korzystałem z tego „dodatku”, bo dźwięk bez niego nie był już (dla mnie) taki sam i sama świadomość tego przeszkadzała mi w skupieniu się na tym, co ważne, czyli muzyce.
A ta z nóżkami po prostu zyskiwała i to niezależnie od gatunku. Trudno mi się było jedynie zdecydować, czy bardziej zyskiwały nagrania najwyższej, czy te nieco niższej klasy. Ot choćby dwu-płytowy krążek Petera Gabriela „New Blood” trudno zaliczyć do kategorii wzorcowych w zakresie jakości jego realizacji. Aavik-R280 ustawiony dodatkowo na nóżkach S2T słabszych elementów nie zamiatał pod dywan, ale zrobił choćby coś z wokalem Gabriela, coś co trudno było zdefiniować, a jednak brzmiał on pełniej, naturalniej. Po części to zasługa bardziej naturalnego sposobu prezentacji sybilantów, ale i wspominanej wiele razy świetnej separacji, która ów wokal, ale i chórki, nieco lepiej eksponowała na tle orkiestry. I działo się to bez wypychania wokalisty przed linię kolumn, bez jego sztucznego przybliżania, czy powiększania. Na tejże płycie, duńskie phono pokazało, że owa naturalność to nie żadne „wygładzanie” wysokich tonów, bo gdy przyszła na to pora, równie wiernie jak pewien liryzm (choćby w „Don’t give up”) oddało „agresywność” i intensywność wokali w „Digging in the dirt”.
Krążek Gabriela z orkiestrą nie jest wybitnie nagrany w zakresie przestrzenności. Orkiestra i owszem, jest „duża” i potężna, a jej skalę Aavik oddał naprawdę dobrze, ale nie ma w tym nagraniu zbyt wielu informacji o akustyce nagrania, nie ma tam jakoś szczególnie dobrze pokazanej sceny z jej szerokością, głębokością i gradacją planów (poza pierwszym z wokalami). Dlatego sięgnąłem po moją ulubioną „Carmen” z Leontyne Price, a później jeszcze po testowe klasyki, „Jazz at the Pawnshop” Arne Domnerusa i Michela Godarda z jego nagraniem z Opactwa Noirlac. Wnioski ze wszystkich tych odsłuchów były podobne – w porównaniu do testowanego ostatnio (lampowego) VP4 Silver scena wydawał się nieco mniejsza, zwłaszcza w wymiarze jej głębi. Chóry na „Carmen” maszerowały jakby nieco bliżej, a niezwykle precyzyjnie porozstawiane instrumenty na Godardzie znajdowały się tam, gdzie powinny, ale przestrzeń za nim, pogłos, wydawały się odrobinę skrócone. Być może dlatego właśnie precyzja lokalizacji i pewna konturowość każdego źródła pozornego były za to nieco lepsze.
Ta druga cecha polegała bardziej na narysowaniu ich (konturu) dość ostrą kreską, na zaprezentowaniu odpowiedniej wielkości każdego z nich i relacji przestrzennych między nimi, niż na wypełnieniu, dociążeniu i namacalności, jakie dla odmiany potrafią zapewnić najlepsze urządzenia lampowe. Gwoli jasności, to bardziej kwestia innego podejścia do interpretacji tego samego aspektu nagrań niż przewagi jednego z nich na drugim. Oczywiście można mieć swoje preferencje, a ja, jak wiadomo, lubię tę zaletę lamp (i lampy jako takie), lubię gdy wszystko ma kształt, wielkość i masę uzyskane z pomocą wypełnienia (bardziej niż konturu). A jednak, w przeciwieństwie do wielu przedwzmacniaczy gramofonowych opartych na krzemie, Aavik R-280 nie wywoływał we mnie tęsknoty za bardziej lampowym podejściem do prezentacji przestrzennych aspektów prezentacji. Przyjmowałem, że w jego przypadku tak ma być i że to równie dobre podejście, jak każde inne, a efekty są znakomite i wysoce (mnie) satysfakcjonujące!
Podsumowanie
Ciekawa rzecz z tym phonostage’m… Do tej pory produktów Audio Group Denmark słuchałem wyłącznie na prezentacjach i wystawach. Mój prywatny bardzo wstępny (bo w takich warunkach nie można właściwie oceniać grających systemów, czy komponentów) wniosek zawsze był taki sam – to bardzo dobry, czasem nawet znakomity dźwięk, to sprzęt wysokiej klasy mający mnóstwo zalet, ale… nie do końca „moja bajka”. To jedna z tych rzeczy, których recenzent musi się nauczyć, tzn. odróżniać to co mu/jej się podoba, od tego, co jest obiektywnie (na ile to w audio w ogóle możliwe) dobre. To co słyszałem do tej pory, ale jeszcze raz podkreślę, nigdy u siebie, w swoim pokoju/systemie, było bardzo dobre, ale nie odbierałem tego, jako coś, co chciałbym mieć i z czym mógłbym na co dzień żyć.
Przygoda z przedwzmacniaczem gramofonowym Aavik R-280 okazała się inna od dotychczasowych doświadczeń, bo to jest urządzenie, które mogłoby u mnie grać na stałe, które dawałoby mi radość i satysfakcję z obcowania z muzyką. Nie jest to najlepszy phonostage, jakiego u siebie słuchałem, ale pewnie w pierwszej dziesiątce mógłby się załapać. Z tym, że w owej pierwszej dziesiątce byłby jedynym, obok LampizatOra VP4 Silver, kosztującym (grubo!) poniżej 20 kEUR. Przy całej swojej niezwykłej precyzji i uporządkowaniu prezentacji, przejrzystości i doskonałej separacji, bardzo dobrym różnicowaniu i świetnej dynamice, nie jest to wcale sucho, czy szczególnie analitycznie grające urządzenie. Wszystkie te elementy składają się w płynną spójną, muzykalną i naturalnie brzmiącą całość.
Choć jestem fanem lamp, trudno mi było zarzucić cokolwiek średnicy serwowanej przez testowane phono, czyli jednemu z koronnych atutów urządzeń lampowych, a nawet górze pasma. Wokale z Aavikiem R-280 wypadały bowiem świetnie, bo owo czarne jak smoła tło, eksponowało (ale w sposób naturalny, a nie na siłę) zalety świetnej rozdzielczości prezentując wiernie i przekonująco barwę i fakturę czy to głosów, czy instrumentów. Górze brakowało może owej wyjątkowej naturalnej słodyczy lamp, ale i to nie było argumentem przeciwko duńskiemu przedwzmacniaczowi, bo grał on po prostu nieco inaczej w tym aspekcie, a nie gorzej. Bas był przepotężny, gdy zachodziła taka potrzeba, ale i ten podzakres imponował precyzją, doskonałym różnicowaniem i zwartością. Co najważniejsze, wszystkie te cechy składały się w wysokiej klasy, ale i przyjemną dla ucha, zachęcającą do długich sesji odsłuchowych całość.
Ujmując rzecz krótko, debiut Aavika (i Ansuza, zwłaszcza nóżek) w moim systemie wypadł imponująco. Aavik R-280 to znakomity przedwzmacniacz gramofonowy dla wkładek MC i to taki, który może przekonać do siebie nie tylko wymagających zwolenników konstrukcji tranzystorowych, ale i lampowych. Albo po prostu tych, którzy nie dbają o technologię, ale raczej szukają świetnego, angażującego, ułatwiającego bliski kontakt z muzyką i jej wykonawcami brzmienia. Jeśli tak właśnie jest to koniecznie posłuchajcie Aavika R-280. Warto!
Ceny (w czasie recenzji):
- Aavik R-280: 45.990 PLN
- Ansuz Signalz C2 interkonekt analogowy RCA-RCA: 19.990 PLN za 1m (używany był kabel 2m kosztujący 29.990 PLN)
- Ansuz Mainz C2 kabel zasilający: 15.990 PLN za 1 m (testowany kabel miała 2m kosztujący 23.990 PLN)
- Ansuz Darkz S2T nóżki anty-wibracyjne: 2.990 PLN za 1 szt plus kulki tytanowe (3 szt na 1 szt Darkz) po 79 PLN za 1 szt
Producent: AUDIO GROUP DENMARK
Dystrybutor: AUDIO EMOTIONS
Specyfikacja techniczna (wg producenta):
- Wejście phono: RCA z pływająca masą
- Maks. Sygnał wejściowy: 5mVrms
- Gain: 65 dB@1kHz
- Obciążenie wejścia (regulowane): od 50 Ohm do 10 kOhm
- Pasmo przenoszenia: +/-0,5 dB (20 Hz – 20 kHz)
- Wyjście liniowe: RCA
- Zniekształcenia: <0,005 (THD przy 1kHz, sygnał wejściowy 0,5mV)
- Impedancja wyjściowa: 120 ohm
- Redukcja zakłóceń (Aavik Noise Reduction): aktywne cewki Tesla:72; aktywne kwadratowe cewki Tesla:176; obwody Dither:8
- Zużycie prądu: Standby: <0.5W; w trakcie pracy:<10W
- Wymiary: (DxSxW) 380 x 384 x 102 mm
- Waga: 5.6 kg
Platforma testowa:
- Źródło cyfrowe: pasywny, dedykowany serwer z WIN10, Roon Core, Fidelizer Pro 7.10, karty JCAT XE USB i JCAT NET XE z zasilaczem FERRUM HYPSOS Signature, JCAT USB Isolator, zasilacz liniowy KECES P8 (mono), switch: Silent Angel Bonn N8 + zasilacz liniowy Forester.
- Przetwornik cyfrowo-analogowy: LampizatOr Pacific 2 + Ideon Audio 3R Master Time
- Źródło analogowe: gramofon JSikora Standard w wersji MAX, ramię J.Sikora KV12, wkładka AirTight PC-3, przedwzmacniacze gramofonowe: ESE Labs Nibiru V 5 i Grandinote Celio mk IV
- Wzmacniacz: GrandiNote Shinai, Circle Labs M200
- Przedwzmacniacz: Circle Labs P300
- Kolumny: GrandiNote MACH4, Ubiq Audio Model One Duelund Edition
- Interkonekty: Bastanis Imperial x2, Soyaton Benchmark, Hijiri Million, Hijiri HCI-20, TelluriumQ Ultra Black, KBL Sound Zodiac XLR, David Laboga Expression Emerald USB, David Laboga Digital Sound Wave Sapphire Ethernet
- Kable głośnikowe: Soyaton Benchmark
- Kable zasilające: LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3
- Zasilanie: Gigawatt PF-2 MK2 i Gigawatt PC-3 SE Evo+; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
- Stoliki: Base VI, Rogoz Audio 3RP3/BBS
- Akcesoria antywibracyjne: platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot, Graphite Audio IC-35 i CIS-35