AudioSolutions Figaro M

by Marek Dyba / September 25, 2020

Choć litewska marka na rynku pojawiła się ledwie 9 lat temu zdążyła już zdobyć szacunek i uznanie klientów w wielu krajach świata. Oferta jest nieustannie rozwijana i ulepszana, co mieliśmy okazję sprawdzić testując kolejny produkt AudioSolutions, kolumny podłogowe Figaro M.

Wstęp

Z kolumnami Gediminasa Gaidelisa, założyciela firmy AudioSolutions i jej głównego projektanta, miałem styczność we własnym systemie już kilka razy. Bodaj pięć lat temu testowałem model Rhapsody80, później najmniejszą podłogówkę z serii Figaro, czyli „S-kę” (zobacz TU), a w czerwcu mniejszą z dwóch (wg stanu na dziś, bo seria będzie się powiększać) podłogówek z serii Virtuoso, czyli (również) „S-kę” (zobacz TU). Każde z tych spotkań zachęcało wręcz do kolejnych, jako że Gediminas zna się na rzeczy, acz nie da się ukryć, że Virtuoso były niejako kulminacją doświadczeń z jego produktami – najdroższym do tej pory testowanym przeze mnie modelem i bez dwóch zdań najlepszym. Jak więc mógłbym odmówić, gdy dostałem propozycję przetestowania Figaro w wersji M?!

Litewska firma należy do stosunkowo nielicznych wysoce wyspecjalizowanych. Zajmuje się bowiem wyłącznie produkcją kolumn. Osobiście szanuję firmy, które skupiają się na tym, na czym się znają, a dzięki temu nieustannie pogłębiają swoją wyspecjalizowaną wiedzę, co umożliwia im tworzenie coraz doskonalszych produktów. Historia rozwoju oferty AudioSolutions jest tego najlepszym potwierdzeniem. Firma wypracowała sobie swój styl, swoje rozwiązania techniczne i stopniowo implementuje je w kolejnych seriach. Gediminas postawił na nowoczesną stylistykę i wykończenia, przemawiające do ludzi młodych, ale także do miłośników nowoczesnych wnętrz. Ja, raczej tradycjonalista w tym zakresie, lubiący wykończenia w drewnie, już w poprzednich recenzjach przyznałem, że nie miałbym żadnych obiekcji, by postawić tak wyglądające produkty we własnym salonie. Są bowiem wykonane i wykończone znakomicie i to nie tylko te z najdroższej serii, ale właściwie wszystkie! Dodatkowo (choć są różnice między poszczególnymi seriami) klient dostaje do wyboru sporo rodzajów wykończeń, więc dobranie idealnego do konkretnego wnętrza nie powinno stanowić problemu.

Aktualna oferta obejmuje cztery linie kolumn – otwierającą Overture, dalej Figaro!, Virtuoso i w końcu Vantage 5th Anniversary. Ta ostatnia, jak sugeruje nazwa, powstała z okazji piątej rocznicy powstania firmy. Wykorzystano w niej całą wiedzę i doświadczenie zdobyte wcześniej. Dodatkowo, na ich potrzeby inżynierowie AudioSolutions opracowali szereg nowych rozwiązań, z których później część mogła zostać wykorzystana także i w tańszych seriach tej marki. Tak się bowiem złożyło (a może taki był zamiar od samego początku?), że jubileuszowa seria wylądowała na szczycie oferty. To kolumny z już faktycznie wysokiej półki cenowej, a sądząc po kilku doświadczeniach z wystaw również i brzmieniem aspirują do top-high-endu. Najnowsza, nadal rozwijana seria, Virtuoso, ma być czymś w rodzaju pomostu między topowymi kolumnami, a tymi nieco (bo trudno je nazwać tanimi) tańszymi (czyli serią Figaro!). Wykorzystano w niej bowiem najwięcej rozwiązań zaczerpniętych z Vantage i to słychać, przynajmniej w przypadku modelu S.

Tyle że Virtuoso to nadal kolumny z półki cenowej mocno ograniczającej ich dostępność dla większości miłośników dobrego brzmienia. Dopiero seria, której przedstawiciela tym razem testuję, czyli Figaro! (wykrzyknik nie jest pomyłką, tylko częścią oryginalnej nazwy), to propozycje dla nieco szerszego grona odbiorców. Wraz z rozwojem oferty Gediminas ujednolicił nazewnictwo, stąd obecnie od linii Figaro w górę modele oznaczane są nazwą serii i literkami – S (small – małe), M (medium – średnie), L (large – duże), w przypadku Figaro także XL (xtra large – bardzo duże). Dodatkowo w seriach Vantage i Figaro dostępne są modele oznaczone literą C (central – głośnik centralny) i B (stosowane dla modeli podstawkowych), które są propozycją dla osób chcących zbudować wielokanałowy system kina domowego.

Model Figaro M, który do mnie trafił, to jeden z aż czterech modeli podłogowych w tej linii – drugi od dołu i trzeci od góry. Podobnie jak wszystkie podłogówki AudioSolutions to konstrukcja 3-drożna wentylowana bas-refleksem skierowanym do tyłu. Jak w jednym z wywiadów wyjaśnił litewski konstruktor, gdy zaczynał budowę kolumn preferował konstrukcje 2-drożne, ponieważ w nich występuje tylko jeden punkt podziału zwrotnicy dzięki czemu łatwiej jest opracować model, który brzmi (niemal) jak punktowe źródło dźwięku. Później jednakże zmienił swoje podejście i przeszedł na konstrukcje 3-drożne – w serii Vantage nawet monitor ma trzy drogi – ponieważ daje to możliwość zastosowania punktu podziału zwrotnicy dość wysoko, poza zakresem częstotliwości, w którym ludzkie ucho jest najczulsze. To przekłada się na bardziej naturalny, spójniejszy obraz muzyczny, a przynajmniej tak to odbieramy.

W wywiadzie, którego udzielił mi przy okazji recenzji Virtuoso, zapytałem Gediminasa o kwestię stosowania bas-refleksu i faktu jego umieszczenia na tylnej ściance kolumny. Sam wybór, jak się okazuje, był po prostu wyborem takiej, a nie innej koncepcji. Bez wnikania czy jest lepsza, czy gorsza, bo wszystkie mają swoje wady i zalety. Umieszczenie wylotu b-r z tyłu było z kolei w pełni świadomą decyzją, która daje użytkownikowi możliwość strojenia (w pewnym stopniu) brzmienia kolumn. Gdy bas-refleks znajduje się z przodu uzyskuje się jakieś brzmienie, które trzeba przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza i z którym właściwie nie da się nic zrobić. Gdy skieruje się go do tyłu, zmiana odległości od ściany za kolumną koryguje brzmienie. Bliżej ściany bas będzie nieco obfitszy, mocniejszy, przy ustawieniu dalej będzie szybszy, bardziej zwarty, choć zwykle jest go nieco mniej.

Jak mi również wówczas powiedział Gediminas, konstrukcja obudowy i układ b-r sprawiają, że jego kolumny można przysunąć (w razie konieczności) nawet bardzo blisko ściany (podawał nawet przypadek ekstremalny, w którym Virtuoso stały ledwie 5cm od ściany) bez typowych w takim ustawieniu problemów. Nazywając rzecz po imieniu, zwykle gdy kolumny są zbyt blisko ściany bas po prostu dudni. Co prawda Virtuoso ostatecznie wylądowały u mnie 25-30cm dalej (w sumie więc 75-80cm) od ściany niż większość kolumn, co Gediminas uzasadnił moim przyzwyczajeniem do brzmienia obudów zamkniętych (Ubiqi), ale nie wynikało to z dudniącego basu, tylko z chęci uzyskania odpowiedniego (na moje ucho, w tym pokoju) balansu zarówno w zakresie całego pasma przenoszenia, jak i stereofonii. Figaro M stanęły już tylko 50cm od ściany za nimi, bo dla nich to właśnie było ustawienie optymalne. W obu przypadkach przysuwanie kolumn do ściany by wzmocnić bas było całkowicie zbędne – to jeden z atutów obu tych konstrukcji. Gdy po kilku próbach ustaliłem już wspomniane optymalne ustawienie testowanych kolumn, pozostało mi jedynie posłuchać, co potrafią Figaro M w porównaniu do circa trzy razy droższych Virtuoso S. Potrafią… DUŻO, także DUŻO więcej niż wskazywałaby różnica w cenie. Choć to w audio jest w zasadzie normą.

Budowa i funkcje

Audio Solutions Figaro M to, podobnie jak niemal wszystkie produkty tego producenta, konstrukcja 3-drożna, wentylowana bas-refleksem skierowanym do tyłu. Spora (mierzą 1120 x 272 x 470 mm i 45 kg wagi sztuka) obudowa ma kształt sześciokątny. Rezygnacja z równoległych ścianek minimalizuje ryzyko powstawania fal stojących wewnątrz obudowy. Producent swoje rozwiązanie konstrukcji obudów nazywa „self-locking” – poszczególne elementy są spasowywane między sobą tak, by połączenia między nimi zaciskały, czy „zamykały się” i stąd właśnie nazwa. Ma to tworzyć sztywniejsze i bardziej odporne na wibracje połączenia. Do walki z tymi ostatnimi zastosowano także inne rozwiązanie – wykorzystanie więcej niż jednego materiału (każdy ma inną własną częstotliwość rezonansową), plus elementów różnej grubości. Ten ostatni wymiar ścianek waha się od 18 do nawet 50mm (tylna ścianka). De facto każda ścianka była projektowana osobno tak, by uzyskać optymalny efekt w danej części obudowy, ale również tak by wszystkie elementy połączone razem dawały optymalny efekt końcowy.

Ciekawym rozwiązaniem jest ścianka frontowa, a właściwie maskownica zwana przez producenta „stealth grill” w postaci ścianki z wyciętymi otworami na poszczególne przetworniki. Otwory mają precyzyjnie zaprojektowany i wykonany kształt, dzięki czemu nie wprowadzają niechcianych zniekształceń do dźwięku. W dolnej części tylnej ścianki, blisko poziomu podłogi, zamontowano pojedynczą parę gniazd głośnikowych WBT NextGen. Obudowę wyposażono w zintegrowane, regulowane stopy anty-wibracyjne mocno schowane w spodzie kolumny. Większa część obudowy Figaro M wykańczana jest specjalnym matowym lakierem z dodatkiem drobin srebra. Jedynie boczne ścianki, a właściwie ich część, są wykańczane innymi lakierami (w tym 3D), lub naturalnymi okleinami. Jakość wykończenia to najwyższa półka.

W Figaro M za wysokie tony odpowiada 25 mm miękka kopułka z jedwabną membraną, którą umieszczono w niewielkim falowodzie. Jego zastosowanie konstruktor uzasadnia poprawą charakterystyki kierunkowej tego głośnika. Powyżej tweetera umieszczono 152mm przetwornik średniotonowo z bardzo sztywne (extra rigid) membranę z celulozy. Zgodnie z filozofią konstruktora punkt podziału zwrotnicy (między średnicą a górą) umieszczono wysoko – na 4 kHz. W ten sposób omija on zakres częstotliwości, w których ucho ludzkie jest najbardziej wrażliwe, przez co brzmienie odbieramy jako spójniejsze. Poniżej przetwornika wysokotonowego umieszczono z kolei dwa woofery basowe, każdy o średnicy 182mm, każdy także z membraną extra rigid, które obsługują pasmo do 400 Hz. Zwrotnice montowane są na płytka z pogrubionymi ścieżkami. Wykorzystywane są w nich elementy wysokiej klasy, w tym kondensatory Jentzena, cewki nawijane grubym drutem zalane żywicą (tłumiąca wibracje), a dla wooferów basowych cewki toroidalne. Zwrotnice dla danego zestawu kolumn są parowane.

Brzmienie

Pisałem o tym już przy okazji wcześniejszych recenzji, a Figaro M potwierdziły moją opinię. Otóż kolumny, które wychodzą spod rąk Gediminasa lubią grać: a) muzykę akustyczną, ze szczególnym uwzględnieniem klasyki; b) głośno; c) właściwie wszystko, co im się wrzuci, pomimo stwierdzeń z punktów a) i b). W kwestii głośności chodzi może nie tyle o to, że muszą grać nie wiadomo jak głośno, tylko że nieco głośniej niż ja zwykle słucham. Rzecz więc nie w mocy jako takiej napędzającego je wzmacniacza, bo tak samo zachowywały się z 125W Markiem Levinsonem 5805, jak i z 350W monoblokami LampizatOr Methamorphosis, ale i z 30W Shinai w klasie A. Przy cichym graniu (w ciągu dnia, do czego wrócę za chwilę) brakuje nieco otwarcia się dźwięku, pełnej swobody prezentacji, ale gdy pobudzić je nieco mocniejszym impulsem otwierają się niczym kwiaty o poranku i zaczynają promieniować wręcz entuzjazmem i energią prezentowanej muzyki. Podobnie jak w poprzednich recenzjach produktów AudioSoulutions spieszę z wyjaśnieniem – nie chodzi o to, że na niskich poziomach głośności Figaro M grają źle – grają bardzo dobrze, a przy wieczornym słuchaniu, gdy szum otoczenia wyraźnie spada, nawet znakomicie. Tyle że głośniej po prostu grają jeszcze lepiej. Zaznaczę, że tzw. „fun” wydaje się obopólny – słuchaczowi gęba się śmieje, a i Figaro wydają się czerpać satysfakcję z tego, z jaką łatwością, swobodą, a jednocześnie pełną, wręcz absolutną kontrolą nad każdym aspektem prezentacji, mogą się pochwalić (tu oczywiście dużą rolę odgrywa również wzmacniacz).

Odbyłem z nimi także kilka wieczornych, a więc siłą rzeczy cichych, ale równie udanych (właśnie za sprawą wspomnianego już znacznie niższego poziomu szumu otoczenia) odsłuchów. Niemniej gdy pierwszy raz je podłączyłem, zdrowo zmachany po samodzielnym wyciąganiu ich z pudeł (ponad 40kg sztuka i zapakowane tak, że w pojedynkę niełatwo je wypakować), podłączyłem je do Levinsona 5805, którego właśnie kończyłem opisywać i… jakoś nie zapałałem natychmiastowym entuzjazmem, choć wzmacniacz z moimi kolumnami grał bardzo dobrze. Zasadniczo, brak wielkiego „wow!” od pierwszych minut odsłuchu to dobry znak, bo gdy produkt robi ogromne pierwsze wrażenie, to często okazuje się, że to efekciarstwo, a nie klasa i na dłuższą metę jest męczący. Tyle że Figaro M grały pewnie z godzinę i dalej słuchałem ich dość obojętnie – było dobrze, ale nic ponadto. Jasne że, przynajmniej podświadomie, oczekiwałem klasy niewiele odbiegającej od znakomitych Virtuoso S, co zważywszy na ogromną różnicę w cenie nie było realistyczne. Z drugiej jednakże strony doświadczenie również i z tańszymi modelami AudioSolutions sugerowało, że coś jest nie tak, bo testowany model powinien grać lepiej.

Odpowiedź nadeszła szybko – pokrętło głośności No 5805 powędrowało 10, a potem nawet 15 dB wyżej, a litewskie głośniki zmieniły się niemal nie do poznania. Różnica była wręcz dramatyczna, oczywiście na plus. Trafiło akurat na utwór (nawet nie pamiętam teraz który) Mozarta (jedno z arcydzieł wydawnictwa 2L w gęstym pliku). Dźwięk niesamowicie się otworzył, wypełnił powietrzem, pojawiła się swoboda, energia, emocje i duża, duuuża przestrzeń. A kolumny niemal całkowicie zniknęły. To ostatnie stwierdzenie oznacza, iż dźwięk bardzo dobrze się od nich odrywał, nie słychać było by dochodził wprost z głośników, ale raczej z przestrzeni przed słuchaczem. To jedna z cech, które wysoce cenię w kolumnach, oferowana przede wszystkim przez kolumny podstawkowe, a rzadziej podłogówki. Levinson, który na tym etapie napędzał jeszcze ciągle AudioSolutions, to zawodnik wysoce dynamiczny, energetyczny i neutralny tonalnie. Na mój gust przydałoby się mu nieco wypełnienia i gładkości, zwłaszcza środka pasma, którymi zachwycał mnie przed nim (dwukrotnie droższy) Boulder 866. Niemniej takie neutralne, mocne granie w połączeniu z Figaro M sprawdziło się wybornie. I, jak wspomniałem na samym początku, szczególnie dobrze wypadało to z klasyką i muzyką akustyczną. Dobre realizacje tych gatunków muzycznych nie potrzebują ocieplenia, czy dociążenia dźwięku, ale po prostu wiernego przekazania tego, co udało się zarejestrować na taśmie (czy w pliku). A w tym kolumny AudioSolutions, wszystkie których do tej pory słuchałem niezależnie od ceny, są naprawdę dobre. Jeśli i wzmacniacz podobnie prezentuje odtwarzaną zawartość (zakładając wcześniej jeszcze wysokiej klasy źródło) to Figaro M potrafią zagrać bardzo wiernie, a w efekcie po prostu znakomicie.

Bo przecież high fidelity, wysoka wierność nagraniom, wystarczy by usłyszeć bogactwo brzmienia orkiestry, jej rozmach, a nawet skalę, choć w tej ostatniej kwestii Virtuoso S, czy moje Ubiqi Model One Duelund Edition mają nieco więcej do powiedzenia za sprawą większych gabarytów. Pięknie, niezwykle czysto i wyraziście, zabrzmiała np. Anna-Sophie Mutter, która dołączyła do Johna Williamsa, by zagrać szereg napisanych przez niego tematów filmowych. Figaro M bez wysiłku wyeksponowały (acz bez grama przesady) solistkę na tle orkiestry, choć ta ostatnia, grając w tle, potrafiła zagrzmieć pełną piersią nie przytłaczając wcale Anny-Sophie. Nie da ukryć jednakże, że to wyjątkowo przekonująco oddana barwa skrzypiec, ich lekkość, mnogość klarownie zaprezentowanych informacji, plus nienaganna technika artystki skutkująca piękną płynnością grania skupiały na sobie uwagę w pierwszym rzędzie.

Litewskie kolumny, co już się wyżej pojawiło, ale warte jest podkreślania, potrafią zbudować ogromną scenę i to faktycznie w trzech wymiarach. Wymiar, o którym mówi się rzadko, bo i rzadko jest odpowiednio zarejestrowany w nagraniach, a potem odtworzony, to wysokość. Figaro M potrafią nie tylko zniknąć z pomieszczenia, wyjść ze sceną daleko poza rozstaw kolumn, narysować ją hen daleko w głąb, ale i bardzo dobrze różnicować instrumenty/dźwięki w pionie. A to naprawdę duża sztuka. Potrafiły więc oddać ogrom wnętrza kościoła, w którym Arne Domnerus nagrał płytę „Antiphone blues”, czy dziedzińca opactwa Noirlac, w którym swoje wariacje na temat Monteverdiego („Trace of Grace”) zrealizował Michel Godard. W tym pierwszym przypadku barwą i fakturą zachwycał saksofon, a niskimi, potężnymi pomrukami organy – oba instrumenty oddane w bardzo przekonujący, prawdziwy sposób. To, w połączeniu z gigantyczną przestrzenią, którą „zobaczyłem” dzięki Figaro M, z organami umieszczonymi wyżej niż saksofon, tworzyło wyjątkowy klimat.

Płyta Godarda to z kolei równie niezwykły mariaż instrumentów – trio jazzowe połączyło bowiem siły z barokowym, a całość wokalami okrasili Guillemette Laurens i niesamowity Gavino Murgia. Efekt jest absolutnie niezwykły, pod warunkiem oczywiście, że i odtwarzający ten album system dopasowuje się poziomem. Figaro M okazały się znakomitym egzekutorem możliwości mojego systemu napędzającego testowane kolumny, kreując spektakularny, za sprawą przestrzeni i fantastycznie uchwyconej na taśmie barwy zarówno instrumentów, jak i głosów, obraz muzyczny. AudioSolutions popisały się umiejętnością precyzyjnej lokalizacji źródeł pozornych, ale i szeregu odbić dźwięków rozchodzących się po całym opactwie. Bardziej odtworzenie tej płyty podobało mi się jedynie z kilkoma topowymi wzmacniaczami lampowymi karmionymi sygnałem z czarnej płyty. Słowem Figaro M dołączyły do całkiem ekskluzywnego grona w moim prywatnym rankingu.

Odsłuchy akustycznych realizacji, choćby Tria Bobo Stensona, kolejny raz potwierdziły, że Figaro M nie starają się dodawać niczego od siebie, a jedynie możliwie wiernie reprodukować sygnał, który jest do nich dostarczany. Dlatego właśnie fortepian Stensona raz zachwycał delikatnym, płynnym brzmieniem, by po chwili przyspieszyć, nabrać wigoru, a w końcu uderzyć z pełną mocą i głębią, które powodują (przynajmniej) szersze otwarcie oczu u słuchacza. Podobnie zresztą pokazany jest bas Andersa Jormina – plumka delikatnie w tle, by od czasu do czasu pokazać jak potężne, niskie dźwięki można z niego wydobyć. Figaro M nadążały za każdym instrumentem bez wysiłku, pokazując bezbłędnie i szybki atak i dość długie wybrzmienia i piękną barwę i największe nawet skoki dynamiki i tonę drobnych informacji, których w nagraniu jest multum. Równie efektownie, acz nie efekciarsko (!), wypadły popisy nowoorleańskich muzyków grających na trąbkach, puzonach i innych dęciakach. Litewskie kolumny doskonale łączyły szybkość, dźwięczność i balansowanie na granicy zbyt jasnego, zbyt ostrego dźwięku, nigdy jej jednakże nie przekraczając. A że doskonale czuły nowoorleańskie rytmy, wciągnęły mnie na amen do świata muzyki Louisa Armstronga, Wycliffe Jordana, Kermita Ruffinsa i innych.

Choć podkreślam co chwilę, że Figaro M to kolumny stworzone wręcz do muzyki akustycznej i klasyki, nie oznacza to, że elektryczne odmiany muzyki brzmią źle, czy nawet tylko gorzej. Na mnie po prostu zawsze większe wrażenie robią komponenty audio, które potrafią świetnie zagrać muzykę bez prądu, przekonująco oddać barwę i fakturę akustycznych instrumentów i wokali, bo jest to trudniejsze, łatwiej weryfikowalne że tak powiem. W tym przypadku wystarczyło, że na playliście Roona wylądował album naszej młodej, ale niezwykle utalentowanej basistki, Kingi Głyk „Feelings”, by rozwiać wszelkie ewentualne wątpliwości dotyczące tego, jak dobrze na testowanych kolumnach brzmi elektryczne granie. Bas był szybki, zwarty, gdy trzeba naprawdę ciężki, podobnie jak perkusja, a stopa, i na tej płycie i na kolejnej (Steve Gadd/Chuck Mangione „Together forever”) odzywała się naprawdę nisko i mocno, a przy tym szybko. Pisząc „nisko” mam na myśli zarówno wysokość dźwięku, jak i jego lokalizacji w płaszczyźnie pionowej sceny. Do kwestii sceny jeszcze wrócę, ale jej pełna trójwymiarowość jest mocnym atutem Figaro M.

Oczywiście, że po Kindze na liście odtwarzania wylądowały krążki Marcusa Millera i Stanleya Clarke’a. Obu miałem okazję posłuchać na żywo i obu uważam za absolutnych gigantów basu. Figaro M, jak mało które kolumny w moim systemie (a większość z nich na dodatek kosztowała dużo więcej – np. moje Ubiqi, Hanseny Audio Prince V2, Marteny Mingus Quintet, czy także Virtuoso S) potrafiły wygenerować (na ile to w ogóle możliwe w domowych warunkach) ten niezwykły poziom energii, który w czasie koncertów obu panów wręcz powala. I na dodatek robiły to z absolutną kontrolą nad każdym aspektem brzmienia. Tempo i rytm – doskonałe, najniższe dźwięki – mocno dociążone, kipiące energią, ale zwarte, czyste, a choć nie są to przecież wcale aż tak duże kolumny, i – to bardzo ważne!!! – choć nie dudnią bas-refleksem, bas schodzi bardzo, bardzo nisko. Producent podaje pasmo (w pokoju) od 32 Hz i chyba wcale go nie naciąga, co zdarza się niektórym konkurentom.

Dosłownie na ostatnie dwie godziny odsłuchu Figaro M, dzień przed ich odbiorem, podpiąłem je do wzmacniacza, który czekał w recenzenckiej kolejce. Ci, którzy czytali moją recenzję Virtuoso S być może pamiętają, iż pisałem w niej o eksperymencie z napędzaniem ich 8-watowym SETem na 300B. Góra i średnica w tym połączeniu były cudne, tylko z kontrolą basu świetny Feliks-Audio Arioso 300B do końca sobie nie poradził. Napisałem więc, że szkoda że nie miałem mocniejszej lampy do dyspozycji. Tym razem takową akurat miałem pod ręką, choć nie SETa, ale Push-Pulla, za to z Japonii. Mowa o Lebenie CS-600X, dysponującym mocą ok. 30W na kanał. Japończyk pięknie wypełnił średnicę, dodał kapkę eteryczności do wysokich tonów, a i z niskim poradził sobie bardzo dobrze. Nie idealnie – mocne tranzystory pokazywały lepszą kontrolę i definicję niskich tonów, ale nie było mowy także o dużym pogorszeniu w tym zakresie. Bas i owszem, był nieco bardziej „lampowy”, czyli z delikatnie zaokrąglonym atakiem, bardziej mięsisty zwłaszcza na samym dole pasma, ale też i barwniejszy, lepiej wypełniony. Tam gdzie w grę wchodził zwarty, „sztywny”, szybki elektryczny bas Leben ustępował tranzystorowym konkurentom, ale gdy przychodziło do basu akustycznego, w jego wykonaniu brzmiał on w wielu przypadkach lepiej, bardziej naturalnie. Słowem – zestawienie tych kolumn z lampą jak najbardziej wchodzi w grę, a efekty mogą być więcej niż dobre, tyle że te 30W na kanał się przyda.

Podsumowanie

Czy Figaro M dorównują klasą brzmienia Virtuso S? Oczywiście że nie. Ten ostatni to przecież model prawie 3 razy droższy. Czy różnica klasy brzmienia między nimi jest więc adekwatna do cenowej przepaści? Także nie. W audio nie ma tak prostych zależności. Nie chciałbym się bawić w kwantyfikację tego, co oferują testowane kolumny w porównaniu do Virtuoso, więc napiszę tylko, że mają do zaoferowania zaskakująco dużo z ogromnych możliwości wyższego modelu. Potrafią swobodnie, w czysty, dynamiczny, precyzyjny sposób zagrać każdą muzykę. Te zalety łączą z wysoką muzykalnością, płynnością i przestrzennością brzmienia. Grają energetycznie, gdy trzeba naprawdę mocno, ale potrafią oddać sprawiedliwość także wyrafinowanym, delikatnym nagraniom akustycznym zachwycając rozdzielczością i wiernym odwzorowaniem barwy. Nie boją się dużej orkiestry – potrafią (na ile to oczywiście w ogóle możliwe) dobrze oddać jej skalę, rozmach i potęgę brzmienia. Muzykę lokują na dużej, oderwanej od głośników scenie z wyraźnie zaznaczonymi wszystkimi trzema wymiarami, co nie zdarza się tak często. Kochają wręcz każdą muzyką z mocnym rytmem, który (zakładając napędzanie Figaro wzmacniaczem odpowiedniej klasy i mocy) jest niezwykle pewnie, punktualnie prowadzony. Wolicie nieco barwniejszy, mocniej wypełniony, gładszy sposób prezentacji muzyki? Proszę bardzo – wystarczy napędzić je dobrym, acz oferującym kilkadziesiąt watów, wzmacniaczem lampowym, co możliwe jest dzięki wysokiej skuteczności Figaro M. Pokażą wówczas nieco inne, łagodniejsze, cieplejsze, ale nadal równie doskonałe oblicze. Znakomite, fantastycznie prezentujące się kolumny za, jak na high end, jeszcze rozsądne pieniądze. Posłuchajcie koniecznie!

Specyfikacja (wg. Producenta):

  • Wymiary (WxSxG): 1120 mm x 272 mm x 470 mm
  • Waga: 41 kg sztuka
  • Czułość: 91,5 dB przy 2,83 V 1m
  • Moc: 140 W rms
  • Impedancja: nominalna 4 Ohm
  • Częstotliwość podziału zwrotnicy: 400 Hz; 4000 Hz
  • Pasmo przenoszenia (środowisko w pokoju): 32-25000 Hz
  • Głośniki: 2,5-centymetrowy jedwabny głośnik wysokotonowy, 15,2 cm środkowy stożek ER, dwa 18.3 cm stożkowe przetworniki basowe typu ER

Cena (w czasie recenzji):

  • AudioSolutions Figaro M: 25.890 pln / para w wykończeniu Xiralic White/Champagne/Black; 28.490 pln w wykończeniu Texture Black/Grey Olive/Ebony/Texture White/Mahogany/White Mapple

ProducentAUDIOSOLUTIONS

DystrybutorPREMIUM SOUND

Platforma testowa:

  • Źródło cyfrowe: pasywny, dedykowany PC z WIN10, Roon, Fidelizer Pro 7.10, karta JPlay Femto z zasilaczem bateryjnym Bakoon, JCat USB Isolator, zasilacz liniowy Hdplex.
  • Przetwornik cyfrowo-analogowy: LampizatOr Pacific +Ideon Audio 3R Master Time, Weiss DAC501
  • Źródło analogowe: gramofon JSikora Standard w wersji MAX, ramię J.Sikora KV12, wkładka AirTight PC-3, przedwzmacniacze gramofonowe: ESE Labs Nibiru V 5 i Grandinote Celio mk IV
  • Wzmacniacze: GrandiNote Shinai, LampizatOr Metamorphosis, Art Audio Symphony II (modyfikowany),
  • Przedwzmacniacz: AudiaFlight FLS1
  • Kolumny: GrandiNote MACH4, Ubiq Audio Model One Duelund Edition
  • Interkonekty: Hijiri Million, Less Loss Anchorwave, TelluriumQ Ultra Black, KBL Sound Zodiac XLR, TelluriumQ Silver Diamond USB,
  • Kable głośnikowe: LessLoss Anchorwave
  • Kable zasilające: LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3
  • Zasilanie: Gigawatt PF-2 MK2 i Gigawatt PC-3 SE Evo+; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
  • Stoliki: Base VI, Rogoz Audio 3RP3/BBS
  • Akcesoria antywibracyjne: platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot