Fonica FLAG M

by Marek Dyba / June 16, 2024

Nazwa firmy Fonica brzmi w naszym kraju znajomo, acz w tym przypadku mamy do czynienia z producentem ze słonecznej Italii. Do testu trafiły ich bardzo ciekawe kolumny izodynamiczne, albo, co brzmi bardziej znajomo, planarne, Fonica FLAG M.

Wstęp

Rynek kolumn, wbrew statystykom, jest całkiem zróżnicowany. Wbrew statystykom, bo (nie posiadam szczegółowych danych, więc opieram się de facto bardziej na obserwacji rynku) większość modeli oferowanych na rynku i to od wielu już lat, to konstrukcje w obudowach wentylowanych. Wśród nich dominuje bas-refleks, choć zdarzają się i inne rozwiązania. Nie będę zaczynał krucjaty przeciwko temu rozwiązaniu, bo w audio tak naprawdę nie ma rozwiązań złych (nie mówię o pojedynczych przypadkach), a jedynie dobrze, bądź źle zaaplikowane. Sam fanem bas-refleksu nie jestem (choć znam bardzo dobre konstrukcje wykorzystujące to rozwiązanie), bo w wielu przypadkach (co, jeszcze raz podkreślę, nie znaczy we wszystkich!) efektem zastosowania tego rozwiązania jest bas i owszem duży, potężny, efektowny, ale, na moje ucho, niekoniecznie naturalny, niezbyt czysty.

Dlatego właśnie uwielbiam testować konstrukcje wykorzystujące inne rozwiązania – obudowy zamknięte (jak moje Ubiqi Model One Duelund Edition), wentylowane, ale nie z pomocą bas-refleksu (jak moje GrandiNote MACH 4), czy choćby tzw. linie transmisyjne, ale i horny, choć tych pełnych, gdzie także i woofer basowy pracuje w tubie, albo chociaż w obudowie zamkniętej, nie ma zbyt wielu. Ostatnie lata przyniosły stary/nowy trend w postaci prawdziwego wysypu głośników w formie płaskich paneli. Nie jest to oczywiście żadne nowe odkrycie, bo elektrostaty, czy magnetostaty funkcjonują na rynku od lat i stąd pisze o starym/nowym trendzie. Tyle tylko, że o ile jeszcze kilka lat temu płaskie panele były malutką niszą podtrzymywaną przy życiu przez nieliczne marki, o tyle dziś wędrując po pokojach, czy to warszawskiego Audio Video Show, czy monachijskiego High End Show, z roku na rok odnajduję tego typu konstrukcje w coraz większej ilości sal odsłuchowych. Co więcej, wiele z nich brzmi świetnie!

Fonica International należy do marek, które oferują tego typu kolumny, a konkretnie płaskie panele zwane powszechnie planarami, bądź, to określenie preferowane przez producenta, izodynamikami. Firma to nietypowa o tyle, że na rynku funkcjonuje już od w 1996 roku acz na rynku międzynarodowym zaistniała naprawdę dopiero kilka lat temu. Nazwa Polakom jasno się kojarzy, ale podejrzewam, że jedynie znikomy procent rodzimych miłośników dobrego brzmienia znało tę markę, powiedzmy, 3-4 lata temu. Włoska firma, mająca swoją siedzibę w Bergamo, należy do tych, które niespecjalnie zajmują się chwaleniem własną historią. Liczy się tu i teraz, a teraz w ofercie Fonica International znajdziecie serię FLAG z jej trzema głównymi modelami – L, M i S oraz flagowy model LaGRANDE. Głównym konstruktorem tychże kolumn jest pan Giorgio Tomasini.

Skąd kolumny te wzięły się w ogóle na polskim rynku? Ano, za sprawą gorącego uczucia, jakim zapałał najpierw do kolumn w postaci płaskich paneli w ogólności, a później w szczególności do propozycji Fonici, Adam Szubert, czyli szef P.A. Labs. Tym, którzy niekoniecznie kojarzą nazwy nadrzędnych firm spieszę z wyjaśnieniem, iż za nazwą P.A. Labs ukrywają się, choć właściwie to chyba jest na odwrót, Gigawatt i Marton. Na odwrót, czyli te marki, odpowiednio, produktów prądowych i wzmacniaczy, zna chyba każdy audiofil w Polsce, a i wielu zagranicą, a ich właścicielem jest właśnie P.A. Labs. Owo uczucie szefa tejże firmy zaowocowało najpierw zakupem pary modelu FLAG L, a później podjęciem stałej współpracy z włoską firmą i reprezentowaniem jej na naszym rynku.

Budowa i cechy

Zacznijmy od tego, że jeśli literowe oznaczenia trzech modeli FLAG kojarzą się Państwu z rozmiarami (choćby ubrań) to Wasze skojarzenia są słuszne. Miałem już przyjemność testować największy model L, który ma dwa metry wzrostu i pomimo, iż był on nieco za duży do mojego pokoju, zagrał znakomicie i całkowicie mnie oczarował. Po tamtym odsłuchu zapałałem chęcią sprawdzenia i mniejszej wersji. Dzięki uprzejmości P.A. Labs trafił więc do mnie kolejny, tym razem „środkowy” rozmiar, czyli model FLAG M, o wymiarach 380 x 1240 x 30 mm, de facto sugerowany do pokoju tej wielkości (24 mkw.). W ofercie jest jeszcze „Ska”, czyli coś do najmniejszych pomieszczeń. Wszystkie one mają kształt płaskich paneli z metalowymi ramkami, osadzonych na szkieletowej, metalowej podstawie. Do wyboru są podstawy ze stali (standard) bądź bardziej eleganckie wykonane z aluminium.

Standardowo panele osadzane są tak, żeby były odchylone nieco do tyłu, niemniej gdy testowałem „Lki” dostałem inne, opcjonalne podstawy, które utrzymywały głośniki w pionie, w ten sposób w pewnym stopniu niwelując nieco zbyt małą odległość od miejsca odsłuchowego. Różne podstawy to nie koniec możliwych wyborów dla potencjalnego nabywcy. Ja w obu przypadkach testowałem wersje pasywne, ale dostępne są również aktywne (ACTIVE), czyli dostarczane z wbudowanymi wzmacniaczami, tudzież ACTIVE DIGITAL, które oprócz wzmacniaczy mają również wbudowane wejścia cyfrowe (za którymi kryje się oczywiście przetwornik cyfrowo-analogowy) i analogowe.

To jednakże nadal nie koniec możliwych dla potencjalnego nabywcy wyborów, jako że dostępne są jeszcze wersje IN-WALL, czyli do montażu w ścianie każdego z tych modeli. Po wyborze wersji, nazwijmy to, wyposażenia danego modelu, można również wskazać preferowane wykończenie. Zakrywająca całą powierzchnię głośnika maskownica może mieć kolor czarny bądź szary, a metalowa ramka wokół panelu może być czarna bądź srebrna. Klasyczny audiofil zakupi zapewne wersję pasywną i napędzi ją wybranym przez siebie wzmacniaczem, który dostanie sygnał z wybranego źródła. Ci, którzy nie mają za wiele miejsca, bądź po prostu preferują maksymalnie proste systemy, zakupią wersję aktywną bądź aktywną cyfrową doprowadzając sygnał ze źródeł, analogowych i/lub cyfrowych, wprost do kolumn. Wybór modelu będzie się sprowadzał przede wszystkim do doboru jego wielkości do konkretnego pomieszczenia, choć, jak pokazała moja przygoda z „Lką”, ten rodzaj kolumn radzi sobie bardzo dobrze nawet w teoretycznie zbyt małym pokoju.

Jak zbudowane są kolumny izodynamiczne? Pozostaje mi napisać właściwie dokładnie to samo, co przy opisie większego modelu. FLAG M to niezbyt duża kolumna (w tej wersji) podłogowa i dwu-drożna. Wspomniana maskownica zakrywająca zarówno front jak i tył kolumny nie pozwala tego zobaczyć, ale de facto pod nią ukryte są dwa przetworniki. Wzdłuż jednej z krawędzi każdej z kolumn umieszczono głośnik wysokotonowy, a resztę powierzchni zajmuje główny przetwornik. Ponieważ producent sugeruje ustawianie kolumn z tweeterami wzdłuż wewnętrznej krawędzi musiał zaoferować łatwy sposób odróżnienia lewej kolumny od prawej. Zrobił to dodając do numeru seryjnego umieszczonego z tyłu kolumny, na metalowej puszce ze zwrotnicą, na jego końcu, literek R (prawa) bądź L (lewa).

Stosowane przetworniki zbudowane są z cieniutkiej (acz wzmacnianej) folii z Mylaru, na którą nadrukowywane są metalowe cewki. Między dwiema warstwami takiej folii umieszczone są magnesy wytwarzające silne pole magnetyczne. Tak skonstruowane membrany są bardzo duże acz lekkie, co sprawia, że mogą poruszać się bardzo szybko pod wpływem impulsów dostarczanych przez wzmacniacz. Duża powierzchnia membran i ich wyjątkowo niska masa (inercja), plus dipolowy charakter takiego przetwornika (bo te przetworniki grają zarówno do przodu, jak i do tyłu) oraz brak obudowy (która poprzez własne rezonanse może podbarwiać dźwięk odtwarzany przez przetworniki) składają się na reprodukcję dźwięku o bardzo niskich zniekształceniach.

Całość, jak już wspominałem, za pośrednictwem dość długich metalowych prętów, mocowana jest do podstawy standardowo wykonanej ze stali o wymiarach 40x40cm, która musi zapewnić odpowiednią stabilność dla tej, dość wysokiej konstrukcji. Na tylnej ściance (w testowanej wersji pasywnej), w jej dolnej części, zamocowano niewielką skrzyneczkę (ta zresztą jest wymienna – dla wersji Active, czy Active Digital wstawia się po prostu inną „skrzyneczkę”). To w niej osadzone są podwójne, pozłacane terminale głośnikowe akceptujące zarówno banany, jak i widełki, a przynajmniej tak było w testowanej wersji, bo wiem, że Włosi robią już również wersje z pojedynczymi gniazdami. Kolumny mają niezbyt wysoką skuteczność wynoszącą 86 dB przy nominalnej impedancji 4Ω. Nie są więc bardzo łatwymi kolumnami do napędzenia, ale mój GrandiNote Shinai, który w klasie A potrafi dostarczyć 37W mocy na kanał, radził sobie z nimi bez problemu.

Potencjalni nabywcy powinni koniecznie zapoznać się z instrukcją obsługi zakupionych kolumn. W niej bowiem znajdziecie wskazówki dotyczące odpowiedniego ustawienia kolumn w pokoju. Rzecz nawet nie w akustyce pomieszczenia jako takiej, bo na tę ten typ kolumn jest bardziej odporny, że tak to ujmę, niż tradycyjne głośniki. Trzeba dopilnować jedynie, by FLAG M zostały ustawione tak, by wraz z miejscem odsłuchowym tworzyć wierzchołki trójkąta równobocznego. Kolumny należy również skręcić do środka tak, by grały wprost na słuchacza. Jako że większe „Lki” panowie z Gigawatta ustawiali u mnie sami i robili to z miarką w ręku, nie pozostało mi nic innego, jak zrobić to samo przy ustawianiu FLAG M.

Brzmienie

O ile w przypadku FLAG L pierwsze parę dni zajęło mi szukanie optymalnego zestawienia (wzmacniacza i kabli głośnikowych), o tyle dzięki tamtemu doświadczeniu tym razem mogłem w zasadzie od razu zabrać się za odsłuchy. Podłączyłem je do swojego zestawu referencyjnego wykorzystując do ich napędzenia GrandiNote Shinai, czyli moją znakomitą integrę w klasie A. Na moje ucho jest to bowiem świetnie pasujący do Fonic wzmacniacz, jako że potrafi nieco dźwięk dogęścić i dociążyć, co, w moim odczuciu, tym kolumnom (i w wersji „L” i „M”) po prostu dobrze robi. Połączyłem go z kolumnami kablem Soyaton Benchmark Mk2 zakończonym od strony kolumn widełkami. A co to za różnica, mogą spytać ci, którzy skojarzą, że na co dzień używam wersji z bananami na obu końcach?

Otóż tę pierwszą dostałem do odsłuchu ponieważ uznałem, że trafia mi się jednak trochę kolumn do testów, które akceptują wyłącznie widełki, więc może warto by było poprosić Soyaton o zmianę terminacji mojego kabla. Jego konstruktor, Julian Soja, powiedział mi jednakże, że sama zmiana terminacji (de facto połowy wtyków, nawet nie wszystkich) dźwięk nieco zmienia, więc powinienem posłuchać, czy na pewno zmiana ta będzie mi odpowiadać. I faktycznie, w tej wersji następuje jakby delikatne przesunięcie balansu tonalnego w dół. Góra nie jest może aż tak obłędnie otwarta, tak fantastycznie wypełniona powietrzem (choć i tak bardziej niż ze zdecydowaną większością znanych mi kabli), ale za to dół jest nieco mocniej dociążony i wypełniony. W przypadku zestawienia zarówno z moimi MACH4, jak i z FLAG M owa zmiana przypadła mi do gustu, więc całkiem możliwe, że się na nią zdecyduję. Wróćmy jednakże do podmiotu tego testu.

Gdy już zacząłem słuchać włoskich paneli… cóż, musiałem przyznać szczerze, że, podobnie jak w przypadku większego modelu, w pełni rozumiem fascynację Adama i wielu innych osób tego typu kolumnami. OK, raczej nie poczujecie z nimi niskiego basu masującego Wam wątrobie, ściany nie zaczną pękać od ciśnienia dźwięku, a przy reprodukowanych przez nie tonach wysokich szklane naczynia będą bezpieczne. Jeśli szukacie takich atrakcji to nie traćcie na Fonici czasu i rozejrzyjcie się za innym typem głośników.

Fonica FLAG M czarują za to kapitalnie przestrzennym, otwartym, płynnym, naturalnym graniem. Graniem nastawionym na spójną całość, a nie na efektowne (czy efekciarskie) detale, choć ilość informacji, które znajdziecie (przy odtwarzaniu odpowiednio dobrego materiału) w dostarczanym przez nie dźwięku jest przeogromna. One niczego nie gubią (!), ale też i nie mają w zwyczaju eksponować każdego najdrobniejszego detalu z osobna. Fani wysokiej analityczności mogą więc poczuć się zawiedzeni, choć nie wyobrażam sobie, by ci obiektywni nie przyznali, że jest w tym graniu coś wyjątkowego. To coś może się podobać albo nie, ale to już zupełnie inna kwestia.

Pierwszym albumem, którego „na poważnie” posłuchałem z tymi kolumnami, był koncert „All Blues” Chicka Corei, któremu na basie towarzyszył fantastyczny Christian McBride, a na perkusji Brian Blade. Nic więc dziwnego, że to właśnie ogromna scena zbudowana przez włoskie kolumny i wypełniona powietrzem zwróciły moją uwagę w pierwszej kolejności. Duża powierzchnia przetworników sprawiła, że cały pokój wypełnił się dźwiękiem. Nie miał on aż takiego ciśnienia, jak z niektórymi (zwykle dużymi) tradycyjnymi kolumnami, nie był też tak fizycznie odczuwalny, ale, jak się okazało, wcale nie musiał być, by wykreować namacalne, elektryzujące i w 100% angażujące słuchacza widowisko.

Brak owego wzmacniania i przeciągania dolnej części pasma, charakterystycznego dla wielu kolumn w wentylowanych obudowach, sprawiał, że kontrabas mistrza brzmiał niezwykle czysto, a każde szarpnięcie struny było precyzyjnie, sprężyste i pomimo wzmocnienia w pudle rezonansowym instrumentu, nie występowało żadne „otłuszczenie”, żadne przeciąganie nut. Jeden z moich ulubionych instrumentów brzmiał może ciut lżej niż do tego przywykłem, ale nie zamieniłbym tej czystości i soczystości na żadne zabiegi dodające mu masy, ale przy tym rozmywające, podbarwiające tak dobrze nagrany dźwięk.

Duża powierzchnia przetwornika ma swój wpływ także na odtwarzanie tonów wysokich. Ciągle na tej samej płycie przysłuchałem się uważnie blachom perkusji. Dźwięczność, bardzo dobre różnicowanie, wysoki poziom energii, soczystość uderzeń pałeczek i metalowa, dociążona odpowiedź talerzy – wszystko to składało się na efektowny, ale pozbawiony choćby śladów efekciarstwa spektakl. Nie trafiały się kłujące w uszy dźwięki, nie było śladu zniekształceń, osuszenia, czy ziarnistości, słowem niczego co mogłoby popsuć przyjemność odsłuchu. Owe metalowe blachy brzmiały więc z jednej strony gładko, z drugiej energetycznie, efektownie, ale naturalnie, były odpowiednio szybkie i, powtórzę się, ale to ważne, dobrze zróżnicowane.

W czasie wizyty w Monachium w jednym z pokoi z bardzo high-endowym systemem (nazwy pominę, bo to tu akurat nieistotne) miałem okazję posłuchać Jerome’a Sabbagh grającego na saksofonie na żywo z towarzyszeniem dźwięków nagranych na taśmie (odtwarzanych przez wspomniany system). Brzmiało to znakomicie co zaowocowało zakupem dwóch czarnych płyt tegoż muzyka wydanych przez jego własne wydawnictwo, wspierane od strony producenckiej przez firmy biorące udział w prezentacji. Muzyka została nagrana analogowo, wprost na taśmę, a wszyscy muzycy (cała czwórka) grali razem w jednym pomieszczeniu. Niestety dziś dość rzadko tak się nagrywa i dlatego wiele współczesnych realizacji nie dorównuje jakością tym sprzed 40-50 lat.

W czasie testu FLAG M wyciągnąłem po raz pierwszy jedną z nich, zatytułowaną „Vintage” z koperty i położyłem na talerzu mojego gramofonu J.Sikora. Saksofon Jerome’a grał tu, że tak powiem, pierwsze skrzypce, i brzmiał bardzo naturalnie, gęsto i namacalnie. Monachijskie doświadczenie (częściowo) „live” mogło mi w tym trochę pomóc, a może nie, w każdym razie wystarczyło zamknąć oczy, by wykreowana przez Fonici FLAG M wizja muzyka grającego może ze 3 metry ode mnie, stała się jeszcze bardziej realna. Prezentacja była, pewnie znowu się powtarzam, niezwykle spójna i płynna tworząc kompletny, nasycony obraz kwartetu grającego przede mną. Nie musiałem wcale grać głośno, by wrażenie muzyki tworzonej tu i teraz było nieodparte.

Świetnie przy tym krążku słuchać było to, jak dobrze włoskie kolumny prezentują trójwymiarową przestrzeń, jak precyzyjnie lokują w niej duże, namacalne, skupione źródła pozorne. Sposób nagrywania tej muzyki sprzyjał oczywiście takiej prezentacji, ale przecież zadaniem każdego komponentu i każdego systemu audio jest oddać możliwie najwierniej to, co zawarte jak w nagraniach, którymi je karmimy. Fonici Flag M wykonywały tak postawione im zadanie bardzo dobrze, czego efektem były stopy i/lub dłonie wystukujące rytm, głowa kołysząca się zgodnie z melodią, słowem pełne zaangażowanie ze strony słuchacza. I choć sposób prezentacji muzyki zupełnie nie zachęcał do analizy dźwięku to, jeśli już (z obowiązku) się za to zabierałem, śledzenie choćby poszczególnych instrumentów nie stanowiło większego problemu potwierdzając dobre różnicowanie testowanych kolumn.

Ich równie ponadprzeciętna rozdzielczość dostarczała mi mnóstwa drobnych detali i subtelności odczytanych przez igłę z rowka, acz bez ich podkreślania. Jasne było, że ideą przyświecającą twórcy tych kolumn nie było rozbieranie nagrań na czynniki pierwsze, tylko zaprezentowanie muzyki w możliwie najbardziej naturalny, całościowy i angażujący słuchacza sposób. Na moje ucho, pan Tomasini wykonał kawał świetnej roboty tworząc kolumny, które mają umożliwiać przede wszystkim bardzo bliski, intymny wręcz kontakt z niezwykle naturalnie brzmiącą muzyką.

Na sam koniec zostawiłem sobie jeszcze jeden krążek przywieziony z monachijskiej imprezy, czyli „The Percussion Record” nagrany przez The O-ZONE Percussion Group. Tytuł mówi właściwie wszystko – to nagrania całego zespołu instrumentów perkusyjnych, co dało mi szansę przyjrzenia się zarówno bębnom, także tym największym, jak i całemu mnóstwu metalowych elementów. Całość zagrana została w bardzo dynamiczny sposób, z rozmachem i kapitalnie uchwyconą, dużą przestrzenią. Znałem część tych nagrań z wersji cyfrowej, więc jasne było dla mnie od samego początku, że sam dół pasma pojawiający się gdy wchodziły wielkie kotły, nie był z FLAG M aż tak dobrze wypełniony i dociążony jak choćby z moimi Ubiqami.

Tyle że nie miało to wcale aż tak dużego znaczenia, jak mogło się w pierwszym momencie wydawać. Moja uwaga zamiast skupiać się na potężnych „kopnięciach” odczuwanych gdzieś tam w wątrobie, przesunęła się na owo bogactwo czystych, jakże różnorodnych dźwięków pojawiających się w bardzo szerokiej, wykraczającej daleko poza rozstaw kolumn panoramie. Na czoło wysuwała się fantastyczna szybkość i precyzja uderzeń pałeczek i odpowiedzi membran, talerzy i pozostałych elementów. W kilku momentach uderzenia brzmiały wręcz jak wystrzały karabinu, dzięki temu jako szybko i precyzyjnie FLAG M potrafiły te elementy nagrania przekazać. Bogactwo instrumentów perkusyjnych w tych nagraniach raz jeszcze podkreśliło i potwierdziło bardzo dobre różnicowanie oferowane przez planarne kolumny Fonici.

Prawdę powiedziawszy, słuchając tego krążka nie miałem czasu zastanawiać się, czy te kilka najniższych dźwięków miało odpowiednią moc i głębię, jako że po prostu musiałem pozostać cały czas skupiony na tym, by nie stracić nic z tak szybko następujących po sobie, precyzyjnie oddanych wydarzeń na scenie. Szukając jakiegokolwiek porównania, które oddawałoby dobrze to, jak FLAG M prezentują taką muzykę, powiedziałbym że zamiast stawiać na brutalną siłę i potęgę brzmienia, skupiają się bardziej na precyzji i fantastycznej szybkości oddawania impulsów. Choć doceniam kolumny innego typu i czasem lubię poczuć niski bas głęboko w wątrobie, to wersja prezentowana przez testowane panele miała swoje niezaprzeczalne zalety i także bardzo, ale to bardzo mi się podobała.

Podsumowanie

Podobnie jak większy model, Fonica FLAG M to kolumny niezwykle muzykalne i angażujące słuchacza poprzez wyjątkową płynność, spójność i naturalność brzmienia. Grają swobodnie niezależnie od rodzaju muzyki, nawet jeśli tej największej, najgęstszej nie są w stanie aż tak mocno nasycić i podać z takim ciśnieniem akustycznym, by była równie mocno fizycznie odczuwalna jak w przypadku kolumn z dużymi obudowami. Tylko że wtedy zamiast na najpotężniejsze „grzmoty” zwraca się uwagę na inne elementy i docenia z jaką klarowności i precyzją włoskie kolumny potrafią je pokazać.

Planary Fonici grają dużym, otwartym dźwiękiem wypełniając nim szczelnie pokój, renderując dużą, trójwymiarową scenę i takież źródła pozorne. To znakomite narzędzia do obcowania z muzyką, do „tonięcia” w niej, do spędzania długich, niezwykle przyjemnych godzin z ulubionymi wykonawcami nawet jeśli nagrania nie należą do audiofilskiego kanonu. Fonica FLAG M to kolumny z rodzaju „kochaj albo rzuć”. W moim przypadku potwierdziły jedynie to, o czym byłem przekonany już po odsłuchu większego modelu – zapisuję się do grupy miłośników planarów (choć jestem takowym w odniesieniu do słuchawek już od lat), a Państwu mogę jedynie zasugerować danie im szansy. Warto choćby y poszerzyć swoje audiofilskie horyzonty, a kto wie, może właśnie w izodynamikach znajdziecie swoje brzmienie?!

Cena (w czasie recenzji): 

  • Fonica International FLAG M: 43.000 PLN (wersja pasywna)
  • Fonica International FLAG M-IW: 47.000 PLN (wersja do zabudowy)
  • Fonica International FLAG M-ACT: 53.000 PLN (wersja aktywna)
  • Fonica International FLAG M-ACT-IW: 57.000 PLN (wersja aktywna do zabudowy)
  • Opcjonalna podstawa aluminiowa: 5900 PLN

Producent: FONICA INTERNATIONAL

Dystrybutor w Polsce: PA LABS

Specyfikacja techniczna (wersji pasywnej wg producenta):

  • 2-drożne pasywne głośniki izodynamiczne
  • Skuteczność: 86 dB SPL
  • Nominalna impedancja: 4 Ohm
  • Częstotliwość podziału: 2000 Hz
  • Zakres przenoszenia: 50-20.000 Hz
  • Zalecana moc wzmacniacza: 10-200 W
  • Wymiary: 380x1240x30 mm
  • Wymiary głośnika z podstawą: 400x1282x400 mm
  • Waga: 22.9 Kg

Platforma testowa:

  • Źródło cyfrowe: pasywny, dedykowany serwer z WIN10, Roon Core, Fidelizer Pro 7.10, karty JCAT XE USB i JCAT NET XE z zasilaczem FERRUM HYPSOS Signature, JCAT USB Isolator, zasilacz liniowy KECES P8 (mono), switch: Silent Angel Bonn N8 + zasilacz liniowy Forester.
  • Przetwornik cyfrowo-analogowy: LampizatOr Pacific 2 + Ideon Audio 3R Master Time
  • Źródło analogowe: gramofon JSikora Standard w wersji MAX, ramiona J.Sikora KV12 i J.Sikora KV12 Max, wkładka AirTight PC-3, AudioTechnica PTG33, przedwzmacniacze gramofonowe: ESE Labs Nibiru V 5 i Grandinote Celio mk IV
  • Wzmacniacz: GrandiNote Shinai, Circle Labs M200, Art Audio Symphony II (modyfikowany)
  • Przedwzmacniacz: Circle Labs P300
  • Kolumny: GrandiNote MACH4, Ubiq Audio Model One Duelund Edition
  • Interkonekty: Bastanis Imperial x2, Soyaton Benchmark, Hijiri Million, Hijiri HCI-20, KBL Sound Himalaya II XLR, David Laboga Expression Emerald USB, David Laboga Digital Sound Wave Sapphire Ethernet
  • Kable głośnikowe: Soyaton Benchmark
  • Kable zasilające: LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3
  • Zasilanie: Gigawatt PF-2 MK2 i Gigawatt PC-3 SE Evo+; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
  • Stoliki: Base VI, Rogoz Audio 3RP3/BBS, Alpine-line
  • Akcesoria antywibracyjne: platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot, Graphite Audio IC-35 i CIS-35