Jakiś czas po, zwykle trwającym całkiem długo, żmudnym doborze komponentów do wymarzonego systemu audio, mimo iż ten gra naprawdę dobrze, przychodzi moment, gdy zaczynamy się zastanawiać czy i jak da się w nim jeszcze coś poprawić bez dużych inwestycji, bez zmiany wypracowanego z trudem charakteru brzmienia. Jedną z opcji są tzw. akcesoria antywibracyjne. Jeśli prowadzicie takie rozważania nowa polska marka ma dla Was ciekawą propozycję – stożki antywibracyjne Graphite Audio IC-35.
Wstęp
Temat szkodliwości wibracji dla brzmienia muzyki odtwarzanej przez system audio kiedyś był słabo poznany i, pewnie dlatego, niemal ignorowany. Jeszcze niedawno produkty mające przeciwdziałać szkodliwemu wpływowi wibracji na brzmienie określane były mianem akcesoriów, dziś to po prostu jeden z produktów audio, które prędzej czy później lądują w większości systemów. Obecnie oferta nóżek, platform, podstawek, stolików, itd., antywibracyjnych dostępnych na rynku jest ogromna, podobnie jak i materiałów, z których są wykonywane i specyficznych rozwiązań jakie wykorzystują. Dla potencjalnych nabywców to z jednej strony świetna informacja – mogą wybierać, przebierać, wybrzydzać, poszukiwać i zmieniać. Z drugiej strony, znalezienie tych najlepiej sprawdzających się w ramach danego budżetu w danym systemie, nie jest łatwe, bo przecież mało kto ma czas, by testować dziesiątki produktów. Patrząc na to od strony producentów spory tłok na rynku nie jest sytuacją idealną, jako że trudniej jest się przebić do świadomości osób poszukujących takich produktów. By więc wykroić dla siebie kawałek tortu, że tak to ujmę, oferta danej marki musi się czymś wyróżniać pośród konkurencji. Tym razem testujemy ciekawą propozycję takiej właśnie, młodej, polskiej firmy Graphite Audio. Zakładam, że przeczytanie tego tekstu odpowie na pytanie, czy produkty tej marki powinny się znaleźć na liście wyselekcjonowanych pozycji, którymi warto się zainteresować.
Zacznijmy od początku. Pewnego dnia zadzwonił telefon – obcy numer, ale odebrałem. W słuchawce usłyszałem: „Cześć, tu Szymon Rutkowski. Znamy się z wystaw Audio Show – spotykaliśmy się w pokojach Audio Mica – taki młody, w okularach, kojarzysz? Faktycznie, był tam taki młody człowiek, pomyślałem (choć w moim wieku pamięć nie działa już aż tak dobrze). Od pewnego czasu działam na własny rachunek i robię elementy antywibracyjne do systemów audio. Może byłbyś zainteresowany ich przetestowaniem? A dobre są? – zapytałem – jeśli tak, to jasne że jestem zainteresowany.” Wkrótce potem trafiły do mnie dwa komplety (po 3 sztuki) stożków IC-35 i dwa (po cztery) podstawek pod kable CIS-35. Na dziś firma oprócz wymienionych, oferuje jeszcze trzeci produkt, a mianowicie podstawki pod kolumny (a dokładniej pod kolce) oznaczone symbolem ISBS-40. Z testowaniem tych ostatnich miałbym jednakże na tę chwilę pewien kłopot, jako że żadne z moich własnych kolumn nie stoją na kolcach.
Jak doczytałem później już na stronie producenta, prace nad znalezieniem przede wszystkim odpowiedniego materiału, z którego takie elementy antywibracyjne miały być wykonywane, trwały dość długo. Zdaniem Szymona, większość materiałów stosowanych w tego typu aplikacjach – metal, ceramika, szkło – wnosi swoją sygnaturę do brzmienia, albo ujmując rzecz inaczej, wprowadza podbarwienia, a nie to było jego celem. Założeniem Graphite Audio od początku bowiem było uzyskanie jak najbardziej naturalnego i wiernego brzmienia. Poszukiwania wśród materiałów dostępnych na rynku, tudzież wytwarzanych na specjalne zamówienie trwały 2,5 roku. Ich ostatecznym efektem był wybór specyficznego polimeru z odpowiednim dodatkiem grafitu. Choć nie jest to nigdzie jasno napisane, zakładam że to stąd wzięła swoją nazwę marka Szymona.
Wszystkie trzy wymienione produkty antywibracyjne wykonane są z tego samego materiału – poza informacją podaną powyżej producent nie zdradza szczegółów – nie ma powodu ułatwiać życia konkurencji. Powiedział mi jedynie, iż obróbka tego materiału stanowi nie lada wyzwanie. Z oglądu mogę powiedzieć, że ani stożki IC-35 ani podstawki pod kable CIS-35 nie wyglądają tak efektownie, jak inne, w których obudowy/korpusy wykonywane są często z pięknie obrobionego metalu. Tyle, że przecież nie o ładny gadżet tu chodzi, ale raczej o produkt, który działa, który faktycznie eliminuje wibracje poprawiając w ten sposób brzmienie. Cały opis testowanych stożków mogę więc sprowadzić do stwierdzenia, że Graphite Audio IC-35 dostarczane są w kompletach po trzy sztuki zapakowane w ładne grafitowe (jakże by inaczej) pudełka wypełnione pianką, w której wykonano stosowne wycięcia. Pianka chroni stożki w trakcie transportu, a kształt wycięć ułatwia ich wyjęcie.
Brzmienie
Stożki IC-35 gościły u mnie dłuższy czas, co pozwoliło mi sprawdzić ich wpływ na szereg własnych, ale i testowanych w tym okresie urządzeń. Założeniem testów tego typu produktów jest zastępowanie nimi własnych nóżek urządzeń. Jest to możliwe pod warunkiem, iż są one niższe niż produkt Graphite Audio (a te nie są zbyt wysokie – mierzą ok. 3cm i mają średnicę podstawy wynoszącą 3,5cm), albo że firmowe nóżki da się wykręcić. Na szczęście to pierwsze rozwiązanie było wykonalne w większości przypadków, a to drugie musiałem zastosować jedynie w swoim referencyjnym przetworniku cyfrowo-analogowym, LampizatOrze Pacific, którego firmowe nóżki są wyraźnie wyższe. W pierwszym przypadku należy testowane nóżki umieścić możliwie najbliżej oryginalnych – zwykle ich lokalizacja nie jest przypadkowa – acz oczywiście eksperymentowanie jest zawsze wskazane. Gdy wykręcamy jedne nóżki by zastąpić je testowanymi, warto, w miarę możliwości, umieścić je dokładnie w tym samym miejscu. Tymi zasadami starałem się kierować w czasie moich „zabaw” z Graphite Audio IC-35.
Pierwszym urządzeniem, pod które trafiły stożki Graphite Audio, był mój wzmacniacz Grandi Note Shinai. Jest to tranzystorowa integra pracująca w klasie A ważąca „drobne” 40 kg. Firmowo włoski wzmacniacz opiera się na czterech metalowych nóżkach, z których każda jest na spodzie zakończona półkoliście. Próbowałem kiedyś wypytać Maxa Magri, szefa i głównego konstruktora Grandi Note, o to, dlaczego takie właśnie nóżki zastosował. Moje pytanie wynikało z faktu, iż ich kształt i materiał, z którego je wykonano, sprawiają, że mimo dużej masy, wzmacniacz dość łatwo się „ślizga” zwłaszcza na gładkich powierzchniach (typu wykończony na wysoki połysk blat mojego stolika Base VI). Niestety z powodu bariery językowej – ja nie władam włoskim, a Max angielskim nie na tyle, by zagłębić się w rozwiązania techniczne (a może po prostu nie chciał zdradzać sekretów?) nie udało mi się uzyskać faktycznej odpowiedzi na to pytanie.
Normalnie wzmacniacz ustawiony jest na kwarcowej platformie Acoustic Revive, a ta spoczywa na dolnej półce wspomnianego stolika Base VI. Na potrzeby tego testu, nie bez trudu (jeszcze raz przypomnę ślizgające się po powierzchni platformy 40kg!) między wzmacniaczem a platformą umieściłem trzy sztuki IC-35 – dwie z przodu i jedną z tyłu. Planowałem użycie drugiego kompletu pod źródłem, a dostępne miałem dwa komplety po 3 sztuki – stąd zastosowanie 3 a nie 4 stożków. Te ostatnie skierowane były wierzchołkami w dół (przynajmniej wzmacniacz przestał się ślizgać :)). Zanim to jednakże zrobiłem skonsultowałem się jeszcze z Szymonem w kwestii obciążalności jego stożków. Są one dość niewielkie, materiał wydaje się nie być bardzo twardy, więc istniała obawa, że mogą się pod takim ciężarem odkształcić. Jak się dowiedziałem, trzy stożki bezproblemowo utrzymają masę nawet 50 kg. Co prawda, jak usłyszałem, w sytuacjach bardzo dużego obciążenia może się zdarzyć, że ostry wierzchołek stożka zostanie nieco spłaszczony, ale nie stanowi to problemu ponieważ w żaden sposób nie wpływa to na właściwości antywibracyjne stożków Graphite Audio IC-35.
Jakie były efekty zastosowania polskich stożków pod Shinai? Raz jeszcze podkreślę, że to ciężkie urządzenie (a duża masa to jeden ze sposobów tłumienia wibracji) i na dodatek już wcześniej podwójnie wytłumiane – ustawione na stoliku i dodatkowo platformie antywibracyjnej. Zapewne dlatego wpływ Graphite Audio był zauważalny, ale jednak niezbyt duży. Zmiany odbierałem bardziej jako kosmetyczne (choć pozytywne) niż rewolucyjne. Powiedziałbym wręcz, że ta część odsłuchu zaledwie zasugerowała czego mogę po IC-35 oczekiwać, ale nie pokazała tego aż tak wyraźnie, jak późniejsze testy. Z drugiej strony, gdy po próbach z innymi, nieco bardziej podatnymi na wibracje, a więc i wpływ akcesoriów Graphite Audio, urządzeniami, wiedziałem już czego się spodziewać i nadwyrężyłem kręgosłup po raz drugi, by ponowić odsłuch stożków z moją integrą, zmiany wydały mi się wyraźniejsze, nawet jeśli dalej nie rewolucyjne, nie z gatunku „nie mogę bez nich żyć”.
Do rzeczy. Otóż Shinai to fantastyczny wzmacniacz – brzmi niezwykle naturalnie, z jednej strony lampowo w najlepszym tego słowa znaczeniu (gęsta, barwna średnica, otwarta, czysta, mocna, ale i delikatna góra), z drugiej tranzystorowo w zakresie kontroli dźwięku i solidnej, dobrze zdefiniowanej podstawy basowej. Wpływ stożków IC-35 przy pierwszym podejściu, w moim odczuciu, skupił się na pewnej poprawie definicji dźwięku, zwłaszcza w zakresie tonów niskich. Te z Shinai nie są aż tak konturowe, a testowane stożki właśnie ten aspekt nieco zmieniły/poprawiły. I właściwie tyle. Wszystko było na swoim miejscu tylko że jakby trochę bardziej. Co jednakże ważne, nie było przy tym żadnych negatywnych efektów zastosowania elementów Graphite Audio. Często w takich przypadkach dostajemy coś za coś – następuje poprawa w pewnych elementach, ale inne wydają się nieco tracić, a decyzja o stałym stosowaniu polega na zbilansowaniu zysków i strat, że tak to ujmę. Tymczasem tu wpływ nie był duży, ale za to pozbawiony minusów. Uznałem to za dobry znak przed dalszymi eksperymentami.
Jednym z urządzeń, które testowałem w tym samym czasie był nowy wzmacniacz lampowy warszawskiej firmy Audio Reveal, a konkretnie ich najnowsza i najtańsza propozycja o wdzięcznej nazwie Junior. Pomimo niższej ceny i mniejszych rozmiarów to nadal układ dual mono z wyjściem single ended wykorzystującym tym razem parę 6550. Urządzenia lampowe z założenia są bardziej podatne na szkodliwy wpływ wibracji niż tranzystorowe, więc zastosowanie Graphite Audio IC-35 w tym przypadku wydało się uzasadnione pomimo, że fabrycznie wzmacniacz wyposażony jest w całkiem niezłe nóżki. Junior stanął więc na (tym razem) czterech stożkach, na takiej samej kwarcowej platformie, acz ta w tym przypadku spoczywała na górnym blacie stolika Base VI. Każdy ze stożków umieszczony był tak blisko oryginalnej nóżki, jak to było możliwe. Wystarczyło ledwie kilka minut odsłuchu (nie wyłączałem wzmacniacza w czasie instalowania stożków, więc nie było konieczne ponowne jego rozgrzewanie), by wyraźnie usłyszeć ich wpływ. Rzecz nie w tym, że tym razem zmiany były rewolucyjne – gdyby takowe wystąpiły po zastosowaniu jakichkolwiek akcesoriów antywibracyjnych musiałoby to oznaczać, że dany produkt (wzmacniacz/źródło) został naprawdę źle mechanicznie skonstruowany, a to się jednak raczej nie zdarza. Chodziło raczej o wymierne zyski wystarczające, by poważnie rozważyć sparowanie tych komponentów na stałe.
Zmiany poszły w kierunku zasugerowanym wcześniej przez Shinai, ale były wyraźniejsze, łatwiejsze do wskazania. Dźwięk prezentowany przez Juniora postawionego na IC-35 zyskał bowiem na definicji, na skupieniu, a idąc dalej na czystości, a także detaliczności, a może raczej rozdzielczości. Ta ostatnia zmiana wynikała z wcześniej wymienionych – lepiej poukładany, czy wewnętrznie zorganizowany i bardziej klarowny dźwięk przekłada się na łatwiejszy dostęp słuchacza do drobnych informacji, detali i subtelności. One wcześniej muszą tam być – ani IC-35, ani żadne inne tego typu produkty, nie dodadzą niczego od siebie. Ich zadaniem może być jedynie ułatwienie odbioru informacji, które są w nagraniu i są odtwarzane przez dany system, ale które bez testowanych stożków giną w tle. Z tego zadania Graphite Audio IC-35 wywiązywały się, mówiąc szczerze, wręcz zaskakująco dobrze. Moje zaskoczenie nie wynikało bynajmniej z braku wiary w zdolności ich konstruktora, ale raczej z faktu, iż jego produkty wyglądają dość niepozornie, nie są kosmicznie drogie, no i w moim systemie były jedynie kolejnym elementem antywibracyjnym dokładającym swoją cegiełkę do stolika i platformy. Co istotne, tych dwóch ostatnich elementów używam od dobrych kilku lat i oba zostały wybrane, ponieważ wykonują naprawdę dobrą robotę.
W pewnym momencie w czasie testu Juniora zamiast referencyjnego Pacifica podłączyłem do niego testowany równolegle, świetny, bajecznie muzykalny, a przy tym relatywnie niedrogi DAC z Szwajcarii, a mianowicie Merasona Frérot (jego test znajdziecie w wrześniowym numerze Audio Video). Ten maluszek (waży niecały kilogram) kosztuje circa 5 tys. złotych i gra naprawdę pięknie – gorąco polecam odsłuch. Od początku mojego spotkania z tym przetwornikiem miałem wrażenie, że będzie znakomitym partnerem dla Juniora (zwłaszcza po wsparciu go / Merasona opcjonalnym, firmowym zewnętrznym zasilaczem POW1) i tak właśnie było. Dwa, na dzisiejsze czasy relatywnie niedrogie, urządzenia razem kreowały dla mnie piękne spektakle muzyczne. Szwajcarski maluch wyposażony jest w jakiś własne mikro-nóżki, więc szybko wpadłem na pomysł, by wolne trzy stożki Graphite Audio podstawić pod niego. Okazało się to co prawda sporym wyzwaniem, bo podniesienie całego tak lekkiego DACa o 3cm sprawiło, że podłączone kable (wcale nie jakoś szczególnie grube ni ciężkie) zaczęły go przeważać do tyłu, ale udało mi się opanować sytuację. Gdy zarówno wzmacniacz, jak i przetwornik stanęły na IC-35 nastąpiła kumulacja ich wpływu na brzmienie.
Oprócz lepiej jeszcze słyszalnych wymienionych już cech wprowadzanych przez testowane stożki do brzmienia, usłyszałem kolejną, której wcześniej nie byłem do końca pewny. Wykorzystanie Graphite Audio zarówno pod źródłem, jak i wzmacniaczem miało pozytywny wpływ na… intensywność barw instrumentów i wokali. Porównanie z kolorami obrazu – video, czy zdjęcia – nasuwało się samo. Efekt był podobny do uzyskiwanego za pomocą delikatnego (chodzi o to, żeby nie przesadzić) ruszenia w programie graficznym, czy ustawieniach telewizora/monitora suwaka odpowiadającego za intensywność/nasycenie wyświetlanych kolorów. Podkreślam słowo „delikatnego”, bo to znowu nie była zmiana rewolucyjna, czy rzucająca na kolana, nie było w niej za grosz przesady, ale była wystarczająca, by usunięcie stożków spod nawet tylko jednego z tych urządzeń powodowało, że dźwięk „szarzał”, stawał się mniej interesujący, nie tak przyjemny w odbiorze. Stożki Szymona nie są produktem tanim, ale też i nie kosztują tak dużo, by nie można ich było rozważyć jako upgrade’u już nawet do DACa za 5 tys. złotych, a tym bardziej do wzmacniacza za 14. Polecam więc je szczególnej uwadze obecnych bądź przyszłych posiadaczy Frérot’a i Juniora.
Jednym z kolejnych urządzeń, pod którym wypróbowałem IC-35 była następna lampowa integra, tym razem „grubszego kalibru”. Mowa bowiem o circa 3-krotnie droższym (niż Junior) wzmacniaczu marki Allnic Audio, modelu T-2000 30th Anniversary, w którego stopniu wyjściowym pracują po dwie lampy KT170 na kanał. Dzięki ich wykorzystaniu wzmacniacz potrafi dostarczyć nawet 120 W na kanał (w trybie pentody i połowę tego w triodzie). Zaznaczę jeszcze, iż masą koreańskie urządzenie zbliża się do Shinai. Stanęło ono w miejscu Juniora (czyli na platformie położonej na górnym blacie stolika). Wyposażone jest w cztery własne nóżki wykonane z jakiegoś rodzaju dość twardej gumy. To świetne urządzenie, o czym będzie można niedługo przeczytać w mojej recenzji napisanej dla „HighFidelity”, ale polskie stożki znowu potrafiły wydobyć z niego dodatkowe pokłady jakości. Różnica (skala) była nieco mniejsza niż w przypadku Juniora, ale nadal znacząca. Bardziej zwarty bas, lepsze wewnętrzne zorganizowanie prezentacji, wrażenie nieco wyższej czystości dźwięku płynącego z głośników, a jednocześnie jego większe nasycenie. Wszystko to razem składało się na wystarczającą, nawet jeśli znowu nie dramatyczną, poprawę brzmienia, na pewno (na moje ucho) zachęcającą, by po wydaniu ponad 45 tys. złotych na wzmacniacz bez większego namysłu dołożyć jeszcze te circa 1900 zł na komplet Graphite Audio IC-35. Zwłaszcza, że o ile różnica po dołożeniu stożków może nie wydawać się aż tak znacząca, to po przyzwyczajeniu się do ich wpływu na brzmienie, wyjęcie ich spod wzmacniacza okazuje się być dość bolesnym doświadczeniem, bo jednak brakuje tego niewielkiego czegoś, tych kilku dodatkowych procent jakości.
W końcu, mimo wynikającej z wrodzonego lenistwa niechęci, zabrałem się za nieco bardziej skomplikowaną operację, związaną z wykręceniem własnych nóżek Pacifica i zastąpienie ich Graphite Audio IC-35. Po jej szczęśliwym zakończeniu rozpocząłem odsłuchy nadal z Allnic Audio T-2000 30th Anniversary w systemie, także ustawionym na testowanych stożkach. Wspomnę tylko, że do tej operacji (lampowego, a więc wymagającego kilku/nastu minut grania po każdym włączeniu do osiągnięcia optimum) Pacifica wyłączyłem, a następnie włączyłem ponownie. Przed całą operacją w Roonie wcisnąłem przycisk pauzy w trakcie odtwarzania jednego z utworów z krążka „Thunder” S.M.V (Stanley Clarke, Marcus Miller, Victor Wooten), a po ponownym włączeniu DACa od razu wcisnąłem „play”. No i? Zakładałem, że by usłyszeć wpływ IC-35 będę musiał poczekać te paręnaście minut, aż Pacific dojdzie do siebie. Tymczasem od pierwszej minuty ów wpływ był najlepiej słyszalny pośród wszystkich do tej pory przeprowadzonych z innymi urządzeniami prób. Charakter zmian był podobny – uzyskałem bardziej skupiony, lepiej poukładany dźwięk, lepszy „dostęp” do najdrobniejszych detali i subtelności, ale bez popadania w analityczność, lepsze nasycenie dźwięku, bez jego ocieplania, większą klarowność, ale bez rozjaśnienia.
Kolejny raz powtórzę, że ciągle mówimy o zmianach, które można spróbować skwantyfikować w postaci maksimum kilku procent jakości dźwięku, ale w tym przypadku powiedzmy już 3-4, a nie 2, o jakich pisałem poprzednio. Z LampizatOrem, choć do tego aspektu jego brzmienia nie miałem nigdy żadnych zastrzeżeń, owa lepsza organizacja dźwięku dotyczyła również przestrzeni, zarówno akustyki nagrań, jak i rysowania nieco bardziej jeszcze wyrazistą kreską poszczególnych, dużych, namacalnych źródeł pozornych. IC-35 stosowane jednocześnie pod wzmacniaczem Allnic Audio i Pacificiem sprawiały również, iż dźwięk lepiej jeszcze odrywał się od kolumn. Dotyczyło to właściwie każdego nagrania, w tym również dźwięków w przeciw-fazie, stosowanych choćby na krążkach Pink Floyd, czy Watersa, dobiegających nie tylko z boków pokoju, ale i zza mojej głowy. Rzecz nie w tym, że tak nie działo się bez stożków Graphite Audio, a jedynie w jeszcze bardziej swobodnym, precyzyjniejszym, a przez to bardziej przekonującym sposobie prezentacji tego typu efektów przestrzennych.
Na sam koniec uwaga praktyczna dla aktualnych, tudzież potencjalnych nabywców Graphite Audio IC-35. Otóż ustawianie ich ostrzem w dół, zwłaszcza gdy operację wykonuje się w pojedynkę a aplikacja dotyczy ciężkich urządzeń, jest sporym wyzwaniem. Ryzykując odsądzenie od czci i wiary przez Producenta, tudzież Czytelników, zasugeruję wykorzystanie odrobiny materiału typu BluTak. To taka biała „plastelina”, często używana np. między kolumnami a podstawkami, by te ostatnie nie rysowały powierzchni tych pierwszych, tudzież by zapobiec ryzyku przesunięcia się (czy wręcz spadnięcia) kolumny. Cechą tej masy jest spora plastyczność oraz fakt, że bezproblemowo, całkowicie schodzi z powierzchni, na którą ją aplikujemy – słowem nie ma ryzyka, że zostawi na niej ślady. W co cięższych przypadkach zdarzyło mi się więc aplikować minimalną ilość na środek górnej powierzchni stożka, dzięki czemu ten łatwo przywierał do spodu danego urządzenia, dawał się przesuwać, ale pozostawał na miejscu nawet, gdy ja siłowałem się z urządzeniem „przyklejając” kolejne stożki. Teoretycznie może to mieć wpływ na brzmienie – w końcu to inny materiał niż stosowany w produktach Graphite Audio. Moje doświadczenia takowego wpływu nie wykazały, ale nie twierdzę, że go nie ma, a jedynie że nawet jeśli występuje, to jest minimalny. Dlatego sugeruję stosowanie absolutnie minimalnej ilości i tylko wtedy, gdy faktycznie znacząco ułatwi to Wam życie.
Podsumowanie
Sprawdziłem wpływ Graphite Audio IC-35 pod kilkoma urządzeniami, de facto nawet większą ilością niż wskazane w tekście. Na podstawie wszystkich tych doświadczeń muszę powiedzieć, że gdybyśmy robili ranking produktów z wybitnym stosunkiem wizualnej niepozorności do wpływu na brzmienie, testowane stożki zajęły by w nim pierwsze miejsce i pewnie długo, a może i nigdy, by go nie oddały. Trudno chwilami uwierzyć, że takie małe, szare, absolutnie nieefekciarsko wyglądające stożki mogą tak wyraźnie wpłynąć na brzmienie komponentów na nich ustawionych. Tenże wpływ za każdym razem, czy współpracowały z wzmacniaczem, czy ze źródłem, czy za wzmacnianie sygnału odpowiadały tranzystory, czy lampy, był podobny w charakterze, acz różnił się skalą. O dziwo największy, na moje ucho, efekt działania IC-35 pojawił się w przypadku najdroższego komponentu – lampowego przetwornika cyfrowo-analogowego, LampizatOra Pacific. Najmniejszy z ciężką tranzystorową integrą Grandi Note Shinai, ale nawet z nią był wystarczający po poważnie rozważyć postawienie „włocha” na tych stożkach na stałe. Nawet w przypadku kosztującego 5 tys. złotych Merasona Frérot będąc jego posiadaczem poważnie rozważyłbym zainwestowanie w taki upgrade. Co istotne, w każdym przypadku miałem wrażenie (bo trudno to obiektywnie ustalić), że dany komponent dostawał szansę prezentacji swoich prawdziwych możliwości w większym stopniu niż bez Graphite Audio IC-35. Czegóż więcej można wymagać od „akcesoriów”? Nie namawiam do kupowania w ciemno, ale jeśli szukacie sposobów na relatywnie niedrogi upgrade systemu to moim zdaniem koniecznie powinniście dać szansę stożkom tej młodej polskiej marki!
Cena brutto (w czasie recenzji):
- Graphite Audio IC-35: 1899 zł / zestaw 3 sztuk
Producent: GRAPHITE AUDIO
Platforma testowa:
- Źródło cyfrowe: pasywny, dedykowany serwer z WIN10, Roon Core, Fidelizer Pro 7.10, karty JCAT XE USB i JCAT NET XE z zasilaczem FERRUM HYPSOS, JCAT USB Isolator, zasilacz liniowy KECES P8 (mono).
- Przetwornik cyfrowo-analogowy: LampizatOr Pacific + Ideon Audio 3R Master Time
- Źródło analogowe: gramofon JSikora Standard w wersji MAX, ramię J.Sikora KV12, wkładka AirTight PC-3, przedwzmacniacze gramofonowe: ESE Labs Nibiru V 5 i Grandinote Celio mk IV, Thoeress Phono Enhancer
- Wzmacniacz: GrandiNote Shinai, Allnic Audio T-2000 30th Anniversary, Audio Reveal Junior
- Przedwzmacniacz: AudiaFlight FLS1
- Kolumny: GrandiNote MACH4, Ubiq Audio Model One Duelund Edition
- Interkonekty: Hijiri Million, Hijiri HCI-20, TelluriumQ Ultra Black, KBL Sound Zodiac XLR, David Laboga Expression Emerald USB, TelluriumQ Silver USB, David Laboga Digital Sound Wave Sapphire
- Kable głośnikowe: LessLoss Anchorwave
- Kable zasilające: LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3
- Zasilanie: Gigawatt PF-2 MK2 i Gigawatt PC-3 SE Evo+; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
- Stoliki: Base VI, Rogoz Audio 3RP3/BBS
- Akcesoria antywibracyjne: platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot