KBL Sound Red Corona XLR

by Marek Dyba / February 5, 2019

W czasie ostatniego Audio Video Show w Warszawie, jeden z czołowych polskich producentów kabli audio, firma KBL Sound, zaprezentował zupełnie nową linię swoich produktów o nazwie Red Corona. Na początek do testu otrzymaliśmy analogowy interkonekt w wersji zbalansowanej – zapraszam na recenzję KBL Sound Red Corona XLR.

Wstęp

Seria Red Eye, zastąpiona później Red Eye Ultimate była moim zdaniem tzw. sweet spotem w ofercie firmy KBL Sound. Dlaczego? Nie dorównywała co prawda klasą brzmienia flagowej linii kabli sygnałowych, Himalayi, ale za circa połowę ceny tej ostatniej oferowała dużo, dużo więcej niż 50% tejże klasy. Nie będę próbował do końca kwantyfikować owej różnicy, ale faktem jest, że ci, którzy zachwycili się brzmieniem Himalayi, ale musieli zrezygnować z zakupu z powodu ceny, mogli bez wielkiego żalu sięgnąć po Red Eye Ultimate i cieszyć się doskonałym, dojrzałym brzmieniem Made in Poland. Nadal śmiało konkurującym z wieloma zdecydowanie droższymi, produktami znanych marek. W jednej ze swoich recenzji napisałem nawet, że kiedyś pewnie po Red Eye Ultimate sięgnę realizując swoje marzenie w pełni polskiego, high-endowego systemu (no prawie w pełni polskiego, bo nie spodziewam się raczej pojawienia się polskiej wkładki gramofonowej wysokiej klasy). Planując taki właśnie system zapisałem sobie w pamięci tę serię kabli (choć oczywiście, gdyby finanse nie stały na przeszkodzie to w kolejce czekała Himalaya), zakładając, że do niej prędzej czy później wrócę.Okazuje się jednakże, że nie będę miał okazji, ponieważ KBL Sound kilka miesięcy temu zastąpił tę serię nową o nazwie Red Corona. Człon „Red” w nazwie pozostał sugerując pewne pokrewieństwo do starszej serii, ale zamiast „oka” (Eye) mamy teraz „koronę” (Corona). W pierwszej chwili, gdy usłyszałem o zmianie, nieco się zmartwiłem – w końcu brzmienie Red Eye Ultimate naprawdę mi odpowiadało, no musiałem założyć, że nowa seria zapewne będzie droższa. Jak się okazało i owszem, jest nieco droższa (ok. 10%), za to plusem jest obecność w ofercie kabla zbalansowanego, którego w starszej serii nie było. I właśnie interkonekt analogowy w wersji XLR trafił do mnie do testu. Są jeszcze dwie warte zauważenia różnice. Jedną można dostrzec gołym okiem, mianowicie Red Corony nie mają już czerwonych koszulek. Zamiast nich… ale o tym za chwilę. Kolejną różnicą w stosunku do poprzedników jest materiał przewodnika, z którego wykonano nowe kable. W Red Eye Ultimate interkonekt (co prawda niezbalansowany) był wykonany z monokrystalicznego srebra, w Red Coronie natomiast wykorzystano monokrystaliczną miedź.

W przypadku wyższych serii konstruktorzy KBL Sound od dawna eksperymentowali z tymi dwoma materiałami, tworząc prototypu z obu materiałów, porównując je, a także zbierając opinie zaawansowanych klientów i znajomych audiofilów. To w końcu wrażenia odsłuchowe i zadowolenie klientów powinny być dla producenta najważniejsze. Producent już wcześniej podkreślał, że z oboma materiałami był w stanie osiągać brzmienie co prawda nieco się różniące charakterem, ale równie wysokiej klasy. Tym razem zdecydowano się na miedź i jestem pewny, że wybór poparty był dogłębną analizą i wieloma odsłuchami. Przewodniki, osobno żyła dodatnia i ujemna, prowadzone są w teflonowych rurkach, a dielektrykiem jest powietrze. Kabel jest dość gruby, ponieważ producent przywiązuje sporą uwagę do tłumienia drgań. Kabel na większej części swej długości jest więc relatywnie gruby, a część tę obleczono w czarną koszulkę. Dopiero końcówki kabli są nieco cieńsze (i szare, a nie czarne) i zaterminowano je wtykami Neutrik NC3MX/FX (w wersji RCA są to WBTy 0152 Cu nextgen). W obu miejscach, tam gdzie grubsza część kabla przechodzi w cieńszą, zainstalowano doskonale wykonane i wykończone aluminiowe elementy. Efekt wizualny to jedno – właśnie te pomarańczowe mufy z białymi napisami i ciemno -szarym paskiem, wyróżniają Red Coronę pośród innych kabli, ale ich główną rolą jest tłumienie drgań. Co nie zmienia faktu, że dla mnie to one właśnie sprawiają, że to chyba najładniejszy kabel audio, z jakim miałem do tej pory do czynienia.

Nowa seria obejmuje interkonekty analogowe (RCA, XLR i phono), cyfrowe (RCA i XLR), kable głośnikowe i zasilające oraz zworki. Kabelek otrzymałem w schludnym, całkiem atrakcyjnym wizualnie, mimo że dość prostym firmowym kartonowym pudełku. Teraz jest ono szare z pomarańczowymi elementami (dawniej dominował kolor pomarańczowy). Przyznaję, że jakoś w czasie Audio Video Show w Warszawie ominęła mnie premiera tych kabli, nie miałem więc okazji ich wcześniej widzieć. Zdaję sobie sprawę z tego, jak to zabrzmi, ale trudno – gdy tylko otworzyłem pudełko zakochałem się od przysłowiowego pierwszego wejrzenia. Kolor pomarańczowy należy do moich ulubionych od lat. Jego połączenie z czarnym i szarym zawsze przemawiało do mnie jak mało które. No i proszę, warszawska firma postanowiła zrobić kable w dokładnie takiej kolorystyce. Oczywiście jakość wykonania i wykończenia także stoi na najwyższym poziomie, więc zamiast, jak w większości przypadków, gdy testuję kable, po prostu wpiąć Red Coronę w system, długo trzymałem ją w rękach cmokając z zachwytu. Gdyby nie moje wrodzone lenistwo, to pewnie odwróciłbym odtwarzacz CD i wzmacniacz, które zostały połączone tym kablem, tyłem, żeby w trakcie słuchania cieszyć oczy tym bajecznym połączeniem kolorów. Odtwarzacz (Ayon CD 35 HF) i wzmacniacz (GrandiNote Shinai zamiennie z Ayonem Crossfire III) są na szczęście ciężkie, no i obsługa CD byłaby mocno utrudniona, więc zrezygnowałem z pomysłu. Wpiąłem więc testowany interkonekt „normalnie” konstatując przy tym, iż pomimo sporej średnicy jest on wyjątkowo elastyczny, co ułatwia instalację. Ponieważ funkcją prymarną kabla audio jest nie „wyglądanie”, ale „granie”, więc w nadszedł czas, żeby posłuchać.

Brzmienie

Jak wspomniałem, miałem okazję bliżej zapoznać się z całą serią Red Eye Ultimate, czyli modelami obecnie zastąpionym przez Red Coronę. Najpierw testowałem komplet składający się z interkonektu, kabla głośnikowego i zasilających, a potem jeszcze osobno kabel phono. Ujmując rzecz krótko – może nie są najlepsze kable na świecie (nawet sam KBL Sound ma w końcu w ofercie wyższą serię Himalaya), ale ich brzmieniu nie można właściwie niczego zarzucić, bo na dobrą sprawę nie mają słabych punktów, a tych mocnych całe multum. Są znakomite i mogą spokojnie być „kablami na całe życie” dla wielu użytkowników. Przynajmniej dla tych, którzy, tak jak ja, cenią sobie wyrafinowane, bardzo naturalne, gładkie, muzykalne, równe brzmienie. Można więc zadać pytanie, czy aby warto było w ogóle zajmować się dalszym udoskonaleniem tak udanego projektu. Z drugiej strony w tym momencie trzeba sobie uświadomić, że przecież seria Ultimate była… ulepszoną wersją pierwszego Red Eye’a i oferowała spory postęp. No i w końcu cała zabawa w audio to nieustanne dążenie do perfekcji, można więc przyjąć, że zawsze, niezależnie od już osiągniętego poziomu, coś da się zrobić jeszcze lepiej.Zakładam więc, że twórcy kabli KBL Sound kierowali się owym nieustannym dążeniem do perfekcji. Zresztą w czasie jednego z poprzednich spotkań usłyszałem potwierdzenie faktu, o którym mówi wielu konstruktorów. Mianowicie, że prace nad każdą kolejną konstrukcją to nowe doświadczenia, to uczenie się/odkrywanie nowych rzeczy, które owocują pomysłami na to, jak osiągnąć jeszcze lepsze rezultaty. Czasem rozwiązania opracowane na potrzeby topowych modeli udaje się choć częściowo przenieść do tańszych, które w ten sposób wchodzą na nowy, wyższy poziom. Czy tak było w tym przypadku? Nie wiem, ale znając już sporo modeli polskiej marki gotów jestem niemal w ciemno przyjąć, że seria Red Corona trafiła do sprzedaży, bo oferuje znaczący postęp w stosunku do poprzedniczki.

Na razie, by się o tym przekonać dostałem do dyspozycji zbalansowaną łączówkę analogową. Ta przez większość czasu łączyła ze sobą fantastyczny odtwarzacz Ayon Audio CD35 HF najpierw z lampowym Crossfire’m III, a potem z moją tranzystorową integrą w klasie A, czyli GrandiNote Shinai. Pierwsze wrażenie, które narzucało się wręcz od samego początku odsłuchu to fakt, iż jest to kabel niezwykle, wybitnie wręcz przyjazny dla ucha. Nie jest to osiągane drogą na skróty – to nie jest wcale jakoś szczególnie ciepła, czy zaokrąglająca, bądź sztucznie wygładzająca dźwięk łączówka. Choć taki kabel pewnie też byłby przyjazny dla ucha. Tyle, że nie dysponowałby wysoką rozdzielczością, ogromnym bogactwem informacji, otwartością i przestrzennością Red Corony.To interkonekt, z którym dobrze nagrana i wydana muzyka akustyczna brzmi po prostu wybitnie. Jest to wynikiem połączenia kilku cech brzmienia. Na stronie producenta można przeczytać, że nowa seria „brzmi jeszcze bardziej przestrzennie” i nie jest to tylko chwyt marketingowy. Nie chodzi bynajmniej o sztuczne rozdmuchiwanie przestrzeni, w której grają instrumenty. To raczej kwestia szczelnego wypełnienia realnej kubatury sceny powietrzem. Instrumenty mają więc czym oddychać, a dźwięki mają jak się rozchodzić, czy to bezpośrednio w stronę słuchacza, czy otoczenia, od którego się odbijają tworząc piękny, naturalny pogłos. To również kwestia długich, pełnych wybrzmień, a to cecha, której niejednemu, nawet wybitnemu pod innymi względami kablowi, brakuje. Niewiele jest elementów, które mnie tak irytują jak skracane wybrzmienia – bez nich większość instrumentów akustycznych po prostu nie może brzmieć naturalnie.

Jak już wspominałem wcześniej, Red Corona przekazuje ogromną ilość informacji, na dodatek robi to w bardzo klarowny, choć nienachalny sposób. To znowu przy instrumentach akustycznych gra ogromną rolę, bo świetnie słychać nie tylko same dźwięki wydobywane z instrumentów, ale i (o ile uchwycono je w nagraniu) wszystkie inne. Chodzi o takie elementy jak odgłos palców przesuwających się po strunach, drobne, niekoniecznie zamierzone stuknięcia w instrument, pracujące wentyle w dęciakach, skrzypiące pedały fortepianu, nabieranie oddechu, itd. Wszystko to w połączeniu z kolejną zaletą, umiejętnością kreowania obecności instrumentów w pokoju, buduje wyjątkowy realizm prezentacji. W czasie odsłuchu zarejestrowanej muzyki nie da się do końca zrekonstruować wszystkich wrażeń, odczuć jakich doznajemy w trakcie koncertu. Red Corona zbliża się jednakże do nieosiągalnego ideału w tym zakresie tak blisko, jak jedynie kilku znanych mi absolutnie topowych konkurentów.Jeden z wieczorów z Red Coroną poświęciłem w całości nagraniom z trąbką w roli głównej. Instrument ten wypadał bowiem niezwykle naturalnie i przekonująco. Była piękna matowość połączona z pojawiającymi się czasem, kłującymi w uszy iskierkami. Słychać było jak Stańko, czy Hugh Masakela pracują z ustnikiem i wentylami. Dźwięk był namacalny, bliski, obecny, pełny powietrza i naturalnej energii tego instrumentu. Przykuwał uwagę, wciągał, zapraszał wręcz do zanurzenia się w ekscytującym wydarzeniu muzycznym. Równie smacznie wypadały saksofon, czy puzon, ale tego dnia to właśnie trąbka grała pierwsze skrzypce :). Mimo tego nie sposób było nie zwrócić uwagi na towarzyszące jej w wielu nagraniach blachy perkusji. Te wyróżniały się bardzo dobrym różnicowaniem, brzmiały energetycznie, były dociążone, ale i świetnie wybrzmiewały. Red Corona pięknie potrafiła pokazać szybki impuls uderzenia pałeczki i energiczną odpowiedź brzęczącego metalu, a gdy trzeba było błyskawicznie ten impuls wygasić.

Pozachwycałem się przede wszystkim prezentacją muzyki akustycznej niejako omijając do tej pory elektryczną. Czemu? Otóż dlatego, że tą pierwszą Red Corona gra, moim zdaniem oczywiście, w sposób pozycjonujący ten kabel w wyższej lidze niż wskazuje na to jego cena. Darujmy sobie tutaj dyskusję na temat cen nie tylko kabli, ale i całego audio. Moje zdanie na ten temat jest niezmienne – ceny poszły w kosmos i taka jest rzeczywistość na dziś czy nam się to podoba, czy nie. Biorąc realia pod uwagę uważam, że na tle konkurencji w muzyce akustycznej nowa propozycja KBL Sound jest, raz jeszcze powtórzę, wybitna. Gdy przychodzi do muzyki elektrycznej nadal jest bardzo dobrze, ale niekoniecznie aż tak doskonale. Trzeba wziąć pod uwagę, że spora część nagrań elektrycznych (czyli przede wszystkim rock i blues) to niekoniecznie audiofilskie realizacje. By zabrzmiały naprawdę dobrze nie wystarczy dobry PRAT, czy wysoka energia i dynamika (bo te Red Corona i owszem oferuje). Potrzebna jest także bezkompromisowa kontrola i definicja niskich częstotliwości połączona z ich mocnym dociążeniem i wypełnieniem.Z wieloma konkurentami w podobnej cenie w tym zakresie testowana łączówka KBL Sound także sobie poradzi, ale nie będzie się aż tak znacząco na ich tle wyróżniała. Tylko że,… tu pozwolę sobie na małą spekulację opartą o doświadczenia zarówno z Red Eye Ultimate, jak i z Himalayami. Otóż w tych seriach za znakomitą pod każdym właściwie względem prezentację basu w dużej mierze odpowiedzialne były kable zasilające. W przypadku obu testowanych przeze mnie zestawów interkonekty, kable głośnikowe i zasilające najlepiej brzmiały właśnie w komplecie. To przy ich połączeniu pojawiał się efekt synergii, a cechy poszczególnych kabli doskonale się uzupełniały. Śmiem więc podejrzewać, że gdybym miał do dyspozycji komplet i tym razem, to o muzyce elektrycznej wypowiadałbym się w równie wielkich superlatywach, jak o akustycznej.

Podeprę swoją opinię kilkoma krążkami. W przypadku choćby dobrze nagranego „The Wall” Pink Floyd nie miałem żadnych, najmniejszych nawet zastrzeżeń. Oczywiście bas nie jest najważniejszym elementem tej muzyki, ale gitara basowa Watersa, czy dolne oktawy klawiszy Wrighta schodzą czasem nisko, a Red Corona nie miała najmniejszych problemów z prawidłowym dociążeniem, czy kontrolą nawet najniższych częstotliwości. Świetnie oddane zostały także efekty specjalne – helikopter czy wybuch, a perkusja była odpowiednio szybka i zwarta. Podobnie rzecz się miała z kolejnym klasykiem, czyli „Brothers in Arms” Dire Straits (45 r.p.m. wydane przez Mobile Fidelity). Wyznaczająca puls nagrań gitara basowa była dobrze kontrolowana i różnicowana, potrafiła zdrowo kopnąć podobnie zresztą, jak na krążku Marcusa Millera. Dopiero gdy sięgnąłem po kapele, przy których nagrywaniu jakość dźwięku nie była na pierwszym miejscu, powiedzmy Rush, czy AC/DC, zabrakło mi tej ultymatywnej kontroli dołu pasma. W zasadzie można powiedzieć, że kabel KBL Sound po prostu pokazał prawdę o nagraniach – te są niedoskonałe, więc tak zostały przedstawione. Tyle, że inne kable, w tym także tej samej marki w firmowych zestawach z sieciówkami i głośnikowymi, potrafiły wprowadzić tam więcej porządku, zwartości dzięki czemu po prostu słuchało się tego lepiej. Czy tak byłoby też w firmowym komplecie Red Corony? Tego nie miałem okazji sprawdzić, ale gdybym miał obstawiać to powiedziałbym, że zapewne tak.

Podsumowanie

Zapewne co najmniej równie dobrze jak ja zdajecie sobie Państwo sprawę z faktu, iż w audio nie ma produktów idealnych, czyli takich, które wszystko robią doskonale, czy nawet najlepiej. Owo powtarzane na okrągło stwierdzenie, że audio to sztuka kompromisów jest bowiem kwintesencją naszego hobby, ale i branży. Nie będzie więc zaskoczeniem stwierdzenie, że i interkonekt zbalansowany KBL Sound Red Corona nie jest produktem perfekcyjnym. Nie jest bowiem idealnie neutralny, perfekcyjnie wierny nagraniu i nie zapewnia ultymatywnej kontroli dołu pasma. Tyle że lista zalet jest dużo, dużo dłuższa, więc pomimo pewnych kompromisów ostateczny rachunek jest bardzo mocno na plusie. W muzyce akustycznej, zwłaszcza świetnych realizacjach live, Red Corona jest zawodnikiem po prostu wybitnym – gładkim, barwnym (co nie znaczy, że podbarwionym!), otwartym, przestrzennym, angażującym i piekielnie wręcz muzykalnym.

Poza topowym, wiele razy droższym Siltechem nie znam kabla (dotyczy to także Himalayi), który wolałbym w swoim systemie zamiast Red Corony do takich nagrań. A takich właśnie akustycznych (choć niekoniecznie koncertowych) nagrań słucham najwięcej, więc to po prostu kabel wymarzony dla mnie. Robi on z brzmieniem instrumentów akustycznych coś niezwykłego. Przybliża on, poniekąd wbrew nagraniom, ich brzmienie do znanego z koncertów. Zdaję sobie sprawę, jak to brzmi, ale będę się przy tym stwierdzeniu upierał. To pewna modyfikacja prezentacji, ale z mojego, i wszystkich, którzy dążą nie do absolutnej wierności nagraniom, ale właśnie do brzmienie maksymalnie zbliżonego do znanego z koncertów, punktu widzenia to ogromna, czyniąca go wyjątkowym, zaleta tego modelu. Są kable (raz jeszcze przywołam Himalayę czy Siltecha Triple Crown), które zapewniają doskonalszą kontrolę basu (elektrycznego), której ciut brakowało mi w Red Coronie, ale podejrzewam, że ten element dałoby się w dużym stopniu zniwelować firmowymi kablami zasilającymi KBL Sound. Ujmując rzecz krótko – znalazłem nowego faworyta do okablowania mojego przyszłego, high-endowego systemu made in Poland – to KBL Sound Red Corona. Proszę koniecznie posłuchać u siebie – warto!

Specyfikacja (wg. producenta):

  • Przewodniki: czysta miedź monokrystaliczna OCC (Ohno Continous Casting)
  • Wersja zbalansowana XLR zakończona wtykami Neutrik NC3MX/FX
  • Wersja niezbalansowana RCA zakończona wtykami WBT 0152 Cu nextgen
  • Model dostępny również jako w wersji phono (przewodnikiem jest srebro OCC), z jednej strony zakończony wtykami RCA, a od strony ramienia albo 5 DIN, albo RCA
  • Standardowe długości: 1, 1,5, 2m
  • Inne długości na zamówienie

Cena detaliczna:

  • KBL Sound Red Corona: 8800 zł /1m; 10690zł / 1,5m; 12599 zł / 2m

Producent: KBL Sound

Platforma testowa:

  • Źródło cyfrowe: pasywny, dedykowany PC z WIN10, Roon, Fidelizer Pro 7.6, karta JPlay Femto z zasilaczem bateryjnym Bakoon, JCat USB Isolator, zasilacz liniowy Hdplex.
  • Przetwornik cyfrowo-analogowy: LampizatOr Golden Atlantic
  • Źródło analogowe: gramofon JSikora Basic w wersji MAX, ramię Schroeder CB, wkładka AirTight PC-3, przedwzmacniacze gramofonowe: ESE Labs Nibiru i Grandinote Celio mk IV
  • Odtwarzacz CD/SACD: Ayon Audio CD 35 HF
  • Wzmacniacze: GrandiNote Shinai, Ayon Audio Crossfire III
  • Przedwzmacniacz: AudiaFlight FLS1
  • Kolumny: Ubiq Audio Model One Duelund Edition, GrandiNote MACH4
  • Interkonekty: Hijiri Million RCA, Less Loss Anchorwave RCA, KBL Sound Zodiac XLR, TelluriumQ Silver Diamond USB
  • Kable głośnikowe: LessLoss Anchorwave
  • Kable zasilające: LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3
  • Zasilanie: Gigawatt PF-2 MK2 i ISOL-8 Substation Integra; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
  • Stoliki: Base VI, Rogoz Audio 3RP3/BBS
  • Akcesoria antywibracyjne: platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot