Octave Phono Module

by Marek Dyba / December 3, 2021

Testujemy kolejny lampowy (choć nie do końca) przedwzmacniacz gramofonowy, a jego wyjątkowość, jak wskazuje już sama nazwa, polega na tym, iż jest to urządzenie modułowe, które można rozbudować na kilka sposobów. Zapraszam na recenzję Octave Phono Module wspartego dodatkowo „boosterem” zasilania, Black Box Preamp.

Wstęp

Urządzenie niemieckiej marki Octave trafiło do mnie na doczepkę, że tak to ujmę. Polski dystrybutor, Nautilus, dołączył go do fantastycznej wkładki Analog Relax EX-1000, którą testowałem dla HighFidelity (zobacz TU). To jedna z najdroższych (i najlepszych) wkładek na rynku, kosztująca ponad 50 tys. złotych, więc sam fakt, iż dystrybutor zdecydował się dostarczyć z nią (w porównaniu) niezbyt drogie phono sugerował, że to urządzenie wyjątkowe. Zdaniem Grzegorza Wyki (z Nautilusa), który rekomendował mi odsłuch tej wyjątkowej wkładki, to właśnie z tym modelem Octave miała ona tworzyć wyjątkowy, synergistyczny wręcz duet (co nie znaczy, że najbardziej wymagający miłośnicy dobrego brzmienia nie powinni szukać jeszcze lepszych przedwzmacniaczy do tego kartridża). W zasadzie nie było to duo, tylko nawet trio, jako że w dostawie otrzymałem jeszcze trzecią paczkę, w której znalazłem Black Box Preamp. To dość nietypowe urządzenie (choć nie dla Octave), które może być stosowane z różnymi komponentami tej marki, by wesprzeć ich stopień zasilający. Nie jest to jednakże, co pierwsze przychodzi do głowy, zewnętrzny zasilacz zastępujący wbudowany, ale raczej ogromna bateria kondensatorów filtrujących, jedynie wspomagająca sekcję zasilania danego urządzenia. Opis tego, czy i jaki ma ona faktyczny wpływ na brzmienie, zostawię sobie (i Państwu) na deser.

Zanim przejdziemy do testu wypadałoby podać choć kilka krótkich informacji o niemieckiej firmie, jako że to pierwszy test Octave na naszych łamach. Firma, acz wówczas zajmująca się wyłącznie nawijaniem transformatorów, powstała w 1968 roku, a stał za nią ojciec aktualnego szefa firmy Andreasa Hofmanna. Ten ostatni swój pierwszym wzmacniacz zbudował siedem lat później (1975) korzystając z osiągnięć ojca w zakresie produkcji własnych, doskonałych traf. Niejako naturalnym uzupełnieniem tychże były lampy elektronowe, na których od początku opierają się produkty Octave. Nie są to zwykle konstrukcje stricte lampowe – pan Andreas woli bowiem wykorzystywać te technologie, które w danym zastosowaniu sprawdzają się najlepiej, łącząc ich zalety tak, by osiągnąć zamierzony efekt brzmieniowy. Za każdym urządzeniem stoi bowiem ta sama pasja do muzyki – to ona, a w zasadzie umożliwienie najlepszego możliwe odtworzenia nagrań, jest celem nadrzędnym przyświecającym procesowi rozwijania i ulepszania każdego produktu. Piszę o ulepszaniu, jako że gdy przyjrzeć się aktualnej ofercie Octave znajdziemy tam m.in. modele, które są produkowane od wielu lat. Są one ulepszane za sprawą nowych rozwiązań, komponentów i powiększających się z każdym rokiem wiedzy i doświadczenia głównego konstruktora i jego zespołu, ale to ciągle, w swojej istocie, te same konstrukcje, co doskonale o nich świadczy, skoro bronią się od tylu lat. Także Phono Module to produkt funkcjonujący na rynku od dłuższego już czasu (od 2010 roku). Nadal jest w ofercie i nadal cieszy się uznaniem i powodzeniem wśród użytkowników w wielu krajach świata. Dlaczego? Spróbuję do wyjaśnić w dalszej części tego testu.

Budowa i cechy

Nazwa Octave Phono Module jest nieco zwodnicza, jako że mogłaby sugerować, iż jest to moduł przedwzmacniacza gramofonowego. Tymczasem jest to samodzielne, pełnowymiarowe urządzenie, tyle że modułowe, czyli umożliwiające wykorzystanie dobranych do indywidualnych potrzeb modułów o konkretnych funkcjonalnościach. To rodzaj wszechstronnej platformy, którą łatwo, nawet samodzielnie, można dostosować do indywidualnych potrzeb i jest to podstawowa przewaga tego produktu nad zdecydowaną większością konkurentów. Zacznijmy jednakże od początku. Obudowa, dostępna w kolorze czarnym i srebrnym, to charakterystyczna dla Octave dizajn – prosta, solidna, wykonana i wykończona bez zarzutu. Ma klasyczną szerokość i głębokość, jest natomiast dość niska, zwłaszcza jak na urządzenie lampowe. Rozwiązaniem tajemnicy tak niskiej obudowy jest poziome ułożenie zastosowanych w nim lamp.

Na froncie centralnie umieszczono spore okienko, które wygląda na pierwszy rzut oka jak wyświetlacz, ale nim nie jest. To właśnie spore okienko, a przy jego obu bocznych krawędziach umieszczono po trzy diody. Te po lewej (patrząc od frontu) pokazują bieżący stan urządzenia – włączone, w czasie rozgrzewki (świeci, gdy działa układ opóźnionego startu zwiększający żywotność lamp) oraz wyciszone (mute). Te po prawej z kolei wskazują wybrane w danym momencie wejście. Po bokach okienka znajdują się dwa spore pokrętła. Prawym dokonuje się wyboru wejścia, lewe służy do regulacji głośności, jeśli takowej się używa. Jest to bowiem jedna z opcjonalnych, także dość unikalnych pośród przedwzmacniaczy gramofonowych, funkcji tego urządzenia (wymaga jednego ze stosownych modułów). Zamontowanie odpowiedniego modułu sprawia, iż Phono Module może funkcjonować również jako aktywny przedwzmacniacz liniowy, co pozwala uprościć system poprzez zestawienie tego Octave bezpośrednio z końcówką mocy.

Wyposażenie tyłu urządzenia będzie się różnić w zależności od wybranych/zainstalowanych modułów. Dostępne są trzy moduły wyjściowe. Jeden oferuje dwa wyjścia RCA – jedno nieregulowane, drugie z pasywną regulacją. Niemniej ci, który chcą sterować bezpośrednio końcówką mocy powinni wybrać jeden z dwóch pozostałych modułów wyjściowych, nazwanych przez Producenta „Direct drive”. Jeden wyposażony jest w dwa wyjścia RCA (jedno regulowane, jedno bez regulacji sygnału wyjściowego), z tym że w tym przypadku (w przeciwieństwie do regulowanego wyjścia modułu „nie-direct-drive”) regulowane wyjście jest buforowane, co pozwala osiągnąć niską impedancję, a to przekłada się na efektywne sterowanie wzmacniaczem. Ostatni moduł to także „Direct drive”, ale w jego przypadku wyjście regulowane jest zbalansowane (na gniazdach XLR). Dwa ostatnie moduły wykorzystują własne lampy.

Modułów wejściowych na stronie producenta doliczyłem się natomiast aż siedmiu. Standardowe wyposażone są w wejścia RCA – to moduł MM (z regulacją obciążenia od 1 do 47 kΩ, gain 38 dB) i MC (regulacja obciążenia w zakresie od 50Ω do 1 kΩ, gain 58 lub 65 dB), a także XLR (MC z taką samą regulacją obciążenia). Tu pojawia się jeden element, który nie będzie stanowił żadnego problemu dla tych, którzy używają ciągle tej samej wkładki, a będzie stanowił pewną niewygodę dla tych, którzy często zmieniają wkładki. Otóż wszystkie ustawienia dostępne są w samych modułach, więc ich zmiana wymaga zdjęcia pokrywy urządzenia.

Kolejne opcje to już specjalne moduły MC z transformatorami step up, oraz wyposażone w wejścia liniowe RCA i XLR, a także moduł z liniowym wejściem XLR (z transformatorami). Jednocześnie w testowanym urządzeniu można zamontować maksymalnie cztery moduły. Ich instalacja wydaje się (nie wykonywałem takowej sam) na tyle prosta, że większość użytkowników powinna sobie z takim zadaniem poradzić. Można więc zakupić to urządzenie z podstawowym, czy też niezbędnym w danym systemie, wyposażeniem, a kolejne moduły dodać/wymienić później, gdy zaistnieje taka potrzeba.

Stopień korekcji RIAA Octave Phono Module oparto na uznanym rozwiązaniu stosowanym w przedwzmacniaczu Octave HP 500 SE. Zastosowano w nim trzy lampy – ECC83 (12AX7) w stopniu wejściowym, ECC81 (12AT7) w stopniu wzmacniającym i w końcu ECC88 (6922) w buforze wyjściowym. Producent zachęca do samodzielnego eksperymentowania z lampami zastrzegając jedynie, iż muszą one być wysokiej klasy (rzecz nie tylko w jakości brzmienia, ale i niskim poziomie szumów). Octave Phono Module wyposażono w zewnętrzny zasilacz, który podłączamy do odpowiedniego gniazda na tylnej ściance urządzenia. Na górnej powierzchni tegoż zasilacza umieszczono główny włącznik urządzenia (tzn. włączamy nim zasilacz i automatycznie przedwzmacniacz). Opcjonalnie, o czym już wspominałem, do testowanego przedwzmacniacza gramofonowego można dokupić moduł Black Box Preamp, który zawiera zaawansowany układ z baterią kondensatorów. Podłącza się go do drugiego gniazda (nieco innego, więc nie sposób ich pomylić) na tylnej ściance Phono Module. Jego rolą nie jest zastąpienie zasilacza, ale jego wsparcie. Po pierwsze ma lepiej zabezpieczać zasilacz przed pulsowaniem pochodzącym z sieci elektrycznej, po drugie zwiększyć jego wydajność prądową.

Brzmienie

Odsłuch Octave Phono Module podzieliłem na kilka etapów. We wszystkich używałem mojego gramofonu J.Sikora Standard Max z firmowym ramieniem KV12, w którym na zmianę pracowała moja wkładka, Air Tight PC 3, wspomniany Analog Relax EX-1000, a na koniec wkładka z przystępniejszego pułapu cenowego, czyli Charisma Audio ECO MC. Dalej sygnał trafiał do mojej integry GrandiNote Shinai, albo testowanych: Goldmunda Telos 590 Nextgen II oraz SETa na lampie 300B, Allnic Audio T-1500 mk II (recenzja wkrótce). W każdym z tych przypadków sygnał płynął poprzez znakomity interkonekt Bastanis Imperial (recenzja wkrótce). Wzmacniacze napędzały zarówno moje Ubiqi Audio Model One Duelund Edition (dwa pierwsze pośród nich), GrandiNote MACH4, jak i testowane Intrada Claude. Kolejne etapy testu polegały na odsłuchach w różnych zestawieniach, ale przede wszystkim samego Octave Phono Module, a następnie wspartego Black Box Preamp. Testowany egzemplarz wyposażony był w dwa moduły – In2, czyli z wejściem MC na złączach RCA, oraz Out 2 DD (direct drive) z dwoma wyjściami RCA (z regulowanym i ze stałym poziomem wyjściowym, w czasie testu korzystałem ze stałego, czyli „fixed”).

Na dobrą sprawę, choć jak zaznaczyłem na samym początku, nie jest to bynajmniej urządzenie stricte lampowe, od pierwszych chwil odsłuchu „usłyszałem bańki próżniowe”. To pewien skrót myślowy oczywiście, nie chodzi mi bowiem o generowany przez nie szum, jako że urządzenie należy do bardzo cichych, ale o oczywisty dla każdego miłośnika lamp elektronowych wpływ na brzmienie. Dźwięk Octave Phono Module większość osób natychmiast określi mianem ciepłego, acz tak naprawdę rzecz w tym, jak niezwykle jest on naturalny i płynny w porównaniu do wielu innych „chłodniejszych” konkurentów. To pierwsze określenie nie oznacza bynajmniej sztucznego ocieplania dźwięku, choć trzeba przyznać, że nie jest to również urządzenie całkowicie neutralne. W porównaniu do mojego ESE Lab Nibiru (test TU), ale i np. Thoeressa Phono Enhancera (test TU) Octave gra bez wątpienia nieco cieplejszym, gęstszym dźwiękiem. Jego brzmienie zdecydowanie bardziej przypominało mi drugi z moich phonostagy, GrandiNote Celio mk IV (test TU). Gwoli przypomnienia, ten ostatni to konstrukcja czysto tranzystorowa, acz ze stopniem wyjściowym pracującym w klasie A. Pewne „pokrewieństwo dusz” można znaleźć również między Octave a testowanym nie tak dawno (lampowym) Allnic Audio H-5500 (test TU).

Dzięki wymienionym cechom pierwszy krążek jaki zagrałem, „Facets” Monty Alexandra (z Rayem Brownem na basie i Jeffem Hamiltonem na perkusji, na wydaniu Toshiby ECM) pokazał niemal wszystkie zalety, jakie zwykle wiąże się z lampami, acz nie tylko je. Fortepian mistrza był pięknie dźwięczny, płynny, zwinny, ale i duży, energetyczny, nasycony, głęboki, jeśli wiecie o czym mówię. Podobnie prezentował się kontrabas Ray’a – duży, mający odpowiednią masę, ale także zwinny, szybki, z pięknym, długim podtrzymaniem dźwięku, pełnymi wybrzmieniami, gdy były potrzebne, ale energiczny, zwarty w innych fragmentach. W przypadku obu tych instrumentów ich barwa była nadzwyczajnie nasycona i naturalna. Ich dźwięk w dolnych rejestrach był gęsty, ale bardzo dobrze definiowany – trudno tu było wskazać kojarzone często z lampami (acz raczej tymi niezbyt wyrafinowanymi) „zaokrąglenie”. Za to, jak przystało na dobrą lampę, Octave Phono Module czysto, dźwięcznie, acz nienachalnie prezentował dobrze różnicowane blachy perkusji, a całość otwartej, swobodnej prezentacji wypełniał szczelnie powietrzem.

Równie pięknie zabrzmiał album Belanger’a i Bisson gdzie znowu zachwycała barwa instrumentu smyczkowego, tym razem wiolonczeli, i wokalu Anny, ale wybitnie wręcz zabrzmiał blisko nagrany kontrabas. Chwilami odnosiłem wręcz wrażenie, że zaglądam do wnętrza jego wielkiego pudła rezonansowego w czasie, gdy Jacques Roy ciągnął smykiem po strunach wydobywając bardzo niskie, nasycone, ale jednocześnie cudownie czyste dźwięki. Jako że kontrabas to jeden z moich ulubionych instrumentów, nie byłem gotów zakończyć przygody z płytami, z nim w roli głównej. Sięgnąłem więc po często odtwarzany w ostatnich miesiącach piękny album braci Olesiów „Spirit of Nadir”. Octave Phono Module zaserwował mi piękną, pustynną przygodę kreując wielką, pełną szumiącego piasku i powietrza przestrzeń, w której, wraz z drobniutkimi ziarenkami, unosiły się dźwięki kontrabasu i instrumentów perkusyjnych. Octave doskonale oddało niezwykły klimat tej płyty, za sprawą którego ten pewnie 15ty, może 20ty odsłuch w ciągu ledwie kilku miesięcy, nadal był dla mnie wyjątkowym przeżyciem. Co istotne, wydanie to brzmi dobrze, ale nie doskonale, co z jednej strony Phono Module zaznaczył, z drugiej odtworzył je tak, że w centrum uwagi była muzyka i emocje, a aspekty techniczne za piątą diuną po lewej…

Na talerzu J.Sikory Standard Max nie mogło zabraknąć nieco mocniejszej, elektrycznej muzyki, m.in. mojego ulubionego krążka Dire Straits „Love over gold”, tym razem z podwójnego wydania na 45 obrotów Mobile Fidelity. Phono Module po pierwsze świetnie prowadził tak ważne tempo i rytm. Perkusja w tych nagraniach (przynajmniej bębny) wcale nie jest nagrana jakoś wybitnie czysto, ale mimo tego uderzenia pałeczek zostały pokazane jako krótkie i mocne. Elektryczny bas potrafił zejść bardzo nisko, był przy tym mocno nasycony energią i miał odpowiednią masę, które to elementy razem sprawiały, że najniższe dźwięki dało się poczuć, a nie tylko usłyszeć. Nie było natomiast słychać żadnego „lampowego” zaokrąglania, czy przeciągania niskich tonów. To nagranie, chyba nawet bardziej niż poprzednie, zwróciło moją uwagę na przestrzenność prezentacji. Znowu – to nie jest wcale wybitna realizacja w tym zakresie, nie tylko dlatego, że studyjna, a jednak z Octave niektóre dźwięki dochodziły spoza rozstawu kolumn, a i głębia (jak na tą płytę) była naprawdę niezła. Wracając do perkusji – to talerze z testowanym phono brzmiały czyściej, precyzyjniej, były lepiej różnicowane niż membrany bębnów. Miały masę, dźwięczność, potrafiły zabrzmieć wręcz nieco ostro, nigdy nie popadając w przesadę. Nie da się jednakże ukryć, że clou tej prezentacji stanowiła średnica. To głos Knopflera i jego gitara, zwłaszcza akustyczna używana w części kawałków, brzmiały bardzo prawdziwie przykuwając moją uwagę.

Black Box Preamp

Do porównań brzmienia z i bez wsparcia Black Box Preamp użyłem ponownie m.in. „Love over gold”, czy albumu „Komeda Ahead” braci Olesiów i Christophera Dell’a. Oba to dwu-płytowe albumy, słuchałem więc jednej strony bez „czarnego pudełka”, a potem drugiej z nim w torze. Pierwszą ciekawostką, którą zauważyłem natychmiast, był fakt iż po podłączeniu „Black Box” phono… grało ciszej. By wyrównać poziom musiałem całkiem znacząco zwiększać poziom głośności we wzmacniaczu. Było to o tyle zaskakujące, że np. w przypadku wzmacniacza tej marki, modelu V70 Class A, który testowałem w podobnym czasie, dodanie Super Black Boxa pozwala zwiększyć moc niemal o połowę. W tym przypadku wyrównanie było konieczne ponieważ, jak zapewne doskonale wiecie z własnego doświadczenia, urządzenie, które gra głośniej właściwie z automatu odbieramy jako lepsze (oczywiście przy ciągle jeszcze rozsądnych poziomach głośności), a chodziło o wyrównanie szans. Po kilku próbach ustaliłem o ile „kresek” muszę głośność zwiększać po podłączeniu „ulepszacza” zasilania i wziąłem się za porównania.

Wydawałoby się, że wielki bank kondensatorów dołożony do zasilania wpłynie przede wszystkim na dynamikę prezentacji. Jak rzadko kiedy, takie stereotypowe oczekiwania w tym przypadku właściwie się spełniają. Właściwie, bo zyski, zwłaszcza na krążku „Komeda ahead” usłyszałem przede wszystkim, jako że były one większe, czy też robiły większe wrażenie, w zakresie mikro-dynamiki. To tam więcej i klarowniej zaczęło się dziać, że tak to ujmę. Te małe, drobne smaczki, zaczęły ogrywać większą rolę nie tyle wychodząc przed szereg, ile spełniając swoją faktyczną rolę, czyli wzbogacając całość prezentacji, a przede wszystkim sprawiając, że muzyka brzmiała w bardziej kompletny, pełniejszy sposób.

Był to jednakże tylko jeden z elementów, które uległy poprawie. Kolejnym stereotypowym oczekiwaniem stawianym ulepszonemu zasilaniu jest tzw. czarne (albo czarniejsze) tło związane z niższymi szumami i zakłóceniami z sieci elektrycznej. Black Box Preamp, po trosze zgodnie z nazwą, i w tym aspekcie nie zawodzi. W praktyce rzecz jest w tym, o ile bardziej wyraziste, acz za sprawą czystości i różnicowania, a nie wypychania do przodu, czy podkreślania, stały się z nim drobne elementy, detale i subtelności. Każde uderzenie pałeczek zarówno w bębny, jak i (może nawet bardziej) w talerze, ale i każdą płytkę wibrafonu, zyskało na klarowności, na konturze ataku, oraz na podtrzymaniu i wybrzmieniach. Te ostatnie wydawały się trwać dłużej i nieść dalej. Wiązało się z tym również wrażenie, iż całe wydarzenie rozgrywa się w większej, bardziej otwartej przestrzeni.

No i w końcu element, który najwyraźniej usłyszałem wracając do słuchania bez Black Box Preamp. Pisząc o brzmieniu samego Octave Phono Module ani razu nie wspomniałem o jakiejkolwiek nerwowości, czy niestabilności brzmienia, a to dlatego, że takowych nie słyszałem. Tyle że wypinając „czarne pudełko” i wracając do słuchania bez niego brakowało mi właśnie tej niesamowitej stabilizacji prezentacji w każdym właściwie aspekcie. Od precyzji większych i drobnych elementów, obrazowania i sceny, po spójność, gładkość i płynność, które to dodatkowe urządzenie dodaje do znakomitego przecież brzmienia przedwzmacniacza gramofonowego Andreasa Hofmanna. Całość, tak naturalna, dynamiczna, otwarta już z samym phono, z Black Boxem Preamp zyskuje na pewności siebie, że tak to ujmę. Wszystko jest jeszcze lepiej poukładane, bardziej zrelaksowane, bardziej komunikatywne. Ujmując rzecz tak krótko, jak się da – gdy raz wepnie się „boostera” do systemu to już nie ma odwrotu. Właściciel tego przedwzmacniacza po wykonaniu takowej próby będzie zmuszony wysupłać dodatkową, niemałą, ale wartą wydania, kwotę. Bez Black Box Preamp czegoś po prostu w dźwięku brakuje i to nie są różnice na granicy percepcji, takie o których można dyskutować w kategoriach opłacalności zakupu tego upgradu. Odpowiedź na pytanie czy warto jest jednoznaczna – TAK, TAK i jeszcze raz TAK!

Podsumowanie

Jak już pisałem, sam używam dwóch przedwzmacniaczy gramofonowych nie kosztujących majątku. Jeden z nich (ESE Lab) jest wyraźnie tańszy od Octave, drugi (GrandiNote) nieco droższy. Każdy z nich jest dowodem na to, że za jeszcze w miarę rozsądne, jak na poziom high end, pieniądze można zaoferować urządzenia, które nie zawiodą nawet w wysokiej klasy systemach. Przedwzmacniacz Octave Phono Module oferuje brzmienie z naprawdę wysokiej półki, co kwalifikuje go do pracy w niejednym high-endowym systemie. Nawet zestawiony z absolutnie topową wkładką, Analog Relax EX-1000, niemiecki produkt spisywał się doskonale. Klasa brzmienia w tym przypadku to tylko jedna z niekwestionowanych zalet. Drugą jest wyjątkowa funkcjonalność, a raczej możliwość doboru komponentów tak, by idealnie pasowały do potrzeb danego użytkownika. Jest to możliwe dzięki łatwej instalacji i szerokiemu wyborowi dostępnych modułów, z których jeden rozszerza możliwości Octave Phono Module również o funkcję przedwzmacniacza liniowego. Jeśli więc szukacie przedwzmacniacza gramofonowego z tej, a nawet i nieco wyższej półki cenowej, absolutnie nie  powinniście w swoich poszukiwaniach pominąć tego wyjątkowego produktu Andreasa Hofmanna.

Specyfikacja (wg. Producenta):

  • Standardowe wyjście regulowane
    Stosunek sygnału do szumu: 100 dB
    Impedancja wyjściowa: 240 Ω (RCA)
    Maks. napięcie wyjściowe: 7 V RMS
    Zniekształcenia: <0.01 %
    Wzmocnienie: 0 dB
  • Aktywne wyjście regulowane
    Stosunek sygnału do szumu: 100 dB
    Impedancja wyjściowa: 240 Ω (RCA, XLR)
    Max. napięcie wyjściowe: 7 V RMS
    Zniekształcenia: <0.01%
    Wysterowanie (Low / High): 0 / 15 dB
  • Sekcja RIAA
    Wzmocnienie MM, wyjście stałopoziomowe: 38 dB
    Wzmocnienie MC, wyjście stałopoziomowe Low / High: 58 / 68 dB
  • Sekcja MC
    Impedancja wejściowa: 50 Ω – 1 kΩ
    Stosunek sygnał / szum (S/N) (RCA): 69 dB / 75 dB
    Stosunek sygnał / szum (S/N) (XLR): 72 dB / 78 dB
    Punkt odcięcia: 20 Hz (-3 dB)
  • Sekcja MM
    Impedancja wejściowa: 1 + 47 kΩ
    Stosunek sygnał / szum (S/N) (RCA): 77 dB
    Punkt odcięcia: 20 Hz (-3 dB)
  • Ogólne
    Pobór mocy: 25-35 W
    Waga przedwzmacniacza: 9 – 12.5 kg
    Waga zasilacza: 4 kg
    Wymiary (S x W x G): 437 x 80 x 390 mm
    Wymiary zasilacza (S x W x G): 100 x 77 x 230 mm

Cena (w czasie recenzji): 

  • Octave Phono Module (bez modułów): 18.900 zł
  • Moduł wyjściowy OUT2 2 x RCA: 3.490 zł
  • Moduł wejściowy IN2 MC RCA: 2.690 zł
  • Black Box Preamp: 7.390 zł

ProducentOCTAVE

DystrybutorNAUTILUS Dystrybucja ; NAUTILUS

Platforma testowa:

  • Źródło cyfrowe: pasywny, dedykowany serwer z WIN10, Roon Core, Fidelizer Pro 7.10, karty JCAT XE USB i JCAT NET XE z zasilaczem FERRUM HYPSOS, JCAT USB Isolator, zasilacz liniowy KECES P8 (mono).
  • Przetwornik cyfrowo-analogowy: LampizatOr Pacific + Ideon Audio 3R Master Time
  • Źródło analogowe: gramofon JSikora Standard w wersji MAX, ramię J.Sikora KV12, wkładka AirTight PC-3, przedwzmacniacze gramofonowe: ESE Labs Nibiru V 5 i Grandinote Celio mk IV
  • Wzmacniacz: GrandiNote Shinai, Goldmund Telos 590 Nextgen II
  • Przedwzmacniacz: AudiaFlight FLS1
  • Kolumny: GrandiNote MACH4, Ubiq Audio Model One Duelund Edition
  • Interkonekty: Hijiri Million, Hijiri HCI-20, TelluriumQ Ultra Black, KBL Sound Zodiac XLR, David Laboga Expression Emerald USB, TelluriumQ Silver USB, David Laboga Digital Sound Wave Sapphire
  • Kable głośnikowe: LessLoss Anchorwave
  • Kable zasilające: LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3
  • Zasilanie: Gigawatt PF-2 MK2 i Gigawatt PC-3 SE Evo+; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
  • Stoliki: Base VI, Rogoz Audio 3RP3/BBS
  • Akcesoria antywibracyjne: platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot, Graphite Audio IC-35