Do oferty legendarnej francuskiej marki Supravox, znanej miłośnikom dobrego brzmienia od wielu lat za sprawą przetworników i kolumn, trafił zupełnie nowy produkt – wzmacniacz zintegrowany. Supravox Vouvrey to klasyczna hybryda – połączenie lampowego przedwzmacniacza i tranzystorowej końcówki mocy. Oldschoolowy wygląd, świetne wykonanie, 2x70W (8Ω), legendarna marka – na papierze ma więc wszystko, by zachwycać. Sprawdźmy, czy tak jest faktycznie.
Wstęp
Podobnie jak większości audiofilów, mi również Supravox kojarzy się w pierwszej kolejności z przetwornikami, przede wszystkim, choć nie tylko, szerokopasmowymi. Po drugiej stronie kanału La Manche (albo patrząc z tamtej strony Brytyjskiego) najbardziej znaną szkołą kolumn jest „BBC”. Wzięła się ona z zapotrzebowania, jaki ten brytyjski nadawca złożył u swoich inżynierów na kolumny odsłuchowe do mobilnych studiów realizujących transmisje i nagrania radiowe. A że te zasłynęły z wyjątkowej jakości, więc i używane przy ich realizacji kolumny trafiły nieco później pod (umowne) strzechy. Po naszej stronie tegoż samego kanału, w 1964 roku, francuski odpowiednik BBC, RTF (la Radio Télévision Française) rozpoczął poszukiwanie szerokopasmowych przetworników do swoich studiów. Dostawcą została firma Supravox, którą w 1956 roku założyła pani Dorliac. A którą została następcą założonej jeszcze przed II wojną światową, a po jej zakończeniu zaczęła produkować przetworniki szerokopasmowe z magnesami Alnico.
Głośnikiem, który spełnił oczekiwania francuskiego państwowego nadawcy był dziś wręcz legendarny model, 215 RTF 64. Sprawdził się tak dobrze, że trafił również do studiów włoskiego RAI, czy niemieckiego RTLa. W ten sposób zapracował na swoją własną legendę i renomę Supravoxa. Nie muszę dodawać, że zyskał wielu fanów także wśród fanów dobrego brzmienia. Przetwornik ten jest, oczywiście po upgrade’ach, produkowany do dziś, zarówno w wersji pełno-pasmowej, jak i woofera nisko- średniotonowego, który jest bezpośrednim następcą wspomnianych jednostek wykorzystywanych w studiach radiowych i telewizyjnych w kilku krajach.
Oferta przetworników Supravoxa składa się dziś z czterech serii. Cechą wspólną (chyba) wszystkich modeli jest wysoka skuteczność, większość z nich jest 8-omowa, wiele wykorzystuje magnesy Alnico i papierowe membrany. Szeroka oferta jest rajem dla osób, które chcą zbudować własne, wysoko-skuteczne kolumny, czy to w obudowach z bas-refleksem, czy w otwartych odgrodach. Ci najbardziej ambitni kupują same przetworniki i tworzą własne konstrukcje, ewentualnie korzystają z jednego z wielu dostępnych w sieci projektów. Inni korzystają z pomocy Supravoxa w postaci gotowych projektów kolumn sprzedawanych z zestawem odpowiednich przetworników.
W obu przypadkach satysfakcja z własnoręcznej roboty jest gwarantowana. Sam nigdy własnych kolumn nie zbudowałem, ale upgradem posiadanych niegdyś kolumn na pojedynczym przetworniku pełnopasmowym (choć nie Supravoxa) polegającym na wymianie tegoż na lepszy model, a za drugim razem obejmującym „nawet” wycięcie dodatkowych otworów w obudowie, chwalę się do dziś każdemu kto chce słuchać. Przez długi czas chodziłem wówczas dumny jak paw. Ale odbiegam od tematu, więc wracając do niego… Osoby, które niekoniecznie są gotowe zakasać rękawy i samodzielnie coś zrobić mogą skorzystać z oferty gotowych kolumn Supravoxa opartych oczywiście o przetworniki tej marki, dostępnych w różnych cenach i rozmiarach.
Tym razem jednakże nie będziemy się zajmować produktami, z których Supravox słynie od kilkudziesięciu lat, ale najnowszym, mówiąc szczerze trochę (przynajmniej dla mnie) nieoczekiwanym, czyli wzmacniaczem zintegrowanym. Kiedy usłyszałem, że Francuzi wypuścili ten produkt założyłem w ciemno, że to zapewne konstrukcja lampowa. Lampy i owszem, na pokładzie Vouvrey (bo tak nazywa się integra Supravoxa) występują, ale jedynie w stopniu przedwzmacniacza. Stopień wyjściowy pracujący w klasie AB oparto natomiast na tranzystorach. Mamy więc do czynienia z konstrukcją hybrydową, w której na dodatek spodziewałbym się raczej MOSFETów, jako tych bardziej „lampowo” brzmiących tranzystorów, a tymczasem konstruktorzy zdecydowali się zastosować bipolarne kości wyprodukowane przez Toshibę.
Z informacji nieoficjalnych wnosić można, że przy tworzeniu tegoż urządzenia specjaliści od, było nie było, przetworników i kolumn, skorzystali z pomocy. Pomocy specjalistów od wzmacniaczy, choć raczej lampowych, za to doskonale znających się na urządzeniach, w tym głośnikach i kolumnach, vintige’owych m.in. Western Electrica, Alteca, a zapewne i Supravoxa. Mowa o ekipie marki Line Magnetic, czyli jednej z tych firm z Kraju Środka, które sprawiają, że hasło „chiński wzmacniacz lampowy” osobom, które miały okazję posłuchać ich produktów (włącznie z niżej podpisanym) nie kojarzy się już wyłącznie z tanimi, kiepsko wykonanymi i tak sobie grającymi urządzeniami. Raczej z (relatywnie) rozsądnie wycenionymi, świetnie wykonanymi i znakomicie brzmiącymi. Wydaje się, że połączenie wiedzy i doświadczenia ekip tych dwóch marek powinno skutkować naprawdę ciekawym produktem. Czy tak jest? Pozostało posłuchać.
Budowa
Vouvray to pierwszy wzmacniacz w ofercie Supravoxa. Jest to tzw. hybryda, czyli wzmacniacz zintegrowany łączący lampowy przedwzmacniacz z tranzystorowym stopniem wyjściowym. W stopniu przedwzmacniacza pracują dwie podwójne triody – 2x 12AU7. Dla wszystkich lampiarzy jest to wskazówka, że mają duże pole do popisu, bo zarówno tych lamp, jak i zamienników (12AU7EH, ECC82, E82CC) jest na rynku wiele, a doświadczenie podpowiada, że te niewielkie bańki w przedwzmacniaczu robią sporą różnicę w brzmieniu. Można więc „poszaleć”, acz ja ograniczyłem się do firmowego wyposażenia. Po stopniu przedwzmacniacza faza odwracana jest za pomocą tranzystorów bipolarnych 2SB i 2SD. W stopniu wyjściowym, w układzie przeciwsobnym (push-pull) pracuje para komplementarna bipolarnych tranzystorów Toshiby, 2SA1943 i 2SC5200.
Całą elektronikę zainstalowano w metalowej ramie z aluminiowym panelem frontowym i zamknięto w drewnianej, wykończonej na wysoki połysk skorupie (dół, góra i boki). Front został podzielony na dwie sekcje – górną i dolną. Górną, mniej więcej po połowie, dzielą między sobą poziome szczeliny pełniące funkcję wentylacji, a jednocześnie pozwalające użytkownikowi cieszyć się ciepłym (niezbyt jasnym) blaskiem lamp oraz równie efektownie prezentujące się dwa podświetlone wskaźniki wychyłowe. Dolną połówką zajmują trzy pokrętła (balans, selektor wejść – te przełączane są w przekaźnikach, i największe, z diodą ułatwiającą ustalenie położenia, odpowiadające za regulację głośności). Zestaw elementów na przednim panelu uzupełnia wyjście słuchawkowe na dużego jacka, włącznik urządzenia, oczko odbiornika zdalnego sterowania i ładne, firmowe logo. Urządzenie wyposażono w pilota. To mała, solidna, metalowa jednostka pozwalające sterować głośnością i użyć funkcji „mute”.
W środku znajdziemy cztery główne płytki drukowane, duży transformator zasilający typu EI, ukryty pod puszką ekranującą, z kilkoma odczepami dostarczającymi różne napięcia do poszczególnych sekcji wzmacniacza. Wzmacniacz dysponuje trzema wejściami liniowymi (RCA) oraz czwartym uzupełnionym zaciskiem uziemienia, umożliwiającym podłączenie do wbudowanej sekcji przedwzmacniacz gramofonowego gramofonu z wkładką typu MM (moving magnet).
Brzmienie
O gustach się nie dyskutuje. Jedni wolą blondynki, drudzy brunetki. Jedni kochają ciepły blask lamp, inni zimny błysk aluminium, jedni wolą urządzenia nowoczesne, inni old-schoolowe, itp., itd. Stąd też nie zamierzam się autorytarnie wypowiadać na temat urody integry Vouvrey. Napiszę jedynie, że mi to urządzenie przypadło do gustu od pierwszego spojrzenia, a z czasem wręcz podobało mi się coraz bardziej. Przypominało mi bowiem choćby stare modele Luxmana, a z współczesnych np. DAC Coplanda. Pewnie taki był właśnie zamysł – przetworniki i kolumny Supravoxa należą do „starej, dobrej szkoły”, więc i wzmacniacz firmowany tą samą marką powinien wyglądać jakby pochodził sprzed kilkudziesięciu lat. Tu za niemałe, ale też i nie jakoś szczególnie wielkie pieniądze dostajemy integrę o sporej mocy, umożliwiającą oprócz „normalnych” źródeł typu odtwarzacz CD, DAC, czy streamer (z wyjściem liniowym) podłączyć również gramofon z wkładką MM, czy też słuchać przez słuchawki. A wszystko to w niewielkiej, zgrabnej, estetycznej obudowie.
Wzmacniacz z zewnątrz i w ogólnych zarysach wypada dość oldschoolowo, ale jest świetnie wykonany i wykończony, więc powinien być ozdobą każdego systemu. Przez poziome szczeliny na froncie widać żarzące się lampy, co tworzy przyjemną atmosferę. Obok umieszczono (podświetlone) wskaźniki wychyłowe, które jeszcze dodają całości uroku. Choć akurat w ich przypadku, przynajmniej w czasie głównego odsłuchu z kolumnami GrandiNote MACH4, ruchów wskazówek niemal nie zanotowałem. Ale klimat jest! Można się spierać, że urządzenie audio ma przede wszystkim grać – z czym się zgadzam – ale jednak atrakcyjny wygląd poprawia wrażenia odsłuchowe w takim samym stopniu jak ładna lampka poprawia smak wina, a potrawa elegancko podana smakuje lepiej niż ta sama z plastikowego talerzyka jedzona plastikowymi sztućcami.
Patrząc na tak wyglądający wzmacniacz, wiedząc że jest firmowany przez Supravoxa, podświadomie oczekiwałem ciepłego, lampowego brzmienia, ale czy je właśnie otrzymałem? Tak i nie. To jedno z tych niezbyt precyzyjnych, a przez to różnie interpretowanych określeń używanych przez audiofilów. Spróbuję więc nieco się dookreślić. Francuski wzmacniacz nie gra zimno – z tym zgodzi się chyba każdy, kto go posłucha. To nie jest jakoś szczególnie analityczne, wybitnie transparentne, chłodno brzmiące urządzenie, którym można by się posłużyć do rozbierania nagrań na czynniki pierwsze. Ale czy znaczy to, że gra ciepło? Na pewno lepiej byłoby określić jego brzmienie jako naturalne, bo w wielu elementach przypominało mi żywą muzykę, a ta grana na żywo nigdy nie brzmi ani zimno, ani ciepło. Choć oba te określenia (ciepłe / naturalne) mają ze sobą sporo wspólnego to jednak „ciepłe” może sugerować sztuczne ocieplenie, zwolnienie, nawet rozmycie przekazu, zwykle powiązane jest z mocnym skupieniem się na średnicy i jej nadmiernym zagęszczaniu. W tym przypadku sztucznego ocieplenia raczej nie ma, a i przesadnego skupienia się na tonach średnich nie stwierdziłem. Przyjmijmy więc, dla dobra dyskusji, iż mamy do czynienia z dźwiękiem naturalnie (!) ciepłym.
I owszem, zadbano o to, by Supravox Vouvrey serwował słuchaczom bardzo dobre, pełne, nasycone tony średnie. Tyle, że to średnica, którą trzeba także określić mianem czystej, transparentnej i całkiem rozdzielczej, jak na przecież nieszczególnie (jak na obecne realia rynkowe) drogi wzmacniacz. No i uzupełniono je zwartym, szybkim, gdy trzeba mocnym i dość nisko schodzącym basem. Jest on zdecydowanie bardziej zwarty niż to ma miejsce w przypadku większości wzmacniaczy (czysto) lampowych z podobnego pułapu cenowego, choć nie mówimy o konturowości rodem z najlepszych tranzystorów. Jest w nim dużo energii, a jego gęstość sprawia, że odbiera się prezentację niemal każdego nagrania jako dobrze dociążoną, mającą solidną podstawę basową, co w połączeniu z tzw. „mięchem” w niższej średnicy sprawia, że środek ciężkości całej prezentacji jest osadzony dość nisko. Nie mówię o aż tak potężnej podstawie basowej, jaką uzyskuje się z mocnych tranzystorowych końcówek mocy, ale wystarczającą by np. kontrabas, czy fortepian miały odpowiednio dużo „ciała”, by ich brzmienie miało głębię, by „uderzenie” elektrycznej gitary basowej, czy pałeczki perkusji w bęben miało niezłego „kopa”, a cała prezentacja dobry drive. Choć by uzyskać to ostatnie trzeba zwykle odkręcić głośność nieco bardziej.
Być może właśnie chęć uzyskania odpowiednio dobrego dołu pasma stała za decyzją o stworzeniu konstrukcji hybrydowej zamiast czysto lampowej. Bo dobry bas to nie jest tylko wartość sama w sobie (acz docenić ją trzeba!), ale i stanowi on odpowiednią podbudowę dla wszystkiego, co w paśmie przenoszenia dzieje się powyżej. Sam lat temu już sporo, mając wspomniane już kolumny na pojedynczym głośniku szerokopasmowym zdziwiłem się ogromnie, gdy po dodaniu subwoofera do systemu odkryłem, jak znacząco poprawiło to już przecież znakomitą prezentację średnicy. To za sprawą odpowiedniej jakości dołu pasma średnica jest pełniejsza, barwniejsza, lepiej dociążona. A przecież bas odpowiada również w pewnej mierze za przestrzenność prezentacji. O ile więc same niskie tony prezentowane przez Vouvrey mogą nie zrobić wielkiego wrażenia na fanach tranzystorów (bo lamp i owszem, powinny), to ich wkład w klasę prezentacji jako całości zdecydowanie powinni docenić wszyscy.
Do tej pory nie zajrzeliśmy jeszcze na górę pasma, co nie znaczy, że nie warto. Wysokie tony prezentowane przez Vouvrey określiłbym mianem lampowych o tyle, że i one są czyste, otwarte, wypełnione powietrzem, dźwięczne, ale przy tym raczej delikatne niż jakoś szczególnie wyraziste. Jak pokazało kilka popisów doskonałych perkusistów, francuska integra dobrze radzi sobie z oddaniem wysokiej energii i szybkości uderzenia pałeczek w talerze. Dobra jest również rozdzielczość, czego dowodem była prezentacja miotełek delikatnie głaszczących talerze. W przypadku wzmacniaczy niższej klasy takie granie zlewa się w mniej lub bardziej jednostajny szum, ale nie z Vouvrey, tu były to jednak delikatne, ale odseparowane od siebie ruchy miotełek. Może i występuje tu delikatne zaokrąglenie samej góry pasma, ale raczej z gatunku tych, które naprawdę w niczym nie przeszkadzają, a co najwyżej zabezpieczają słuch słuchacza, gdy katuje swoje uszy nagraniami z ostrą, agresywną górą. Takie artefakty, może poza najgorszymi w tym względzie nagraniami, raczej nam nie grożą, więc wiele nagrań rockowych, czy popowych z integrą Supravoxa zabrzmi więcej niż akceptowalnie. Nie brakuje tu jednakże wybrzmień, które są długie, pełne, a w dobrych realizacjach (live) akustyka pomieszczeń pokazywana jest w przekonujący sposób.
Właśnie przestrzenność prezentacji, dobra lokalizacja źródeł pozornych, ich trójwymiarowość, a w części nagrań (czyli tych odpowiednio zrealizowanych) wręcz obecność muzyków i wokalistów, kojarzyły mi się zdecydowanie bardziej z (dobrymi) konstrukcjami lampowymi, niż z urządzeniami opartymi na kwarcu. Te ostatnie też potrafią grać przestrzennie, ale to jednak nie to, co potrafią lampy. Owa obecność muzyków, a szczególnie wokalistów nie była uzyskiwania w „tani” sposób, tzn. poprzez ich powiększenie i wypchnięcie do przodu. Nie zdarzyło mi się ani jedno nagranie z centralną postacią wypchniętą przed linię kolumn, czy sztucznie powiększoną. Owo wrażenie bliskości Vouvrey uzyskiwał raczej budując pełne, gęste, nawet jeśli nie super-precyzyjne postaci/instrumenty na scenie, oraz dużą uwagę przykładając do ekspresyjnego, nasyconego emocjami sposobu prezentacji. Świetnie słuchało mi się więc zarówno popisów Luciano Pavarottiego, czy Leontyny Price, jak i Stevena Tylera, Janis Joplin, czy Marka Dyjaka. Charyzma każdego z tych artystów oraz ich nadzwyczajne talenty wokalne, mimo kompletnie przecież różnych gatunków muzycznych i sposobów śpiewania, były pokazane w przekonujący i angażujący sposób.
Swoje (umownie) tranzystorowe oblicze Vouvrey pokazał natomiast choćby na krążku Chada Wackerman’a „Dreams nightmares and improvisations” z dużą swobodą oddając popisy mistrza perkusji doskonale zapisane w rowkach płyty wydanej przez Audio Cave. To był jeden z tych nielicznych albumów, które spowodowały wyraźniejsze ruchy wskazówek wskaźników wychyłowych testowanej integry. Działo się to po części dlatego, że dużą frajdę dawało mi odkręcanie głośności zdecydowanie bardziej, niż to mam na co dzień w zwyczaju. Niezależnie od kolumn (bo używałem nie tylko MACH4, o czym za chwilę) głośne (moje głośne – czyli na poziomie niepowodującym pękania murów pamiętających czasy Piłsudskiego) granie nie wywoływało żadnych negatywnych skutków. Prezentacja, z basem włącznie, była solidnie trzymana w ryzach, nie pojawiała się też żadna kompresja, ani inne artefakty, a na scenie panował porządek. Nie było więc żadnych przeciwwskazań, by przynajmniej od czasu do czasu pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa.
A na takowe pozwoliłem sobie choćby z mocno nieaudiofilskim koncertem AC/DC, czy czarnym krążkiem Metalliki, odtwarzanym co prawda z chyba najlepszego dostępnego winylowego wydania (na dwóch płytach 45 r.p.m.), ale i tak niekoniecznie audiofilskiej jakości. A jednak oba zabrzmiały z Vouvrey naprawdę dobrze (choć nie aż tak wybuchowo, jak z mocnym tranzystorem). Było to możliwe nie tylko za sprawą dobrej kontroli sprawowanej przez testowany wzmacniacz nad moimi kolumnami, ale i umiejętności szybkiego przenoszenia mocnych impulsów, zwartości i sprężystości bębnów przy jednoczesnej twardości i dźwięczności metalowych blach. Dorzucę do tego jeszcze naprawdę niezłe różnicowanie niskich tonów, co przekładało się na jeszcze wyższą atrakcyjność i realizm perkusyjnych popisów. A że i elektryczny bas schodził nisko z odpowiednią masą i wybrzmieniami, a elektryczne gitary były odpowiednio gęste i barwne, więc słuchanie AC/DC i Metalliki z pomocą Supravoxa okazało się dać mi naprawdę dużą frajdę niemal równą tej, którą czerpałem z audiofilskiego wydania Wackermana.
2 x 70W, jakie Supravox serwuje dla 8Ω, okazało się przydatne również po podłączeniu do niego kolumn trudniejszych do wysterowania niż GrandiNote MACH4. Mówię zarówno o moich własnych drugich kolumnach, czyli Ubiq Audio Model One Duelund Edition, jak i testowanych równolegle nowych monitorkach Aida Acoustics o groźnie brzmiącej nazwie Atylla. Zwłaszcza te drugie, pomimo niewielkich gabarytów, do łatwych do napędzenia nie należą, ale właśnie zestawienie z Vouvrey dawało świetne rezultaty, a że urządzenia pochodzą z podobnych półek cenowych widziałbym je, w połączeniu z jakimś dobrym źródłem, jako naprawdę ciekawy i całkiem uniwersalny system do niezbyt dużego pokoju. Innymi słowy – Supravox jest wystarczająco wydajny, by szukanie kolumn do niego (poza oczywistym wyborem modelu z tej samej stajni) będzie polegało raczej na doborze charakteru brzmienia, a nie konkretnych parametrów do posiadanego wzmacniacza, bo ten powinien sobie poradzić z większością konstrukcji (przynajmniej w przedziale cenowym odpowiednim dla półki cenowej Supravoxa).
Podsumowanie
Nie miałem okazji sprawdzić jak spisuje się Vouvrey z przetwornikami i kolumnami Supravoxa, ale zakładam, że to musi być dobre zestawienie. Niemniej brak innych Supravoxów w systemie nie jest żadną przeszkodą. To uniwersalny wzmacniacz dysponujący wystarczającym zapasem mocy, by swobodnie współpracować z większością kolumn. Oferuje granie, które, trzymając się mojej własnej sugestii, należy nazwać naturalnie ciepłym i sprawdzi się w niemal każdym gatunku muzycznym. Hybrydowa konstrukcja dobrze wykorzystuje zalety zarówno triod w sekcji przedwzmacniacza, jak i tranzystorów w stopniu wyjściowym łącząc zalety obu rozwiązań w spójną, bardzo przyjemną w odbiorze całość.
Potrafi zagrać finezyjnie i angażująco muzykę akustyczną, czy wokale, ale gdy trzeba pręży muskuły, by dać słuchaczowi frajdę ze słuchania z energetycznego rocka, bluesa, elektroniki, czy nawet dużej klasyki. Potrafi nieco złagodzić szorstkości i ostrości słabszych technicznie nagrań dzięki czemu i pop, czy rock nie będą ranić uszu nawet wymagających miłośników dobrego brzmienia. Wyjście na słuchawki, może nie jakichś bardzo wysokich lotów, ale do okazjonalnych odsłuchów wystarczające, pozwoli użytkownikowi cieszyć się muzyką nawet, gdy granie przez kolumny nie wchodzi w grę. Wbudowane phono dla wkładek MM z kolei rozwiązuje problem poszukiwania niedrogiego, zewnętrznego urządzenia, które przecież trzeba połączyć jeszcze dodatkowym interkonektem, który też kosztuje kilka złotych. Dajcie Vouvrey szansę, bo w pełni na to zasługuje! I jak fajnie wygląda na półce, czy stoliku!
Cena (w czasie recenzji):
- Supravox Vouvrey: 14.500 zł
Producent: SUPRAVOX
Do testu dostarczyła firma: 4HiFi
Platforma testowa:
- Źródło cyfrowe: pasywny, dedykowany PC z WIN10, Roon, Fidelizer Pro 7.10, karta JPlay Femto z zasilaczem bateryjnym Bakoon, JCat USB Isolator, zasilacz liniowy Hdplex.
- Przetwornik cyfrowo-analogowy: LampizatOr Pacific +Ideon Audio 3R Master Time, Weiss DAC501
- Źródło analogowe: gramofon JSikora Standard w wersji MAX, ramię J.Sikora KV12, wkładka AirTight PC-3, przedwzmacniacze gramofonowe: ESE Labs Nibiru V 5 i Grandinote Celio mk IV
- Wzmacniacze: GrandiNote Shinai, LampizatOr Metamorphosis
- Przedwzmacniacz: AudiaFlight FLS1
- Kolumny: Ubiq Audio Model One Duelund Edition, GrandiNote MACH4
- Interkonekty: Hijiri Million, Less Loss Anchorwave, TelluriumQ Ultra Black, KBL Sound Zodiac XLR, TelluriumQ Silver Diamond USB,
- Kable głośnikowe: LessLoss Anchorwave
- Kable zasilające: LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3
- Zasilanie: Gigawatt PF-2 MK2 i Gigawatt PC-3 SE Evo+; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
- Stoliki: Base VI, Rogoz Audio 3RP3/BBS
- Akcesoria antywibracyjne: platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot