Gradient Revolution

by Dawid Grzyb / September 24, 2016

Kolumny oparte na obudowach otwartych to specjalność Jormy Salmiego. Większość produktów z oferty Gradienta jest tak skonstruowana. Modele Helsinki, Evidence czy Revolution reprezentują właśnie to, w czym ów Fin się wyspecjalizował przez lata. Nie bez powodu zresztą, przed udaniem się na zasłużoną emeryturę, zawodowo zajmował się akustyką i kolumnami. Jego flagowy model – Gradient Revolution – jest daniem głównym niniejszej publikacji. Smacznego.

Wstęp

Jorma Salmi zawsze chciał tworzyć konstrukcje nadające się do typowych, a zatem najczęściej niespecjalnie sprzyjających warunków mieszkaniowych. Jednym z jego celów było maksymalne uniezależnienie swoich produktów od pomieszczenia odsłuchowego, a zatem sprawienie, żeby były możliwie tak uniwersalne, jak tylko się da. Wybór padł na otwarte odgrody, znane z tego, że są wyjątkowo odporne na problemy integracji ze środowiskiem odsłuchowym. Po detaliczny, choć angielski opis jak to z Jormą dokładnie było, odsyłam Was do materiału poświęconego kolumnom Gradient 6.0.Niniejsza recenzja jest dedykowana jednemu z najstarszych produktów Gradienta. Model Revolution jest flagowcem tej firmy, nieprzerwanie produkowanym od… 1993 roku. Dacie wiarę? Sprzęt audio, który jest dostępny na rynku w – podkreślam – praktycznie niezmienionej formie od ponad 23 lat?!? Ha, to nic nowego w przypadku firmy założonej przez Jormę Salmiego. Wystarczy rzucić okiem na jej portfolio i historię. Inny model – Helsinki – także ma prawie dyszkę na karku. Rynek sprzętów grających bardzo się zmienia, często ma miejsce sytuacja, w której cykl życia wielu urządzeń nie przekracza dwóch lat. A tu proszę bardzo, Finowie pokazują, że da się dekadę czy dwie robić dokładnie to samo.Owszem, oferta Gradienta  zmieniła się nieco przez lata, modele takie jak Laura i Intro nie są już produkowane, zmiany lub po prostu odświeżenie portfolio czasem muszą nastąpić. Choć kto wie? Skoro Revolution jest ciągle dostępny, znak to, że może nieustannie dobrze się sprzedaje? Albo wódz naczelny Gradienta ma do niego taki sentyment, że nie jest w stanie uszczuplić oferty właśnie o ten konkretny model? A może jeszcze co innego jest na rzeczy? Z której strony na to nie spojrzeć, skoro nadarzyła się okazja “liźnięcia” kawałka fińskiej legendy, przepuszczenie takiej okazji byłoby błędem.

Budowa

Gradient Revolution to nietypowe kolumny. Raz, że konstrukcyjnie są to otwarte odgrody i ten fakt w pojedynkę wpisuje je w bardzo konkretną niszę, a dwa, że wizualnie dużo bardziej przypominają meble aniżeli grające paczki. Topologia OB (ang. open baffle) nie jest nowa, wręcz odwrotnie. Upraszczając temat, gdy od klasycznego, wentylowanego bas-refleksem lub zamkniętego pudła rezonansowego odejmiemy wszystkie ściany i pozostawimy tylko tę frontową z przetwornikami, no i podstawę, powstanie właśnie konstrukcja OB, lub po prostu obudowa otwarta.W porównaniu do mikrusów Boenicke W8, model Revolution jest spory. Pojedyncza kolumna ma masę 24 kg i wymiary (szer. x wys. x gł.) 41 x 102 x 36 cm. Nie jest tak źle, da się ją w pojedynkę przestawiać bez większych problemów. Wizualnie produkt to graniastosłup o trójkątnej podstawie, przy czym zwęża się on ku górze od pewnego momentu. Każda kolumna składa się z dwóch modułów. Większy to dipolowy niskotonowiec, który wyposażony jest w dwa 30-centymetrowe głośniki. Taka średnica to żadne zaskoczenie w przypadku otwartej obudowy, a wręcz rzecz niezbędna. Dopiero na basową podstawę nakłada się mniejszy element, w który wkomponowano firmowy układ koncentryczny. Tutaj warto wiedzieć, że parę kolumn stanowią w sumie cztery moduły i trzeba się przygotować na noszenie takiej właśnie liczby dość dużych pudeł. Nie bez powodu też wspominałem, że fińskie skrzynki przypominają meble. Zostały praktycznie na całej powierzchni potraktowane perforowanym materiałem, nie widać przetworników. Rzecz w tym, że nie da się go zdjąć, nie przewidziano dających się usunąć maskownic. No chyba, że siłą. To celowy zabieg, bo Jorma Salmi od zawsze projektuje kolumny, które wizualnie mają wtapiać się w otoczenie, być jego integralną i nieprzykuwającą wzroku częścią. Chociażby ze względu na niemały przecież rozmiar dania głównego, nie udało mi się całkowicie zapomnieć o nim. Ale faktem jest, że podłogówki Svena Boenicke dużo bardziej zwracają uwagę nabywcy.Gradient Revolution są bardzo starannie i solidnie wykonane. Sklejka to zawsze miły dla oka widok. Zarówno podstawa, jak i góra modułu basowego, oraz trójkątny wierzchołek sekcji średnio-nisko-tonowej, są z niej wykonane. Fiński produkt jest wizualnie bezpieczny, choć po pokazaniu go kilku osobom, subiektywne opinie były bardzo różne; od zachwytu, aż po srogą niechęć. Jednakże warto pamiętać, że Gradient Revolution są dostępne w wielu wersjach wykończeniowych, co odrobinę ułatwi życie niejednemu estecie. OK, o gustach się nie dyskutuje, idziemy dalej.Wykorzystany układ koncentryczny ma kardioidalną charakterystykę promieniowania. To ten sam przetwornik, który zastosowano m. in. w modelach 5.0 i 6.0 tej samej firmy, no i japońskich monitorach marek Bravo! oraz Encore. Ten specyficzny głośnik ma żółtą membranę średniotonową o średnicy 176 mm, wykonaną z włókna szklanego. Wkomponowany w nią wysokotonowiec ma 25-milimetrową kopułkę aluminiową. Podział pasma ustawiono na poziomie 200 i 2800 Hz. Kolumny mają skuteczność 87 dB i 6-omową impedancję znamionową, z lokalnymi spadkami do pięciu omów. Pasmo przenoszenia to zakres od 50 do 20 000 Hz.Produkt dotarł z kompletem w sumie sześciu kolców i takiej samej liczby wkrętów zwieńczonych plastikowymi nakładkami. Po rozpakowaniu go szybko okazało się, że będzie walka z terminalami głośnikowymi. Wkomponowano je w sklejkę stanowiącą spód modułu basowego. Zestaw dwóch par solidnych zacisków na kolumnę umożliwia bi-amping. Skrzynki potrzebują sporo mocy aby się należycie rozruszać, takie rozwiązanie ma sens. Natomiast najbardziej poręczne kable to te zakończone widełkami, ewentualnie goły drut. Niewielkie przecież banany w srebrnych Albedo Monolith gięły się do tego stopnia, że wolałem nie ryzykować. Nawet pomimo wkręcenia “nóżek” tak, aby był maksymalny prześwit pomiędzy kolumnami, a podłogą. Jest tam po prostu mało miejsca i warto wziąć na to poprawkę.Ciekawie rozwiązano kwestię integracji ze sobą obydwu modułów. Na górę basowego wkręca się trzy kolce i na nie nakłada średnio-wysoko-tonowy. Jedyne co pozostaje do zrobienia to połączyć je ze sobą. W ten pierwszy wkomponowano gniazdo XLR. Natomiast na spodzie drugiego jest przewód zakończony kątowym wtykiem w tym samym standardzie. Co ciekawe, dolny moduł można obrócić, tak, aby przetworniki basowe promieniowały na trzy różne sposoby, przy czym górny pozostanie na swoim miejscu. To powoduje, że da się dostosować ilość basu w pomieszczeniu i pozbyć niepożądanych rezonansów, co postanowiłem także sprawdzić.

Posłuchane

Akurat tak się złożyło, że w momencie gdy fińskie kolumny dotarły w moje progi, byłem mocno ograniczony sprzętowo. LampizatOr Golden Gate został odesłany w celu wykonania kilku usprawnień, fantastyczny Atlantic tej samej firmy także musiał wrócić. Wyjąwszy maleństwo Herus firmy Resonessence Labs, nie było nic innego pod ręką. Jak na złość, przejściówka z wtyku 6,3 mm na parę przyłączy RCA była krótka, odpadało zatem wykorzystanie integry Trilogy 925. Proza życia. Trzeba było sobie jednak jakoś poradzić. Z pomocą przyszedł zestaw dzielony firmy Sanders Sound Systems. Raz, że jego wejścia są położone bardzo blisko siebie, a dwa, że to urządzenie ma odpowiedni zapas mocy, niezbędny do uporania się z modelem Revolution. Co prawda n0ie sposób było oprzeć się wrażeniu, że fińskie odgrody w takim towarzystwie nie pokażą pełni możliwości. Ale sens rzeczonego, pozornie zupełnie niepotrzebnego ćwiczenia był inny. Po pierwsze, wypadało w którymś miejscu rozpocząć audiofilską gimnastykę. Po drugie, perspektywa wykorzystania wspomnianej przed chwilą elektroniki i pięcia się do góry wraz z pojawianiem się w systemie coraz droższych i lepszych produktów, wydawała się obiecująca. No i po trzecie, ciekawość wzięła górę nad wszystkim innym. Oto, co zaszło.Otwarte odgrody oferują pewną specyfikę grania. W telegraficznym skrócie, ich dźwięk jest otwarty i zazwyczaj pozbawiony podkolorowań, zwłaszcza dół słyszalnego pasma. Niektórym taka prezentacja może się wydać inna niż to, do czego są przyzwyczajeni. Jeszcze inni ją szczerze za to znienawidzą. Ale nie brak też osób, dla których odgrody to jedyna droga do muzycznej nirwany. Natomiast jedną wątpliwość pozwolę sobie rozwiać już teraz, model Revolution faktycznie gra tak, jak na konstrukcję OB przystało. Nawet w niespecjalnie optymalnym systemie wynikową był dźwięk typowy dla tego rodzaju kolumn. Należy przez to rozumieć nadspodziewanie bezpośredni, swobodny charakter dźwięku w całym słyszalnym paśmie. Fińskie podłogówki od samego początku grają tak, jak gdyby nie było przed nimi żadnych ograniczeń. Ale zaręczam, że dalej robi się jeszcze ciekawiej.Na samym początku trzeba było pokombinować z ustawieniem. Ze względu na nietypową konstrukcję, można moduł basowy skierować na wprost słuchacza, na ścianę boczną lub – pół na pół – do wewnątrz i na ścianę tylną. Praktyka pokazała, że zdecydowanie najlepszy wariant, przynajmniej w moim pomieszczeniu, był klasyczny, tj. z głośnikami niskotonowymi strzelającymi do przodu. Na samym początku pojawił się problem z ilością basu, nie było go wcale. Jedyne co miało miejsce to lekkie pukanie, co przesunęło środek tonalny mocno do góry i rozjaśniło przekaz. Nie tego słuchacz spodziewa się po dwóch dużych trzydziestkach niskotonowych, prawda? Osoba niezaznajomiona z odgrodami, ale przyzwyczajona do kolumn z bas-refleksem, z pewnością byłaby niepocieszona. Natomiast remedium było bardzo proste. Wystarczyło odsunąć skrzynki od ścian bocznych i tylnej o odpowiednio 80 i 90 cm. Pojawił się dół pasma, a jakże.Bas powstały w wyniku połączenia Gradientów, mocnego pieca pracującego w klasie AB i miniaturowego przetwornika był oszczędny. Ale też zupełnie inny niż ten znany z konstrukcji wentylowanych bas-refleksem. Dół pasma w fińskim wydaniu to była przede wszystkim precyzja, szybkość i wręcz zamordystyczne prowadzenie. Ale też brak jakichkolwiek oznak dudnienia w moim pomieszczeniu, no i skąpy midbas. Z pewnością niejedna osoba po przeczytaniu tego opisu skrzywi się. Ale gdy już się człowiek przyzwyczai do tego, że cały obraz malowany przez model Revolution nie jest zbudowany na pomrukującej dosadnie podstawie basowej, i że najniższe składowe uzupełniają pasmo, robi się ciekawie. Te kolumny są w stanie oddać skalę niskotonowych instrumentów w sposób, do jakiego np. Boenicke W8 nie są zdolne. Fińskie paczki potrafią zagrzmieć, ale w taki sposób, że ich bas bardziej się czuje niż słyszy. Nie jest to ten najniższy, najbardziej treściwy podzakres, chodzi o częstotliwości nieco wyższe. Natomiast kluczowy jest tutaj fakt, że o ile w nagraniu takowe są zawarte, można się mile zaskoczyć, gdy nagle pojawia się niesłyszane do tej pory grzmotnięcie. To robi wrażenie.Gradient Revolution to niezwykle transparentnie grające paczki. Zastosowany w nich układ koncentryczny to niejako gwarancja takiego właśnie grania; detalicznego, rozdzielczego i gładkiego. Te kolumny grają też bardzo spójnie. Gdy zadba się o bas, ciężko jest wskazać kawałek pasma dominujący nad pozostałymi. Dołożyć należy do tego też wyjątkowo rozbudowaną, dobrze napowietrzoną, trójwymiarową i ponad wszystko swobodną przestrzeń. Rzeczone aspekty są na tyle obecne, że nie trzeba się nawet wsłuchiwać aby zrozumieć, że w dźwięku modelu Revolution to m. in. o to chodzi. Co więcej, on reprezentuje także granie lekkie w odbiorze, wyjątkowo łatwo wchodzące, co jest następstwem wyjątkowo bezpośredniego i wyraźnego charakteru tych kolumn. Skandynawskie odgrody prędzej słuchacza porwą w wir wydarzeń niż wprawią w romantyczny nastrój, tak przynajmniej było w przypadku elektroniki wykorzystanej na samym początku. Choć praktyka później pokazała, że z dobranymi według konkretnego klucza elementami toru są zdolne do obydwu tych rzeczy.Wstępny zarys tego, jak model Revolution gra powstał relatywnie szybko, w przeciągu zaledwie kilku dni. Są po prostu na tyle specyficzne i inne, że nie trzeba było długo czekać na sensowne wnioski. Natomiast sytuacja zmieniła się znacząco, gdy do testu trafił model H1 firmy COS Engineering. Będzie mu poświęcony osobny materiał. Natomiast wykorzystałem go w roli przetwornika c/a, a ponieważ ma klasyczne (w porównaniu do Herusa) wyjście liniowe, dało się bez problemu podłączyć do niego Trilogy 925. I tu zaczęła się jazda. Środek ciężkości przesunął się słyszalnie ku dołowi, to dało się usłyszeć już od samego początku. Bas dostał dodatkowego ciała, natomiast jego charakter nie zmienił się. Ten kawałek pasma potrafił zejść niżej, natomiast uwagę słuchacza przykuwał, po raz kolejny zresztą, konkretny wycinek basu. Średnie części słyszalnych częstotliwości stały się bardziej namacalne, a górne dostały dodatkową porcję gładkości i powabu.Natomiast jedną z największych różnic, w porównaniu do poprzedniej kombinacji, było kompletne oderwanie się dźwięku od kolumn oraz znaczący wzrost ekspansywności przekazu. Poprzez to należy rozumieć obraz większy niż dotychczas, a jednocześnie wyjątkowo równomiernie rozłożony za skrzynkami. Po zamianie przetwornika c/a z powrotem na Herusa okazało się, że to on był winowajcą, zamykał dźwięk pomiędzy kolumnami, natomiast H1 otworzył go. Same dobre zmiany? Tak, pod względem jakości dźwięku jak najbardziej. Choć tutaj należy też wyraźnie podkreślić, że dźwięk zwolnił słyszalnie, angielska integra nie pędzi na złamanie karku, jest cywilizowana pod tym względem. Natomiast amerykański Magtech wykazuje takie zapędy. Co nie zmienia faktu, że dla mnie pod względem dynamiki było w sam raz, niczego bym ani nie odjął, ani dodał.Dotychczasowe doświadczenia jasno pokazują, że Revolution to kolumny, które pokazują dobrze z jaką elektroniką pracują. Pod względem m. in. rozdzielczości i ziarnistości w przekazie, jest bardzo duża różnica pomiędzy H1, a Herusem i nadspodziewanie wyraźnie dało się to usłyszeć. Podobnie intensywna historia dotyczy chociażby nasycenia, Trilogy 925 to ciężej i dostojniej grający sprzęt w porównaniu do Magtecha, który stawia na szybkość i jest pod wieloma względami neutralny. Rzecz w tym, że fińskie odgrody bez zająknięcia pokazały różnice pomiędzy wymienionymi komponentami. Warto także wiedzieć, że te skrzynki, właśnie ze względu na sprzętową wrażliwość potrafią zagrać wyczynowo. Słuchanie cięższej muzyki właśnie z Trilogy 925 i H1 to była czysta przyjemność. Atak i rozmach, nieodłączne cechy Revolution, to jest coś, czego w żywiołowym repertuarze potrzeba. Ale prawdziwa próba była dopiero przed nimi, LampizatOr Golden Gate w końcu wrócił od producenta, a Boenicke W8 już czekały.Już od samego początku było słychać, jak wiele dzieli Revolution i W8. Da się wyszczególnić kilka mianowników wspólnych, ale zdecydowanie więcej rzeczone paczki dzieli niż łączy. Szwajcarskie podłogówki mają sporo niżej osadzoną sekcję średnio-wysokotonową, która jest wspomagana ambientowym tweeterem zamontowanym na ich tylnej ścianie. Natomiast w przypadku flagowca firmy Gradient, wszystko jest ogarniane przez pojedynczy układ koncentryczny. To powoduje, że przestrzeń budowana przez W8-ki jest słyszalnie niżej osadzona. Po przeskoczeniu na konkurenta nie sposób nie odnieść wrażenia, że czasem gra tak, jak gdyby muzycy znajdowali się na niewielkim podeście. Po kilku minutach akomodacji to uczucie mija, pojawia się jedynie okazjonalnie. Co więcej, Revolution pokazują sporo większe bryły instrumentów, przynajmniej w moim pomieszczeniu odsłuchowym.Przestrzeń w przypadku porównanych kolumn to ogólnie ciekawa sprawa. Gradienty grają bardziej bezpośrednim, bliższym i większym dźwiękiem. Natomiast nie sposób odmówić im znakomitego różnicowania kolejnych planów. Nie wykazują też żadnej tendencji do np. odsuwania wokalistów od słuchacza bardziej niż to konieczne. Boenicke W8 brzmią z kolei bardziej ekspansywnie. Należy przez to rozumieć nieco bardziej napowietrzoną przestrzeń, którą kreują, ale nie tylko. Te paczki pokazują instrumenty o mniejszych gabarytach, ale też jest pomiędzy nimi więcej miejsca. To dwa zupełnie inne sposoby prezentacji. Jak najbardziej porównywalne jakościowo, ale tak różne. Często można było doświadczyć, że model Revolution rysuje pogrubioną kreską nawet te daleko poza pierwszym planem, podczas gdy konkurent lepiej był w stanie oddać ich subtelność, wynikającą z takiego, a nie innego rozlokowania. Choć finalnie nie jestem w stanie wskazać prezentacji wirtualnej przestrzeni, która mi się bardziej podobała. Obydwie były bardzo ciekawe.Przed odsłuchem rozmawiałem z dwoma moimi znajomymi, którzy model Revolution mieli u siebie. Obydwaj mi przekazali, że to paczki skąpiące dołu pasma. Natomiast ja, po kilkugodzinnej walce z ustawieniem, a następnie zaprzęgnięciu do pracy angielskiej integry i polskiego przetwornika, odniosłem zupełnie inne wrażenie. Basu jest wbrew pozorom sporo, ale specyficznego charakteru to mu nie mogę odmówić, a na tle W8-ek przekonałem się jak bardzo inny faktycznie jest. Szwajcarskie skrzynki mają dół pasma bardziej rozciągnięty, tzn. z równo wyeksponowanym każdym jego podzakresem. W porównaniu do Revolution jest też krąglejszy, choć w żadnym wypadku luźny. Natomiast fińskie paczki ewentualne, subiektywne niedostatki ilościowe nadrabiają siłą drzemiącą w ich basie, czekającą tylko na rozbudzenie odpowiednim wzmacniaczem. Gdy tak się już stanie, wypadkową jest ten podzakres szybszy niż u W8-ek i nieco sztywniejszy, choć – gdy trzeba – także potrafi być nieco zaokrąglony. Owszem, zawsze będzie słychać manierę niskich składowych otwartej odgrody, ale nie mam tutaj absolutnie żadnych zarzutów pod adresem braku barwy czy zróżnicowania faktur. Choć nie ma też co się oszukiwać, Trilogy 925 bardzo dużo tu pomógł.W dużym uproszczeniu, bas Revolution potrafi być metaforycznie tektoniczny, często taki, który bardziej czuć niż słychać. Natomiast ten z W8-ek nigdy taki nie będzie. Owszem, szwajcarskie paczki zagrają pełniej, ale nie z takim ładunkiem energii. I to jest dźwięku Revolution i otwartych odgród imponujące. Taki sposób prezentacji uzależnia, chociażby z tego powodu ciężko mi było do moich referencyjnych kolumn powrócić. A skoro o powrotach mowa, to jeszcze dwa słowa o przestrzeni. W8 szybciej i skuteczniej znikają z pomieszczenia w porównaniu do rywala. Gdy są prawidłowo ustawione, wirtualny obrazek malowany jest na całej powierzchni za nimi. Gradienty skupiają uwagę na tym, co jest pomiędzy skrzynkami. Owszem, pokazują sporo po bokach, nie wspominając o fantastycznej głębi, ale ogniskują wydarzenia na wprost słuchacza. W połączeniu z kreowaniem dużych instrumentów i często bezpośrednim charakterem tychże, w inny, bardziej bezpośredni sposób angażują słuchacza niż W8-ki. Metaforycznie do rzeczy podchodząc, te pierwsze materializują dźwięk przed nim, mają nieco bardziej intymny charakter. Natomiast drugie zabierają odbiorcę do siebie. Jak pisałem, są bardziej ekspansywne, ich scena dźwiękowa jest obszerniejsza, ale z mniejszymi, mniej namacalnymi instrumentami.Na samym początku, jeszcze podczas korzystania z amerykańskiej końcówki mocy, balans tonalny Revolution był przesunięty do góry. Natomiast po włączeniu w tor tej angielskiej i referencyjnego źródła, słyszalnie się obniżył, co subiektywnie było krokiem we właściwą stronę. Ani mi górnych rejestrów nie brakowało, ani nie było ich za dużo. Natomiast W8-ki ten sam podzakres miały nieco mniej treściwy, ale odrobinę bardziej rozciągnięty i, gdy sytuacja tego wymagała, także bardziej eteryczny, zwiewniejszy. To następstwo większej i ogólnie lżejszej przestrzeni. Natomiast aspektem, który przemówił na rzecz Revolution była skala, pod tym względem fińskie odgrody także bardzo mocno przywiązują do siebie. Wszędzie tam, gdzie wymagany jest atak i oddanie właśnie skali instrumentów, te paczki zagrają lepiej niż W8.Pozwolę posłużyć się kilkoma przykładami. Z dobrym piecem, Revolution znakomicie pokazują kontrasty dynamiczne, a ja nie słyszałem lepiej brzmiącej wejściówki z filmu Predator niż ta, którą mi zaserwowały. Zgadzało się dosłownie wszystko; przestrzeń, impet, szybkość, masa, głębia, rozdzielczość. Podobnie było z utworem „The Yabba” formacji Battles. Co więcej, fińskie paczki pokazują wyraźniej np. pudło rezonansowe gitary akustycznej w porównaniu do W8-ek. Luca Stricagnoli ze swoimi akustycznymi aranżacjami „The Last of the Mohicans” czy „Madness” wypadł bezbłędnie, bo zagrał słyszalnie pełniej, a przez to sporo lepiej. Bębniarze KODO to ta sama historia, ale nie tylko. Praktyka pokazała, że wszystkie nagrania wymagające drajwu, mam tu na myśli sporą część repertuaru AC/DC dla przykładu, zagrały bardziej rozrywkowo właśnie na Revolution. Nie mogłem pozbyć się wrażenia, że one są stworzone do mocnej muzyki, trzeba im tylko warunki zapewnić. Choć nie ma nic za darmo. Fińskie odgrody zaliczają spadek rozdzielczości w porównaniu do W8-ek. Ale w przypadku przywołanego do tablicy repertuaru są pewne uniwersalne priorytety, z którymi lepiej sobie poradzi duży głośnik. Oczywiście pod warunkiem, że jest dobrze wysterowany.

Podsumowane

Konstrukcje OB nie są dla wszystkich. Mają swoje naleciałości, o czym z pewnością przekona się niejeden fan obfitego, obecnego basu. Wymagają też odpowiedniego sprzętu, nie zagrają ze wszystkim pod słońcem. Natomiast są tak inne w porównaniu do klasycznych paczek, że skreślenie ich z listy zainteresowań jest błędem. Bo warto ten charakterystyczny, otwarty, szybki, obecny i swobodny dźwięk poznać, zdecydowanie. Ma masę zalet, a naprawdę niewiele wad. Trywialne stwierdzenie, że brak pudła rezonansowego jest równoznaczny z brakiem jego problemów jak najbardziej ma rację bytu, co dobitnie udowadnia Gradient Revolution.

Fińskie kolumny są wyjątkowe. Brzmią znajomo, a jakże. Ale, z uwagi na bardzo dobry, sprawdzony układ koncentryczny, zwrotnicę i ogólnie inżynierię, za którą stoi Jorma Salmi, nikła jest szansa na to, aby ktoś lubujący się w dźwięku otwartych odgród nie był przekonany do modelu Revolution. Po kilkudniowej akomodacji te fińskie paczki pokażą, na co je stać. Są świetnie wykonane, i subiektywnie atrakcyjne wizualnie. Grają z werwą i robią z dźwiękiem imponujące rzeczy. Brak podbarwień, jego bezpośredni charakter i fenomenalne oddanie skali w muzyce w pomieszczeniu podobnym do mojego to są te aspekty, które sprawiają, że gdybym miał fińskie odgrody u siebie, używałbym ich równie często co Boenicke W8. Bo grają zupełnie inaczej, ale równie atrakcyjnie. Jabłka i pomarańcze? Jasne, ale obydwa równie smakowite.

Żeby nie przeciągać, gorąco zachęcam do zainteresowania się modelem Revolution. Po blisko dwóch tygodniach skutecznie przypomniał mi, dlaczego tak bardzo lubię dźwięk otwartych odgród. Po raz kolejny, taka estetyka grania jest specyficzna, ale też ponadczasowa. No i jestem przekonany, że dla wielu osób lubujących się w niej, fińskie kolumny mogą być zakupem na długie lata. Do następnego.

 

Platforma testowa:

  • Wzmacniacz: Trilogy 925, Sanders Sound Systems Magtech + przedwzmacniacz firmowy
  • Przetwornik c/a: Lampizator Golden Gate (Psvane WE101D-L + KR Audio 5U4G Ltd. Ed.), LampizatOr Atlantic
  • Kolumny: Boenicke Audio W8
  • Transport: Asus UX305LA
  • Kable głośnikowe: Albedo Monolith
  • Interkonekty: Albedo Monolith
  • Zasilanie: Gigawatt PF-2 + Gigawatt LC-2 MK2 + Forza AudioWorks Noir Concept
  • Stolik: Lavardin K-Rak
  • Muzyka: NativeDSD

Cena sklepowa produktu w Polsce:

  • Gradient Revolution: 27 500 zł

 

Dostawca: Moje Audio