Allnic Audio T-1500 mk II

by Marek Dyba / March 26, 2022

Wzmacniacze typu SET oparte na najbardziej chyba znanej triodzie 300B mają w sobie coś wyjątkowego. To nie jest brzmienie dla wszystkich, to nie są wzmacniacze do każdego typu muzyki, ale z odpowiednimi kolumnami tworzą prawdziwą magię, w której łatwo zakochać się bez pamięci. Przedstawicielem tego wyjątkowego gatunku jest Allnic Audio T-1500 mkII. 

Wstęp

Miałem przyjemność już trzykrotnie spędzić dłuższy czas z produktami koreańskiego producenta Allnic Audio. Dla Czytelników HiFiKnights opisywałem najpierw topową wkładkę tego producenta, model Amber (zobacz TU), a później otwierający ofertę, lampowy przedwzmacniacz gramofonowy H-5500 (zobacz TU). Na łamach HighFidelity z kolei znajdziecie recenzję potężnej, oczywiście lampowej, integry T-2000 30th Anniversary (zobacz TU) na lampach KT170. Jako że w każdym z tych tekstów można znaleźć informacje o historii marki Allnic Audio nie będę ich powtarzał po raz kolejny. Chętnych by się z nimi zapoznać zachęcam do przeczytania wspomnianych recenzji ze szczególnym uwzględnieniem dotyczącej wkładki Amber, jako że to w niej takich informacji jest najwięcej. Wspomnę tylko, iż istota sukcesu tej firmy jest poniekąd ukryta (częściowo) w jej nazwie, która pochodzi od wyrażenia „all nickel”, a to z kolei nawiązuje do stopu o nazwie Permalloy (opartego o nikiel właśnie i żelazo), który stosowany jest we wszystkich transformatorach tej marki.

Tym razem, o czym przeczytaliście Państwo już na początku, bohaterem jest przedstawiciel wyjątkowej rasy wzmacniaczy mającej swoich gorących fanów (w tym niżej podpisanego), czyli tzw. SETów. Skrót pochodzi od Single Ended Triode, która to nazwa wskazuje, iż we wzmacniaczu, w stopniu wyjściowym, pracują lampy typu trioda i to w układzie single-ended. Triodą właśnie jest najbardziej chyba znana pośród wszystkich i dla wielu najbardziej magiczna lampa 300B, acz są wśród nas również fani 2A3, 45, 211 i innych. To jedna z wielu zalet lamp – (niemal) każdy znajdzie wśród nich swój ulubiony „smak”. Choć piszę o tym w swoich recenzjach od lat dodam gwoli jasności, iż to i moja absolutnie ukochana lampa, więc wyjątkowo wręcz chętnie sięgam po każdą obiecującą konstrukcję na niej opartą.

Bazując na powyższym z jednej strony wydawać by się mogło, że na T-1500 mk II będę z założenia patrzył przychylnym okiem (uchem). Drugą stroną tej monety jest jednakże fakt, że mając za sobą odsłuchy wielu SETów 300B z różnych półek cenowych i z różnych stron świata wiem, jak wiele można z tej lampy wycisnąć. To z kolei sprawia, że oczekiwania, także w świetle tak udanych doświadczeń z poznanymi wcześniej produktami Allnic Audio, wobec testowanej integry miałem duże, bardzo duże. Polski dystrybutor, 4HiFi, by dodatkowo uprzyjemnić mi czas spędzony z T-1500 mk II, w trakcie odsłuchów dosłał mi dodatkową parę lamp 300B przygotowanych przez firmę Elrog. Jako że sam posiadam również parkę tych triod legendarnej marki Western Electric, zabawa zapowiadała się przednia.

Budowa i cechy

Większość urządzeń Allnic Audio ma podobny, charakterystyczny wygląd, a T-1500 mk II nie jest tu wyjątkiem, choć… . Elementem rozpoznawczym wzmacniaczy tej marki są szklane „rury” z metalowymi, perforowanymi dekielkami na górze, które pełnią rolę osłon lamp. Jak uprzedził mnie dystrybutor, dostałem absolutnie unikalny egzemplarz do testu, a mianowicie owych osłon dla lamp (tylko) mocy pozbawiony. Estetyka to jedna strona medalu, na drugiej, w tym przypadku, znalazła się możliwość zdecydowanie łatwiejszej, mile widzianej, wymiany lamp. Proszę jednakże nie sugerować się niektórymi zdjęciami czarnej wersji wzmacniacza – osłony powinny tam być i jeśli zdecydujecie się nabyć to urządzenie, to zapewne będą. Ponieważ w trakcie recenzji doszło do wymiany testowanego egzemplarza na inny, dla odmiany srebrny, a i producent podesłał mi kilka fotek, zobaczycie Państwo również zdjęcia kompletnej sztuki.

Mniejsze lampy, wejściowe i sterujące, 6SL7 i 6SN7, zarówno w przypadku czarnego, jak i srebrnego egzemplarza takowe osłony posiadały. Solidna, sztywna obudowa wzmacniacza bezbłędnie wykonana i wykończona w kolorze czarnym znakomicie prezentowała się na półce/stoliku (srebrna też, ale od dawna mam słabość do urządzeń audio w tym pierwszym kolorze). Wzmacniacz wyposażono w cztery solidne nóżki, ale od czasu ich testu, każde urządzenie lampowe, i wiele innych, stawiam na stożkach antywibracyjnych Graphite Audio IC-35 (test TU) i nie inaczej stało się tym razem (na pewnym etapie odsłuchów).

Allnic Audio T-1500 mk II to konstrukcja lampowa pracująca w klasie A, co nieco zaskakujące, ze sprzężeniem zwrotnym (-6 dB). Jak wyjaśnia producent, określający to sprzężenie zwrotne mianem „naturalnego”, pozwala ono uzyskać relatywnie wysoki współczynnik tłumienia, niskie zniekształcenia i lepszy odstęp sygnału od szumu (S/N). Wszystko to ma sprawiać, że przy zachowaniu wszystkich „wrodzonych” cech SETa konstrukcja ta lepiej steruje kolumnami. Na ostateczny efekt składa się również wyjątkowy układ sterujący lampami mocy (300B) wykorzystujący wspomniane już dwie podwójne triody, które razem składają się na wzmocnienie napięciowe rzędu 35 dB przy jednoczesnym niskim (jak na tego typu konstrukcje) poziomie zniekształceń wynoszącym zaledwie 0,3%. Dorzućmy do tego transformatory wyjściowe z Permalloyowymi (stop niklu i żelaza) rdzeniami i na końcu dostajemy również wyższą, niż zwykle z SETów 300B, moc wyjściową rzędu 10W na kanał (zwykle to 8W).

Na froncie urządzenia umieszczono dwa pokrętła, jedno pełni funkcję selektora wejść, drugim regulujemy głośność. Temu pierwszemu towarzyszy kolumna bursztynowych diod ze stosownymi opisami – wybór konkretnego wejścia podświetla odpowiadającą mu diodę. Tłumik stosowany w tym wzmacniaczu to własne opracowanie Allnic Audio w wersji 2, ze srebrnymi stykami pracujący w 41 krokach. Opór przy kręceniu gałką jest tak duży, że człowiek szybko uczy się używać do tego celu pilota. Koncepcję plastyczną frontu z obu stron zamykają podświetlone (także na bursztynowo) analogowe wskaźniki prądu podkładu (biasu) lamp mocy. Warto jednakże zauważyć, iż wzmacniacz wyposażono w układ automatycznej regulacji biasu, oraz drugi, opóźnionego startu, który przedłuża żywotność lamp.

Na górnej powierzchni obudowy, przy bocznych krawędziach w tylnej części, zamontowano kolejny charakterystyczny dla tej marki element, czyli uchwyty mogą służyć do podnoszenia/przenoszenia urządzenia. Główny włącznik znajdziecie natomiast na prawym (patrząc od przodu) boku wzmacniacza. Na tylnej ściance urządzenia umieszczono wyjście niezbalansowane (RCA) z przedwzmacniacza (pre out), cztery niezbalansowane wejścia RCA oraz jedno zbalansowane (XLR – acz to wzmacniacz single-ended, więc to wejście dodano jedynie dla wygody użytkowników). Wzmacniacz wyposażono w standardowe gniazdo zasilania, IEC. Między pojedynczymi złączami głośnikowymi umieszczono prosty przełącznik umożliwiający wybór między 4 a 8Ω odczepami transformatorów wyjściowych. Na zamówienie możliwy jest zakup wzmacniacza z odczepami 16Ω.

Brzmienie

Od kilku lat, gdy przychodzi do testowania większości wzmacniaczy, w tym wszystkich o niskiej mocy, w ich ocenie pomagają mi znakomite kolumny GrandiNote MACH4 (test posiadanej przeze mnie, starszej, aluminiowej wersji znajdziecie TU). Tym razem jednakże odsłuchy rozpocząłem z testowanymi równolegle polskimi kolumnami, które podobnie jak włoskie są bardzo uniwersalne i na dodatek także znakomicie brzmią (nawet jeśli nie są aż tak łatwe do napędzenia jak MACH 4). Mowa o modelu Claude poznańskiej marki Intrada. To kolumny 4Ω o skuteczności 90 dB, acz zastosowana w nich linearyzacja impedancji wg. Producenta (co potwierdziła praktyka) dobrze się sprawdza. Dzięki temu okazały się one doskonałymi partnerami dla Allnic Audio T-1500 mk II. Z nimi więc rozpocząłem odsłuch, pozostawiając MACHy 4 na deser (i do etapu porównań wpływu lamp 300B na brzmienie).

Szybko stało się dla mnie jasne, że koreański wzmacniacz to rasowy SET mimo, że fabrycznie zastosowano w nim „tylko” lampy 300B Electro Harmonixa (za to sterujące to NOSy). Późniejsza zamiana na moje własne Western Electrici (z poprzedniej, a nie aktualnej produkcji) pokazała, że da się z niego wycisnąć jeszcze więcej, ale to co usłyszałem z jednak dość przeciętnymi rosyjskimi lampami, tylko powiększyło mój podziw dla konstruktora, pana Kang Su Parka. Nie był to pierwszy taki przypadek – testowałem kiedyś konkurenta spod znaku Wavaca, który korzystał z równie przeciętnych lamp JJa, ale i w tamtym przypadku w danym zastosowaniu brzmiały one świetnie.

Wróćmy jednakże do T-1500 mk II napędzającego (na początku) Entrady Claude. Choć, co pokazały moje wcześniejsze porównania, to kolumny grające nieco bardziej dociążonym dźwiękiem, niżej osadzonym niż moje MACHy4, to nie można ich nazwać „ciepłymi”. Szybko stało się jasne, że trudno to powiedzieć także o testowanej integrze. To nie jest ciepło grający wzmacniacz, w powszechnym tego słowa rozumieniu, czyli taki, z którym każde nagranie brzmi przyjaźnie, miękko, okrągło i w związku z tym podobnie (jedno do drugiego). Dostajemy z nim świetnie poukładany dźwięk i to poukładany w wyjątkowo dużej, otwartej, wypełnionej powietrzem przestrzeni. Kapitalnie zabrzmiał z tym wzmacniaczem krążek „Asian roots” nagrany niemal wyłącznie z udziałem instrumentów wykonanych z bambusa. Scena wychodząca daleko poza rozstaw kolumn i poza ścianę za nimi, znakomite różnicowanie poszczególnych instrumentów, zaskakująco niskie zejście basu, plus natychmiastowość każdego uderzenia pałeczek, tudzież długość wybrzmień uderzonych elementów – wszystko to składało się na całość, którą niby znam na pamięć, ale z T-1500 mk II zabrzmiała ona świeżo i niezwykle atrakcyjnie.

Trochę zaskakujące dla mnie było, jak dobrze Allnic poradził sobie z napędzeniem tych kolumn. Skuteczność na poziomie 90 dB to niby nie tak mało, ale to spore kolumny, więc na papierze połączenie to nie wyglądało najlepiej. Tyle że teoria z praktyką wcale nie tak znowu rzadko w branży audio się zderzają zamiast zgadzać i nie inaczej było tym razem. T-1500 mk II bez słyszalnego wysiłku wysterował Claude niezależnie od tego, jaki rodzaj muzyki grałem. Brzmienie z tym 10-watowym (taką wartość podaje producent) wzmacniaczem było swobodne, pięknie otwarte, z nasyconymi barwami, znakomitą mikro-dynamiką i naprawdę dobrą w skali makro. Dlatego też, choć niewiele w tym zestawieniu przesłuchałem dużej klasyki, to rockowych już i owszem, sporo znalazło drogę na talerz gramofonu J.Sikora, bo po pierwszej z nich chętnie sięgałem po kolejne.

Wbrew temu, co często można usłyszeć z SETami 300B (zwłaszcza napędzającymi nie aż tak łatwe kolumny), bas był zwarty, dobrze różnicowany, schodził całkiem nisko i potrafił szybko eksplodować energią, gdy zachodziła taka potrzeba. Nie były to aż tak konturowe, twarde niskie tony, jakie dostarczają potężne tranzystorowe końcówki mocy, ale też i nie miały nic wspólnego z miękkim, zaokrąglonym basem, jaki można czasem usłyszeć ze słabszych wzmacniaczy lampowych (albo ich złych zestawień z kolumnami). Słowem – połączenie Allnic Audio T-1500 mk II z Intradami Claude okazało się dużym, pozytywnym zaskoczeniem dowodząc większych, niż ma to miejsce w przypadku wielu konkurentów, możliwości testowanego wzmacniacza w zakresie sterowania kolumnami.

Po tak udanej pierwszej części testu, przyszedł czas na tę „właściwą” z moimi, znanymi mi od kilku lat, GrandiNote MACH 4. Dla mnie to właśnie te włoskie kolumny miały być tym właściwym „weryfikatorem” możliwości T-1500 mk II. To kolumny grające szybko, dynamicznie, czysto, nie dysponujące może tak mocnym basem jak Claude, za to nadzwyczajnie zwartym, precyzyjnym, doskonale różnicowanym. Większość znanych mi SETów 300B, z moim własnym ArtAudio Symphony II (modyfikowanym) włącznie, gra cieplejszym, mocniej wypełnionym/skupionym na średnicy dźwiękiem niż Allnic. Stąd też po kilku próbach jako główne źródło wybrałem najgęstsze z tych, którymi dysponowałem, czyli phonostage GrandiNote Celio mk IV (do którego sygnał trafiał z mojego J.Sikora Standard Max z ramieniem KV12 w wersji z nowym okablowaniem – recenzja wkrótce (!) – oraz na zmianę z wkładkami Air Tight PC-3 oraz Ortofon Verismo).

Nawet w tym zestawieniu dźwięk nie był do końca taki, jakiego zwykle oczekuję po tego typu wzmacniaczu. Trudno bowiem było mówić o najważniejszej, czy raczej jakoś szczególnie podkreślonej, roli środka pasma, co jest atrybutem, bądź wadą, w zależności od punktu widzenia, większości SETów. Niczego średnicy Allnica nie brakowało, była barwna, rozdzielcza, otwarta, czysta, ale dokładnie to samo można było powiedzieć o skrajach pasma, na dodatek świetnie z nią zszytych. To sprawiało, że był to jeden z najrówniej w zakresie całego pasma grających wzmacniaczy tego typu jaki znam. Przypominał mi w tym względzie najnowszą (i moim zdaniem najlepszą) wersję wzmacniacza na tej triodzie japońskiego Air Tighta, czyli ATM-300R. Dlatego np. na krążku „Kiedy byłem” Adam Czerwiński Trio z jednej strony znakomicie wypadały zarówno wokale i gitara elektryczna, korzystające z gęstej, nasyconej doskonale różnicowanymi informacji średnicy, jak i perkusja lidera grupy (tony niskie i wysokie), czy zarówno akustyczny, jak i elektryczny bas.

O ile realistyczna, namacalna, gęsta, barwna, wysoce ekspresyjna prezentacja elementów skupionych w średnicy (gitara i głosy) nie była żadnym zaskoczeniem, o tyle zwarte, szybkie, sprężyste bębny, ale i odpowiednio twarde, dźwięczne, a jednocześnie we właściwych momentach delikatne i doskonale różnicowane blachy, i owszem były. Były, bo 300B co prawda potrafią pokazać znakomitą górę pasma, pełną powietrza, otwartą, krystalicznie czystą, ale jednak raczej jej nieco łagodniejszą, odrobinę wygładzoną wersję. Tu tego efektu właściwie nie było – mocne uderzenie pałeczki w metalową blachę dawało odpowiednio mocną, energetyczną odpowiedź tejże, a poszczególne uderzenia były świetnie różnicowane. W pewnym sensie, była to taka trochę bardziej (pozwolę sobie na pewne stereotypowe uproszczenie) tranzystorowa, czyli bardziej bezpośrednia, twardsza, ciut ostrzejsza góra pasma niż choćby z moim Symphony II. Doświadczenie podpowiadało mi, że, przynajmniej po części, odpowiedzialne za to mogą być lampy 300B Electro Harmonixa. Zakonotowałem więc w pamięci by przyjrzeć się dokładnie górze pasma w trakcie odsłuchów z pozostałymi parami 300B.

Porównując to nagranie, ale i kolejne krążki Raya Browna, czy Marcusa Millera, uznałem, że T-1500 mk II ma przewagę nad moim SETem, gdy przychodzi do basu elektrycznego, który jest z nim bardziej zwarty, twardszy (ale nie za twardy), mocniejszy, lepiej oddawana była szybkość i energia każdego błyskawicznego szarpnięcia bądź uderzenia w struny. Z ArtAudio z kolei preferowałem bas akustyczny, gdyż to ten wzmacniacz lepiej pokazywał fazę podtrzymania i wybrzmienia poszczególnych dźwięków. Wszystkie te różnice nie należały do kategorii ogromnych, to nie było tak, że słuchanie basu elektrycznego na AA, bądź akustycznego na Allnicu pozostawiało wiele do życzenia. Niemniej były wystarczające, by określić swoje preferencje. Znowu jednakże miałem wrażenie, że jakąś, być może wcale nie tak znowu małą, rolę ogrywają tu lampy wyjściowe. Pozostało mi więc w końcu sprawdzić, czy z Western Electricami, bądź Elrogami, charakter brzmienia T-1500 mk II się zmieni.

Western Electric 300B 

Na pierwszy ogień poszły WE. Wymiana lamp na inne nie jest operacją, którą można wykonać w 20 sekund i od razu zacząć słuchać. Po wymianie (powiedzmy, że w miarę szybkiej, jeśli nie montuje się osłon na lampy) trzeba jeszcze odczekać, aż lampy i wzmacniacz złapią odpowiednią temperaturę. Po każdej wymianie za słuchanie brałem się więc nie wcześniej niż po 15 minutach grania na „nowej” parze triod, acz wzmacniacz rozkręcał się w pełni dopiero po kolejnych circa 15 minutach. W przypadku Western Electriców zmiana brzmienia była dość jednoznaczna i poszła w oczekiwanym przeze mnie kierunku. Amerykańskie lampy nieco bardziej dociążyły i wypełniły średnicę i wyższy bas, ale i poszerzyły bazę stereo, czyli scenę. Wokale zrobiły się bardziej jeszcze namacalne, obecne, ekspresyjne, kontrabas nabrał ciut więcej ciała, bo balans przesunął się niewiele, ale jednak ze strun na pudło. Nawet gitara elektryczna zabrzmiała pełniej. Góra pasma straciła odrobinę tej niezwykłej energii prezentowanej przez Allnica wcześniej, ale za to zyskała na wyrafinowaniu i delikatności, za które ja i wielu fanów 300B, tak cenimy te lampy. Także niskie tony, ze szczególnym naciskiem na te najniższe, zaprezentowane zostały nieco inaczej – nie były aż tak zwarte i sprężyste, za to bardziej nasycone, barwniejsze.

Kolejne płyty upewniały mnie w przekonaniu, że nieco surowsze, mniej wyrafinowane lampy Electro Harmonixa lepiej sprawdzały się w Allnicu, gdy potrzebna była (surowa) siła, potęga i rozmach brzmienia, czyli np. w rocku i wszędzie tam, gdzie potrzeba było nieco „brudu”, chropowatości, czy surowości brzmienia. Za to akustyczne i wokalne albumy wolałem z lampami WE. To one bowiem dawały nieco bardziej wyrafinowane, z braku lepszego słowa, szlachetniejsze brzmienie, lepiej zagłębiając się w niuanse barwy i faktury poszczególnych instrumentów i głosów, brzmiąc gładziej i bardziej płynnie. Miały one również wspomnianą już przewagę w zakresie przestrzenności brzmienia i precyzji trójwymiarowego obrazowania. Wszędzie tam, gdzie potrzebne było przekonujące oddanie akustyki nagrań, a więc przede wszystkim (choć nie tylko) w nagraniach koncertowych, gdzie wyjątkowo dobrze uchwycono emocje, obecność wykonawców, WE spisywały się lepiej niż lampy EH.

Jednym z przykładów takich płyt, był wspomniany krążek Ray Brown Trio „The Red Hot”, wydany na dwóch płytach na 45 obrotów. Jest to fantastyczne nagranie i wydanie, do którego często wracam, ale nie da się ukryć, że najchętniej właśnie przy okazji odsłuchów SETów, najlepiej na 300B. Cudownie czysto, wyraziście brzmiący, ale i odpowiednio dociążony, barwny fortepian, dobrze nagrana perkusja, i mój ukochany kontrabas, zostały perfekcyjnie zarejestrowane w niewielkim klubie. Sposób rejestracji umożliwia więc wyjątkowo bliski, bezpośredni kontakt zarówno z muzykami, jak i żywiołowo reagującą publicznością. To właśnie owo budowanie wyjątkowego klimatu unikalnego spektaklu muzycznego, interakcji zespołu i fanów i doskonałej zabawy odróżniały Allnica T-1500 mk II od wielu innych wzmacniaczy. Lampy Western Electric jeszcze owe doznania pogłębiały renderując większe, pełniejsze, bardziej namacalne źródła pozorne precyzyjnie ulokowane w przestrzeni sceny (muzycy) i widowni. Sprawiały również, że muzyka brzmiała płynniej, spójniej, po prostu bardziej naturalnie.

ELROG 300B

Na koniec zabawy z lampami zostawiłem sobie zupełnie mi do tej pory nieznane (z odsłuchów we własnym systemie) lampy Elrog. O marce i jej produktach słyszałem oczywiście sporo, miałem okazję słuchać wzmacniaczy z bańkami próżniowymi Elroga na pokładzie (w czasie High Endu w Monachium w zamierzchłych czasach, gdy jeszcze odbywały się imprezy), niemniej dopiero odsłuch we własnym systemie mógł mi powiedzieć, czy i jak dobre są to lampy. No i, tu odrobina prywaty, czy są warte rozważania jako następcy moich WE, gdy te w końcu zakończą swój żywot. Allnic T-1500 mk II, co pokazały dotychczasowe odsłuchy, wydawał się idealnym narzędziem do poznania nowych lamp i porównanie ich do pozostałych. Różnice między lampami mocy pokazywał bowiem bardzo dobrze, lepiej nawet niż mój Symphony II.

Elrogi w tym zestawieniu okazały się charakterem brzmienia czymś pośrednim między lampami EH a WE, acz klasą zdecydowanie przystawały do tych drugich. Z jednej bowiem strony mają bardziej zdecydowany, precyzyjniejszy charakter niż WE, mocniej zaznaczają szybszą fazę ataku dźwięków, serwują bardziej zwarte, potężniejsze niskie tony i odrobinę twardsze, mocniejsze wysokie, w czym przypominają EH (charakterem, nie klasą). Jednocześnie w tym drugim zakresie są bardziej rozdzielcze i wyrafinowane niż EH, a lepszej zwartości basu towarzyszy wyższa gęstość, lepsze wypełnienie i różnicowanie. O ile więc nagrania elektrycznego basu, np. Marcusa Millera, wypadały podobnie (nie tak samo) z Elrogami i EH, o tyle w przypadku kontrabasu Stanleya Clarke’a, czy Raya Browna, te pierwsze odtwarzały brzmienie tego instrumentu w bardziej naturalny, barwniejszy, głębszy sposób., co dotyczy również bardziej naturalnej, barwniejszej średnicy.

Góra pasma, ciut mniej delikatna, ciut mniej słodka z Elrogami niż z WE, jest jednakże równie wyrafinowana, szlachetna i naturalna. Gdy więc przychodzi choćby do odtworzenia ostro brzmiącej trąbki, Elrogi, podobnie jak WE, pokazują ową ostrość w przekonujący sposób dbając jednocześnie, by była ona naturalna. Rzecz w tym, że odbiera się ją tak, jak w czasie koncertów, czyli jako cechę, a nie irytującą wadę, instrumentu. Z lampami EH zdarzało się, że granica ta była przekraczana i trąbka zaczynała nieco kłuć mnie w uszy. Gdy z kolei trzeba było oddać mocne uderzenie w trójkąt, nawet na tle wielkiej orkiestry, Elrogi pracujące w Allnic Audio, robiły to fantastycznie mocno, dźwięcznie, klarownie, ale i kolejny raz niezwykle naturalnie, w czym po prostu wyraźnie przewyższały EH.

Jako osoba korzystająca z lamp WE od wielu już lat, nawet jeśli dość sporadycznie (bo mojego SETa 300B słucham jedynie okazjonalnie), pewnie nie jestem do końca obiektywny. Zwłaszcza, że po prostu lubię, wręcz preferuję tę pewną delikatność, słodycz i zwiewność (przy zachowaniu kapitalnej czystości) wysokich tonów, i gęstość, niemal (ważne, że tylko niemal!) lepkość bajecznie barwnej średnicy. Myślę jednakowoż, iż wiele osób mogłoby się zgodzić po odsłuchach w moim systemie (w innych rezultaty zawsze mogą być inne) z moją oceną. A ta jest taka, że stawiam na bardzo, bardzo wysokiej półce lampy Western Electric i Elroga obok siebie. Prezentują bowiem taką samą, wybitną klasę i poziom wyrafinowania, choć nieco odmienny charakter. Dlatego wybór między nimi, czy to do Allnica T-1500 mk II, czy innego SETa, dla wielu osób powinien być dość prosty. Ci, którzy wolą bardziej romantyczną, emocjonalną stronę prezentacji wybiorą te pierwsze, Ci którzy preferują nieco wyższą precyzję, bardziej zwarte niskie tony i nieco łatwiejszy (bo niekoniecznie lepszy) wgląd w głębsze warstwy muzyki, sięgną zapewne po Elrogi.

Ja najchętniej posiadałbym jedne i drugie, wymieniając je w zależności od repertuaru i nastroju. Nie mam natomiast wątpliwości, że obie te propozycje są bardziej wyrafinowane niż lampy EH. Co powiedziawszy skieruję Was, drodzy czytelnicy, do pierwszej części testu, w której starałem się opisać, jak znakomity dźwięk zespół Allnic Audio uzyskał w testowanym wzmacniaczu już z tymi podstawowymi bańkami próżniowymi. Nie ma więc absolutnie potrzeby, by po (ewentualnym) zakupie T-1500 mk II natychmiast inwestować kolejną sporą kwotę w lepsze lampy. Tak zrobią zapewne Ci, którzy od pierwszej chwili będą chcieli wycisnąć maksimum możliwości tego wzmacniacza, inni poczekają aż pojawi się konieczność wymiany podstawowych lamp mocy i dopiero wtedy poszukają lepszej alternatywy.

Swoją drogą, użytkownicy tego wzmacniacza, podobnie jak większości lampowych, mają przecież jeszcze jedną drogę kształtowania brzmienia, której ja nawet nie dotknąłem, czyli lampy sygnałowe. W wielu konstrukcjach to ich wymiana na odpowiedniki wyższej klasy daje nawet większe efekty brzmieniowe, niż zastąpienie lamp mocy. Tu akurat zastosowano już znakomite lampy, ale wymiana lamp nie musi zawsze służyć uzyskaniu lepszego brzmienia. Czasem rzecz jest w nieco lepszym dopasowaniu go pod indywidualny guts. To jedna z wielu ogromnych zalet posiadania lampowego urządzenia – użytkownik kupuje nie tylko dany dźwięk, ale i wiele jego odmian, które może uzyskać wymieniając lampy. To coś, czego nie da Wam żaden wzmacniacz tranzystorowy.

VIBEX Granada Platinum

Kończąc recenzję T-1500 mk II postanowiłem przeprowadzić jeszcze jeden eksperyment wynikający z doświadczeń z testów przeprowadzanych niemal równolegle w moim systemie. Otóż w tym samym czasie testowałem drogą listwę sieciową, chyba nawet najlepszą (z mojego punktu widzenia i w moim systemie, oczywiście) z jaką miałem u siebie do czynienia, czyli topowy model hiszpańskiego Vibexa, Granadę Platinum. Wspomniane doświadczenia sugerowały, iż jest to listwa, ujmując rzecz (znowu) stereotypowo, bardziej dla zaawansowanego miłośnika muzyki niż dla audiofila. Rzecz w tym, że jej wpływ na brzmienie przejawia się przede wszystkim niesamowitą gładkością i płynnością brzmienia, a w konsekwencji, obłędną wręcz naturalnością i to właściwie niezależnie od tego, jakie urządzenia się do niej podłączy. Zważywszy więc, iż nawet z lampami WE i Elroga, Allnic nadal odbiegał od stereotypu SETa 300B, jako że nie brzmiał aż tak gęsto, czy słodko jak większość przedstawicieli tego gatunku, uznałem, że spróbuję zarówno jego, jak i źródła podłączyć do prądu za pośrednictwem Granady Platinum.

Doskonale zdaję sobie sprawę, że dołożenie do systemu listwy za ponad 25 tys. złotych przez wiele osób zostanie uznana za… ekstrawagancję, delikatnie rzecz ujmując, ale po pierwsze kondycjoner Gigawatta w moim systemie kosztuje jeszcze więcej, a po drugie oba źródła, gramofon i DAC, są droższe niż testowany wzmacniacz. W moim przypadku nie było to więc wcale aż takie wariactwo. Zwłaszcza zważywszy na to, co usłyszałem, gdy w końcu zacząłem słuchać muzyki z Granadą Platinum w torze. Allnic T-1500 mk II wsparty Granadą Platinum zabrzmiał… z jednej strony bardziej zgodnie z oczekiwaniami, jakie zwykle mamy wobec tego typu wzmacniaczy – szlachetniej, płynniej, bardziej nasyconym, gęstszym dźwiękiem, z czarniejszym tłem i nieco bardziej, acz nieprzesadnie, wyeksponowanymi najdrobniejszymi nawet informacjami pochodzącymi z nagrań. Z drugiej, zachował swój charakter wzmacniacza grającego zwartym, szybkim, dynamicznym dźwiękiem, nasyconym zarówno informacjami, jak i energią.

Podsumowanie

Porównania komponentów audio na podstawie odsłuchów, które dzielą miesiące, czasem nawet lata nie jest do końca miarodajne. Niemniej zaryzykuję stwierdzenie, że Allnic Audio T-1500 mk II to obok AirTighta ATM-300R, najlepszy (a przy tym tańszy pośród tych dwóch) SET 300B, jakiego słuchałem u siebie. Dodatkową wartością jest fakt, że osiąga ten poziom już z lampami Electro Harmonixa, a jak pokazały testy ma jeszcze rezerwy wyrafinowania, gdy lampy mocy zmieni się na lepsze. To rasowy SET – wyrafinowany, naturalny, płynny i spójny dźwięk, ale ze zdecydowanie lepszymi skrajami pasma, niż wiele konkurentów tego typu. Potrafi zaserwować (choć to w pewnym stopniu zależy od lamp) niezwykle przestrzenny, namacalny dźwięk, zawsze kipiący wręcz emocjami (oczywiście jeśli nagranie na to pozwala).

To dźwięk, którego słucha się z uśmiechem na twarzy, z zaangażowaniem i bez najmniejszych oznak zmęczenie nawet przy wielogodzinnych sesjach. Wydaje się, że Allnic Audio T-1500 mk II dysponuje, być może za sprawą niewielkiego sprzężenia zwrotnego, a na pewno dzięki doskonałym transformatorom wyjściowym i zasilającemu, większą łatwością napędzania kolumn, dzięki czemu ich dobór powinien być nieco łatwiejszy. Co powiedziawszy, kolejny raz podkreślę, że dobór kolumn jest absolutnie kluczowy w przypadku wzmacniacza o niskiej mocy. Jeśli znajdziecie odpowiednie, zapewnicie sygnał (źródło) wysokiej klasy, to z koreańskim wzmacniaczem możecie zbudować system na całe życie. Zapomnicie o sprzęcie a skupicie się na tym, co najważniejsze – na muzyce. Czego serdecznie Wam życzę.

Specyfikacja (wg producenta):

  • Moc wyjściowa: 10 W + 10 W (przy 4, 8 lub 16 Ω, dla 1 kHz)
  • Zniekształcenia: 0,3% przy 1 kHz dla 2,83 V
  • Pasmo przenoszenia: 20 Hz-20 kHz
  • S/N: -80 dB (CCIR, 1 kHz)
  • Współczynnik tłumienia: 10 dla 8 Ω obciążenia przy 1 kHz
  • Wzmocnienie napięciowe: +35 dB
  • Impedancja wejściowa: 10 kΩ (single-ended, niezbalansowane)
  • Czułość wejściowa: 230 mV
  • Bezpiecznik sieciowy: AC – 3 A / 250 V (110 W). Lampy -0,5 A, 250 V, 20 mm
  • Lampy: 300 B x2, 6SL7 x1, 6SN7 x1
  • Wymiary (s x g x w): 430 mm x 380 mm x 240 mm
  • Waga: 22 kg (netto)

Cena (w czasie recenzji): 

  • Allnic Audio T-1500 mk II:  37.030 zł

ProducentALLNIC AUDIO

Dystrybutor4HiFi

Platforma testowa:

  • Źródło cyfrowe: pasywny, dedykowany serwer z WIN10, Roon Core, Fidelizer Pro 7.10, karty JCAT XE USB i JCAT NET XE z zasilaczem FERRUM HYPSOS Signature, JCAT USB Isolator, zasilacz liniowy KECES P8 (mono), switch: Silent Angel Bonn N8 + zasilacz liniowy Forester.
  • Przetwornik cyfrowo-analogowy: LampizatOr Pacific + Ideon Audio 3R Master Time
  • Źródło analogowe: gramofon JSikora Standard w wersji MAX, ramię J.Sikora KV12, wkładka AirTight PC-3, przedwzmacniacze gramofonowe: ESE Labs Nibiru V 5 i Grandinote Celio mk IV
  • Wzmacniacz: GrandiNote Shinai, ArtAudio Symphony II
  • Przedwzmacniacz: AudiaFlight FLS1
  • Kolumny: GrandiNote MACH4, Ubiq Audio Model One Duelund Edition
  • Interkonekty: Hijiri Million, Hijiri HCI-20, TelluriumQ Ultra Black, KBL Sound Zodiac XLR, David Laboga Expression Emerald USB, TelluriumQ Silver USB, David Laboga Digital Sound Wave Sapphire
  • Kable głośnikowe: LessLoss Anchorwave
  • Kable zasilające: LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3
  • Zasilanie: Gigawatt PF-2 MK2 i Gigawatt PC-3 SE Evo+; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
  • Stoliki: Base VI, Rogoz Audio 3RP3/BBS
  • Akcesoria antywibracyjne: platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot, Graphite Audio IC-35