Hegel Rost

by Dawid Grzyb / November 25, 2016

Istnieje teoria, że lata wstecz założyciel noreweskiego Hegla – Bent Holter – mocno wziął sobie do serca słowa legendarnej piosenki “Paint it Black” zespołu The Rolling Stones. Urządzenia tej firmy od zawsze są czarne jak noc i każdy jej entuzjasta już się do tego stanu rzeczy przyzwyczaił. A tu proszę, ni z gruszki, ni z pietruszki pojawił się produkt… biały. Przed Wami Hegel Rost, najnowsza integra prosto ze Skandynawii, biała niczym poranek na Alasce w środku obfitej zimy. Smacznego.

Wstęp

Nie ma przesady w stwierdzeniu, że skandynawskie produkty audio prezentują się osobliwie, wręcz oszczędnie, w jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu. Rzecz rozchodzi się o to, że chociażby kolumny fińskiego Amphiona czy właśnie elektronika norweskiego Hegla mają tylko to, co mieć powinny, bez jakichkolwiek wizualnych upiększaczy. Co więcej, najczęściej sprzęty te grają dokładnie tak, jak wyglądają, czyli w sposób nieprzekombinowany, lub – jak kto woli – po prostu skandynawski. Choć może się wydawać, że to niedodobrze, w praktyce jest dokładnie odwrotnie. Sednem jest akomodacja, bo do przywołanych do tablicy kolumn słuchacz musi się przyzwyczaić i dokładnie tak samo jest z elektroniką autorstwa Benta Holtera, choć tu jest trochę więcej swobody. Zmierzam do tego, że nie jest mowa tutaj o produktach, które w trybie natychmiastowym wbijają odbiorcę w fotel. Najczęściej powoli i konsekwentnie urabiają go, nie grają z miejsca popisowo. A jeżeli już, do dopiero po czasie. Północna maniera? No, dla świętego spokoju przyjmijmy, że tak najczęściej jest.Pomimo wizualnej prostoty, produkty Hegla nie są nudne, wręcz przeciwnie. Ba, sztuką jest stworzyć wizualną formę, która właśnie prostotą spowoduje, że nabywca będzie się nią raz po raz zachwycał. Po latach spędzonych z produktami wyżej wymienionej firmy wiem, że tak właśnie jest, że jest to jeden z tych aspektów, które się Bentowi udały. Po pierwsze, już na dzień dobry miał dobry projekt, a po drugie, konsekwentnie się go trzyma i aplikuje w znakomitej większości swoich produktów. Charakterystyczny, falujący i czysty front to jeden z ich znaków rozpoznawczych, kolejny to duży, niebieski i czytelny wyświetlacz, a całość okraszona jest czarnym kolorem. Ale czy to wszystko? Nie, daleko do tego.Hegel nie kreuje i nigdy nie kreował się na firmę “jedynie” audiofilską, to wyszło niejako przy okazji. Wierzę, że w jej przypadku chodzi o równowagę, tj. zadbanie w równym stopniu o wzornictwo, jakość dźwięku i funkcjonalność, a wszystko to przy hojnym stosunku ceny do jakości, oczywiście po to, aby dotrzeć do jak największej liczby klientów. No i pokazać światu, że da się wysmażyć audiofilski produkt, z którego będą mogły korzystać także pozostali domownicy, a zatem poniekąd casualowy. Drugie połowy, zadowolone stonowanym wyglądem, który wtopi się w każde otoczenie, też nie będą miały powodów do narzekań. Dorzućmy do tego bezawaryjną pracę, to ważne. Pod tym względem, jako posiadacz trzech integr skandynawskiej firmy (H70, H80, H160), mogę śmiało napisać, że żadna mi nigdy nie wycięła brzydkiego numeru, nawet raz. Z opisu powyżej wynika zatem, że jeżeli ktoś zdecyduje się na produkt autorstwa Benta Holtera, może być pewny, że wydaje pieniądze na urządzenie w swojej cenie naprawdę atrakcyjne, dopracowane pod każdym możliwym względem. Stąd dla mnie Hegel jest od wielu lat synonimem niezawodności i uczciwości. O obydwie te rzeczy czasem naprawdę ciężko w tym hobby.Ale widać u Hegla zmiany. Może nieszczególnie drastyczne, ale coś jest na rzeczy. Najpierw pojawił się odtwarzacz CD o nazwie Mohican. OK, kto oglądał kultowy film z Danielem Day-Lewisem w roli głównej, ten będzie wiedział o co chodzi. Pozostałym sugeruję nadrobienie zaległości, bo to zacne kino jest. W każdym razie pliki podbijają świat, zepchnęły czarne i srebrne płyty do niszy. Jasne, w świecie przeraźliwie drogiej elektroniki tego nie widać, tam rzeczone nośniki mają się całkiem nieźle. Ale nawet najdroższa część oferty Hegla do tego grona nie należy. W każdym razie Mohican odtwarza tylko redbooki, tj. ścieżkę 44.1 kHz. Żadnego SACD i tego typu historii. Po co zatem pchać się w czyste cedeki? Cóż, to jest to pytanie, na które nie znam odpowiedzi, do tego tematu najprawdopodobniej powróci Marek w osobnym artykule. Moje przypuszczenia są takie, że może Bent chciał postawić przysłowiową kropkę nad i, wyprodukować ostatni odtwarzacz CD i już nigdy do tego tematu nie wracać. Może to stąd taka, a nie inna, swoją drogą wielce wymowna nazwa dla omawianego produktu w tym kontekście. Może wyszedł z założenia, że Mohican ma robić jedną rzecz, ale możliwie tak dobrze, jak tylko jego konstruktorskie zdolności pozwalają. Ale to tylko moje domysły. No i jest jeszcze Rost, danie główne niniejszej publikacji. Produkt na pierwszy rzut oka zastanawiająco znajomy, ale też zupełnie inny, bo biały. Choć to akurat wierzchołek góry lodowej.

Budowa

Szybkie spojrzenie na ofertę Hegla w zupełności wystarczy aby zorientować się, że same liczby i pojedyncze litery są na rzeczy. Skandynawski minimalizm i tajemniczość pełną gębą, nie ma co. Utarło się zatem, że norweskie produkty mające z nazwie literę H to integry albo końcówki mocy, oznaczenia CDP widnieją przy odtwarzaczach CD, a przy przedwzmacniaczach stoi P. Na przestrzeni ostatnich lat zanotowano tylko jeden wyjątek od tej reguły, mowa o przenośnej integrze słuchawkowej o nazwie SUPER, która już od jakiegoś czasu nie jest dostępna. A tu proszę, na ostatniej wystawie w Monachium pokazano dwa nowe produkty. Zamiast tajemniczych oznaczeń, które jedynie fan marki jest w stanie rozszyfrować, są opisane konkretnymi słowami. O najnowszym cedeku pisałem powyżej, natomiast Rost oznacza, ni mniej i ni więcej, tylko głos. Jest to też jedna z norweskich wysp, wchodzących w skład archipelagu Lofoten, podobno najpiękniejsza. Nie wiem, nie byłem tam, ale wierzę na słowo. Norwegia to jest piękny kraj.Rost to urządzenie kompletne, potrzebujące jedynie kolumn i transportu do pracy. Jest też wyposażone w Apple’owską funkcję sieciową AirPlay i może być częścią systemu inteligentnej automatyki domowej o nazwie Control4. To oprogramowanie, które oddaje użytkownikowi do dyspozycji wygodny dostęp do ochrony, energii, oświetlenia czy rozrywki z poziomu jednej aplikacji. Szefostwo Hegla uznało, że integracja Rosta w tym środowisku to jest dobry pomysł. Nie wiem, jak sprawy przedstawiają się w praktyce. Ale najprawdopodobniej najnowsza integra Norwegów ma w sobie kod, który umożliwia rozpoznanie jej przez oprogramowanie Control4 i bezbolesne uwzględnienie w tej infrastrukturze.Miejsce Rosta jest tam, gdzie znajdują się integry H80, H160 i H360. Cena umiejscowia rzeczony produkt nieco powyżej H160, natomiast jego budowa sugeruje, że mamy do czynienia z osiemdziesiątką. Jednak co innego jest na rzeczy, już tłumaczę. Hegel jest jedną z tych firm, w przypadku których zawsze następuje bardzo duży skok jakościowy z modelu na model. Tak było z H80 i jego poprzednikiem czy z następcą H300. Stąd nie ma co trzymać się wersji, że Rost to odpicowana osiemdziesiątka i nic ponad to. Trzeba wejść w temat głębiej, do wnętrzności najnowszej integry i tam szukać odpowiedzi na pyanie, co tak naprawdę się dzieje. Nie omieszkałem zapytać producenta o zmiany, no i okazało się, że Rost ma naprawdę niewiele wspólnego z osiemdziesiątką. Najnowsza integra umożliwia streaming Quboza i Tidala za pomocą aplikacji Bubbleupnp dla urządzeń opartych na Androidzie, do tego dochodzi AirPlay, wiadoma sprawa. Natomiast sekcja konwersji c/a modelu Rost pochodzi z H160-ki, a sekcja wyjściowa została pożyczona z H360, choć topologia jest ta sama co w H80. Firmowa technologia SoundEngine jest teraz 50% wydajniejsza pod względem zniekształceń, a współczynnik tłumienia produktu wzrósł z i tak imponującego 1000 do 2000. Rost dostarcza o połowę większe napięcie niż H80, zagra głośno dłużej bez przegrzewania się.Rost jest pierwszym urządzeniem w kolorze białym w ofercie Hegla, to już wiadomo. Przy bliższych oględzinach widać, że front jest w nieco innym odcieniu niż stalowa obudowa i jest to zamierzony efekt, któy sprawia, że produkt prezentuje się bardziej trójwymiarowo. Coś w tym jest. Natomiast dołączony do zestawu pilot zdalnego sterowania jest… czarny. To kolejna w pełni świadoma decyzja. Gdyby był biały, po np. roku czy dwóch użytkowania, wyglądałby niezbyt atrakcyjnie i w pełni się z tym zgadzam. Aha, to aluminiowy kontroler RC8, czyli ten sam, który jest dodawany do modeli H160 czy H300. Jakież było moje zdziwienie gdy okazało się, że z Rostem działa ten dołączony do mojej referencyjnej integry Trilogy 925.Rost to obudowa zapożyczona z modelu H80, ma zatem wymiary 10 x 43 x 31 cm (wys. x szer. x gł.), co przy masie wynoszącej 12 kg powoduje, że jest to urządzenie nieduże, ale ciężkie. Jego pasmo przenoszenia to zakres od 5 Hz do 180 kHz, odstęp sygnału od szumu wynosi 100 dB, przesłuchy między kanałami to -100 dB, a moc stereofonicznej końcówki mocy to 75W na kanał przy ośmioomowym obciążeniu. Front obudowy jest aluminiowy i firmowy, tzn. lekko wypukły na środku, wyposażony w dwa pokrętła. To po lewej służy do wyboru wejść, natomiast sąsiadującym reguluje się głośność. Zmienił się wyświetlacz, Rost to pierwszy produkt Hegla z panelem OLED, który podaje eleganckie, białe znaki na idealnie czarnym tle. Są lekko przyciemnione, w celu ułatwienia odbiorcy odczytania ich. Wyświetlane informacje to rodzaj aktualnie wykorzystywanego wejścia, głośność (skala od 0 do 99) oraz częstotliwość próbkowania sygnału cyfrowego. Nowy panel świetnie wygląda, zdecydowanie lepiej niż jego poprzednicy. Na froncie Rosta nie zabrakło też dużego wyjścia słuchawkowego, to spuścizna po H160.Na tyle jest tłoczno. Przy prawej krawędzi zamontowano niezbalansowane, regulowane wyjścia liniowe, dalej są dwa wejścia w tym samym standardzie, z zaraz obok para zbalansowanych. Terminale głośnikowe są znane z innych urządzeń Hegla. To duże zaciski w akrylowych, przezroczystych obudowach. Przyjmą każdy rodzaj kablarskiej konfekcji, wyjątkowo łatwo się z nimi pracuje. Część cyfrowa to w sumie sześć wejść; koaksjalne, trzy optyczne, USB oraz RJ45 wymagane przez AirPlaya i Control4. Listę zamyka wyposażone w bezpiecznik gniazdo IEC. Górna część obudowy Rosta jest perforowana, co ułatwia odprowadzanie ciepła na zewnątrz. Na spodzie zamontowano trzy gumowe i dość wysokie nóżki, sprzęt jest stabilny niczym skała. Nie wiem, ile norweska integra życzy sobie prądu podczas intensywnej pracy, natomiast w spoczynku wartość ta nie przekracza 30W.  Na sam koniec wypada wspomnieć, że, z uwagi na takie, a nie inne przyłącza na tyle Rosta, można ten produkt wykorzystać jako tylko przetwornik, przedwzmacniacz lub stereofoniczną końcówkę mocy. Nawet pomimo tego, że został zaprojektowany jako integra. Tym razem zdjęć środka nie będzie, za krótko norweska integra u mnie gościła, czasu zabrakło.

Odsłuch

Tak się jakoś poskładało, że po przybyciu Rosta nie dysponowałem żadną integrą o podobnej funkcjonalności. Trzeba było sobie jakoś poradzić. Masa zabawek dookoła, coś z pewnością da się z tego wszystkiego zmontować. Na pierwszy ogień poszły szwajcarskie podłogówki Boenicke W8. To, co można było zrobić, to wyizolowanie i osobna ocena kluczowych składowych najnowszej integry Hegla, czyli stereofonicznej końcówki mocy, przedwzacniacza, no i przetwornika. Do tego celu wykorzytałem odpowiednio wzmacniacz Sanders Sound Systems Magtech plus dedykowany mu przedwzmacniacz oraz LampizatOra Golden Gate. Na samym końcu wypadało posłuchać Rosta w roli wszystkomającego, kompaktowego produktu, a następnie porónać go do subiektywnie najlepszego kompletnego systemu, jaki byłem w stanie skompletować z urządzeń pod ręką, co uwzględniało wpięcie w tor integry Trilogy 925. Wówczas była podłączona do polskiego przetwornika i szwajcarskich paczek. OK, do dzieła.Zanim przejdziemy do części właściwej, jeszcze dwa słowa odnośnie pozornie nietrafionego doboru konkurencji dla Rosta. To przecież umownie niedroga integra, po co zatem pchać ją do walki z urządzeniami kilka razy droższymi? To nie z nimi konkuruje, prawda? Cóż, z jednej strony nie, właśnie z uwagi na cenę. Ale z drugiej, dopiero po porównaniu rzeczonego produktu do znacznie kosztowniejszego towarzystwa wiadomo jest, o ile i czy faktycznie jest gorszy. W końcu dość często napotkać można na stwierdzenia, że proszę, ten czy tamten klocek gra w lidze znacznie wyższej niż jego cena sugeruje. Może tak, a może nie. Ale jeżeli już, to warto to sprawdzić na żywym organizmie i dopiero po fakcie wydawać osądy. To zdroworozsądkowe podejście, stąd warto się dodatkowo pogimnastykować.Na pierwszy ogień poszedł system dzielony firmy Sanders Sound Systems. Jest wart około pięć razy więcej niż nasz Norweski bohater. W celu zapewnienia możliwie tych samych warunków, wykorzystana została część cyfrowa naszej integry, tj. do Rosta podłączona została amerykańska elektronika. W efekcie należało zrobić tylko dwie rzeczy w celu przełączenia się pomiędzy porównywanymi produktami; przepiąć kable głośnikowe i dokonać niewielkiej korekty regulacji głośności w przypadku Norweskiej integry. W ten sposób w obydwu przypadkach wykorzystana została ta sama część konwersji cyfrowo-analogowej.Amerykańska część systemu gra liniowo i neutralnie, zarówno pod względem barwy, jak i równowagi tonalnej. Można zatem rzec, że śpiewa umowną prawdę. Należy przez to rozumieć wyjątkowo wyraźnie zaznaczony charakter podłączonych kolumn i przetwornika. Wszelkie roszady kablarskie też są dobrze słyszalne. Idealne narzędzie dziennikarskie? Tak, coś w ten deseń. To jak w porównaniu do tej opcji wypada Rost? Broni się. Jedną z podstawowych różnic pomiędzy tymi produktami jest balans tonalny. W przypadku amerykańskich cacek kreślony wręcz od linijki, norweska integra ma osłabiony niski i wyższy bas. Pierwsza opcja gra dźwiękiem pełniejszym i bardziej dociążonym, a w efekcie całościowo masywniejszym. Druga z kolei jest nieco bardziej konturowa, przez co odbiera się ją jako precyzyjniejszą, jeszcze wyraźniej szkicującą bryły w wirtualnej przestrzeni i całościowo zwinniejszą. Fakt, Rost to nieco szczuplejsze granie, ale dla wielu osób omawiane różnice sprowadzą się do indywidualnych preferencji. Sporo tu do powiedzenia mają kolumny, a skoro o nich mowa, norweska integra sobie poradziła z Boenicke W8, efekt tej kombinacji był punktowy i całościowo mocny. Drajw się zgadzał, nie było żadnych luzów na dole pasma. W kontekście tego, że to są trudne skrzynki, cóż, Brawo.Rzeczone kolumny potrafią wykreować naprawdę imponującą przestrzeń przed słuchaczem; świetnie napowietrzoną, wieloplanową i cholernie precyzyjną. Wrodzone cechy szwajcarskich paczek dało się bez najmniejszego problemu usłyszeć w przypadku obydwu kombinacji i bardzo dobrze to świadczy o relatywnie niedrogej integrze Hegla. Choć i tutaj nie obeszło się bez różnic. Amerykański piec i przedwzmacniacz podają dźwięk bardziej organiczny i namacalny, grają bardzo szeroko i znakomicie pokazują dystans do poszczególnych instrumentów. Środek sceny jest podany subiektywnie we wręcz idealnej odległości od słuchacza, natomiast składowe po lewej i prawej stronie potrafią być dosłownie na wyciągnięcie ręki. Rost robi z dźwiękiem co innego, bardziej odsuwa obraz od słuchacza i skupia uwagę na tym, co dzieje się pomiędzy kolumnami. Ale gdy w nagarniu są stosowne informacje, rysuje olbrzymie i “widoczne” bryły w krańcach sceny. Czasem zaskakująco oddalone, choć zawsze podane wyraźnie. To ani zaleta, ani wada, a spostrzeżenie odnośnie jednej z cech najnowszego produktu Hegla. Rzecz w tym, że on jest zdolny do takich, jak by nie było imponujących rzeczy, a pisząc kolokwialnie, po prostu robi duży, spójny i osobliwy dźwięk. Nie jest miałki, za muzykę zabiera się po swojemu i naprawdę to doceniam. Jakież było moje zdziwienie, gdy wyjęty prosto z pudełka Rost wyjątkowo szczelnie wypełnił całą ścianę za  szwajcarskimi skrzynkami grającymi niemalże na środku pokoju, dźwiękiem czystym, dużym i obecnym. Niejedna osoba złapałaby się za głowę i zdziwiła, jak to jest możliwe. Owszem, słychać, że Magtech i dedykowany mu przedwzmacniacz np. dłużej rozciągają górę pasma i mają ją nieco bardziej zróżnicowaną, z kolei Rost stawia na krótsze wybrzmienia i bardziej szeleszczący charakter tego podzakresu. Ale wyjąwszy drobiazgi tego typu, to urządzenie całościowo wywarło bardzo dobre pierwsze wrażenie. Pomimo wyraźnego charakteru nie zaprezentowało się od suchej i wychudzonej, czy metalicznej strony. Jest dobrze, ale idziemy dalej.Kolejnym krokiem było przekonanie się, jak sprawuje się regulacja głośności Rosta. W tym celu amerykańska końcówka była sterowana albo za pomocą dedykowanego jej osobnego przedwzmacniacza, albo z poziomu norweskiej integry. Tak czy inaczej, w obydwu kombinacjach pełniła ona rolę źródła. Wydawać się może, że ten test to sztuka dla sztuki. Ale regulacja głośności jest właśnie tym elementem, który zalicza jedne z największych usprawnień, przynajmniej według norweskiego producenta, stąd warto było sprzwdzić co jest na rzeczy. Tutaj będzie krótko. Amerykański przedwzmacniacz gra bardziej popisowo, w tym sensie, że wprowadza do dźwięku dodatkową ekspansywność, stereofonia się zwiększa nieco, pomiędzy instrumentami jest więcej powietrza, a pierwszy plan jest bliżej odbiorcy. Jest to też granie szybsze, a także bardziej dosadne i rozedrgane, w większą porcją wysokich tonów. Co na to Rost ze swoją regulacją głośności? Znowu dzielnie się broni. Gra przede wszystkim spokojniej, w bardziej stonowany, ale też słyszalnie gładszy sposób. Po raz kolejny pokazuje stereofonię w sposób opisany powyżej, tj. wykazuje tendencję do zapełniania przestrzeni na całej ścianie za kolumnami, co powoduje, że odbiera się ten dźwięk jako mniej bezpośredni, a w efekcie bardziej intymny. Jabłka i pomarańcze zatem? Tak, jak najbardziej. Głównie daltego, że norweska integra nie zalicza spadku rozdzielczości, precyzji czy puntowości. Owszem, jest nieco lżej na dole pasma, masywność przekazu nie jest aż tak odczuwalna. Ale zastanówmy się chwilę. Dźwięk regulacji głośności w integrze wartej nieco powyżej 12 000 zł gładszy niż z osobnego przedwzmacniacza, który kosztuje lekką ręką ponad 20 000 zł? No właśnie… przynajmniej w połączeniu z Boenicke W8. Po raz kolejny, jest dobrze. Mało tego, przyjemniej mi się słuchało dźwięku będącego wypadkową amerykańskiej końcówki mocy sterowanej z norweskiej integry. Subiektywnie było mi z tym graniem po prostu lepiej.Następna w kolejce była sekcja konwersji c/a. Tutaj nie było przeproś, LampizatOr Golden Gate już czekał. Został podłączony do Rosta i wykorzystywany na zmianę z przetwornikiem w tym urządzeniu. Polski przetwornik zagrał dźwiękiem masywniejszym, to było słychać z miejsca. Z prostownikiem KR 5U4G, naprawdę nie słyszałem jeszcze produktu, któy tutaj zbliżyłby się do takiego basu. Jest całościowo fantastyczny; zróżnicowany, schodzący bardzo nisko, znakomicie kontrolowany i barwny. Subiektywnie tutaj nic nie trzeba dodawać ani ujmować, jest perfekcyjnie. Rost daje sobie radę, ale – po raz kolejny zresztą – gra sporo lżej. Kreuje równie dużą przestrzeń, choć po swojemu rozmieszcza na niej instrumenty. Natomiast nie jest aż tak organiczny co Golden Gate i skłamałbym pisząc, że zbliża się do tak wysokiego poziomu nasycenia czy namacalności tego, co przed słuchaczem. Mało tego, z im droższym sprzętem polski produkt ma do czynienia, tym bardziej zauważalne stają się jego zalety, tak więc im zacniejsze towarzystwo by się pojawiało, tym bardziej Rost dostawałby po uszach. Niemniej, zawsze jest jakieś “ale” i tym razem też się bez tego nie obejdzie.Norweska integra zagrała spokojniej niż Golden Gate, a także lżej i nieco luźniej, to prawda. Były też niemałe różnice w namacalności wydarzeń przed słuchaczem. Ale nie mogę odmówić Rostowi rozdzielczości czy gabarytów wirtualnej przestrzeni. Nie zaprezentował się też od suchej strony. Ba, wręcz przeciwnie, w tym dźwięku słychać analogową manierę i naprawdę imponującą dozę gładkości, co powoduje, że przesiadka z wartego około 95 000 zł Golden Gate’a nie była bolesna. To właśnie te aspekty i brak wpadek pod względem przestrzenności czy barwy, a także niewygórowana cena powodują, że norweska integra ma naprawdę bardzo solidną sekcję cyfrowo-analogową.Czas na ostatnie porónanie, tym razem Rost sam jak palec zmagał się z połączeniem Golden Gate’a i Trilogy 925. Zagrały po raz kolejny kolumny Boenicke W8. To starcie było naprawdę niepotrzebne, Rost już zdążył udowodnić, że zdecydowanie jest wart swojej ceny. Ale dla własnego świętego spokoju przydatna jest informacja, czy znacznie droższy (dokładnie trzynaście razy) zestaw referencyjny faktycznie rozłoży niepozorną integrę z Norwegii na łopatki. Takie porównania często potrafią boleśnie sprowadzić na ziemię, stąd warto je przeprowadzać. Redakcyjny zestaw zagrał jeszcze swobodniej, bradziej ekspansywnie, organicznie, przestrzenniej i dosadniej niż Rost. Ogólnie był sporo lepszy, co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości. Ale najbardziej interesujące jest to, co zaszło po przesiadce na pojedynczy produkt Hegla.Rzecz rozchodzi się o to, że po przeskoczeniu z naprawdę dobrze grającego, synergicznego i o wiele droższego połączenia, dźwięk Rosta ani odrobinę nie uwiera. Wręcz przeciwnie, już po chwili po prostu cieszy, a im dłużej się go słucha, tym bardziej docenia się to, że jest gładki, żywy i przyjemnie spokojny, a także imponująco przestrzenny. Gdyby nie wszytkie eksperymenty powyżej, pewnie zachodziłbym w głowę, co tu odjąć od systemu lub dodać, aby było jeszcze lepiej. Ale po ostatnim teście po prostu wiem, że Rost to produkt skończony, bez ewidentnie słabych ogniw, co pozwoliło mi się nim cieszyć takim, jakim jest. A jest się czym cieszyć, bo zamiast krzywienia się, że trzeba wracać kilka klas niżej, ma się jak najbardziej poztywne nastawienie, będące wynikową tego, że wiadomo, że i tak będzie bardzo przyjemnie. Taki właśnie jest Rost, to po prostu ujmująco, angażująco i osobliwie grający klocek, a opis przeskakiwania powyżej tylko świadczy o jego jakości. Uwierzcie, naprawdę cieszyło mnie to, że znowu będę go słuchać. Jeszcze raz podkreślam, że ten produkt gra analogowo, przestrzennie, precyzyjnie i jest w stanie poradzić sobie nawet z trudnymi paczkami. Sprawuje się jak znacznie mocniejszy i większy piec. Takie mnie wnioski nachodzą po tym, co usłyszałem z Boenicke W8. Z uwagi na nieco przykręcony dół pasma, osobiście szukałbym dla niego albo paczek grających tak, jak wspomniane wcześniej W8-ki, albo cieplejszego i masywnego towarzystwa, pokroju czeskich Perli chociażby.

Podsumowanie

O ile w przeszłości byłem po prostu pod wrażeniem modeli H80 czy H160, opisanie w taki sposób Rosta to za mało. To świetny produkt. Nie tylko wyszedł z tarczą w konfrontacji ze znacznie droższą elektroniką, ale też udowodnił, że jest dopracowany. Wskazanie słabego ogniwa tej integry jest trudne, bo z której strony nie spojrzeć, świetnie sobie daje radę.

Hegel Rost jest bardzo dobrze wykonany. Zmiana wyświetlacza na panel OLED to zdecydowanie krok we właściwą stronę, produkt nie zawodzi też pod względem liczby przyłączy. Ma wszystko to, co jest potrzebne do wielozadaniowej pracy, a dodatkowe opcje sieciowe ucieszą niejedną osobę. No i norweska integra prezentuje się wybornie w bieli.

Natomiast sedno sprawy – jakość dźwięku – nie pozostawia złudzeń. Rost jest bardzo dobry pod tym względem. Nie popełnia wpadek typowych dla relatywnie niedrogich integr o podobnym profilu. Norweski produkt nie popada ani w przesadnie wysuszoną manierę, nie gra też w sposób przytłaczająco obły. Balansuje gdzieś pomiędzy, z ciągotami w tę pierwszą stronę, a całość przyprawia analogową głądkością wysokiej próby, imponującą stereofonią, spokojem i – gdy trzeba – znakomitą kontrolą nad podłączonym obciążeniem, co w wymaganych sytuacjach objawia się dźwiękiem zwinnym i punktowym.

Z uwagi na powyższe, Rost jest bardzo dobrze, uczciwie wyceniony. Osoby poszukujące jednego tylko, ale wszystkomającego i wszystkorobiącego produktu z okolic nieco powyżej 10 000 zł, powinny się nim koniecznie zainteresować. Co więcej, stanowi on dowód na to, że norwescy inżynierowie wyjątkowo zręcznie potrafią połączyć ze sobą audiofilskie granie wysokiej próby, nowoczesne wzornictwo i wielofunkcyjność, co wbrew pozorom wcale tak często w przyrodzie nie występuje. Moje szczere gratulacje i do następnego.

 

Platforma testowa:

  • Wzmacniacz: Trilogy 925, Sanders Sound Systems Magtech + przedwzmacniacz firmowy
  • Przetwornik c/a: Lampizator Golden Gate (Psvane WE101D-L + KR Audio 5U4G Ltd. Ed.)
  • Kolumny: Boenicke Audio W8
  • Transport: Asus UX305LA
  • Kable głośnikowe: Harmonix CS-120 Improved
  • Interkonekty: Forza AudioWorks Noir
  • Zasilanie: Gigawatt PF-2 + Gigawatt LC-2 MK2 + Forza AudioWorks Noir Concept
  • Stolik: Lavardin K-Rak
  • Muzyka: NativeDSD

Cena sklepowa produktu w Polsce:

  • Hegel Rost: 10 990 zł

 

Dostawca: Camax