Kilka miesięcy temu miałem okazję testować dla Czytelników HiFiKnights stożki anty-wibracyjne młodej polskiej marki Graphite Audio, oznaczone symbolem IC-35. Spotkanie z nimi okazało się na tyle ciekawe, że z ochotę przystałem na kolejną propozycję testu, czyli przygodę z podstawkami pod kable Graphite Audio CIS-35.
Wstęp
Przyznaję bez bicia, że co prawda do produktów antywibracyjnych wszelkiej maści przekonałem się już dość dawno i funkcjonuje ich w moim systemie całkiem sporo, to do tej pory nie było wśród nich podstawek pod kable. Używam stolików (Rogoż Audio i Base), platform (Franc Audio Accessories, Alpine-line, Base) i nóżek (Franc Audio, Rogoż Audio, a po wspomnianym teście teście zakupiłem również dwa komplety Graphite Audio IC-35) i nie mam żadnych wątpliwości, że każdy z tych komponentów spełnia mniejszą lub większą, ale pozytywną rolę w systemie.
W czasie swoich audio przygód testowałem już także kilka rodzajów podstawek pod kable (choćby wspomnianego już pana Janusza Rogoża), ale nie zdecydowałem się do tej pory na zakup. Dlaczego? Bynajmniej nie dlatego, że nic od siebie nie wnosiły, bo efekt za każdym razem był słyszalny. Wiem, że ciągle są wśród miłośników muzyki sceptycy, którzy uznają takie produkty za audio voodoo, ale ich liczba systematycznie spada. Ci, którzy posiadają dopracowane, klasowe systemy i chcą postawić w nich przysłowiową kropkę nad „i”, prędzej czy później podejmują własne próby (do których zawsze zachęcam!) i przekonują się na własne uszy, że i takie „gadżety” mogą im pomóc wycisnąć jeszcze ciut więcej jakości. A jeśli różnicy nie usłyszą, mogą zawsze wydać te same pieniądze choćby na płyty – tych w końcu nigdy za wiele w kolekcji.
Powodem, dla którego żaden z testowanych produktów nie zagościł u mnie na stałe był… duży tłok pośród kabli za głównym stolikiem (ich duża ilość w połączeniu z ograniczoną ilością miejsca). Drugim natomiast, bardzo częste, związane z ciągłym testowaniem wszelakich komponentów, przepinanie kabli. Niemniej mocno w pamięci utkwiło mi pierwsze spotkanie z szefem marek Lavardin i Lecounture, który postawił wówczas tezę, iż klasa kabli audio, czy też uzyskiwanego z ich pomocą brzmienia, zależy w dużej mierze od tego, na czym one leżą (dywanie, wykładzinie, parkiecie, betonie, etc.). Rzecz m.in. w ładunkach statycznych, czy interakcjach między różnymi materiałami. Stąd, jego zdaniem, podstawki pod kable, są absolutnie niezbędne, bo ich brak sprawia, że nie wykorzystujemy pełnego potencjału swojego systemu.
Pytanie brzmi, o jakich kablach rozmawiamy i z czego takie podstawki powinny być wykonane. Odpowiedź na pierwsze pytanie brzmi: o wszystkie, które dotykają czegokolwiek pomiędzy komponentami, które łączą. Słowem, jeśli są zawieszone w powietrzu i nie dotykają niczego, wszystko jest OK (o ile z racji ich masy nie trzeba ich podeprzeć), ale w każdym innym przypadku powinny być podparte/odseparowane od podłogi, stolika, czy innych kabli. Choć w pierwszej chwili, przynajmniej mi, na myśl przychodzą kable głośnikowe, to to samo dotyczy zasilających, ale i, jeśli zachodzi taka potrzeba, interkonektów. Prostej odpowiedzi na drugie pytanie nie ma. Japończycy najczęściej wykorzystują drewno. Inne firmy korzystają z bardziej „technologicznych” materiałów, a czasem z połączenia kilku o różnych właściwościach.
Jak się zapewne domyślają wszyscy, którzy albo czytali recenzję Graphite Audio IC-35 (zobacz TU), albo zetknęli się już z produktami tej marki, w przypadku CIS-35 materiał, z którego je wykonano, to ten sam „firmowy” polimer z dodatkiem grafitu. Od tego drugiego wzięła się, jak się łatwo domyślić, nazwa marki. Skąd wybór tego właśnie materiału? Jak mi przy okazji pierwszej recenzji powiedział Szymon Rutkowki, człowiek stojący za tą polska marką, jego zdaniem większość materiałów stosowanych w tego typu aplikacjach – metal, ceramika, szkło – wnosi swoją sygnaturę do brzmienia. Sygnatura oznacza podbarwienie dźwięku, a celem, jaki postawił sobie nasz młody konstruktor, było uzyskanie maksymalnie naturalnego i wiernego nagraniom brzmienia. Poszukiwania odpowiedniego materiału trwały 2,5 roku, a gdy już udało się go znaleźć, stał się on budulcem wszystkich (przynajmniej na tę chwilę) produktów Graphite Audio.
Pierwszym były wspomniane stożki pod sprzęty audio, IC-35. Kolejnym są podstawki pod kolce (np. kolumn, albo innych komponentów) ISBS-40, a trzecim testowane podstawki pod kable CIS-35 (CIS, czyli Cable Isolation Stands). Wybór specyficznego materiału został dokonany z racji jego właściwości – doskonale tłumi wibracje, acz (umownym) minusem jest jego cena. Ten drugi czynnik sprawił zapewne, że podstawki pod kable CIS-35 należą do najmniejszych, z jakimi miałem do czynienia (te, które znajdziecie w ofercie Rogoz Audio nazywane są, ze względu na gabaryty i wagę, wręcz platformami pod kable). Graphite Audio mają postać niewysokiego (40mm) cylindra o podstawie o średnicy 35mm, którego górna powierzchnia jest wklęsła – to tam trafia kabel.
Producent maksymalną średnicę kabli, pod którymi można użyć Graphite Audio CIS-35 określa na 25mm. W praktyce oznacza to, że wiele, jeśli nie większość (poza najgrubszymi) kabli powinno się tam zmieścić (ja z żadnym nie miałem problemów, acz nie posiadam naprawdę grubych „węży”). Niska waga tych podstawek wymusza uważne układanie na nich kabli – po prostu relatywnie łatwo się wywracają. Gdy poruszamy (zwłaszcza cięższym) kablem nawet na kolejnych podstawkach, zdarza się, że spada on z jednej z wcześniej już ustawionych. W „normalnym” systemie nie powinno to stanowić problemu, jako że po ułożeniu samoistnie nic się nie będzie dziać. Jedynie gdy, tak jak to ma miejsce u mnie, kable są ciągle przepinane/przekładane można zatęsknić do cięższych, stabilniejszych odpowiedników CIS-35. Istotniejszy niż masa powinien być jednakże ich wpływ na brzmienie. O tym za chwilę.
Graphite Audio CIS-35 sprzedawane są w kompletach po 4 sztuki, pakowanych w skromne, ale eleganckie kartonowe pudełka wyłożone ochronną pianką. Ilość sztuk potrzebnych w danym systemie będzie zależała od konkretnego zastosowania. U mnie pod kablami głośnikowymi wykorzystywałem po 4 sztuki na kanał. Gdy testowałem CIS-35 pod kablami zasilającymi sporo zależało od tego, gdzie dany kabel był wpięty (listwa/kondycjoner/gniazdko ścienne), gdzie ustawiony był zasilany komponent (na dolnej/górnej półce stolika) i jak ciężki i sztywny był kabel zasilający. W większości przypadków wystarczały po 2 sztuki, czasem (np. przy giętkich, ale dość ciężkich topowych sieciówkach Bazodruta – recenzja już niedługo) potrzebowałem trzech pod jedną z nich. Potrzebną ilość i rozmieszczenie podstawek Graphite Audio determinuje konkretne sytuacja, a efektem końcowym ma być dany kabel opierający się wyłącznie na podstawkach i nie dotykający niczego innego (poza, oczywiście, gniazdami komponentów, do których jest wpięty).
Brzmienie
Ci, którzy czytali recenzję stożków IC-35 mogli zauważyć, że podstawki pod kable Graphite Audio CIS-35 dotarły do mnie razem z nimi. Z tego płynie już prosty wniosek, iż gościły u mnie jeszcze dłużej niż te pierwsze zanim zabrałem się za napisanie niniejszej recenzji. Wpływ na to miało wiele czynników, wśród których dość istotnym było moje przyzwyczajenie się do obecności CIS-35 pod kablami głośnikowymi. W którymś bowiem momencie, kilka miesięcy temu, tam je „zainstalowałem” i… o nich zapomniałem. Przypominałem sobie jedynie, gdy przychodziło mi testować inne kable głośnikowe, albo zmieniać kolumny. Wówczas, za każdym razem musiałem zadbać, by nie zburzyć porządku za stolikiem i by kable nadal spoczywały na podstawkach, a następnie… mogłem o nich znowu zapomnieć.
Moja skleroza to jeden aspekt tej sprawy, drugim jest wrażenie, które towarzyszyło mi od początku, mówiące, że to właśnie jest właściwe miejsce dla CIS-35, bo, mimo braku jasnego zdefiniowania na początku, co robią dobrze, jasne było, że coś robią. To „coś” sprawiało, że muzyki słuchało mi się po prostu lepiej, przyjemniej, że brzmiała bardziej naturalnie, a to aspekt brzmienia, którego szukam w każdym komponencie. Dlatego właśnie odsłuchy do niniejszego testu zacząłem zupełnie nietypowo bo… od usunięcia podstawek spod moich głośnikowych LessLossów. Operacja ta potwierdziła starą prawdę mówiącą, że łatwo się przyzwyczajamy do lepszego, trudno jest natomiast zaakceptować regres, nawet jeśli oznacza on powrót do, jak najbardziej akceptowanego wcześniej, wręcz lubianego/cenionego, wysokiego poziomu. Bo przecież bez tych podstawek dźwięk był i nadal jest, już po doświadczeniu ich wpływu na brzmienie, świetny, taki jak lubię. Tylko z nimi był… bardziej (taki jak lubię).
Do czego więc zdążyłem się mimowolnie przyzwyczaić używając przez dłuższy czas Graphite Audio CIS-35 w moim systemie? Po pierwsze do wyższego poziomu energii dźwięku, a po drugie do lepszego jego uporządkowania, skupienia i kontroli, czy płynącej z tego wyższej jeszcze klarowności. Od razu dodam, że nie mówię o zmianach zasadniczych, redefiniujących klasę systemu, czy porównywalnych do wymiany jednego z głównych komponentów. Niemniej były one wystarczające by, zwłaszcza przy zmianie w tę stronę (czyli słuchania bez podstawek), była wyczuwalna, by ich brak stanowił, może nie tyle wielki problem, a raczej coś z czym można żyć, ale trochę uwiera, co jest pewną… niedogodnością, której chętnie i szybko się pozbyłem wstawiając CIS-35 po kilku godzinach słuchania z powrotem.
Poziom energii dźwięku to jeden z powodów, dla których właściwie zawsze, bez wysiłku i najmniejszych nawet wątpliwości można odróżnić muzykę graną na żywo od odtwarzanej z nagrania. Proces nagrywania i obróbki dźwięku zawsze odbiera muzyce część jej naturalnej, wrodzonej, że tak to ujmę, energii. Kolejną porcję traci się często przy odtwarzaniu. W dopracowanych systemach można owe straty częściowo zniwelować, a dzięki temu muzyka płynąca z głośników nieco bardziej zbliża się do granej na żywo. Graphite Audio CIS-35 użyte pod kablami głośnikowymi (także topowymi firm Soyaton i Bazodrut) pełniły właśnie taką funkcję – ograniczały straty energii (bo mam nadzieję jest oczywiste, że nie dodawały jej od siebie). To wystarczało, by muzyka zabrzmiała pełniej, soczyściej, żywiej, a przez to prawdziwiej. Raz jeszcze powtórzę – to nie są zmiany wielkie, ale wystarczające, by już nawet tylko dla nich rozważyć zakup Graphite Audio CIS-35.
Druga z najważniejszych zmian to wyższa klarowność, a jednocześnie kontrola i skupienie dźwięku. Jako że właściwie nie ma (choć próby były) jednego słownika pojęć audiofilskich i dlatego czasem różnimy się w ich interpretacji, pozwolę sobie nieco rozwinąć moje rozumienie tego określenia. Rzecz bowiem nie tyle w czystości, czy transparentności jako takiej (choć one są elementami składającymi się na „moją” klarowność), ale raczej wyrazistości elementów składowych dźwięku. Wynika ona zarówno z wspomnianej wcześniej wyższej energii dźwięku (a więc i dźwięków składowych), jak i jego skupienia, z pozbycia się drobnych zniekształceń i podbarwień oraz z wynikającego z tego lepszego różnicowania. Wrażenie z podstawkami CIS-35 jest więc takie, jakby dźwięk robił się nieco gęstszy, co odbywa się bez jego ocieplania, a jednocześnie precyzyjniejszy. Wyjmujemy podstawki Graphite Audio i… dźwięk się odrobinę rozmywa, gdzieś w tle gubi się część tego planktonu, czyli najdrobniejszych informacji, które w swoje ilości/masie stanowią o, de facto, wyrafinowaniu i precyzji dźwięku.
Choć było to bardziej skomplikowane, uznałem iż warto się nagłowić i nagimnastykować (dosłownie!), by wypróbować Graphite Audio CIS-35 również pod kablami zasilającymi. Problem polega na ich ilości, ale i fakcie, że większość z nich bynajmniej nie dotyka podłogi, bo i listwa i kondycjoner Gigawatta i gniazdka ścienne są umieszczone nisko nad podłogą, a komponenty w większości wyżej. W końcu jednakże wykombinowałem takie podłączenie, by podstawki mogły spełnić swoją rolę. Kabel LessLossa, a później także topowy Bazodruta (w teście) podparłem trzema CIS-35. Każdy z nich łączył gniazdko ścienne Furutecha z wejściem integry Allnic Audio T-1500 mk II (test TU), czyli znakomitego SETa na magicznych 300B.
Wpływ na brzmienie zasilanego urządzenia był właściwie podobny do opisanego w przypadku kabli głośnikowych. Tyle, że teraz większą uwagę zwracała zwartość, definicja, energia i różnicowanie basu niż pozostałych podzakresów pasma. Zwartość naturalna, a nie wymuszona, dodam, nie było w tym za grosz sztucznego utwardzenia. Rzecz w tym, że w przypadku basu akustycznego poprawiała się definicja ataku, ale fazy podtrzymania i wybrzmienia były równie pełne, długie, jak bez podstawek. Kontrabas, nawet w tych nagraniach, w których był nieco zaokrąglony, z testowanymi Graphite Audio łapał odrobinę zwartości.
W przypadku elektrycznej wersji o zwartość niskich tonów jest łatwiej, więc tu bardziej była to kwestia nieodpartego wrażenia, że dźwięk wydobywany z elektrycznej gitary basowej, choćby przez Marcusa Millera, niósł w sobie więcej energii, że miał (przepraszam za kolokwializm) mocniejszego, lepiej zdefiniowanego i kontrolowanego „kopa”. Bardziej chyba nawet było to słychać z PhenOmenem Bazodruta, niż moim LessLossem, mimo że to polski kabel jest sporo grubszy, a ten wymiar kabli wynika przecież z zastosowania grubszych warstw izolacji i materiałów tłumiących wibracje. To ten pierwszy kabel w swojej naturze jest (skrót myślowy – tak wpływa na brzmienie) gęstszy, bardziej dociążony, a po ułożeniu na zestawie CIS-35, PhenOmen jeszcze lepiej bas skupiał nie tracąc nic z masy i wypełnienia. Efekt końcowy nie różnił się więc dramatycznie od tego, co słyszałem bez CIS-35, ale przy (uwaga spoiler!) tak znakomitym kablu każda, nawet drobna dalsza podprawa warta jest rozważenia.
Na sam koniec odsłuchów CIS-35 wylądowały pod długim (3m) interkonektem, który łączy przedwzmacniacz gramofonowy z integrą (czasem z przedwzmacniaczem). Od już dobrych kilku lat w tym miejscu pracuje TelluriumQ Ultra Black, ale od pewnego czasu mam w teście topowy, znakomity (i sporo droższy) kabel Roberta Bastanisa, Imperial. To właśnie ten ostatni wylądował na (w sumie) pięciu podstawkach Graphite Audio. Wpływ na brzmienie był chyba najmniejszy pośród dotychczasowych zastosowań. Jeszcze bardziej skupiony, czystszy do samego dołu bas, lepsze uporządkowanie dźwięku, łatwiejszy dostęp do najdrobniejszych informacji, które igła mojego AirTighta PC-3 zawsze doskonale odczytuje z rowków płyt. W każdym z tych elementów zmiana była niewielka, ale w sumie znowu składały się na bardziej angażujący słuchacza sposób prezentacji muzyki. Charakter brzmienia pozostał właściwie taki sam – dojrzały, niebywale rozdzielczy, otwarty, płynny, spójny i naturalny dźwięk, a za sprawą CIS-35 stał się on tylko, albo aż, odrobinę prawdziwszy, czyli zgodnie z moją definicją tego określenia, bliższy muzyce granej na żywo.
Podsumowanie
Graphite Audio CIS-35 to produkt wizualnie niepozorny. Małe, lekkie, szare elementy nie będą zapewne tymi, którymi będziecie chwalić się odwiedzającym Was gościom (ani laikom, ani audiofilom). Nie należą także do tego gatunku komponentów audio, którymi wywrzecie na znajomych miłośnikach muzyki wielkie wrażenie w ciągu pierwszych dwóch minut odsłuchu. Z ich pomocą niczego w systemie nie naprawicie, nie osiągniecie z nimi natychmiastowego efektu „wow!”. To produkty przeznaczone do relacji długoterminowych, a przy ich testowaniu nie powinniście się spieszyć.
Najlepszym sposobem docenienia ich wpływu na brzmienie, jest wstawienie ich pod wybrane kable na dłuższy czas, a następnie ich wyjęcie. Jeśli okaże się, że bez nich dźwięk stracił nieco energii, zwartości, precyzji, że czegoś, może nawet nie do końca uchwytnego, Wam bez nich brakuje, że muzyki słuchacie z nieco mniejszą przyjemnością i zaangażowaniem, to będziecie mieli odpowiedź na pytanie, czy warto w nie zainwestować. Graphite Audio CIS-35 są ucieleśnieniem owej przysłowiowej kropki nad ‘i’, więc w dobrze skomponowanych systemach niekoniecznie nawet z bardzo wysokiej półki, dołożą swoją cegiełkę wydobywając z nich odrobinę więcej jakości bez zmiany ich wypracowanego charakteru. Jeśli więc podoba Wam się brzmienie Waszego systemu i szukacie możliwości wydobycia z niego jeszcze odrobinę więcej jakości bez większych ingerencji w charakter brzmienia i dużych nakładów finansowych, wypróbujcie Graphite Audio CIS-35. Warto!
Cena brutto (w czasie recenzji):
- Graphite Audio CIS-35: 2099.00 zł / zestaw 4 sztuk
Producent: GRAPHITE AUDIO
Platforma testowa:
- Źródło cyfrowe: pasywny, dedykowany serwer z WIN10, Roon Core, Fidelizer Pro 7.10, karty JCAT XE USB i JCAT NET XE z zasilaczem FERRUM HYPSOS Signature, JCAT USB Isolator, zasilacz liniowy KECES P8 (mono), switch: Silent Angel Bonn N8 + zasilacz liniowy Forester.
- Przetwornik cyfrowo-analogowy: LampizatOr Pacific + Ideon Audio 3R Master Time
- Źródło analogowe: gramofon JSikora Standard w wersji MAX, ramię J.Sikora KV12, wkładka AirTight PC-3, przedwzmacniacze gramofonowe: ESE Labs Nibiru V 5 i Grandinote Celio mk IV
- Wzmacniacz: GrandiNote Shinai, ArtAudio Symphony II
- Przedwzmacniacz: AudiaFlight FLS1
- Kolumny: GrandiNote MACH4, Ubiq Audio Model One Duelund Edition
- Interkonekty: Hijiri Million, Hijiri HCI-20, TelluriumQ Ultra Black, KBL Sound Zodiac XLR, David Laboga Expression Emerald USB, TelluriumQ Silver USB, David Laboga Digital Sound Wave Sapphire
- Kable głośnikowe: LessLoss Anchorwave
- Kable zasilające: LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3
- Zasilanie: Gigawatt PF-2 MK2 i Gigawatt PC-3 SE Evo+; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
- Stoliki: Base VI, Rogoz Audio 3RP3/BBS
- Akcesoria antywibracyjne: platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot, Graphite Audio IC-35