Gradient to jedna z najbardziej oryginalnych manufaktur sprzętu audio, jaką znam. Po zapoznaniu się z kilkoma jej produktami jestem zdania, że ludzie za nie odpowiedzialni po prostu myślą inaczej. Chadzają dziewiczymi i z pewnością trudnymi ścieżkami, do celu i tak trafiają bezbłędnie, natomiast podłogówki Gradient Evidence MK IV MK IV to kolejny przykład na to, że tak właśnie jest. Smacznego.
Wstęp
Gradient to powstała w 1984 roku fińska manufaktura sprzętu audio, z siedzibą w mieście Porvoo. Jej założyciel – Jorma Salmi – w każdym ze swoich produktów dążył do tego samego. Czas przeszły jest tu zamierzony, ów konstruktor przeszedł na emeryturę jakiś czas temu, firmą zarządza jego syn – Atte. Choć nie zdziwiłbym się, gdyby ojciec synowi hobbystycznie doradzał. Jak do tej pory miałem do czynienia z czterema produktami autorstwa Jormy, z czego z trzema z nich było mi dane zapoznać się w komfortowych i kontrolowanych warunkach, tj. we własnym pomieszczeniu odsłuchowym. Te doświadczenia pozwalają mi napisać, że każdy jeden jest nietypowy, ale bezsprzecznie bardzo dobry.Jorma Salmi to fan otwartych odgród. Konstrukcje o takiej topologii faktycznie grają w dość oryginalny, bo ponadprzeciętnie bezpośredni sposób. Moim zdaniem oddają skalę w muzyce jak żadne inne i to właśnie z tego powodu nie brak entuzjastów, którzy tylko takimi produktami są zainteresowani. Co więcej, nie są szczególnie wybredne co do pomieszczenia odsłuchowego, zazwyczaj integrują się z nim bezproblemowo, co należy rozumieć przez brak problemów z dołem pasma, tj. typowych dla wentylowanych skrzynek. Rzecz w tym, że spośród kilku podłogówek opracowanych przez Jormę, jedynie dwie pracują bez obudowy i tylko po jednej z nich widać, że nie ma pudła rezonansowego, mowa o modelu Helsinki 1.5. Z kolei paczkom Gradient Revolution – dipolowi, któremu chyba najbliżej do typowej konstrukcji OB – wizualnie i tak daleko do nagiej dechy z kilkoma przetwornikami i obowiązkowym niskotonowcem o dużej średnicy. Ten elegancko przycięty graniastosłup mówi tyle o swoich bebechach co nic, są ukryte pod akustycznie obojętnym materiałem. Odgroda jakby chciała, a nie mogła? O co tu chodzi?Jest w tym logika, zapewniam. Produkty Gradienta są kompletnie pozbawione krzykliwości i jest to działanie zamierzone. Zostały zaprojektowane tak, aby wizualnie nie zwracały na siebie uwagi i były możliwie tak niezależne od pomieszczenia odsłuchowego, jak tylko się da. Pierwszą kwestię adresuje wzornictwo, a drugą – inżynieria. Revolution tu pasuje jak ulał, natomiast paczki Gradienta mają dobrze grać, wiadoma sprawa ale też być praktyczne. To właśnie do tego sprowadza się kilka dekad badań przeprowadzonych przez Jormę Salmiego. Po zerknięciu na aktualne portfolio założonej przez niego firmy to wszystko, o czym tu piszę nabiera sensu. Tak naprawdę Helsinki 1.5 to jedyny dający po oczach dziwoląg, a przynajmniej tak o tym modelu pomyśli większość osób. Ale stoi za nim tęga inżynieria, uwzględniająca kardioidalną propagację fal chociażby, to jeden kilku mianowników wspólnych z bohaterem niniejszej publikacji. W pozostałej części fińskiego portfolio dalej jest iście po skandynawsku, tj. wizualnie znacznie skromniej i prościej, ale od technicznej strony równie inteligentnie. Nasuwa się zatem pytanie, które miejsce w hierarchii Gradienta piastuje model Evidence MK IV. Zerknijcie tylko na zdjęcia. Prawda, że ten minimalizm jest intrygujący?
Budowa
Gradient Evidence MK IV to trójdrożne, pasywne kolumny podłogowe, jakich teoretycznie wiele. Ale nie są typowe, mają sporo do zaoferowania w kontekście autorskich rozwiązań technicznych, no i wyglądają jak żadne inne. Każdy z tych wąskich słupów mierzy (wys. x szer. x gł.) 100 × 21 x 30 cm, natomiast masa to 26 kilogramów. Te kolumny są nadspodziewanie ciężkie i – choć to mocno subiektywne odczucie – czuć ich cenę. Evidence MK IV zostały zaprojektowane z myślą o roli służebnej, tj. one są dla odbiorcy, a nie odwrotnie. Ich zadaniem jest dostosowanie się do zastanych warunków zamiast wymuszania podporządkowania się za pomocą roszad z meblami czy odległością od ścian. Ten produkt zupełnie nie przykuwa uwagi, ale dzięki wysokiej, smukłej i optycznie zwinnej bryle jednocześnie wygląda majestatycznie. Takich paczek praktycznie nie ma. Niejedna niezaznajomiona z audio osoba z pewnością wyszłaby z założenia, że Evidence MK IV to przykład wzornictwa na tyle nowoczesnego, że jeszcze na etapie deski kreślarskiej powstał nie dalej jak rok, może dwa lata wstecz. W końcu urządzenia o tak skromnej i ludzkiej prezencji zgarniają prestiżowe nagrody na największych wystawach elektroniki konsumenckiej na świecie. To nawet całkiem zabawne, bo Evidence MK IV jest w nieprzerwanej produkcji… od ponad dwóch dekad. Mało tego, choć do testu trafiła czwarta iteracja tych paczek, na przestrzeni lat doczekały się kilku zmian, to i tak każda wersja zawsze wyglądała praktycznie tak samo.W produktach Gradienta jest raz po raz wykorzystywany ten sam układ koncentryczny firmy SEAS, ten sam, przy którego procesie deweloperskim Jorma brał udział. Choć konstrukcja wygląda jak jeden głośnik, tak naprawdę są dwa; średnio-nisko-tonowiec o średnicy 176 milimetrów i plecionkowej membranie wykonanej z włókna szklanego, a wewnątrz niego 25-milimetrowy gwizdek z kopułką aluminiową. Są niezależne, każdy ma swój własny układ magnetyczny. Zalet konstrukcji tego typu jest kilka. Wspólne centrum akustyczne przekłada się na punktowe źródło dźwięku, a zatem charakterystyki kierunkowe podobne na wszystkich płaszczyznach. Ciągnąc dalej ten temat, poszerzony i elastyczny sweet spot oraz podwyższona precyzja to kolejne plusy. Wadą jest oddziaływanie większego magnesu na mniejszy, ale to żadna nowość, audio to sztuka kompromisów. Nie bez znaczenia pozostaje także fakt, że – wyjąwszy paczki japońskich marek ENCORE i Harmonix – żółte koncentryki SEASa są stosowane wyłącznie w produktach Gradienta od ponad dwóch dziesięcioleci, zatem jeżeli ktokolwiek wie jak je należycie aplikować i minimalizować ich wady, to właśnie panowie Salmi.Za dół pasma odpowiada niskotonowy głośnik z najprawdopodobniej aluminiową membraną o średnicy 220 milimetrów i dużym skoku. Jest tam też korektor fazy z prawdziwego zdarzenia. Co ciekawe, ten przetwornik jest osadzony na wysokości aż 65 centymetrów i na boku. Jedna kolumna z zestawu jest zatem lustrzanym odbiciem drugiej, podobnie, jak ma to miejsce m. in. w przypadku produktów firm Audio Physic czy Boenicke Audio. Taki stan rzeczy powoduje, że można paczki ustawić dwojako; ich basowe głośniki mogą pompować powietrze do wewnątrz i na zewnątrz, co przekłada się nie tylko na ilość, ale także ogólną charakterystykę basu. Na samym początku myślałem, że Evidence MK IV to konstrukcja zamknięta. Choć szukałem, po tunelu bas-refleksu nie było śladu. Ani podstawa nie miała wylotu, ani którakolwiek ze ścian. W końcu doszedłem co i jak, dostrojona do 27 Hz wentylacja jest sprytnie wkomponowana we wnękę z przyłączami głośnikowymi, ale nad nimi, tj. od góry, stąd pozostaje kompletnie niewidoczna. Sprytne to, nie ma co.Skoro o przyłączach mowa, to podwójne firmowe terminale, osadzone we wgłębieniu tuż nad podstawą paczek. Są solidne i nie sprawiają żadnych trudności. Zamontowano je w jednej linii, co dodatkowo ułatwia bi-amping/bi-wiring, ale jest jeden problem – w ich wnęce jest za mało miejsca na kable. Owszem, można użyć każdego typu konfekcji, ale sztywne przewody przy bananach moich referencyjnych węży to nic fajnego, trzeba je zgiąć bardziej niż jest to wskazane, tego jestem pewny, stąd najbardziej bezproblemowe i najszybsze w montażu są widełki, z nimi opisana dolegliwość nie istnieje. W pobliżu gniazd zamontowano zworki, za pomocą których użytkownik ma możliwość dostosowania basu do własnych potrzeb. Różnica pomiędzy ustawieniem horyzontalnym i wertykalnym to trzy decybele i to się słyszy. Opcją trzecią jest kompletne pozbycie się zworek, co skutkuje podbiciem o tę samą wartość także tonów wysokich, co przydaje brzmieniu pazura i sprawia, że przy niskim poziomie głośności jest nieco wyraźniejsze.Spód i góra Gradientów Evidence MK IV to sklejka dostępna w dwóch wersjach; naturalnej i czarnej. Górny element jest przyozdobiony połyskliwym, ale dyskretnym logo producenta, natomiast tabliczka z jego nazwą widoczna jest na froncie podstawy. Wszystkie cztery ściany są lekko zaokrąglone i potraktowane czarnym materiałem bez jakichkolwiek przerw (dopiero z tyłu odrobinę je widać), co przydaje całej konstrukcji monumentalnego pierwiastka, przynajmniej moim zdaniem. Można trochę powybrzydzać pod względem kolorystyki tkaniny. Nie udało mi się jej zdemontować i w efekcie dobrać to szkieletu Evidence MK IV. Pewnie jest na to jakiś sprytny sposób, ale szkoda mi było maltretować te naprawdę urodziwe fińskie paczki. W każdym razie jakość ich wykonania jest pierwszorzędna, naprawdę nie mam się do czego przyczepić. Spasowanie poszczególnych elementów jest przednie, nawet okleina na sklejce – choć wygląda z daleka zwyczajnie – przy bliższym kontakcie prezentuje się bardzo dobrze. Widać wyraźnie, że Gradient kolumnami zajmuje się od wielu, wielu lat i ma wszystkie procesy dopracowane. Spód każdej skrzynki ma cztery otwory, w które można wkręcić albo dołączone do zestawu nóżki z plastikowymi podkładkami, albo dokupić kolce.Podział pasma w Gradient Evidence MK IV jest ustanowiony na poziomie 200 i 2 800 Hz, nominalna impedancja znamionowa to cztery omy, a skuteczność wynosi 86 dB (2,83 V/ 1 m). To produkt świetnie wykonany i wizualnie prosty, to już wiemy. Nie zwracając na siebie uwagi krzykliwością, spełnia pierwotne założenia jego twórców, przynajmniej według mnie. Ale to wszystko to tylko drapanie powierzchni, bo rzeczone skrzynki są ponad wszystko inteligentnie zaprojektowane i nie mam tu na myśli wrzucania ich do tego samego wora co zegarki czy telefony z przedrostkiem smart. W żadnym wypadku. Sprytnie ukryta wentylacja, przemyślany model plastyczny i chociażby zasłaniane przez materiał pionowe nacięcia przy układzie koncentrycznym, mające na celu ściśle kontrolowaną propagację średniego podzakresu (tj. redukcję o 20dB promieniowania do tyłu) i w określony sposób, tj. kardioidalnie, to konkretne przykłady. Dorzućmy do tego wszystkiego też bas montowany na boku. W porządku, dzisiaj to wszystko nie szokuje, ale Evidence MK IV jest na rynku od ponad dwudziestu lat. Kierowany własnymi badaniami i w pełni świadomie, Jorma Salmi robił już wtedy takie rzeczy, o których nawet dzisiaj większość producentów nie myśli. Wszystkie produkty Gradienta są uczciwie wycenione i danie główne dzisiejszej publikacji nie stanowi wyjątku, kosztuje 13 900 zł za parę.
Dźwięk
W celu należytego przetestowania kolumn Gradient Evidence MK IV, wykorzystane zostały szwajcarskie podłogówki Boenicke W8, integra Trilogy 925 oraz sterowany bezpośrednio w przetwornika wzmacniacz NuForce STA 200. Jak zawsze, LampizatOr Golden Gate (Psvane WE-101D + KR Audio 5U4G Ltd. Ed.) robił za źródło, natomiast Asus UX305LA pełnił funkcję transportu cyfrowego. Od pewnego momentu zagrał też Lumin M1. Wszystkie wymienione sprzęty pozwoliły mi poznać fińskie paczki w różnych sytuacjach. Oto co zaszło.Czteroomowa impedancja znamionowa i skuteczność sporo poniżej szerokopasmowej stratosfery jasno sugerują, że Evidence MK IV to nie jest łatwe obciążenie dla wzmacniacza. Teoria swoje, a praktyka swoje. Wszystkie wykorzystane w teście piece dały sobie radę z fińskim produktem bez większego zająknięcia, tj. pokazały zarówno swoje cechy, jak i te słyszalne w dźwięku Evidence MK IV. Trochę ich jest, bo to nie są typowo grające paczki. W każdym razie zacząłem od kilku prób ustawienia ich w moim pomieszczeniu odsłuchowym. Co prawda nie posunąłem się aż tak daleko, aby produkt dosunąć do samej ściany. Ale po kombinacjach z minimum zalecanym przez producenta. tj. odległością 30-centymetrową pomiędzy kolumnami, a powierzchnią pionową, mogę jedynie napisać, że nie są to deklaracje wyssane z palca. Evidence MK IV sprawdzi się w takich warunkach i efekt będzie jak najbardziej do zaakceptowania. Powodem jest wspomniana wcześniej inżynieria, Gradient zna się na basie jak mało która firma, ale o tym za chwilę. Finalnie paczki wylądowały oddalone o około 80 centymetrów od ścian bocznych i tylnej, choć podkreślam, że drastycznych zmian w porównaniu do niezbędnego minimum odległości nie stwierdzono.Gradient Evidence MK IV już od samego początku pokazały, że grają w sposób bardzo spójny, ich poszczególne podzakresy tak ze sobą połączono, że nie słychać miejsc ‘zszycia’, ale nie tylko. Styl podania całego pasma jest świetny, od samego dołu aż po górę. Nie ma w tym dźwięku przekombinowania, a elegancko wykonany i naprawdę dobrze przemyślany profil brzmieniowy, już tłumaczę. Przekaz tych skrzyń jest naprawdę gładki niezależnie od podłączonego pieca, ale też wyjątkowo otwarty i lekkostrawny. Należy to rozumieć właśnie przez szykownie zaserwowaną całość, a nie wyrwane z kontekstu kawałki. Poszczególne fragmenty słyszalnego pasma pracują nie każdy z osobna, ale wspólnie, dla dobra ogółu, tj. logicznie i całościowo świetnie się uzupełniają, bez wychodzenia przed szereg i jako entuzjasta naprawdę szczerze doceniam granie z taką klasą.Bas to zawsze mocna strona w przypadku produktów Gradienta. Model Revolution świetnie sobie nim poradził, ale w kontekście topologii OB to było do przewidzenia. Natomiast sporym zaskoczeniem okazały się niepozorne paczki 6.0 tego samego producenta. Jeżeli tylko zapewniło się ich membranom biernym wymaganych 20 centymetrów miejsca, schodziły do samych piekieł, łupały wręcz tektonicznym basem; równie mocnym, zwartym i szybkim co zaskakującym, ale też oszczędnym powyżej poziomu piwnicy. Bogaty w te doświadczenia, po Evidence MK IV spodziewałem się dosłownie wszystkiego, natomiast obstawiałem, że interakcja z moim niespecjalnie przyjaznym pomieszczeniem odsłuchowym będzie znikoma i tu się nie pomyliłem. Fińskie słupy zagrały kompletnie bez dudnienia, co z miejsca przełożyło się na czystość nie tylko basu, ale też wszystkiego powyżej. Natomiast sam dół pasma został bardzo dobrze ‘zrobiony’. W przypadku tego kawałka pasma, nacisk jest położony na jego niższe części, natomiast wyższe składowe nie są ani odrobinę doładowane. To sprawia, że całościowo odbiera się go jako zwinny, szybki i świetnie kontrolowany, ale nie jest wychudzony, bo mięso nad najniższymi oktawami jest jak najbardziej obecne, choć dozowane z umiarem. Da się odczuć, że piwnica jest trzymana w garści, ale też podana w cywilizowany sposób, bo bogactwo barwowe, różnorodność i – z tytułu nieobecnego dudnienia – swoboda robią swoje. Nie tylko nie mam się do czego przyczepić, ale jestem pod wrażeniem.Nie mam też nic złego do napisania o paśmie powyżej basu i aż do samej góry. Zamiast analitycznego rozkładu mogę jedynie napomknąć, że pod względem ilościowym wszystko jest w jak najlepszym porządku, ilościowo też. Tak naprawdę to jedna z najważniejszych informacji. Evidence MK IV grają tak, że się siada i ich słucha, a ta krytyczna i analityczna część mózgu i tak dość szybko się wyłączy. Powód jest prosty: ani niczego w tym dźwięku nie brakuje, ani nie ma za dużo. Jest podany w sposób kompletnie pozbawiony ostrości i nieprzekombinowany, a im dłużej piszę o sprzęcie audio, tym bardziej właśnie tak grające produkty doceniam. Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że już to przerabiałem, że takie były moje wrażenia po bliższym kontakcie zarówno z Gradientami 6.0, teraz znanymi po prostu jako szóstki, jak i z modelem Revolution.Choć każda z paczek wymienionych powyżej gra inaczej, to jednak mają one kilka cech wspólnych. Wszystkie służą muzyce, a nie dźwiękom, choć Evidence MK IV chyba najbardziej. Gdybym miał obstawiać na podstawie doświadczeń z przeszłości, ten model jest chyba najbardziej ugrzeczniony z całej trójki. Można teraz odnieść mylne wrażenie, że skoro przekaz jest ponadprzeciętnie gładki i równy, to też bez pazura, ale tak nie jest. Tutaj dochodzimy do jednego z najważniejszych aspektów tych kolumn. One są trochę jak kameleon, tj. zazwyczaj grają na tyle wyraźnie i dostojnie, że podczas spokojniejszych nagrań pokazują się z bardzo subtelnej, wręcz delikatnej i lekkiej strony, a chociażby spokojna, wręcz eteryczna Julee Cruise taki stan rzeczy potwierdza bez problemu. Tutaj trzeba dodać, że nie jest to też granie wypolerowane na wysoki połysk, bo żywa tkanka muzyczna jest obecna cały czas i ilościowo zadowalająca. Jak pisałem, analiza nawet na moment nie wchodzi na piedestał. Ale gdy tylko przestawi się zworkę przy terminalach, odkręci gałkę nieco bardziej i zapoda coś żywszego, z miejsca pojawia się ten normalnie nieobecny pazur. On tam jest, ale – podobnie jak analiza – także nie dominuje nad resztą sam z siebie. Góra w Evidence MK IV jest delikatnie przykręcona, co też może potęgować efekt ospałości. Ale w warunkach przed chwilą opisanych muzyka staje się żywa i rozedrgana, choć nigdy nie będzie tylko iskrząca i ognista, fińskie paczki mają w sobie za duże pokłady gładkości aby pokazać ją tylko od takiej strony. Nawet mocno ‘zapiaszczone’ i metaliczne nagrania podają w sposób nieco bardziej cywilizowany niż zazwyczaj.Kolejną mocną stroną Gradientów Evidence MK IV jest ekspansywność dźwięku. W sensie wysokości i szerokości obrazka przed słuchaczem, te kolumny nie grają aż tak dużym wolumenem co moje referencyjne W8-ki. Wydarzenia nie są zamknięte pomiędzy obydwoma słupami, a rozłożone równomiernie i podane tak, jak dyktuje to nagranie. Gdy dodamy do tego dobrze zbierający się bas, efektem jest właśnie skala, ten przyjemny i nieskrępowany podmuch, bez którego nie sposób jest poczuć co potrzeba. Evidence MK IV nie są nieśmiałe, to tylko pozory. Natomiast z produktami Gradienta często jest tak, że – przynajmniej w porównaniu do Boenicke W8 – nieco spłycają wydarzenia na wprost. Owszem, da się wyizolować konkretne warstwy, ale są ze sobą mocniej posklejane w porównaniu do droższej konkurencji. Natomiast nie uznaję tego za wpadkę, a cechę, z którą albo jest komuś po drodze albo nie. Choć nawet pomimo tego, Evidence MK IV mają jeden ukryty talent, tj. znakomicie pokazują akustykę pomieszczenia, w którym dokonano nagrania. Efekt kościoła, dobrze wytłumionego studia czy otwartej przestrzeni jest jakimś sposobem dodatkowo dopalany i nie wiem jak to się dzieje, może właśnie przez czystość, kulturę i ogólny porządek w serwowanej muzyce. Z tytułu ograniczeń głębi nie powinno tak być. A jednak.Na koniec pozostaje wspomnieć o towarzystwie. Fiński produkt bez problemu pokazuje charakter konkretnego pieca czy integry, choć zawsze dorzuca gładkość i ludzki pierwiastek. Bez problemu dało się usłyszeć, że Trilogy 925 to dźwięk najbardziej muskularny i obecny, a przy tym spokojny, NuForce STA 200 to granie szczuplejsze, ale też organiczne i przyjemne, a delikatne ciepło to Lumin M1. Ten pierwszy piec jak najbardziej pasuje do Evidence MK IV od strony dźwiękowej, ale w kontekście ceny to także trochę przerost formy nad treścią. Produkt należącego do Optomy NuForce’a ma więcej sensu, wystarczy dorzucić przetwornik o podobnej wartości i temat zamknięty. Niemniej, najbardziej mi się spodobało połączenie z cyfrową integrą Lumina. Nie dlatego, że gra najlepiej, to nie tak. To srebrne pudełko jest dla fińskich kolumn stosownym kompanem, ponieważ sobie z nimi świetnie radzi i nie kosztuje majątku, a w kontekście wszystkich jego funkcjonalności załatwia wszystkie bolączki za jednym zamachem. Z takiego dwuczęściowego i minimalistycznego zestawu, w dodatku bajecznie łatwego w obsłudze i bezproblemowego, można bez przeszkód być zadowolonym przez lata i jestem tu śmiertelnie poważny.
Podsumowanie
Gradient to firma tożsama z kolumnami nie tylko nietypowymi, ale całościowo udanymi. Te mi znane grają bardzo dobrze, są solidnie wykonane, no i w kontekście tego wszystkiego także uczciwie wycenione. Model Evidence MK IV tej tradycji nie przerywa, ciężko będzie się z nim rozstać. Wiem to już teraz, póki jeszcze jest gościem w mojej jaskini.
Jeżeli coś dzisiaj jest tzw. smart, to często wynikają z tego różne problemy, najczęściej natury użytkowej. W świecie pasywnych paczek Gradient Evidence MK IV jest tego typu produktem, choć ta etykieta nie do końca pasuje. To kolumny inteligentne, a nie smart. Widać po prostu, że zostały stworzony przez kogoś, kto nie szukał i nie błądził, a postawił sobie konkretne cele, przez lata kombinował jak ich dopiąć, aż w końcu się udało. Efekt jest taki, że rzeczone paczki są w stanie zagrać z miejsc, z których inne po prostu nie mają najmniejszych szans na rozwinięcie skrzydeł, chociażby mój szwajcarskie referent. Fińskie skrzynki wyglądają też do bólu prosto, ale – moim zdaniem – bardzo dobrze, nie narzucają się i z pewnością spodobają się niejednej pani domu.
Aspekty opisane powyżej są ważne, choć w przypadku Gradient Evidence MK IV na pierwszym miejscu jest świetny dźwięk. Te kolumny grają w sposób ponadprzeciętnie gładki i szykowny, ale też otwarty, zwarty i obecny. One pozwalają cieszyć się muzyką, to ona gra pierwsze skrzypca, ale nie za pomocą podkręcania temperatury i wypychania średniego podzakresu, a balansu i koherencji tego, co przed słuchaczem, natomiast resztę załatwia bas. Paczki grające w tak osobliwy, wyszukany i całościowo świetny sposób to rzadkość, Gradient Evidence MK IV to produkt kompletny. Jeżeli tylko wpisuje się w Twoje oczekiwania co do wyglądu, ceny, profilu brzmieniowego i interakcji z pomieszczeniem odsłuchowym, przejść obok niego obojętnie to spory błąd. Do następnego!
Platforma testowa:
- Wzmacniacz: Trilogy 925, NuForce STA 200, Lumin M1
- Źródło: Lampizator Golden Gate (Psvane WE101D-L + KR Audio 5U4G Ltd. Ed.)
- Kolumny: Boenicke Audio W8
- Transport: Asus UX305LA
- Kable głośnikowe: Forza AudioWorks Noir Concept, Audiomica Laboratory Celes Excellence
- Interkonekty: Forza AudioWorks Noir, Audiomica Laboratory Erys Excellence
- Zasilanie: Gigawatt PF-2 + Gigawatt LC-2 MK2 + Forza AudioWorks Noir Concept/Audiomica Laboratory Ness Excellence
- Stolik: Franc Audio Accesories Wood Block Rack
- Muzyka: NativeDSD
Ceny produktów w Polsce:
- Gradient Evidence MK IV: 13 900 zł
Dostawca: Moje Audio