Megalith Audio SCX

by Dawid Grzyb / February 13, 2017

Zwracanie uwagi na poczynania niewielkich manufaktur audio ma sens. W końcu nigdy nie wiadomo, kiedy natrafi się na prawdziwą perełkę. Stąd w niniejszej recenzji światło pada na polską firmę Megalith Audio. Niedawno wyrwała się z kleszczy hobbystycznego DIY, oficjalnie pokazała się po raz pierwszy podczas wystawy Audio Video Show w 2016 roku. Przed Wami monitory Megalith Audio SCX. Smacznego.

Wstęp

Dwie osoby mamy na tapecie: Piotra Panfica i Huberta Małyszka. Ten pierwszy chciał coś kupić, drugi chciał się czegoś pozbyć. Chodziło o wzmacniacz, Piotr potrzebował takowego do swojej pracy. Panowie zeszli na inne tematy i okazało się, że szczęśliwy nabywca pieca wzmacniającego hobbystycznie trudni się kolumnami, głównie na potrzeby swoje oraz znajomych. Zaprosił Huberta do siebie, co by pokazać o co w jego pasji chodzi dokładnie. Gdy rozbrzmiała muzyka, gość odleciał w kosmos, pisząc kolokwialnie. Padło pytanie: “No dobrze, to kiedy zamierzasz podbić komercyjny świat tymi paczkami?”. Odpowiedź była stonowana, ostrożna: “Nie wiem, może kiedyś…”. Hubert nie dawał za wygraną: “To trzeba zrobić TERAZ!”. Ta luźna opowiastka to scenariusz, który miał miejsce. Zapewne inne słowa padły, ale sens jest ten sam. W każdym razie niniejsze spotkanie stanowi podwaliny Megalith Audio. Najwyraźniej Piotr był gotowy, potrzebował jedynie małej iskierki i stało się. Tak czy inaczej, w październiku 2016 roku firma została oficjalnie założona, choć konstruktor zajmuje się kolumnami od około 20 lat.

Wspominałem wiele razy, że na rynku audio jest ciężko nowym firmom. Konkurencja jest mnoga i niestrudzona. Jeżeli nie ma się asa w rękawie, a zatem czegoś nowego/świeżego/spektakularnego, droga będzie wyboista. Wyroby Megalith Audio nie odstają od tłumu innych paczek, to się widzi gołym okiem. Można pomyśleć, że ta krajowa firma oferuje bardzo podobne i niespecjalnie innowacyjne produkty w porównaniu do innych, też niewielkich manufaktur. Przynajmniej takie są pierwsze wrażenia po zerknięciu na jej portfolio. Niemniej, im dłużej człowiek się przygląda kolumnom Megalith Audio, tym bardziej klarowny staje się jeden konkretny obrazek. Nie chodzi o innowacyjność, ale o możliwie jak najlepsze wykonanie, upichcenie dania smaczniejszego niż inni, choć opartego na podobnych składnikach.

Oferta Megalith Audio zdradza, że jest na rynku od niedawna, dostępne są póki co cztery produkty. Trzy spośród nich to podłogówki, uzupełnione monitorami SCX, a zatem daniem głównym niniejszej publikacji. Cennik polskiej operacji jest konkurencyjny w znakomitej większości krajów Europy, choć u nas pewnie będzie uchodziła za drogą, ew. bardzo drogą. SCX to nie tylko najmniejszy (choć wcale nie taki znowu mały!) produkt Megalith Audio, ale też najtańszy. Wyceniony jest na 9 990 zł, natomiast podłogowe paczki CX, PX i flagowiec GX są do kupienia po wydaniu odpowiednio 16 000, 20 000 i 38 000 zł. Powróćmy do SCX i zobaczmy o co w nich chodzi.

Budowa

Megalith Audio SCX to dwudrożne monitory podstawkowe, wentylowane bas-refleksem. Jednakże jak na tego typu konstrukcję, polskie paczki są duże i cholernie ciężkie. Zerknijcie tylko na zdjęcia, porównane do nich Xaviany Perla to mikrusy, są przez SCX-y dosłownie przytłoczone, znikają w obliczu dostarczonych mi czerwonych gigantów. Tak czy inaczej, najtańsze konstrukcje Piotra Panfica są dostępne w wielu wykończeniach, tj. fornirach i kolorach z palety RAL. Każda waży 17 kilogramów i mierzy (szer. x gł. x wys.) odpowiednio 20 x 40 x 40 cm. W majestacie takich gabarytów i masy pokuszę się o określenie SCX-ów przytłaczającymi. Choć dla osób przeliczających złotówki na kilogramy to pewnie zaleta, są tacy ludzie, nie żartuję. W każdym razie rzeczone paczki wyglądają na więcej niż mocne na dole pasma, na tyle, że obejdzie się bez dodatkowej kolumny niskotonowej. Cóż, to nie jest życzeniowe myślenie, powrócimy do tego tematu pod spodem. Póki co nadmienię jedynie, że Megalith Audio SCX na dole pasma nic nie brakuje.

Specyfikacja polskich paczek jest raczej standardowa. 7 omów to ich impedancja znamionowa, zalecane są piece o mocy około 80W, czułość wynosząca 86 dB to też klasyka gatunku, a punkt podziału zwrotnicy ustawiono na poziomie 3200 Hz. Pasmo przenoszenia od 38 do 20 000 Hz zamyka listę. Nic niezwykłego, prawda? Prawda, ale dobrze, to gdzie jest pies pogrzebany? Powróćmy do tematu możliwie jak najlepszego wykonania, a nie innowacyjności. Panowie z Megalith Audio postanowili tworzyć swoje produkty z myślą o wykorzystaniu możliwie jak najlepszych z dostępnych półproduktów, przynajmniej wg nich. Co z tego wyszło? Cóż, oceńcie sami; przyłącza głośnikowe WBT, przetworniki Scan-Speaka, okablowanie wewnętrzne QED, pasywne komponenty zwrotnicy Jantzena, Mundorfa, SCR-a i Intertechnik. Wystarczy jak na niecałą dychę widoczną na sklepowej półce? Powinno, choć z dobrych składników przedniej zupy nie upichci ktoś, kto o gotowaniu ma pojęcie takie, jakie ja mam o astronomii. Ale pomijając ten fakt, wymienione powyżej komponenty to faktycznie rzadki widok w cenie SCX-ów. Niezaprzeczalnie. Ale to nie koniec historii.

Megalith Audio SCX nie tylko wygląda masywnie, ale też tę masywność od rzeczonych paczek czuć na kilometr. Co prawda obudowa oparta na MDF-ie to standard rynkowy, ale po wstępnych oględzinach ten polski obrazek staje się jeszcze bardziej smakowity. SCX-y są znakomicie wykonane, osoba odpowiedzialna za montaż i stolarkę zna się na rzeczy. Front tych paczek jest najpewniej przyklejony do reszty, ale szczelina pomiędzy tymi elementami jest idealnie równa na całej powierzchni, nie widać też kleju. Zupełnie tak, jak gdyby to maszyna była za ten stan rzeczy odpowiedzialna, a wiadomo, że nie jest. W przeciwieństwie do ludzkich rąk. tak czy inaczej, przywiązanie do detali jest widoczne gołym okiem i bardzo dobrze. Front produktu jest przecięty czterema płaszczyznami, przypomina przez to nieco chociażby paczki firmy Diapason, choć tu różnice się kończą, bo kolumny tej firmy są dodatkowo zaokrąglone i najczęściej wykonane z drewna. W każdym razie to miło, że Piotr pokusił się o rzeczone wycięcia, SCX przez to nabiera nieco zadziorności, ostrości wizualnej i odróżnia się na tle innych, bardziej klasycznych konstrukcji. Konstruktor podpytany o to, czy jest w stanie jeszcze coś w tym temacie zdziałać, tj. w celu pogłębienia wizualnej oryginalności produktu, odrzekł, że na tę chwilę jest ciężko, musiałby zauważalnie podnieść cenę, a nie chce. Więc póki co jest to, co jest. A co jest, jest naprawdę świetne. Megalith Audio ma własną stolarnię, fornirowanie i lakierowanie są ogarniane u podwykonawców.

A skoro jesteśmy przy materiałach, trzy z czterech produktów polskiej manufaktury mają obudowy wykonane z MDF-u, natomiast najdroższy – GX – to już drewno. Ale diabeł tkwi w szczegółach. MDF MDF-owi nierówny. Obudowa SCX-ów jest niebywale sztywna i głucha. Jej front ma pięć centymetrów grubości, reszta ścian ponad połowę tego. To naprawdę rzadko spotykany widok, zwłaszcza w kontekście ceny produktu. Wytłumienie można określić tylko w jeden sposób, jest hojne. Piotr jest bardzo zadowolony z trzywarstwowej kanapki (ceramika + mata bitumiczna + filc) wg jego pomysłu. Najwyraźniej siedmiocalowe średnio-nisko-tonowce 18W/8545-01 Scan-Speaka potrzebują tego typu zabiegów. W tym miejscu wypada nadmienić, że jeden taki przetwornik to wydatek rzędu około 700 zł. elementarna matematyka podpowiada, że dwa kosztują około 1 400 zł. Nasuwa się jedno oczywiste pytanie: ile kolumn podobnych do SCX-ów jest tak wyposażonych? No właśnie…

Nie udało mi się dobrać do wysokotonowca, został przyklejony do obudowy. Ale widać, że to wyposażony w tekstylną kopułkę Scan-Speak z serii Classic. Powtarza się historia z ceną, dwa głośniki tego typu to kolejny +/- 1 400 zł. W każdym razie zarówno wysokotonowiec, jak i średnio-nisko-tonowiec pracują w tej samej komorze. Zwrotnica pasywna to filtr Butterwortha drugiego rzędu. Zamontowano ją na tylnej ścianie, blisko przyłączy głośnikowych, a następnie przykryto solidną porcją materiału tłumiącego. Komponenty są polutowane punkt-w-punkt, zgodne z deklaracjami producenta. Jakość montażu jest do zaakceptowania, widziałem dużo gorsze. Dostarczony produkt to wersja demonstracyjna, jedna z pierwszych, jakie powstały. Stąd wybaczam brak tabliczki znamionowej z kluczowymi informacjami.

Zazwyczaj interesuje mnie najbardziej dźwięk. Choć w przypadku Megalith Audio kilka rzeczy wymagało weryfikacji. Jakość wykonania całościowo i wykorzystane komponenty stoją na wysokim poziomie, to już wiadomo. Nie mam żadnych zastrzeżeń. Nadmieniam o tym dlatego, że to jeden z pomysłów Piotra na zatrzęsienie rynkiem. On nie wymyśla na nowo, ale przywiązuje uwagę do detali. I ma rację, innowacyjność nie jest konieczna, co innego należyte wykonanie. Dobór odpowiednich podzespołów i umiejętne połączenie ich to jest klucz. Piotr jest tego w pełni świadomy, to jego punkt zaczepienia. OK, wszystko jasne, pora się przekonać czy SCX jakością dźwięku dorównuje jakości wykonania.

Dźwięk

W celu należytego przetestowania monitorów Megalith Audio SCX, wykorzystane zostały czeskie Xaviany Perla. Zagrały też wzmacniacze Trilogy 925 i Sanders Sound Systems Magtech. Jak zawsze, LampizatOr Golden Gate (Psvane WE-101D + KR Audio 5U4G Ltd. Ed.) robił za źródło, natomiast Lumin T1 i Asus UX305LA pełniły naprzemiennie funkcję transportów cyfrowych. Ten pierwszy nawigowany był za pomocą iPada Air i dedykowanej mu aplikacji firmowej Lumin.

Budowa polskich paczek sugeruje kilka rzeczy. Niektóre to najzwyklejsza w świecie zgadywanka i od nich zacznijmy. Na pierwszy ogień idzie rozmiar. Skoro produkt jest duży, to może i robi tzw. duży dźwięk? A co z basem? Też kruszy skały, czy co? To raczej mało prawdopodobny scenariusz, ale… może? W porządku, tyle zgadywanek, czas na to, co zdradzają przetworniki. Wysokotonowiec ma tekstylną kopułkę, z kolei membrana średnio-nisko-tonowca to wysuszony papier (+środek wykonany z włókna węglowego). Miękkie materiały, bez dwóch zdań. Sugerują zatem, że podwyższone tekstury i nasycenie, brak ostrości i delikatne spowolnienie dźwięku są na rzeczy. Do pewnego stopnia myślenie o dźwięku SCX-ów w tych kategoriach ma sens. Większość wstępnych założeń nie tylko pokrywa się z rzeczywistością, ale też jednoznacznie daje do zrozumienia jaki dźwięk założyciele Megalith Audio lubią.

Polskie monitory grają, kolokwialnie pisząc, z dużymi cojones. W ich wypadku, w parze z niemałym pudłem rezonansowym idzie imponujący gabarytowo dźwięk. ‘Maleństwa’ SCX nie kryją się po kątach czy za rogiem ze swoim brzmieniem, tylko grają pewnie, mocno i bez jakichkolwiek wątpliwości po stronie słuchacza. Z miejsca wiadomo, o co chodzi. Określenie dźwięku SCX-ów jako nieco popisowy jest jak najbardziej na miejscu. Przynajmniej takie jest pierwsze wrażenie. Choć słychać też, że to nie dzieje się nagminnie, polskie paczki potrafią zagrać z gracją i powabem. Rzecz w tym, że nie każde nagranie jest w stanie to pokazać.

Zadziorność Megalith Audio SCX sprawia dużo frajdy. Ich balans tonalny w tym kontekście oznacza delikatnie osłabioną średnicę pasma i nieco podbite jego skraje. Przywołanie tutaj charakterystycznej V-ki jest jak najbardziej na miejscu, choć górki i dołki słyszalnych częstotliwości są niewielkie. Większość słuchaczy uznałaby, że charakterystyka SCX-ów jest równa. Idąc dalej, bas tych paczek jest wyjątkowo obecny. Sprężysty, hojny barwowo i całkiem nieźle zróżnicowany, choć nigdy nie jest nadęty, płaski, dudniący lub spowijający woal nad pasmem powyżej. Wyrazistość średniego podzakresu to niezaprzeczalnie plus. Podczas szybkich i zorientowanych na bębny utworów takich jak “Daraijin” formacji Kodo, niskotonowe przyłożenie jest świetnie. Należyte tąpnięcie pojawia się gdy trzeba, a poczucie obciętego pasma po prostu nie występuje. Bas jest znakomicie kontrolowany jako całość. Jego interakcja w moich czterech ścianach była pierwszorzędna, jakiekolwiek dudnienie nie miało miejsca. Subiektywnie stosunek barwy do zwarcia tego podzakresu był idealny, nic bym nie zmienił. Świetna robota!

Środek pasma był za to inny. Tam popisowość SCX-ów była bardziej utemperowana. Większy nacisk był położony na naturalność barw i spokój. Każdy instrument miał delikatnie miękki, choć w dalszym ciągu wyjątkowo wyrazisty charakter. Po raz kolejny strzał w dziesiątkę, zarówno pod względem nasycenia i zróżnicowania, ale też i czystej przyjemności. Zazwyczaj producent musi gdzieś pójść na kompromis, podbity bas dzieje się kosztem czego innego, lub odwrotnie. Ale nie tym razem, średnica SCX-ów była subiektywnie przyjemna i jakościowo nie odstawała od reszty. A skoro jesteśmy przy rozbiorze słyszalnego pasma na części pierwsze, wysokim tonom też nie mam nic do zarzucenia. Owszem, są lekko podbite, ale spokojne i nieprzesadnie doświetlone. Długość wybrzmień też trzyma poziom, całościowo jest przyjemnie i szeleszcząco gdy sytuacja wymaga. Jeżeli nieco przyciemnione Xaviany Perla umieścimy na jednym krańcu skali, a niepoprawnie amplifikowane, a zatem ostre Voxativy Zeth na drugim, SCX-y plasują się gdzieś pomiędzy. Rozdzielczość paczek Piotra jest naprawdę dobra i podana w niemęczący sposób. Zestawiwszy te wszystkie cechy razem, to imponujące jak dobrze zszyte są ze sobą przetworniki polskich monitorów. Duet Scan-Speaków z serii Classic jest wolny od dziur w paśmie, a następstwem jest spójny i naturalny dźwięk.

Opis powyżej sugeruje, że mamy do czynienia z gładkim, równym i spójnym zawodnikiem. Gdyby nie stereofonia, na tym spokojnie można by niniejszy test zakończyć i przejść do podsumowania. Jednakże bezpośredni, duży dźwięk tak ogólnie to jest spoiwo spektaklu, który SCX-y kreują. Ich producent sugeruje pomieszczenia o powierzchni 25 metrów kwadratowych lub mniejsze. Po kilkudniowych testach i roszadach sprzętowych myślę jednak, że rzeczone paczki odnajdą się spokojnie w znacznie większych pokojach. No chyba, że konkretny odbiorca musi mieć masę musującego trzewia basu. Natomiast sednem jest to, że moje skromne 24 metry kwadratowe zostały w trybie natychmiastowym wypełnione dźwiękiem po brzegi, to stało się bez zająknięcia czy wątpliwości. Im głośniej grała muzyka, tym lepszy był efekt. Z tytułu wrodzonych cech SCX-ów, te kolumny nie wybrzydzają co do repertuaru, zagrają dosłownie wszystko. Album “Drones” formacji Muse udowodnił to w znakomity sposób i historia ta powtórzyła się ze starym AC/DC, Mikiem Oldfieldem, Michaelem Goddardem, Kodo, Wardruną, wczesną twórczością Trenta Reznora, Queen, Fever Ray, Mari Boine i całej masy innej muzyki. Dźwięk na poziomie nieco ponad 80 dB okazał się być moim idealnym punktem, nawet pomimo tego, że zwykle aż tak głośno muzyki nie słucham. Ale w przypadku SCX-ów naprawdę ciężko było być wstrzemięźliwym, te paczki aż proszą się o dokładanie do pieca. Stąd od pewnego momentu przywiązanie do nieprzesadzania w tym względzie poszło w las i robiłem co chciałem. Tym razem głośne słuchanie równało się niczym nieskrępowanej przyjemności.

Powracając do stereofonii, jest hojna pod względem szerokości i głębokości, choć wydarzenia są podawane nieco niżej niż zazwyczaj. SCX-y główny obraz malują pomiędzy paczkami i nieco za nimi, co przydaje przekazowi nieco przestrzenności. Warto też mieć na uwadze, że polskie monitory nie znikają zupełnie z pomieszczenia, zawsze ma się delikatną świadomość, że jednak da się je zobaczyć. Po dwudniowych eksperymentach, dzielił je metr i półtora odpowiednio do ścian bocznych i tylnej, tj. tej na wprost słuchacza. W moim pomieszczeniu odsłuchowym dodatkowe zabiegi nie przynosiły dalszej poprawy. Ale sednem jest to, że uzyskany efekt był całościowo imponujący. Przez przywołany powyżej duży dźwięk należy rozumieć duże, widoczne, dobrze wypełnione bryły należycie od siebie odseparowanych instrumentów. Nie są przyklejone jeden do drugiego, bez przeszkód idzie wyczuć powietrze pomiędzy nimi.

Czas odpowiedzieć na pytanie, gdzie model SCX niedomaga. Choć przestrzeń generowana przez te paczki jest hojna i jakościowo dobra, dodatkowe warstwy mogłyby być bardziej wyraźnie zaznaczone. To by z pewnością zwiększyło doznania. Kolejny przystanek to czysta rozdzielczość i organiczność dźwięku. Da się lepiej, choć za inne pieniądze. Te aspekty nie stanowią wąskiego gardła, po prostu nieco odstają od udanej reszty i to jest jak najbardziej w porządku. W końcu nie można mieć wszystkiego w cenie poniżej 10 000 zł. W tym miejscu nadmienię tylko, że SCX broni się całościowo, to jest rzecz najważniejsza. Nie pozostawia niedosytu, nie ma się przeświadczenia, że coś mogłoby być lepiej zrobione, te kolumny grają na to zbyt spójnie. Niedociągnięcia wychodzą dopiero podczas krytycznego odsłuchu, a taki mało kto uprawia. W każdym razie jestem przekonany, że każdy nowicjusz w świecie audio będzie pod dużym wrażeniem SCX-ów. Choć tak po prawdzie to niejeden weteran także zaskoczy się tym, jak spójnie i swobodnie te paczki grają.

Na zakończenie jedno porównanie jest na rzeczy, a także kilka roszad sprzętowych. Xaviany Perla grają dźwiękiem ciemniejszym i mniejszym, ich bardziej intymny i skupiony na środku pasma charakter to ich karty przetargowe. Co więcej, bas czeskich skrzynek nie ma mocy, szybkości i skali tego robionego przez SCX-y. Łatwo wychwycić, że obydwa te produkty zostały zestrojone zupełnie inaczej. Jeżeli miałbym teraz wybrać subiektywnie przyjemniejszy, zdecydowałbym się na polskie paczki. Choć grają zupełnie inaczej niż model Perla, zaspokają więcej moich subiektywnych potrzeb. Spośród mojego stadka sprzętów, najlepsze połączenie powstało z integrą Trilogy 925, przetwornikiem Golden Gate oraz okablowaniem Audiomica Laboratory. Fakt, ten zestaw to finansowy przerost formy nad treścią. Choć, będąc zupełnie szczerym, SCX-y w tym towarzystwie świetnie oddały charakter tego systemu, nie narzuciły mu przesadnie swojego własnego, co uważam za spory plus. Po zmianie wzmacniacza na amerykański model Magtech, dźwięk przyspieszył, ale stał się lżejszy na dole pasma i krótszy. Barwowo było przyzwoicie, ale tutaj 925-ka zawsze wyjątkowo dobitnie pokazuje swoją wyższość. Chyba najbardziej bolało mnie spłaszczenie sceny w wydaniu amerykańskich pieca i przedwzmacniacza. Owszem, spokojnie można żyć z tym dźwiękiem. Ale po przesiadce na Trilogy 925 po prostu nie patrzy się za siebie.

Podsumowanie

Podstawkowce Megalith Audio SCX okazały się być wyjątkowo przyjemnym produktem. Wstępne oczekiwania były ostrożne. Ktoś, kto przerobił wiele podobnych konstrukcji zapewne podziela ten punkt widzenia, lub nie ma żadnych oczekiwań. Jednakże zawsze jest szansa, że wstępnym rzucie oka sytuacja nabierze koloru, efekt będzie lepszy niż pierwotnie zakładano i właśnie tak stało się z monitorami SCX. Intencją ich twórcy nie było zrewolucjonizowanie świata audio; silenie się na oryginalność czy udziwnienia. Zamiast tego chciał stworzyć możliwie jak najlepszy produkt podstawkowy w swojej cenie. Taki był pierwotny zamysł. Pozostaje mi dodać, że Piotrowi Panficowi udał się ten plan.

Gdybym miał opisać model SCX jednym tylko słowem, padłoby na uczciwość. To są bardzo uczciwe paczki tak ogólnie. Wykonano je bardzo dobrze, jak gdyby z tyłu głowy ich twórcy siedział chochlik, który mu nieustannie szeptał, że mają wytrzymać dosłownie wszystko. Dużo uwagi poświęcono wytłumieniu obudowy i dokładnie to samo można powiedzieć o wykorzystanych częściach. Seria Classic Scan-Speaka jest dobrze znana i lubiana w środowisku DIY, stąd zdanie się na nią nie jest niczym nadzwyczajnym, prawda? Nie do końca. Przetworniki warte około 3 000 zł w kolumnach kosztujących nieco ponad trzy razy tyle na półce w sklepie, a zatem wykonanych przez firmę z prawdziwego zdarzenia to zdecydowanie nie jest częsty widok. Takie poświęcenie jest jak najbardziej godne pochwały. Na dokładkę jedynie dodam, że pod względem jakości wykonania nie mam nic złego do napisania na temat modelu SCX.

Wziąwszy wszystkie aspekty dźwiękowe pod uwagę, Megalith Audio SCX to paczki zorientowane na dostarczanie przyjemności. Zagrają z każdą muzyką pod słońcem i zawsze pokażą jej ludzkie oblicze. Nie stanowią szkła powiększającego dla niej. Co więcej, grają z wykopem, robią naprawdę duży dźwięk, ale są też gładkie w odbiorze, naturalne barwowo i z odpowiednim ładunkiem na samym dole pasma. Jeżeli tylko ktoś zaczyna przygodę z audio wysokich lotów, z SCX nie ma szans na pomyłkę. Są zbyt uniwersalne na to, zbyt szerokie spektrum pokrywają. Choć tak po prawdzie to i koneserzy, którzy mają do wydania dychę z okładem nie powinni przechodzić obok monitorów Piotra Panfica obojętnie. Wręcz przeciwnie, stosunek ceny do jakości modelu SCX jest zdecydowanie wart uwagi nawet wytrawnego hobbysty. Na zakończenie mam szczerą nadzieję, że niniejszy materiał pomoże lokalnej załodze Megalith Audio. Ponieważ ich najtańszy produkt okazał się bardzo dobry, uważam, że zdecydowanie zapracowali na uznanie i szerszy rozgłos. Do natępnego.

Platforma testowa:

  • Wzmacniacz: Trilogy 925, Sanders Sound Systems Magtech + preamplifier
  • Źródło: Lampizator Golden Gate (Psvane WE101D-L + KR Audio 5U4G Ltd. Ed.)
  • Kolumny: Boenicke Audio W8
  • Transport: Asus UX305LA, Lumin T1
  • Kable głośnikowe: Forza AudioWorks Noir Concept, Audiomica Laboratory Celes Excellence
  • Interkonekty: Forza AudioWorks Noir, Audiomica Laboratory Erys Excellence
  • Zasilanie: Gigawatt PF-2 + Gigawatt LC-2 MK2 + Forza AudioWorks Noir Concept/Audiomica Laboratory Ness Excellence
  • Stolik: Lavardin K-Rak
  • Music: NativeDSD

Ceny produktów w Polsce:

  • Megalith SCX: 9 990 zł

 

Dostawca: Megalith Audio