LessLoss C-MARC

by Dawid Grzyb / December 4, 2018

Obecna na rynku od ponad dekady i znana z kabli adresujących szum, LessLoss jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych litewskich firm audio. Nowopowstała seria C-MARC jest powodem, dla którego spora część oferty tej manufaktury przeszła gruntowną zmianę. Trzeba było na własne uszy przekonać się co jest na rzeczy, stąd przed Wami sieciówki LessLoss C-MARC. Smacznego!

Wstęp

Choć z produktami LessLoss nie miałem jeszcze do czynienia we własnych czterech ścianach, nie są mi obce. Jeżeli jesteś entuzjastą audio, wysoce prawdopodobne jest, że już gdzieś o nich czytałeś. Natomiast moja przygoda z tą firmą rozpoczęła się dobrych kilka lat temu jako nieco personalna historia. Zanim niniejsza strona powstała, dobrze wiedziałem jakiego typu treści chcę tu publikować. Lokalna prasa papierowa nauczyła mnie przywiązania do detali, a dowcipne i nietypowe materiały Srajana pokazały mi, że recenzje sprzętu audio mogą być informacyjne i jednocześnie mocno rozrywkowe oraz nieszablonowe. Natomiast na elektronikę pokazaną na czarnym tle, oświetloną w niskim kluczu i z subtelnym odbiciem poniżej, po raz pierwszy natknąłem się na stronie LessLoss lata wstecz. Jedno konkretne zdjęcie sieciówki DFPC z jej fantastycznymi czerwonymi wtykami i grubym oplotem w zupełności wystarczyło. To właśnie wtedy zrozumiałem, że to było to. Od ładnych kilku lat posługuję się tym stylem, zdjęcie będące własnością LessLoss to było główne źródło mojej inspiracji i przestępstwem jest nie wspomnieć o tym w końcu, a niniejsza publikacja wydała się świetną okazją.
LessLoss została założona ponad dekadę temu, a dobrze ponad setka recenzji jej produktów na stronie domowej jasno daje do zrozumienia, że to nie nowicjusz. Siedziba firmy mieści się drugim co do wielkości litewskim mieście – Kownie. Jej model biznesowy jest oparty na sprzedaży bezpośredniej, oczywiście w celu utrzymania cen na możliwie rozsądnym poziomie. Dodajmy do tego rozliczne patenty własne, dość zróżnicowaną ofertę, przejrzystość zastosowanych rozwiązań i gotowe, moja uwaga jest we właściwym miejscu. Choć przyznaję, że do zainteresowania się serią C-MARC zachęcił mnie materiał Srajana opublikowany tym miejscu. Zadzwoniłem w końcu pod numer widoczny na stronie producenta, po drugiej stronie odezwał się szef firmy – Louis Motek. Po kilkuminutowej i wyjątkowo przyjemnej rozmowie piłka na dobre była w grze.
Zapytany o to, jak firma LessLoss powstała, Louis nie skąpił faktów ze swojego życia. W jego domu zawsze była muzyka. Ojciec to organista powiązany z chórem, wiolonczela i gitara klasyczna to domeny odpowiednio dwóch braci oraz siostry, natomiast wuj oraz babcia byli profesjonalnymi pianistą/organistą oraz operową solistką. W wieku zaledwie sześciu lat Louis zaliczył swój pierwszy występ fortepianowy, następnie zapoznał się z książkami poświęconymi nauce gry na wiolonczeli wg metody Suzuki, a jako dwunastolatek polubił się z saksofonem. Louis grywał w dużych zespołach, orkiestrach symfonicznych, ansamblach etnicznych, śpiewał w chórach mieszanych, komponował własną muzykę i studiował muzykologię. Od pewnego momentu opanował grę na wszystkich instrumentach wykorzystywanych we wspomnianych formacjach. Pisząc krótko, jego doświadczenie muzyczne można śmiało określić jako rozległe. Z taką rodziną i zainteresowaniami nie mogło być przecież inaczej, prawda?
Louis pracował także jako jubiler w Nowym Jorku, przez dekadę zdobył też doświadczenie w prywatnym studiu nagraniowym opartym na narzędziach Pro-Tools i to właśnie tam zrodziło się jego zainteresowanie sprzętem audio wysokiej klasy. Ten bogaty bagaż doświadczeń w końcu przekształcił się w firmę LessLoss jaką znamy dzisiaj. Niektóre z produktów wymyślonych w tamtym okresie są w dalszym ciągu dostępne, tj. po ponad 15 latach. Louis biegle włada w mowie i w piśmie trzema językami: angielskim, niemieckim oraz litewskim. Jego ulubione rzeczy to te, które są ewidentne, ale niemierzalne za pomocą obecnie dostępnych środków naukowych. Natomiast jeżeli to wszystko wydaje Ci się zbyt mgliste lub naciągane, zachęcam do zapoznania się ze stroną firmy LessLoss. Jest tam multum informacji nt. jej produktów. Są podane w wyjątkowo lekkostrawnej i zrozumiałej formie.
Jeżeli zastanawiasz się, dlaczego Louis Motek robi to co robi, najlepiej jest go zacytować: “Każdy audiofil wie, że o określonych porach późną nocą, około godziny trzeciej rano, coś dziwnego dzieje się z miejską siecią zasilającą. Dźwięk staje się wówczas wspaniały; wolny od zniekształceń, elementy układanki stają się całością, a efekt można przyrównać do muzycznej nirwany. Można tego doświadczyć dwa, może trzy razy w ciągu roku co najwyżej. Entuzjaści poświęcają dużo czasu na zapamiętanie tego ulotnego zjawiska i jeszcze więcej na bezskutecznych próbach odtworzenia go. Nie dające o sobie zapomnieć, nieuchwytne, zdarzające się jedynie bardzo późno i od przysłowiowego święta jest właśnie tym, co sprzedaję. Oferuję ten dźwięk zastany o trzeciej w nocy dla Twojej przyjemności przez cały dzień, każdego dnia.”
Nie jesteś przekonany? Będąc zupełnie szczerym, na początku też bym był. Ale fakty są jakie są. LessLoss jest na rynku od wielu lat, nigdzie się nie wybiera, a imponujące portfolio tej firmy doceniają nie tylko recenzenci, ale też szczęśliwi klienci. Litewskie dobra Louisa Moteka są często określane jako produkty o fantastycznym stosunku ceny do jakości, a to wszystko nie może być przecież jedynie szczęśliwym wypadkiem przy pracy. Zebrawszy powyższe w całość, moja prywatna ciekawość została pobudzona i w końcu powstał niniejszy materiał. Mało tego, Sven Boenicke lubi produkty LessLoss bardziej niż bardzo, a w jego nadchodzącej listwie sieciowej będzie ich niemało, co stanowiło dla mnie dodatkową zachętę. No i na koniec jedynie nadmienię, że Louis okazał się wyjątkowo komunikatywny. Odpisywał na tyle szybko, często w ciągu zaledwie minut, że najprawdopodobniej ustanowił nowy rekord. Natomiast w kilka dni po naszej pierwszej rozmowie została do mnie wysłana paczka z dwoma sieciówkami C-MARC.

Portfolio

Zanim przejdziemy dalej, przyjrzyjmy się najpierw ofercie LessLoss. Choć różnego rodzaju kable to jej podstawa, współdzielą one miejsce z zupełnie innymi produktami. Wyceniony na około 350 000 PLN Laminar Streamer to bezsprzecznie najdroższe cacko. Ten nietypowy transport współpracujący z kartami SD to nic innego jak przykład urządzenia PoC (ang. Proof of Concept), czyli po naszemu dowód poprawności określonej koncepcji, tj. produkt zbudowany niekoniecznie po to, żeby na nim zarabiać, bo jest niezaprzeczalnie obrzydliwie drogi, ale pokazać, że się da. O ile wiem, nic podobnego do Laminar Streamera nie istnieje. Ten znakomicie wyglądający, minimalistyczny kawał stolarki widziałem tylko raz, w Monachium, w zatłoczonym pokoju i w towarzystwie elektroniki, o której za wiele nie mogę powiedzieć, stąd powstrzymam się od prób ustalenia, cóż takiego wniósł do dźwięku. Natomiast z rzeczy mi wiadomych, Laminar Streamer śmiga na autorskim, piorunująco szybkim kodzie odpornym na jakiekolwiek problemy powiązane z kompatybilnością, jest wolny od opóźnień, buforowania, ruchomych części i ogólnie od komponentów typowych dla tego typu urządzeń. Myślą przewodnią w przypadku tego produktu był cyfrowy minimalizm w ekstremalnej formie, tj. możliwie jak najdalej idące unikanie najdrobniejszego nawet nadmiaru sprzętowego i śmiecących elementów. Żadnego WiFi, interfejsu sieciowego, ładnych wyświetlaczy, a nawet zdalnego sterowania, słowem niczego, co może obniżyć jakość dźwięku. Jeżeli tak bezkompromisowe podejście do tematu wygląda zachęcająco, no i stan konta pozwala, Laminar Streamer jest składany w mniej więcej trzy do pięciu miesięcy.
W tym miejscu nie sposób pominąć Vilmantasa ‘Vila’ Dudy, człowieka w sporej części odpowiedzialnego za projekt Laminar. Vil dorastał na Litwie i postrzega ten kraj jako położony pomiędzy europejskim wschodem i zachodem także mentalnie. Dla niego ma to następstwa w postaci świadomości własnych pomysłów i marzeń, niestrudzonej etyki pracy oraz edukacyjnej motywacji. Ta unikalna mieszanka ukształtowała Litwina i nie ukrywa, że jest z tego powodu dumny.
Vil uzyskał wykształcenie stosowne do obecnego zawodu, od zawsze interesował się sprzętem grającym, a z rozwojem komputerów jest na bieżąco od samego początku. Usprawnienia najnowszej i rozsądnie wycenionej technologii tak, aby deklasowała znacznie droższe rozwiązania to nie tylko jego cel od wielu lat, ale także hobby. Choć tak naprawdę to proces twórczy przysparza mu najwięcej radości, wielogodzinne odsłuchy to sprawa drugorzędna. Vil obecnie pracuje nad swoim własnym systemem marzeń, opartym na zgodnych fazowo cyfrowych algorytmach filtrujących oraz ich potencjalnym zastosowaniu w idealnym systemie zwrotnicowym.
Vil pracował jako technik dźwięku w kilku studiach nagraniowych na Litwie, następnie przeniósł się do słonecznej Kalifornii na rok. Jako spec od komputerów był odpowiedzialny za konfigurowanie maszyn, które były następnie wykorzystane w wielu popularnych produkcjach, np. przez klawiszowca współodpowiedzialnego za stworzenie „Thrillera” Michaela Jacksona. Choć doceniony za oceanem i świadom tego, że można się tam jeszcze sporo nauczyć, Vil poczuł, że jego wiedza i doświadczenie nie były wówczas wykorzystane w pełni. Konfiguracja sprzętu mającego służyć innym jako narzędzia twórcze w końcu przegrała z jego własną kreatywnością. Vil od ponad dwóch dekad zajmuje się konstruowaniem przetworników c/a i – jako główny inżynier w LessLoss – może w końcu w pełni wykorzystać wiedzę zgromadzoną przez lata.
LessLoss Echo’s End DAC to następny przystanek. To kompaktowe drewniane pudełko oparte na modułach firmy Soekris jest dostępne w trzech wersjach; Original (ok. 21 000 PLN), Reference (ok. 75 000 PLN) oraz Reference Supreme Edition (ok. 130 000 PLN). Dzielą je liczba firmowych rozwiązań wewnątrz, topologia oraz obudowy. Najtańsze maszyny mają elektronikę zapakowaną w pudełka wykonane ze sklejki, ich odpowiedniki w droższych wariantach są drewniane. Nie mając styczności nawet z podstawowym modelem nie mogę sobie pozwolić na jakikolwiek sensowny komentarz oprócz prywatnej zgadywanki. Louis i Vil siedzą głęboko w usprawnianiu elektroniki już dostępnej, stąd strzelam, że dołożyli starań aby niedrogie przecież moduły R-2R Soekrisa grały sporo lepiej niż ich cena sugeruje, a wykorzystują ten konkretny obwód konwersji c/a, ponieważ mogą niemalże w całości pominąć sekcję analogową. Na tę chwilę mogę jedynie powiedzieć, że litewski DAC piastujący średnie miejsce w ofercie wygląda co najmniej intrygująco, natomiast drugi rycerz – Marek – nie szczędził ciepłych słów pod adresem wersji podstawowej, na łamach innego portalu.
Następne na liście są pasywne komponenty mające polepszyć dźwięk w różnych miejscach systemu. Firewall Current Conditioner (ok. 1 600 PLN /szt.) adresuje zanieczyszczenia sygnału na liniach zasilających oraz USB, ale w sposób całkowicie pasywny, tj. bez kondensatorów, cewek, bezpieczników, diod lub induktorów, natomiast podstawki odsprzęgające Bindbreaker (ok. 600 PLN /szt.) mają za zadanie tłumić wibracje. W ofercie LessLoss są także dostępne moduły Firewall x64 (ok. 1 600 PLN /szt.) do samodzielnej aplikacji. Litwini nie boją się też wyzwań pod indywidualne potrzeby, a ich najbardziej ambitny projekt powiązany z poprawą zasilania oparty jest na 116 modułach Firewall i dziesięciu gniazdach. Zebrawszy to wszystko w całość pozostaje mi jedynie podsumować, że LessLoss to nie jest firma z jednym asem w rękawie, a najnowsze kable – C-MARC – są równie interesujące jak wszystko inne w jej ofercie.

Budowa

Jeszcze do niedawna seria kabli zasilających LessLoss – DFPC – podzielona była w sumie na trzy produkty; Original, Signature i Reference. Każdy był zaprojektowany z myślą o możliwie jak najdalej idącej redukcji szumu, za sprawą firmowego patentu polegającego na filtrowaniu efektu naskórkowości, choć żyły gorące w modelach Signature i Reference miały podwojoną konduktywność oraz dodatkowe kable masy. Oczywiście siłę filtrowania oraz wprowadzanych zmian odzwierciedlała cena i tak się sprawy miały przez lata, aż tu nagle nie tylko trzej sieciowi muszkieterowie poszli w odstawkę, ale cała kablarska linia LessLoss. Prawdopodobnie wymagało to wielu nieprzespanych nocy, ale w końcu Louis znalazł sposób na usprawnienie całego oferowanego ‘układu nerwowego’ każdego systemu, powstał Common-mode Auto-rejecting Cable. Co prawda można, ale nie będę się nawet silił żeby tę nazwę przełożyć na język ojczysty. C-MARC brzmi ładnie.
Według Louisa, jego odkrycie pt. C-MARC przewyższyło, stąd logicznie także zdetronizowało kompletnie każdy wcześniejszy kabel LessLoss. Nic dziwnego, nowy sposób radzenia sobie z bolączkami tymi samymi co zawsze okazał się możliwy do aplikacji w całym firmowym portfolio. Tu się robi naprawdę ciekawie. Bohater niniejszej recenzji nie tylko uprościł sieciową gromadę przez sprowadzenie jej do jednego tylko modelu, ale zrobił to za mniejsze pieniądze w porównaniu do już nieprodukowanych najwyższych modeli sieciówek DFPC. Cóż, do w pełni świadomego posłania droższych produktów w odstawkę trzeba mieć nie tylko jaja, ale faktycznie coś sporo lepszego w zanadrzu. W przeciwnym razie jaki jest sens takiego manewru? Choć C-MARC i DFPC to kable koncepcyjnie podobne do siebie, tj. mające za zadanie czyścić sygnał ze śmiecia wszelakiego, to Louis jest pewny, że jego odkrycie robi tę samą robotę po prostu o klasę lepiej.
W przypadku C-MARC celem było uzyskanie kabla cichszego niż DFPC, a środki pozwalające na osiągnięcie go uwzględniają unikalną geometrię opartą na dwóch ogniwach o tej samej długości i odstępie pomiędzy zwojami, ale przeciwnej polaryzacji, która fraktalnie zreplikowana stanowi jądro przewodnika. Najciekawszy jest jednak ich mariaż; skręcone w przeciwległe strony nakładają się wzajemnie na siebie i formują wynalezione w latach 30. XX wieku połączenie (tzw. Humbucker) pierwotnie stworzone do redukcji szumu przetworników gitarowych. Szum indukowany na zbalansowanych wiązkach jest zmniejszany z tytułu ich odwrotnej polaryzacji i geometrii. Natomiast sam przewodnik jest oparty na skrętce Litz o grubości 0,125 mm, a każdy jej drucik pokrywa warstwa lakieru.
Z zewnątrz C-MARC może i wygląda niepozornie, zwyczajnie wręcz, niemniej jego wnętrzności wylistowane na stronie producenta mówią inną historię. Trzonem produktu są w sumie 2×24 wiązki białej bawełny, dalej otoczone przez 16×12 wiązek stanowiących główny przewodnik, a następnie w kolejce są 2x3x16 wiązki macerowanej i potraktowanej gazem bawełny w kolorze czarnym. Dalej część miedziana jest zreplikowana i pokryta przezroczystą, cienką warstwą poliolefinowej membrany, a na samym końcu wszystko to trafia do polietylenowego oplotu (kolejne 32 włókna). Matematyka dowozi nas w sumie do 560 włókien kilku różnych materiałów, co należy dalej przemnożyć przez trzy splecione ze sobą kable w jednej sieciówce, co daje w sumie 1680 nitek. Ta skomplikowana mikstura miedzi, bawełny i elementów syntetycznych nie jest możliwa do wytworzenia ręcznie i w warunkach chałupniczych, stąd jej podrobienie także trzeba rozpatrywać jako rzecz z gatunku tych nierealnych. Kabel choć trochę podobny i zamówiony prosto w fabryce wiąże się z niemałym poświęceniem finansowym. Ale komu by się chciało uprawiać taką gimnastykę, skoro przewód na metry można nabyć bez pośredników prosto od LessLoss? Nie da się lepiej, tj. taniej i wygodniej, oczywiście jeżeli produkt tego typu jest na celowniku.
Jeżeli kabel OEM-owy o wyśrubowanej, choć w rzeczywistości niemierzalnej czystości i sprzedawany w kilkudziesięciometrowych paczkach prosto z fabrycznych szpul okupuje jeden koniec przewodnikowego spektrum, w takim razie zaprojektowany od podstaw C-MARC dostępny tylko u LessLoss znajdziemy na przeciwległym, zdecydowanie mniej zatłoczonym. Louis nie uczestniczy w gonitwie na cyfry, a wykorzystuje środki mające pomóc osiągnąć pożądany efekt nawiązujący wyłącznie do wydajności. Dlatego też miedziane przewodniki C-MARC są poddane trzydniowej kuracji kriogenicznej, podobnie jest też z wtykami i ich miedzianymi, pokrytymi 24-karatowym złotem stykami. Obudowy są przezroczyste nie po to, aby można się było upajać widokiem wewnątrz. Szef LessLoss wyjaśnił, że barwniki i substancje stężające szkodzą, stąd fantastyczna czerwień modeli DFPC odeszła w niebyt. Bawełna jest poddawana procesowi maceracji, przez co jej mikro-włókna puchną i prostują się, co powoduje, że stają się mocniejsze, bardziej elastyczne i wizualnie atrakcyjniejsze.
Dwa wypożyczone mi dwumetrowe kable wywarły bardzo dobre pierwsze wrażenie. Są lekkie i jak najbardziej użyteczne, choć nieco sztywne. Plecionka wygląda ładnie, a pewne połączenia widoczne przez przezroczystą obudowę wtyków zdradzają profesjonalny, czysty montaż. Piny po stronie męskiej to nic nadzwyczajnego w sensie mechanicznym, działają jak każde inne, natomiast te w żeńskim wtyku trzymają piekielnie mocno, co jest celowe – lepszy styk to lepsza jakość połączenia. Louis zwrócił także moją uwagę na sprytnie umiejscowione oznaczenia żył gorących, są reprezentowane przez niewielkie czerwone elementy, dyskretnie umiejscowione tuż za przezroczystymi obudowami wtyków. Produkt jest dostępny w kilku wariantach wykończeniowych z obydwu stron i o maksymalnie 3,5-metrowej długości. Każde pół metra powyżej dwóch to około 360 PLN więcej na rachunku, a dwa i trzy kable z tego samego zamówienia podlegają rabatom w wysokości odpowiednio 5% i 10%.

Dźwięk

W celu przetestowania kabli C-MARC, posłużyłem się moimi standardowymi narzędziami. Asus UX305LA podawał pliki do LampizatOra Pacific (KR Audio T-100 DHTs + KR Audio 5U4G Ltd. Ed.), który pracował naprzemiennie z integrami Kinki Studio EX-M1 i Trilogy 925, a te z kolumnami Boenicke W8. System zasilania składał się z listwy sieciowej Gigawatt PF-2 i kabla LC-2 MK2, natomiast obydwa przewody Louisa zasilały mój przetwornik i aktualnie wykorzystywaną integrę. Dodatkowo wykorzystany został duet iFi audio iGalvanic3.0 plus micro iUSB3.0, a konkurentami C-MARC były równie długie sieciówki Audiomica Laboratory Ness Excellence z modyfikacjami Amber. Polskie kable są w mojej platformie ponad rok, dobrze je poznałem. Przed jakimikolwiek osądami produkty Louisa pracowały bez przerwy przez nieco ponad 12 dni, co dało ponad 300 godzin sumarycznie. Wszystkie kable miały sprawdzoną polaryzację, były też podłączane do tych samych produktów i tych samych gniazdek.
Opis C-MARC na stronie producenta daje kciuka w górę cichemu tłu dla muzyki, podwyższonej rozdzielczości, naturalnej barwie dźwięku, jego skupieniu, precyzji dynamice i transjentom, natomiast środkowy palec dostają ograniczona zwinność, zmęczenie dźwiękiem, silny charakter własny, opasłe obrazowanie, twardość, kruchość i sztuczność przekazu. Całość jest dodatkowo okraszona obietnicą odprężającej i naturalnej jazdy. Na samym początku wszystkie te środki opisowe uznałem za bezpieczną i mocno marketingową broń, jakich wiele. Choć po mniej więcej tygodniu użytkowania C-MARC, ta werbalna propaganda przeistoczyła się w jak najbardziej trafny opis produktu. Oczekiwania kontra rzeczywistość, ech.
Opis powyżej dodatkowo przyozdobię jednym ważnym słowem – potencjałem. LessLoss C-MARC nie wprowadził do mojego systemu zmian łagodnych lub subtelnych, ale zaskakująco dobrze słyszalne, a im więcej słuchałem litewskich węży na służbie i poza nią, tym bardziej oczywisty ten efekt się stawał. Moją platformę testową uznaję za całkiem dobrze obrazującą jakąkolwiek roszadę sprzętową i jako taka nigdy nie sprawiła mi kłopotu. Dotychczasowe przygody z kablami zasilającymi pokazały mi wiele razy, że – choć produkty te nie są zdolne do wywrócenia wynikowej do góry odwłokiem – to zmiany przezeń wprowadzone potrafią być znaczące. Ciągnąc temat, moje referencyjne sieciówki i LessLoss C-MARC uznaję za dobrze słyszalne przewody, choć drugi produkt pokazał różnice jeszcze wyższego rzędu, bardziej intensywnie, okazał się być świetnie zbalansowany i jednocześnie najlepszy z mi jak do tej pory poznanych.
Kable sieciowe Audiomica Laboratory Ness Excellence z modyfikacją Amber zostały zaprojektowane do pracy ze wzmacniaczami lampowymi oraz przetwornikami szerokopasmowymi obciążonymi linią transmisyjną. Stąd logiczne, że polskie węże pogrubiają dźwięk, a sam fakt dorzucenia przez nie dodatkowej porcji mięsa to robota jak najbardziej słuszna i zasadna, zwłaszcza z tytułu mariażu z kolumnami tego typu. To ma sens. Brawo dla Łukasza Miki za stworzenie serii zaspokajającej dokładnie te potrzeby, bo wymagana jest wiedza aby taki efekt osiągnąć celowo. Wiedział co robi. Natomiast już teraz nie odkryję Ameryki pisząc, że C-MARC za dźwięk zabiera się zupełnie inaczej.
W porównaniu do polskich kabli, te litewskie są mniej obfite na dole pasma, ale zwinniejsze. Ta jedna zmiana nie tylko pokazała mi dwa radykalnie inne sposoby prezentacji dźwięku, ale też okazała się na tyle znacząca, że produkt Louisa uznałem za pasujący do większej liczby sprzętowych kombinacji. Śmiałość i krągłość wprowadzane przez przewody Łukasza to są rzeczy zawsze wyczuwalne i zawsze biorę na nie poprawkę w swojej pracy, natomiast ich konkurent – C-MARC – dosadniej pokazuje czym konkretny piec czy przetwornik tak naprawdę są. Pisząc wprost, sieciówki z Kowna malowały obrazek bez upiększeń czy dodatków i z recenzenckiego punktu widzenia jest w tym niemała wartość.
Opis powyżej dosadnie i jasno daje do zrozumienia czym sieciówki C-MARC są, a przynajmniej taką mam nadzieję, ale tutaj śpieszę dodać, że ich charakter jest bardziej złożony, nie aż tak oczywisty. Po kilkudniowej zabawie uwzględniającej podmianę kabli i angaż całego dostępnego sprzętu, w pełni zgadzam się ze stwierdzeniem, że C-MARC rzeczywiście są bardzo ciche. Aby dostarczyć dźwięk tak odkrywczy, wolny od ziarna i jednocześnie gładki, po prostu nie ma inaczej. Litewski duet okazał się lepszy od polskich sieciówek nie tylko pod względem wyciągania detali, ale też długości wybrzmień, większej substancji na górze pasma i – kiedy było to potrzebne – podwyższonej delikatności tego podzakresu. Kable C-MARC udowodniły, że są jak najbardziej zdolne do grania organicznego, ale też ponadprzeciętnie zróżnicowanego.
Soprany z bezpośrednich i ostrych często przeistaczały się w bardziej subtelne i spokojniejsze z C-MARC w systemie, a działo się tak równie łatwo, co natychmiastowo. Ta konkretna i rzadko słyszana cecha, ale pokazana aż tak wyraźnie zrobiła na mnie duże wrażenie. Za grosz przesadnych iskier i jakichkolwiek metalicznych naleciałości, nic. Mało tego, ładna barwa rozciągała się w całym pasmie, nie tylko górne rejestry były dopieszczone. LessLoss C-MARC faktycznie zapewnił wyjątkowo odprężającą jazdę i nie był ani odrobinę nerwowy czy zbytnio napięty, ale najlepsze jest to, że nie rozwodnił przekazu. Z tytułu wrodzonego spokoju i dostojności, słabo nagrana muzyka brzmiała odrobinę łagodniej i nieco luźniej niż zwykle, ale też nie tak pociesznie i krągło jak to miało miejsce z polskimi sieciówkami. Z litewskimi kablami cały przesłuchany repertuar wpisywał się w odgórnie narzucone ramy. Nie przeistoczyły mojej listy odtwarzania w coś, czym nie była od samego początku, a jedynie zmniejszyły nieco wyrywność i ostrość nie popadając przy tym w ugrzeczniającą manierę.
C-MARC poprawiły dźwięk mojego systemu dyskretnie i bezpiecznie, bez upiększeń, nudy i nijakości. W przypadku tych kabli wyrazistość, transparentność i tzw. czarne tło muzyczne maszerowały sobie rąsia w rąsię z barwowym zróżnicowaniem i nasyceniem, a brak oznak przesadzenia w jedną czy drugą stronę pod tymi względami spowodował, że całościowy odbiór był prawdziwy, wierny, nieprzekombinowany. Tęższe, bardziej malownicze i bajkowe kable Audiomica Ness Excellence celowo zmieniały rzeczywistość, co wiele razy okazało się przydatne w przeszłości. Ale transparentny i zrównoważony potencjał Litwinów i wysokich lotów środki do osiągnięcia tego efektu uznaję za oznakę wyższej klasy jakościowej.
Różnice opisane powyżej rozciągnęły się także do obrazowania. Polski team malował obrazek z bardziej wysuniętym i bezpośrednim pierwszym rzędem, nieco go też zamykał pomiędzy kolumnami. LessLoss C-MARC poszerzyły i pogłębiły perspektywę, wstrzyknęły więcej powietrza i – po raz kolejny – zaprezentowały całość w sposób subtelniejszy; mniej dobitny i bardziej czuły. Choć największą z różnic były wokale. Polskie sieciówki nieco je powiększyły i rozwodniły, natomiast C-MARC pokazał precyzyjniejszy kontur wypełniony pigmentem z powiększonej palety barwowej, co dało całościowo wyraźniejszy i bardziej zrozumiały efekt. Perfekcyjnie naszkicowane, znakomicie wyizolowane i teksturowo bogate kształty zawieszone na wieloplanowej, organicznej, oddychającej, czarnej i ponad wszystko spójnej przestrzeni to jest to, co ja słyszałem z C-MARC i cholernie mi się to podobało.
Powyższy zestaw zalet zaserwowany w tym samym czasie, w sposób lekkostrawny i odprężający to jest – moim zdaniem – należyte oddanie idei tego, czym LessLoss C-MARC jest, choć trzeba też dopełnić ten opis ogólnym wyszukaniem i wzorowo zaaplikowanym balansem całości. Litwińska para pokazała się z neutralnej, precyzyjnej, spokojnej, gładkiej i wyjątkowo lekkostrawnej strony, w dodatku bez jakichkolwiek oznak przesady. Muzyka z tymi sieciówkami po prostu płynęła sobie przyjemnie, a zwrotka o sprzęcie i aktualnie odtwarzanym utworze była hojna, co w ostatecznym rozrachunku uznaję za scenariusz, w którym wilk jest najedzony, a owca cała. Pod względem synergii sprzętowej nikogo nie zaskoczę. Integra Kinki Studio EX-M1 polubiła się z polskimi kablami, które ten piec nieco dociążyły nie kradnąc dynamiki, choć wszystko inne nieco lepiej zrobił C-MARC. Natomiast Trilogy 925 i mój przetwornik jednogłośnie wolały litewskie towarzystwo.

Podsumowanie

Podobnie do w zasadzie każdej kablarskiej przygody, ta również zapowiadała się co najwyżej umiarkowanie interesująco, a szybko przeistoczyła się w nadspodziewanie ciekawą. Materiał powyżej jest też nieco przydługi i nie planowałem tego. Ale im dłużej dociekałem co takiego Louis Motek zrobił, tym wyraźniejszą informację dostawałem, że zarówno jego firma, jak i kabel C-MARC nie są zwyczajne.

Po moim pierwszym litewskim doświadczeniu jest dla mnie wyraźne, że LessLoss to operacja poważana w światku audio nie przez przypadek czy łut szczęścia. Wraz z załogą Louis dotarł na miejsce podążając własną drogą, znajdując sprytny i unikatowy sposób na przeskoczenie własnych osiągnięć i w efekcie produkcję bohaterów niniejszej publikacji. Pozornie nie robią wiele, pozwalają muzyce i sprzętowi mówić za siebie, stąd chwilę może zająć zadziałanie litewskiego panaceum zgodnie z zaleceniem obtrzaskanego w temacie lekarza. Ale gdy już transparentny, zbalansowany, wyszukany i wolny od niedojrzałości LessLoss C-MARC zacznie robić swoje, nie sposób szczędzić uznania.

Choć drogie mimo wszystko, to jednak LessLoss C-MARC uznaję za rozsądnie wycenione w klasyfikacji ogólnej. Nietrudno przecież o produkty o podobnym zastosowaniu, ale warte kilka razy więcej. Natomiast w przypadku litewskich sieciówek płacimy nie za konstrukcję OEM-ową z ładnymi naklejkami, ale za elegancko wykonane rozwiązanie własne od podstaw, wolne od czynników losowych i odgórnie skonstruowane do pracy w konkretny i dojrzały sposób, co słychać. Uniwersalny i całościowo znakomity LessLoss C-MARC to najlepszy kabel, jaki słyszałem u siebie, stąd nagroda poniżej. Chapeau bas dla Louisa i załogi, no i czekam na ciąg dalszy. Do następnego!

Platforma testowa:

  • Amplifiers: Trilogy 925, Kinki Audio EX-M1
  • Przetwornik: LampizatOr Pacific (KR Audio T-100 + KR Audio 5U4G Ltd. Ed.)
  • Kolumny: Boenicke Audio W8
  • Transport: Asus UX305LA
  • Kable głośnikowe: Forza AudioWorks Noir Concept, Audiomica Laboratory Celes Excellence, Luna Gris
  • Interkonekty: Forza AudioWorks Noir, Audiomica Laboratory Erys Excellence
  • Zasilanie: Gigawatt PF-2 + Gigawatt LC-2 MK2 + Forza AudioWorks Noir Concept/Audiomica Laboratory Ness Excellence
  • Stolik: Franc Audio Accesories Wood Block Rack
  • Muzyka: NativeDSD

Cena produktu w Polsce:

  • LessLoss C-MARC 2/2,5/3/3,5 metra: 4300 /4 700/5 100 PLN

 

Producent: LessLoss