LessLoss C-MARC – głośnikowy

by Dawid Grzyb / February 7, 2019

Nagrodzony ‘Victorem’ kabel zasilający LessLoss C-MARC nie tylko okazał się najlepszym, jaki słyszałem, ale także stanowi przydane narzędzie w mojej pracy. Spowodował też, że chęć poszperania w litewskim portfolio przybrała dodatkowo na sile, czego efektem jest niniejszy tekst, tym razem nt. kabla głośnikowego LessLoss C-MARC. Smacznego.

Wstęp

Lata roszad kablarskich dały mi dostatecznie dużo dowodów do napisania teraz, że te produkty wykraczają daleko poza ich podstawową, tj. połączeniową rolę. Taki pogląd jest oczywiście wynikową moich własnych doświadczeń i perspektywy. Jeżeli każdy system to umowny organizm, kable stanowią jego żyły. Transportując kluczowy płyn ustrojowy pomiędzy organami muszą być zdrowe, inaczej wszystko inne siądzie. Rzecz w tym, że jest wiele rodzajów owych przewodów, co w kontekście audio przekłada się na słyszalne różnice pomiędzy nimi. Dla niektórych to sformułowanie będzie przerostem formy nad treścią, wariactwem, bluźnierstwem lub wszystkim po trochu, ale tak wygląda moja dziennikarska rzeczywistość. Mało tego, dla mnie te produkty są istotne nie tylko jako elementy łączące komponenty danego systemu, ale też użyteczne narzędzia umożliwiające całkiem intensywną zmianę jego dźwięku.
Kable audio różnią się nie tylko miejscem docelowym w systemie, ale też tym, jak są wykonane. Aspekty takie jak izolacja, wewnętrzna geometria, typ przewodnika, średnica, ekranowanie czy zwieńczenia tłumaczą, dlaczego kilka różnie zbudowanych produktów o takim samym zastosowaniu inaczej wpływa na dźwięk, a przynajmniej to jest to, co mi całkiem sprawne uszy podpowiadają od lat. Prawdę napisawszy, kable nie są w stanie wywrócić efektu do góry nogami równie mocno co np. jedna para kolumn wymieniona na drugą, a przynajmniej ja jeszcze takich węży nie słyszałem. Na tę chwilę nie sądzę, że istnieją. Ale kablarska ‘robota wykończeniowa’ potrafi być i często faktycznie jest skuteczna na tyle, że zdolna do zauważalnego przesunięcia brzmieniowego profilu w konkretną stronę. Mało tego, zainteresowania się tymi produktami przed obraniem bardziej radykalnej drogi, tj. wymiany kluczowych komponentów na inne, nie jest pozbawione sensu.
Aby intencjonalnie poruszać się z przewodami audio w pożądanym kierunku, no i nie zepsuć niczego po drodze przy okazji, wymagany jest stopień ekspertyzy, osłuchania i cierpliwości, nie przeczę. Natomiast kablarskie manewry to zabawa zazwyczaj sporo tańsza w porównaniu do grubszych zmian w systemie. Nowy wzmacniacz za ostry, szklisty i szczupły? Kable do niego podłączone mogą wstrzyknąć w ten dźwięk nieco ciała, gładkości i spowodować, że efekt będzie treściwszy i przyjemniejszy. Grające paczki zbyt ociężałe, ciemne i scenicznie restrykcyjne? Szybki, rozświetlony i szczupły drut w izolacji jest w stanie, metaforycznie rzecz ujmując, usunąć woal, otworzyć okno szerzej i w efekcie wpuścić nieco więcej powietrza i światła, a dalsze przykłady mógłbym mnożyć. Natomiast sednem jest to, że niemałe przecież kablarskie pole manewru nie daje podstaw do traktowania go po macoszemu. Moim zdaniem zdecydowaną większość niedomagających systemów da się słyszalnie polepszyć za pomocą starannie dobranych połączeń pomiędzy komponentami. Nie trzeba się też uciekać do rabowania banków aby tak się stało, liczne manufaktury specjalizujące się w tego typu produktach ukształtowały rynek w taki sposób, że rywalizacja jest zaciekła na każdym szczeblu cenowej drabiny. Określ, ile pieniędzy chcesz wydać, a z pewnością coś ciekawego znajdziesz.
Audio-węże zdolne do podreperowania gorszych aspektów dźwięku (lub pogorszenia efektu, też się zdarza) to jedna rzecz, natomiast umiejętność wydobycia naturalnego charakteru konkretnego komponentu bez żadnych mankamentów po drodze to już inna historia i klasa produktowa. Wykraczamy teraz poza kable zdolne uwydatnić jeden element dźwiękowej układanki kosztem drugiego, ale takie, które umożliwiają pokazanie prawdziwego potencjału kolumn czy przetwornika przy jednoczesnym pozostaniu w cieniu. Szczerze wierzę, że to jest właśnie pierwsza liga, a szef LessLoss udowodnił mi już raz dobitnie, że wie, jak tam grać. Poprzez pokazanie mi dość dosadnie na co stać każdy z moich kluczowych elementów platformy, jego kable sieciowe C-MARC zdobyły naszą nagrodę – ‘Victora’. Natomiast wiedząc, że cała litewska familia jest oparta na tych samych założeniach i rozwiązaniach, bodziec do przyjrzenia się innym jej produktom nie kazał na siebie długo czekać. Czy C-MARC na służbie z moimi paczkami będzie w stanie powtórzyć sukces jego sieciowego brata?

Budowa

Dwie foliowe torebki z naklejkami z logo producenta stanowiły jedyne opakowanie nie dwóch, a w sumie czterech kabli, stąd każda podłogówka ugościła dwie osobne linie. Nie mam nic przeciwko takiemu rozwiązaniu, wręcz przeciwnie. Para osobnych przewodów przypadających na jedną kolumnę wiązała się z pewnym polem manewru. Poprowadzenie ich osobno lub skręcenie poskutkowało dwoma odmiennymi widokami na dywanie, swoją drogą ładnymi. Głośnikowy C-MARC okazał się nie być sztywnym, grubym, ciężkim czy lśniącym przewodem, a ponadprzeciętnie elastycznym, dość cienkim, lekkim i uniwersalnie czarnym zamiast tego, co subiektywnie mi się spodobało. Najczęściej produkty tego typu zaliczają dwa, czasem trzy plusy, ale Litewskie węże zgromadziły cztery punkty. Cóż za miła niespodzianka.

Głośnikowy LessLoss C-MARC dzieli topologię i rozwiązania z sieciowym bratem. Celem było sprawienie, żeby był możliwie tak cichy, jak tylko się da. Aby tak się stało, skręcony w jedną stronę pojedynczy przewodnik o minimalnym przekroju jest połączony z jego lustrzanym odbiciem, tj. drutem o tej samej liczbie zwojów i długości, ale odwrotnej polaryzacji, a następnie całość jest powtórzona wiele razy. Powstałe w ten sposób połączenie jest znane jako cewka sprzęgająca (ang. bucking coil) lub humbucker, a masa osobno izolowanych cienkich żył przewodzących to Litz. Natomiast dwa odwrotnie spolaryzowane i skręcone ze sobą druty niwelują wzajemnie indukowany szum gdy są elektrycznie zsumowane, co przekłada się na wysoki odstęp sygnału od szumu.
Opis rodziny C-MARC na stronie producenta nie skąpi detali i nie inaczej jest w przypadku bohatera niniejszej recenzji. Zaczyna się raczej niewinnie, od 24 białych włókien stanowiących rdzeń, które następnie otaczają 192 żyły miedzianego przewodnika, każda o średnicy 0,125 mm. Te są z kolei otoczone macerowaną bawełną (96 włókien), następnie kolejną porcją nieco swobodniej rozlokowanej miedzi, a na samym końcu podwójnym płaszczem czarnej bawełny. Trzy różne materiały w liczbie 760 włókien stanowią całość, natomiast przekrój przewodzący to 4,608 mm2.
Kabel typu Litz dopełniony dość pulchnymi i miękkimi bawełnianymi warstwami wyjaśniają dlaczego C-MARC jest aż tak giętki. Każdy litewski wąż może być skręcany, gięty i plątany znacznie bardziej niż większość konkurentów. Prowadzenie tego kabla pomiędzy komponentami jest bardzo łatwe. Z punktu widzenia typowego użytkownika to co prawda bez znaczenia, często produkty te okupują swoje miejsca przez lata bez jakichkolwiek zmian, stąd podłączenie ich to sprawa jednorazowa i nie ma o czym mówić. Niemniej, ja przerzucam sprzęt cały czas, chociażby wzmacniacz czy kolumny mogą być podłączane i rozłączane wiele razy dziennie, taka moja dola, a C-MARC najnormalniej w świecie ułatwił mi życie. Nie płakałbym gdyby był mniej poręczny, przyzwyczaiłem się do pracowania z ciężkimi czy ogólnie niełatwymi produktami, ale z mojej subiektywnej perspektywy z litewskimi przewodami było mi nieco łatwiej niż zazwyczaj. Mało tego, okazały się być znacznie wygodniejsze w użytkowaniu w porównaniu do sieciówek z tej samej serii.
Podobnie jak każdy produkt należący do rodziny C-MARC, jej głośnikowy przedstawiciel jest dostępny tylko i wyłącznie w czarnym kolorze. Zapytany o preferowaną długość i zakończenia przed wysyłką egzemplarza testowego, zdecydowałem się na 2,5 m i widełki. Te miedziane końcówki pokryte warstwą srebra to produkty amerykańskiej marki Xhadow, podobnie wtyki RCA i XLR w łączówkach C-MARC. Są solidne i jakościowo bardzo dobre. Na bawełnianym oplocie każdego, z czterech dostarczonych mi głośnikowych przewodów widać w sumie dwie pary przezroczystych koszulek termokurczliwych, po jednej przy każdym z wtyków. Naniesiono na nie strzałki kierunkowe oraz nazwę serii. Dla wygody montażu, tj. połapania się w przyłączach ‘+’ i ‘-‘, nie zabrakło też czerwonych i czarnych pasków termokurczliwego materiału przy widłach.
Jakość wykonania dostarczonego produktu całościowo oceniam bardzo dobrze, nie tylko sprawił wrażenie solidnego, ale takiego, który jest w stanie znieść naprawdę tęgie lanie. Każdy z czterech przewodów miał dokładnie tą samą długość, a termokurczliwe odcinki były identyczne i umiejscowione w tych samych sekcjach. Te drobnostki wskazują, że w proces montażowy w LessLoss jest opanowany, a przywiązanie do detali jasno daje do zrozumienia, że C-MARC to nie są produkty DIY, tylko dobra, które mogła popełnić jedynie manufaktura zajmująca się nimi od lat.

Dźwięk

W celu przetestowania głośnikowego C-MARC-a, posłużyłem się moim głównym zestawem; fidata HFAS-S10U pełnił w nim funkcję magazynu i transportu, natomiast konwersją c/a zajął się LampizatOr Pacific (KR Audio T-100 + KR Audio 5U4G Ltd. Ed.). Dalej sygnał trafił albo do integry Kinki Studio EX-M1 i kolumn Boenicke W8, lub maleństwa Bakoon AMP-13R oraz dipoli soundkaos Libération. Wyposażone w modyfikacje Amber kable Audiomica Laboratory Celes Excellence były przeciwnikiem dla litewskiego produktu. Ich długość była dokładnie taka sama.
Choć już o tym wielokrotnie wspominałem, dla świętego spokoju jeszcze raz przybliżę kwestię polskich kabli, z których korzystam od jakiegoś czasu. Rodzina Excellence celowo została zaprojektowana do współpracy z osobliwymi towarzyszami; obciążonymi linią transmisyjną głośnikami szerokopasmowymi o wysokiej skuteczności. Produkty tego typu lubią towarzystwo lamp oraz niski współczynnik tłumienia, a brzmieniową masę, krągłość oraz substancję przyjmą z ochotą zewsząd. Kable audio też mogą część z tych rzeczy zapewnić i to jest właśnie to, co Excellence robią, a ich modyfikacje firmowe – Amber – dodatkowo potęgują ten efekt. Mając na uwadze wstęp niniejszej recenzji powinno być jasne, gdzie ich miejsce. Polska seria podkręca słyszalnie rzeczywistość, sprawiając, że jest treściwsza i bardziej owalna. Pisząc wprost, ta charakterna rodzina nie jest neutralna.
Po ponad roku z kablami z serii Excellence, poznałem je lepiej niż dobrze. Niedawno jej sieciówki stoczyły bitwę z ich litewskimi odpowiednikami, co pomogło mi jeszcze lepiej zrozumieć czym tak naprawdę są. Polskie węże pokazały swój charakter wyjątkowo dobitnie w porównaniu do konkurencji z serii C-MARC. Nie było mowy o żadnych zgadywankach, różnice były naprawdę duże, można o nich poczytać w tym miejscu. Podsumowując krótko, produkty polski i litewski dzieliło nie tylko inne strojenie, ale też jakość. Finalnie ten drugi pod wieloma względami okazał się lepszy; gładszy, cichszy, bardziej organiczny itp. Oczywiście jestem w stanie sobie wyobrazić scenariusz, w którym sieciowe przewody Excellence były by bardziej synergicznymi towarzyszami dla elektroniki. Ta grająca cienko, szkliście, ostro, nerwowo i ogólnie bezdusznie pasuje mi najbardziej, przynajmniej tyle podpowiada mi dotychczasowe doświadczenie z tymi kablami. Natomiast gdy mowa tylko i wyłącznie o wyrafinowaniu, wewnętrznej dostojności i płynności dźwięku, produkty LessLoss miały przewagę i podobnego rezultatu spodziewałem się w przypadku głośnikowego C-MARC-a.
Tym razem miałem więcej sprzętu do zabawy. W porównaniu do mojego referencyjnego zestawu, dipole firmy soundkaos podłączone do wzmacniacza Bakoon AMP-13R zagrały w sposób dużo bardziej wnikliwy i odkrywczy. Dlatego też założenie, że kable głośnikowe będą lepiej słyszalne w porównaniu do sieciówek było w dużym stopniu uzasadnione. Otóż nie. Dzisiejszy C-MARC nie wprowadził zmian równie intensywnych co jego zasilający brat. Obecność zasygnalizowana mniej wyraźnie miała też miejsce w przypadku konkurenta z serii Excellence. W sumie to powinienem się tego spodziewać, elementy powiązane z zasilaniem są tymi najbardziej słyszalnymi ze wszystkich w moim systemie. Ta lista uwzględnia kondycjonery, filtry, listwy czy obwody redukujące składową stałą. W moim pomieszczeniu odsłuchowym linia zasilająca dedykowana aparaturze grającej też jest słyszalnie lepsza w porównaniu do tej od wszystkiego.
Zeznanie powyżej nie należy jednak interpretować tak, że kable głośnikowe nie są warte zachodu i wydatku, wręcz przeciwnie. Choć mniej skuteczne niż sieciówki, to i tak wprowadzają zmiany na tyle słyszalne, że zainteresowanie się nimi ma sens. To w końcu kolejny ważny element tej samej układanki, a przedstawiciele serii C-MARC i Excellence to udowodnili. Polski produkt zagrał treściwiej, z mniejszym konturem, obraz przed słuchaczem kreował bardziej restrykcyjnie i miał ograniczony zasięg na górze słyszalnego pasma. Wokale serwował też większe i pompował nieco wyższy bas, co powodowało, że czasem W8-ki grały nieco luźniej niż powinny. Natomiast produkt LessLoss brzmiał wyraźniej, bardziej otwarcie, swobodniej, lżej, z większym porządkiem scenicznym i czystszym tłem muzycznym, no i wysokotonowe przeszkadzajki miał subtelniejsze, lepiej zróżnicowane i delikatniejsze. Wyciągnął też więcej detali, zaśpiewał całościowo czyściej, a przy tym nie wykazywał żadnych, nawet najmniejszych oznak sztuczności. To był bardzo płynny, spójny i zrównoważony dźwięk. Na samym początku wydawało się, że wpływ Litwina na wynikową jest mniejszy, choć im dłużej porównywałem obydwa produkty, tym bardziej jasne stawało się, że nie dodawał nic od siebie, czyli nastąpiła powtórka z rozrywki. Sieciówki C-MARC robiły dokładnie to samo. W tym kontekście Excellence upiększał obraz, natomiast jego litewski konkurent dostarczył mi więcej informacji o tym, co moje kolumny sobą reprezentują i jako recenzent ‘prawdę’ tego typu szczerze doceniłem. Z mojego punktu widzenia jest po prostu użyteczna.
To ciekawe jak bardzo niewinny dziennikarz może się polubić z kawałkiem drutu w izolacji, jak bardzo taki produkt może w dłuższej perspektywie zrobić na nim wrażenie. To, co było brane za bardziej wyrazistą i obecną osobowość w przypadku Excellence, w końcu przeobraziło się w dość daleko idącąe podkolorowanie, podczas gdy spokojniejsza, pozornie mniej słyszalna i nie wywierająca aż takiego wrażenia postawa zaprezentowana przez C-MARC-a okazałą się być jego największą zaletą, dodatkowo przyprawioną o klasę wyższą jakością powiązaną nie z własnym profilem brzmieniowym, a robotą wykończeniową. Zarówno polskie, jak i litewskie przewody pozwoliły moim W8-kom wyrazić się na dwa zasadniczo inne sposoby i przez dłuższą chwilę brałem to za jabłka i pomarańcze, a nie grę w innych ligach jakościowych. Przewaga głośnikowego C-MARC-a była też mniejsza w porównaniu do sieciówki z tej samej serii. Niemniej, zestaw składający się z integry AMP-13R i szwajcarskich dipoli udowodnił mi, że litewski produkt był tym o klasę lepszym.
Zestaw przywołany w akapicie powyżej kreuje niesamowitą stereofonię, znika jak mało który, no i jest ponad wszystko żywy i cholernie śpiewny, wyrafinowany. Pod względami takimi jak atak, wyciąganie detali, gładkość, energia, skala, sceniczna prezencja oraz wgląd w nagranie, to połączenie jest po prostu sporo lepsze w porównaniu do moich urządzeń referencyjnych. Stąd nie ma dla mnie sensu grzebanie w tym całościowo ślicznym obrazku, modyfikowanie go w jakikolwiek sposób niekoniecznie psuje efekt, ale jest nadmierne. Pchnięcie jakości tego dźwięku o krok dalej i bez zmian o ile to możliwe to jest właściwa droga moim zdaniem i stąd nie jest też zaskoczeniem, że głośnikowy C-MARC lepiej się w ten plan wpasował. Mało tego, świetnie pokazał do czego maleńka integra Bakoona jest zdolna, a było sporo do pokazania, bo to wybitne urządzenie jest. W każdym razie produkt Louisa nie zrobił nawet jednej rzeczy gorzej niż Excellence, a im więcej roszad z ich udziałem było za mną, tym bardziej jasne się stawało, że różnica pomiędzy nimi nie sprowadzała się jedynie do dwóch fundamentalnie odmiennych filozofii brzmieniowych. Podobnie, jak miało to miejsce w przypadku sieciowych węży, także i tym razem jeden okazał się tym bardziej wyszukanym. Nie miało to nic wspólnego z synergią czy charakterem własnym, ale sporo z jakością i klasą. To właśnie tam ukryta była prawdziwa różnica pomiędzy porównanymi przewodami głośnikowymi i ostateczny werdykt: C-MARC opuścił pole bitwy z tarczą.

Podsumowanie

Pierwszy materiał nt. przewodów C-MARC zwieńczony został nagrodą, ale też mocno podniósł poprzeczkę dla następnych produktów firmy LessLoss. Dlatego też, zamiast bycia czystą kartą, kabel głośnikowy do niej należący w efekcie zrodził niemałe oczekiwania na długo przed jego przybyciem. Zgodnie z przepowiednią szefa firmy – Louisa Moteka – zaprezentował charakter i jakość podobne do sieciowych odpowiedników z tej samej serii, co mówi nam kilka rzeczy.

Dwa dźwiękowo podobne, choć funkcyjnie różne produkty C-MARC jasno dają do zrozumienia, że jednolity profil brzmieniowy LessLoss faktycznie istnieje. W ich przypadku taki sam był cel oraz środki do ich realizacji, co jest przyjemnym zaskoczeniem, które skutecznie redukuje możliwość ewentualnego niedopasowania w danym systemie. Ale im dalej, tym lepiej, no i bezpieczniej pod tym względem. Cechą koronną rodziny C-MARC wydaje się być umiejętność ekstrakcji naturalnego charakteru każdego podłączonego komponentu. Jej przedstawiciele nie upiększą czy w jakikolwiek inny sposób modyfikują wynikowej, nie zrównoważą subiektywnych wad. Stanowią broń wymierzoną w to, co jest w dźwięku podłączonych produktów subiektywnie nie tak, to ich główne zadanie. Niemniej, wrodzone wyrafinowanie i ogólna jakość powodują, że C-MARC nie robią tego w sposób nieokrzesany, a ponad wszystko wdzięczny, szykowny.

Pisząc wprost, kolumny grające nazbyt ociężale nie staną się z bohaterem niniejszego materiału szczuplejsze, a te po brzmieniowej liposukcji nie nabiorą nagle ciała. Jeżeli borykasz się z którąkolwiek z tych bolączek, możliwe, że powinieneś poszukać czegoś innego. Niemniej, fantastycznie czarne tło muzyczne, znakomite wyciąganie detali, gładkość, dojrzałość, zbalansowanie i wnikliwość są cechami, które głośnikowy C-MARC niezaprzeczalnie wykazuje. Ten produkt został zaprojektowany dla entuzjasty chcącego w pełni odblokować potencjał swojego zestawu i podnieść jego jakość, ale bez radykalnych zmian jego charakteru. Umiejętność dokonania właśnie tego jest dla mnie oznaką grania w naprawdę wysokiej lidze i jednocześnie powodem, dla którego głośnikowy LessLoss C-MARC ma mój głos, natomiast jego elastyczność, aspekty wizualne i jakość wykonania dodatkowo usprawiedliwiają, moim zdaniem oczywiście, nieprzesadzoną cenę. Do następnego!

Platforma testowa:

Cena produktu w Polsce:

  • LessLoss C-MARC – głośnikowy 1/1,5/2/2,5/3/3,5/4 metry: 3 650/4 800/5 960/7 125/8 285/9 450/10 600 PLN

 

Producent: LessLoss