MORE AUDIO CS100

by Marek Dyba / January 1, 2025

Z Tomkiem Kursą znamy się od lat, więc gdy ktoś taki mówi mi o „bardzo ciekawej nowej polskiej marce wzmacniaczy” traktuję to poważnie. A gdy zaraz potem mam okazję poznać osobiście ludzi za nią odpowiedzialnych i rzucić uchem na ich wzmacniacz w trakcie AVS 2025 nie mam już wyjścia – muszę posłuchać MORE audio CS100 u siebie i opisać swoje wrażenia dla Państwa. Zapraszam na test.

Wstęp

Zupełnie niedawno opisywałem dla Państwa wzmacniacz hybrydowy pochodzący z mojego rodzinnego Śląska, czyli OSV HT-50 (test w języku angielskim TU), a teraz mam okazję zaprezentować kolejne ciekawe urządzenie z tego samego regionu Polski. Jasne, że w tej całej zabawie chodzi przede wszystkim o dobry dźwięk i jak najlepszą prezentację muzyki, ale sentyment do rodzinnych stron drzemie chyba w każdym z nas, więc lokalizacja producenta jakieś tam malutkie znaczenie ma, przynajmniej na etapie poznawania osób za nim stojących.

W tym przypadku to dwóch panów, z których co najmniej jednego kojarzyłem z pokoju DIY na AVS w Warszawie sprzed (dobrych) kilku lat, czyli Jan Siwy i Tomasz Dębski. W 2024 jednakowoż w jednym z pokoi Hotelu Radisson Blu Sobieski ich w pełni już komercyjny wzmacniacz MORE audio CS100 napędzał nową wersję kolumn wspomnianego Tomka Kursy, czyli AudioForm M200, które po raz pierwszy testowałem w 2018 roku. Tak się złożyło, że przed tegorocznym AVS słuchałem nowej wersji tych paczek, a na samą wystawę została przygotowana kolejna poniekąd uwzględniająca moje uwagi (mam ją teraz u siebie i jest znakomita!). System uzupełniały inne polskie komponenty, w tym DAC MuzgAudio, a także okablowanie i serwer muzyczny Perfect Connection i razem grało to naprawdę dobrze. System był ciekawy także dlatego, że nawet razem mieścił się w rozsądnych (w kategoriach audiofilskich, rzecz jasna) granicach cenowych. A że ja zawsze jestem łasy na dobre polskie produkty musiało się to skończyć lądowaniem CS100 w moim pokoju.

Jako że jest to młoda marka, którą prezentujemy w HiFiKnights po raz pierwszy, poprosiłem obu panów o przedstawienie siebie i swojej firmy. Oto co mi napisali:

Tomasz Dębski:

„Od najmłodszych lat fascynowała mnie zarówno muzyka, jak i elektronika, ze szczególnym naciskiem na tę związaną z dźwiękiem. Początkowe, amatorskie konstrukcje, skupione wokół efektów i urządzeń dla gitar, oraz kilkuletnie doświadczenie gry na tym instrumencie, stały się solidnym fundamentem mojej późniejszej drogi. Dzięki częstemu kontaktowi z instrumentami, wykształciłem w sobie precyzyjne postrzeganie barwy i niuansów dźwiękowych, co do dziś ułatwia mi ocenę wierności odtwarzanej muzyki, szczególnie w kontekście sprzętu Hi-Fi.

Praca w firmie G-lab, gdzie projektowaliśmy efekty i sterowniki dla gitarzystów z całego świata, była niezwykle cenną lekcją. Projektowanie elektroniki pracującej w torze sygnałowym przed wzmacniaczami gitarowymi o tak dużym wzmocnieniu nauczyło mnie absolutnej precyzji. Nawet najdrobniejsze błędy konstrukcyjne były natychmiast słyszalne, co wymuszało dbałość o każdy detal i bezkompromisową eliminację szumów oraz zakłóceń. Ta dbałość o techniczną perfekcję szła w parze ze świadomym kształtowaniem sygnału, w tym zniekształceń, tak ważnych dla brzmienia gitary. To doświadczenie nauczyło mnie projektowania układów zarówno zniekształcających, jak i wiernie odtwarzających sygnał. Myślę, że to właśnie praca nad układami o tak różnym charakterze pozwoliła mi spojrzeć na projektowanie audio z dwóch komplementarnych perspektyw.

Równolegle do pracy zawodowej, zajmowałem się projektowaniem wzmacniaczy Hi-Fi. Początkowo ucząc się, kopiowałem istniejące schematy, jednak z czasem zacząłem od nich odchodzić, poszukując własnych, innowacyjnych rozwiązań. Eksperymentowałem z różnymi topologiami, od konstrukcji hybrydowych po układy tranzystorowe, dążąc do jak najczystszego i najbardziej naturalnego brzmienia. Z czasem zrozumiałem, że kluczem do sukcesu jest upraszczanie ścieżki sygnału, przy jednoczesnym dopracowaniu otoczenia układu, aby zapewnić stabilność i przewidywalność parametrów. Te eksperymenty pokazały mi też, że doskonałe wzmacniacze można budować w całości na krzemie, eliminując wady lamp, takie jak konieczność ich wymiany po pewnym czasie, wysokie napięcia i dryft parametrów.

Od lat namawiano mnie do założenia własnej firmy, ale czekałem na odpowiedni moment. Ten nadszedł w 2022 roku, kiedy zrodził się pomysł na nową, innowacyjną topologię. Dzięki niej powstał na tyle wyjątkowy wzmacniacz, że postanowiłem podzielić się nim z innymi. Po miesiącach intensywnej pracy i serii prototypów, w 2024 roku zaprezentowaliśmy światu CS100 marki MORE audio. „MORE” to nie tylko nazwa, to filozofia. Dążymy do tego, by muzyka brzmiała jak najpełniej i najbardziej naturalnie, wierząc, że każdy zasługuje na doświadczanie jej w najpiękniejszej odsłonie. To także obietnica ciągłego rozwoju i poszukiwania nowych możliwości w świecie elektroniki audio. MORE to nasza misja.”

Jan Siwy:

„Moja historia z muzyką i elektroniką, czyli droga do MORE audio zaczęła się między 1987 a 1992 rokiem, czyli w czasach szkoły średniej. To właśnie wtedy, w okresie pełnym odkryć, kształtowały się moje pasje i zainteresowania, które wpłynęły na to, kim jestem dziś. Ogromny wpływ na moją wrażliwość muzyczną miały audycje radiowe, takie jak „Wieczór płytowy” prowadzone przez Tomasza Szachowskiego i Marka Gaszyńskiego. Pamiętam pierwsze muzyczne fascynacje, chwile głębokiego przeżywania dźwięków – to były doświadczenia, które zapadają w pamięć na całe życie. Wtedy zrodziła się moja miłość do muzyki, która szybko połączyła się z kolejną pasją – elektroniką i mikroprocesorami. Już wtedy lubiłem budować, eksperymentować i tworzyć.

Wybór studiów był dla mnie oczywisty – Wydział Elektroniki Politechniki Wrocławskiej. Życie akademickie miało swoje priorytety: ekspres do kawy i… wzmacniacz, który zbudowałem własnoręcznie i zabrałem do akademika. Mówiąc półżartem, ten wzmacniacz i potężne głośniki, które nieraz budziły towarzyszy żaków, wywarły wówczas wręcz osobowy wpływ na moje dzisiejsze życie. To urządzenie nie było tylko sprzętem; było symbolem moich ambicji i kreatywności.

Niedługo po studiach podjąłem pracę jako konstruktor elektronik w dużej firmie produkcyjnej. Nasze projekty trafiły do tysięcy użytkowników, ale co ważniejsze, to tam spotkałem Tomasza – mojego dzisiejszego wspólnika. Tomasz pracował nad urządzeniami dla marki GLAB, a przez dwanaście lat wspólnie tworzyliśmy, uczyliśmy się i rozwijaliśmy. Po tym czasie nasze drogi na chwilę się rozeszły – Tomasz zdecydował, że wraca do konstruowania, a ja przyjąłem rolę menedżera działu badawczo-rozwojowego. Jednak los chciał, abyśmy spotkali się ponownie i połączyli siły w MORE audio.

Powstanie marki MORE audio to dla mnie fascynujący powrót do początków – do młodzieńczych pasji, miłości do muzyki i technologii. Razem z Tomaszem wykorzystujemy lata zdobywanych doświadczeń, sukcesów i porażek, aby stworzyć coś wyjątkowego. Tworzymy nasze urządzenia na własnych zasadach, kierując się zarówno technologiczną rzetelnością, jak i muzykalnością – wartościami, które są fundamentem DNA naszej marki. Dla mnie MORE audio to więcej niż firma. To realizacja wizji i powrót do tego, co zawsze mnie inspirowało: połączenia inżynierskiej precyzji z prawdziwym oddaniem muzyce. Wierzę, że poprzez organiczny rozwój naszej marki pokażemy, jak robić rzeczy dobrze, autentycznie i z pasją.”

Budowa i cechy

MORE audio CS100 to ‘prosty’ wzmacniacz zintegrowany. Przez ‘prosty’ rozumiem, że to jego prymarna i jedyna funkcja. Na jego pokładzie nie znajdziecie DACa, streamera, przedwzmacniacza gramofonowego, Bluetootha, czy wzmacniacza słuchawkowego. To może nie tyle ‘prosty’, ile raczej ‘czysty’ tranzystorowy wzmacniacz zintegrowany, który wyróżnia się na tle większości dostępnych na rynku faktem, iż jest to układ single ended. To urządzenie nieprzesadnie duże, mierzy bowiem 340 x 180 x 330 mm ważąc przy tym 15 kg. Jednocześnie, oferuje aż 100W mocy na kanał (dla 8Ω, a wartość tę podwaja dla 4Ω), więc można założyć, iż bez większego wysiłku poradzi sobie z napędzeniem większości kolumn dostępnych na rynku. Jego funkcjonalność ogranicza się do czterech wejść liniowych niesymetrycznych (RCA), selektora wejść i regulacji głośności, przy czym obie te funkcje obsługiwane są albo z pomocą przycisków ulokowanych w pokrywie obudowy, albo z pomocą pilota zdalnego sterowania.

Front urządzenia to aluminiowy panel w kolorze srebrnym, acz jego dolna część, do mniej więcej 1/3 wysokości, to czarne szkło. Na nim znalazło się logo firmy oraz diody pokazujące aktywne wejście i nietypowy wskaźnik poziomu głośności. Wejścia są ponumerowane z tyłu, ale na froncie reprezentują je cztery nieopisane, podświetlane na czerwono (tzn. to wybrane w danym momencie) pionowe wskaźniki. Odczyt aktualnego poziomu głośności nie jest wcale tak prosty, jakby mogło się wydawać po prostej podziałce także składającej się z rzędu kolejnych (tej samej wielkości) pionowych, białych kreseczek, odpowiednio podświetlanych czerwonymi diodami.

Rzecz w tym, że skala głośności jest dwu-członowa. Najpierw w podziałce umieszczono cztery kreseczki, a potem osobno kilkanaście kolejnych. Przy pogłaśnianiu najpierw zapala się jedna z tych czterech, a po prawej stronie w dłuższym rządku zapalają się kolejne diody. Gdy zapali się ostatnia z nich, w pierwszym rządku zapala się druga kreseczka, a dłuższy rządek jest podświetlany od początku. I tak cztery razy, jeśli ktoś dojedzie z głośnością aż tak daleko (co w praktyce raczej nie nastąpi). Jak mi mówił jeden z twórców CS100, pomysł na to rozwiązanie wziął się z prozaicznej przyczyny, tzn. Nie było na froncie dość miejsca, by zrealizować taki wskaźnik ‘w całości’, bo musiałby zająć całą szerokość frontu. Prościej więc było zdecydować się na wariant, gdzie skala dochodzi do końca, a potem przeskakuje na ‘wyższy’ bieg i zaczyna się już na nim od początku.

Wracając do obudowy – ta wykonana jest w całości z aluminium z tym, że pozostałe elementy (oprócz frontu) malowane są na czarno. Dotyczy to zarówno solidnych karbowanych radiatorów na obu bokach, jak i tylnej ścianki. Pokrywa wzmacniacza jest ‘dziurkowana’ co jeszcze usprawnia wentylację wnętrza urządzenia. Wspomniane fizyczne przyciski wpuszczono w aluminiową płytkę umieszczoną centralnie na górnej powierzchni wzmacniacza przy jego przedniej krawędzi. Producent zdecydował się na dobrej klasy gniazda RCA marki Neutrik z serii profesjonalnej, a gniazda głośnikowe pochodzą z firmy CMC. Pilot w zestawie to co prawda jednostka wykonana z plastiku, ale smukła, poręczna, ma duże przyciski i naprawdę nieźle wygląda. Znam wiele dużo droższych produktów audio, które dostarczane są ze zdecydowanie gorzej wyglądającymi i wykonanymi pilotami. W tym przypadku ja na plastik narzekać nie będę.

Zaglądając do wnętrza zobaczymy, że sekcja przedwzmacniacza w postaci selektora źródeł oraz regulacji głośności została zamontowana wprost za gniazdami wejściowymi, co skraca ścieżkę sygnału do niezbędnego minimum. Selektor wejść wykorzystuje wysokiej klasy przełączniki analogowe. Jak piszą konstruktorzy MORE audio, zaletą takiego podejścia w stosunku do rozwiązań przekaźnikowych jest dalsza poprawa jakości ścieżki sygnału w zakresie obniżenia pojemności pasożytniczych i indukcyjności połączeń.

Kolejnym stopniem wzmacniacza jest bufor wejściowy zapewniający wysoką impedancję wejściową wynoszącą 100 kOhm. Tak wysoka stała impedancja nie obciąża źródeł sygnału bez względu na jakość ich buforów wyjściowych. Dodatkową zaletą jest izolacja następnego stopnia przedwzmacniacza. Panowie Tomasz i Jan podkreślali w rozmowie ze mną, jak duży nakład pracy badawczej poświęcili regulacji głośności. Po testach odrzucili gotowe rozwiązania (układy scalone) ze względu na zbyt duże zniekształcenia. Ostatecznie w CS100 zastosowano drabinkę rezystorową przełączaną wysokiej klasy przełącznikami analogowymi. Takie rozwiązanie zapewnia bardzo niskie zniekształcenia w całym zakresie tłumienia. Tłumik pracuje w zakresie od 0 do -64dB w 64 krokach co 1 dB.

Ostatnim stopniem przedwzmacniacza jest bufor wyjściowy. Jego wysoka impedancja wejściowa nie obciąża regulatora głośności, a niska impedancja wyjściowa pozwoliła uprościć następny stopień, czyli wzmacniacz napięciowy. Wzmocnienie tego stopnia wynosi 36dB, co daje czułość wejściową na poziomie 600mVpp dla regulatora głośności ustawionego na 0dB. Tak wysoka czułość w połączeniu z szerokim zakresem regulacji tłumienia pozwala CS100 współpracować z różnymi źródłami o szerokim zakresie napięć wyjściowych.

Ostatnim stopniem jest bufor prądowy. Podobnie jak wszystkie pozostałe stopnie, zbudowano go w topologii SE (single ended). Dzięki specjalnej konstrukcji pracuje on w klasie AB ze stosunkowo niskim prądem spoczynkowym. Ma to sprawić, iż wzmacniacz jest sprawniejszy energetycznie, a w efekcie może być znacząco mniejszy niż urządzenia pracujące w czystej klasie A. Szczególny nacisk konstruktorzy położyli także na stabilizację punktu pracy tranzystorów końcowych. Prąd spoczynkowy utrzymywany jest z dokładnością do 5%. W ostatnim stopniu znajdują się dwa lokalne sprzężenia zwrotne dodatnie i ujemne. Dzięki temu uzyskano efektywnie ujemną impedancję wyjściową. Oznacza to, że pod obciążeniem sygnał wyjściowy nie spada, a delikatnie rośnie. Rozwiązanie to zapewnia dużo lepszą kontrolę głośników niż w klasycznych konstrukcjach.

We wzmacniaczu nie zastosowano globalnej pętli sprzężenia zwrotnego, a jedynie lokalne sprzężenia w poszczególnych układach. Nie jest to konstrukcja dual mono, ale kanały są w pełni rozdzielone a punkt wspólny znajduje się w zasilaczu. Ten ostatni zbudowany jest w oparciu o wysokiej klasy transformator toroidalny o mocy 400VA. Wykorzystano w nim również kondensatory filtrujące o łącznej pojemności 88 000 uF. Kontrolą wzmacniacza zajmuje się układ z mikroprocesorem nadzorujący prawidłowość napięć, sterujący sekwencją załączania i wyłączania zasilania, układami przedwzmacniacza i ledami panelu przedniego oraz odbierający sygnał z pilota IR. W celu izolacji go od układów wzmacniacza jego zasilaniem zajmuje się osobny zasilacz z transformatorem.

Cały tor sygnału jest w pełni dyskretny i zbudowano go z użyciem tranzystorów bipolarnych, a jedynie tranzystory końcowe to MOSFETy. Płytka wzmacniacza to specjalny projekt, w którym tranzystory nie są montowane na brzegu, ale w środku, co redukuje do minimum długość ścieżki sygnału. Płytki końcówek mocy zaprojektowane są jako symetryczne (osobno kanał lewy i prawy), acz konstruktorzy zadbali by były one odbiciami lustrzanymi.

Do wzmacniacza oprócz wspomnianego już pilota zdalnego sterowania, dołączany jest kabel zasilający wykonany z wysokiej jakości kabla firmy LAPP. Wzmacniacz dostarczany jest w dedykowanej, solidnej metalowo-drewnianej skrzyni, która gwarantuje bezpieczeństwo urządzenia w trakcie transportu.

Brzmienie

Wzmacniacz zintegrowany MORE audio CS100 trafił do mnie co prawda prosto z Audio Video Show, ale na odsłuchy musiał poczekać dość długo, jako że zmuszony byłem zajmować się innymi niezwiązanymi z audio sprawami. Gdy więc w końcu mogłem usiąść do jego posłuchania w moim systemie sporo się działo, po części z racji narastających przez miesiąc recenzenckich zaległości, a po części z powodu pewnych (skumulowanych z tych samych powodów) zmian świeżo do niego wprowadzonych. Owe zmiany to po pierwsze wymiana gramofonu. Podkreślam użycie słowa ‘wymiana’ a nie ‘zamiana’, jako że mój J.Sikora Standard Max, którego używałem od lat, który był jednym z pierwszych produkcyjnych egzemplarzy i w związku z tym był przez te wszystkie lata kilka razy upgradowany, został zastąpiony sztuką z aktualnej produkcji. Teoretycznie to ten sam gramofon (choć teraz czarny, a nie srebrny), zamontowaliśmy (dziękuję fantastycznej ekipie J.Sikora!) te same ramiona i wkładki, ale pewne, drobne różnice w budowie w porównaniu do posiadanego wcześniej występują.

Druga (na razie rozpatrywana jako ‘potencjalna’) zmiana nastąpiła w przeddzień rozpoczęcia poważnych odsłuchów CS100. Brakowało mi w systemie zbalansowanego źródła więc rozpocząłem dyskusje z LampizatOrem (bo mojego Pacifica 2 kocham!) na temat ewentualnej wymiany na wersję zbalansowaną. Na początek jednakże do odsłuchu i testu dostałem Posejdona, ale Pacific 2 SE na razie u mnie też został. W czasie odsłuchów wzmacniacza MORE audio CS100 korzystałem więc na przemian z obu. No i w końcu, zważywszy na dużą moc testowanej integry, zamiast MACHów 4 jako głównych głośników w tym teście używałem moich Ubiqów Model One Duelund Edition, czyli dużych, 3-drożnych podłogówek w obudowie zamkniętej, na pewno bardziej wymagających dla wzmacniaczy niż GrandiNote. No dobrze, po wyjaśnieniu zmian w moim systemie referencyjnym, przejdźmy w końcu do rzeczy.

Oryginalny projekt z prądowym buforem pracującym w układzie single ended w klasie AB, aż 100 watów mocy na kanał (dla 8Ω) oraz wystawowy odsłuch z AVS obiecywały mnóstwo ciekawych wrażeń. Choć CS100 nie należy do kategorii ogromnych wzmacniaczy wspomniana relatywnie wysoka moc sprawiała, że obawiałem się potężnego, może nieco ofensywnego brzmienia (choć niczego takie w czasie prezentacji w Radisson Blu Sobieski nie doświadczyłem). Nic z tych rzeczy. Swoboda – tak, świetna kontrola głośników – tak, mocne łupnięcie basu (gdy trzeba) – i owszem. Od początku było również jasne, że to granie gęste, delikatnie ciepłe, nasycone, równe w całym pasmie i bogate w informacje z tymi najdrobniejszymi włącznie. Ujmując rzecz inaczej, raczej dojrzałe, pełne i wyrafinowane, przypominające mi w tym bardziej dobre lampy i tranzystory w klasie A, niż mocne tranzystory w klasie AB bazujące czasem (acz przyznaję, że w ostatnich latach coraz rzadziej) na dobitności, prężeniu (potrzebnie czy nie) muskułów, a czasem super-detaliczności/przejrzystości.

Tak naprawdę, wiedząc że to układ single ended, choć tranzystorowy, bazując na doświadczeniu, mogłem się (przynajmniej w jakimś stopniu) spodziewać tego rodzaju dźwięku. To znaczy, grania swobodnego (powtarzam się, ale to wcale nie jest aż tak powszechnie spotykana cecha), otwartego, pełnego powietrza, z dużą rolą wybrzmień i pogłosu (w nagraniach, gdzie one występują, rzecz jasna) i ponadprzeciętnym, trójwymiarowym obrazowaniem. Dorzućmy do tego kolejną ważną dla realizmu prezentacji cechę, czyli umiejętność przekonującego oddania akustyki nagrań. Bo w tym zakresie właśnie tranzystory nigdy nie dorównują najlepszym lampowym SETom, ale niektóre, w tym MORE audio CS100, potrafią się mocno do nich zbliżyć.

Nie jest tajemnicą, że to właśnie namacalność i ‘obecność’ dźwięku należą do cech, za które kocham SETy, i których szukam z powodzeniem, bądź bez, we wszystkich testowanych urządzeniach niezależnie od technologii w nich wykorzystanych. Gdy więc przede wszystkim w nagraniach koncertowych usłyszałem i poczułem ich akustykę przed sobą, a czasem i niemal wokół siebie, mój początkowy entuzjazm w odniesieniu do testowanego urządzenia jeszcze bardziej wzrósł. Taki efekt, albo po prostu sięganie do największych zalet konstrukcji lampowych, konstruktorzy osiągają na różne sposoby, najczęściej tworząc konstrukcje hybrydowe (vide choćby wzmacniacze Circle Labs, Tenor Audio, czy wspominane już OSV).

Nielicznym, tu w pierwszym rzędzie do głowy przychodzi mi GrandiNote, Pass, a teraz już także i MORE audio, potrafią osiągnąć tak przekonującą rekreację akustyki nagrań wyłącznie z pomocą silikonu. I chwała im za to. W końcu nie brakuje miłośników muzyki, którzy brzmienie lamp kochają, ale z takiej czy innej przyczyny, nie chcą ich stawiać w swoim pokoju. W moim odczuciu, to przede wszystkim dla nich właśnie, acz i wszystkich pozostałych miłośników muzyki, zwłaszcza tych, dla których muzyka „live” jest podstawowym źródłem odniesienia, MORE audio stworzyło swój pierwszy wzmacniacz.

Integra MORE audio CS100 w ślepym odsłuchu pewnie nie jedną osobę byłaby w stanie ‘oszukać’ kreując pięknie trójwymiarowe, obecne spektakle muzyczne, w których wybrzmienia, pogłos, tudzież inne elementy składające się na akustykę nagrań grają dużą rolę, niczym w rasowej ‘lampie’. Oczywiście, w zależności od rodzaju muzyki (ale i napędzanych kolumn i wielkości pokoju), pojawiłyby się również cechy, wskazujące na bardzo dobrą kontrolę głośników i wysoką moc sugerujące tranzystory w torze. Niemniej, przynajmniej dla mnie, te cechy umownie ‘lampowe’ były na tym etapie odsłuchów ważniejsze.

CS100 nie gra jednakże wcale ani jak typowa lampa, ani jak typowy mocny tranzystor, bo choćby niski, mocny bas nie jest bynajmniej super-twardy, nie jest przesadnie, a już na pewno nie sztucznie konturowy, tylko raczej gęsty, barwny, delikatnie ciepły i ciut okrągły, ale przy tym bardzo dobrze zróżnicowany. Owo zaokrąglenie i ‘ciepło’ spokojnie mieszczą się w granicach naturalności brzmienia, nie mając nic wspólnego z podbarwieniami. To dlatego tak znakomicie brzmiały kontrabasy czy to Christiana McBride, Frédérica Alarie, Raya Browna, czy Stanleya Clarke’a, których posłuchałem naprawdę długo. Były potężne, schodziły bardzo nisko, miały odpowiednią zwartość i szybkość, ale nie były suche, nie były sztucznie konturowane. Czarowały barwą, mocą i głębią brzmienia, w nagraniach ‘live’ zachwycając mnie także ‘obecnością’ dużego, namacalnego ‘body’ (znowu) godną dobrej lampy.

Tyle że, gdy po etapie ‘kontrabasowym’ sięgnąłem po popisy gitarzystów basowych (elektrycznych, gwoli jasności) czyli krążki z Marcusem Millerem, Victorem Wootenem, czy Jaco Pastoriusem to testowany wzmacniacz świetnie poradził sobie także i z oddaniem szybkich, twardych ‘kopnięć’, czy wzmacnianego, bardzo niskiego, nasyconego do granic możliwości zejścia. Zachowywał przy tym bardzo dobre różnicowanie, które zapewniało pełnię wrażeń z popisów mistrzów tego instrumentu. Nie sposób było również nie zwrócić w końcu uwagi na kolejny aspekt, czyli świetne prowadzenie tempa i rytmu, uzupełnione doskonałym timingiem.

Oczywiście i wcześniej tzw. PRAT działał bez zarzutu, ale po prostu przyjąłem go jako rzecz naturalną nie zwracając nań uwagi. Teraz kiwając nieustannie głową i wystukując rytm kończynami w końcu uświadomiłem sobie, jak dobrze, ponadprzeciętnie dobrze, CS100 radzi sobie i z tym aspektem muzyki. Potwierdził to również i kolejny, kapitalny krążek Tadeusza Nalepy „Najstarszy zawód świata”, gdzie oprócz pokazu, jak dobrze MORE audio CS100 czuje bluesa, z ekscytacją słuchałem i niby takiego zwykłego, ale tak naprawdę zupełnie niezwykłego głosu mistrza, jego pięknie brzmiącej, pełnej uczucia gitary, ale i np. bardzo prawdziwe brzmiących Hammondów.

Kontynuując przygody z wokalami, damskimi i męskimi, bluesowymi, jazzowymi, rockowymi, a w końcu i operowymi zastanawiałem się czemu brzmią tak znajomo i tak dobrze jednocześnie. Chwilę mi to zajęło, ale w końcu doszedłem do oczywistego wniosku, że to, co tak bardzo przypadło mi do gustu, to bardzo ‘lampowa’ naturalność ich brzmienia. ‘Lampowa’ rodem raczej z SETa niskiej mocy, ale nie potężnego push-pullowego wzmacniacza. Jest w tym brzmieniu bowiem nie tylko gładkość, gęstość i naturalne ciepło, ale i odrobina słodyczy połączonej z klarownością i dźwięcznością (taką pełną, a nie jazgoczącą) słyszalne w górnej części pasma. To granie namacalne i obecne, jak już wspominałem, ale jednocześnie zrelaksowane, niemęczące nawet po wielu godzinach słuchania. Integra MORE audio bardzo dobrze nagrania różnicuje, wyciągając ogromną ilość informacji z najlepszych nagrań i kreując z ich pomocą przejrzyste, poukładane, wciągające spektakle muzyczne, ale nie masakruje tych nieco gorszych. Słowem, to nie jest wzmacniacz do słuchania wyłącznie najlepszych realizacji i wydań, ale po prostu każdej dobrej muzyki.

Dopiero pod koniec odsłuchów, po iluś tam włączeniach uświadomiłem sobie, że z lampami i wzmacniaczami w klasie A MORE audio CS100 dzieli jeszcze jedną cechę. Otóż gra on lepiej po kilkunastu, a jeszcze lepiej po kilkudziesięciu minutach od włączenia. To nie są zmiany duże i dotyczą przede wszystkim wspominanej już swobody i przestrzenności prezentacji, a może troszkę również otwarcia górnej części pasma, ale one tam za każdym razem są i są to zmiany na (jeszcze) lepsze. Już pierwszego dnia miałem takie wrażenie, a kolejne to przekonanie umacniały, że to wzmacniacz, który pokazuje pełnię swoich możliwości w nieco dłuższych odsłuchach, a nie ‘z doskoku’, że tak to ujmę. Co ciekawe, nawet po kilku godzinach intensywnego, czasem dość głośnego grania prawie się nie grzał (choć ze znacząco trudniejszymi kolumnami może być inaczej), czym mocno różnił się od pokrewnych mu brzmieniem lampowych SETów i tranzystorów w klasie A.

Podsumowanie

MORE audio CS100 to wzmacniacz niezwykły. Po pierwsze, to kwestia konstrukcji, bo tranzystorowych konstrukcji single-ended (czyli z pojedynczym elementem wzmacniającym sygnał w stopniu końcowym) właściwie na rynku nie ma – to domena lamp. Po drugie i tak naprawdę najważniejsze, to z jednej strony mały ‘mocarz’ świetnie sterujący odtwarzaniem każdego rodzaju muzyki, przy każdym poziomie głośności, nawet obciążony sporymi, 3-drożnymi kolumnami w obudowie zamkniętej. W efekcie dostajemy wyjątkowo swobodny, dynamiczny, energetyczny, a przy tym namacalny, naturalny i wyrafinowany dźwięk.

Wyjątkowa przestrzenność, namacalność, trójwymiarowość, a w niektórych nagraniach (bo to przecież także od nich zależy) wręcz obecność dźwięku przypominała mi to, za co kocham SETy. Te jednakże stawiają duże wymagania kolumnom, które muszą przede wszystkim, gwarantować równy przebieg impedancji oraz przyzwoitą skuteczność by osiągnąć podobne rezultaty. MORE audio CS100 od kolumn wymaga ‘jedynie’ by nadążały za jego prowadzeniem, by były wystarczająco dobre by pokazać jego klasę. Jasne że warunkiem koniecznym jest wysokiej klasy źródło, bo bez dobrego sygnału żaden wzmacniacz niczego wielkiego nie zwojuje, ale to (mam nadzieję), jak mawiał klasyk, oczywista oczywistość.

To kapitalna integra, w tej cenie trudna do pobicia. Godnej konkurencji znanych marek trzeba by szukać na wyraźnie wyższej półce cenowej. Posłuchajcie koniecznie, bo to obok OSV HT-50 jeden z najciekawszych niekosmicznie drogich wzmacniaczy, jakich miałem okazji słuchać od dłuższego czasu.

Cena (w czasie recenzji): 

  • MORE audio CS100: 19.700,00 PLN

Producent: MORE AUDIO

Specyfikacja techniczna (wg producenta):

  • Czułość wejściowa 600 mVpp
  • Impedancja wejściowa 100 kΩ
  • Wejścia 4 x RCA niezbalansowane
  • Regulacja głośności 0 dB do -64 dB (krok 1 dB)
  • Pasmo przenoszenia 5Hz – 120kHz (-1 dB)
  • Zniekształcenia THD+N 0,05%
  • Moc 100W RMS / 8Ω, 200W RMS / 4Ω
  • Impedancja wyjściowa –150 mΩ
  • Waga 15 kg
  • Wymiary (szerokość x wysokość x głębokość) 340 mm x 180 mm x 330 mm

Platforma testowa:

  • Źródło cyfrowe: pasywny, dedykowany serwer z WIN10, Roon Core, Fidelizer Pro 7.10, karty JCAT XE USB i JCAT NET XE z zasilaczem FERRUM HYPSOS Signature, JCAT USB Isolator, zasilacz liniowy KECES P8 (mono), switch: Silent Angel Bonn N8 + zasilacz liniowy Forester.
  • Przetwornik cyfrowo-analogowy: LampizatOr Pacific 2 + Ideon Audio 3R Master Time
  • Źródło analogowe: gramofon J.Sikora Standard w wersji MAX, ramiona J.Sikora KV12 i J.Sikora KV12 Max, wkładki AirTight PC-3, Le SON LS10 mkII, AudioTechnica PTG33 Prestige, przedwzmacniacze gramofonowe: ESE Labs Nibiru MC V. 5 i Grandinote Celio mk IV
  • Wzmacniacz: GrandiNote Shinai, Circle Labs M200, Art Audio Symphony II (modyfikowany)
  • Przedwzmacniacz: Circle Labs P300
  • Kolumny: GrandiNote MACH4, Ubiq Audio Model One Duelund Edition
  • Interkonekty: Bastanis Imperial x2, Soyaton Benchmark, Hijiri Million, Hijiri HCI-20, KBL Sound Himalaya II XLR, David Laboga Expression Emerald USB, David Laboga Digital Sound Wave Sapphire Ethernet
  • Kable głośnikowe: Soyaton Benchmark mk2
  • Kable zasilające: DL Custom Audio 3DR-S-AC, LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3
  • Zasilanie: Gigawatt PF-2 MK2 i Gigawatt PC-3 SE Evo+; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
  • Stoliki: Base VI, Rogoz Audio 3RP3/BBS, Alpine-line
  • Akcesoria antywibracyjne: platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16; nóżki antywibracyjne: Omex Symphony 3S, ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot, Graphite Audio IC-35 Premium i CIS-35