Eryk S. Concept Red King wersja 2016

by Marek Dyba / October 22, 2016

Nie wszyscy miłośnicy muzyki gotowi są wydawać ogromne kwoty na systemy audio z najwyższej półki. Ale nawet część z nich chce mieć w domu produkt wyjątkowy, taki który świetnie wygląda i bardzo dobrze gra. Polska firma Eryk S Concept ma dla nich propozycję – to nowa wersja wzmacniacza Red King.

Wstęp

Z Erykiem Smólskim, właścicielem Eryk S. Concept, znamy się już długo. Lat temu… sporo, u mnie w domu odbyła się prezentacja bodaj pierwszego jego produktu, kolumn Ketsus (jeśli dobrze pamiętam nazwę, bo to naprawdę dawno było :)). Tak naprawdę dopiero później Eryk rozwinął swoją działalność oferując kolejne modele kolumn, a w końcu i elektronikę. Choć spotykaliśmy się przy różnych okazjach wiele razy to tak naprawdę jakoś później nie miałem okazji na spokojnie posłuchać żadnego z jego kolejnych tworów. Trochę nie dawało mi to spokoju, bo owa prezentacja, o której wspomniałem, pierwszego produktu tej marki pozostawiła po sobie bardzo dobre wspomnienia. Pozostało więc skontaktować się z Erykiem i ustalić co mógłbym przetestować. Na początek stanęło na nowej wersji znanego już wzmacniacza lampowego, Red King.

Gdy tylko wzmacniacz fizycznie do mnie trafił, a po wypakowaniu z pudełka ustawiłem go na stoliku od razu przyszło mi do głowy określenie, które czasem przewija się w anglojęzycznych recenzjach sprzętu audio, a mianowicie: boutique audio. W Polsce butiki nie są specjalnie popularne, a przynajmniej kojarzą się raczej z ciuchami. Budzą też różne, niekoniecznie zgodne z ich ideą skojarzenia. A przecież spotyka się je w wielu miastach świata, często w mniejszych, bocznych uliczkach gdzie nie trafiają tłumy, a jedynie ci, którzy wiedzą gdzie i czego szukać. I są to miejsca, gdzie można kupić przeróżne produkty, które łączy ich wyjątkowość. Na czym ona polega? M.in., na unikalności, na produkcji jednostkowej, albo małoseryjnej, często ręcznej połączonej z wysoką jakością oraz ceną z jednej strony niekoniecznie niską, z drugiej jednakże atrakcyjną w porównaniu do produktów wielkich marek. W takie miejsca trafiają więc ci, którym zależy na znalezieniu czegoś wyjątkowego, wykonanego przez ludzi wkładających w swoją pracę serce i pasję, mających oryginalne pomysły.

Wystarczy rzut oka na Red Kinga, bądź właściwie dowolny inny produkt Eryk S. Concept, by owo określenie, boutique audio, wydało się wyjątkowo trafionym. Mamy bowiem do czynienia z produktami właściwie spoza głównego nurtu audio (choć nie oderwane od współczesności – wrócę do tego), o oryginalnym wyglądzie, fantastycznie wykonanymi i wycenionymi (relatywnie) rozsądnie. Cena to rzecz bardzo względna, spieszę więc wyjaśnić, że odnoszą ją do obowiązującego (czy się to nam podoba czy nie) poziomu cen na rynku. Trzeba też wziąć pod uwagę, że przy tego typu produktach płacimy częściowo za posiadanie unikalnego produktu, takiego, którego nie znajdziemy w domu co drugiego znajomego. Snobizm? Może troszeczkę, ale ponieważ, jak to za chwilę postaram się opisać, wsparty bardzo dobrym brzmieniem, więc właściwie dlaczego nie?

Budowa

Red King to lampowy wzmacniacz zintegrowany. Lampy w stopniu wyjściowym to pentody 6p14p-EV (rosyjskie odpowiedniki EL84, które mogą być stosowane zamiennie) pracujące w układzie PSE (parallel single ended), które dostarczają maksymalną moc wyjściową na poziomie 12W. Moc jasno pokazuje, że wzmacniacz wymaga uważnego doboru kolumn – powinny mieć dość wysoką skuteczność oraz przyjazny przebieg impedancji. W ofercie firmy można znaleźć firmowe propozycje, ale oczywiście dobór innych, byle spełniających wspomniane wymogi, także jest możliwy. W trakcie mojego odsłuchu wzmacniacz napędzał znakomite amerykańskie podłogówki, DeVore Fidelity Orangutan 93. W stopniu wejściowym wzmacniacza pracuje para rosyjskich 6n6p-ev. Wszystkie lampy umieszczono w bardzo dobrych, ceramicznych podstawkach z pozłacanymi stykami, od góry wykończonymi również złotymi pierścieniami.

To obudowa, a co za tym idzie wygląd tego wzmacniacza, przywołuje powtarzane przeze mnie określenie butikowego audio. Dolna i górna płyta wykonane są z MDF wykończonego lakierem full piano (w testowanej wersji, białym). Wyjątkiem jest dość szeroki pas pośrodku obu paneli pokryty fornirem, acz wykończony także na wysoki połysk. Krawędzie zostały sfazowane tworząc ciekawy efekt wizualny w połączeniu z nieco cofniętymi panelami bocznymi, frontowym i tylnym. Obudowa jest stosunkowo niewysoka więc siłą rzeczy wszystkie ścianki są niewielkie. Front wykończony jest pasem naturalnej skóry, zawijającym się częściowo na oba panele boczne. Pośrodku znajduje się, schowany za przeźroczystą szybką, niewielki wyświetlacz pokazujący informacje o wybrany wejściu i jego nazwie oraz o aktualnym poziomie głośności. Cała wstawka, czyli w praktyce owa szybka, za którą schowany jest wyświetlacz, ma szerokość taką samą, jak fornirowana część górnej i dolnej płyty, stanowi więc element bardzo dobrze spasowany wizualnie z resztą. Wyświetlacz siłą rzeczy musi być niewielki, więc jego czytelność (z odległości kilku metrów) jest ograniczona. Na górnym panelu, blisko frontu, umieszczono wielofunkcyjne pokrętło typu „jog”. Może ono służyć do włączania/wyłączania wzmacniacza, wyboru wejścia oraz regulacji głośności. Z tyłu, na górnej płycie wzmacniacza umieszczono trafa, których obudowy pomalowano na biało (w tej wersji kolorystycznej) dzięki czemu doskonale komponują się z całością.

Boczne panele obudowy to paski z aluminium również pomalowanego na biało. Jedynie tylni, aluminiowy panel zachował naturalny, srebrny kolor. Umieszczono w nim gniazda głośnikowe z odczepami zarówno dla kolumn 8 jak i 4 omowych. Pośrodku znalazło się miejsce dla gniazda zasilania i głównego, podświetlanego włącznika, a po jego drugiej stronie na dwa wejścia liniowe (RCA). By dopełnić obrazu urządzenia wysokiej klasy, w którym zadbano o najdrobniejsze nawet elementy dizajnu, napisy i oznaczenia na tylnej ściance zostały wygrawerowane, a całość postawiono na eleganckich, metalowych, spełniających również antywibracyjną funkcję, nóżkach.

Oprócz wejść liniowych przeznaczonych do podłączenia źródeł analogowych Red King może być także wyposażony w moduł Bluetooth w standardzie 4.0 z obsługą kodeka aptX, bądź moduł WiFi. To właśnie elementy, o których wspomniałem wcześniej, zdecydowanie nowoczesne, sprawiają, że konstrukcja ta staje się atrakcyjna nie tylko dla zagorzałych fanów lampy, ale i dla szerszego grona potencjalnych nabywców. Wysmakowane połączenie pięknie wykończonego drewna, skóry i żarzących się lamp po prostu musi się podobać. Urządzenie wyposażono także w pilota zdalnego sterowania, który umożliwia włączenie wzmacniacza, obsługę funkcji mute (wyciszenie), regulację głośności oraz wybór aktywnego wejścia. Testowany wzmacniacz jest niewielki, waży jak na swoje wymiary, sporo (14kg) i prezentuje się bardzo, ale to bardzo elegancko. Przełknąłem nawet złote elementy, których zdecydowanie nie jestem fanem.

Ponieważ jest to wersja Red King Anno Domini 2016 a ja nie miałem do czynienia z poprzednią poprosiłem konstruktora o kilka słów na temat różnic. Oto co napisał:

Przede wszystkim zmianie uległ/y:
– sposób montażu z point to point na dopasowany do temperatury i zadania, czyli wokół lamp jest point-to-point, a dalej wielopłytkowy, łącznie z gęstym montażem smd
– zwiększono moc zasilacza oraz wprowadzono potrójne ekranie traf zasilających, wielostopniową stabilizację na wszystkich napięciach (znacznie obniżono szumy)
– wprowadzono najnowszy typ Bluetooth w standardzie: 4.0 i z kodekiem APTX dla dźwięku stereo
– zamiennie do wyboru jest tryb wi-fi, by móc spinać wzmacniacz np. z serwerem muzycznym w domu
– weszło pełne zdalne sterowanie z funkcją stand-by
– elementy RC premium: Dale, Rubycon, Wima. Przekaźniki japońskie: Takamisawa
– pokrętło typu jog z funkcjami: włącz/wyłącz (długie wciśnięcie), selektor źródeł (wciskając), ciszej głośniej
– nóżki CNC ze stali nierdzewnej o dużej masie, m.in. dla lepszego tłumienia drgań
– obudowa z fornirem i lakierem full piano
– skóra w wykończeniu frontu
– obudowa drewniana o grubości 20mm otrzymała dodatkowe fazowanie krawędzi
– tryb pracy z pentodowego zmieniony na UL
– lampy końcowe wedle wyboru klienta – zalecane wojskowe wersje 6p14p-EV 
– lampy przedwzmacniacza stałe, 6n6p-ev
– skrócenie ścieżki sygnałowej

Brzmienie

Zacznę od kwestii, która co prawda dla niektórych będzie oczywistością, ale być może dla innych będzie przydatną informacją. Red King nie jest wzmacniaczem uniwersalnym, nie trafi w gust ani potrzeby każdego potencjalnego właściciela. Determinuje to kwestia stosunkowo niskiej mocy oraz charakteru brzmienia, do którego przejdę za chwilę. Dużo będzie zależało od doboru pozostałych komponentów systemu. Używane przeze mnie w tym teście Orangutany 93 to średniej wielkości, dwu-drożne podłogówki z 10 calowym, papierowym wooferem o skuteczności na poziomie 93 dB i impedancji nominalnej 10Ω (nie spadającej poniżej 7,75Ω). Słowem – były dla Red Kinga bardzo dobrymi partnerami, a ich wysterowanie nie stanowiło dla niego problemu. Wypełniały dźwiękiem pokój o powierzchni 24 mkw, wysoki na nieco ponad 3m, bez trudu. Nie zmienia to faktu, że nie będzie to wybór fana heavy metalu, ciężkiego elektronicznego basu, a i ci, którzy słuchają przede wszystkim rocka na wysokich poziomach głośności poszukają raczej innego wzmacniacza do swojego systemu. No dobrze – skoro już mamy to z głowy mogę się zająć wyjaśnieniem, dlaczego, moim zdanie, wiele osób może się w tym urządzeniu zakochać. Nie będę już powtarzał części o unikalnym, luksusowym wręcz dizajnie, czy praktycznym dodatku w postaci Bluetootha (bądź WiFi), choć dla wielu osób będzie to bardzo ważny element procesu dokonywania wyboru. Zajmę się już wyłącznie brzmieniem.

Doskonale wiedząc co jest specjalnością wzmacniaczy lampowych odsłuchy zacząłem od muzyki akustycznej, która tak czy owak przeważa w moim codziennym repertuarze. Nie było żadną niespodzianką, że Red King potrzebuje kilkunastu minut po włączeniu by pokazać pełnię swoich możliwości. A gdy już zaczął…

Weźmy dobrze zrealizowane nagranie koncertowe. Niech będzie nieśmiertelny album „Jazz at the Pawnshop”, jedna z najlepszych realizacji tego typu. Porównując prezentacje Red Kinga z najlepszymi, dziesiątki razy droższymi lampami, jakich dane mi było słuchać (choć porównanie nie było oczywiście bezpośrednie, ale oparte na [zawodnej] pamięci) trudno było wskazać jakiekolwiek ewidentne słabości. Pierwsze na co zawsze zwracam uwagę, czyli naturalność brzmienia – jest. Niezwykła atmosfera koncertu w niewielkim klubie – jest. Otwartość i przestrzenność prezentacji – są. Wyraźnie słyszalna publiczność – jest. Poczucie, że muzycy doskonale się bawią swoja grą – jest. Na wszystkie te cechy prezentacji składa się oczywiście całe mnóstwo drobniejszych elementów. Wibrafon miał swoją piękną dźwięczność, klarnet i saksofon głębię, a bas, choć nieco schowany, moc i pełnię brzmienia. Nie było żadnego sztucznego utwardzania, ani zmiękczania dźwięku – brzmienie było czyste, przejrzyste i, raz jeszcze powtórzę, pięknie, naturalnie dźwięczne. Dobrze słyszalne było wybrzmienia, które nie były sztucznie skracane. Bas nie był specjalnie szybki, ale też i nie miał okazji pokazać się z tej strony. Schodził za to wystarczająco nisko, był dobrze wypełniony i różnicowany, operował raczej masę i soczystością, niż konturem i twardością. Średnica była iście lampowa – ciepła (w dobrym tego słowa znaczeniu), kolorowa, namacalna i pełna emocji. Na górze też działo się sporo – była żywa, otwarta, pełna powietrza i nie brakowało w niej detali. Co piekielnie wręcz ważne, wszystko to razem składało się w spójną, płynną całość.

Prezentacja Red Kinga umiejętnie łączyła dwie, na pozór, sprzeczne właściwości. Z jednej strony była relaksująca, spokojna, łatwa do słuchania, z drugiej potrafiła wciągnąć, zaangażować słuchacza (znaczy mnie), przyciągnąć uwagę efektownymi popisami poszczególnych muzyków, czy dźwiękami poza muzycznymi, choćby szczękiem sztućców. Ujmując rzecz inaczej – zrelaksowanie się z lampką wina w ręce przy muzyce granej przez polski wzmacniacz przychodzi samo. Jeśli jednakże chcemy pozostać w takim błogostanie cały czas należy zadbać o spokojny repertuar. Gdy bowiem dany album będzie zawierał przerywniki w postaci żywszych, energetycznych fragmentów to możemy być pewni, że porwą nas na równe nogi. A przynajmniej zmuszą do uruchomienia kończyn (uwaga na wino, proszę nie rozlewać!) w celu energicznego wystukiwania rytmu.

Wzmacniacz Eryka przy niedużych składach buduje nie tylko dużą we wszystkich trzech wymiarach, przestrzenną scenę, ale i spore, namacalne źródła pozorne. Może nie są one super-precyzyjnie opisane w przestrzeni, ale budują swoją namacalność masą, wypełnieniem trójwymiarowych kształtów. Każde ze źródeł można więc wskazać palcem, naturalnie przychodzi określenie, które są bliżej nas, a które dalej. Scena, jak wspomniałem, jest duża, acz u mnie bardziej imponowała szerokością wychodzącą poza rozstaw kolumn niż głębią. Ta ostatnia była lepsza, niż w wydaniu wielu urządzeń, zwłaszcza tranzystorowych, ale też i najlepsze w tym względzie lampy sięgały jeszcze sporo dalej za ścianę. Gwoli jasności, to nie są różnice na poziomie, który psułby mi odsłuch jakiegokolwiek nagrania. I owszem chóry na „Carmen” maszerowały po scenie nieco bliżej niż do tego przywykłem, ale nadal daleko za solistami. Ściany, po których wędrowały liczne odbicia dźwięków na „Siedmiu ostatnich słowach Chrystusa na krzyżu” Haydna też wydawały się pochodzić z nieco mniejszego kościoła, ale nadal było to spore wnętrze, a nie mała kapliczka. Słowem różnice można wskazać, ale nie ma tu żadnej przepaści, na jaką wskazywałaby gigantyczna różnica w cenie.

Tak, te dużo droższe lampy, o których wspominałem (Kondo, Air Tight, Audio Tekne i kilka innych), były bardziej rozdzielcze, prezentowały więcej detali i subtelności, dawały jeszcze lepszy wgląd w każdy instrument, w jego barwę i fakturę, lepiej cieniowały barwę i dynamikę, jeszcze bardziej przekonująco renderowały scenę i poszczególne źródła pozorne. Ale to nie są bynajmniej jakieś fundamentalne różnice, a na pewno nie takie, które przeszkadzałyby w percepcji tego, co do zaoferowania ma Red King. A jest to wyjątkowo przyjemne dla ucha, wciągające granie, którego urokowi trudno się oprzeć.

No dobrze, a co się dzieje, gdy zamiast kilkuosobowego zespołu jazzowego, czy klasycznego kwartetu na scenie pojawia się wielka orkiestra symfoniczna, albo kapela rockowa? O pierwszym przypadku, choć z nieco innej perspektywy już wspomniałem. Pisałem bowiem, o przestrzeni w operze „Carmen” z moją ukochaną Leontyną Price. Do części wokalnej tej prezentacji, pomimo niewielkiego spłycenia sceny, nie miałem żadnych zastrzeżeń – gęsto, namacalnie, z dużą dawką dramatyzmu, a momentami wręcz porywająco. Do części muzycznej właściwie też nie miałem się o co przyczepić. To jednak nagranie sprzed kilkudziesięciu lat i na dodatek z orkiestrą grającą w tle. Nawet więc jeśli system odniesienia pokazuje ją z nieco lepszą separacją i rozdzielczością, to ta, bardziej „całościowa” prezentacja Red Kinga nie budziła u mnie żadnych zastrzeżeń. W końcu słuchając opery człowiek skupia się na akcji i śpiewakach, a nie na orkiestrze, przynajmniej jak długo ta nadąża za akcją. I owszem na płytach symfonicznych owo granie orkiestry bardziej jak jednego wielkiego instrumentu niż zbioru poszczególnych było bardziej słyszalne. Studiowanie poszczególnych grup instrumentów nie było więc tak łatwe, jak w systemie odniesienia. Bardzo pozytywnie natomiast zaskoczył mnie rozmach i energia z jaką za muzykę Mozarta czy Beethovena brał się Red King. Było w tym graniu dużo energii, był dobry poziom dynamiki, dało się grać naprawdę głośno bez zauważalnych objawów jakichkolwiek problemów ze strony wzmacniacza. Tak jak mniejszą muzykę wzmacniacz Eryka nieco przybliżał do słuchacza zapraszając go do świata muzyki, tak w przypadku dużej klasyki pokazywał ją z większej perspektywy mniej wnikając w poszczególne elementy, skupiając się raczej na całości.

Zanim przeszedłem do rocka posłuchałem jeszcze kilku płyt z muzyką elektroniczną – Vangelisa, Vollenveidera i naszego Marka Bilińskiego. Taka repertuar zdecydowanie pasuje polskiemu wzmacniaczowi. Gęste, ciepłe granie, z mocnym, nieprzesadnie konturowym (ale akurat tu, nie było to potrzebne) basem, świeżą, otwartą górą, dodatkowymi efektami dźwiękowymi, a nawet przestrzennymi – cały czas Red King wydawał się czuć jak ryba w wodzie. Co do efektów dźwiękowych to potwierdziły się ponadprzeciętne umiejętności tej integry w zakresie szerokości sceny. Choćby na albumie Marka Bilińskiego dźwięki pojawiały się daleko poza rozstawem kolumn tworząc półokrągłą, niemal mnie otaczającą scenę. Dopiero kapela Dead Can Dance korzystająca częściej z mocnych, bardzo niskich dźwięków pokazała, że w tym zakresie system odniesienia spisuje się lepiej. Te najniższe dźwięki nie są bowiem w wydaniu testowanego urządzenia tak do końca dociążone i wypełnione. Kontrabas, czy gitara basowa rzadko zapuszczają się w aż tak niskie rejony, więc wcześniej tego nie było specjalnie słychać, teraz jednakże dało się to wyłapać. Czy to słabość Red Kinga? Tylko i wyłącznie jeśli słuchacie faktycznie elektroniki opartej o mnóstwo najniższych tonów, a pewnie i w dźwięku organów dałoby się to odczuć jako niewielki brak. Natomiast w pozostałej muzyce będzie to niemal niezauważalne, więc przejmować się tym specjalnie nie ma powodu.

A co z rockiem?

Napisałem na początku, że hardcorowi fani rocka wybiorą inny, tranzystorowy wzmacniacz. A co jeśli, tak jak ja, słuchacie dużo muzyki akustycznej, a rock stanowi jedynie jakąś, powiedzmy niezbyt dużą część Waszego repertuaru? Moim zdaniem będziecie się bawić równie dobrze jak ja. Red King potrafi bowiem dobrze prowadzić rytm, ma całkiem niezły drive, gra gęstym, nasyconym dźwiękiem więc np. gitary elektryczne mają odpowiednie „mięcho” i power. Nawet popisy perkusistów wypadają nieźle, choć czasem chciałoby się by wzmacniacz był nieco szybszy. Ale i tak interpretacja Red Kinga budziła we mnie (czasem) Zwierzaka (tak, tego z Muppetów :) ). Już wcześniej ustaliliśmy, że wokale to też mocna strona tego wzmacniacza, więc kapele, których ja często słucham – Floydzi, Led Zeppelin, Aerosmith porywały nie tylko muzyką, ale i charyzmą wokalistów. Da się lepiej? Tak, oczywiście, że tak. I dlatego właśnie napisałem, że osoby dla których rock (czy jeszcze cięższa muzyka) jest podstawą repertuaru raczej Red Kinga nie wybiorą. Dla mnie natomiast to, jak ten wzmacniacz gra taką muzykę na pewno nie jest argumentem przeciwko niemu. Tym bardziej, że nie jest to specjalnie analityczne urządzenie więc słabości nagrań rockowych nie są przesadnie eksponowane i nie psują przyjemności słuchania.

 

Podsumowanie

Butikowy wzmacniacz? Tak, za sprawą oryginalnego dizajnu, perfekcjonistycznego wykonania i klasowego brzmienia. Zestawcie go z dobrej klasy źródłem, dość łatwymi do napędzenia kolumnami a wciągnie Was w świat muzyki niczym… rasowy wzmacniacz lampowy. Bo mimo iż ewidentnie sporo zainwestowano tu w wygląd i wykonanie, równie dużo uwagi poświęcono brzmieniu. Red King to dla mnie kolejny po testowanych niedawno Cubach marki MySound, przykład jak wiele można osiągnąć z niespecjalnie cenioną w audiofilskim światku lampą EL84 (czy jej odpowiednikami). Moduł BT lub WiFi przemówią zapewne do niejednej osoby, która często bezprzewodowo odtwarza muzykę. Tak naprawdę w przypadku tego wzmacniacza nie ma wielkiego znaczenia, czy jesteś wymagającym miłośnikiem muzyki, estetą, czy może po prostu chcecie mieć w domu oryginalne, znakomicie wyglądające urządzenie, na które muzykę wyślecie wprost ze swojego telefonu. Red King A.D. 2016 to produkt dla każdego z Was.

Platforma testowa:

  • Źródło cyfrowe: pasywny, dedykowany PC z WIN10, Roon, Fidelizer Pro 7.3, karta JPlay z zasilaczem bateryjnym Bakoon, zasilacz liniowy Hdplex
  • Przetwornik cyfrowo-analogowy: LampizatOr BIG7
  • Źródło analogowe: gramofon JSikora Basic w wersji MAX, ramię Schroeder CB, wkładka AirTight PC-3, przedwzmacniacze gramofonowe: ESE Labs Nibiru i Grandinote Celio
  • Kolumny: DeVore Fidelity Orangutan 93
  • Interkonekty: Hijiri Million, Less Loss Anchorwave
  • Kable głośnikowe: LessLoss Anchorwave
  • Kable zasilające: LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3
  • Zasilanie: Gigawatt PF-2 MK2 i ISOL-8 Substation Integra; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
  • Stoliki: Base VI, Rogoz Audio 3RP3/BBS
  • Akcesoria antywibracyjne: platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot

 

Specyfikacja (wg producenta):

  • Moc: 2 x 12W
  • Waga: 14 kg
  • Wymiary: 270 x 390 x 170mm

 

Cena detaliczna (w Polsce):

  • Red King wersja 2016: 16.000 zł

 

Producent: Eryk S. Concept