ISOL-8 MiniSub Wave

by Dawid Grzyb / July 21, 2018

Jak do tej pory było mi dane poznać twórczość Nica Poulsona ‘jedynie’ poprzez elektronikę Trilogy. Na tej podstawie z pełną powagą stwierdzam, że facet jest uzdolnionym perfekcjonistą, ma sprawne uszy i zdecydowanie wie co robi. Natomiast wiadomo, że ma obsesję na jednym konkretnym punkcie, w audio wręcz fundamentalnym – zasilaniu. Przed Wami ISOL-8 MiniSub Wave, smacznego!

Wstęp

Zasilanie, w audio rzecz podstawowa, to konik Nica Poulsona. Drogie kondensatory, dławiki i ogólnie praktycznie zawsze przerośnięta sekcja zasilająca niezależnie od typu produktu to pewnik w przypadku produktów Trilogy, jednej z dwóch marek tego faceta. Nie mi oceniać czy jego rozwiązania są tymi najbardziej bezkompromisowymi czy też nie, to nieistotne. Ale nie bez znaczenia pozostaje fakt, że gdy zasilanie wchodzi w grę, Nic w pełni świadomie posuwa się zdecydowanie dalej niż większość. Natomiast Trilogy to jego ‘fanaberia’, twór zrodzony po to, aby z nawiązką okiełznać jego inżynierskie i hobbytyczne zacięcie. Choć marka ta jest obecna na rynku od lat, w dalszym ciągu jest relatywnie mało znaną inwestycją pochłaniającą sporo czasu i pieniędzy Nica, rzeczą dla niego ponad wszystko ambicjonalną. Być może trąci trochę ten opis marketingiem i bliżej nieokreśloną prywatą. Cóż, po zaznajomieniu się ze sporym kawałkiem portfolio Trilogy i zrozumieniu w co jej właściciel celuje, napisanie czegokolwiek mniej doniosłego mi nie przystoi. Nie po tym, co już o nim i tej konkretnej marce wiem.Nic Poulson zajmował się przez lata sektorem przemysłowym, to od tego się wszystko zaczęło. Razem ze znajomym prowadził firmę, której autorskie i wyjątkowo odporne na czynniki pogodowe produkty zasilały systemy oświetleniowe pasów lotniczych. Ponieważ Brytyjczyk od zawsze interesował się aparaturą grającą, postanowił skomercjalizować swoje rozwiązania na rynku konsumenckim i w ten oto sposób narodziła się firma IsoTek. Natomiast po rozstaniu się ze wspólnikiem, Nic postanowił sam o wszystkim decydować pod nową banderą – ISOL-8. Czas pokazał, że ta przyniosła mu niemały rozgłos, rozbudowaną sieć dystrybucyjną i w efekcie też umożliwiła finansowanie i rozwój Trilogy.Oferta Trilogy składa się z luksusowych i klasycznych urządzeń grających. Natomiast portfolio firmy ISOL-8 (ang. isolate) jest zupełnie inne, skupione tylko (lub aż…) na zasilaniu, a zatem mocno związane z zapleczem inżynierskim Nica. Dostępne są dwa kable sieciowe (IsoLink Wave i Ultra), trzy listwy (Inline, Powerline i VMC1080), tyle samo filtrów (MiniSub Wave, Axis i Chroma) oraz cztery kondycjonery (Substation HC, LC, Axis i Integra). Oznaczenia przy konkretnych produktach mogą się wydawać dość enigmatyczne, ale w rzeczywistości oferta ISOL-8 jest przejrzysta. Nic Poulson tak ją skonstruował, aby za pomocą odpowiednich urządzeń nabywca mógł zaadresować konretne problemy w jego własnych czterech ścianach. Brytyjczyk woli też sprzedać więcej urządzeń rozsądnie wycenionych niż kilka zaporowo drogich, stąd cennik ISOL-8 nie szokuje.Wyjaśniając firmową nomenklaturę, ISOL-8 Inline to listwa z jednym tylko gniazdem, Powerline ma ich w sumie sześć, a VMC1080 to urządzenie zaprojektowane do pracy stricte z telewizorami czy projektorami. Idąc dalej, kondycjonery HC i LC mają za zadanie działać ze sprzętem odpowiednio wysoko- i niskoprądowym, wersja Axis to obwód eliminujący składową stałą sieci 230V (tzw. DC blocker), a flagowiec firmy – model Integra – łączy kompleksowo te funkcje w jednej obudowie. Natomiast gdzie w tej hierarchii znajduje się bohater niniejszej recenzji – ISOL-8 MiniSub Wave – wyjaśnię poniżej.

Budowa

Nie będę się zagłębiał w to, czy urządzenia sieciowe dedykowane audio działają czy też nie. Zostało już na ten temat wystarczająco dużo napisane, a od siebie dodam, że dla mnie to temat jałowy, bo kto nie spróbuje, ten się nie przekona. Ograniczę się do tego, czym ISOL-8 MiniSub Wave jest. Ten produkt pełni funkcję rozgałęziacza sieciowego, filtruje prąd, ogranicza wpływ urządzeń w tej samej instalacji elektrycznej na nasz sprzęt, stanowi dla niego barierę ochronną (przed skokami napięcia, zakłóceniami), no i separuje komponenty systemu grającego. Czy nam się to podoba czy też nie, oddziałują na siebie nawzajem.  Choć schemat blokowy producenta sugeruje, że MiniSub Wave to filtr sieciowy, nazwanie go kondycjonerem też jest poprawne, chociażby ze względu na wyszczególnione przyłącza dla różnych obciążeń i fakt, że nie tylko rozdziela, ale też uzdatnia/kondycjonuje prąd.W odróżnieniu od zaawansowanych kondycjonerów ISOL-8 SubStation, MiniSub Wave tej samej firmy to produkt o nieco prostszym działaniu, umiejscowiony jeden szczebel niżej w firmowej klasyfikacji ogólnej, ale powyżej produktów podstawowych i rozgałęziających, tj. listew. Można zatem rzec, że danie główne tej recenzji okupuje środek oferty, natomiast jedyną różnicą pomiędzy wersją Wave, a droższą Axis jest osobny moduł filtra składowej stałej w przypadku tej drugiej. Jeżeli ma się z nią problem, warto wziąć ten dodatek pod uwagę. No i rzecz najważniejsza, cena. ISOL-8 MiniSub Wave ze srebrnym frontowym panelem to koszt 4 990 zł, z kolei opcja czarna jest droższa, trzeba za nią zapłacić 5 499 zł. Produkty powiązane z zasilaniem potrafią być bardzo drogie, wymienione tu kwoty często stanowią co najwyżej rozgrzewkę, natomiast w brytyjskim menu to już mocny środek oferty bez naciągania. Mało tego, wszystkie urządzenia ISOL-8 i Trilogy są produkowane w Londynie, gdzie mieści się siedziba obu tych firm.ISOL-8 MiniSub Wave dotarł w firmowym kartonie. Umieszczony w piankowych formach i wyposażony w zwykły przewód zasilający, nie zaskoczył mnie niczym szczególnym. To utylitarny produkt, ma wykonać konkretną robotę i kropka, stąd jakiekolwiek dodatki ponad solidne opakowanie i jeden kabel uznałbym pewnie za przesadę podnoszącą koszt. Angielski filtr okazał się całkiem spory. Wymiary (wys. x szer. x gł.) 85 x 444 x 305 mm i 6,5-kilogramowa masa przełożyły się na prezencję godną pełnowymiarowego sprzętu audio. Urody też mu nie sposób odmówić. Wyszczotkowany, skromny i aluminiowy front z eleganckim wcięciem na dole, jedną centrycznie umiejscowioną diodą i delikatnie ściętymi krawędziami nie zepsuje widoku stolika z aparaturą grającą. W porządku, mojego nie zepsuł.Boki z niewielkimi perforacjami oraz góra urządzenia to w zasadzie jeden tylko kawałek zgiętej w dwóch miejscach blachy. Niby nic niezwykłego, widywałem to już dziesiątki razy, ale Nic poszedł o krok dalej. Zawsze dba o lakier w swoich produktach i MiniSub Wave to nie wyjątek. Czarna część obudowy tego produktu pokryta jest nieco satynowym, półmatowym materiałem. Gdyby to była najzwyklejsza w świecie farba, nie napisałbym nic szczególnego tutaj. Nie miałbym podstaw ani do krytyki, ani do pochwały. Natomiast widać, że zrobiono coś ekstra, rzecz małą choć zauważalną i ja to doceniam.Na spodzie urządzenia znalazło się miejsce dla kilku dodatkowych otworów wentylacyjnych oraz w sumie czterech gumowych nóżek, natomiast niemalże cały tył okupuje w sumie sześć porządnych gniazd z klapkami, niemieckiej firmy ABL. Podzielono je na dwie grupy; para przy lewej krawędzi jest przeznaczona dla urządzeń wysokoprądowych (wzmacniacze stereo, końcówki mocy, kolumny niskotonowe itp.), natomiast cztery po prawej są dla sprzętu średnio-nisko-prądowego (przetworniki, odtwarzacze kompaktowe, streamery itp.). Pomiędzy nimi jest wejście IEC z bezpiecznikiem oraz przyłącze uziemienia zaraz obok. ISOL-8 MiniSub Wave nie ma włącznika, wystarczy podłączyć ten produkt do sieci i załatwione, natomiast stan gotowości do pracy zasygnalizuje wspomniana powyżej dioda. Pod względem jakości wykonania nie mam się do czego przyczepić, jest bardzo dobrze. Niczego bym też nie zmienił.Dostanie się do środka urządzenia zajmuje dosłownie chwilę, wystarczy uporać się z kilkoma wkrętami, a większa część obudowy da się zdemontować bez najmniejszych problemów. Pod maską panuje wzorowy porządek, choć żadne to zaskoczenie, przynajmniej dla mnie. W całości pasywną elektronikę rozdzielono pomiędzy dwa laminaty. W przypadku wersji Axis pomiędzy nimi jest jeden dodatkowy moduł. Na mniejszej płytce zamontowano zabezpieczenie przed gwałtownymi skokami napięcia oraz osobne stopnie filtrujące dla obydwu gniazd wysokoprądowych, natomiast mniejsza łączy się ze  nisko-średnio-prądowymi. Tutaj także każde jest osobno filtrowane, natomiast kawałek dalej widać firmowy układ odpowiedzialny (ang. Transmodal Filter) za separowanie od siebie urządzeń już podłączonych do MiniSub Wave’a.

Dźwięk

Do testu posłużył mi mój referencyjny system, tj. LampizatOr Pacific (Para KR Audio T-100 + limitowany prostownik KR Audio 5U4G z 2016 roku), integra Trilogy 925 i podłogówki Boenicke W8. Obydwa urządzenia zostały podłączone do listwy GigaWatt PF-2 za pomocą kabli Ness Excellence rodzimej manufaktury Audiomica Laboratory, z kolei kabel GigaWatt LC-2 MK2 połączył ją z wejściem w ścianie. Zasilanie wyłącznie dla sprzętu audio w mojej salce odsłuchowej to osobna linia, oparta na gnieździe podtynkowym G-044, kablu LC-Y 3X4 MK3+ oraz wyłączniku instalacyjnym G-C20A, wszystkich z oferty GigaWatta. Natomiast cały budynek jest od niedawna zasilany fotowoltaicznie, tj. niezależnie od miejskiej infrastruktury. Można zatem śmiało przyjąć, że pod tym względem mam naprawdę całkiem nieźle.Założenie testu było bardzo proste. Postawiłem się w roli potencjalnego nabywcy SubStation Wave’a, tj. kogoś, kto chce przesiąść się z listwy, jakkolwiek dobra nie jest, na coś poważniejszego. Stąd jedyną rzeczą, którą zrobiłem było wypięcie mojego referencyjnego rozgałęziacza, wpięcie angielskiego produktu i tak do upadłego, aż coś się zadzieje lub też nie. Nie rozdrabniałem się też na różnice przedstawione przez konkretne elementy mojego systemu. Dużo bardziej mnie interesowało to, jak zagra jako całość.Do zasilania zawsze podchodzę ostrożnie. Spodziewam się subtelności, które sumarycznie mogą nie wyjść poza obręb delikatnych usprawnień. Zawsze biorę też pod uwagę niekoniecznie poprawę, a skok w bok; zmianę po prostu, subiektywnie na lepsze lub też nie. Przeprowadzone do tej pory odsłuchy utwierdziły mnie w tym, że w moim systemie za każdym razem majstrowanie z zasilaniem niesie dobroczynne następstwa. Wypięcie angielskiej integry prosto z gniazdka naściennego i przeskoczenie na GigaWatta PF-2 wykracza poza sferę subtelności, zamiana tej listwy na model PC-2 EVO+ tego samego producenta to ruch w mniej więcej tym kierunku, ale bardziej intensywny, a MiniSub Wave wręcz idealnie wpisuje się w ten schemat.Może zacznę od tego, że obecność bohatera niniejszej publikacji była słyszalna w trybie natychmiastowym. Listwa GigaWatta poszła w odstawkę, MiniSub Wave zagrał i w zasadzie po pierwszych taktach było wiadomo, że dźwięk zmienił się w sposób znaczący. Mało tego, bez problemu dało się wyodrębnić i wskazać palcem miejsca, w których się ‘zadziało’. Podstawową zmianą było obniżenie środka ciężkości, dźwięk dostał nieco więcej ciała. Dół słyszalnego pasma angielski sprzęt pokazał w sposób bardziej soczysty, bogatszy barwowo, lepiej zróżnicowany. Szybko się okazało, że atak na samym dole także się wzmocnił. Natomiast rzeczą dla mnie najistotniejszą był fakt, że dźwięk ani odrobinę nie zwolnił. MiniSub Wave nie ograniczył dynamiki mojego systemu w żaden słyszalny sposób. Jeżeli przed jakimkolwiek testem miałbym strzelać, gdzie nastąpi pogorszenie, obstawiłbym właśnie ten aspekt. Tutaj angielski produkt i mój referent wypadły praktycznie tak samo, choć i tak nieco wolniej w porównaniu do 925-ki wpiętej prosto w ścianę, choć to zupełnie osobny temat.Idąc dalej, z pamięci mogę napisać, że przetestowany jakiś czas temu GigaWatt PC-2 EVO+ całościowo uporządkował dźwięk, tj. zredukował ziarno w muzyce i siłą rzeczy wyeksponował detale. Spowodował też, że efekt był gładszy i po prostu przyjemniejszy. Subtelne zmiany na kilku płaszczyznach sumarycznie były solidną podstawą do napisania, że całościowo ten produkt okazał się bardzo dobry i… dokładnie to samo teraz mogę napisać o MiniSub Wave. Anglik idzie w bardzo podobnym kierunku; wygładza, porządkuje, nieco dopompowuje przestrzeń i ogólnie podnosi wyrazistość w wyjątkowo naturalny i nieprzekombinowany sposób. Choć – jak pisałem – przesunął u mnie balans tonalny. Góry nie było mniej, pozostała ilościowo bez zmian. Ale w wyniku wszystkich wcześniej opisanych zabiegów stała się łatwiejsza w odbiorze, a jej znacznie znacznie dłuższe wybrzmiewanie dodatkowo wzmocniło efekt.Wszystkie opisane powyżej zmiany były w subiektywnie dobrą stronę, przypasowały mi i w ostatecznym rozrachunku mój zestaw zagrał sporo lepiej z MiniSub Wave’em niż z listwą GigaWatta. Mało tego, dojście do tych wniosków zajęło mi kilkanaście godzin średnio intensywnej zabawy. Nie było mowy o tygodniach roszad sprzętowych w poszukiwaniu punktu zaczepienia. Nie gonił mnie czas, wręcz przeciwnie. Ale od święta tak się dzieje, że zmiany przychodzą na tyle szybko i są na tyle oczywiste, że warto ubrać to doświadczenie w słowa zamiast drążyć temat dalej i rozwadniać gęstą treść.Na zakończenie jedynie dla formalności napiszę, że Nic to dla mnie konstruktor bardzo mocno stąpający po ziemi, zdecydowanie nie jest bajkopisarzem. Jego zdaniem zasilanie powinno stanowić mniej więcej 10% wartości całego zestawu i nie jest zaskoczeniem dla mnie, że określił MiniSub Wave mianem za ‘małego’ dla mojej platformy. Widzi w niej SubStation Integrę albo coś jeszcze wyżej, nad czym… miałem siedzieć cicho, ucinamy temat. W każdym razie Nic powiedział mi wprost, żebym nie spodziewał się nie wiadomo czego. Cóż, zgadywanki swoje, a praktyka swoje, tj. jak najbardziej pozytywna zmiana bez słabych punktów w – podkreślam – moim systemie.

Podsumowanie

ISOL-8 MiniSub Wave okazał się produktem ciekawym, o nadspodziewanie intensywnym, tj. dobrze słyszalnym działaniu. Jednakże nie potrafię jednoznacznie określić jak duża w tym zasługa podatności mojego systemu na zabiegi powiązane z zasilaniem. Jakiś szalenie transparentny to nie jest i skłamałbym pisząc co innego. Choć na podstawie kilku przygód z produktami podobnymi go MiniSub Wave’a, z czystym sumieniem stwierdzam, że jak do tej pory zareagował na nie wdzięcznie, pokazał o co w nich chodzi.

Z ISOL-8 MiniSub Wave’em w torze zadziało się naprawdę dobrze i takie też mam zdanie na temat tego produktu, to naprawdę dobry kondycjoner/filtr/rozgałęziacz. Jest solidnie wykonany i subiektywnie ładny. Dźwiękowo robi to, czego można oczekiwać po tego typu sprzęcie, tj. porządkuje przekaz na wielu płaszczyznach i sprawia, że przyjemniej się słucha muzyki. Mi to w zupełności wystarczy do usprawiedliwienia przyziemnej ceny bohatera tego testu, koniec i kropka.

MiniSub Wave jest zdecydowanie wart Twojej uwagi, jeżeli myślisz o zmianie wysłużonej listwy na coś poważniejszego, nie dającego szczególnie po kieszeni i – pisząc kolokwialnie – robiącego robotę. Fakt, ten czy jakikolwiek inny równie udany kondycjoner nie stanowią dóbr pierwszej potrzeby, można się bez nich obejść. Analogicznie można też śmigać sportowym samochodem nie więcej niż pięć dyszek na godzinę w porywach, ale przecież nie o to w jednym czy drugim hobby chodzi, prawda? Do następnego!

Platforma testowa:

  • Wzmacniacz: Trilogy 925
  • Źródło: LampizatOr Pacific (KR Audio T-100 + KR Audio 5U4G Ltd. Ed.)
  • Kolumny: Boenicke Audio W8
  • Transport: Asus UX305LA
  • Kable głośnikowe: Forza AudioWorks Noir Concept, Audiomica Laboratory Celes Excellence
  • Interkonekty: Forza AudioWorks Noir, Audiomica Laboratory Erys Excellence
  • Zasilanie: Gigawatt PF-2 + Gigawatt LC-2 MK2 + Forza AudioWorks Noir Concept/Audiomica Laboratory Ness Excellence
  • Stolik: Franc Audio Accesories Wood Block Rack
  • Muzyka: NativeDSD

Ceny produktów w Polsce:

  • ISOL-8 MiniSub Wave – srebrny front: 4 990 zł
  • ISOL-8 MiniSub Wave – czarny front: 5 499 zł

 

Dostawca: Moje Audio