Audio Atelier

by Dawid Grzyb / October 19, 2016

Nie każdy dziennikarz ma w sobie żyłkę podróżnika. Są tacy, którzy ponad wszystko lubią swoje własne cztery ściany. Zamiast poświęcania czasu na odwiedzanie nowych miejsc, wolą oddać się pracy, co w tej profesji jest nierozerwalnie powiązane z przyjemnością, słuchaniem muzyki. Ale raz na jakiś czas warto, chociażby dla sportu, wychylić się ze swojej jaskini i liznąć kawałek wielkiego świata. Tym razem padło na Łódź, a konkretniej adres Jaracza 18. To właśnie tam mieści się siedziba firmy Audio Atelier. Smacznego.

Wstęp

Dzwoni znajomy. “Wpadaj, otworzyliśmy w końcu nowe miejsce, spodoba Ci się”. Dobra, każdy takie rzeczy prawi, stara się zaciekawić nowym miejscem jak tylko potrafi najlepiej, podczas gdy praktyka weryfikuje, że są one jednak do siebie podobne. Znamy wszyscy ten obrazek. Półki uginające się od sprzętu, kolumny poustawiane jedna obok drugiej, trochę otwartej przestrzeni, no i pokoje odsłuchowe, mniej lub bardziej zaadaptowane akustycznie. Tak, te rzeczy się powtarzają. Nie twierdzę, że nie ma w tym nic ciekawego. Wręcz przeciwnie, to wszystko jest jak najbardziej interesujące, bo prowadzi do słuchania muzyki, co samo w sobie jest smakowitym kąskiem. Dla niektórych systemów warto poświęcić się, wsiąść w samochód i odbyć podróż do drugiego miasta lub, jak kto woli, po prostu wykonać dziennikarską pracę. Rozmowa z ludźmi z branży to także coś, co warto robić. Niektóre rzeczy dogrywa się na przysłowiową gębę. Rzecz w tym, że często trzeba wybierać, bo dziennikarska dola to zazwyczaj nawał obowiązków i notoryczne zaległości. Scenariusz, w którym ma się więcej gratów do przetestowania niż czas pozwala, to branżowy standard. Dlatego gdy mam do wyboru napisanie tekstu lub jedno- czy dwudniową podróż do nowego sklepu, z wielu powodów wolę to pierwsze. Ale…W porządku, znajomy zadzwonił, poopowiadał trochę i skłamałbym pisząc, że się nie zaciekawiłem. Nie bez powodu zresztą. Zapytałem, czy na rzeczy jest wydarzenie z pompą, czy gajerek i krawacisko obowiązują. Nie, nic takiego nie jest wymagane, bomba. Ba, miałem być jedynym gościem. Poczułem się jak dzieciak w sklepie ze słodyczami, pozostawiony bez jakiejkolwiek opieki. Poza tym miałem trafić do miejsca, które sklepu zdecydowanie nie przypomina, tak naprawdę to nic nie sugeruje, że to tego typu miejsce. Zrobiło się ciekawie. Po trzecie, mam sentyment do Łodzi, kilka lat tam mieszkałem, a okolice ulicy Jaracza znam jak własną kieszeń. Co prawda studenckie lata tak ogólnie pamiętam jak przez mgłę. Ale krzyżówka ulic Piotrkowskiej i Jaracza, a także nieśmiertelny McDonald na tymże rogu to obrazek, który chyba już na zawsze pozostanie w mojej głowie. Zatem trochę z sentymentu, a trochę z ciekawości wybrałem się do miasta, o którym Cezary Pazura w jednym z jego lepszych filmów wyjątkowo dosadnie się wypowiedział, za pomocą jednego słowa.

Miejsce

Dobra, dość osobistych wywodów, bierzemy się do rzeczy. Audio Atelier ma swoją siedzibę na ulicy Jaracza 18, na piętrze jednej z kamienic. Dwa słowa wyjaśnienia odnośnie tego, standardowego jak na Łódź lokum. W normalnych okolicznościach słowo “standardowy” ma niespecjalnie pozytywny wydźwięk, jednakże tym razem jest inaczej. Dużo przestrzeni, wysoki strop i jakaś tak bliżej nieokreślona, ale jak najbardziej obecna magia to jest to, na co zwraca się uwagę pod osiemnastką. Człowiek przekracza próg i z miejsca nabiera przeświadczenia, że jest jakoś tak nietypowo, przytulnie i po prostu swojsko. Ha, w tej swojskości jest pies pogrzebany, już tłumaczę.Właściciel Audio Atelier miał konkretną wizję. Już od początku wiedział, jak to miejsce będzie wyglądać i jaką funkcję ma pełnić. Nie chciał tworzyć typowego, otwartego w konkretnych godzinach sklepu wystrojonego wg panujących standardów. Zamiast tego zależało mu na stworzeniu kameralnego miejsca, które będzie przypominać mieszkanie z nadspodziewanie dużymi pokojami. Tak też się stało. Efekt jest taki, że przekraczając próg Audio Atelier, klient/dziennikarz/postronna ofiara, z miejsca czuje się jak w domu. Atmosfera to rzecz ważna, pozwala się zrelaksować, a dobre samopoczucie na Jaracza 18 to pewnik.To czego się spodziewać? Przede wszystkim luźnej, minimalistycznie zaaranżowanej przestrzeni, stanowiącej przeciwieństwo niewielkich pokoików, które są po brzegi wypełnione półkami uginającymi się od wszędobylskiej elektroniki. Miejsca jest sporo, zdobią je obrazy i… w zasadzie tyle. Niejedna osoba pewnie zapyta, czy jest faktycznie w sklepie, czy trafiła pod właściwy adres. Stonowana ekspozycja zdradza, że adres się zgadza. Ale odpowiedź osoby nadzorującej rzeczone miejsce – Bartka – będzie pewnie taka: “Nie, to nie sklep, to Audio Atelier, proszę się tu czuć jak u siebie”. Przynajmniej ja tak to sobie wyobrażam.Audio Atelier to kilka pomieszczeń. Po przybyciu okazało się, że w 100% ukończone jest to najważniejsze, około 40-metrowe. Białe ściany, miękka drewniana podłoga, kilka obrazów, duże okna, grube zasłony, kanapa, stolik i sporo sprzętu. Nie od wczoraj wiadomo, że za przybytek na Jaracza 18 odpowiada Krzysztof, człowiek stojący za wrocławską operacją pt. Moje Audio. Stąd na stolikach firmy Music Tools widać produkty Norma Audio, Trilogy, ISOL-8, Bakoona, Crayona, Reimyo, Hijiri, Lavardin, Lecontoure, Albedo Audio, czy Wow Audio Lab. Całości dopełnia okablowanie Harmonix oraz kolumny Gradienta, Trenner&Friedl i Xaviana. Każdy entuzjasta powinien słyszeć przynajmniej o części z tych niszowych marek, co lepsi znają każdą. Zatem upraszczając, można rzec, że Audio Atelier to nietypowy sklep firmy Moje Audio, reprezentujący jej największe skarby.Gdy dotarłem na miejsce, grały podłogowe Trenner&Friedl Pharaoh podłączone do angielskiej integry Trilogy 925, a muzyka odtwarzana na zmianę była z cedeka włoskiej Normy i gramofonu niemieckiej firmy, której nazwy za cholerę nie mogę sobie przypomnieć. Wypada słowo napisać o dźwięku. Tutaj nic odkrywczego nie ma. Był rozdzielczy, odpowiednio gęsty, wyjątkowo przestrzenny, optycznie duży i nadspodziewanie swobodny. Całościowo bardzo, ale to bardzo przyjemny. Przywołany do tablicy zestaw zagrał w niczym nieskrępowany sposób, pozbawiony jakiejś konkretnej maniery. Nie był to przekaz ani przesadnie jasny, ciemny, szczupły, zimny, ciemny czy ciepły. Po prostu wszystko się zgadzało. Przy takim graniu człowiek siada i odpręża się, tak po prostu. Choć to było akurat do przewidzenia, bo cała oferta Moje Audio, której spora część jest w końcu obecna w Audio Atelier, to urządzenia wyjątkowo muzykalne, dające frajdę, niemęczące. Jechałem do Łodzi z nastawieniem, że właśnie to usłyszę i tak też się stało. Oklaski, kurtyna.A co w innych pomieszczeniach? Kolumny, dużo kolumn, przynajmniej w pokoju numer jeden. To do pewnego stopnia przedsionek. Częścią dobrze ponad stumetrowego kompleksu Audio Atelier są jeszcze dwa inne. Ale póki co jedno robi za magazyn, a drugie, sporo mniejsze nie jest jeszcze do końca urządzone. To, co zwraca uwagę to bardzo porządna podłoga drewniana na całej powierzchni, chodząc po której ma się wrażenie, że się pływa. Nie przynudzam już, zerknijcie na zdjęcia, one powiedzą więcej niż słowa. Na zakończenie niniejszej części nadmienię jedynie, że mi się w Audio Atelier bardzo podobało. Pomimo tego, że byłem tam pierwszy i z pewnością nie ostatni raz, z Jaracza 18 oswoiłem się w trybie niemalże natychmiastowym.

Ludzie

Dotarłem na miejsce, wchodzę na piętro, patrzę, widzę trzy głowy zamiast dwóch. Wyliczmy zatem. Jest Bartek, człowiek na telefon i od wszystkiego, który sprawuje pieczę nad Audio Atelier. Potencjalny zainteresowany dzwoni, odbiera Bartek, umawiają się na odsłuch w wysoce domowych i, jak się okazało, przyjaznych warunkach i gotowe. Mózgiem całej operacji jest Krzysiek, szara eminencja pociągająca za wszystkie sznurki. Pełni rolę sauronowego oka. Nie interweniuje, ale o wszystkim wie. Rzecz w tym, że nie musi ingerować, bo od Bartka można się sporo dowiedzieć, zna się chłopak. To nie jest człowiek z przypadku, on doskonale wie co robi. Potencjalnemu klientowi nie podoba się dźwięk? Chce zmienić konkretną rzecz? Proszę bardzo, Bartek dokładnie wie co trzeba dodać, a co odjąć, żeby uzyskać pożądany rezultat. Tak, wiem, to trochę frazesy. Rzecz w tym, że ów osobnik naprawdę świetnie zna produkty, którymi się opiekuje. Już po chwili rozmowy nt. Trilogy 925, której szczęśliwym posiadaczem jestem, staje się jasne, że wyżej wymieniony człowiek to nie statysta.Pisałem o trzech osobach, wymieniłem póki co dwie. Ostatnią był gość specjalny, Nic Poulson. To on stoi za markami ISOL-8 i Trilogy. Pofatygował się z Londynu do Łodzi w celu samodzielnego sprawdzenia, cóż takiego Krzysiek stworzył. Nie ma co owijać w bawełnę, Anglik był zadowolony z rezultatu, który udało się osiągnąć wrocławskiemu dystrybutorowi, nie ma to tamto. Skąd o tym wiem? To proste, Nic jest fanem konkretnego grania i bardzo dobrze słychać to w jego produktach. Rzecz w tym, że każdy niezależnie od typu, robi podobne rzeczy z dźwiękiem. Nie ma znaczenia, czy jest to wzmacniacz słuchawkowy Trilogy 933, para monobloków 992 i przedwzmacniacz 908 czy integra 925. Gęstość, przestrzenność i kultura są słyszalne zawsze. Skoro Nic powiedział mi, że bez problemu miał podany charakter swojej 925-ki w systemie, który aktualnie grał, nic dziwnego, że był zadowolony. Jak zawsze, Anglik przekazał jeszcze całą masę innych informacji, ale nie zdążyliśmy tego wszystkiego spisać, także tym razem wywiadu nie będzie. Choć w planach takowy jest.

Podsumowanie

Podobało mi się na Jaracza 18. Spodziewałem się atrakcji typowych dla miejsc o takim profilu, a finalnie bardzo miło spędziłem czas. Audio Atelier to bardzo przyjazne i dość nietypowo przygotowane miejsce, w którym odnajdzie się każdy fan grania wysokiej klasy. Nie jestem w stanie teraz wymyślić, cóż takiego musiało by się stać, żeby było inaczej. Bo że oferta dystrybutora tam pokazana jest mocna, to wiadomo nie od dzisiaj i z tym Was zostawię. Do następnego.

 

Audio Atelier

  •  ul. Jaracza 18
  • 62-061 Łódź
  • tel.: + 48 606 276 001 | +48 698 691 173
  • strona domowa