TelluriumQ Ultra Black II kabel głośnikowy

by Marek Dyba / March 16, 2019

Od kilku już lat brytyjska firma TelluriumQ konsekwentnie rozwija i ulepsza swoją ofertę. Z jednej strony ostatnie lata to premiery kolejnych flagowców z ukoronowaniem tego procesu w postaci serii Statement. Z drugiej ulepszane są kolejne znane i cenione modele. Jednym z nich jest wprowadzony do oferty na początku tego roku kabel głośnikowy Ultra Black II. Sprawdźmy co potrafi.

Wstęp

Gdy ładnych już kilka lat temu pisałem pierwsze recenzje kabli brytyjskiej firmy TelluriumQ właściwie musiałem rozpoczynać je od wyjaśnienia, co to za marka i kim jest Geoff Merrigan. Wówczas bowiem mało kto o tej firmie i jej szefie słyszał. Dziś, choć przecież to ciągle relatywnie niewielka i młoda manufaktura, trudno znaleźć kogoś (zainteresowanego audio), kto nie miał styczności z jej produktami, albo przynajmniej nie kojarzy nazwy TelluriumQ. I nic w tym dziwnego. Spoglądając na ostatnie lata trudno chyba wskazać inną markę specjalizującą się w kablach audio, która tak mocno i w tak pozytywny sposób zaistniała na rynku. Ilość nagród otrzymywanych przez brytyjską firmę właściwie co roku mówi sama za siebie, a i zadowolonych użytkowników ciągle przybywa. W tym czasie oferta marki rozrosła się do takich rozmiarów, że właściwie każdy może w niej znaleźć coś dla siebie, niezależnie od posiadanego systemu tudzież budżetu przeznaczonego na kable.

Muszę przyznać, że gdy miałem z kablami TelluriumQ kontakt po raz pierwszy miałem pewne wątpliwości, czy aby na pewno uda im się odnieść sukces. Nie chodziło wcale o oferowaną jakość dźwięku, ta bowiem, wbrew logice, wcale nie jest gwarantem sukcesu na tym specyficznym i mocno subiektywnym rynku. Powody moich wątpliwości były dwa. Po pierwsze, w przeciwieństwie do większości producentów kabli, Geoff nie stworzył marketingowej legendy wokół swoich produktów, chyba że za taką uznać niemal całkowity brak informacji. Na stronie firmy nie znajdziecie opisów kosmicznych materiałów, rozwiązań i procesów, którymi zwykle chwalą się konkurencji. Co więcej, dopytywany, nawet  prywatnie, szef marki odpowiada zwykle: pomidor. Na dobrą sprawę nie wiemy więc prawie nic na temat tego, co i jak zostało zrobione. Niemal jedyną informacją jaką można znaleźć jest stwierdzenie, że TelluriumQ skupia się na walce ze zniekształceniami fazowymi. Do mnie, człowieka który zawsze był bardziej zainteresowany tym, jak dany produkt „gra” (wpływa na to, co słyszymy z głośników), niż tym jak i z czego jest zrobiony, powtarzane jak mantra stwierdzenie: „posłuchaj naszych kabli i sam oceń, czy są dobre, czy ci się podobają i czy chcesz je kupić”, od początku trafiało. Co mi po opowieściach o, nieważne czy uzasadnionych nauką, czy magią, niezwykłych właściwościach kabla, jeśli jego wpięcie do systemu nic nie wnosi, albo wręcz sprawia, że odechciewa mi się słuchać mojej ukochanej muzyki? Ano właśnie, nic mi po nich.

Niemniej zdawałem sobie sprawę, a i Geoff na pewno też, że w czasach wszechobecnego, wręcz nachalnego marketingu, takie podejście wcale nie gwarantuje sprzedaży, może ją nawet utrudniać. Zaryzykuję więc stwierdzenie, że firma musiała być bardzo pewna siebie, czy raczej swoich produktów, wybierając taką strategię. Jak się okazało – słusznie. Drugą kwestią, która nie ułatwiała wcale przekonania klientów do siebie, był (i to też się nie zmieniło) fakt, iż kable TelluriumQ wymagają, poddawanego przez wiele osób w wątpliwość, a mającego właściwie zawsze mniejszy bądź większy wpływ, długiego procesu wygrzewania. Przekonałem się o tym już wtedy, gdy na początku działalności polskiego dystrybutora dostałem całe pudło różnych, nowych kabli, a moje pierwsze wrażenia były takie sobie. Na szczęście byłem wystarczająco uparty, by przynajmniej część kabli pozostawić wpięte w systemie wystarczająco długo, by miały szansę w końcu pokazać pełnię swoich możliwości. Gdy to już nastąpiło okazało się, że przy relatywnie rozsądnych cenach oferują one brzmienie, która wyróżnia je wyraźnie na plus w porównaniu do wielu znanych od lat konkurentów. Minusem tej właściwości kabli TelluriumQ jest zrzucenie dużej odpowiedzialności na dystrybutorów i dealerów. Jeśli bowiem ci dadzą zainteresowanemu klientowi kable niewygrzane to szansa, że zabraknie mu cierpliwości na ich pełne wygrzanie i je odrzuci jest spora.

Nieco później do strategii TelluriumQ doszedł trzeci dość oryginalny element. Całość oferty została podzielona na trzy rodziny oznaczone kolorami, Blue (niebieski), Black (czarny) i Silver (srebrny). Te pierwsze są, ogólnie rzecz biorąc, z nich najcieplejsze, nasycone, gęste, przeznaczone (w większości) do niedrogich systemów, które często grają zbyt jasno i zbyt chudo. Blacki z kolei to znaczący postęp w zakresie rozdzielczości i czystości brzmienia przy zachowaniu wysokiego nasycenia, co predestynuje je do stosowania w systemach ze średniej i wysokiej półki. Silver z kolei mają być modelami najbardziej przejrzystymi, najczyściej brzmiącymi, absolutnie niepodbarwionymi, pozwalającymi na odkrywanie najdrobniejszych nawet niuansów nagrania. W ramach każdej z tych rodzin do wyboru jest kilka poziomów jakości (zwykły, ultra i diamond). Jak w swoim czasie przyznał sam Geoff, na początku wprowadziło to nieco konfuzji wśród klientów, ale i sprzedawców, ponieważ ani ogólny charakter brzmienia, ani stopniowanie jego klasy nie było jednoznaczne. Blue to teoretycznie linia budżetowa, ale model Blue Diamond lokowany jest wyżej niż „zwykłe” Black i Silver, a np. Ultra Black w ofercie producenta zajmuje miejsce powyżej „zwykłego” Silvera. Dorzućmy do tego kwestię nazwy tej ostatniej serii, która wydaje się sugerować, iż używany jest srebrny przewodnik, ale tak wcale nie jest (o ile mi wiadomo, bo… no właśnie, producent nie jest skłonny do wynurzeń) i przyczyna konfuzji staje się jasna.

TelluriumQ i z tej kwestii zgrabnie wybrnęło szkoląc swoich dystrybutorów, a także zamieszczając na swojej stronie internetowej proste diagramy pokazujące, czego użytkownik, w ogólnych zarysach, może oczekiwać po poszczególnych rodzinach i modelach kabli, czy też rekomendując, przedstawicieli których rodzin można ze sobą łączyć, a których raczej nie należy (zobacz TU). Dodam jeszcze, że jakby poza całą tą klasyfikacją znajduje się osobna, najnowsza flagowa seria Statement, która szturmem zdobyła serca wielu recenzentów i użytkowników high-endowych systemów. Co więcej, w wielu z nich wyparła droższe propozycje największych światowych konkurentów. Słowem, stwierdzenie że Geoff Merrigan i jego zespół wiedzą co robią, nie powinno budzić chyba żadnych kontrowersji pomimo wspominanego wcześniej braku kwiecistych opisów. To brzmienie (ok, może po części relatywnie atrakcyjne ceny też) ma przekonywać potencjalnych klientów do zakupu kabli TelluriumQ i ta strategia najwyraźniej doskonale się sprawdza.

Sam jestem od dłuższego czasu użytkownikiem (podrasowanego, jak się jakiś czas temu dowiedziałem) interkonektu Black oraz kabla USB Ultra Silver i nie widzę specjalnych powodów, by rozglądać się za ich zamiennikami. Nie oznacza to oczywiście, że to najlepsze kable jakie znam, ale by zastąpić je wyraźnie lepszymi, musiałbym wydać spore pieniądze. Za duże, by brać to poważnie pod rozwagę. Od kilku lat rozwój oferty TelluriumQ przebiega jednocześnie w kilku kierunkach. Z jednej strony oferta jest rozwijana w górę, że tak powiem, czyli powstają kolejne topowe modele, co (przynajmniej na razie) zakończyło się stworzeniem wspomnianego Statementa. Z drugiej dla tego, czego przy opracowywaniu coraz lepszych kabli nauczyła się ekipa brytyjskiej marki, szukano zastosowań pozwalających ulepszyć istniejące modele. Tak postępuje wielu producentów audio (i nie tylko) starając się (w ramach ograniczeń budżetowych) wykorzystać niektóre rozwiązania z topowych modeli w tych przystępniejszych cenowo. Efektem takich działań był choćby opisywany przeze mnie kabel głośnikowy Silver II.

Jednym z kolejnych jest nowa wersja popularnego modelu kabla głośnikowego Ultra Black oznaczona dla odróżnienia cyfrą II. Produkt ten pojawił się w ofercie TelluriumQ na początku tego roku. Ja dostałem go nieco wcześniej, ale… była to kompletnie nowa para, a jak wspominałem wcześniej, kable tej marki wymagają długiego wygrzewania. Nie miałem okazji testować jego poprzednika, ale ponieważ wersja II jest jego bezpośrednim, udoskonalonym następcą, ich porównanie wydawało się sensowne. Poprosiłem więc dystrybutora o dostarczenie również starszej wersji i choć z uwagi na popularność tego modelu wynikającą zarówno z samej klasy brzmienia, jak i jej atrakcyjnego stosunku do ceny, okazało się to sporym wyzwaniem, to jednak udało się jeszcze jedną parę znaleźć. Zapraszam więc na test kabla głośnikowego TelluriumQ Ultra Black II, w którym pokuszę się również o próbę wskazania różnic między obiema wersjami.

Brzmienie

Z powodów opisanych powyżej pozwolę sobie całkowicie darować sekcję „Budowa”. Producent swoim zwyczajem ogranicza informacje na ten temat do stwierdzenia, że zamawiać można różne długości terminowane bananami bądź widełkami. Cena kabla podawana jest za metr, co wskazuje, iż klient może zamówić potrzebną mu długość z wybraną terminacją. Zarówno nowsza, jak i starsza wersja tego kabla mają taką samą formę. To dość szerokie taśmy zakończone na obu końcach metalowymi splitterami, z których wychodzą dwie relatywnie cienkie, okrągłe żyły zakończone (w tym przypadku) bananami. Obie wersje łatwo jest odróżnić nie tylko dzięki odpowiednim nadrukom z nazwą modelu, ale także za sprawą materiału, z którego wykonana jest zewnętrzna koszulka. W starszym modelu był to czarny, gładki plastik, w nowym to bardziej typowa, acz śmiem powiedzieć, że bardziej elegancka, czarna plecionka. Obie wersje są bardzo elastyczne (tzn. zginają się w płaszczyźnie taśmy oczywiście, w drugą stronę sugeruję tego nie robić), a cieńsze końcówki sprawiają, że montaż w gniazdach wzmacniacza i kolumn jest wyjątkowo wygodny. Kabel nie jest ani szczególnie sztywny ani ciężki, co minimalizuje  ryzyko, występujące przy popularnych dziś „pytonach”, wypadnięcia wtyków z gniazd (czy nawet ich wyrwania – takie rzeczy też widziałem). Oba kable sprawdzałem w swoim standardowym systemie z integrą GrandiNote Shinai i kolumnami MACH4 tej samej marki. Dodatkowo udział w odsłuchach wziął również dzielony, lampowy zestaw McIntosha z przedwzmacniaczem C2600 i końcówką mocy MC275. W ten sposób, nie zmieniając pozostałych elementów systemu, sprawdziłem jak Ultra Black II spisuje się zarówno w tranzystorowym, jak i lampowym systemie wysokiej klasy.

Pełne wygrzanie kabla, tzn. moment, w którym przestałem obserwować postępy z każdym kolejnym odsłuchem, zajęło blisko 200 godzin. Oczywiście już wcześniej, powiedzmy po 50 godzinach, kabel brzmiał naprawdę dobrze, ale gdy w końcu osiągnął maksimum swoich możliwości, był to już produkt z innej, wyższej półki niż na początku odsłuchów. Ów początek pozwolę więc sobie pominąć i skupię się na tym, co te kable (odpowiednio już wygrzane) potrafią. A potrafią sporo. Kilka określeń, które od razu przychodzą do głowy to: nasycenie, gładkość, spójność i naturalność brzmienia. No i mocny, dociążony, energetyczny, ale nie dominujący dół pasma z świetnym timingiem. Dorzuciłbym do tego jeszcze wyrazisty, dość bliski pierwszy plan z dużymi, namacalnymi źródłami pozornymi.

Myślę, że sposób prezentacji dolnej części pasma może w pierwszym rzędzie (obok ogólnej klasy brzmienia) determinować wybór tego kabla do danego systemu, choć indywidualne preferencje użytkownika także będą miały znaczenie. W moim przypadku, z tranzystorem w klasie A (GrandiNote Shinai) i lampowym DACiem (LampizatOr Golden Atlantic) dość szybko pośród dwóch posiadanych par kolumn wybrałem MACHy 4. To inny rodzaj grania niż drugiej pary, czyli Ubiqów Model One Duelund Edition. Te pierwsze grają szybkim, dynamicznym, bardzo otwartym dźwiękiem, ze zwartym, punktualnym, świetnie różnicowanym, ale nie aż tak potężnym, nie tak gęstym basem. Te drugie natomiast mają balans tonalny osadzony niżej i całościowo brzmią nieco ciemniej. Ubiqi bowiem już same z siebie grają mocnym, gęstym, dociążonym, pełnym energii basem, przy równie gęstej średnicy. Gdy to one było połączone z integrą Shinai Ultra Blackiem II, a ja grałem dobre realizacje, wszystko brzmiało bez zarzutu, ale gdy trafiały się te nieco gorsze, z choćby odrobinę podbitymi bądź poluzowanymi niskimi tonami, czy podkreśloną niższą średnicą, to nałożenie podobnych cech kolumn i kabla głośnikowego rodziło (jak na mój gust) pewną przesadę. Za to, jak się okazało, Ultra Black II doskonale uzupełniał MACHy 4, nieco (ale bez przesady) dociążając i wypełniając ich brzmienie, wzmacniając szybkie uderzenia basu, dając efekt pełniejszego, bogatszego dźwięku. Całkiem możliwe, że z innymi wzmacniaczami (acz z lampowym setem McInstosha było podobnie), nieco „chudszymi”, że tak to ujmę, nowy model TelluriumQ byłby dokładnie tym, co pozwoliłoby uzyskać optymalne brzmienie niezależnie od kolumn. Jeśli więc chcecie kablami głośnikowymi coś korygować w brzmieniu systemu, to wydaje mi się, że Ultra Black II przyda się wszędzie tam, gdzie dźwięk jest nieco zbyt chudy, czy zbyt jasny, gdzie brakuje nasycenie i dociążenia dźwięku, albo gdy trzeba go nieco wygładzić. Co ważne, jak pokazały odsłuchy z MACHami 4, nie wiąże się to ze powolnieniem dźwięku, z jakimkolwiek uszczerbkiem w zakresie PRATu, jako że ten jest o prostu znakomity.

Włoskie kolumny, które są relatywnie łatwe do napędzenia, z większością wzmacniaczy prezentują timing, do którego nie da się mieć zastrzeżeń. Niemniej z kablami TelluriumQ cecha ta została doprowadzono do poziomu, który naprawdę rzadko się słyszy. Repertuar, którego słucham na co dzień składa się w dużej mierze z nagrań akustycznych, natomiast w czasie, gdy w systemie wpięty był Ultra Black II proporcje mocno zmieniły się na korzyść muzyki elektrycznej i elektronicznej. Z ogromną przyjemnością słuchałem np. krążków Marcusa Millera. Jego gitara basowa z testowanymi kablami wyraźnie mocniej „kopała”, można było nawet odnieść wrażenie, że schodziła nieco niżej. To ostatnie to raczej jedynie wrażenie stworzone poprzez dociążenie i wypełnienie dolnej części pasma, przez co rozumiem nie tylko bas, ale i niższą średnicę, ale w takiej muzyce jest to wysoce pożądane. Ta cecha Ultra Blacka II przydawała się również w wielu nagraniach z gitarami elektrycznymi w roli głównej – popisy Lee Ritenoura, czy Al di Meoli brzmiały więc doskonale. Była to kwestia nie tylko odpowiedniego wypełnienia środkowej części pasma, która dawała gitarom odpowiednie „mięcho”, ale i świetnej kontroli, definicji i różnicowania. Ultra Back II trzymał każdą z tych prezentacji w ryzach, pilnując porządku, że tak powiem, a przy tym nie ograniczał w żaden sposób energii i szybkości grania. Doskonale było to słychać na krążkach choćby AC/DC, które trudno nazwać audiofilskimi pod względem jakości realizacji, ale owa wysoka energia, świetny drive i bardzo dobra kontrola sprawiały, że znakomicie się bawiłem ignorując całkowicie pomniejsze niedoskonałości techniczne nagrań.

Tym bardziej, że i prezentacja wokali należy do mocnych stron Ultra Black’a II. Są czytelne, ekspresyjne, dobrze różnicowana jest ich barwa i faktura, no a owa wspominana wyrazistość pierwszego planu sprawia, że niemal czuje się obecność wokalistów w pokoju. To samo dotyczy pozostałych instrumentów grających na pierwszym planie – są duże, trójwymiarowe, obecne. Scena w niektórych nagraniach była nawet bardzo szeroka, wychodząc zdecydowanie poza rozstaw kolumn. Na głębię także nie było powodów narzekać, bo jeśli pewne elementy miały pojawiać się daleko za pierwszym planem, to tak było. Może owe elementy nie były już tak precyzyjnie pokazane, tak namacalne jak te z przodu, ale przecież podobnie to wygląda, gdy idziemy na koncert. I podobnie jak na koncercie cała prezentacja była spójna, płynna, pełna powietrza. W dobrych realizacjach live kabel Tellurium Q potrafił nieźle oddać akustykę sali oraz żywiołowe reakcje publiczności jeszcze bardziej w ten sposób pogłębiając odczucie uczestnictwa w danym wydarzeniu.

No dobrze, a jak wypadło porównanie nowszej wersji ze starszą? Już pierwsze wrażenie przy, na tyle bezpośrednich, na ile to w przypadku kabli głośnikowych możliwe, odsłuchach było takie, że wersja II gra po pierwsze… głośniej, po drugie nieco przybliża całą prezentację do słuchacza. Po trzecie jest nieco bardziej rozdzielcza. Oczywiście przepinanie kabli trwa dłuższą chwilę, ale powtarzałem tę operację wiele razy i efekt był zawsze podobny – z nową wersją system grał jakby o kilka (2-3) decybeli głośniej. Czy tak jest faktycznie? Bez pomiaru trudno mi to potwierdzić, ale wrażenie było nieodparte. Przybliżenie pierwszego planu było trochę zależne od nagrania, ale pojawiało się w większości z nich. Warto podkreślić, że nie wiązało się to bynajmniej ze zmniejszeniem głębi sceny. Moje wrażenia były wręcz odwrotne, tzn. II-ka potrafiła pokazać pogłos, odbicia dźwięków od ścian, czy innych przeszkód, jeszcze dalej niż oryginalna wersja, o ile zostało to uchwycone w nagraniu. Tak, jak choćby w „Live in Noirlac” Michela Godarda, w którym genialnie zarejestrowano akustykę dziedzińca tytułowego opactwa. Z nowym Ultra Blackiem II owa wielka kubatura była jeszcze nieco większa, a odbicia wracały od ścian położonych jakby o dodatkowe parę metrów dalej. Choć już starsza wersja tego kabla głośnikowego budowała w tym nagraniu piękny, przekonujący spektakl muzyczny, to jednak nowa robiła to w jeszcze bardziej efektowny, acz wcale nie efekciarski sposób.

Słuchając zarówno instrumentów z epoki, jak wielu innych, acz także głównie akustycznych, uznałem, że nowy Ultra Black II przy nadal gęstej, nasyconej, barwnej, chyba nawet bardziej jeszcze ekspresyjnej, żywej średnicy, jednocześnie pozwala skrajom pasma grać nieco większą rolę. Przy czym, co bardzo istotne, żadna z części pasma nie dominuje pozostałych. Na dole pasma nie chodzi nawet o znaczące zwiększenie ilości basu, czy wyraźnie niższe zejście (choć na często używanym przeze mnie do testów kawałku „Aquamarine” Isao Suzuki odniosłem takie wrażenie), ale raczej o poprawę różnicowania, rozdzielczości i timingu i może nieco więcej jeszcze dociążenia. Te cechy przydają się przede wszystkim w szybszych partiach zwłaszcza w bluesie, rocku, czy elektrycznym jazzie. Kolejnym elementem jest bardziej natychmiastowe i mocniejsze, lepiej dociążone uderzenie, gdy takowe jest potrzebne. Istotne jest zachowanie dobrej kontroli i definicji dźwięku, dzięki którym nawet gdy pojawiają się bardzo energetyczne, mocne fragmenty, są one grane czysto, bez zamazywania konturów i w odpowiednim tempie.

Na górze natomiast dźwięk z Ultra Black II jest nieco bardziej otwarty i rozdzielczy, a przy tym nadal gładki i wyrafinowany. Dzięki temu np. popisy perkusistów zyskują z nową wersją nie tylko za sprawą bardziej efektownych bębnów, ale i mocniejszych, bardziej dźwięcznych, lepiej różnicowanych talerzy. Ową nieco wyższą rozdzielczość słychać choćby, gdy pojawiają się miotełki delikatnie głaszczące talerze. W wielu innych nagraniach góra pasma wydawała się po prostu żywsza, świeższa, że tak powiem, niosła za sobą więcej energii. Dlatego też bardziej przyciągała uwagę, ale bez wychodzenia przed szereg, tzn. bez próby dominacji zawsze najważniejszej średnicy. To bardzo spójnie grający model, w którym wszystkie elementy doskonale się uzupełniają. Opisane różnice między starszą a nową wersją nie należą bynajmniej do kategorii ogromnych, ale sumarycznie są wystarczające, by określić je mianem znaczącego postępu, czy też nowej, wyższej klasy.

Podsumowanie

Im dłużej słuchałem Ultra Blacka II tym częściej zadawałem sobie pytanie: czy faktycznie potrzebny byłby mi i wielu użytkownikom systemów może nie z absolutnego topu, ale już naprawdę bardzo dobrych, jeszcze lepszy (a więc i pewnie dużo droższy) kabel? Ultra Black II z punktu widzenia “nieaudiofila” bynajmniej tani nie jest, ale ci, którzy znają realia tego rynku wiedzą, że bardzo daleko mu do najdroższych propozycji dostępnych na rynku. Mimo tego potrafi zachwycić ogromną ilością informacji i niuansów. Choć to nie jest specjalnie analityczny kabel, nagrania są dobrze różnicowane, co pozwala w pełni docenić te dobre i zachwycić się najlepszymi. Jednocześnie Ultra Black II raczej nie przyczyni się do wyrzucenia połowy Waszej kolekcji muzycznej, bo nawet w tych gorszych realizacjach pozwoli Wam docenić ich wartość artystyczną i po prostu cieszyć się muzyką płynącą z głośników. Prezentacja jest bowiem jednak raczej ciepła i naturalna i, mimo że także całkiem precyzyjna, nie skupia się na obnażaniu słabszych stron nagrań. To energetyczne, gęste, nasycone granie, z mocną, ale nie dominującą dolną częścią pasma. Potrafi zaskoczyć dobrze kontrolowanym rozmachem, a jego atutem jest również znakomity timing, a co za tym idzie pewnie prowadzone tempo i rytm. Sądzę, że dla wielu osób Ultra Black II może być końcem poszukiwań. Przy jeszcze w miarę rozsądnej, jak na audiofilskie realia, cenie oferuje tak dobre, kompletne i atrakcyjne granie, że wizja wydania dużo większych kwot, by uzyskać nieproporcjonalnie niewielką poprawę w (jedynie) niektórych aspektach brzmienia, większości osób wyda się wysoce nieatrakcyjna.

Cena detaliczna:

  • TelluriumQ Ultra Black II: 1490.00 PLN / metr

Producent: TelluriumQ 

Dystrybutor: Szymański Audio

 

Platforma testowa:

  • Źródło cyfrowe: pasywny, dedykowany PC z WIN10, Roon, Fidelizer Pro 7.6, karta JPlay Femto z zasilaczem bateryjnym Bakoon, JCat USB Isolator, zasilacz liniowy Hdplex.
  • Przetwornik cyfrowo-analogowy: LampizatOr Golden Atlantic
  • Źródło analogowe: gramofon JSikora Basic w wersji MAX, ramię Schroeder CB, wkładka AirTight PC-3, przedwzmacniacze gramofonowe: ESE Labs Nibiru i Grandinote Celio mk IV
  • Wzmacniacze: GrandiNote Shinai, McIntosh MC375
  • Przedwzmacniacz: AudiaFlight FLS1, McIntosh C2600
  • Kolumny: Ubiq Audio Model One Duelund Edition, GrandiNote MACH4
  • Interkonekty: Hijiri Million, Less Loss Anchorwave, KBL Sound Zodiac XLR, TelluriumQ Silver Diamond USB
  • Kable głośnikowe: LessLoss Anchorwave
  • Kable zasilające: LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3
  • Zasilanie: Gigawatt PF-2 MK2 i Gigawatt PC3 SE EVO+; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
  • Stoliki: Base VI, Rogoz Audio 3RP3/BBS
  • Akcesoria antywibracyjne: platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot