Od blisko roku jestem szczęśliwym posiadaczem gramofonu Basic firmy J.Sikora. Do niedawna był to tańszy z dwóch oferowanych modeli, jako że powyżej w ofercie znajdował się flagowiec o nazwie Reference. Już za kilka dni na wystawie Audio Video Show 2016 w Warszawie swoją premierę będzie miał najnowszy, otwierający ofertę gramofon, który nazwany został po prostu Starter. Oto przedpremierowy test tego gramofonu.
Wstęp
Starsi Czytelnicy mogą pamiętać lampowe wzmacniacze Burdiak-Sikora, które lat temu blisko 20 były w Polsce całkiem znane. Choć były to trochę inne czasy, gdy Internet nie był jeszcze codziennością dla większości ludzi w naszym kraju, to i tak większość audiofilów o tej marce słyszała choćby dzięki prezentacji na Audio Show w 1997 roku. Wówczas to monobloki Burdiak Sikora napędzały słynne Utopie Focala.
Powyżej zdjęcia z 1997 roku z wystawy Audio Show w Warszawie.
Później kooperacja między autorami tych wzmacniaczy została zakończona i na wiele lat słuch o panu Januszu w audiofilskim światku zaginął. Kilka lat temu, niemal w drugim obiegu, zaczęły się pojawiać informacje o gramofonach firmowanych marką J.Sikora. Trudno było znaleźć o nich konkretne informacje, jako że powstawały one niemal wyłącznie dla przyjaciół i znajomych pana Janusza. Ciekawostką był fakt, iż często stosowane były w nich ramiona tangencjalne Trans-Fi, słowem takie, jakiego do niedawna sam używałem. Jak mi powiedział pan Janusz, to właśnie szczęśliwi posiadacze jego produktów, doceniając ich klasę, namówili go na udział w Audio Show w 2014 roku. Osoby, które odwiedziły pokój polskiego producenta wychodziły stamtąd nie mogąc uwierzyć, że w Polsce da się wyprodukować tak wykonane gramofony. Oczywiście to jak są one zbudowane i wykonane to nie przypadek. Z jednej strony widać pewne inspiracje innymi konstrukcjami, ale to w przypadku gramofonów jest właściwie niemożliwe do uniknięcia. Z drugiej natomiast znalazły się tu i rozwiązania autorskie, a klasa wykonania jest absolutnie wyjątkowa. O klasie brzmienia trudno się było po odsłuchu wystawowym definitywnie wypowiadać, ale słychać było, że jest co najmniej bardzo dobrze.
Powyżej zdjęcie z prezentacji J.Sikora Reference (po lewej) i Basica wykonanego z brązu (po prawej) w trakcie AVS w Warszawie w 2015 roku.
Jednym z największych problemów z jakim borykają się mali producenci, nie tylko w Polsce, jest kwestia jakości i powtarzalności oferowanej przed poddostawców. Właściwie niezależnie od tego, czy produkuje się gramofony, kolumny, wzmacniacze, czy akcesoria antywibracyjne, producent zawsze skazany jest na współpracę z mniejszą bądź większą ilością dostawców różnego rodzaju elementów. Znalezienie takich, którzy oferują odpowiednią jakość wykonania jest bardzo trudne – słyszałem to samo od wielu rodzimych producentów. Tyle, że ich znalezienie nie oznacza wcale końca problemu. Często dobra na początku jakość kończy się po kilku dostawach. Przyczyny są różne, ale zdarza się to naprawdę często. I albo udaje się, zwykle kosztem podniesienia ceny zakupu, dogadać i wrócić do wysokiej jakości, albo trzeba szukać innego podwykonawcy. I tak w kółko. Tyle, że pana Janusza Sikory ten problem niemal nie dotyczy. Zdecydowana większość elementów jego gramofonów powstaje bowiem w jego własnym zakładzie specjalizującym się w obróbce metali. Głównym bólem głowy lubelskiego producenta jest więc raczej wygospodarowanie czasu, by na chwilę przestawić produkcję na elementy potrzebne do gramofonów. Na razie jakoś się to panu Januszowi udaje, więc jakość wykonania i wykończenia oraz ich powtarzalność są po prostu gwarantowane i jedne z najlepszych na rynku.
Jest jeszcze drugi aspekt posiadania własnej firmy, która wytwarza elementy potrzebne do konstruowania produktów audio. Mówię o możliwości eksperymentowania, m.in. z różnymi materiałami. Tam gdzie inni muszą wykonanie każdego nowego pomysłu zlecać firmie zewnętrznej, pan Janusz sprawdza to u siebie, realizując różne pomysły własnymi siłami. Jasne, że to także oznacza ponoszenie kosztów R&D i materiałów, ale są one bez wątpienia niższe. Może pamiętacie Państwo z Audio Video Show 2015 wersję gramofonu Basic wykonaną z brązu? To właśnie jeden z eksperymentów. Jak mówi pan Janusz, bardzo udany. Problemem jest tu koszt materiału, przez który produkt końcowy musiałby kosztować dużo więcej niż „normalna” wersja, a jak usłyszałem ostatnio więcej nawet niż topowy Reference.
Niższe koszty zarówno R&D jak i produkcji firmy J.Sikora, oraz podejście właściciela, który traktuje produkcję gramofonów bardziej jako hobby niż sposób na zarabianie pieniędzy powodują, że zarówno Basic jak i Reference oferowane są w cenach, które zważywszy na brzmienie, materiały i klasę wykonania są wyjątkowo atrakcyjne. Mówiąc szczerze, sam wiele razy powtarzałem panu Januszowi, że sprzedaje swoje gramofony za tanio w porównaniu do konkurencji. Tak, wiem że one wcale nie są tanie, ale każda cena jest relatywna i trzeba ją odnosić do porównywalnych produktów, które są dostępne na rynku. I w takim właśnie odniesieniu zarówno Basic jak i Reference są wycenione bardzo atrakcyjnie, delikatnie rzecz ujmując. Tak naprawdę w grę wchodzi tu jeszcze jeden aspekt – sprzedaż bezpośrednia. Z jednej strony brak sieci dealerów utrudnia posłuchanie gramofonów z Lublina, z drugiej składa się na taką, a nie inną cenę. Swoją drogą – jeśli ktoś z Państwa będzie zainteresowany to proszę kontaktować się z p. Januszem. Wiem, bo już kilka osób do niego odesłałem, że poważnie zainteresowanych zaprasza do siebie na odsłuch i nikt do tej pory nie wyszedł rozczarowany, a liczba sprzedanych sztuk ciągle rośnie…
Nowy produkt także pokazuje to, jak pan Janusz podchodzi do zabawy w audio i do klientów. Zamiast np. skonsumować wspomniany eksperyment z brązem i zaoferować kilkukrotnie droższą wersję Reference’a poświęcił sporo czasu by stworzyć gramofon w cenie o połowę niższej od Basica. Jasne, że to nadal nie jest „produkt dla ludu”, że tak powiem, nie będzie więc konkurował z niedrogimi Regami, czy Pro-Jectami. Nie jest to także zabawka do „drapania” czarnych placków, ale gramofon, dla którego zdecydowanie nadużywane określenie „high-endowy” faktycznie pasuje mimo, że to przecież entry-level, czyli budżetowy produkt pana Janusza. Nie jest to klasa Basica oczywiście, ale różnica jest mniejsza niż się spodziewałem. Warto więc przyjrzeć mu się bliżej.
Budowa
Starter to urządzenia zdecydowanie mniejsze. Nie zajmuje więc wiele miejsca i nie waży już tych kolosalnych 85kg jak mój Basic, czy ponad 100 jak Reference, a „jedynie” 28kg. Oczywiście, podobnie jak wyższe modele, zaliczany jest do kategorii nieodsprzęganych mass-loaderów. Nadal wygląda fantastycznie (tak, wiem że to rzecz gustu, ale jak ktoś powie, że Starter jest brzydki to po prostu nie uwierzę w szczerość takiej opinii), a ponieważ korzysta z części elementów identycznych jak Basic, więc i w zakresie jakości dźwięku jest urządzeniem o nadzwyczaj korzystnym stosunku klasy brzmienia do ceny.
Podstawa gramofonu to gruba płyta z aluminium. W wyższych modelach podstawy składają się z kilku warstw, których różna gęstość przyczynia się do lepszego tłumienia wibracji. W Starterze, by możliwe było osiągnięcie ceny o połowę niższej niż w przypadku Basica, trzeba było znaleźć sposób na obniżenie kosztów. Podstawowym założeniem producenta było znaczące obniżenie kosztów, które nie miało się bynajmniej wiązać z obniżeniem klasy brzmienia, a przynajmniej z jedynie niewielkim. Rozwiązaniem okazały się, ustalone eksperymentalnie (pisałem o zaletach produkcji we własnym zakładzie), wycięcia w podstawie, które możecie Państwo zobaczyć na zdjęciach.
Podstawa pod talerz wykonana jest z materiału, którego w wyższym modelach znalazło się sporo więcej – z żeliwa otoczonego cienką, 2mm warstwą stali nierdzewnej (inoxu). Jego wybór podyktowany był znakomitym tłumieniem wibracji, jakim ów materiał się charakteryzuje. Podobnie jak w wyższych modelach, talerz wykonany jest z materiału o nazwie POM, wybranego ze względu na swoje właściwości. Gramofon napędzany jest jednym, pracującym bezgłośnie, silnikiem, z którego napęd bezpośrednio na talerz przenoszą dwa płaskie, gumowe paski. Zarówno silnik, główne łożysko jak i wysokiej klasy sterownik gwarantujące znakomitą stabilność obrotów są takie same jak w Basicu (acz ten ostatni korzysta w dwóch silników). Pan Janusz jest zwolennikiem silników dużej mocy, które są w stanie błyskawicznie rozpędzić nawet ciężki talerz, precyzyjnie utrzymać zadane obroty i natychmiast je zatrzymać. Zastosowany w Starterze, umieszczono w solidnej, sztywnej i ciężkiej metalowej obudowie, którą od podłoża izolują cztery silikonowe podkładki. Sterownik to osobna, świetnie wykonana metalowa skrzyneczka z niewielkim, ale czytelnym wyświetlaczem, który pokazuje obroty, oraz z pięcioma przyciskami służącymi do wyboru prędkości obrotowej (33 i 45 r.p.m.), ich zatrzymania (stop), a dwa kolejne (+/-) umożliwiają zwiększenie bądź zmniejszenie obrotów w czasie ich regulacji. Obudowa sterownika także opiera się na czterech silikonowych podkładkach.
Cała plinta natomiast spoczywa na aluminiowych nóżkach, które od spodu mają wydrążenie, w które wchodzi ceramiczna kulka, a ta z kolei spoczywa w wydrążeniu w aluminiowej podstawce.
Firma J.Sikora nie produkuje własnych ramion gramofonowych, ani tym bardziej wkładek. Od dawna współpracuje w tym zakresie z jednym z najbardziej uznanych, europejskich producentów, słoweńską Kuzmą. Egzemplarz Startera, który trafił do testu wyposażony był w ramię i wkładkę tej właśnie marki, odpowiednio Stogi S 12 VTA i CAR-30. Potencjalni chętni mogą zakupić sam deck, jednakże pan Janusz przygotował dla nich ciekawą, kompletną ofertę. Proponuje mianowicie to samo ramię, ale w wersji bez wieży VTA (czyli Stogi S12). W praktyce to ramię, jak twierdzi pan Janusz, który miał to okazję empirycznie sprawdzić, brzmi tak samo, tyle że brakuje w nim funkcjonalności regulowania VTA w locie. Funkcja to i owszem, wygodna w użyciu, ale czy warta kilkaset euro? Dla większości użytkowników zapewne nie – skoro więc klasa samego brzmienia jest taka sama, to czemu nie zaoszczędzić sporej kwoty i nie wydać jej np. na płyty? Również jeśli chodzi o wkładkę, producent proponuje zakup Startera z niższym modelem Kuzmy, CAR-20. W praktyce, klient może zastosować właściwie dowolne ramię (choć wymaga to zamówienia u pana Janusza odpowiedniej płytki do jego instalacji) i wkładkę (byle pasującą do wybranego ramienia). Z mojego doświadczenia mogę powiedzieć, iż proponowany zestaw daje znakomity stosunek jakości brzmienia do ceny, który za podobne pieniądze niełatwo będzie pobić. Warto więc zaufać wyborowi producenta i postawić na sprawdzone rozwiązanie.
Elementem, który osoby zainteresowane tym gramofonem powinny dodatkowo wziąć pod uwagę, są możliwości upgradu. A tych jest kilka i o ich wpływie postaram się napisać kilka słów w opisie brzmienia. Tu jednakże od razu wspomnę, że do gramofonu można dokupić szklaną matę, docisk i lepszy zasilacz.
Brzmienie
Jak już wspomniałem otrzymałem Startera w nieco innej wersji, niż ta, która będzie oferowana jako podstawowa. Testowy egzemplarz wyposażono bowiem w ramię Kuzmy z regulacją VTA w locie i wyższym modelem wkładki (CAR-30). Nie słuchałem prostszej wersji ramienia u siebie, ale pan Janusz twierdzi (a ja mu wierzę), że różnicy w brzmieniu właściwie nie ma – to w końcu to samo ramię pozbawione wygodnej, ale przecież nie niezbędnej funkcjonalności. Większość osób używa tej samej wkładki przez całe lata, niekoniecznie także posiada grubsze (180 czy 200g) płyty, więc regulacji VTA używa bardzo rzadko. Myślę więc, że jeśli już pojawi się konieczność podniesienia, czy opuszczenia ramienia, to klasyczne rozwiązanie, choć mniej wygodne, nie będzie problemem. Wkładka CAR-20 nie jest może dużo tańsza od wyższego modelu, ale to przecież element, który się zużywa (tzn. igła) i który najłatwiej będzie będzie wymienić jakiś czas po zakupie, więc, zwłaszcza w przypadku ograniczeń budżetowych, można zacząć od nieco tańszego modelu, a w przyszłości zamienić go na wyższy (bądź pochodzący od zupełnie innego producenta). Ramię oczywiście także można dobrać inne – pan Janusz jest w stanie zrobić dla klienta niemal dowolny armboard (czyli płytkę do mocowania ramienia), oczywiście jeśli dostarczone zostaną stosowne wymiary. Sam skorzystałem z takiej opcji zaopatrując się w ramię Schroedera CB do swojego Basica. Podsumowując – odsłuch został przeprowadzony z ramieniem Stogi S12 VTA i wkładką CAR-30 Kuzmy. Dodatkowo w tym samym ramieniu wieszałem swojego AirTighta PC-3 (circa dwukrotnie jeszcze droższego od Kuzmy) oraz nieco tańsze wkładki Dynavectora, DV 20X2 w wersjach H i L (wysoko- i nisko-sygnałowej). Te ostatnie mogą być tańszą alternatywą dla CAR-20, jako że spisywały w tym gramofonie bardzo dobrze.
Zajmijmy się w końcu brzmieniem. Jedną z pierwszych płyt, która wylądowała na talerzu Startera był album, który rzadko wyciągam z półki, jako że okazał się on sporym rozczarowaniem po zakupie. U2 należy do kapel, do których mam ogromny sentyment od wielu lat. Problemy zaczęły się w momencie złożenia pierwszego systemu audio dobrej klasy. Realizacje nagrań irlandzkiego zespołu są bowiem słabe, co, jako fan tej muzyki, mówię z bólem serca. Lat temu kilka ukazało się jubileuszowe, dwu-płytowe wydanie „Joshua Tree”, które oczywiście zakupiłem licząc, że udało się na nim uzyskać lepszą jakość dźwięku niż na oryginale. Po kilku próbach płyta trafiła na półkę, na którą rzadko zaglądam, bo jakoś nie mogłem znaleźć na niej realizacji obietnic wydawcy o „zdecydowanie wyższej jakości”. Tym razem coś mi tam podszepnęło, by spróbować po raz kolejny. Po chwili rozległo się „I wan to run…” z pierwszego kawałka, a ja się mocno zdziwiłem, a potem zdziwienie jedynie rosło. Przesłuchałem bowiem całą pierwszą stronę podśpiewując wraz z Bono, noga wystukiwała rytm, a głowa się kiwała. Odwróciłem krążek na drugą stronę i nadal słuchało się tego przyjemnie. Mocny bas Claytona wyznaczał rytm, gitara Edge’a brzmiała zaskakująco czysto, perkusja nadal była raczej mocno schowana z tyłu, ale blachy zaczęły się choć trochę odzywać i nie były tak matowe jak zwykle. No i wokal Bono w końcu miał w sobie choć trochę tej pasji znanej z koncertów. OK, nadal brakowało temu graniu głębi, a i dynamika pozostawiała ciągle sporo do życzenia, ale i tak była to zdecydowanie najlepsza prezentacja „Joshua Tree” jaką zdarzyło mi się u siebie usłyszeć. Zachęcony tak udanym początkiem przygody z Starterem sięgnąłem więc po kolejne rockowe płyty.
Na talerzu tym razem wylądowali Zeppelini. Już po „Whole lotta love” wiedziałem, że jest dobrze, bardzo dobrze! Realizacja jest zdecydowanie lepsza niż U2 (co nie znaczy, że audiofilska, ale przecież nie o to w rockowych nagraniach chodzi) i było to słychać już od pierwszych sekund i otwierających kawałek gitar. Te miały sporo mięcha, drive, brzmiały soczyście, momentami wręcz agresywnie, napędzały cały kawałek wzorowo. Blachy perkusji brzmiały w bardziej otwarty, mocniejszy, dźwięczny, ale i bardziej dociążony sposób. Bezbłędnie wypadały zabawy z głosem Planta wędrującym między kanałami. To ciągle nie było nagranie pozwalające ocenić przestrzenność grania Startera, ale sztuczne efekty przestrzenne, które w nagraniu występują i owszem, zostały pokazane bezbłędnie. Zarówno ta płyta jak i kolejne, m.in. AC/DC, czy Metalliki potwierdziły bliskie pokrewieństwo z większym bratem, Basiciem. Jest bowiem w graniu obu wysoka energia, drive, dynamika, jest dobra kontrola i wszystko to składa się w całość, przy której nie da się usiedzieć spokojnie. Co prawda przesłuchanie kilku płyt tego typu kosztowało mnie kilkudniowy ból nadwyrężonego karku, który kręcił głową we wszystkich kierunkach właściwie przez cały czas, ale czego się nie robi dla dobrej zabawy.
Nie pamiętam nawet kiedy ostatni raz spędziłem aż tyle czasu przesłuchując wyłącznie płyty rockowe. Jeśli tylko nagranie daje Starterowi szansę (co w przypadku rockowych nie było zbyt częste, ale zdarzały się takie kawałki) gramofon pana Janusza pokazywał, jak dobry, szybki, świetnie definiowany i różnicowany bas można wyciągnąć z czarnej płyty i ile w nim zawrzeć energii dającej ogromną frajdę słuchaczowi. Czy robił to lepiej niż Basic? Aż tak daleko bym się nie posunął w swoim twierdzeniu, bo jednak ten drugi daje jeszcze potężniejszą, jeszcze stabilniejszą podstawę basową, ale też i różnica nie jest tak duża jak można by oczekiwać po zawodniku o połowę tańszym. No i żaden inny gramofon za podobne pieniądze jaki przychodzi mi do głowy nie dorównywał Starterowi w zakresie prezentacji muzyki rockowej.
Na już całkiem dobrej jakości (mówię o jakości realizacji) albumie Petera Gabriela, „New blood” było słychać jak wiele Starter ma do zaproponowania. O ile na wcześniejszych krążkach jego rola w części polegała na kontrolowaniu i nie dokładaniu od siebie niczego do pewnego chaosu, jaki na nich panował, o tyle teraz mógł już się wykazać umiejętnością wydobycia maksymalnej ilości informacji z płyty i ich wiernej prezentacji. Świetnie zabrzmiały głosy samego Gabriela i śpiewających z nim w niektórych kawałkach wokalistów. Towarzysząca artyście orkiestra imponowała potęgą i rozmachem – mocne tutti dało się wręcz poczuć, a nie tylko usłyszeć, ale nawet pełna potęga orkiestry nie wymykała się spod kontroli. Słychać było jasno, że to bardzo czyste, przejrzyste granie, co, również dzięki wyjątkowo niskiemu poziomowi szumu własnego gramofonu, przekładało się na detaliczne, dobrze poukładane i precyzyjne granie. Ważne także było, że szło za tym nasycenie i dociążenie dźwięku. Nie było więc przesadnego podkreślania fazy ataku, utwardzania dźwięku, było za to pełne brzmienie wykańczane długimi wybrzmieniami.
Pełną klasę Startera usłyszałem jednakże dopiero wyciągając co lepsze realizacje z mojej kolekcji, w tym część na płytach odtwarzanych z prędkością 45 obrotów na minutę. Ot choćby często używaną w testach Patricię Barber z albumu „Companion” wydaną przez MoFi. To koncertowe nagranie z dużym udziałem instrumentów akustycznych. Mogłem więc docenić spore możliwości polskiego gramofonu w zakresie prezentacji realistycznej sceny. Ta była spora, bardziej imponująca nawet była jej głębia niż szerokość, acz i ta ostatnia śmiało wykraczała poza rozstaw kolumn. Wrażenie robiła także, dobrze już mi znana z Basica, stabilność i skupienie jej prezentacji – każdy element miał swoje precyzyjnie określone miejsce, każdy był dużą, trójwymiarową, namacalną bryłą. Dawało to poczucie bliskiego kontaktu z muzykami, a przez to uczestnictwa w wyjątkowym muzycznym wydarzeniu. Starter pięknie pokazał wokal Patricii oddając głębię jej głosu z jednej strony, ale i sporą ilość sybilantów z drugiej. Tyle, że nawet te ostatnie wypadały zupełnie naturalnie, nie były w żadnym razie elementem irytującym.
Przy tym samym nagraniu potwierdziłem to, co usłyszałem wcześniej na płycie Stevie Raya Vaughana, co jednakże przypisałbym bardziej ramieniu niż samemu gramofonowi. Nie ma tu bowiem aż takiej natychmiastowości jaką pokazuje mój Basic (z ramieniem CB Schroedera). Na „Tin Pan Alley” SRV śpiewa „I heard a pistol shoot…” i faktycznie instrumenty z jego gitarą na czele imitują wystrzał pistoletu, siłą rzecz bardzo szybki, natychmiastowy. W wydaniu Startera było to pokazane dobrze, ale zabrakło aż takiej niesamowitej natychmiastowości. Na płycie Patricii Barber z kolei, np. w „Black magic women” sporo jest popisów perkusistów. O ile różnicowanie było świetne, każde uderzenie w membranę było sprężyste, mocne, a tyle nie było to tak szybkie, jak w przypadku gramofonu odniesienia. Proszę mnie dobrze zrozumieć – to nie są jakieś wielkie różnice, a testowany gramofon ciągle grał te płyty znakomicie, tyle że nieco ustępował zestawowi ponad dwa razy droższemu. Co chyba nikogo nie dziwi, prawda?
Fantastycznie zabrzmiało, wydane przez Classic Records na przeźroczystym winylu naciętym jednostronnie, „Somethin’ else” Cannonball’a Adderleya. Zachwycałem się przede wszystkim trąbką Miles’a i saksofonem Cannonball’a. W dźwięku tych instrumentów było pełno powietrza, była moc i energia, było wyrafinowanie na jakie stać jedynie tak wielkich wirtuozów. Brzmiało to niesamowicie czysto, dźwięcznie, namacalnie i blisko, zupełnie jakbym siedział w pierwszym rzędzie na widowni w niewielkim klubie. Hank Jones ze swoimi klawiszami znalazł się gdzieś daleko za resztą instrumentów i nawet gdy przejmował prowadzenie i tak dźwięk dochodził wyraźnie z tyłu. Wysoka rozdzielczość, dobre różnicowanie, piękne oddanie barwy i faktury każdego instrumentu, wydobycie mnóstwa drobnych niuansów uchwyconych w nagraniu i zapisanych w rowku płyty – to wszystko składa się, zakładając wysokiej klasy system, na czystą magię tego albumu. To jedna z tych płyt w mojej kolekcji, która sprawia, że nawet najbardziej towarzyscy (czytaj: gadatliwi) goście milkną i siedzą zasłuchani do ostatniego dźwięku. A potem proszą o kolejna płytę. Starter potrafił wydobyć z niej niemal równie wiele magii co mój Basic, czy inne, w zdecydowanej większości, sporo droższe od niego samego gramofony.
Nie mogło w czasie moich odsłuchów obejść się bez klasyki. „Noc na Łysej Górze” Musorgskiego w wykonaniu Royal Philharmonic Orchestra pod Leibowitzem wznowiona kilka lat temu przez Living Stereo, to jedna z najlepszych realizacji dużej klasyki w mojej kolekcji. To niesamowity pokaz potęgi orkiestry symfonicznej (co sugeruje już sam tytuł – The Power of Orchestra). Starter bez wysiłku, swobodnie pokazał nie tylko tytułową potęgę, ale i rozmach i dynamikę. Jednocześnie było to wyjątkowo uporządkowane, w pełni kontrolowane granie, w którym każda grupa instrumentów, a nawet i pojedynczy muzycy mieli swoje ściśle określone miejsce. Kolejną mocną stroną „budżetowego” Sikory okazała się umiejętność oddawania dramaturgii, klimatu odtwarzanej muzyki. „Noc na Łysej Górze” to w końcu opowiedziany za pomocą muzyki sabat czarownic, któremu towarzyszy wiatr, burza i narastające napięcie. Klimat mrocznego, przerażającego wręcz miejsca oddany został znakomicie sprawiając, że lepiej czułem się słuchając tego utworu w ciągu dnia niż późnym wieczorem… A że muzyka Musorgskiego skłania, przynajmniej mnie, do mocnego odkręcania głośności, dało to okazję do przetestowania polskiego gramofonu także i pod tym kątem. Żaden akceptowalny dla mnie poziom głośności nie zdołał wpłynąć na jakość dźwięku płynącego z głośników – żadnych zniekształceń, kompresji nie udało mi się zauważyć, igła nie przeskakiwała, choć przecież kolumny zostały zmuszone do dużego wysiłku i pompowały sporo powietrza w pokoju. Stabilny jak skała, chciałoby się rzec.
Upgrady
Cały powyższy opis dotyczy wersji Startera wyposażonej w szklaną matę i docisk. Na koniec testu postanowiłem sprawdzić czy i jaką robią one różnicę. W obu przypadkach większe różnice usłyszałem na nieco dłuższym dystansie czasowym, a nie w czasie szybkich zmian, bo te ostatnie nie robiły aż takiego wrażenia. Test z założeniem, bądź nie, ciężkiego, firmowego docisku (dokładnie takiego samego jak w Basicu) był najprostszy. Różnicę, którą wychwyciłem, opisałbym jako lepsze skupienie dźwięku z dociskiem, a przez to jego większą precyzję. Nie jest to różnica duża i dlatego szybkie zdejmowanie i zakładanie nie wskazywało ich w sposób aż tak oczywisty. Gdy jednak postawiłem na dłuższy (tzn. całej jednej strony płyty) odsłuch, po chwili zaczęło mi czegoś brakować. Niby wszystko było podobnie, ale poukładanie źródeł dźwięku na scenie i definicja każdego z nich nie były tak precyzyjne jak z dociskiem.
Test z matą i bez maty też nie był zbyt skomplikowany do przeprowadzenia dzięki możliwości prostej zmiany VTA. Grubość maty sprawia bowiem, że jej zdjęcie oznacza konieczność opuszczenia ramienia o 10mm (i podniesienia, gdy matę się zakłada z powrotem). Tu znowu konieczny był odsłuch trwający kilkanaście minut bym zdał sobie sprawę, co właściwie mata od siebie wnosi (choć sam fakt, że to robi był dość oczywisty). W jej przypadku rzecz przede wszystkim w czystości dźwięku, być może za sprawą jeszcze lepszej izolacji igły od ewentualnych drgań. Rzecz niby prosta, ale mająca sporo konsekwencji. Dźwięk jest nie tyle bardziej detaliczny, ile czytelność detali i najdrobniejszych subtelności jest wyższa. Lepiej pokazywane są drobne zmiany barwy i dynamiki, co wprost przekłada się na realizm prezentacji. Lepiej różnicowane są również nagrania i tłoczenia – to coś dla miłośników porównań. Znowu nie są to jakieś wielkie różnice – gramofon i bez tej maty spisuje się świetnie. Jeśli jednak ma się porównanie, zwłaszcza gdy po słuchaniu z matą zdejmie się ją z talerza, to podobnie jak w przypadku docisku, czegoś jednak brakuje. Bez obu elementu da się spokojnie żyć, ale też i oba robią różnicę wartą dodatkowej inwestycji. Starter już bez nich prezentuje poziom nieosiągalny dla większości konkurentów z podobnej półki cenowej. Niewielka, w porównaniu co końcowej ceny, inwestycja w te dwa elementy jeszcze bardziej zbliża klasę jego brzmienia do dwukrotnie droższego Basica. Oczywiście zbliża, a nie dogania, ale nawet z tymi elementami Starter ciągle kosztuje dużo mniej.
Jak zobaczą Państwo poniżej jedną z opcji upgradu jest także wyższej klasy zasilacz. Nie miałem do porównania dwóch wersji, więc akurat tej opcji sprawdzić empirycznie nie mogłem. Bazując na doświadczeniu z Basica, gdzie po dłuższych odsłuchach z jego podstawowym zasilaczem dostałem do posłuchania także topową wersję zasilacza, przeznaczoną właściwie do Reference’a, zakładam, że i tu warto kupić wyższy model. W przypadku Basica ja do „zwykłego” zasilacza już wrócić nie mogłem i ten lepszy musiał u mnie zostać. Z nim dźwięk zyskiwał na dynamice i energetyczności przekazu, na jeszcze lepszej kontroli i definicji niskich tonów, i jeszcze wyższej czystości prezentacji będącej po części wynikiem czarniejszego tła. Różnica była wcale nie mała. Tu pewnie nie będzie aż tak duża, ale – proszę pamiętać, że to jedynie moja ekstrapolacja doświadczenia z wyższym modelem – powinna być na tyle istotna, by, o ile finanse pozwolą, czy to od razu przy zakupie, czy później, ten upgrade także obowiązkowo wykonać.
I jeszcze słowo o teście z blisko dwukrotnie droższą wkładką, moim AirTightem PC3. Nie chodzi o klasę samej wkładki, czy opis brzmienia tego gramofonu w nią uzbrojonego. Rzecz w samym fakcie, że Starter natychmiast pokazał wyższą rozdzielczość, szczegółowość, jeszcze lepszą separację, nasycenie i wyrafinowanie dźwięku, którą ta japońska wkładka zapewnia. I to wszystko w tym samym ramieniu, z tymi samymi przedwzmacniaczami gramofonowymi, w tym samym systemie. Nadal nie był to poziom mojego Basica, w którym jednakże pracuje jeszcze lepsze ramię Schroedera, ale był to kolejny krok, który zbliżał testowany model do dwukrotnie droższego. To jasno pokazuje, że z jednej strony Starter oferuje już znakomite brzmienie, a z drugiej, że ma potencjał na osiągnięcie wyższego pułapu. Jego osiągnięcie nie wymaga zmiany decka, a raczej spokojnych, przemyślanych drobniejszych (w przypadku docisku, maty i zasilacza) czy większych (ramię, wkładka) upgradów, które faktycznie niemało wnoszą. W pierwszym rzędzie sugeruję firmowe upgrady – na ewentualną zmianę wkładki czy ramienia nabywca Startera będzie miał mnóstwo czasu.
Podsumowanie
26400 złotych za sam gramofon to oczywiście nie jest mało, a jak dołożyć do tego koszt ramienia i wkładki, czyli circa drugie tyle robi się z tego kwota całkiem poważna. Tyle, że jak w przypadku wszelkich możliwych produktów, cena jest elementem relatywnym, który należy porównywać z konkurencyjnymi produktami dostępnymi na tym samym poziomie cenowym. I tu, zarówno pod względem dizajnu, jakości wykonania i wykończenia, jak i rzeczy najważniejszej – brzmienia – Starter pan Janusza Sikory doskonale obroni się sam. Może to być najtańszy gramofon w ofercie tej marki, ale oferuje brzmienie z wysokiej, high-endowej półki. A przecież stanowi jeszcze doskonałą podstawę do dalszych ulepszeń, od wymienionych w teście maty, docisku i lepszego zasilacza, po wyższej klasy ramiona i wkładki. Jest więc to inwestycja na lata, a nie jedynie model przejściowy, który z założenia trzeba będzie za parę lat wymienić na wyższy. Co najważniejsze, i godne podkreślenia, obniżenie kosztów produkcji umożliwiające zaoferowanie ceny o połowę niższej niż Basica nie odbiło się w żaden sposób na jakości wykonania, a i brzmieniowo Starter jedynie niewiele ustępuje większemu bratu. Fantastyczny produkt!
Platforma testowa:
- Źródło analogowe: gramofon J.Sikora Basic w wersji MAX, ramię Schroeder CB, wkładka AirTight PC-3, przedwzmacniacze gramofonowe: ESE Labs Nibiru i Grandinote Celio
- Kolumny: Hansen Audio The Knight 2, Ubiq Audio Model One
- Wzmacniacze: Modwright KWA100SE, Audia Flight FLS-4
- Przedwzmacniacz: Modwright LS100
- Interkonekty: Hijiri Million, Less Loss Anchorwave
- Kable głośnikowe: LessLoss Anchorwave
- Kable zasilające: LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3
- Zasilanie: Gigawatt PF-2 MK2 i ISOL-8 Substation Integra; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
- Stoliki: Base VI, Rogoz Audio 3RP3/BBS
- Akcesoria antywibracyjne: platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot
Ceny detaliczne:
- Starter: 26.400 zł
- Mata szklana: 700 zł
- Docisk: 2400 zł
- Zasilacz: 2400 zł
- Ramię Kuzma Stogi S – wg. cennika detalicznego dystrybutora
- Wkładka Kuzma CAR-20 – wg. cennika detalicznego dystrybutora
Producent: J.SIKORA