Nazwa Soundastic może Państwu (jeszcze) nic nie mówić, ale to nic innego, jak przemianowana doskonale znana firma Struss Audio. Kontynuując tradycje poprzednika nowy/stary polski producent proponuje integrę, której nazwa sugeruje najwyższy poziom brzmienia. Zapraszam na recenzję wzmacniacza Soundastic Reference.
Wstęp
Gdy jakiś czas temu pojawiła się wiadomość o śmierci pana Strussa, jednego z najbardziej znanych, posiadających ogromną wiedzę i doświadczenie, polskich konstruktorów wzmacniaczy mogło się wydawać, iż dni marki nazwanej jego nazwiskiem są policzone. Jak się okazało były, acz jedynie dlatego, że, zgodnie z opublikowaną informacją, udziałowcy firmy zdecydowali o zmianie jej nazwy na Soundastic. W aktualnej ofercie nowego/starego producenta znajdujemy obecnie trzy wzmacniacze zintegrowane – otwierający ofertę, znany już naszym Czytelnikom DM-250, najmocniejszy Ultimate i topowy Reference.
To właśnie wzmacniacz zintegrowany o znaczącej nazwie Reference jest pierwszym produktem oferowanym pod nową marką. Co ciekawe, z zewnątrz jest on po pierwsze ciągle mocno zbliżony do testowanego przeze mnie jakiś czas temu DM250 (zobacz TU), choć porzucono ciekawy, przynajmniej z mojego punktu widzenia, motyw czerwonej fali na froncie. Nowy Reference jest niemal identyczny z modelem Ultimate, który wszedł na rynek po DM250 jeszcze pod marką Struss Audio. Patrząc na fronty obu urządzeń (tzn. w przypadku Ultimate mogłem to zrobić jedynie na zdjęciu) trudno dostrzec jakąkolwiek różnicę między nimi poza nazwą modelu i logiem poprzedniej marki. Co ciekawe, produkt Soundastic został całkowicie pozbawiony loga, a na froncie znajduje się jedynie nazwa. Różnice między nowym modelem a poprzednimi wyraźniej widać na tylnej ściance – Reference nie oferuje bowiem wyjścia Pre-out i wejścia Power-in, zyskał natomiast opcję współpracy z wkładkami gramofonowymi typu MC (wcześniej wyłącznie MM) oraz dodatkowe wejścia liniowe.
Urządzenie to nadal niezbyt duże i zgrabne, mierzy bowiem 430 x 95 x 358 mm ważąc przy tym 16kg, co jak na sporą moc, którą jest w stanie oddać (2×140 W dla 8Ω i 2 x 260W dla 4Ω, czyli wartości niemal takie same, jak w przypadku DM250) jest niezłym osiągnięciem. Reference robi przy tym wrażenie solidnie zbudowanego i, choć uroda to rzecz względna, jak sądzę przynajmniej zwolennicy elegancji osiąganej skromnymi środkami zgodzą się pewnie ze mną, że autorom obudowy tego wzmacniacza udało się tę właśnie ideę zrealizować. Za całą ozdobę (umownie, jak to zwykle bywa w przypadku produktów audio) czarnego frontu służą dwa pionowe paski i pokrętła, wszystkie w kolorze srebrnym z powierzchnią wykończoną na wysoki połysk. Dodajmy do tego może ciut za jasne (na mój gust oczywiście) niebieskie diody wskazujące wybrane wejście oraz czerwoną umieszczoną na pokrętle regulacji głośności, by wskazywać jego położenie, i dostajemy kompletny obraz urządzenia skromnego, ale mającego w sobie coś, dyskretnego, ale przyjemnego dla oka.
Budowa i cechy
Soundastic Reference to tranzystorowy wzmacniacz zintegrowany pracujący w klasie AB. Tym razem, w przeciwieństwie do DM250, nie znalazłem potwierdzenia, czy pierwsze kilka/naście watów oddawane jest w czystej klasie A. O solidności i wyglądzie obudowy testowanego wzmacniacza pisałem już wcześniej. Dodam więc, że manipulatory na froncie ograniczają się do średniej wielkości pokrętła regulacji głośności i dwóch przełączników, z których jeden włącza /wyłącza urządzenie, drugi służy do wyboru aktywnego wejścia. Za tym pierwszym, największym, kryje się znany, sterowany silniczkiem (który umożliwia zdalne sterowanie) potencjometr Alpsa, Blue Velvet. Pełni on w modelu Reference rolę pasywnego przedwzmacniacza.
Użytkownik testowanego modelu ma możliwość podłączenia do niego sporej ilości źródeł, jako że „ubytek” w postaci braku wejścia power-in i wyjścia pre-out „nadrobiono” dodatkowymi wejściami liniowymi – ilość par gniazd jest więc taka sama. Wejść mamy zatem do dyspozycji sześć, z czego cztery standardowe (pozłacane gniazda japońskiej marki Jalco), oraz dwa specjalne oznaczone jako DAC/CD, z których jedno wyposażono w gniazda RCA, a drugie XLR (Amphenol). Jak podaje Producent, wejście to ma mniejszą pojemność od pozostałych, przez co ma gwarantować lepszą jakość reprodukowanego dźwięku. Może się ono okazać się przydatne również ze względu na większe odstępy między złączami, co ułatwi wpinanie większych wtyków interkonektów używanych w wielu wysokiej klasy systemach.
Na tym wyposażenie polskiej integry się nie kończy. Już poprzednicy Reference’a posiadali wbudowany przedwzmacniacz dla wkładek z ruchomym magnesem (MM), ale nowy model idzie o krok dalej, oferując dwa wejścia phono, w tym jedno dla wkładek z ruchomą cewką (MC). Układ modułu przedwzmacniacza gramofonowego oparto na elementach dyskretnych. Według specyfikacji impedancja wejścia MM to standardowe 47 kΩ, a wejścia MC to 100Ω. Dla żadnego z wejść phono nie mamy możliwości zmiany impedancji ani gainu (wzmocnienia). W specyfikacji testowanej integry można znaleźć informację, iż czułość wejścia MC wynosi 0,2 mV, a MM 3 mV. Można więc przyjąć, iż będą one współpracowały z szeroką gamą wkładek. Zestaw gniazd na tylnej ściance uzupełnia gniazdo zasilające IEC oraz solidne zaciski głośnikowe. Producent podaje w instrukcji, iż Reference powinien współpracować z kolumnami o impedancji od 4Ω wzwyż.
Konstrukcyjnie Soundastic Reference to urządzenie w układzie dual mono. Jego obudowę wykonano z niemagnetycznego stopu, co ma gwarantować skuteczną izolację od zewnętrznych zakłóceń, front natomiast ze stopu aluminium stosowanego w przemyśle lotniczym. W zasilaczu wzmacniacza zastosowano dwa transformatory toroidalne o mocy 500 VA każdy. Jak podaje Producent, transformatory te charakteryzują się małą stratnością przy dużych indukcyjnościach, a przy tym mniejszymi gabarytami. Zamocowano je dodatkowo na antywibracyjnych podstawkach oraz zabezpieczone specjalną plastyczną mieszanką epoksydową. Mocowanie do płyty nośnej wzmacniacza zrealizowano poprzez użycie blachy miedzianej o grubości 3mm. Zastosowane rozwiązania mają wyeliminować szkodliwy wpływ obecności transformatorów na tranzystory wyjściowe MOSFET.
Te ostatnie zamontowano na aluminiowej płycie o grubości 15 mm, by wyeliminować ewentualne pozostałości wibracji wywołanych poprzez transformatory. By możliwe było wykorzystanie stosunkowo niewielkiej obudowy, konstruktorzy opracowali odpowiednio skuteczny układ chłodzenia konwekcyjnego gwarantujący optymalne warunki pracy dla układów elektronicznych wzmacniacza. Na potrzeby Reference’a zaprojektowano także nowy układ opóźnionego włączania transformatorów (soft start) włącznie z filtrem przeciwzakłóceniowym. Rozwiązanie to eliminuje przepięcia podczas włączania wzmacniacza oraz ich szkodliwy wpływ na żywotność kondensatorów elektrolitycznych.
Stopień wyjściowy Reference’a to dwa wzmacniacze mocy w układzie zbalansowanym zasilane kondensatorami elektrolitycznymi firmy Nippon ChemiCon o łącznej pojemności 48 000 μF. Konstrukcja wzmacniaczy mocy bazuje na własnym patencie firmy Soundastic (RP nr 176514). W torze sygnału wzmacniaczy nie zastosowano żadnych elementów pojemnościowych (kondensatorów), wykorzystując tylko i wyłącznie tranzystory JFET w układzie symetrycznym. Końcowe tranzystory to po dwie pary na kanał (łącznie 8 szt.) amerykańskich MOSFETów firmy International Rectifier. Wzmacniacz wyposażono również w układ zabezpieczający przed jego uszkodzeniem, np. w przypadku chwilowego zwarcia wyjść/przewodów głośnikowych oraz ochronę głośników w przypadku
pojawienia się napięcia stałego na jego wyjściu. Urządzenie dostarczane jest z oryginalnym, okrągłym, aluminiowym pilotem, znanym choćby z DM250, obsługującym regulację głośności i ważącym robiące wrażenie 0,37 kg. Dodam jeszcze iż, co nie jest wcale takie częste, urządzenie dostarczane jest z czytelną i szczegółową instrukcją obsługi w języku polskim, ale i angielskim, niemieckim oraz francuskim.
Brzmienie
Pierwsze odsłuchy Reference’a odbywały się u mnie na zupełnym luzie – wzmacniacz połączyłem z Ubiqami Model One Duelund Edition, a sygnał trafiał do niego z referencyjnego LampizatOra Pacific. Polska integra dostała czas, na akomodację w systemie, a ja miałem zajmować się pisaniem, tłumaczeniem, itp. Tyle że Soundastic wcale nie zamierzał jedynie poprzestać na przygrywaniu mi w tle, choć poziom głośności był ustawiony dość nisko. Na playliście w Roonie znalazło się wiele różnorodnych albumów, które system odtwarzał jeden po drugim. Ot choćby krążek fantastycznego puzonisty z Nowego Orleanu, Trombone Shorty (a właściwie Troya Michaela Andrewsa). Jego żywiołowy, niesamowicie energetyczny styl grania jest łatwy do rozpoznania i nie inaczej było tym razem.
Reference (raz jeszcze podkreślę, że wszystko rozgrywało się na stosunkowo niskim poziomie głośności, ustawionym pod „muzykę w tle”, a nie do słuchania) znakomicie te właśnie zalety wydobył sprawiając, że, także jako fan nowoorleańskiego grania, nie mogłem się skupić na pracy. Kończyny samowolnie wystukiwały żywe rytmy, głowa kiwała się na boki, a uszy zaczęły strzyc wsłuchując się w naturalnie, prawdziwie pokazaną barwę i fakturę instrumentu mistrza, jak i pozostałych towarzyszących mu instrumentów, z dęciakami na czele. Dźwięk był czysty, klarowny, ale nie rozjaśniony – właśnie na dęciakach jakiekolwiek rozjaśnienie natychmiast wychodzi, bo dźwięk z naturalnie ostrego robi się nieprzyjemny. Tymczasem tu było soczyście, mocno, z oddechem, z świetnie prowadzonym tempem i rytmem – słowem jedna wielka nowoorleańska zabawa, także po tym, gdy zrezygnowałem z pracy i ustawiłem zdecydowanie wyższy poziom głośności. Nie zrobiło to na testowanej integrze żadnego wrażenia – dźwięk nadal był wyjątkowo czysty, a przy tym dość gęsty (choć nie tak, jak z moją, dwukrotnie droższą włoską integrą w klasie A, Shinai), poukładany, klarowny, a każdy z elementów był na swoim, przypisanym mu miejscu potwierdzając świetną kontrolę Reference’a nad napędzanymi głośnikami. Całość wypadała nad wyraz swobodnie. Był rozmach, potęga brzmienia dość blisko nagranych dęciaków i owa wyjątkowa radość grania charakterystyczna dla Trombone Shorty.
Kolejny album na liście także nie dał mi wrócić do pracy. Był to bowiem, nawet nie sam słynny soundtrack z pierwszego Blade Runnera, ale dodatkowa płyta ze specjalnej wersji tegoż, z wcześniej nie wydanymi i bonusowymi nagraniami. Ot taki w zamierzeniu „sprytny” zabieg z mojej strony, którego celem było uniknięcie zaangażowania i powrót do wykonywanych zajęć (film i ścieżkę dźwiękową uwielbiam). Moje zabiegi nie zdały się na nic, jako że i tym razem Soundastic Reference wciągnął mnie za uszy w niezwykły świat wykreowany przez Vangelisa. Polski, całkowicie tranzystorowy wzmacniacz, zaskoczył mnie tym razem zarówno sąmą ogromną przestrzenią, w której pojawiały się znajome i mniej znajome dźwięki i motywy, jak i jej otwartością. Choć nie były to utwory wzięte wprost z filmu, a więc przywołujące w pamięci konkretne sceny, i tak przed oczami miałem świat Łowcy Androidów, mroczny, surowy, deszczowy, czasem nawet przygnębiający (jako wizja niedalekiej przyszłości), ale przy tym fascynujący, jedyny w swoim rodzaju. Polski wzmacniacz potrafił doskonale zbudować niepowtarzalny klimat tego świata, oddać z pomocą samego dźwięku chyba równie wiele emocji, co połączenie obrazu ze ścieżką dźwiękową w czasie seansu filmu i w ten sposób wciągnąć mnie całkowicie od pierwszych, do ostatnich dźwięków. Pod tym wzgledem przypominał mi klasowy wzmacniacz lampowy.
Właściwie już w tym momencie powinienem był sobie darować próby wykorzystania Reference’a do przygrywania w tle, ale podjąłem jeszcze jedną próbę. Gdy jednakże rozpoczęło się odtwarzanie „Capriccio espagnol” (Kaprysów hiszpańskich) Rimskiego-Korsakowa kolejny i ostatni już raz oderwałem się od ekranu komputera po pierwsze, by (wyjątkowo) zwiększyć głośność, po drugie, by przyjrzeć się i tym razem wykreowanej przez Reference’a ogromnej panoramie dźwiękowej. Dźwięk orkiestry zdecydowanie wychodził poza rozstaw kolumn (co z Ubiqami w moim pokoju nie jest tak łatwe, jak z moją drugą parą, GrandiNote MACH4), ale i zaskakiwał (choć na tym etapie odsłuchów/nieodsłuchów nie powinno mnie to już dziwić) wieloplanową głębią. Zanim zdążyłem się dokładniej przyjrzeć tej ostatniej, orkiestra rozkręciła się na dobre pokazując rozmach, skalę i potęgę brzmienia, których w domowych warunkach nie da się oczywiście odtworzyć w skali 1:1, ale w wydaniu integry Soundastic każdy z tych elementów pokazany został w iście imponujący sposób.
Testowany wzmacniacz trzymał moje większe (i trudniejsze do napędzenia) kolumny w obudowach zamkniętych w ryzach, pilnując by prezentacja była odpowiednio uporządkowana, poukładana i w pełni kontrolowana nawet w najgęstszych, najdynamiczniejszych fragmentach. Dźwięk, choć tak zdyscyplinowany, skupiony, był jednocześnie absolutnie swobodny, płynny, spójny i, co bardzo ważne, naturalny. Ta ostatnia cecha wynikała z lepszego nasycenia, wypełnienia dźwięków (w porównaniu do DM-250), które wynikały w dużej mierze z lepszej jeszcze rozdzielczości i czarniejszego tła. Tańszy wzmacniacz, jak mi sie wydaje z perpektywy czasu, był urządzeniem oferującym bardziej neutralne brzmienie, ale jako fan naturalności wolałem to, co proponował nowy flagowiec Soundastic.
Słuchając zarówno tej płyty, jak i kolejnych, nie zauważyłem żadnych braków w zakresie różnicowania, a i separacja była bardzo dobra, dzięki czemu łatwo było śledzić czy to solistów, czy konkretne grupy instrumentów. W efekcie, Rimskiego-Korsakowa słuchało mi się tak dobrze, że listę do odtworzenia natychmiast uzupełniłem kolejnymi albumami z klasyką. Reference za każdym razem pokazywał podobny zestaw cech – przede wszystkim ową bardzo dobrą kontrolę nad kolumnami, dzięki której w niewymuszony, dynamiczny sposób potrafił zagrać Mahlera, Beethovena, czy Mozarta oferując rozdzielcze, pełne drobnych informacji, spójne, dobrze zróżnicowane granie, które słuchało mi się z ogromną przyjemnością.
Płyta basistki Kingi Głyk „Dream” skierowała moją uwagę oczywiście w stronę dołu pasma, naprawdę niskiego dołu dodam, jako że Soundastic Reference potrafił wydobyć z moich Ubiqów bardzo niskie, dociążone, kipiące energią, ale i pewnie kontrolowane dźwięki elektrycznego basu artystki. Świetnie prowadzone było tempo i rytm, co po dotychczasowych doświadczeniach już nie powinno mnie dziwić. Jak pokazały kolejne krążki z tym instrumentem, choćby Marcusa Millera, czy Stanleya Clarke’a, Reference ma dużo do powiedzenia w zakresie prezentacji barwy, faktury, ale i indywidualnych stylów każdego z mistrzów elektrycznego basu. Tak dobre różnicowanie sprawiało, że każdy z tych krążków, nawet te znane mi na pamięć, brzmiały w wykonaniu integry Soundastic, ciekawie, czy wręcz (dla, było nie było, miłośnika basu akustycznego i elektrycznego) ekscytująco. Powiedziałbym, że elektryczne basy z Reference’m wypadały nawet nieco bardziej przekonująco niż z moim Shinai, choć ten ostatni z kolei preferowałem, gdy przychodziło do akustycznego basu. Rzecz w lepszej kontroli wzmacniacza Soundastic przekładającej się na szybszy atak, ale i zatrzymanie dźwięku (przy jego wytłumieniu), ale jednocześnie w pewnej przewadze GrandiNote w zakresie potrzymania, wybrzmień i jeszcze lepszego nasycenia barwy, które faworyzowały prezentację akustycznego basu.
„A story of Polish jazz” Jarka Śmietany zagrane z doskonałego winyla AC Records pokazała klasę i wyrafinowanie testowanej integry. Reference w otwierającym krążek jazzowo-rapującym utworze bez wysiłku nadążał za tempem narzucanym przez muzyków, perfekcyjnie prowadził rytm, a przy tym z odpowiednią troską, w prawdziwy, ekspresyjny sposób zaprezentował prowadzące iście rapową „konwersację” wokale. Krążek to o tyle wyjątkowy, że, co poniekąd sugeruje sam tytuł, pojawia się na nim cała plejada polskich mistrzów jazzu. Topowy wzmacniacz Soundastic udowodnił po raz kolejny, że jest urządzeniem nie tylko wyrafinowanym, ale i uniwersalnym, potrafiącym zagrać z wyczuciem zarówno gitarę Jarka, jak i trąbkę Stańki, Saksofon Muniaka, jak i skrzypce Urbaniaka, czy perkusję Adama Czerwińskiego, albo Hammondy Karolaka (że wymienię tylko część wyjątkowych muzyków pojawiających się na tym jednym krążku).
Soundastic zaserwował mi otwarte, spójne, płynne granie, z dobrym wglądem w głębsze warstwy muzyki, z łatwym dostępem do wybranych szczegółów, z bezproblemowym śledzeniem wybranego muzyka. Jako że wydanie to świetne, testowany wzmacniacz miał okazję się wykazać i wykorzystał ją bezbłędnie. Talerze perkusji były czyste, dźwięczne, energetyczne, podobnie jak bębny na drugim skraju pasma – szybkie, zwarte, z dobrze zaznaczonym, twardym, szybkim atakiem i zejściem w dół tak nisko, jak wymagało tego nagranie. Mój Shinai gra tę płytę nieco gęściej, odrobinę cieplej, mając także pewną, choć nie tak dużą przewagę w zakresie rozdzielczości, ale też i jest to integra circa dwa razy droższa. Skupiając się na odsłuchu Reference nie odczuwałem jednakże żadnych braków – było to granie na bardzo wysokim poziomie, którego, co nie zdarza mi się aż tak często w przypadku wzmacniaczy czysto tranzystorowych, słuchałem z prawdziwą przyjemnością.
Podsumowanie
Choć od czasu testu DM-250 minęły ponad dwa lata, co utrudnia nieco porównanie tamtej konstrukcji z testowanym Reference’m, nie mam wątpliwości, że nowa integra jest produktem z wyższej półki, bardziej wyrafinowanym, po prostu lepszym. Najlepiej mi pasującym określeniem podstawowej różnicy jest… wyższa kultura grania nowej, topowej integry. Rzecz nie w tym, że DM-250 coś w tym zakresie brakowało, bynajmniej. Po prostu Reference jest lepszy, gęstszy, bardziej esencjonalny, że tak to ujmę. Nowy Soundastic to również nieco jeszcze lepsza rozdzielczość i różnicowanie, a przy tym odrobinę przytemperowany temperament DM-250. O klasie testowanej integry najlepiej świadczy fakt, iż owa ostatnia różnica nie objawia się ograniczeniem dynamiki, czy energetyki prezentacji, tylko lepszą kontrolą, spokojem, audiofilsko-melomańskim sznytem, za sprawą którego muzyka prezentowana jest w pełny, bogatszy, lepiej zróżnicowany, ergo bardziej kompletny sposób.
Szlachetniejsza z testowana integrą jest góra pasma – otwarta, dźwięczna, pełna energii, znakomicie różnicowana, ale i gładsza, pokazana po prostu w bardziej jeszcze prawdziwy, naturalny sposób. Także średnica wydaje się mocniej nasycona, barwniejsza, choć nie tak jak w testowanym równolegle innym znakomitym polskim produkcie – Circle Labs A200, czy mojej włoskiej integrze GrandiNote Shinai. Chyba to bas, jego rozmach, kontrola, różnicowanie, szybkość, faktura i barwa, najbardziej przypominały te, które pamiętałem z odsłuchu DM-250, choć i tu, jak mi się wydaje, możliwości Reference’a są większe, bo bas schodzi jeszcze niżej i jest mocniej nasycany. Znakomita integra, która w wielu systemach z wysokiej półki zakończy poszukiwania zadowalając nawet wysoce wybradnych miłośników muzyki.
Specyfikacja (wg producenta):
- Moc wyjściowa: 2 x 140 W / 8 Ω; 2 x 260 W / 4 Ω
- Minimalne obciążenie (chwilowe): 1Ω
- Pasmo przenoszenia: 5Hz – 100 kHz 3 dB / 1 W / 8Ω
- Nieliniowość w paśmie: 10 – 30 000 Hz / ± 0.01 dB
- Zniekształcenia THD: 0.05% @ 1 W / 8 Ω; 0.02% @ 120 W / 8 Ω
- Czas narastania (Slew rate): 150 V/μs
- Odstęp sygnał/szum (ważone): 130 dB (IHF – A)
- Czułość wejściowa: 500 mV (RCA), 500 mV (XLR), 3 mV (MM Phono), 0,2 mV (MC Phono)
- Impedancja wejściowa: 100 kΩ RCA), XLR: 22 kΩ (XLR), 47 kΩ (MM Phono), 100 Ω (MC Phono)
- Pobór mocy: 40 VA – 1200 VA (w szczycie)
- Potencjometr: precyzyjny Alps – Blue Velvet
- Transformatory: 2 x toroidalne o mocy 500 VA każdy
- Kondensatory filtrujące napięcie zasilania: 4 x 15 000 μF – Nippon Chemi-Con
- Wymiary (S x W x G): 430 x 95 x 358 mm
- Waga: 16 kg
Cena (w czasie recenzji):
- Soundastic Reference: 6.500 EUR
Producent: Soundastic
Platforma testowa:
- Źródło cyfrowe: pasywny, dedykowany serwer z WIN10, Roon Core, Fidelizer Pro 7.10, karty JCAT XE USB i JCAT NET XE z zasilaczem FERRUM HYPSOS Signature, JCAT USB Isolator, zasilacz liniowy KECES P8 (mono), switch: Silent Angel Bonn N8 + zasilacz liniowy Forester.
- Przetwornik cyfrowo-analogowy: LampizatOr Pacific + Ideon Audio 3R Master Time
- Źródło analogowe: gramofon JSikora Standard w wersji MAX, ramię J.Sikora KV12, wkładka AirTight PC-3, przedwzmacniacze gramofonowe: ESE Labs Nibiru V 5 i Grandinote Celio mk IV
- Wzmacniacz: GrandiNote Shinai
- Przedwzmacniacz: AudiaFlight FLS1
- Kolumny: GrandiNote MACH4, Ubiq Audio Model One Duelund Edition
- Interkonekty: Hijiri Million, Hijiri HCI-20, TelluriumQ Ultra Black, KBL Sound Zodiac XLR, David Laboga Expression Emerald USB, TelluriumQ Silver USB, David Laboga Digital Sound Wave Sapphire
- Kable głośnikowe: LessLoss Anchorwave
- Kable zasilające: LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3
- Zasilanie: Gigawatt PF-2 MK2 i Gigawatt PC-3 SE Evo+; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
- Stoliki: Base VI, Rogoz Audio 3RP3/BBS
- Akcesoria antywibracyjne: platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot, Graphite Audio IC-35