Po przygodzie z kablem USB Expression Emerald, który okazał się wyjątkowo muzykalną bestią i pozostał w moim systemie na stałe, przyszedł czas na kolejną propozycję dla posiadaczy wysokiej klasy systemów opartych o pliki. Tym razem to kabel LAN z wyższej półki, David Laboga Digital Sound Wave Sapphire Ethernet.
Wstęp
Ostatnia wielka cyfrowa rewolucja w audio rozpoczęła się od wprowadzenia wysokiej klasy przetworników cyfrowo-analogowych z wejściami USB. Standard ten, choć nie tworzono go przecież w celu przesyłania akurat muzyki sprawił, że źródłem dla systemu audio mógł się stać dowolny komputer. Dopracowanie sposobów wykorzystania tego interface’u do przesyłania plików muzycznych w sposób, które gwarantuje wysoką jakość brzmienia zabrało dobrych kilka lat. Powiedziałbym nawet, pamiętając iż twórcom urządzeń do odtwarzania płyt kompaktowych dojście do faktycznie wysokiego poziomu zajęło circa 30 lat, że proces się bynajmniej nie zakończył, choć progres nastąpił ogromny.
Prace oczywiście prowadzone były również po stronie źródła sygnału, czyli komputerów ubranych dziś często w audiofilskie obudowy, wspartych wysokiej klasy zasilaczami, wyposażonych w wyspecjalizowane oprogramowanie, jak i kabli łączących audiofilskie serwery z DACami. Prace skupiały się na standardzie USB, stąd niemal każdy nowy przetwornik posiada stosowne wejście akceptujące sygnał nawet w niebotycznych rozdzielczościach, często nie tylko w PCMie, ale i w DSD, a i audiofilskich kabli w tym standardzie jest na rynku już całkiem sporo.
Standard USB, choćby z racji tego, że nie był tworzony z myślą o audio wysokiej klasy, ma swoje wady, z którymi można (dość skutecznie) walczyć. Niemniej już ładnych kilka lat temu pojawił się pomysł, by do celów audio wykorzystać inną opcję także dostępną właściwie dla każdego komputera, czyli połączenie sieciowe. Co prawda o ile do wszelkich innych zastosowań popularniejsza jest dziś komunikacja bezprzewodowa (Wi-Fi), to jednak w audio, przynajmniej tym z wysokiej półki, korzysta się raczej z połączenia kablowego – Ethernetu, zwanego również LANem. Oferta przetworników wyposażonych w stosowne wejście jest dziś co prawda mniejsza niż dysponujących wejściami USB, ale jest ich już wystarczająco dużo, by brać to rozwiązanie pod uwagę.
A skoro są DACi to potrzebne są również wyspecjalizowane kable. Jeszcze kilka miesięcy temu moje doświadczenia z wykorzystaniem Ethernetu do przesyłania plików audio ograniczały się wyłącznie do urządzeń, które trafiały do mnie do testów. To co pozwalały mi one usłyszeć brzmiało na tyle obiecująco, że w końcu poprosiłem LampizatOra o upgrade mojego Pacifica polegający na dodaniu wejścia LAN. Po kilku miesiącach oswajania się z dźwiękiem przy pomocy porządnych, ale „zwykłych” kabli LAN przyszedł czas, by sprawdzić, czy podobnie jak w przypadku USB, i w tym standardzie konstrukcja takiego kabla pod kątem lepszego brzmienia ma sens. Jako człowiek, który słyszy różnice między kablami cyfrowymi pozwolę sobie całkowicie pominąć kwestie, że to tylko jedynki i zera, więc kabel nie powinien mieć wpływu. Zwykle mają, acz standard LAN pozostaje dla mnie jednym z najsłabiej zbadanych, więc pozostało spróbować. Po tak dobrym doświadczeniu z podstawową, ale znakomitą łączówką USB pana Davida Labogi (test TU) postanowiłem ponownie sięgnąć po jego propozycję.
Podobnie jak kable USB, także sieciowe (LAN) zgrupowane są w jednej serii zawierającej trzy modele. Między momentem, kiedy otrzymałem dwie sztuki kabla, a napisaniem testu, pan David zmienił nazewnictwo swoich kabli ethernetowych. Seria nazywa się obecnie Digital Sound Wave, natomiast poszczególne modele to (od najniższego): Emerald, Sapphire i Ruby. Jak się łatwo można zorientować, zmiana nazewnictwa miała na celu jego ujednolicenie z serią kabli USB. O ile w przypadku tych ostatnich testowałem model najniższy, Expression Emerald, o tyle w przypadku kabli LAN do testu dostałem dwie sztuki modelu środkowego, czyli Digital Sound Wave Sapphire Ethernet. Kolor zmienił się z zielonego (emaraldowego) na niebieski (szafirowy), jakość wykonania jest chyba jeszcze wyższa, a estetyka, za sprawą skórzanego wykończenia, jasno wskazuje, że mamy do czynienia z produktem z bardzo wysokiej półki. Choć, tu mały teaser nadchodzącej kolejnej recenzji, topowy model (testuję wersję USB) Ruby, ubrany w rubinową skórzana koszulkę, wygląda może nawet jeszcze lepiej, jeszcze bardziej ekskluzywnie.
Budowa i cechy
Podobnie jak pozostałe cyfrowe kable Davida Labogi, Digital Sound Wave Sapphire Ethernet dostarczany jest w dość prostym, ale eleganckim drewnianym pudełku. Wysokiej klasy, wykonywane na zamówienie wtyki RJ45 na czas transportu zabezpieczane są dodatkowo miękkimi, czarnymi woreczkami. Te same wtyki stosowane są we wszystkich kablach z tej serii. Styki wykonane zostały z miedzi, a następnie pozłocone. Nawet jeśli samo pudełko nie jest wystarczającą wskazówką, to już wyjmując Sapphire z pudełka nie ma wątpliwości, iż mamy do czynienia z ekskluzywnym produktem wysokiej klasy. Odpowiedzialne za takie wrażenie jest skórzane wykończenie kabla.
Jak pisze producent:
„Kabel jest ręcznie obszywany . Do obszywania naszych kabli używamy naturalnej skory cielęcej, ponieważ ekologia jest dla nas bardzo ważną kwestią. To właśnie dlatego zdecydowaliśmy się na naturalne skory, które są efektem „ubocznym” uboju zwierząt (na mięso), a brak ich wykorzystania byłby marnotrawstwem i brakiem szacunku do zwierząt. Dodatkowym argumentem przemawiającym za wykorzystaniem naturalnej skóry jest fakt, że w przeciwieństwie do tzw. ekoskóry jest ona całkowicie biodegradowalna.”
Takie właśnie pełne, skórzane wykończenie – wtyków i pierwszego, krótkiego odcinka zaraz za nimi z obu stron czarną, a większości długość dalej po prostu piękną ciemno niebieską, precyzyjnie obszytą skórą, prezentuje się po prostu fenomenalnie. I piszę to ja, człowiek który poza paskiem i butami w życiu nie kupił niczego ze skóry. Na odcinkach wykonanych z czarnej skóry umieszczono przetłoczone napisy – markę i model kabla, a także strzałki wskazujące kierunek. Dodatkowym elementem wyróżniającym dwa droższe modele kabli Digital Sound Wave (Sapphire i Ruby), oprócz skórzanego wykończenia, są korelujące z nazwami modeli malutkie (prawdziwe!) kamyki, czyli odpowiednio szafir i rubin. Zdjęcia zapewne nie oddadzą urody tego kabla w pełni, ale proszę mi wierzyć – aż szkoda go wpinać gdzieś z tyłu, za sprzętami, gdzie nie będzie na widoku.
A co siedzi w środku skórzanej koszulki? Polski producent nie należy do tych, którzy publikują listę materiałów, geometrię kabla, tudzież kwieciste wywody „wyjaśniające” czemu jego kable są lepsze od innych. Udało mi się więc jedynie dowiedzieć, że nie są to kable cięte ze szpuli i pakowane do eleganckiej koszulki. Każda sztuka to ręcznie wykonywana plecionka z drutów miedzianych o różnym przekroju i różnej czystości dedykowana do zastosowań audio. Ręczne wykonanie to także powód, dla którego nie ma możliwości zakupu odcinków dłuższych niż 3 metry. Kabel dostępny jest w odcinkach: 1; 1,5; 2 i 3m. Producent zaleca wygrzewanie każdej sztuki przez minimum 100 godzin, acz zaznacza, że optymalne efekty uzyskiwane są po mniej więcej 200 godzinach.
Brzmienie
Jak wspomniałem, wykorzystywanie Ethernetu jako interfejsu do przesyłania sygnału z serwera muzycznego do przetwornika cyfrowo-analogowego jest dla mnie dość nowym doświadczeniem. Na tyle nowym, że do tej pory nie dorobiłem się jeszcze żadnych audiofilskich kabli, a jedynie wysokiej klasy nieaudiofilskich. Kilka dobrych kabli przewinęło się przez mój system przy okazji różnych recenzji. Jednym z najlepszych był testowany niegdyś produkt marki Stavessence, który jasno pokazał, że dobry kabel tego typu również robi różnicę. Niemniej, ponieważ używałem wówczas testowanego, a nie własnego DACa, nie byłem do końca w stanie ocenić skali zmian. Dzięki kablom Davida Labogi miałem w końcu okazję sprawdzić to już w optymalnych warunkach, także za sprawą świeżo przetestowanej i nabytej do mojego systemu referencyjnego karty JCAT NET Card XE (test TU). Do serwera na stałe wpięty był również drugi dodatek nabyty po wspomnianej recenzji, czyli JCAT USB+LAN Ground Conditioner.
Ustaliliśmy z panem Davidem, że dostanę dwie sztuki środkowego modelu z oferty, czyli Digital Sound Wave Wave Sapphire Ethernet. Dzięki temu jedną sztukę mogłem wpiąć między LampizatOra Pacific a switch Silent Angel Bonn N8 (wsparty firmowym zasilaczem liniowym Forester), a drugą z tym samym switchem połączyć mój serwer muzyczny. Chodziło o sprawdzenie zarówno tego, w którym miejscu systemu lepiej sprawdzi się pojedynczy kabel, jak i tego czy użycie dwóch wniesie ewentualne dodatkowe korzyści.
Zacząłem od porównania, które można uznać za główne, czyli dotyczącego kabla łączącego DAC ze switchem. Wybrałem kilka utworów w wysokich rozdzielczościach, zarówno w PCM jak i DSD, i zabrałem się za porównania przepinając kable LAN jedynie po stronie Pacifica. Na owym zwykłym kablu, który i owszem jest porządnie zrobiony, ale zupełnie nieaudiofilski, słucham muzyki od kilku miesięcy i korzystam z tego połączenia chyba równie często jak z USB. Choć z drugiej strony, kabel Emerald Expression USB Davida Labogi zmienił nieco proporcje, jako że za jego sprawą dźwięk kieruje się w stronę pięknej płynności, spójności i po prostu wyższej muzykalności, którą ja bardzo wysoko sobie cenię. Ale nie o tym miałem… Rzecz w tym, że pomimo posiadania świetnych kabli USB i regeneratora sygnału USB Ideona i tak często słucham muzyki korzystając ze „zwykłego” kabla LAN. Oczekiwałem więc, że zmiana tego ostatniego na audiofilski, z całkiem już wysokiej półki, zrobi różnicę i to niemałą.
Nie myliłem się, choć nie było to wcale aż tak oczywiste od pierwszej sekundy pierwszego utworu. Same zmiany nie są bowiem bynajmniej spektakularne, czy tym bardziej efekciarskie. To raczej praca u podstaw, że tak to ujmę, zaczynająca się w samym rdzeniu dźwięku, czy raczej muzyki i dopiero stamtąd wpływająca na to, co słyszymy z głośników. Rzecz w tym, że Digital Sound Wave Sapphire Ethernet wydaje się organizować dźwięk od środka, porządkuje wszystkie jego elementy, przypisuje im odpowiednie miejsca i pilnuje by każdy wypełniał swoją rolę. Dzięki zadbaniu o te elementy słyszymy dźwięk zdecydowanie spójniejszy, bardziej zrelaksowany, pełniejszy, gładszy i bardziej… niecyfrowy. Po chwili zdajemy sobie sprawę z tego, jak znacząco poprawiła się rozdzielczość, o ile więcej informacji „pojawiło się” w prezentacji. Wziąłem „pojawiło się” w cudzysłów ponieważ rzecz nie w tym, że Sapphire wyczarowuje skądkolwiek dźwięki, których wcześniej w nagraniu nie było. Kabel LAN Davida Labogi właśnie poprzez owo uporządkowanie każdego, najdrobniejszego nawet okruchu informacji sprawia, że wszystkie one stają się, z jednej strony, pełnoprawnymi elementami większej całości, a z drugiej, są zdecydowanie łatwiej dostępne, czytelniejsze i stąd bierze się wrażenie, że się „pojawiły” tam, gdzie ich wcześniej nie było.
Wpływa na to również obniżenie poziomu szumów/zakłóceń, tych których teoretycznie nie słychać, ale przy niższej klasy kablach czają się w tle. Gdy uda się ich pozbyć, na co w tym przypadku złożył się cały szereg elementów – począwszy od karty JCAT NET XE, zasilania jej znakomitym zasilaczem FERRUM Hypsos, aż po testowany kabel Davida Labogi – dźwięk robi się zdecydowanie klarowniejszy, bardziej przejrzysty, a jednocześnie nasyca się barwa, a dźwięk gęstnieje. Rzecz w tym, że następuje znacząca poprawa w zakresie rozdzielczości i to ona sprawia, iż dźwięk robi się gęstszy, więc na pozór, przy całej czystości, ciemniejszy. Chwilę zajmuje więc docenienie o ile bardziej jednocześnie otwarta i swobodna staje się prezentacja z Digital Sound Wave Sapphire Ethernet.
Kapitalnie było to słychać np. w utworze z generalnie dość ciemno brzmiącego koncertowego nagrania Herba Alperta i Hugh Masakela. Trąbka mistrza ze standardowym kablem dość matowa, z propozycją Davida Labogi połączyła ową naturalną (!) cechę z dźwięcznością i to taką, która, gdy zachodziła taka konieczność, potrafiła wręcz przeszywać, ale i tę cechę prezentując w niebywale wręcz naturalny, nieagresywny, nierozjaśniony sposób. Sapphire sprawił również, że przestrzeń wokół muzyków otworzyła się i wypełniła powietrzem. Wrażenie było takie, jakbym wreszcie był w stanie „zobaczyć” nie tylko scenę i pierwsze rzędy publiczności, ale całą przestrzeń Roxy Theater. Wszystko to oczywiście za sprawą zdecydowanie lepszego wykorzystania bogactwa drobnych informacji dotyczących akustyki tego miejsca, które udało się uchwycić na taśmie, a które ze „standardowym” kablem nie były odpowiednio wykorzystywane do stworzenia „aury” i klimatu wydarzenia.
To ostatnie wrażenie wynikało po części z faktu, iż o ile ów zwykły kabel skupiał się dość mocno na pierwszym planie, pokazując go blisko i tracąc jednocześnie trochę z oczu pozostałe wydarzenia, Digital Sound Wave Sapphire sięgał dużo dalej, głębiej. W ten sposób zdecydowanie lepiej oddawał wszystko to, co działo się na dalszych planach, a przez to również akustykę koncertu i udział publiczności. Dopiero z testowanym kablem powstawało wrażenie, za które tak kocham dobre nagrania koncertowe (jeśli dany system/komponent potrafi to przekazać), czyli zaangażowanie, poczucie (niemal) uczestnictwa w wydarzeniu zamiast po prostu odsłuchu nawet bardzo dobrej realizacji. Odsłuch nawet w topowym systemie nigdy nie dostarczy takich samych wrażeń, jak spotkanie z żywą muzyką, ale może się do nich mniej, lub bardziej zbliżyć. Testowany kabel LAN Davida Labogi wpięty między Pacifica a switch robił w tym względzie świetną robotę.
Przy utworze „This is not America” z krążka „Heroes expanded (A tribute to David Bowie)” moją uwagę niemal od razu przyciągnął bas. Schodzący bardzo nisko, dociążony, gęsty, wyznaczający puls utworu. Ten ostatni był także zaznaczony ze standardowym kablem, ale zdecydowanie nie tak potężny odgrywał wyraźnie mniej znaczącą rolę niż z Sapphire. Testowany kabel sprawiał jednocześnie, że niskie tony były bardziej zwarte, mocniej zaznaczony i szybszy był atak dźwięku. Jak z kolei lepiej pokazał kawałek z Rayem Brownem na basie z „Soular energy” również i wybrzmienia z Davidem Labogą były dłuższe i pełniejsze. Po przyzwyczajeniu się do zdecydowanie większej obecności świetnie różnicowanego, dynamicznego, energetycznego basu mogłem w końcu docenić również wyrazistość prezentacji barwy i to zarówno wokalu na pierwszym krążku (a więc mowa o zakresie tonów średnich), jak i kontrabasu mistrza na drugim (dolny zakres).
Oprócz sprawności technicznej wykonawców, Digital Sound Wave Sapphire Ethernet w bardziej organiczny, bogatszy, bardziej wyrazisty, prawdziwszy sposób oddawał barwę i fakturę brzmienia głosu, czy kontrabasu mistrza. Dorzućmy do tego generalnie bardziej ekspresyjną prezentację, w porównaniu do której zwykły kabel brzmiał po prostu płasko emocjonalnie (choć wcale taki nie jest – to kwestia dużej różnicy, wyrazistego kontrastu w tym zakresie), świetną dynamikę, gdzie różnica na poziomie mikro na korzyść Sapphire była jeszcze większa, i dostajemy dźwięk, który jest dramatycznie wręcz lepszy.
Wpływ kabla Digital Sound Wave Sapphire Ethernet przy zastosowaniu między DACiem a switchem okazał się więc bardzo duży i zdecydowanie pozytywny. Przyszedł więc czas żeby sprawdzić, co się stanie, gdy pojedynczy dany audiofilski kabel LAN wepnę między switch a serwer, kartę JCAT NET XE, gwoli ścisłości, sam DAC podłączając tym razem „zwykłym” kablem? To pytanie istotne o tyle, że Sapphire do propozycja już dość kosztowna, więc zakup dwóch sztuk może być dla części miłośników dobrego brzmienia zbyt dużym obciążeniem finansowym. Jeśli więc z jakichkolwiek przyczyn możemy do systemu wstawić tylko jeden kabel ethernetowy wysokiej klasy, gdzie da on większe korzyści? Przed próbą odpowiedź wydawała mi się prosta – kabel dostarczający sygnał do DACa powinien być pierwszym wyborem. Po kilku, nawet kilkunastu faktycznych próbach, przesłuchaniu krótkich fragmentów różnorodnych utworów, nie było to jednakże dla mnie wcale tak oczywiste. Wpięcie jednego Sapphire’a między serwer a switch wprowadziło zmiany po pierwsze podobne w charakterze do uzyskanych przy wykorzystaniu tegoż kabla do podłączenia DACa. Po drugie ich skala była… podobna.
Była to konkluzja na tyle zaskakująca, mimo że zasadniczo zgadzam się z twierdzeniem, że system gra tak dobrze, jak jego najsłabsze ogniwo, że postanowiłem zamiast krótkich porównań z szybkimi zmianami kabli posłuchać kilka albumów z kablem Davida Labogi najpierw wpiętym do serwera, a potem do DACa. Słuch i nasza percepcja w jakimś stopniu się akomodują do tego, co słyszą przez dłuższy czas. A jednak to dopiero przy takich, dłuższych odsłuchach, uznałem w końcu, że jednak z Sapphire wpiętym do Pacifica dźwięk nieco bardziej się otwiera, jest w nim ciut więcej powietrza, nieco lepiej słychać elementy akustyki pomieszczeń – słowem te elementy, które podobały mi się w pierwszej części testu. W drugiej opcji dźwięk był za to odrobinę bardziej dociążony, choć akcent (tego dociążenia) wydawał się położony nieco wyżej – w niskiej średnicy/wysokim basie. Muszę tu jednakże podkreślić, że różnice w obie strony naprawdę nie były duże.
W obu tych zastosowaniach Digital Sound Wave Sapphire Ethernet wykonywał znakomitą robotą bardzo wyraźnie podnosząc klasę dźwięku płynącego z kolumn. Niemniej, mając do dyspozycji tylko jeden kabel LAN Davida Labogi ja wpiąłbym go między switch a DAC – to w moim systemie (!) dawało efekt odrobinę lepiej zbalansowanego i otwartego dźwięku, które to cechy wysoce sobie cenię. Nie mogę wykluczyć, że w innym systemie, przy nieco innych oczekiwaniach użytkownika, wpięcie Sapphire między serwer a switch dałoby pożądany efekt. Nie mam za to żadnych wątpliwości, że w obu tych lokalizacjach w systemie, kabel ten poradzi sobie doskonale nawet w systemach wysokiej klasy.
Tu w zasadzie mogłem zakończyć zabawę, tyle że przecież miałem do dyspozycji dwa kable Sapphire. Mogłem więc wpiąć je oba naraz by ocenić, czy zalety ich obecności w obu miejscach systemu się łączą, a może nawet wynik sumy indywidualnych progresów brzmienia wprowadzanych przez nie razem jest większy niżby to wynikało z prostego dodawania? Za pierwszym razem drugi kabel Davida Labogi wpiąłem do systemu do DACa po odsłuchach z jednym kablem między serwerem a switchem. Żeby było jasne, bez niego, jak już pisałem wcześniej, dźwięk był naprawdę znakomity i tak naprawdę nie oczekiwałem żadnych większych zmian. A jednak wpięcie drugiego Sapphire’a było zauważalne natychmiast. Muzyka, czy też instrumenty, złapały większy oddech, pojawiło się więcej powietrza, poprawiły wybrzmienia, przestrzenność, a muzycy byli bardziej jeszcze obecni, bardziej tu i teraz. Choć się powtarzam, to napiszę to raz jeszcze – cechą wszystkich cyfrowych kabli Davida Labogi, jakich do tej pory słuchałem, jest sprawianie, że cyfrowa muzyka brzmi mniej cyfrowo. Sapphire jest tego doskonałym przykładem.
Słowem, z wykorzystaniem obu kabli następowała kumulacja „efektu Szafira”, czyli nie tylko połączenie zalety zaobserwowanych wcześniej w zależności od miejsca wpięcia jednej cyfrowej łączówki, ale i efekt synergii. Ostateczny wpływ dwóch Digital Sound Wave Sapphire na brzmienie był większy niż prosta suma wpływów każdego z nich z osobna. Powtarzane próby z wypięciem któregokolwiek z nich i ponowne używanie obu dawały powtarzalne obserwacje. Dłuższe odsłuchy z jednym, lub dwoma kablami za każdym razem potwierdzały przewagę dwóch. Oczywiście zysk z wpięcia drugiej sztuki był już sporo mniejszy, niż z zastosowania pierwszej. Tyle że cała nasza zabawa w audio na tym właśnie polega – szukamy perfekcji, a im bliżej tego (nieosiągalnego!) celu się znajdujemy, tym więcej kosztuje nas każdy kolejny, coraz mniejszy progres. Co nie zmienia faktu, że i tak każdych z tych kroków w stronę celu doceniamy.
Podsumowanie
Nazywając rzeczy najprościej jak się da, z dwoma Digital Sound Wave Sapphire Ethernet Davida Labogi w systemie słuchałem muzyki z jeszcze większą przyjemnością. To było jeszcze bardziej satysfakcjonujące, angażujące, pełniejsze doświadczenie. Moim zdaniem, jeśli więc tylko budżet pozwala, należy sięgnąć po dwie sztuki, bo system zabrzmi lepiej niż z jedną. Jedna również wykona znakomitą robotę – u mnie nieco, niewiele, ale jednak, lepszą między DACiem a switchem. Można również wypróbować wyższy model, Ruby (tu ekstrapoluję doświadczenie z kablem USB), bo zapewne wykona to samo zadanie w jeszcze bardziej wyrafinowany sposób.
Oczywiście nawet dwie sztuki Sapphire pozostawiają miejsce do prób uzyskania dalszej poprawy (choć to zakrawa już na szaleństwo). U mnie mógłbym do switcha podpiąć takim kablem jeszcze NAS z plikami audio (już wsparty liniowym zasilaczem). Mógłbym teoretycznie połączyć kolejnym, a nawet dwoma (bo używam w tym miejscu izolatora optycznego LAN), switch z gniazdkiem ściennym. Ale każde szaleństwo musi mieć swoje granice. Pozostańmy więc przy choć jednym, ewentualnie dwóch. U mnie wypięcie obu kabli LAN Davida Labogi, czyli powrót do stanu sprzed ledwie kilku tygodni sprawiał, że odechciewało mi się słuchać muzyki z plików. Różnica w klasie i charakterze brzmienia na korzyść mojego systemu analogowego z gramofonem Janusza Sikory w roli głównej robiła się jakby dużo większa niż ja pamiętałem.
Dwa Sapphire’y sprawiały, iż (mimo, że nadal czarna płyta pozostała moim preferowanym nośnikiem muzyki i to pewnie nigdy się nie zmieni) nie spoglądałem tęsknie w stronę Standarda Max. Słuchałem muzyki z plików całymi godzinami, wręcz dniami z uśmiechem na twarzy i kończynami wystukującymi rytm. Jeśli tego również poszukujecie sprawdźcie kable pana Davida – Digital Sound Wave Sapphire Ethernet to kolejny dowód, iż to człowiek, który wie co robi i co jest ważne w muzyce (!). Gdyby nie fakt, iż przyznajemy swoją nagrodę, VICTORA, jedynie najlepszym produktom, to powędrowałaby ona do Sapphire. Niemniej mając już przedsmak klasy topowego modelu RUBY USB, muszę nagrodę zostawić sobie w rezerwie na wypadek gdyby kiedykolwiek przyszło mi testować ethernetowego Rubina…
Ceny brutto (w czasie recenzji):
- David Laboga Digital Sound Wave Sapphire Ethernet: 1m -1060 EUR, 1.5m – 1181 EUR, 2m – 1305 EUR, 3m – 1550 EUR
Producent: DL Custom Audio ; David Laboga
Platforma testowa:
- Źródło cyfrowe: pasywny, dedykowany serwer z WIN10, Roon Core, Fidelizer Pro 7.10, karty JCAT Femto USB i JCAT NET XE z zasilaczem FERRUM HYPSOS, JCAT USB Isolator, zasilacz liniowy KECES P8 (mono).
- Przetwornik cyfrowo-analogowy: LampizatOr Pacific + Ideon Audio 3R Master Time
- Źródło analogowe: gramofon JSikora Standard w wersji MAX, ramię J.Sikora KV12, wkładka AirTight PC-3, przedwzmacniacze gramofonowe: ESE Labs Nibiru V 5 i Grandinote Celio mk IV, Thoeress Phono Enhancer
- Wzmacniacz: GrandiNote Shinai
- Przedwzmacniacz: AudiaFlight FLS1
- Kolumny: GrandiNote MACH4, Ubiq Audio Model One Duelund Edition
- Interkonekty: Hijiri Million, Hijiri HCI-20, TelluriumQ Ultra Black, KBL Sound Zodiac XLR, David Laboga Expression Emerald USB, TelluriumQ Silver USB, David Laboga Digital Sound Wave Sapphire
- Kable głośnikowe: LessLoss Anchorwave
- Kable zasilające: LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3
- Zasilanie: Gigawatt PF-2 MK2 i Gigawatt PC-3 SE Evo+; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
- Stoliki: Base VI, Rogoz Audio 3RP3/BBS
- Akcesoria antywibracyjne: platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot