FERRUM HYPSOS

by Marek Dyba / December 11, 2021

W czasach gdy pliki muzyczne stały się jednym z podstawowych nośników muzyki używanych już nie tylko w urządzeniach przenośnych, ale i w high-endowych systemach, jednym z warunków uzyskania brzmienia odpowiedniej klasy jest najwyższej jakości zasilanie komponentów uczestniczących w procesie. Jedno z najciekawszych rozwiązań tego typu pochodzi z Polski. Zapraszam na recenzję zasilacza FERRUM HYPSOS.

Wstęp

Firma HEM, której produkt testujemy, ma już ponad 20 lat doświadczenia w branży audio. Do niedawna znana była z produkcji urządzeń dla marki MYTEK. Jakiś czas temu stworzyła także własną markę, Ferrum Audio, pod którą oferuje opracowane od podstaw i wyprodukowane przez siebie komponenty. Pierwszym które trafiło na rynek jest podmiot tego testu, czyli zasilacz Ferrum HYPSOS. Niedawno zaprezentowane zostało kolejne dzieło tego samego zespołu inżynierów – wzmacniacz słuchawkowy OOR. Na razie zajmijmy się jednakże tym pierwszym. Pomysł na zewnętrzny zasilacz, który może być stosowany z urządzeniami innych producentów nie jest bynajmniej nowy. Nowatorskie podejście Ferrum do tematu polega jednakże (przede wszystkim) na dwóch kwestiach. Po pierwsze, multum tego typu zasilaczy to konstrukcje liniowe. Z założenia zastępują one albo wbudowane, albo zewnętrzne, ale tak czy owak zasilacze impulsowe. Temat, jak większość kwestii związanych z audio, nie jest wcale tak jednoznaczny. Z jednej strony to zasilacze liniowe są zwykle sugerowane jako upgrade dla wielu komponentów audio. Z drugiej jednakże, są na rynku marki, choćby szwajcarski Soulution, które nawet w high-endowych urządzeniach używają zasilaczy impulsowych i nie wynika to z oszczędności, a z sugerowanej przez nich wyższości tego rozwiązania.

Inżynierowie Ferrum dostrzegli zalety obu tych rozwiązań i postanowili je połączyć. Ich propozycja, HYPSOS, wyróżnia się pośród licznej konkurencji konstrukcją hybrydową – częściowo liniową, częściowo impulsową i to właśnie połączenie ma dawać optymalny efekt. Drugim najważniejszym wyróżnikiem HYPSOSa jest jego uniwersalność. Otóż może on co prawda jednocześnie zasilać tylko jedno urządzenie (acz, jak się dowiedziałem w czasie niedawnej wizyty w siedzibie Ferrum, trwają prace na splitterem, który będzie umożliwiał wykorzystanie jednego HYPSOSa do zasilania dwóch urządzeń tym samym napięciem (!)), ale możliwa jest regulacja napięcia prądu stałego dostarczanego do tego urządzenia, a także polaryzacji wtyku. Zakres napięcia jest spory – od 5 do 30V – a jak pewnie wiele osób bawiących się z zasilaniem różnych urządzeń doskonale wie, dla niektórych z nich wymagana jest odwrócona polaryzacja wtyku 2,5 czy 2,1 mm, a z HYPSOSem ta kwestia rozwiązana jest za pomocą prostego wyboru w menu urządzenia. Co więcej, urządzenie Ferrum umożliwia precyzyjną regulację prądu zasilającego z dokładnością do 0,1V. Fakt, iż dany komponent nominalnie wymaga np. 12V nie przeszkadza użytkownikowi polskiego zasilacza w eksperymentowaniu i wybraniu wartości np. 12,1V, albo 11,9V i porównaniu „na ucho”, które napięcie daje lepszy efekt brzmieniowy.

Budowa i cechy

Ferrum HYPSOS to zewnętrzny zasilacz DC, którego zadaniem jest zastąpienie wbudowanego, bądź zewnętrznego zasilacza różnych urządzeń audio zasilanych prądem stałym, których wymagania nie przekraczają możliwości testowanego urządzenia. Możliwości te producent określa na napięcie z zakresu od 5 do 30V z maksymalnym poborem prądu wynoszącym 80W (dla napięć powyżej 13,3V). Polski zasilacz jest konstrukcją hybrydową, liniowo-impulsową, co miało pozwolić konstruktorom połączyć zalety obu tych rozwiązań. Urządzenie trafiło do stosunkowo niewielkiej (218 x 50 x 207mm) obudowy wykonanej ze grubej, sztywnej, metalowej blachy lakierowanej na czarno. Łapiącym za oko, wręcz intrygującym elementem, jest część frontu wykonana z tzw. kortenu, który pod wpływem warunków atmosferycznych pokrywa się nalotem przybierając kolor rdzawy. Pomysł na tak oryginalny element ozdobny wziął się z faktu, iż w okolicy, gdzie firma HEM ma obecnie swoją siedzibę, odkryto pozostałości dymarek i wytopionych w nich grudek żelaza. To właśnie w tę część frontu wkomponowano podświetlane na biało, a więc silnie kontrastujące, firmowe logo. Pozostała (większa część frontu) została wykonana z aluminium.

Centralnie na froncie umieszczono kolorowy wyświetlacz, a ustawienia w menu urządzenia pozwalają wybrać jego jasność oraz czy i po jakim czasie ma się on wygaszać. To samo dotyczy wspomnianego już podświetlonego logo. Przy pierwszym uruchomieniu HYPSOSa z pomocą wyświetlacza i umieszczonego obok pokrętła albo wybieramy konkretny model urządzenia z listy zaprogramowanych, co powoduje automatyczne ustawienie odpowiednich dla niego parametrów prądu zasilającego, albo konkretne ustawienia właściwie dla komponentu, których chcemy zasilać (napięcie i polaryzację wtyku). Lista modeli z zaprogramowanymi dla nich urządzeniami rośnie z każda aktualizacją oprogramowania HYPSOSa, ale już dziś jest naprawdę spora. W menu urządzenia można sprawdzić zainstalowaną wersję firmware’u, a ze strony producenta pobrać jego najnowszą wersję (co daje możliwość samodzielnej aktualizacji). Na wyświetlaczu sprawdzimy aktualnie wybrane nominalne i faktyczne napięcie prądu DC, oraz wykorzystywany przez zasilane urządzenie prąd (w watach i amperach).

Na tylnej ściance urządzenia umieszczono gniazdo zasilania IEC oraz główny włącznik urządzenia, a także wyjście DC oraz port USB, służący do aktualizacji oprogramowania. Wyjście DC jest 4-pinowe, z czego dwa piny są wykorzystywane do kontroli napięcia, a uzyskana w ten sposób informacja do ewentualnej korekty jego wartości. Ciekawostką jest plastikowa zatyczka tego wyjścia, która zabezpiecza je w trakcie transportu, tudzież okresów nieużywania (pod warunkiem, że kabel DC nie jest podłączony). W komplecie z urządzeniem dostajemy dość krótkie (50cm), kabel DC zakończone wtykiem 5×2,5 albo 5×2,1 mm. Jak podaje producent, istnieje możliwość zamówienia HYPSOSa z kablem z inną, wymaganą terminacją. W czasie wizyty w Ferrum rozmawialiśmy z panem Marcinem Hamerlą, szefem firmy, o kwestii długości kabla DC, która z mojego punktu widzenia okazała się niewystarczająca. Standardowo dostarczane z HYPSOSem mają niewielką długość nie z powodu chęci zaoszczędzenia na kosztach materiału, ale dlatego, że ten kabel powinien być tak krótki, jak to możliwe by optymalnie spełniać swoją funkcję. Oczywiście w przypadkach, gdy konieczna jest inna długość producent, na zamówienie, jest w stanie takową zapewnić.

Brzmienie

Tak się złożyło, że HYPSOSa otrzymałem do testu w tym samym czasie, co cały zestaw produktów JCATa. Choć więc poprosiłem o zasilacz FERRUM zakładając, iż będzie on zasilał cały mój serwer muzyczny (wymagający napięcia 19V), karty JCAT NET XE i USB XE plus dedykowany do nich zasilacz liniowy INITIO 3 tej samej marki (ich test znajdziesz TU http://hifiknights.com/recenzje/jcat-usb-card-xe-net-card-xe-initio-3/) dały mi możliwość sprawdzenia HYPSOSa jako alternatywy dla tego ostatniego. Od tej części testu zacznę, jako że ją wykonałem pierwszą, a do porównań z KECESem P8 (mono) przy zasilaniu całego serwera przejdę później. Pierwszą część testu przeprowadzałem (głównie) z kartą NET (w mniejszym stopniu z USB) wymagającą prądu stałego (DC) 5V. Na porównaniach do INITIO 3 się nie skończyło, jako że po kilku tygodniach spędzonych z FERRUM do porównania otrzymałem jeszcze drugą sztukę tego zasilacza, zmodyfikowaną za pomocą technologii IFE. Tę nasi Czytelnicy mogą pamiętać z testu kolumn ESA Credo Stone, gdzie w połączeniu z unikalnym materiałem obudowy dała ona potężną poprawę w stosunku do standardowej wersji tego modelu. Wykorzystanie IFE w FERRUM przez Metrum Lab odbywa się oczywiście z aprobatą producenta, firmy HEM. Standardowa wersja sprzedawana jest przez producenta i jego dealerów (jednym z nich jest Metrum Lab), natomiast wersję Signature, czyli upgradowaną z wykorzystaniem IFE, sprzedaje bezpośrednio Metrum Lab. Zakup tej drugiej wersji wiąże się oczywiście z wyższymi kosztami, a celem porównania było ustalenie czy warto dodatkowe koszty ponieść. O wynikach tego porównania napiszę na końcu recenzji.

Ferrum HYPSOS, jak już wspomniałem, może pracować w dużym zakresie napięć wyjściowych prądu stałego (od 5 do 30V). Dodatkowo, jego wydajność prądowa jest całkiem wysoka, dzięki czemu może współpracować z szeroką gamą produktów, w tym przetworników cyfrowo-analogowych, przedwzmacniaczy gramofonowych, serwerów muzycznych, wzmacniaczy słuchawkowych, konwerterów USB, itp. Dostosowanie parametrów wyjścia HYPSOSa do konkretnego produktu, który ma zasilać, jest w większości przypadków banalnie proste. W menu zasilacza znajdziecie bowiem długą listę popularnych komponentów i jeśli Wasze urządzenie znajduje się na tej liście to wystarczy je wybrać i zatwierdzić wybór. Zasilacz sam ustawi odpowiednie parametry prądu DC na wyjściu. Jeśli natomiast nie znajdziecie tam swojego komponentu (kart JCAT nie było), drugą opcją jest przeprowadzenie bardzo prostej, ręcznej konfiguracji z pomocą dotykowego wyświetlacza urządzenia i umieszczonego obok pokrętła. Jest to trudniejsze tylko o tyle, że musicie znać wymagania zasilanego urządzenia, tzn. po pierwsze napięcie prądu stałego, po drugie polaryzację wtyku zasilającego. Oczywiście pobór i napięcie prądu nie może przekraczać możliwości HYPSOSa określonych przez jego producenta w specyfikacji!

Dla kart JCATa centralny pin to „+”, podobnie jak w przypadku większości (znanych mi) urządzeń, ale w każdym przypadku należy się upewnić (!). Stosowna informacja powinna być umieszczona na tabliczce znamionowej zasilanego komponentu, albo w jego instrukcji. HYPSOS upewnia się (poprzez wyświetlenie stosownego komunikatu na wyświetlaczu), czy podane parametry są prawidłowe ostrzegając, że wprowadzenie niewłaściwych może doprowadzić do uszkodzenia zasilanego urządzenia. Po potwierdzeniu zasilacz Ferrum podaje zadane napięcie na wyjściu i poprzez kabel zasilający DC do podłączonego urządzenia. Jedna uwaga, którą zgłosiłem również do producenta, a mianowicie dołączony w zestawie kabelek (tzn. oba, bo otrzymałem dwa kable, by ułatwić testowanie z różnymi produktami, jeden z wtykiem 5,5×2,5mm a drugi z 5,5×2,1mm) jest krótki (50cm, według opisu, acz miałem wrażenie, że jest nawet krótszy), co w niejednym przypadku będzie mało praktyczne. Z jednej strony zasilacz wyposażono w estetyczną, dobrze wykonaną obudowę z ciekawymi dla oka elementami, więc warto go ustawić na widoku, z drugiej jednakże krótki kabelek DC utrudnia sięgnięciem do zasilanego urządzenia już w przypadku, gdy zasilacz ustawiony jest piętro wyżej/niżej na stoliku ze sprzętem, jak to miało miejsce u mnie. Musiałem więc HYPSOSa ustawiać bezpośrednio na serwerze, którego obudowa się trochę grzeje (bo odprowadza ciepło), a i sam zasilacz robi się nieco ciepły, a takich sytuacji należy unikać (i ze względu na ciepło i na potencjalne zakłócenia). Niemniej, jak już wspomniałem wcześniej, taka długość jest uzasadniona, jako że im krótszy kabel DC tym lepiej spełnia on swoją funkcję. Jeśli więc przyjdzie Wam zamawiać kabel dłuższy niż standardowy unikajcie zamawiania dłuższych odcinków, niż faktycznie konieczne.

No dobrze, do rzeczy. Serwery muzyczne, zwłaszcza te, które część użytkowników (z niżej podpisanym włącznie) budują sami są wysoce podatne na upgrady, czyli udoskonalenia wszelkiej maści. Jednym z najważniejszych jest niezmiennie zasilanie. A zasilać można cały serwer, jak i (osobno) jego poszczególne elementy (dyski, używane w nim karty – USB i/lub LAN), tudzież inne urządzenia pracujące w jego otoczeniu (także sieciowym). Nie będę ukrywał, że do tej pory sprawa była dla mnie jasna – wprowadzenie każdego zasilacza liniowego (dla całego serwera, karty USB, NASa, czy switcha) dawało zauważalne, bezdyskusyjnie pozytywne efekty brzmieniowe, które różniły się jedynie skalą, jako że charakterem były zwykle dość podobne. Zasilacz impulsowy traktowałem jako „czyste zło” – w każdym z wymienionych przypadków takie właśnie (acz „standardowe”, a nie audiofilskie) były zastępowane liniowymi, które przede wszystkim „oczyszczały” dźwięk z szumów, zakłóceń, co wpływało na prezentację (w tym różnicowanie) barwy, dynamiki, poprawiało rozdzielczość, czystość i przejrzystość dźwięku, wygładzało go i poprawiało jego płynność. Dodanie zasilacza liniowego do każdego z wymienionych urządzeń w moim systemie sprawiło, że dźwięk płynący z głośników zrobił się bardziej naturalny, a dzięki temu zwiększała się po prostu przyjemność słuchania.

Propozycja FERRUM Audio jest o tyle wyjątkowa, iż łączy te dwa światy, tzn. zasilaczy liniowych i impulsowych, starając się połączyć zalety obu. Jest to zabieg, z którym najczęściej w audio spotykamy się we wzmacniaczach, gdzie tworzy się konstrukcje hybrydowe, łącząc lampy i tranzystory, czy w kablach, gdzie wykorzystuje się przewodniki z różnych materiałów, najczęściej srebra i miedzi, w podobnym celu. Producenci zasilaczy impulsowych stosowanych nawet w niektórych high-endowych urządzeniach twierdzą, że liniowe ograniczają dynamikę, że nie są w stanie oddać odpowiednio szybko większych impulsów, że ograniczają energetykę dźwięku, a to ma negatywny wpływ na brzmienie. Z moich dotychczasowych doświadczeń mogę powiedzieć, że w jakimś stopniu jest to prawda, ale za to w przypadku (dobrych) zasilaczy liniowych dźwięk właściwie zawsze był lepiej dociążony i wypełniony, bardziej detaliczny, barwniejszy, a na moje ucho nawet bardziej ekspresyjny, a i rozdzielczość w jakimś stopniu się poprawiała. Nie chodzi nawet o to, która wersja jest lepsza – wybór to kwestia indywidualna, ale która danej osobie, w danym systemie bardziej pasuje. W końcu w audio zasada qui pro quo jest znana nie od dziś i sprawdza się w większości przypadków – coś w brzmieniu poprawiamy, ale niemal zawsze kosztem czegoś innego. Rzecz w tym by suma zalet przeważała nad tym, co ewentualnie poświęcamy. FERRUM HYPSOS to pierwsza próba, z jaką mam do czynienia, która próbuje połączyć zalety obu tych rozwiązań w zakresie zasilania komponentów audio. Jak się to sprawdza w praktyce?

Karta JCAT NET XE wymaga zasilania prądem stałym o napięciu 5V, acz w przeciwieństwie do większości podobnych jej komponentów, jest nieco bardziej prądożerna. Większość zasilaczy DC 5V oferuje bowiem maksymalny prąd o wartości 1A, tymczasem tu, wg. producenta, potrzebne jest minimum 1,5A. JCAT oferuje do swoich kart wysokiej klasy zasilacze liniowe spełniające te wymagania, a FERRUM HYPSOS w tej części testu potraktowałem jako alternatywę dla tańszego z nich, i tak właśnie na początku był testowany. Różnice w dźwięku płynącym z głośników gdy kartę JCAT NEXT XE zasilał (hybrydowy) HYPSOS i (liniowy) INITIO 3 okazały się łatwe do wychwycenia (co nie znaczy wcale, że były wielkie). Wpływ tych dwóch zasilaczy na brzmienie jest podobny w kwestii skali, uzyskiwanej końcowej klasy brzmienia, ale jednocześnie wystarczająco różny w kwestii charakteru dźwięku, by potencjalny nabywca chyba bez większego kłopotu mógł wskazać swoją preferencję. A piszę to ja, który kłopot i owszem, miałem, zastanawiając się, czy wybrać filozofię, którą od pewnego czasu stosuję, czyli maksymalnie neutralnego, czystego źródła, czy ulec moim osobistym preferencjom, w których neutralność gra mniejszą rolę ustępując miejsca maksymalnej naturalności i przyjemności słuchania. Wrócę do tego za chwilę.

Zasilacz FERRUM to przede wszystkim szybkość, dynamika, przejrzystość i wysoka detaliczność dźwięku (to pewien skrót myślowy, który będę stosował – chodzi oczywiście o wpływ na brzmienie, a nie brzmienie jako takie). Dźwięk z testowanym urządzeniem był wyjątkowo wręcz czysty i otwarty, co w pierwszym momencie mogło się kojarzyć nawet z lekkim rozjaśnieniem. To jednakże tylko wrażenie wynikające z tego, do czego, w tym przypadku, karta JCat NET XE zdążyła mnie przyzwyczaić w odsłuchu z firmowym zasilaczem. INITIO 3 stawiał bowiem nieco bardziej na dociążenie i wypełnienie dźwięku, jego gładkość (potwierdzając niejako to, co pisałem o zaletach zasilaczy liniowych). Tam gdzie HYPSOS doskonale różnicował dźwięki, wyrazistą kreską rysował czoło niezwykle szybkiego ataku, INITIO 3 delikatnie je zmiękczał, mocniej za to podkreślając i dociążając fazę podtrzymania. Co ciekawe, wybrzmienia z oboma zasilaczami były równie długie i pełne, choć też nie do końca takie same – z HYPSOSem nieco bardziej napowietrzone (z braku lepszego słowa), lżejsze, zwiewne, a z INITIO 3 nieco mocniej dociążone, mające ciut więcej ciała. To nie są bynajmniej duże różnice, ale da się je bez większego wysiłku wychwycić.

Wyjątkowo, wybitnie wręcz wypadały z HYPSOSem nagrania z metalowymi instrumentami perkusyjnymi, które pięknie wybrzmiewały, były doskonale różnicowane (co nawet jeszcze lepiej słychać było, gdy w grę wchodziły miotełki), a i wspominana szybkość czoła ataku, czyli uderzenie pałeczki, odgrywały ogromną rolę w zwiększaniu realizmu prezentacji. Owe długie, nieco zwiewne, ale nie gasnące bynajmniej za wcześnie wybrzmienia, czy długi pogłos w nagraniach realizowanych w dużych lokalizacjach (najczęściej kościołach) sprawiały, że trudno się było od takiej prezentacji oderwać, a wrażenie przebywania w dużo większej przestrzeni, niż mój własny pokój, było nieodparte. Nieco inaczej z oboma zasilaczami budowana była scena – FERRUM budowało imponującą głębię, podczas gdy JCAT pokazywał nieco szerszą panoramę dźwiękową. W kwestii obrazowania także dało się zauważyć pewne różnice w użytych środkach, choć efekt końcowy w obu przypadkach był równie przekonujący. Bohater tego testu precyzyjnie lokował każde ze sporych źródeł pozornych na scenie, a wielkość i trójwymiarowość uzyskiwał za pomocą precyzji, z jaką każde ze źródeł rysował. Konkurent był nieco mniej precyzyjny, ale źródła były lepiej wypełnione i bardziej dociążone, miały „więcej ciała” i w ten sposób były równie obecne.

Która wersja zasilania była więc lepsza? W tym konkretnym przypadku, czyli do zasilania karty JCAT NET XE (w moim systemie!), oceniam oba urządzenia jako równie znakomite, wybitne wręcz, a wybór między nimi sprowadzałby się do reszty toru i oczekiwań wobec dźwięku płynącego z głośników. W systemach całościowo gęstszych, cieplejszych, HYPSOS może wnieść, być może potrzebną, precyzję, transparentność, umiejętność wydobycia z tła większej ilości drobnych informacji. W systemach, w których brakuje wypełnienia, dociążenia dźwięku to INITIO 3 może sprawdzić się lepiej. W moim przypadku, z lampowym LampizatOrem Pacific i integrą w klasie A, GrandiNote Shinai wybór wcale nie był jasny. Rolę grały nawet takie szczegóły jak kable, którymi spięte były komponenty. Z interkonektem Hijiri Kiwami i kablem głośnikowym LessLossa, ale również z zestawem IC i głośnikowym z topowej serii Statement firmy Marohei (test TU http://hifiknights.com/reviews/marohei-statement/), czyli kablami po nieco cieplejszej stronie mocy, HYPSOS był preferowanym wyborem. Niemniej już z zestawem Statementów (IC + głośnikowy + zasilające) TelluriumQ, czyli kablami, które podobnie jak samo FERRUM są wysoce przejrzyste, precyzyjne, analityczne (w dobrym tego słowa znaczeniu) wolałem INITIO3. Raz jeszcze podkreślę, że to kwestia indywidualnych preferencji i tylko preferencji, bo w każdym z tych zestawień oba zasilacze wykonywały fantastyczną robotę.

W drugiej części testu rzuciłem HYPSOSowi nieco większe wyzwanie. Musiał bowiem zasilić mój cały serwer. Jest to urządzenie całkowicie pasywne, z jednym systemowym dyskiem SSD, ale zostało ono zbudowane dobrych kilka lat temu i dlatego siedzi w nim dość prądożerny, czterordzeniowy procesor Intela z rodziny i5. Patrząc na jego teoretyczne maksymalne zapotrzebowanie na prąd wydawałoby się, że przekracza ono możliwości HYPSOSa, a podkreślałem wcześniej konieczność sprawdzenia, czy aby dane urządzenie nie ma zbyt wysokich wymagań dla testowanego zasilacza. Tyle że używany od kilku miesięcy zasilacz liniowy KECESa wyposażony jest w wyświetlacz, który pokazuje na bieżąco napięcie i natężenie prądu dostarczanego do zasilanego urządzenia. Podczas odtwarzania muzyki to zwykle 0,8-0,9A, a jedynie przy niektórych operacjach Windowsa, zwłaszcza przy wyłączaniu komputera, pojawiają się piki do max 2,5-2,8A. Słowem, wszystko to wartości mieszczące się z zapasem w zakresach podanych przez FERRUM Audio. Uznałem więc, że zaryzykuję porównanie i w tym zastosowaniu. Dodam tylko, że HYPSOSa musiałem podłączać przez dodatkową przejściówkę, jako że mój serwer wymaga większego wtyku niż te, którymi standardowo terminowane są kable dostarczane z polskim zasilaczem.

Ta część testu trwała sporo krócej niż pozostałe. Dlaczego? Wpływ HYPSOSa na brzmienie był w porównaniu do Kecesa P8 podobny jak przy zasilaniu kart JCAT (w porównaniu do firmowego INITIO 3). Precyzja, czystość, przejrzystość brzmienia to jego podstawowe zalety. Tyle że, jak już wielokrotnie pisałem, budowa systemu audio przypomina nieco zabawę klockami. By osiągnąć zamierzony efekt należy wybrać właściwe elementy, które najlepiej do siebie pasują. Zasilacz Kecesa bardziej dźwięk dociążał i wypełniał i w tej aplikacji, zasilania całego serwera, na moje potrzeby (!) to był ten bardziej pożądany efekt. Ferrum lepiej sprawdzało się zasilając kartę NET XE (bądź USB) JCATa, gdzie jego niewątpliwe zalety dokładały swoją cegiełkę „lepiej”, czy bardziej efektywnie do całej misternej konstrukcji mojego systemu. Oczywiście ktoś inny na moim miejscu mógłby dokonać odwrotnego wyboru i dla niego byłby on równie słuszny, jak ten dla mnie. Można na to spojrzeć również od strony czysto praktycznej, czy ujmując rzecz inaczej – kosztowej. HYPSOS pośród tych dwóch urządzeń kosztuje więcej, więc decydując się na zakup jednej sztuki należy zastosować go tam, gdzie jego wpływ na brzmienie będzie, może nie tyle największy, ile najbardziej pożądany, popychający dźwięk płynący z głośników w oczekiwanym przez danego użytkownika kierunku. U mnie stanęło więc na Kecesie dla całego serwera i HYPSOSIE dla (zamiennie) kart NET/USB.

Na sam koniec zostało mi porównanie dwóch wersji FERRUM HYPSOS – fabrycznej oraz zmodyfikowanej za pomocą technologii IFE przez firmę Metrum Lab. Fizycznie to dokładnie takie same urządzenia, jako że rozwiązanie Metrum Lab polega na poddaniu elementów zasilacza działaniu ich autorskiej technologii. Być może niektórzy z Państwa pamiętają moją recenzję kolumn ESA Credo Stone (tekst TU http://hifiknights.com/recenzje/esa-credo-stone/). Kolumny co prawda nie weszły koniec końców do masowej produkcji, jako że unikalny materiał ich obudów okazał się zbyt trudny w obróbce, a przez to zbyt kosztowny. Niemniej zastosowana również w nich technologia Metrum Lab została najpierw wykorzystana do upgradowania właściwie całego systemu domowego pana Andrzeja Zawady (szefa i głównego konstruktora ESY), a potem do upgradu kolumn jego marki oferowanego klientom (także tym, którzy kolumny ESY kupili wcześniej). Od tego czasu również i inne firmy audio skorzystały z jej dobrodziejstw. Część z nich przyznaje się do tego otwarcie, inne nie chwalą się tym faktem. Dokładnie tę samą technologię zaaplikowano w HYPSOSie, co należy traktować jako jego upgrade, a ja dostałem zadanie porównania dwóch na zewnątrz nie różniących się niemal niczym urządzeń. Niemal, bo Andrzej Grochowski, szef Metrum Lab, upgradowane urządzenie dostarczył również z wykonanym przez jego firmę kabelkiem DC (poddanym oczywiście działaniu IFE). Jej wykorzystanie w kablach audio zostało wszechstronnie sprawdzone we własnych kablach Metrum Lab – poszukiwacze kabli z najwyższej półki acz niekoniecznie pochodzących od marek z pierwszych stron magazynów audio zdecydowanie powinni wypróbować (w miarę możliwości wypożyczyć i posłuchać we własnym systemie!) serię EDGE, której test pojawi się niedługo na naszej stronie. O technologii IFE pan Andrzej opowie ciut (jako, że to własne, objęte tajemnicą firmową rozwiązanie) więcej w krótkim wywiadzie, który ukaże się niedługo.

Kilka zdjęć z niedawnej wizyty w siedzibie Ferrum – praca, jak widać, wre

Do tych porównań przygotowałem sobie specjalna playlistę w Roonie z utworami reprezentującymi rozmaite gatunki muzyczne, rejestracje studyjne i koncertowe, z prądem i bez, niektóre z wokalami, ale wszystkie dobrze mi znane i będące nagraniami wysokiej klasy. Porównania wykonywałem zarówno bezpośrednie (na ile to było możliwe), czyli zatrzymując odtwarzanie i przełączając się co chwilę między zasilaczami (dostarczającymi prąd do karty JCAT NET XE), jak i słuchając obu osobno w dłuższych okresach czasu. W trakcie tego drugiego (a chronologicznie pierwszego) etapu porównań, kiedy to słuch miał szansę przyzwyczaić się do każdej wersji HYPSOSa z osobna, różnice wydawały mi się niewielkie, by nie rzec wręcz kosmetyczne. Tzn., gwoli ścisłości, w pierwszej chwili po przełączeniu wydawało mi się, że takowe występują, ale im dłużej słuchałem tym bardziej się one zacierały. Wniosek podstawowy z tych odsłuchów był taki, że to po prostu znakomity zasilacz, czy to poddany modyfikacji, czy nie. Dźwięk był szybki, dynamiczny, transparentny, rozdzielczy, zbalansowany, spójny – słowem nie dało mu się niczego zarzucić. Wniosek drugi, do dalszej weryfikacji, brzmiał: być może różnice są na tyle nieduże, że nie mają aż takiego znaczenia. Nasz słuch dość szybko akomoduje się do tego, co słyszymy, więc odsłuchy krótszych fragmentów z szybkimi zamianami zasilaczy miały szansę dać odpowiedź, czy różnice występują i na ile są istotne. Warto tu zaznaczyć, że w czasie odsłuchów nie miałem pojęcia, jaka jest różnica w cenie między wersjami – o to zapytałem na końcu, by podać taką informację w recenzji.

Jak się okazało, przy szybkich porównaniach na różnego rodzaju utworach zdecydowanie łatwiej było mi wyłapać różnice, które potwierdzały kolejne zamiany zasilaczy. Zacznę od elementu, na który zawsze zwracam uwagę od początku, czyli przestrzenności dźwięku. Ze standardową wersją HYPSOSa dźwięk prezentowany był z robiącą duże wrażenie głębią. Lokalizacja na scenie, przypisywanie każdego źródła dźwięku do konkretnego planu – wszystko to wypadało znakomicie. Podobnie rzecz miała się ze zmodyfikowaną wersją FERRUM, tyle że z nią scena zyskiwała na szerokości. Najwyraźniej słychać to było w utworach bogatych w efekty przestrzenne z dźwiękami w przeciw-fazie pojawiającymi się daleko poza rozstawem kolumn. W takich przypadkach modyfikacja Metrum Lab robiła największą różnicę, choć i w „normalnych” rejestracjach instrumenty wydawały się być nieco szerzej rozstawione na scenie.

Na pierwszym zdjęciu boss, Marcin Hamerla z Gregorem Rothensee z Bridging Audio, na ostatnim próby z prototypem nowego urządzenia, które wejdzie na rynek w najbliższych miesiącach

W kilku przypadkach, nagrań sprzed 50, 60 lat (acz na pewno stereofonicznych!) z niezmodyfikowanym HYPSOSem dźwięk kojarzył mi się (co nie znaczy, że był identyczny) z nagraniami mono. Rzecz w skupieniu większości wydarzeń w osi odsłuchu, ale ze znakomitą głębią i doskonałym różnicowaniem źródeł pozornych. Zmodyfikowana wersja zasilacza budowała bazę zdecydowanie bardziej stereofoniczną, zachowując i różnicowanie i głębię i precyzję lokalizacji. Dla mnie, zważywszy że były to specyficzne, ale jednak stereofoniczne nagrania, ta wersja brzmiała naturalniej, prawdziwiej, choć i ta pierwsza miała swój urok. Proszę z tego nie wyciągać wniosku, że standardowy HYPSOS z nagrań stereo robi mono – nie w tym rzecz. Ja wskazuję jedynie na różnicę – modyfikacja sprawia, że (starsze, nagrywane w specyficzny sposób) nagrania stereo są… bardziej stereofoniczne.

Kolejny element wyróżniający zmodyfikowaną wersję testowanego zasilacza to dynamika. Żeby uniknąć jakichkolwiek nieporozumień – pisałem już o tym – fantastyczna dynamika to zaleta wyróżniająca HYPSOSa zdecydowanie na plus pośród konkurentów. Słuchając zarówno nagrań akustycznych duetu gitarowego Rodrigo y Gabriela, zespołu flamenco (z „Flamenco puro live”) z gitarami i tancerzami, jak i muzyki z filmu „Predator”, czy IX Symfonii Beethovena, nie miałem najmniejszych zastrzeżeń do prezentacji tego bardzo istotnego (w tych utworach może nawet bardziej niż w innych) aspektu dźwięku. Tyle że mod Metrum Lab jeszcze ten aspekt poprawiał i to zarówno w skali makro, jak i (nawet wyraźniej) w mikro. Nie muszę chyba dodawać, że im lepsza prezentacja skoków dynamiki, tym bardziej realistycznie, naturalniej brzmi właściwie każda muzyka. W tej wersji orkiestra brzmiała potężniej, a jednocześnie jeszcze nieco bardziej rozdzielczo i selektywnie. Łatwiej było dzięki temu śledzić wybrane grupy instrumentów, czy solistów. Także ogień, jaki ze swoich gitar krzesał meksykański duet, wydawał się mieć jeszcze wyższą temperaturę, a z podłogi spod obcasów tancerzy flamenco unosiło się jeszcze więcej drobinek kurzu.

W czasie odsłuchów nie zabrakło kawałków z świetnymi wokalami. Od Prince’a, przez Patricię Barber, po Stevena Tylera fabryczny HYPSOS wykonywał świetną robotę – barwa, emocje, charyzma – wszystko było na swoim miejscu. A jednak i w tym przypadku modyfikacja Metrum Lab dawała coś ekstra – lepszy wgląd w każdy z wymienionych aspektów, nieco wyraźniej pokazaną fakturę każdego z głosów, maniery wokalne, drobne elementy, takie jak choćby lepiej słyszalne ruchy wykonawców w stosunku do mikrofonu, drobne westchnięcia, nabieranie powietrza. Wszystko to elementy, które były obecne i z standardową wersję FERRUM, tyle że teraz zostały nieco bardziej wyeksponowane. Choć to chyba nie jest najlepsze określenie, bo może sugerować, że zostały sztucznie wypchnięte do przodu, a to zupełnie nie o to chodzi. Bardziej o ułatwienie dostępu do tych informacji, ale bez ich narzucania, bez sztucznego skupiania na nich uwagi słuchacza.

To samo zresztą dotyczyło innych elementów z drugiego, a nawet trzeciego planu. Zmodyfikowana wersja HYPSOSa dawała lepszy wgląd także i w te głębsze warstwy nagrania. Choćby instrumenty perkusyjne, przeszkadzajki, obecne w nagraniach Barber, ale grające w tle – z fabrycznym FERRUM odgrywały swoją rolę, acz delikatnie schowane, faktycznie przygrywające w tle. Z wersją Signature owa rola była nie tyle większa, ile precyzyjniej określona, łatwiej było wybrać w danym momencie, że to właśnie im chcę się bliżej przyjrzeć. Na dobrych, bogatych w detale i subtelności nagraniach (głównie live) realizm prezentacji, albo ujmując rzecz inaczej, wrażenie uczestnictwa w spektaklu, rósł dzięki wielu teoretycznie nieistotnym elementom typu palce przesuwające się po strunach, szelest przewracanej partytury, praca wentyli, skrzypnięcie krzesła, itd. Różnice nie były wielkie, ale przecież tworząc system audio dążymy ciągle do (nieosiągalnego) ideału, więc każdy, nawet niewielkie kroczek w jego kierunku warty jest rozważenia.

Podsumowanie

Szeroki, regulowany z dokładnością do 0,1V zakres napięcia wyjściowego DC, łatwość konfiguracji, atrakcyjny, oryginalny wygląd – wszystko to tylko przygrywka do tego, jak znaczący wpływ na brzmienie oferuje Ferrum HYPSOS. Po wszystkich odsłuchach muszę przyznać, że połączenie dwóch rozwiązań, zasilacza liniowego i impulsowego, dało znakomite efekty. Poprawa brzmienia jest znacząca i powtarzalna niezależnie od zastosowania (oczywiście na podstawie tych kilku urządzeń, które HYPSOSem zasilałem). Dostajemy z nim bowiem rozdzielcze, czyste, transparentne brzmienie, ale przy tym gładkie, spójne i płynne. Znakomita jest dynamika i to zarówno ta w małej (mikro) skali, jak i w dużej (makro). Dźwięk komponentów wspartych Ferrum wydaje się wyjątkowo swobodny i otwarty, zyskuje także przestrzenność prezentacji. Modyfikacja tego znakomitego już w podstawowej wersji urządzenia proponowana przez Metrum Lab pogłębia jeszcze „efekt HYPSOSa” w wielu aspektach brzmienia. Technologi IFE skupia się na „uporządkowaniu ruchu elektronów” i obniżeniu w ten sposób poziomu szumów, a to przekłada się w praktyce na jeszcze bardziej przestrzenny obraz muzyczny, jeszcze łatwiejszy dostęp do wszystkich, najdrobniejszych nawet elementów nagrań i to bez ich podkreślania, czy wypychania do przodu.

Ujmując rzecz krótko – choć HYPSOS powstał z myślą o własnych (wówczas jeszcze przyszłych) produktach FERRUM, takich jak OOR, to dzięki jego uniwersalności i łatwości konfiguracji wyjścia DC można do używać jako upgradu zasilania wielu urządzeń zasilanych prądem DC z zakresu od 5 do 30V. Zachęcam do eksperymentowania zarówno z wersją podstawową, jak i zmodyfikowaną. Jestem przekonany, że w znaczącej większości przypadków Wasza konkluzja będzie podobna do mojej – Ferrum HYPSOS kosztuje sporo, ale gdy już pozna się jego możliwości i wpływ na brzmienie rozstanie się z nim i powrót do słuchania bez wnoszonej przez niego poprawy będzie naprawdę trudny, jeśli nie niemożliwy. U mnie zostaje!

Specyfikacja (wg. Producenta):

  • Napięcie zasilające: 110-240 V/50-60 Hz
  • Napięcie wyjściowe: regulowane, 5-30 V
  • Maks. ciągły prąd (dla napięć poniżej 13,3 V): 6 A
  • Maks. ciągły prąd (dla napięć powyżej 13,3 V): l_out= 80 W/ DCout (V)
  • Maks. prąd chwilowy: 9 A
  • Maks. moc chwilowa: DC V wyjśc. * 9A (270W dla 30V)
  • Maks. stała moc wyjściowa (dla napięć powyżej 13,3 V): 80 W
  • Wymiary: 217,5 x 50 x 206,5 mm (szer. x wys. x gł.; bez gałki, nóżek i gniazd)
  • Waga: ok. 2,89 kg

Cena (w czasie recenzji): 

  • Ferrum HYPSOS: 1195 EUR
  • Ferrum HYPSOS Signature: 1195 + 400 EUR (oferowany przez Metrum Lab)

ProducentFERRUM

Dystrybutor: METRUM LAB

Platforma testowa:

  • Źródło cyfrowe: pasywny, dedykowany serwer z WIN10, Roon Core, Fidelizer Pro 7.10, karty JCAT XE USB i JCAT NET XE z zasilaczem FERRUM HYPSOS, JCAT USB Isolator, zasilacz liniowy KECES P8 (mono).
  • Przetwornik cyfrowo-analogowy: LampizatOr Pacific + Ideon Audio 3R Master Time
  • Źródło analogowe: gramofon JSikora Standard w wersji MAX, ramię J.Sikora KV12, wkładka AirTight PC-3, przedwzmacniacze gramofonowe: ESE Labs Nibiru V 5 i Grandinote Celio mk IV
  • Wzmacniacz: GrandiNote Shinai, Goldmund Telos 590 Nextgen II
  • Przedwzmacniacz: AudiaFlight FLS1
  • Kolumny: GrandiNote MACH4, Ubiq Audio Model One Duelund Edition
  • Interkonekty: Hijiri Million, Hijiri HCI-20, TelluriumQ Ultra Black, KBL Sound Zodiac XLR, David Laboga Expression Emerald USB, TelluriumQ Silver USB, David Laboga Digital Sound Wave Sapphire
  • Kable głośnikowe: LessLoss Anchorwave
  • Kable zasilające: LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3
  • Zasilanie: Gigawatt PF-2 MK2 i Gigawatt PC-3 SE Evo+; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
  • Stoliki: Base VI, Rogoz Audio 3RP3/BBS
  • Akcesoria antywibracyjne: platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot, Graphite Audio IC-35