Overture Duet DCT++ Hercules DCT++ CS

by Marek Dyba / August 9, 2018

Czy zawsze szukając kabli wysokiej klasy trzeba wybierać produkty tych kilku marek, których nazwy przewijają się ciągle w audiofilskich dyskusjach i recenzjach? Może jednak warto sięgnąć po propozycje firm, które nie należą do tych, o których jest najgłośniej, ale za relatywnie rozsądne pieniądze oferują wysoką jakość? Przyjrzyjmy się takiemu właśnie producentowi z UK, firmie Black Rhodium.

Wstęp

Wśród marek, które większość audiofilów wymieni w pierwszej kolejności zapytana o producentów kabli pewnie Black Rhodium (ani Sonic Link, bo tak firma nazywała się wcześniej) nie trafi się zbyt często. To marka, jak mówią Anglosasi, „low profile”, czyli taka, która robi swoje i ma wierne grono „wtajemniczonych” fanów. Wiedzą oni doskonale, że wcale nie trzeba wydać kilkadziesiąt/set tysięcy na kable (najdroższe pozycje w ofercie Black Rhodium są dość drogie, ale i tak daleko im do najwyżej wycenionych, jakie można znaleźć na rynku), by uzyskać brzmienie wysokiej klasy. Brytyjska marka nie aspiruje do bycia tą jedynie słuszną, nie stara się wyskakiwać na klientów z każdej reklamy w pismach branżowych, nie bryluje na wystawach. Ma za to bardzo szeroką ofertę, w której każdy znajdzie produkty dopasowane do swoich potrzeb i możliwości finansowych. I mowa zarówno o tych, którzy szukają łączówek do budżetowych systemów, jak i tych, którzy chcą doszlifować brzmienie swoich wychuchanych komponentów z wysokiej półki.

Firma powstała w 2004 roku, a założył ją człowiek o ogromnym doświadczeniu w branży audio, Graham Nalty, który swoją działalność rozpoczął jeszcze w latach 80-tych XX wieku. Black Rhodium duży nacisk kładzie na fakt posiadania przez markę własnego działu badań i rozwoju oraz podkreśla, iż produkcja kabli odbywa się w Wielkiej Brytanii. Jako jeden z głównych celów owych badań wskazuje eliminację wszelkich zniekształceń i zakłóceń mających negatywny wpływ na transmisję sygnału w kablach. Działania te zaowocowały wyborem szeregu rozwiązań, w tym także własnych, pozwalających twórcom kabli Black Rhodium osiągnąć zakładane cele. Jednym z ważniejszych jest poddawanie kabli procesom kriogenicznym – firmowa nazwa to DCT (Deep Criogenic Treatment). Kolejne nazwano Crystal Sound Process (CS w oznaczeniu modeli), który, jak pisze producent, skupia się na zewnętrznej części przewodnika, czyli tej, którą przesyłana jest większa część prądu/sygnału. Kolejne rozwiązanie stosowane przez Black Rhodium to izolacje ze specjalnego silikonu lub PTFE (co nie jest własnym rozwiązaniem, ale wybranym z racji konkretnych korzyści), a także rodowane wtyki własnego pomysłu. Na to ostatnie rozwiązanie decyduje się jedynie niewiele firm, większość korzysta z gotowych produktów WBT, Furutecha, czy kilku innych specjalistycznych marek.

Mówiąc szczerze, to gdy zabrałem się za studiowanie oferty na firmowej stronie szybko pogubiłem się w ogromnej ilości dostępnych modeli. Całą ofertę podzielono co prawda na trzy serie, od budżetowej (Intro), przez pośrednią (Enhancement) do najdroższej (Revelation). Tyle że w każdej znajdziemy wiele modeli o różnych nazwach. Nie ma więc interkonektów, kabli głośnikowych i zasilających o takiej samej nazwie, co jest zabiegiem często stosowanym przez innych producentów, ułatwiającym klientom dobranie zgranego kompletu. Kable sygnałowe, dla przykładu, zaczynają się na poziomie kilkuset złotych, ale znajdą się i takie za  (grube) kilkanaście tysięcy (na szczycie oferty znajduje się model z przewodnikiem z palladu). Podobnie jest z kablami głośnikowymi i zasilającymi, a ofertę uzupełniają właściwie wszystkie rodzaje łączówek, jakie mogą się przydać w systemie audio z cyfrowymi, w tym USB i HDMI, gramofonowymi, a nawet do stosowania z urządzeniami przenośnymi, włącznie.

Na szczęście mamy w Polsce dystrybutora, HiFi Studio z Bielska Białej, który jest w stanie fachowo klientom (i recenzentom) doradzić. Przez poradę rozumiem sugestię, którymi modelami należy się zainteresować w zależności od potrzeb (systemu) i oczekiwań (brzmieniowych i budżetowych). Na potrzeby tego testu dopasowując się do wymagań i poziomu mojego systemu, panowie z HiFi Studia, zgodnie z moją sugestią (mówiącą, iż preferuję testy zestawów kabli) złożyli ciekawy, jak na Black Rhodium raczej dość drogi, ale w porównaniu do owych „głośnych” marek ciągle rozsądnie wyceniony, zestaw. Składał się on z niezbalansowanego interkonektu Overture (nowej wersji), kabli głośnikowych Duet DCT++ terminowanych bananami oraz dwóch topowych kabli zasilających Hercules DCT++ CS.

Budowa

Testowany interkonekt Overture to nowa wersja tego kabla. Poprzednia jako przewodnik wykorzystywała palladium, w nowej zastosowano srebro o wysokiej czystości (99.99%). Łączówka ta dostępna jest zarówno w wersji niezbalansowanej (w teście) jak i zbalansowanej. Jako dielektryk zastosowano PTFE (polytetrafluoroetylen) oraz powietrze. Producent podaje, że powietrze oddziela przewodnik od wewnętrznej powierzchni warstwy izolacji. W Overture jako ekran zastosowano metalową, ciasno skręcaną plecionkę, a przewodniki zostały skręcone ze sobą – wszystko to by zminimalizować zakłócenia RFI. Zastosowane wtyki, choć przypominają Bullet Plugi Eichmanna, są własnym opracowaniem Grahama Nalty o nazwie GN-4, a ich powierzchnie stykowe są oczywiście rodowane – nazwa marki zobowiązuje.

DUET DCT++ to kabel głośnikowy o złożonej konstrukcji. Wykorzystano w nim 4 rdzenie i 19 przewodników z posrebrzanej miedzi o średnicy 0,3 mm. Niska impedancja i duży przekrój poprzeczny mają zapewniać doskonałe przenoszenia niskich częstotliwości i dobrą stereofonię. W tym modelu zastosowano silikonową izolację typu GPC o grubości 1,2 mm. Zarówno przewodniki jak i rodowane wtyki bananowe poddawane są wspominanym wcześniej procesom kriogenicznym. Całość zapakowana jest w dobrze się prezentujący, czarny oplot oprawiony na końcach błyszczącymi termokurczliwymi koszulkami. Dodatkowym elementem jest stabilizator wibracji Graham Nalty Legacy Range VS-1, którego zadaniem jest redukowanie zniekształceń, poprzez mechaniczne kontrolowanie wibracji wędrujących przez kabel. Kabel jest giętki, nie ma więc problemu z jego układaniem w systemie i niezbyt ciężki, więc nie grozi wyrwaniem gniazd ani po stronie wzmacniacza, ani kolumn.

Hercules DCT ++ SC to topowy przewód zasilający Black Rhodium. Kabel prezentuje się bardzo dobrze, wyposażony jest w znakomicie wykonane, rodowane wtyki MS HD Power 328. Przewodnikiem jest pokryta srebrem miedź o przekroju 1,3 mm². Jako izolacji użyto tworzywa PTFE. Kabel ten również wyposażony jest w stabilizator wibracji (dwie sztuki, po jednej na każdym końcu) Graham Nalty Legacy Range VS-1. Sam przewodnik jak i wszystkie złącza poddano procesowi kriogenizacji. Kabel jest relatywnie sztywny, więc dobór długości do potrzeb będzie dość istotny.

Brzmienie

Jak wspomniałem wcześniej, z zasady wolę testować zestawy kabli, niż pojedyncze sztuki. Zdaję sobie sprawę, że wiele osób z lubością żongluje kablami szukając takich, które coś zmienią w brzmieniu w kierunku, jaki im odpowiada. Ja jednakże przyjmuję, że kable są swego rodzaju złem koniecznym – bez nich nie da się przesyłać (przynajmniej na odpowiednim poziomie jakościowym) sygnału między poszczególnymi elementami systemu audio, tudzież zasilić ich prądem. Są więc niezbędne, ale ideałem byłyby takie, które są absolutnie przezroczyste brzmieniowo, czyli w żaden sposób nie wpływają na dźwięk, a jedynie umożliwiają transmisję niezmienionego w najmniejszym nawet stopniu sygnału do kolejnego komponentu w systemie. Tak wyglądałaby, niemożliwa do osiągnięcia w realnym świecie, idealna sytuacja. Z moich doświadczeń wynika, że zestawy kabli tworzonych, a więc i często testowanych razem w procesie kształtowania ich „brzmienia” (a dokładniej – wpływu na brzmienie), przez te same osoby – konstruktorów – spisują się często lepiej, a na pewno bardziej przewidywalnie, niż gdy w systemie stosuje się produkty różnych marek. Nierzadko powstaje bowiem efekt synergii, jako że czasem już na etapie tworzenia takiego setu producent wykorzystuje każdy z jego elementów by dopiero razem dawały założony efekt brzmieniowy. Używając kabli od różnych producentów zwykle jednym kablem korygujemy drugi, drugim trzeci, itd., za każdym razem coś zyskując, ale zwykle jednak kosztem czegoś innego. Całe sety oferują (a przynajmniej powinny) pewną kompletną propozycję brzmienia, którą akceptujemy bądź nie. To oczywiście moja filozofia, której sam nie jestem do końca wierny. Od lat używałem pełnego zestawu kabli LessLossa, bynajmniej nie najlepszego na świecie, ale oferującego bardzo dużo za relatywnie rozsądne pieniądze. Potem do testu dostałem łączówkę Hijiri Million Kiwami i wniosła ona tak dużo dobrego do brzmienia mojego systemu, że zgrzytając zębami sięgnąłem po portfel i… nie mam już jednorodnego (jeśli chodzi o producenta) zestawu okablowania. No dobrze, zostawmy ten temat – chciałem tylko przypomnieć (bo pisałem o tym już kilka razy), czemu zwykle (bo jednak nie zawsze) testuję zestawy kabli, a nie pojedyncze egzemplarze.

W przypadku oferty Rhodium Black sytuacja jest o tyle specyficzna, że nie ma jednego modelu występującego w wersjach interkonektów analogowych, kabli głośnikowych i zasilających (pomijam już inne rodzaje łączówek). Są trzy serie, które mają definiować poziom jakościowy (tzn. pewien przedział), a co za tym idzie cenowy. Zestawienie samemu kompletu do danego systemu jest więc trudniejsze, nawet jeśli przyjąć poruszanie się w obrębie jednej z tych trzech serii/grup. Zdałem się więc na panów z HiFi Studio, a oni przygotowali zgodnie z zapotrzebowaniem zestaw składający się z łączówki analogowej Overture w wersji RCA, kabli głośnikowych Duet DCT++ z bananami na obu końcach oraz dwóch zasilających Hercules DCT++ CS. Tak się złożyło, że na czas testu zostałem jedynie z integrą GrandiNote Shinai, która wymaga stosowania dwóch kabli zasilających, więc źródło było zasilane moim referencyjnym LessLossem DFPC Signature. Jako odniesienia w czasie testu używałem zestawu kabli używanego na co dzień, czyli wspomnianych kabli zasilających DFPC Signature (mam 4 sztuki), kabli głośnikowych LessLoss Anchorwave i interkonektu Hijiri Million KIWAMI. Dla osób, które zwracają uwagę na rodzaj przewodników użytych w kablach przypomnę raz jeszcze, że Overture to kabel z czystego srebra a pozostałe Black Rhodium to posrebrzana miedź. Moje wszystkie kable korzystają natomiast z czystej miedzi.

Test odbywał się w ten sposób, iż po wstępnej akomodacji w systemie (kable pograły kilka dni) wybrałem nieduży (dosłownie 6-7 kawałków – mało, ale przełączanie całego zestawu kabli zajmuje jednak dłuższą chwilę, więc stosowanie większej ilości i tak mijałoby się z celem) zestaw różnorodnych utworów pozwalających ocenić właściwie wszystkie aspekty brzmienia. Posłuchałem ich na kablach Black Rhodium, potem na swoich, potem znowu na BR, itd., prowadząc notatki z tego, co za każdym razem słyszałem. Na koniec posłuchałem jeszcze kilkunastu całych albumów z wpiętym testowanym setem  już bez bezpośrednich porównań. W teście zestawu zrobiłem jeden wyjątek, który był wynikiem poszukiwań przyczyn tego, co powtarzało się w w wielu utworach, ale o tym napiszę później.

Pierwszy utwór testowy, „Arsis” z krążka Gardian Knot to mocna, bardzo nisko schodząca gitara basowa. Z testowanym zestawem zejście i owszem było niskie, wystarczające nawet by poczuć delikatny „masaż wątroby”, ale w porównaniu z moimi kablami, słychać było niewielkie ograniczenie na samym dole. To nie była duża różnica, ale słyszalna. Żadnych zastrzeżeń nie miałem w stosunku do timingu, natychmiastowości każdego szarpnięcia struny, zwartości i sprężystości niskich tonów. Pełne, długie podtrzymanie dźwięków także było na podobnym, bardzo dobrym poziomie, jak w przypadku kabli odniesienia. Choć to krótki i teoretycznie prosty utwór, niesie w sobie dużą dawkę energii, takiej pobudzającej niczym espresso. W wydaniu Black Rhodium sama moc (czyli najniższe zejście basu) była może o jedno „oczko” mniejsza, ale energetyka, smak, barwa i klarowność tak podanej muzyki stały na wysokim poziomie. Gdyby nie bezpośrednie porównanie i skupienie na wyłapywaniu różnic, pewnie bym nawet owej drobnej różnicy nie zauważył, dając się porwać żywiołowej interpretacji tego kawałka zaproponowanej przez testowane kable. Dla mnie to jeden z najważniejszych aspektów każdej prezentacji – znane mi doskonale utwory muszą brzmieć  nie tylko dobrze, ale i ciekawie, wciągająco. Black Rhodium potrafiły to zaoferować – już na początek sesji porównawczej miały więc duży plus.

Kolejnym kawałkiem na krótkiej liście była uwertura do „Wesela Figara” Mozarta w mojej ukochanej wersji MusicaAeterna pod Currentzisem. Nie wszyscy ją lubią, ja uwielbiam i już. Black Rhodium zabrały się za nią z zapałem, polotem, energetycznie, dynamicznie, tak, jak w moim wyobrażeniu (słusznym czy nie), zamierzył to sobie Wolfgang Amadeusz, dbając by widownia w operze nie miała chwili na złapanie oddechu przygotowując się na wartką, zabawną akcję. Ta szybka, złożona muzyka pokazana została klarownie, czysto, w pewny, poukładany sposób. Orkiestra miała głębię, dobrze oddana została jej struktura, smyki czarowały, a poszczególne grupy instrumentów walczyły o uwagę słuchacza zamieniając się co chwila prowadzeniem. Świetnie prowadzone było (wysokie) tempo, a i dynamika robiła spore wrażenie.

W porównaniu do mojego zestawu, z Black Rhodium zabrzmiało to ciut lżej, skoczniej, przykuwając uwagę, wywołując uśmiech na twarzy i sprawiając, że byłem mocno zawiedziony, gdy po jej zakończeniu nie usłyszałem Figaro śpiewającego „Cinque… dieci… venti… trenta…”. Z moim zestawem, za sprawą przede wszystkim interkonektu pana Kiuchi, dźwięk był bardziej dociążony i wypełniony. Nie na tyle, by go spowolnić, by wyssać z muzyki lekkość i tempo serwowane przez Currentzisa, ale w tym zakresie nie dorównywał setowi Black Rhodium. Pewnie kilku fanów srebrnych kabli w tym momencie stwierdzi, że „wiadomo, srebro jest żwawsze, bardziej lotne niż miedź”. Coś w tym pewnie jest, ale też z doświadczenia wiem, że i srebrne przewody potrafią dźwięk bardziej dociążać i wypełniać nie ustępując w tym zakresie miedzianym. Te ostatnie pokazują nieco więcej „tkanki” wokół dźwięków, przez co są one mocniejsze, gęstsze, a co za tym idzie nie aż tak „lotne”, jak ze srebrem. Nie wnikając w słuszność stereotypów faktem jest, że zestaw Black Rhodium ze srebrną łączówką i pozostałymi kablami z posrebrzaną miedzią, w ów stereotyp trochę się wpisywał. Tyle że tenże sam stereotyp mówi o rozjaśnionym, może nawet ostrym dźwięku, a to z tym zestawem kabli absolutnie użytkownikowi nie grozi. To gładki, spójny, naturalny dźwięk, którego bez zmęczenia można słuchać godzinami (to wniosek oczywiście z wszystkich odsłuchów, a nie akurat z tego, nie aż tak przecież długiego utworu).

Krążek „Asian roots” poznałem, pewnie jak wiele osób odwiedzających Audio Video Show, dzięki Gerhardowi Hirtowi z Ayon Audio. To on przywiózł tę płytę z wystawy w Tokio i od tego czasu chętnie wykorzystuje go do prezentacji. Muzyka, akustyczna swoją drogą, na tym albumie ma azjatyckie korzenie i grana jest na instrumentach z bambusa. Kawałek, który wybrałem do tego testu nazywa się „Korea idea”. Pięknie pokazał on kilka mocnych strony testowanego zestawu. Po pierwsze bardzo dobre różnicowanie, po drugie umiejętność bezbłędnego oddania wybrzmień, a po trzecie podkreślaną już wcześniej szybkość, wręcz natychmiastowość ataku. Każde uderzenie pałeczek było sprężyste, zwarte, dynamika nawet na poziomie mikro pokazana była bardzo dobrze. Doskonale było słychać, że grają instrumenty drewniane… wróć – właściwie bambus jest trawą, ale na to chyba brakuje odpowiedniego określenia (trawne? bo przecież nie trawiaste?!). Różnice – do znudzenia mogę powtarzać to samo – nieco gęstsze, niżej osadzone granie z kablami odniesienia. Tak jakby każdy bambus miał nieco większy przekrój Za to z Black Rhodium dźwięk wydawał się nawet bardziej otwarty, z większą jeszcze ilością powietrza. Scena z testowanym zestawem kabli była nieco bardziej ekspansywna, a z moimi nieco szersza, ale w obu przypadkach były to bardzo dobre, trójwymiarowe, precyzyjne prezentacje.

Na liście odsłuchowej nie mogło zabraknąć nagrań zrealizowanych na żywo, choć pierwsze z nich bez udziału publiczności. O krążku Michela Godarda z muzyką Monteverdiego i jazzowymi wariacjami na jej temat nagranej w zabytkowym opactwie Noirlac pisałem już wiele razy. Pozwala on sprawdzić, czy testowany komponent (bądź ich zestaw, jak w tym przypadku) potrafi oddać fenomenalnie uchwyconą akustykę tego miejsca, długie wybrzmienia, brzmienie instrumentów z epoki i niezwykłe wokale (przede wszystkim Gavino Murgii, niczego nie ujmując znakomitej Guillemette Laurens). Od pierwszych chwil słychać było tę ogromną przestrzeń za sprawą odbić dźwięków od znajdujących się daleeeeeko ścian. Scena, choć tak duża, nie robiła wrażenia pustej – wypełniało ją powietrze otaczające muzyków i naturalnie, przekonująco brzmiące dźwięki każdego z instrumentów. Oba wokale, ale i serpent Godarda, z moim zestawem kabli wydawały się odrobinę głębsze, niżej osadzone, za to z Black Rhodium miały większy oddech.

Last but not least, jak mówią Anglosasi, zaśpiewała i zagrała dla mnie Patricia Barber wraz z zespołem zabierając mnie do legendarnego klubu w Chicago, Green Mill. A zagrali kawałek, który najbardziej znany jest z wykonania Carlosa Santany, czyli „Black magic woman”. Zestaw Black Rhodium w bardziej dźwięczny i chyba lepiej zróżnicowany, a na pewno jeszcze ciekawszy, sposób pokazał perkusyjne przeszkadzajki, których w tym nagraniu jest sporo i odgrywają wcale sporą rolę. Sam wokal artystki i jej Hammondy miały nieco pełniejsze brzmienie z moimi kablami, acz w bezpośrednim porównaniu zastanawiałem się, czy jednak głos nie jest bardziej nosowy – mówiąc szczerze pomimo kilku prób głowy za to bym nie dał. Różnice były niewielkie, właściwie pomijalne, gdyby nie niemal bezpośrednie porównanie. Trudno było wskazać wersję całościowo lepszą. Nawet jeśli Hijiri potrafił pokazać nieco więcej „planktonu”, czyli tych drobniutkich informacji, które dopiero w większej masie robią różnicę sprawiając, że dane nagranie brzmi bardziej przekonująco, to i z BR naturalności brzmienia, ekspresji, bogactwu informacji nic nie można było zarzucić. To też było świetne, wciągające i ani przez moment nie nudne granie.

Konkludując wszystko to, co opisałem wyżej, bazując również na późniejszych dłuższych odsłuchach napiszę, że testowany zestaw Black Rhodium to przede wszystkim muzykalne, acz nie ocieplone, czyste, ale nie odchudzone, dość szybkie granie z bardzo dobrym timingiem i feelingiem. Nie jest aż tak nasycone, tak gęste jak mój zestaw, który troszkę mocniej skupia się na średnicy. Bas nie schodzi aż tak nisko, ale jest szybki, zwarty, energetyczny – taki jak lubię. Pisałem to już wiele razy, ale powtórzę po raz kolejny – jeśli chodzi o niskie tony zawsze preferuję jakość (czyli kontrolę i różnicowanie) nad ilość (czy zejście i masę). Black Rhodium wpisują się moje oczekiwania bardzo dobrze. Góra pasma, ulegając nieco stereotypowi napiszę, że jest pięknie rozświetlona, dźwięczna i otwarta jak przystało na srebro (nawet jeśli nie cały zestaw jest srebrny), a przy tym nie stwarza najmniejszego nawet ryzyka ostrości, nie ma w niej za grosz ziarnistości. Jest gładka i raczej delikatna, choć gdy pałeczka mocno uderza w blachę to ową siłę i energię uderzenia bardzo dobrze słychać.

W moim zestawie owa „gęstość”, ale także bajeczna płynność grania to przede wszystkim zasługa fantastycznego Hijiri KIWAMI, który, co warto pamiętać, jest circa dwa razy droższy od Overture.  Srebrna łączówka Black Rhodium także jest płynna, acz gra nieco „lżej” – ustawia balans tonalny nieco wyżej. Źródła pozorne są przez to nieco bardziej namacalne z moim zestawem, ale to BR precyzyjniej opisuje kształty i wielkość instrumentów. Owo (niewielkie) przesunięcie balansu tonalnego w górę nie wyklucza niskiego zejścia basu.

Wspominałem o pewnym ograniczeniu pasma od dołu, ale to kwestia jedynie faktycznie najniższego basu. To na dobrą sprawę jedyna rzecz, do której mogłem się przyczepić (trochę na siłę, bo te najniższe dźwięki występują jedynie w bardzo niewielkim procencie nagrań). Choć testowałem zestaw to właśnie z tego powodu zrobiłem ów wspominany wcześniej wyjątek w czasie testu. Idąc za trudnym do wytłumaczenia, ale silnym przeczuciem, przy kolejnej zamianie kabli pozostawiłem głośnikówkę LessLossa zamieniając moje pozostałe kable na Black Rhodium. Przeczucie mnie nie myliło – wyszło na to, że to właśnie Duet DCT++ delikatnie ograniczał sam dół pasma. Być może więc fani tektonicznego basu będą musieli sięgnąć po inny model z oferty Black Rhodium, ale zdecydowana większość osób doceni, jak dobrze różnicowany i prowadzony jest bas w tym właśnie kablu. Ja pewnie zacząłbym od sprawdzenia innych modeli, po konsultacji z dystrybutorem, ale nie wykluczam, że i tak zakończyłbym poszukiwania na Duecie DCT++, jeśli wybór innego oznaczałby niższe zejście basu, ale kosztem którejkolwiek innej z licznych zalet.

Podsumowanie

Testowany zestaw to dowód na postawioną wcześniej tezę, iż szukając kabli wcale nie należy się ograniczać do kilku najbardziej znanych marek. Warto sięgnąć i po te z drugiego szeregu, zwłaszcza jeśli wsparte są takim nazwiskiem, jak Grahama Nalty. Wszystkie jego wybory, od procesów DCT i CS, po własne wtyki i rodowanie styków prowadzą do uzyskania naturalnego, spójnego, rozdzielczego, dobrze poukładanego, czystego brzmienia, które sprawdza się w każdej (zwłaszcza dobrze nagranej) muzyce. Zestaw stworzony na potrzeby tego testu przez polskiego dystrybutora pokazuje, że Black Rhodium ma propozycje do systemów z całkiem wysokiej półki. Można więc założyć w ciemno, że i tańsze propozycje sprawdzą się równie dobrze oferując bardzo korzystny stosunek ceny do jakości brzmienia.

Ceny detaliczne:

  • Overture 1m: 6.240 zł
  • Hercules DCT++ CS 2m: 7.800 zł
  • DUET DCT++ 3m: 6.760 zł

Producent: BLACK RHODIUM

Polski dystrybutor: Hi-Fi Studio

 

Platforma testowa:

  • Źródło cyfrowe: pasywny, dedykowany PC z WIN10, Roon, Fidelizer Pro 7.6, karta JPlay Femto z zasilaczem bateryjnym Bakoon, JCat USB Isolator, zasilacz liniowy Hdplex
  • Przetwornik cyfrowo-analogowy: LampizatOr Golden Atlantic
  • Wzmacniacze: Modwright KWA100SE, GrandiNote Shinai
  • Przedwzmacniacz: AudiaFlight FLS1
  • Kolumny: Ubiq Audio Model One Duelund Edition, GrandiNote MACH4
  • Interkonekty: Hijiri Million, Less Loss Anchorwave, TelluriumQ Silver Diamond USB
  • Kable głośnikowe: LessLoss Anchorwave
  • Kable zasilające: LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3
  • Zasilanie: Gigawatt PF-2 MK2 i ISOL-8 Substation Integra; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
  • Stoliki: Base VI, Rogoz Audio 3RP3/BBS
  • Akcesoria antywibracyjne: platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot