Polski rynek audio jest, jak mi się wydaje, dość specyficzny. Rozwija się bardzo dynamicznie od początku lat 90. XX wieku, a ów rozwój w nowym milenium chyba nawet jeszcze przyspieszył. Coraz więcej w naszym kraju powstaje urządzeń nie tylko świetnie brzmiących, ale jeszcze, co jest niezbędne do podboju rynków zagranicznych, doskonale wykonanych i niezawodnych. Co ciekawe, choć w pewnym stopniu zrozumiałe, wiele firm decyduje się na działalność w rynkowych niszach. Konkurowanie ze światowymi gigantami tam, gdzie są oni mocni, byłoby bardzo trudne o ile w ogóle możliwe. Dlatego właśnie wielu rodzimych producentów stawia na produkty skierowane do konkretnej, siłą rzeczy ograniczonej, klienteli o specyficznych potrzebach/wymogach. I tak oto w ciągu ostatnich, powiedzmy, 10 lat w Polsce zaczęło powstawać sporo specyficznych kolumn.
Dlaczego specyficznych? Ano dlatego, że wysoko-skutecznych, łatwych do napędzenia, słowem skierowanych przede wszystkim do użytkowników wzmacniaczy lampowych. Jednym z pierwszych, o ile nie pierwszym producentem takowych była gdańska firma Acuhorn. Później pojawiły się produkty Bodnar Audio, JAGa, hORNS, a pewnie jeszcze kilka marek wypadło mi teraz z pamięci. Mamy więc dziś całkiem dobre czasy dla miłośników lampowych wzmacniaczy niskich mocy, w tym tzw. SETów. Nie jesteśmy już bowiem skazani na często kosmicznie drogie produkty z zagranicy – jest w czym wybierać na polskim rynku i to za relatywnie rozsądne pieniądze. Podkreślam słowo „relatywnie”, bo ceny po pierwsze zawsze trzeba odnosić do innych, podobnych produktów, a po drugie produkty niszowe są siłą rzeczy produkowane w niewielkich ilościach, a to zwiększa koszty produkcji co przekłada się na kwotę, którą za gotowy produkt należy zapłacić. Niedawno testowałem dla Państwa model Mummy lubelskiej firmy hORNS. Kolumny to znakomite, ale też i z już nieco wyższego pułapu cenowego. Tym razem przyszła kolej na bardziej przystępne cenowo głośniki pochodzące od kolejnego specjalisty od kolumn wysokoskutecznych, gdańskiej firmy Acuhorn. Testowany model nazywa się po prostu Acuhorn 15.
Wstęp
Dobrych kilkanaście lat temu słuchałem jednego z pierwszych modeli kolumn Acuhorna – smukłych kolumn tubowych z pojedynczym, szerokopasmowym przetwornikiem. Odsłuch obył się w jednym z warszawskich salonów a napędzaniem polskich głośników zajmował mój ówczesny wzmacniacz, Amplifon WT 30 II. Obaj z towarzyszącym mi kolegą zachwycaliśmy się prezentacją akustycznego jazzu. Niezwykle namacalną, bliską, bezpośrednią, z mnóstwem detali i subtelności podanych jak na dłoni. Na dobrą sprawę jedynym powodem, dla którego tych kolumn wówczas nie nabyłem był fakt, że nie były wystarczająco uniwersalne i np. muzyka rockowa nie brzmiała już aż tak zachwycająco, jak akustyczna. Dziwnym trafem tak się złożyło, że później nie miałem już okazji posłuchać żadnego kolejnego produktu tej marki. Jakoś się nie składało. Gdy jakiś czas temu pojawiła się informacja o nowych kolumnach w ofercie gdańskiej firmy, nazwanych Acuhorn 15, od razu wzbudziły one moje zainteresowanie. Jest to bowiem chyba pierwsza w historii tej marki konstrukcja 2-drożna, z dużym, 15 calowym wooferem na dole i przetwornikiem wstęgowym na górze.
Przez ostatnich kilka lat (przed Modelem One Ubiq Audio) sam używałem niemieckich kolumn Bastanis Matterhorn – konstrukcji tubowej z… właśnie 15 calowym, papierowym wooferem wspartym dipolowym tweeterem w osobnej obudowie. Kolumny te o skuteczności 100 dB grały znakomicie już z 2W wzmacniaczem, ale wcale nie gorzej spisywały się z mocnymi tranzystorami. Mimo że w końcu zamieniłem je na Ubiqi to ogromny sentyment do takich produktów we mnie pozostał. Nie pozostało mi więc nic innego jak tylko napisać do pana Wojciecha Unterschuetza z prośbą o udostępnienie głośników Acuhorn 15 (tak, nazwa pochodzi od wielkości woofera) do testu. Koniec końców otrzymałem nie tylko ten model, ale także OTLowy wzmacniacz stereofoniczny S2. Ten ostatni opisałem w osobnej recenzji zamieszczonej na HighFidelity (tekst znajdziesz TU). Garść wrażeń ze współpracy S2 z Acuhornami 15 znajdziecie Państwo we wskazanym teście, tu natomiast skupię się na opisie ich brzmienia napędzanych innymi wzmacniaczami.
Budowa
O ile wspomniany wcześniej wzmacniacz S2 nie jest propozycją dla wszystkich, choćby dlatego, że dysponuje mocą zaledwie 3W na kanał, tak i nie każdy zdecyduje się na postawienie Acuhornów 15 w swoim pokoju. W ich przypadku rzecz w wielkości i proporcjach. To kolumny duże – o ile wysokość nieco ponad metra nie powinna być problemem, o tyle szerokość wynosząca 57cm dla wielu osób może okazać się nie do przyjęcia. Na kolumny trzeba bowiem mieć sporo miejsca, no i taki dizajn odbiega znacząco od tego, do którego przyzwyczaiła nas większość producentów oferujących kolumny o wąziutkich frontach. Nie chcę wywoływać tu żadnej wojny między zwolennikami różnych rozwiązań, więc nie będę próbował udowadniać wyższości szerokich frontów na wąskimi, czy na odwrót. Napiszę tylko, nie po raz pierwszy i pewnie nie ostatni, że ja jestem zwolennikiem kolumn z dużymi wooferami, a te wymagają miejsca, czy ujmując rzecz inaczej – szerokiej ścianki frontowej. Niektóre firmy niejako omijają tę kwestię montując woofery na bocznych ściankach, co także ma swoje zalety (choćby możliwość ustawienia takich kolumn z wooferami skierowanymi do środka, lub na zewnątrz, co może pozwolić lepiej wpasować kolumny do danego pomieszczenia), ale zasadniczo można przyjąć, że konstruktor, który jest zwolennikiem przetworników nisko-tonowych o dużej średnicy membrany, jest skazany jest na obudowy z szerokim frontem. Testowane kolumny są tego doskonałym przykładem.
Acuhorn 15 to konstrukcja 2-drożna w obudowie wentylowanej bas-refleksem skierowanym do tyłu. Układ przetworników jest klasyczny. Na dole pracuje 15 calowy (381 mm) przetwornik z papierową membraną włoskiej firmy FaitalPRO. Przetwornik wyposażono w sztywne, tekstylne zawieszenie, solidny kosz i potężny, neodymowy magnes. Powyżej umieszczono przetwornik wstęgowy amerykańskiej firmy HiVi oznaczony symbolem RT2H-A, który producent określa mianem planarnego tweetera izodynamicznego. W jego przypadku na podkład z Kaptonu napylona jest cieniutka warstwa aluminium, a całość napędzają również magnesy neodymowe. Konstruktor zdecydował się na prostą zwrotnicę 1. rzędu z punktem podziału na 1800 Hz, opartą o komponenty Jantzena. Z tyłu, powyżej sporego portu bas-refleksu umieszczono płytkę z pojedynczymi, solidnymi gniazdami głośnikowymi. Obudowy są wykańczane naturalnym fornirem i olejowane. Co dość nietypowe, nie posiadają żadnych nóżek. Przy dużej szerokości i wzroście i relatywnie niewielkiej głębokości przywodzą na myśl raczej popularne kilkadziesiąt lat temu, choć i dziś jeszcze spotykane, odgrody, niż klasyczne kolumny (acz w przypadku odgród nie było mowy o zamkniętej skrzynce obudowy). Uroda rzecz względna, więc tą rozważając ich zakup musicie Państwo ocenić sami. Wykonanie i wykończenie stoi na wysokim poziomie, a do specyficznych proporcji można się dość szybko przyzwyczaić (choć mówię to z punktu widzenia osoby, która za bardzo przyzwyczajać się nie musiała, bo od dawna stosuje duże kolumny).
Brzmienie
Jak już wspomniałem w czasie testu korzystałem z kilku wzmacniaczy. Oprócz OTLowego S2 tego samego producenta podłączałem do tych kolumn także Air Tighta ATM-300L Anniversary, Art Audio Symphony II (czyli dwa wysokiej klasy SETy na 300B), tranzystorową Audię Flight FLS-4, a nawet wzmacniacz w klasie D – Gato DIA-400S. I już na początek zaznaczę, że „piętnastkom” rodzaj napędzającego je wzmacniacza nie robił wielkiej różnicy. Jego klasa i owszem – różnice w tym zakresie potrafiły pokazać, ale rodzaj konstrukcji jedynie w niewielkim stopniu wpływał na jakość ich prezentacji, a co najwyżej na jej charakter.
Jak wspomniałem, sam poprosiłem o dostawę tych kolumn do testu i wynika to z mojego sentymentu dla kolumn wysokoskutecznych z dużymi wooferami. Kwestia preferowania dużych wooferów nie ogranicza się u mnie wyłącznie do łatwych do napędzenia kolumn, ale do wszystkich. Monitorki to osobna kategoria, ale gdy przychodzi do słusznych rozmiarów kolumn zawsze preferuję te, w których pracuje przetwornik nisko, bądź średnio- niskotonowy słusznych rozmiarów. Powtarzam to od dawna, że w moim odczuciu wielkość membrany przekłada się na naturalność niskich tonów. Mogą one nie być najszybsze ani najprecyzyjniejsze, ale brzmią, na moje ucho, w sposób najbardziej zbliżony do dźwięku, który znam z koncertów. Odnoszę się przede wszystkim do instrumentów akustycznych, ale tak naprawdę to i gitara elektryczna, czy basowa dla mnie wypadają bardziej przekonująco, gdy to duży głośnik wytwarza wysokie ciśnienie akustyczne pompując dużą ilość powietrza.
Podkreślam raz jeszcze, że to moja opinia, a nie prawda absolutna. Możecie mieć Państwo inne zdanie i o ile jest ono poparte odsłuchami różnych typów konstrukcji to nie zamierzam nawet próbować Was do niczego przekonywać. Jeśli natomiast znacie tylko najpopularniejsze dziś konstrukcje o małych wooferach często obciążonych mocno pracującym (czytaj – buczącym) bas-refleksem to sugeruję posłuchać co można uzyskać z kilkunastocalowego głośnika niskotonowego (zakładając dobrą konstrukcję oczywiście). Może się okazać, że Wam się to spodoba, a nawet jeśli nie to być może zrozumiecie moje zdanie na ten temat. Jeśli dacie się namówić na taki eksperyment to opisywany model, Acuhorn 15, jest dobrym potencjalnym obiektem takiego przedsięwzięcia. Napędzić je można bowiem właściwie dowolnym wzmacniaczem niezależnie od jego typu czy mocy, a i ich cena jest relatywnie (zważywszy na rynkowe szaleństwo) niewysoka. To wcale nie są kolumny wyłącznie do słabej lampy. I owszem, spisywały się bardzo dobrze już z 3W S2 Acuhorna, a z 8W SETami na 300B „wymiatały”, ale i z 200W Audią Flight czy 400W Gato spisywały się znakomicie. No dobrze, czas w końcu na kilku słów o samym brzmieniu.
Acuhorn 15 to kolumny grające dużym dźwiękiem, niezależnie od napędzającej je amplifikacji. Budują scenę z mocnym, lekko preferowanym pierwszym planem. Nie ma wypychania go do przodu przed linię łączącą kolumny, ale ponieważ źródła pozorne są duże (a te z przodu naturalnie największe), wyraźnie trójwymiarowe, mają odpowiednią masę, więc o wrażenie bliskiego, czasem nawet bardzo bliskiego kontaktu z wykonawcami nie było trudno. Na początku eksperymentowałem trochę z ustawieniem kolumn – stanęło ostatecznie na odsunięciu ich o ok. 50 cm od tylnej ściany i lekkim skręceniu do środka. W tym ustawieniu szerokość sceny była w pełni satysfakcjonująca, a głębokość była do przyjęcia, tzn. nie należała do największych, z jakimi miałem u siebie do czynienia, ale była wystarczająca, żeby plastyczność prezentacji była dobra, przekonująca. Dopiero w nagraniach, na których uchwycono wyjątkową głębię dało się odczuć niewielkie jej ograniczenie w wydaniu „piętnastek”. Nie wydaje mi się jednakowoż, żeby był to powód do jakiegokolwiek narzekania. Tym bardziej że kolumny jako takie, pomimo słusznych rozmiarów, potrafią niemal zniknąć z pomieszczenia. Nie jest to takie absolutne oderwanie się dźwięku, z jakim w przypadku podłogówek rzadko mamy do czynienia, ale jest w tej kwestii naprawdę dobrze, lepiej niż wieloma mniejszymi, węższymi konstrukcjami, z którymi miałem u siebie do czynienia. W praktyce po zamknięciu oczu „widziałem” trójwymiarową scenę z porozstawianymi na niej instrumentami i naprawdę rzadko, jedynie w przypadku niektórych nagrań zauważałem dźwięki płynące faktycznie z miejsc, gdzie stały kolumny.
Owa preferencja pierwszego planu nie oznacza wcale, że za nim nic się nie dzieje. Dzieje się dużo a przetwornik wstęgowy, czy planarny, jak go nazywa producent, okazuje się mieć ogromny potencjał. Z jednej strony jest bardzo szczegółowy, na rozdzielczość też narzekać nie można, a z drugiej jest raczej dość delikatny, gra bardziej jak miękka kopułka niż metalowa wstęga. Nie ma tu za grosz agresywności, słuchacz nie jest nachalnie zalewany potokiem detali, mimo że przecież jest ich naprawdę dużo. Blachy perkusji, która przecież zwykle jest umiejscowiona z tyłu sceny, były dobrze różnicowane, dźwięczne, ale też i miały swoją masę, nie były absolutnie odchudzone. Bardzo dobrze wypadały nie tylko mocne uderzenia pałeczek, ale i delikatne „głaskanie” miotełkami, które nie miało tendencji do zlewania się w jednostajny szum. W dobrych nagraniach małych składów „piętnastki” świetnie pokazywały rozkład przestrzenny perkusji (raz jeszcze powtórzę – umiejscowionej z tyłu sceny) więc łatwo można było śledzić uderzenia w poszczególne talerze czy bębny. W przypadku tych pierwszych dużą rolę odgrywały wybrzmienia, a spore wrażenie robiło (intencjonalne) natychmiastowe tłumienie dźwięku stosowane czasem przez muzyków. Te drugie, choć sprawdzało się to raczej dopiero na nieco wyższych poziomach głośności, były natomiast bardzo energetyczne, sprężyste, nie słychać było wcale spowolnienia ani przeciągania. Przesłuchałem wiele nagrań z dużym udziałem, w tym solowymi popisami, perkusistów zwłaszcza w połączeniu Acuhornów z Air Tightem ATM-300 Anniversary. Deklarowane 9W na kanał tego wzmacniacza w zupełności wystarczało, żeby, przepraszam za kolokwializm, “dać czadu”. Mocno odkręcałem głośność i dawałem się porwać popisom „piętnastek”, co wcale w domowym systemie, jednak zawsze dalekim od prawdziwej dynamiki bębnów, nie zdarza mi się zbyt często.
Zachęcony tak energetycznym graniem tych kolumn sięgnąłem po kilka moich ulubionych oper. W końcu orkiestra to na dobrą sprawę najtrudniejszy test, jakiemu można poddać system audio, a gdy towarzyszą jej dodatkowo śpiewacy poziom trudności jeszcze rośnie. W oczekiwaniu na ostatnią część tryptyku z dziełami Mozarta („Don Giovanni”) w wykonaniu Musica Aeterna pod Currentzisem, która jakoś nie może do mnie dotrzeć, zacząłem operowy wieczór od „Wesela Figara”. Polskie kolumny udanie odtworzyły niezwykły, w moim odczuciu, wybitnie mozartowski klimat tej interpretacji jednej z najpopularniejszych oper mistrza. Zagrana i zaśpiewana z pasją, ale i właściwą Wolfgangowi Amadeuszowi lekkością, wciągnęła mnie już od uwertury i trzymała w swoich „szponach” do ostatniej nuty. OK nie było to najlepsze odtworzenie tego albumu, jakie słyszałem, ale należało do bardzo dobrych, takich, do których wraca się raz za razem, mimo że przecież zna się to nagranie już niemal na pamięć.
Głosy w wydaniu „piętnastek” wypadały pięknie, naturalnie, żywo, a i towarzysząca im orkiestra pokazana była czysto i barwnie. Na pewno nieco więcej da się zaprezentować w zakresie dynamiki i potęgi brzmienia, czy też rozdzielczości i precyzji dźwięku. Ale też i mówimy o nie tak drogich, dwu-drożnych kolumnach, więc czepianie się tych elementów byłoby nie na miejscu. Równie przekonująco i wciągająco wypadła moja ukochana „Carmen” z Leontyną Price. Jej ciemny, mocny głos zabrzmiał zachwycająco. Kolumny Acuhorn 15 spisały się również bardzo dobrze pokazując doskonale uchwycone w nagraniu przemieszczanie się śpiewaków na pierwszym planie i towarzyszących im chórów daleko w głębi sceny. Co prawda znam kilka kolumn, które pokazują większą odległość między nimi, a więc jeszcze większą głębię sceny, ale interpretacji „piętnastek” nie odbierałem jako nieprawidłowej, a po prostu jako nieco inną. Nie mając za sobą tak wielu odsłuchów tej płyty na wielu różnych sprzętach nie zwróciłbym na tę różnicę nawet uwagi – słowem nie była ona duża. O tym, że obu opisanych przypadkach grało bardzo dobrze najlepiej świadczy fakt, że wysłuchałem obu oper w całości, mimo że kończyłem grubo po północy. Proszę mi wierzyć – słabych interpretacji moich ulubionych przedstawicieli tego gatunku nie jestem w stanie zdzierżyć…
Tym razem na sam koniec zostawiłem sobie trochę muzyki elektrycznej. Wieczór z elektrycznym bluesem był zdecydowanie satysfakcjonujący. Duży woofer dbał o pewne, równie prowadzenie rytmu, absolutnie kluczowego elementu tej muzyki. Mocne, zdecydowane, dynamiczne gitary basowe i elektryczne wypełniały prezentację treścią, przygotowując podkład pod klimatyczne wokale Etty James, Muddy Watersa, Ryśka Riedla, itd. Te kolumny, szczególnie w połączeniu z moimi ukochanymi SETami, mają niesamowity feeling, czują bluesa jak rzadko które. Przy tej samej muzyce odtwarzanej z mocnym tranzystorem w torze, akcent przesuwa się odrobinę w stronę dynamiki prezentacji niewiele przy tym tracąc z umiejętności budowy fantastycznego klimatu takich nagrań. Trudno tu było mówić o przewadze jednej interpretacji nad drugą. Były inne i pewnie każda z nich miałby swoje grono zwolenników. To jasno pokazuje, że Acuhorny 15 są kolumnami uniwersalnymi – pozostałe elementy toru, zwłaszcza wzmacniacz, będą miały spory wpływ na ostatecznych charakter prezentacji. Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że wybór tych właśnie głośników nie narzuca ich właścicielowi z góry wyboru wzmacniacza.
Tym bardziej że 15tki dobrze poradziły sobie również i z rockowym graniem. Pewnie podświadomie ominąłem najcięższe albumy, jakich zdarza mi się słuchać, czyli AC/DC czy Metallicę, skupiając się na starych, dobrych Floydach, Zeppelinach, czy Dire Straits. Przy takich klimatach najlepiej sprawdzało się połączenie z moją Audią Flight, słowem mocnym tranzystorem oferującym oprócz typowych zalet również bogatą, nasyconą, świetnie różnicowaną średnicę. Specyfika dużego, papierowego woofera oczywiście pozostała – bas był mocny, ciężki, ale raczej po nieco cieplejszej, troszkę miękkiej stronie. Był przy tym wystarczająco szybki, sprężysty, dobrze różnicowany, a tempo i rytm odpowiednio nakręcały prezentację. Nie zmienia to faktu, że to nie są idealne kolumny do takiej akurat muzyki, acz z mojego punktu widzenia wystarczająco dobre, by świetnie się przy niej bawić. Owe „słabości” tej prezentacji to kwestia porównania z systemem odniesienia, a nie coś, co przeszkadzałoby w odbiorze tej muzyki.
Podsumowanie
Acuhorny 15 na pozór wydają się typowymi, vintagowymi kolumnami przeznaczonymi jedynie do współpracy ze wzmacniaczami lampowymi o niskiej mocy. Nie da się ukryć, że były zapewne tworzone właśnie przede wszystkim w tym celu, a i ich wygląd odbiega od współczesnych standardów. Jeśli ich gabaryty i aparycja przypadną Państwu do gustu to ogromną zaletą tego modelu Acuhorna będzie fakt, że w żaden sposób nie będą one ograniczały Waszego wyboru wzmacniacza. Jak zawsze, im lepsze będzie to urządzenie, tym więcej zalet tych kolumn pokaże, ale jego moc nie będzie czynnikiem determinującym. Testowane kolumn bardzo dobrze zagrały już nawet z 3W OTLem gdańskiej marki, czy 8/9W SETami. W tym pierwszym przypadku odrobinę mocy brakowało, w każdym razie, żeby grać głośno, bo do normalnego słuchania absolutnie wystarczało, a czystość i bezpośredniość tej prezentacji były wyjątkowe. Oba wzmacniacze na magicznej triodzie 300B nie miały już żadnego problemu z napędzeniem tych kolumn, operując swobodnie w całym paśmie i częstując mnie ogromną porcją tego, co w takich wzmacniaczach najlepsze mimo że przecież (zwłaszcza Air Tight, zobacz TU) to urządzenia ze sporo wyższej półki cenowej.
W przeciwieństwie do wielu kolumn wysokoskutecznych 15tki doskonale spisywały się także i z mocnymi tranzystorami, w tym wzmacniaczem w klasie D. Płynnie łączą zalety kolumn z dużymi, papierowymi wooferami, takie jak mocny, niski, dobrze różnicowany, wyjątkowo swobodny, barwny, a przede wszystkim naturalny bas, z tym, co ma do zaoferowania głośnik wstęgowy. Ten ostatni jest wyjątkowo delikatny, w dobrym sensie tego słowa, otwarty, dźwięczny, ale nigdy nie ostry, nie ziarnisty, po prostu gładki, ale nie wycofany. Świetnie wyszło też bezszwowe połączenie pasm obsługiwanych przez oba drivery, przez co spójność prezentacji jest kolejną z wielu mocnych stron tych kolumn.
Niezależnie więc od tego, jaki wzmacniacz macie, bądź planujecie zakupić, jeśli takie, pełno-pasmowe, swobodne, naturalne granie przypadnie Wam do gustu (bo osobisty odsłuch sugeruję zawsze, przed każdym zakupem elementu systemu audio) to możecie być pewni, że sobie z nimi poradzi. To jak dobrze zagrają będzie zależało jedynie od klasy, a nie od mocy jako takiej, napędzającej je amplifikacji. Acuhorn 15 to nie są kolumny dla każdego, acz ograniczeniem są raczej ich gabaryty niż brzmienie. To drugie, moim zdaniem oczywiście, przypadnie do gustu większości miłośników muzyki, to te pierwsze mogą sprawić, że nie zdecydują się oni ich postawić w salonie. Tyle że to samo, względem wielkości albo aparycji jako takiej, da się powiedzieć o każdym kolumnach dostępnych na rynku – to kwestia indywidualnych możliwości lokalowych i gustu, z którym się nie dyskutuje.
Niewiele jest takich kolumn jak Acuhorn 15 na rynku, a tu argumentem za oprócz relatywnie niewysokiej ceny i świetnego brzmienia, jest fakt, iż powstają w Polsce!
Platforma testowa:
- Źródło cyfrowe: pasywny, dedykowany PC z WIN10, Roon 1.3, Fidelizer Pro 7.6, karta JPlay Femto z zasilaczem bateryjnym Bakoon, JCat USB Isolator, zasilacz liniowy Hdplex
- Przetwornik cyfrowo-analogowy: LampizatOr BIG7, Vermeer Audio Two, LessLoss Echo’s End
- Źródło analogowe: gramofon JSikora Basic w wersji MAX, ramię Schroeder CB, wkładka AirTight PC-3, przedwzmacniacze gramofonowe: ESE Labs Nibiru i Grandinote Celio mk IV
- Wzmacniacze: Art Audio Symphony II, Air Tight ATM-300 Anniversary, Acuhorn S2, Audia Flight FLS-4, Gato DIA-400S
- Przedwzmacniacz: Modwright LS100
- Interkonekty: Hijiri Million, Less Loss Anchorwave, TelluriumQ Silver Diamond USB
- Kable głośnikowe: LessLoss Anchorwave
- Kable zasilające: LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3
- Zasilanie: Gigawatt PF-2 MK2 i ISOL-8 Substation Integra; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
- Stoliki: Base VI, Rogoz Audio 3RP3/BBS
- Akcesoria antywibracyjne: platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot
Specyfikacja (wg producenta):
- kolumny podłogowe
- jedna komora akustyczna wentylowana bas-refleksem skierowanym do tyłu
- przetwornik wysokotonowy: HiVi RT2H-A neodymium
- przetwornik niskotonowy: FaitalPRO 15FH500 neodymium
- zwrotnica: pierwszego rzędu z punktem podziału na 1,8kHz
- impedancja 8Ω
- skuteczność: 96 dB
- waga: 25 kg/szt
- wymiary (SxGxW): 57 x 24 x 105 cm
Cena detaliczna:
- Acuhorn 15: 2.990 euro
Producent: ACUHORN