Kanadyjska firma Bryston należy do wcale niemałego grona producentów, którzy w swojej ofercie mają zarówno produkty skierowane na rynek profesjonalny, jak i do użytkowników domowych. Być może dlatego ich produkty są zwykle, relatywnie, rozsądnie wycenione oferując jednocześnie doskonałą jakość dźwięku, szczególnie w porównaniu do konkurentów z tej samej półki cenowej. W ich wyglądzie widać trochę proweniencję studyjną – dizajn jest bowiem dość prosty i niejako nastawiony na efektywność, czyli stronę użytkową, zamiast na efekciarstwo. Trudno w którymkolwiek urządzeniu znaleźć jakiekolwiek elementy służące wyłącznie ozdobie. Pewien ukłon w stronę bardziej wymagających estetów widać w najnowszej serii wzmacniaczy, Cubed (w przeciwieństwie do bliźniaczej serii Cubed Pro, która ma jednak trochę prostszy dizajn), których płyta czołowa, choć nadal prosta, jest już naprawdę elegancka. Ewidentnie postarano się tym razem, by wzmacniacze cieszyły nie tylko ucho, ale i oko. Do testu otrzymaliśmy produkt nieco starszy, ale ciągle będący najwyższym oferowanym obecnie modelem swego rodzaju – przedwzmacniacz Bryston BP-26 wraz z zewnętrznym zasilaczem MPS-2.
Wstęp
Na jednym z for znalazłem wpis wice-prezesa Brystona, Jamesa Tannera, który wprost napisał, że wszystkie modele przedwzmacniaczy tej marki mają dokładnie taki sam stopień wzmacniający (gain stage), a różnią się tak naprawdę przede wszystkim oferowaną funkcjonalnością. Słowem wybierając między trzema, obecnie oferowanymi modelami z serii BP, potencjalny klient może się kierować wyłącznie swoimi potrzebami w zakresie funkcjonalności, a nie wyszukiwać na siłę różnice w brzmieniu. Trudno o uczciwsze podejścia do klienta. To jedna z tych rzeczy, za którą bardzo sobie kanadyjską firmę cenię. Miałem do tej pory do czynienia z kilkoma ich produktami i za każdym razem pozostawiały one po sobie bardzo dobre, a czasem wręcz znakomite wrażenie. Tak było np. z ich najnowszym przetwornikiem cyfrowo-analogowym BDP-3, który testowałem dla HighFidelity (zobacz TU). Jeszcze większym zaskoczeniem, jakim były dla mnie niewielkie, niezbyt drogie, ale dające niesamowitą frajdę ze słuchania muzyki kolumny podstawkowe Mini-A (zobacz TU ), czy w końcu testowana równolegle z BP-26 najnowsza końcówka mocy z serii Cubed, 4B3 (zobacz TU ). Oczekiwania wobec topowego przedwzmacniacza miałem więc wysokie. Jak więc wypadł w teście? Proszę czytać dalej.
Budowa
BP-26 znajduje się na szczycie obecnej, liczącej 3 modele, listy przedwzmacniaczy Brystona mając do zaoferowania największą ilość funkcji i opcji. Wystarczy spojrzeć na płytę czołową testowanego przedwzmacniacza by zobaczyć wspominane, studyjne pochodzenie tego urządzenia. Klasyczna szerokość (acz dostępne są dwa rozmiary frontu – 17 i 19 calowa) i bardzo niski profil wydają się idealne do wstawienia do racka. Oczywiście nie można zapomnieć o drugiej części tego zestawu – zewnętrznym zasilaczu MPS-2, który ma dokładnie takie same rozmiary, słowem ilość potrzebnego miejsca należy pomnożyć przez dwa. Moje pierwsze pytanie do przedstawiciela dystrybutora, który przywiózł mi urządzenia brzmiało: czy można je ustawiać jedno na drugim? Odpowiedź była pozytywna, a i moja próba nie wykazała żadnych znaczących różnic niezależnie od tego, czy piętrowałem oba elementy, czy ustawiałem je obok siebie w odległości, na którą pozwalał niezbyt długi kabelek zasilający.
Gruby, solidny front urządzenia mieści trzy spore gałki – selektor wejść, regulację balansu między kanałami i regulację głośności, cztery małe przełączniki hebelkowe – przełącznik pętli do nagrywania, opcjonalnego przedwzmacniacza gramofonowego (wybór między MM i MC), przełącznik fazy, oraz włącznik funkcji mute. Nie ma tu włącznika jako takiego, jako że Bryston BP-26 wymaga zewnętrznego zasilacza i to on takowy włącznik posiada. Dodatkowym elementem umieszczonym na froncie testowanego przedwzmacniacza jest wyjście słuchawkowe na dużego jacka – zalecane są słuchawki o impedancji powyżej 50Ω.
Tył wygląda już jak klasyczne urządzenie z rynku pro, przynajmniej pod względem ilości i upakowania złączy. Na stosunkowo niewielkiej powierzchni zmieszczono bowiem: 2 pary wejść zbalansowanych XLR, 1 wyjście zbalansowane XLR, 5 par wejść niezbalansowanych RCA, z których jedna, w przypadku zainstalowania opcjonalnego przedwzmacniacza gramofonowego, jest dla niego zarezerwowana, 2 wyjścia niezbalansowane RCA, pętlę magnetofonową, no i wejście zasilania (6-pinowy XLR). Gniazda RCA upchnięte są dość blisko siebie, więc szanse na użycie audiofilskich łączówek z większymi wtykami są raczej marne. Same konektory, acz pozłacane, nie pochodzą od żadnego z audiofilskich producentów – są solidnie wykonane, ale nie jest to “audiofilska biżuteria”. Nie sądzę, żeby wynikało to ze „skąpstwa” Brystona, raczej podejrzewam racjonalne podejście, z którego wynika unikanie elementów, które świetnie wyglądają, ale niekoniecznie coś wnoszą do klasy brzmienia. Wśród opcji dostępnych dla Brystona BP-26 oprócz płyty czołowej oferowanej w dwóch rozmiarach i kolorach (srebrnym i czarnym), wspomnianym module wzmacniacza gramofonowego (w rzeczywistości są dwa – jeden wyłącznie dla wkładek MM, drugi dla MM i MC), klient może zamówić jeszcze moduł z cyfrowymi wyjściami (S/PDIF) oraz metalowy pilot zdalnego sterowania. Słowem – nie kupujemy gotowego urządzenia ze ściśle określoną funkcjonalnością, ale możemy dopasować (w pewnym zakresie, oczywiście) przedwzmacniacz do swoich potrzeb.
Bryston BP-26 to w pełni zbalansowany układ z stopniem wzmacniającym pracującym w klasie A i analogową regulacją głośności. Towarzyszący mu zasilacz, MPS-2, posiada cztery wyjścia, może więc służyć do zasilania kilku urządzeń jednocześnie – mowa o przedwzmacniaczach i zwrotnicach oferowanych przez kanadyjską markę. Sam pomysł odseparowania zasilacza od wrażliwej elektroniki przedwzmacniacza pracującej na niskich sygnałach nie jest niczym nowym. Tyle, że zwykle stosowany jest high-endowych urządzeniach z zupełnie innej, zdecydowanie wyższej półki cenowej niż BP-26. Kanadyjczycy uznali jednakże, że daje to tak dużą poprawę brzmienia, że po prostu trzeba to było zrobić. Sam BP-26 nie ma przecież nawet normalnego gniazda zasilania, więc MPS-2 jest jedyną opcją. Wykonanie obu urządzeń jest bardzo dobre – żadnych fajerwerków estetycznych, ot po prostu porządna, solidna robota, która spokojnie przetrwa studyjne użytkowanie, gdzie przecież jest to narzędzie pracy traktowane użytkowo. Tym lepiej dla użytkowników domowych, którzy kupując ten przedwzmacniacz mają pewność, że przez wiele lat będzie wyglądał również dobrze, jak w chwili zakupu.
Brzmienie
W czasie testu Bryston BP-26 był porównywany z moim lampowym Modwrightem LS100 i spinany z trzema końcówkami mocy, Modwrightem KWA100SE, Brystonem 4B3 oraz Audią Flight FSL-4.
Nie będzie chyba zaskoczeniem gdy powiem, że pierwszymi cechami tego urządzenia, które stały się natychmiast oczywiste po przepięciu się z LS100, były czystość i transparentność brzmienia. Bardzo lubię mojego Modrwighta za naturalność, nasycenie, gładkość brzmienia, co nie znaczy, że jest on urządzeniem idealnym. BP-26 natychmiast pokazał, jak duże rezerwy tkwią w systemie w zakresie wspomnianej klarowności dźwięku. Dzięki zdecydowanie niższemu szumowi tła (lampy niestety właściwie zawsze choć trochę szumią, z czym nie mam problemu, ale fakt pozostaje faktem) wydobył na wierzch głębsze warstwy muzyki i większą ilość detali. Choć może to ostatnie nie jest do końca prawdą, bo rzecz raczej w kwestii ich bardziej wyrazistego pokazania, niż faktycznego wydobycia większej ilości informacji ze źródła. Nie było to na szczęście agresywne zarzucanie słuchacza potokami szczegółów, przy którym traci się z oczu całość przekazu, a co za tym idzie, kontakt z muzyką. Tu najwyraźniej ta jego cecha dawała znać o sobie w zestawieniu z najcieplejszym pośród wymienionych Modwrightem. To wzmacniacz o mocno nasyconej, kolorowej średnicy, której przejrzystość, klarowność zapewniane przez Brystona przydały się najbardziej. W przypadku końcówki Brystona, która sama prezentuje podobny charakter do testowanego przedwzmacniacza, był to po prostu zgrany duet o jasno określonym, dynamicznym, energetycznym, szybkim i detalicznym charakterze. Najdroższa w tym towarzystwie i, moim skromnym zdaniem, najlepsza pośród tych trzech, końcówka włoskiej Audii Flight, sama łączy czystość dźwięku z nasyceniem i wypełnieniem i niesamowitą energetyką grania. Z nią więc BP-26 spisywał się znakomicie wnosząc od siebie bardzo niewiele i pozwalając jej grać tak fantastycznie, jak to ona potrafi. Ujmując rzecz krótko – w tym aspekcie w porównaniu do LS100 Bryston miał wyraźną przewagę. Modwright natomiast nieco bardziej dźwięk nasycał i dociążał.
Powyższy opis w dużym stopniu dotyczy średnicy, zakresu najważniejszego w muzyce, acz nie jedynego. Z mojego punktu widzenia, czyli osoby preferującej raczej granie po cieplejszej stronie mocy, ważne było, że z Brystonem BP-26 nie następuje odchudzenie dźwięku, nie ma efektu wysoce detalicznej, analitycznej prezentacji, w której muzyka, jej bardzo ważna, emocjonalna strona, znajduje się nagle na drugim planie. Bardzo dobrze wyważono tu proporcje między elementami przydatnymi w studio, niezbędnymi do analizy dźwięku, z nasyceniem i gładkością, dzięki którym po prostu bardzo dobrze słucha się muzyki. Mi osobiście ten przedwzmacniacz bardziej pasował do mojego Modwrighta, czy do Audii Flight, niż do firmowej końcówki Brystona, bo z nią robiło się jednak troszkę zbyt analitycznie jak na mój gust. To nadal było nawet z mojego punktu widzenia świetne granie, tyle, że nie do końca trafiające w moje preferencje. Dlatego właśnie dla siebie wybierałbym 4B3 raczej z cieplejszym przedwzmacniaczem, a z kolei BP-26, jak już wspomniałem, z nieco choć cieplejszą końcówką mocy.
Niezależnie od partnerującego wzmacniacza słychać było doskonale wysoką dynamikę połączoną z bardzo dobrą kontrolą dołu pasma. W przypadku KWA100SE przedwzmacniacz sprawiał, że bas był nieco szybszy, twardszy i jeszcze lepiej różnicowany niż z LS100, choć znowu może odrobinę mniej dociążony. Sprawdzało się to zarówno w muzyce elektrycznej, jak i akustycznej. Przykładem tej pierwszej może być choćby „TuTu” Milesa Davisa z Marcusem Millerem na elektrycznej gitarze basowej, czy solowe płyty tego tego ostatniego. Charakterystyczny styl grania tego artysty zdecydowanie pasował Brystonowi BP-26. Szybkie, twarde, mocne uderzenia w struny były pięknie oddawane, niosąc ze sobą mnóstwo energii. Doskonała kontrola i definicja sprawdzały się nawet przy najniższych, schodzących gdzieś w okolice bram piekieł dźwiękach, z których Marcus korzysta z lubością. Wcale nie gorzej wypadał bas akustyczny – kontrabas Raya Browna miał odpowiednią masę i potęgę, był szybki gdy trzeba, bądź długo, głęboko wybrzmiewał. Nie dało się odczuć żadnego odchudzenia dźwięku tego instrumentu, żadnego skracania wybrzmień, na każdym dobrym nagraniu wypadał bardzo czysto i niesamowicie kolorowo dzięki bardzo dobremu różnicowaniu niskich tonów. Jednakże gdy, na zasadniczo świetnej nowej płycie Macy Gray, „Stripped”, bas został nagrany w nieco napompowany, dudniący sposób, BP-26 nie próbował w jakikolwiek sposób tego ukryć. Wyłożył kawę na ławę jednocześnie pokazując, że wokal i pozostałe instrumenty nagrano na tą płytę zdecydowanie lepiej niż kontrabas.
Słuchając solowych popisów na fortepianie McCoya Tynera, czy Keitha Jarreta podziwiałem duże możliwości dynamiczne testowanego przedwzmacniacza. Dynamika w skali makro to jedno – w tym względzie, zgodnie z oczekiwaniami, Bryston spisywał się bez zarzutu dając fortepianom odpowiedni rozmach, potęgę i skalę. Uwagę zwróciłem jednakże przede wszystkim na świetne różnicowanie dynamiki na poziomie mikro, który de facto jest ważniejszym elementem z punktu widzenia pokazania umiejętności muzyka i klasy instrumentu. I tu BP-26 miał do powiedzenia co najmniej równie wiele jak w skali makro, a może i jeszcze więcej, sprawiając, że doskonale mi znanych płyt słuchałem z ogromnym zainteresowaniem i przyjemnością delektując się drobnymi smaczkami, elementami, które ze słabszymi urządzeniami potrafią umykać, a tu stanowiły o klasie prezentacji. Fortepiany były także okazją do przyjrzenia się drugiemu końcowi pasma. Dźwięczność tych instrumentów, otwartość ich brzmienia, ilość powietrza wokół nich – każdy z tych elementów sprawiał, że Bryston BP-26 coraz bardziej i bardziej mi się podobał. Nie będę już kolejny raz zachwalał ważnych, ale kilkukrotnie już podkreślanych cech, czyli czystości i przejrzystości, które dla tonów wysokich są także bardzo istotne. Brzmiało to mocno, energetycznie i świeżo. Razem wszystko to składało się w wciągające, a momentami wręcz porywające widowiska muzyczne, które całkowicie mnie pochłaniały i których po zakończeniu odsłuchu od razu miałem ochotę posłuchać jeszcze raz. Dla mnie trudno o lepszą rekomendację gdy słucham krążków, które znam niemal na pamięć.
Już wspomniane nagrania solowych fortepianów w zasadzie rozwiały moje obawy, co do zbyt jasnego, zbyt analitycznego brzmienia BP-26, ale nie odmówiłem sobie całej serii kolejnych akustycznych nagrań. Każde z nich potwierdzało nieczęstą kombinację neutralności z naturalnością brzmienia, jaką może się testowane pre pochwalić. Z jednej strony niczego od siebie nie dodaje, nie podbarwia, nie przesuwa balansu tonalnego w żadną stronę, z drugiej nie brzmi sucho, beznamiętnie, nie daje wrażenia odchudzenia dźwięku.
Przesłuchałem sporo nagrań z moimi ukochanymi gitarami akustycznymi i klasycznymi, czy z uwielbianymi dęciakami. Jeśli tylko samo nagranie było dobrej jakości Bryston BP-26 skupiał moją uwagę w 100% na muzyce, a to możliwe jest wyłącznie, gdy te instrumenty brzmią absolutnie naturalne. Przy każdej odchyłce od razu zaczynam kręcić nosem, a tu nie zdarzyło się to ani razu. Dźwięk nie dość, że gładki, spójny, otwarty, był z BP-26 wysoce energetyczny, a to jedna z ważniejszych cech „żywego” dźwięku, z którymi systemy audio mają zawsze większy bądź mniejszy problem. W tym przypadku, zwłaszcza w zestawieniu z Audią Flight, Bryston BP-26 należał zdecydowanie do tej drugiej kategorii. W przypadku gitar za bardzo szybkim atakiem szarpniętej struny szło więc mocne, pełne owej energii podtrzymanie, a na końcu następowało pełne, długie wybrzmienie, o ile oczywiście, muzyk struny nie wytłumiał. Przy dęciakach imponowała ilość detali i bardzo dobre różnicowanie dźwięków, które sprawiało, że ta sama trąbka mogła być gładka niczym aksamit, albo przycinać po uszach przypominając, że jest instrumentem blaszanym. Świetnie oddana była także moc trąbki, saksofonu, czy puzonu, które przecież potrafią zagrać niesamowicie potężnym, bezpośrednim dźwiękiem.
Jedyne wyjątki na mojej długiej liście odsłuchanych z ogromną przyjemnością płyt stanowiły nagrania, które albo w całości były nie najlepiej nagrane, albo, jak w przypadku wspomnianego krążka Macy Gray, rejestracja jednego z instrumentów odstawała od reszty. Mój Modwright LS100 w takich przypadkach może nie mocno, ale jednak troszkę stara się to ukryć bądź upiększyć dążąc do maksymalizacji przyjemności odsłuchu. Bryston pokazuje to, co w nagraniu faktycznie się znajduje i robi to bardzo dobrze, tak samo traktując te lepsze i te słabsze. W ten sposób realizuje podstawowe, zdaniem wielu, zadanie przedwzmacniacza, które polega wyłącznie na wzmacnianiu sygnału bez żadnej dodatkowej ingerencji. Oznacza to zgodność z teoretycznie najbardziej podstawową regułą obowiązującą w audio, czyli z high fidelity – wysoką wiernością. Nie wszystkim musi to odpowiadać w 100% i dlatego na rynku jest całe mnóstwo produktów, pośród których można przebierać, których twórcy świadomie wybrali nieco inną drogę. Tyle, że ja zawsze powtarzam, iż składając wysokiej klasy system, co jest naprawdę trudne, trzeba sobie życie maksymalnie upraszczać, wykorzystując w nim jak najwięcej elementów, których wpływ na brzmienie jest minimalny. W ten sposób nie trzeba za pomocą jednego urządzenia poprawiać wad innego, nie trzeba mieszać wielu składników by uzyskać pożądany efekt. Przedwzmacniacz taki, jak Bryston BP-26, doskonale się wpisuje w moją filozofię – należy do kategorii przezroczystych pozostawiając innym elementom toru zadanie nadania ostatecznemu brzmieniu określonego charakteru.
Podsumowanie
BP-26 firmy Bryston to przedwzmacniacz, który pokazuje jak można połączyć neutralność brzmienia z naturalnością, jak pokazać, dzięki wyjątkowej czystości i transparentności dźwięku, ogromną ilość detali i subtelności nie robiąc tego agresywnie, nie rozkładając prezentacji na czynniki pierwsze, ale nadal pozwalając słuchaczowi cieszyć się istotą muzyki. Testowane pre gra gładko, spójnie i dynamicznie stawiając na wysoką wierność nagraniom. Ma to swoje oczywiste plusy – im wyższej klasy jest nagranie, tym lepiej wypada z BP-26 „usprawiedliwiając” nasze (miłośników muzyki) ciągłe poszukiwania lepszych wydań. Minusem jest fakt, że nie ma z nim co liczyć, że te słabsze, które lubimy za zawartość muzyczną, będą się nadawać do słuchania. Wady takich nagrań nie są co prawda podkreślane, ale nie ma mowy o ich ukrywaniu, a to niestety w wielu przypadkach odbiera przyjemność słuchania. Cóż – takich nagrań należy się po prostu pozbyć, zamiast marnować na nie czas i skupić się na tych, które dają prawdziwą frajdę. Tej Bryston BP-26 w dobrym towarzystwie sprzętowym i z dobrym wkładem softwarowym (muzyką) dostarczy Wam całe mnóstwo.
Platforma testowa:
- Źródło cyfrowe: pasywny, dedykowany PC z WIN10, Roon, Fidelizer Pro 7.3, karta JPlay z zasilaczem bateryjnym Bakoon, zasilacz liniowy Hdplex
- Przetwornik cyfrowo-analogowy: LampizatOr BIG7
- Źródło analogowe: gramofon JSikora Basic w wersji MAX, ramię Schroeder CB, wkładka AirTight PC-3, przedwzmacniacze gramofonowe: ESE Labs Nibiru i Grandinote Celio
- Kolumny: Hansen Audio The Knight 2, Ubiq Audio Model One
- Wzmacniacze: Modwright KWA100SE, Bryston Cubed 4B3, Audia Flight FLS-4
- Przedwzmacniacz: Modwright LS100
- Interkonekty: Hijiri Million, Less Loss Anchorwave
- Kable głośnikowe: LessLoss Anchorwave
- Kable zasilające: LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3
- Zasilanie: Gigawatt PF-2 MK2 i ISOL-8 Substation Integra; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
- Stoliki: Base VI, Rogoz Audio 3RP3/BBS
- Akcesoria antywibracyjne: platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot
Specyfikacja (wg producenta):
- Pasmo przenoszenia: 20Hz-20kHz +/- .05dB
- Maksymalny poziom sygnału wyjściowego: 15 V wyjście RCA, 30V XLR
- THD: mniej niż 0.0015% dla sygnału wyjściowego 3V
- Złącza:
2 wejścia XLR
1 wyjście XLR
5 wejść RCA (lub 4 jeśli wybrany jest opcjonalny moduł phono bądź cyfrowy)
2 wyjścia RCA
1 pętla magnetofonowa - Wykończenie: srebrne lub czarne
- Wymiary: 48,26 lub 43,18 x 5,72 x 28 cm
- Waga 2 x 9 kg (przedwzmacniacza i zasilacz)
- Opcje:
Dostępny z panelem przednim w kolorze srebrnym lub czarnym
Płyta czołowa 17″ lub 19″
Opcjonalny pilot zdalnego sterowania BR2
Opcjonalny wewnętrzny DAC, MM Phono lub MC Phono
Cena detaliczna (w Polsce – zależna od kursów walut):
- BP-26: 13.740 zł
- MPS-2: 7796 zł
- Pilot BR-2: 1597 zł
Producent: BRYSTON LTD
Dystrybutor: MJ AUDIO LAB