Firma Feliks-Audio to jeden z tych polskich producentów, którzy są chyba bardziej znani na świecie niż w Polsce. Na swoją pozycję zapracował przede wszystkim wzmacniaczami słuchawkowymi, ale ja sprawdzę, co do zaoferowania ma ta marka z ponad 20-letnią tradycją słuchając wzmacniacza typu SET na magicznej triodzie 300B Zapraszam na recenzję Feliks-Audio Arioso 300B.
Wstęp
Na przestrzeni kilkunastu ostatnich lat wielokrotnie pisałem o polskich produktach i zachęcałem Czytelników różnych magazynów nawet nie tyle do ich kupowania, ile przede wszystkim do dawania im szansy. Jako nacja nie mamy się bowiem czego wstydzić, ponieważ produkty powstają u nas przednie zarówno pod względem klasy brzmienia, jak i, przynajmniej już od dobrych kilku lat, jakości wykonania i wykończenia. Niejako wbrew temu, o czym pisałem od niemal tylu lat, ile istnieje Feliks-Audio, do tej pory nie miałem okazji posłuchać u siebie żadnego z ich produktów. Jak to możliwe? Mówiąc szczerze – nie wiem. Tym bardziej, że firma ta z siedzibą w Lublińcu, leżącym przecież niedaleko od moich rodzinnych Gliwic, od tylu już lat specjalizuje się w projektowaniu i produkcji wzmacniaczy lampowych, których jestem przecież wielkim fanem.
W ofercie Feliks-Audio królują co prawda wzmacniacze słuchawkowe, ale jest tam również kilka ciekawych propozycji dla osób preferujących odsłuchy z kolumnami w roli głównej. Do których i ja należę. Błędy są nieodłącznym i użytecznym elementem życia, pod warunkiem oczywiście, że człowiek się na nich uczy. Naprawiam więc własny rozpoczynając przygodę z urządzeniami z Lublińca od wzmacniacza zintegrowanego Feliks-Audio Arioso 300B. Napiszę jednakże od razu, iż kolejne spotkania polskimi wzmacniaczami, także słuchawkowym, zostały już zaplanowane, na co (mając za sobą lwią część odsłuchów) już się cieszę!
Za sprawą rodzimego dystrybutora (z moich rodzinnych Gliwic) marki, firmy 4HiFi, trafił do mnie model, który został oficjalnie zaprezentowany pod koniec ubiegłego roku z okazji obchodzonej wówczas dwudziestej rocznicy powstania Feliks-Audio. O historii firmy nieco więcej mieliście już być może okazje przeczytać w wywiadzie z panem Łukaszem Feliksem (jeśli jeszcze nie czytaliście, to zachęcam!). Przypomnę jedynie krótko, iż firmę założył senior rodu, pan Henryk Feliks, a jego nazwisko, jak zapewne zauważyliście, wyjaśnia pochodzenie nazwy marki. Przed testowanym modelem w ofercie funkcjonował już model o nazwie Arioso, tyle że był on oparty o inną legendarną triodę, 2A3. Jak mi napisał pan Łukasz Feliks, jeden z trzech synów pana Henryka zaangażowanych w prowadzenie rodzinnego biznesu, w pewnym momencie powstało kilka egzemplarzy tego wzmacniacza z lampami 300B, które to triody panowie wysoce sobie cenią i po prostu lubią ich brzmienie. Ponieważ zebrały one także bardzo pochlebne opinie wśród klientów, to właśnie wersję Arioso 300B zaprezentowano oficjalnie jako jeden z produktów rocznicowych. Nieco później firma podjęła decyzję o pozostawieniu jej na stałe w ofercie i jednoczesnym wycofaniu z niej pierwotnej, opartej na triodach 2A3. Egzemplarz, który trafił do testu oznakowany jest jeszcze jako „20 Years Anniversary Edition”, ale oferowane obecnie będą się nazywać po prostu Arioso 300B.
Budowa i funkcje
Arioso 300B to lampowy wzmacniacz zintegrowany pracujący w klasie A, a w jego stopniu wyjściowym w układzie SE pracują magiczne triody 300B (po jednej na kanał oczywiście). Łączy on w sobie cechy klasycznego dizajnu z rozwiązaniami nietypowymi. Obudowę wykonano z metalowych blach i uzupełniono grubym, aluminiowym frontem. Całość wykończona jest z klasą czarnym matem i ustawiona na czterech, antywibracyjnych nóżkach w kolorze białym, co tworzy ładny kontrast razem z innymi białymi elementami. Centralnie na froncie umieszczono, także czarną, średniej wielkości gałkę regulacji głośności, a białymi kropkami wokół jej obwodu oznaczono skalę głośności. Chętnie na gałce zobaczyłbym jeszcze kolejną białą kropkę, albo niewielką diodę, które umożliwiłyby zobaczenie z miejsca odsłuchowego, w którym miejscu skali w danym momencie pokrętło się znajduje. W trzech rogach frontu zlokalizowano niewielkie, białe napisy – logo firmy, nazwę modelu i, w przypadku tego egzemplarza, dodatkowe oznaczenie „20 Years Anniversary Edition”.
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że pokrętło jest jedynym manipulatorem, co w przypadku wzmacniacza zintegrowanego byłoby mocno nietypowym rozwiązaniem. Tymczasem blisko dolnej krawędzi panelu frontowego, po lewej stronie (patrząc od przodu) umieszczono cztery malutkie, czarne, a przez to niemal niewidoczne, przyciski. Pod nimi umieszczono jeszcze podświetlane mikro-oznaczenia wyjaśniające ich funkcje, plus piąte, które wskazuje aktywację funkcji „mute” (wyciszenie). Jeden z przycisków włącza wzmacniacz, trzy pozostałe pozwalają wybrać jedno z trzech wejść liniowych (RCA). Wybór wejścia, regulację głośności, włączanie/wyłączanie i funkcję „mute” można obsługiwać również z pomocą pilota. Ten ostatni, przez pomyłkę, do mnie nie dotarł, więc nie mogę ocenić jego działania, ale jako posiadacz SETa 300B, modyfikowanego Art Audio Symphony II, który w ogóle nie posiada zdalnego sterowania, jestem przyzwyczajony do manualnej obsługi tego typu wzmacniacza, więc brak pilota w niczym mi nie przeszkadzał.
Obudowa ma kształt prostokątny, ale to głębokość jest większym wymiarem. Mierzy (G x S x W) 410 x 330 x 210 mm (z lampami), ważąc przy tym 18kg. Nie jest to więc ani tak duże, ani tak ciężkie urządzenie, jak spora część tego typu wzmacniaczy. Jak udowodnił mi jasno jeden z najlepszych SETów 300B, jakich słuchałem u siebie, czyli AirTight ATM 300R, rozmiary i masa wcale nie muszą decydować o jakości brzmienia. Kształt Arioso 300B wynika zapewne, po części przynajmniej, z nietypowego ułożenia elementów na górnej powierzchni wzmacniacza (chyba, że ich ułożenie wynika z przyjętego kształtu…). Z przodu dumnie prezentują się lampy – 2 sygnałowe/sterujące. W testowanym egzemplarzu to znakomite CV181-T II marki PSVANE (tzw. „złote” PSVANE 6SN7). Nieco cofnięte względem nich i ustawione między nimi, znajdują się lampy mocy, czyli para triod 300B. W standardzie to Electro-Harmonixy Gold, ale do testu dostałem od 4HiFi także drugą parę tych triod – repliki lamp Western Electric 300B produkowane również przez PSVANE. Czyli na razie, w zakresie układu elementów, mamy mniej więcej standard.
Tyle że za tymi lampami umieszczono dwie puszki z transformatorami i nie ustawiono ich równolegle (czy prostopadle – kwestia punktu widzenia, tym bardziej że są kwadratowe) do przedniej/tylnej krawędzi urządzenia, tylko skręcono je nieco do środka. Efekt wizualny jest bardzo ciekawy, tym bardziej, że za nimi, ale widoczną w przerwie pomiędzy tymi puszkami, a przed większą, zajmującą całą szerokość obudową transformatorów wyjściowych, umieszczono gniazdo lampowego prostownika (i samą lampę, oczywiście). Do tej roli wybrano lampę 5C3S (wersja NOS, tzw. „czarna anoda”). To oczywiście kwestia gustu, ale mi cały układ i ta prosta, ale łapiąca za oko elegancja, zdecydowanie przypadły do gustu. W standardzie wzmacniacze nie są wyposażane w osłonę na lampy, ale istnieje możliwość zamówienia takowej do danego modelu (najlepiej od razu z wzmacniaczem).
Na raczej standardowym tylnym panelu natomiast znajduje się zestaw wspomnianych już trzech wejść liniowych niezbalansowanych z pozłacanymi gniazdami oraz wyjścia głośnikowe, osobne dla kolumn 8 i 4-omowych, akceptujące banany, widełki i gołe kable. Zestaw złącz uzupełnia gniazdo zasilania typu IEC z mechanicznym, podświetlanym głównym włącznikiem urządzenia. Przyznaję, że do środka nie zaglądałem – jak zwykle w przypadku wzmacniaczy lampowych rozkręcanie nie należy do prostych zadań. Korzystając więc z informacji udzielonych przez pana Łukasza w wywiadzie napiszę, iż układ wykonano metodą „punkt-punkt” wykorzystując selekcjonowane komponenty wysokiej klasy, takie jak: niebieski ALPS ( potencjometr) z napędem elektrycznym (do sterowania pilotem), transformatory klasy Hi End wyprodukowane przez znanego miłośnikom urządzeń lampowych pana Ogonowskiego, kondensatory sprzęgające „czerwone Jantzeny”, czy rezystory Caddock i Carbon Film. Żarzenie lamp mocy (300B) wykonano prądem DC w oparciu o stabilizatory, a dodatkowo zastosowano specjalny układ separujący obwód żarzenia lamp od układu stabilizatora. Wzmacniacz, podobnie jak większość SETów na 300B, ma do zaoferowania 2x8W mocy.
Brzmienie
Zacznę od tego, że gdy rozpocząłem odsłuchy Arioso niemal od razu pomyślałem sobie, że to mogłoby być doskonałe narzędzie, by w połączeniu z klasowym źródłem i odpowiednimi kolumnami (takimi jak, odpowiednio, mój DAC – LampizatOr Pacific i gramofon – J.Sikora Standard Max oraz kolumny MACH4) wykazywać czarno na białym, że uleganie stereotypom w audio (i nie tylko) do niczego nie prowadzi. Co bowiem mówi stereotyp dotyczący SETów na triodzie 300B, przynajmniej według wielu osób, z którymi miałem okazję rozmawiać? Ano mówi, że to ciepłe, niezbyt szybkie granie, z wypchniętą, podbarwioną średnicą i wycofanymi skrajami pasma. Niektórzy wskazują ewentualnie kilka pozytywów – przestrzenność, namacalność, wysoką ekspresję. Taki właśnie obraz brzmienia SETów pokutuje u wielu osób. Skąd się bierze? Albo z przelotnych odsłuchów niezbyt udanych modeli (bo są i takie), albo, co jest dużo częstszym przypadkiem, z zestawiania ich z nieodpowiednimi kolumnami.
To właśnie jest grzech podstawowy, przez który kilku- czy nawet kilkunastowatowe wzmacniacze lampowe nie są w stanie pokazać swoich wielkich możliwości (nie twierdzę, że to uniwersalne urządzenia, ale w tym co robią, są absolutnie fantastyczne, jeśli dać im szansę). Tymczasem taka opinia ma mało wspólnego z choćby przyzwoitym reprezentantem tego specyficznego gatunku wzmacniaczy pod warunkiem, podkreślę raz jeszcze, iż nakarmi się go sygnałem wysokiej klasy i podepnie odpowiednie kolumny. Takie, jak na przykład GrandiNote MACH4, albo moje poprzednie paczki (czy raczej „szafy”) Bastanisy Matterhorn. Rzecz nie tylko w samej (relatywnie) wysokiej skuteczności, ale i przyjaznym przebiegu impedancji. Powiedziałbym nawet, że to ten ostatni jest czynnikiem w większym stopniu wpływającym na ostateczny sukces takiego zestawienia.
Kolumny o średniej skuteczności i równym (bez większych spadków) przebiegu impedancji mają zdecydowanie większą szansę zagrać z SETem bardzo dobrze, niż nawet takie z wyższą skutecznością, ale impedancją mającą spore spadki. Jednym z takich fantastycznych zestawień były kultowe LS 3/5A oferowane przez Falcon Acoustics (czyli najwierniejsze możliwe produkowane obecnie kopie legendarnych monitorków BBC), czyli kolumny o skuteczności wynoszącej zaledwie 83 dB, ale o impedancji wynoszącej 15Ω (bez większych spadków). Te urocze maluchy z moim 8W SETem na lampie 300B stworzyły absolutnie bajeczny spektakl muzyczny, choć oczywiście nie twierdzę, że nadawał się on do każdej muzyki. O kwestii doboru odpowiednich kolumn piszę przy okazji każdej recenzji wzmacniacza lampowego niskiej mocy, ale myślę że warto, bo to absolutnie kluczowy czynnik w każdym systemie opartym o SETa. Mowa więc i o takim, którego sercem może stać się Feliks-Audio Arioso 300B. Jeśli ma on pokazać swój pełny potencjał, a uprzedzając fakty napiszę, że MA CO POKAZYWAĆ, zadbajcie o odpowiednie (nie tylko na papierze) kolumny!
Wracając do myśli dotyczącej stereotypów. Arioso 300B, słuchany na początku z lampami Electro-Harmonixa (300B Gold), gdy tylko nieco się rozgrzał, bo jak każdy wzmacniacz lampowy potrzebuje kilkunastu minut, by „złapać temperaturę” i dopiero wtedy gra „pełną piersią”, stanowczo i w dużej mierze (pozytywy się bowiem właściwie zgadzały) zaprzeczył powyższemu opisowi. Granie ciepłe – tak, ale nie ocieplone, po prostu naturalne – instrumenty (akustyczne) w naturze brzmią przecież ciepło, a na pewno nie zimno! Wyjątkowa, rozdzielcza, dopieszczona, namacalna średnica? Tak, ale wcale nie wypchnięta do przodu, żadnych podbarwień, czy sztucznej dominacji względem pozostałych części pasma! Z lampami Harmonixa informacji jest dużo – rzecz w wysokiej rozdzielczości i czystości brzmienia – choć nie jest to tak do końca ta niepowtarzalna gęstość, kremowość wręcz prezentacji, którą serwują topowe bańki tego typu, z używanymi przeze mnie Western Electricami, czy japońskimi Takatsuki na czele (a jeszcze kilka innych znakomitych się znajdzie, w tym PSVANE, o czym za chwilę).
Z Arioso 300B, już z rosyjskimi lampami, średnie i wysokie tony są jednocześnie czystsze, bardziej klarowne, acz bez śladów rozjaśnienia, twardości, czy agresywności, niż w przypadku wielu innych wzmacniaczy, w tym tranzystorowych, nawet kosztujących sporo więcej. Muzyka prezentowana jest w uporządkowany, spójny, płynny sposób, bo tak właśnie na dobrej konstrukcji opartej o 300B powinna brzmieć. Spójność całego pasma, jako że zszycie kluczowej w niemal każdym rodzaju muzyki średnicy z oboma skrajami pasma jest znakomite. No i naprawdę trudno tu mówić o wycofaniu tych ostatnich. Dostajemy szybki, zwarty, rytmiczny dół i otwartą, dźwięczną, pełną powietrza, acz nie do końca aż tak delikatną, tak szlachetną górę, jak do tego przywykłem. Różnica w tym ostatnim aspekcie nie była duża i, jak się później przekonałem, wynikała właśnie z zastosowanych lamp mocy – rosyjskie są nieco bardziej „surowe”, ciut „twardsze” niż bardziej wyrafinowane (acz i sporo droższe) przedstawicielki rodziny 300B. Całość brzmiała tak, że już przy pierwszym odsłuchiwanym albumie uśmiech pojawił się na mojej twarzy i właściwie z niej nie schodził do końca odsłuchów.
Nie sądzę, by wiele osób w ślepym odsłuchu Arioso 300B zgadło, że ma do czynienia z SETem na tej triodzie. Nawet część fanów tej magicznej lampy mogłaby się pomylić. Mi brzmienie kojarzyło się bardziej z inną doskonałą triodą, 2A3, na której oparto mój wzmacniacz „to die for”, jak mówią Anglosasi, crème de la crème technologii lampowej, czyli Kondo Sougę. Ciekawe, czy ma to coś wspólnego z faktem, iż Arioso był pierwotnie wzmacniaczem z 2A3 w stopniu wyjściowym i dopiero wersja rocznicowa, która przerodziła się w nowy produkt standardowy o tej nazwie, korzysta z 300B? Tak czy owak, nawet ja, który trochę wzmacniaczy na tej lampie odsłuchałem, byłem pełny podziwu dla tego, jak dużo konstruktorom Feliks-Audio udało się z tych baniek wyciągnąć, jak wyjątkowo ekspresyjne, angażujące doświadczenie muzyczne zaserwować. I to przy cenie, która na jak na ten rodzaj konstrukcji, jest naprawdę atrakcyjna.
Zwrócę tu uwagę, że, jak wynika z mojego doświadczenia, dużą rolę, może nawet tę większą, w takich wzmacniaczach odgrywają lampy sygnałowe i prostowniki. Z ich pomocą, zwykle mniejszym kosztem, można uzyskać wyraźną poprawę dźwięku, a w Arioso 300B zastosowano bańki klasy premium i to po prostu słychać. Powiedziałbym, że właśnie dlatego nie trzeba było do niego wsadzać najlepszych, a więc i najdroższych lamp mocy dostępnych na rynku (co, zwłaszcza procentowo, znacząco podniosłoby cenę). Wystarczyło zastosować model z, powiedzmy, średniej półki, a efekty już robiły duże wrażenie. Co nie zmienia faktu, że zamiana lamp wyjściowych na dostarczone przez dystrybutora, 4HiFi, repliki legendarnych Western Elektrików produkowanych przez Psvane, wniosła wyraźnie zauważalną poprawę brzmienia. Nie była to różnica wielu klas, niebo a ziemia, jak to się czasem mówi, ale zmiana na plus była wystarczająca, by szybko zdać sobie sprawę, że po zasmakowaniu Psvane nie będzie już powrotu do Electro-Harmonixów.
Wraz z replikami legendarnych Western Electric pojawiło się oczekiwane wyjątkowe wyrafinowanie, szlachetność brzmienia, którą, to oczywiście moja opinia, potrafią zaserwować jedynie królewskie triody – 300B, 2A3, 45 (choć ta ostatnia jest nieco mniej uniwersalna), a w nieco mniejszym stopniu (acz nadrabiając to innymi zaletami) np. 211, czy PX25. Arioso 300B z chińskimi lampami zaoferował również zauważalnie lepszą rozdzielczość i plastyczność prezentacji. W zakresie wysokich tonów, które z 300B potrafią brzmieć absolutnie bajecznie, kopie lamp WE wniosły w końcu ową pożądaną przeze mnie odrobinę słodyczy i delikatności. Nie chodzi o żadne dosładzanie, czy lukrowanie wysokich tonów, bo są one nadal niebywale wręcz czyste, dźwięczne i szybkie, ale o wyższą jeszcze kulturę i naturalność brzmienia instrumentów (akustycznych), o jeszcze lepsze różnicowanie i dopieszczenie wybrzmień. Słysząc wszystkie te niby nie tak wielkie, ale razem składające się na wyraźną dalszą poprawę dźwięku, elementy, nie potrafiłem już wrócić do lamp EH i Psvane zostały w Arioso na pozostałą (de facto większą) część testu. Nie zmienia to faktu, że już z tymi pierwszymi wzmacniacz wyróżniał się na tle porównywalnej cenowo konkurencji zdecydowanie na plus. Warto jednakże, by potencjalni nabywcy tego urządzenia wiedzieli, że wymiana lamp mocy na inne, wyższej klasy, przyniesie wymierne korzyści. W ich gestii pozostaje, czy i ewentualnie kiedy jej dokonają, a kopie WE przygotowane przez Psvane będą znakomitym, choć oczywiście nie jedynym możliwym wyborem.
Pozwolę sobie teraz na małą dygresję (choć nie tak całkiem oderwaną od podmiotu tego testu). Otóż pewnego dnia, pierwszy raz od połowy marca, zostałem sam w domu na kilka godzin. W ramach odreagowywania kilkumiesięcznych obostrzeń związanych z pandemią, postanowiłem, niczym za młodzieńczych lat, zaszaleć. Na liście odtwarzania w Roonie ustawiłem sporo kawałków AC/DC, Guns’n’Roses, Aerosmith, ZZ Top, Prince’a i mocno odkręciłem głośność na swoim Shinai (tranzystor w klasie A, 2x30W). Opisu własnych wyczynów Wam zaoszczędzę, napiszę natomiast, że w pewnym momencie nacisnąłem pauzę w Roonie, wyłączyłem Shinai, przepiąłem system do Arioso 300B, nacisnąłem play i… poszedłem dokonać ablucji, tudzież przygotować coś w kuchni. Wróciłem kilkanaście minut później nie zwracając nawet większej uwagi na to, co płynie z głośników. Wziąłem laptopa na kolana i zabrałem się za kontynuację pisania jednej z recenzji, a system miał mi jedynie przygrywać w tle.
Po paru minutach zorientowałem się, że nogi bezwiednie wystukują rytm. Oderwałem się na chwilę od klawiatury, podszedłem do wzmacniacza i podkręciłem nieco głośność, po czym wróciłem do pisania. A nogi do wystukiwania rytmu. Po chwili i głowa zaczęła się (niebezpiecznie) kiwać. Tymczasem Roon, gdy skończyły się wcześniej zadane utwory do odtwarzania, włączył swoje „radio”. A owo radio dobiera kolejne kawałki na podstawie tych z ostatniej odtwarzanej playlisty. Leciał więc dalej z Aerosmith, Gunsami, AC/DC, Bon Jovi, Rushem, itp., itd., a Arioso 300B przyjął to z absolutnym spokojem na klatę i tylko wysłał mojej podświadomości sygnał – „jeszcze kapkę głośniej”. No i przez następne kilka godzin leciały sobie kawałki rockowe, hard rockowe, zahaczające nawet o metal, a bohater tego testu, wyciskający maksimum po 8W mocy na kanał z triod 300B (oczywiście nawet nie zbliżał się do tego maksimum), grał to tak… że pełny energii w rekordowo krótkim czasie skończyłem (z sukcesem!) pisanie.
Dowodzi to również tego, z czego nie wszyscy zdają sobie sprawę. Niezależnie od tego, jak mocnym wzmacniaczem dysponujemy, poza wyjątkowymi sytuacjami (gdy używane są kolumny wyjątkowo trudne do napędzenia, albo bierzemy się za wyburzanie ścian dźwiękiem, albo dysponujemy ogromnym pomieszczeniem) korzystamy ledwie z ułamka możliwości danego urządzenia. Często ledwie z kilku pierwszych watów (stąd jedna ze znanych teorii mówiąca, że tak naprawdę liczy się przede wszystkim jakość właśnie tych pierwszych kilku watów, czy wręcz pierwszego – nazwisko Pass zapewne większości osób coś mówi?). I owszem, tzw. headroom ma znaczenie, bo wzmacniacz pracujący na granicy swoich możliwości zaczyna mieć problemy i pojawiają się spore zniekształcenia. Rzecz w tym, że nawet 8W wzmacniacz, taki jak Arioso 300B, mający solidne zasilanie i trafa wyjściowe, z niezbyt trudnymi kolumnami pozwoli Wam poszaleć przy cięższych odmianach muzyki, bo potrzeba do tego ledwie kilku watów. A że i w takiej muzyce ogromną rolę odgrywa średnica, której 300B jest mistrzynią, czekają Was wyjątkowe doznania. Może bez tektonicznego basu, bez masażu wątroby i klekotu żeber, do których mogły Was przyzwyczaić mocne tranzystory, ale za to z fantastyczną gęstością, płynnością i entuzjazmem, wobec których trudno pozostać obojętnym. Koniec dygresji. Jeśli uznać to za dygresję.
Z powyższego można już wysnuć wniosek, że Arioso 300B to wzmacniacz, który, raz jeszcze powtórzę – zestawiony z odpowiednimi kolumnami, nadaje się do (niemal) każdej (!) muzyki, z tą cięższą włącznie. Tyle że nie dlatego, że dysponuje ogromną surową siłą, ale ponieważ potrafi bardzo pewnie prowadzić tempo i rytm, zejść z basem nisko i nawet na samym dole ładnie go dociążyć i wypełnić. Powiem więcej – z MACHami 4 był to bas zaskakująco wręcz zwarty i sprężysty (choć nie aż tak jak z mocnym tranzystorem), jako że wzmacniacz Feliks-Audio bardzo dobrze radził sobie z kontrolą, definicją i różnicowaniem niskich tonów. I okraszał je energią i entuzjazmem godnym (niemal) amerykańskiego tranzystora. A przy tym dbał, by niskie tony zachwycały również bogactwem świetnie różnicowanej barwy i faktury, których na takim poziomie oczekuje się zwykle dopiero od zdecydowanie droższych urządzeń. Na dole znajdziecie opis mojego systemu, ale na wszelki wypadek już teraz podkreślę, że i owszem, Arioso 300B grał otoczony komponentami (dużo) droższymi niż on sam. Tylko kable i wkładka (choć ta akurat niewiele) były od niego tańsze. Kolumny, gramofon, DACi (mój Pacific i testowany Weiss DAC501) kosztują po kilka razy więcej. W teorii więc to polski SET 300B powinien był być wąskim gardłem tego systemu. Tylko jakoś tego nie było właściwie słychać. Spisywał się bowiem fantastycznie, a mnie nie ciągnęło wcale do powrotu do droższych wzmacniaczy, które miałem pod ręką.
Ale przecież nie samym basem człowiek żyje, choć jego jakość tak dalece przekroczyła moje oczekiwania, że zajął on niejako centralne miejsce w moich odsłuchach. Chyba pierwszy raz napisałem coś takiego w recenzji 8-watowego wzmacniacza lampowego… choć mogło się to zdarzyć także przy okazji opisu wspomnianego wcześniej konkurenta spod znaku AirTight (circa 4 razy droższego). Nie zmienia to faktu, że mało kto kupuje taki wzmacniacz dla basu. W SETach szuka się przede wszystkim magii średnicy, holografii prezentacji, bajecznych wokali i wyjątkowej góry pasma. I takie oczekiwania Arioso 300B spełnia z nawiązką. Oczywiste chyba jest bowiem, że tego typu wzmacniacz to propozycja przede wszystkim dla tych, którzy uwielbiają muzykę akustyczną (w tym klasykę!) i wokale (w tym moje ukochane opery). To w tego typu nagraniach naturalność i namacalność prezentacji wchodzą na taki poziom, że wystarczy czasem zamknąć oczy, by zapomnieć, że siedzi się we własnym pokoju i słucha „tylko” nagrań, a nie żywych wykonawców. Zwłaszcza że barwa, faktura i tzw. „obecność” każdego instrumentu i głosu wypadają cudownie przekonująco, prawdziwie. Ilość drobnych informacji, subtelności robi wrażenie, ale nie przytłacza, bo są one używane jako składniki większych, złożonych, bajecznie kolorowych, pełnych emocji, często zapierających wręcz dech w piersiach obrazów muzycznych.
Doświadczenie to wchodzi na jeszcze wyższy poziom, gdy karmi się testowany wzmacniacz dobrymi realizacjami live. Arioso 300B posiada bowiem ową, rzadko spotykaną w audio, ale niemal wrodzoną cechę SETów, czyli umiejętność oddania wysokiego poziomu energii muzyki granej na żywo. Rzecz nie w surowej potędze brzmienia, w mocy uderzenia jako takiej, ale w niezwykłej energii każdego, nawet delikatnego szarpnięcia struny, uderzenia w bęben czy blachę, czy zadęcia w ustnik, którymi cechują się instrumenty słuchane na żywo. Dorzućmy do tego jeszcze fakt, iż jeśli tylko na taśmie (czy w pliku) realizator uchwycił chemię między wykonawcami, a także tę, która rodzi się w trakcie koncertu między nimi a publicznością, to polski SET potrafi czerpać z tego pełnymi garściami i szybko wciągnąć słuchacza do wspólnej z nimi zabawy. Tym bardziej, że wszystko to, co dzieje się na scenie i wśród publiczności potrafi uzupełnić realistycznie oddaną akustyką pomieszczenia, pogłosem i pełnymi, długimi wybrzmieniami. Wszystko rozgrywa się w trójwymiarowej, całkiem precyzyjnie nakreślonej przestrzeni szczelnie wypełnionej powietrzem, w której wykonawcy wydają się materializować w trzech wymiarach przed słuchaczami. Tym pozostaje jedynie zamknąć oczy i oddać się we władanie muzyce. Bajka!
Podsumowanie
SET na lampie 300B za circa 15 tysięcy złotych zwykle oznacza niezłą, choć czasem tylko przeciętną (pod względem brzmienia, a często także wykonania i wykończenia) konstrukcję, której do rasowych przedstawicieli tego rodzaju urządzeń dużo brakuje. Feliks-Audio Arioso 300B jest „żywym” dowodem na to, że, po pierwsze, Polak potrafi, a po drugie, że za (oczywiście relatywnie) rozsądne pieniądze można zaproponować znakomity wzmacniacz mogący śmiało rywalizujący ze sporo droższymi konkurentami z zagranicy. Taki, z którym można by spędzić całe życie nie oglądając się za siebie. Polski SET czaruje oko elegancką prostotą z zewnątrz, a ucho i wrażliwość miłośnika muzyki magią SETa, w wyjątkowo udanym, kompletnym wydaniu. Ujmując rzecz najprościej jak się da – Feliks-Audio Arioso 300B, choć kosztuje relatywnie niewiele, potrafi zmienić słuchanie muzyki w wyjątkowe, emocjonalne przeżycie. Można siedzieć przed nim godzinami bez zmęczenia, z uśmiechem na twarzy słuchając płyty za płytą, nigdy nie zastanawiając się nad dźwiękiem, za to czerpiąc wyjątkową przyjemność z obcowania z muzyką. I nigdy nie mieć jej dość. Dla mnie bomba! Posłuchajcie sami (z odpowiednimi kolumnami!!!) – nie będziecie żałować!
Specyfikacja (wg. Producenta):
- Moc wyjściowa: 2 x 8W
- Pasmo przenoszenia: 15Hz – 32KHz +/- 3dB
- Czułość wejściowa: 1V RMS
- Impedancja wejściowa: 100KOhm
- Zniekształcenia THD: 0,3% @ 1KHz przy mocy wyj. =1W i 2,5% @ 1KHz przy mocy wyj. =8W
- Wyjścia głośnikowe: 4 i 8 Ohm
- Selektor wejść: 3 wejścia RCA wybierane z klawiatury na panelu przednim lub z pilota
- Pełne zdalne sterowanie: ON-OFF, selektor wejść, regulacja głośności, mute
- Napięcie zasilania: 230V, 50Hz; opcjonalnie 115V, 60Hz
- Pobór mocy z sieci: 140VA
- Wymiary: 410x 330 x 210mm ( z lampami)
- Masa: 18kg
- Lampy: sterujące standardowo CV 181 TII , mocy 300B, prostownicza 5C3S “czarna anoda”
Cena (w czasie recenzji):
- Feliks-Audio Arioso 300B: 14.999 PLN
- Psvane WE 300B: 3973,99 PLN
Producent: FELIKS-AUDIO
Dystrybutor: 4HiFi
Platforma testowa:
- Źródło cyfrowe: pasywny, dedykowany PC z WIN10, Roon, Fidelizer Pro 7.10, karta JPlay Femto z zasilaczem bateryjnym Bakoon, JCat USB Isolator, zasilacz liniowy Hdplex.
- Przetwornik cyfrowo-analogowy: LampizatOr Pacific +Ideon Audio 3R Master Time, Weiss DAC501
- Źródło analogowe: gramofon JSikora Standard w wersji MAX, ramię J.Sikora KV12, wkładka AirTight PC-3, przedwzmacniacze gramofonowe: ESE Labs Nibiru V 5 i Grandinote Celio mk IV
- Wzmacniacze: Art Audio Symphony II (modyfikowany), GrandiNote Shinai, LampizatOr Metamorphosis
- Przedwzmacniacz: AudiaFlight FLS1
- Kolumny: GrandiNote MACH4, Ubiq Audio Model One Duelund Edition
- Interkonekty: Hijiri Million, Less Loss Anchorwave, TelluriumQ Ultra Black, KBL Sound Zodiac XLR, TelluriumQ Silver Diamond USB,
- Kable głośnikowe: LessLoss Anchorwave
- Kable zasilające: LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3
- Zasilanie: Gigawatt PF-2 MK2 i Gigawatt PC-3 SE Evo+; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
- Stoliki: Base VI, Rogoz Audio 3RP3/BBS
- Akcesoria antywibracyjne: platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot