Rogers LS 3/5A 70th Anniversary

by Marek Dyba / November 5, 2018

Producenci kolumn prześcigają się dziś w stosowaniu najnowocześniejszych rozwiązań, materiałów, czy fikuśnych kształtów obudów. No chyba, że stoi za nimi kilkadziesiąt lat tradycji i to takiej, która pomimo upływu lat wciąż ma zwolenników. Brytyjski Rogers 70-lecie swojego istnienia postanowił uczcić wprowadzeniem na rynek jubileuszowej, limitowanej wersji legendarnych monitorów BBC. Zapraszam na recenzję kolumn Rogers LS 3/5A 70th Anniversary.

Wstęp

Zapewne wśród osób, które będą czytać ten test, wiele doskonale zna historię monitorów BBC. Może jednakże trafią się również przedstawiciele młodszego pokolenia, którzy o nich nie słyszeli. Warto chyba dla nich poświęcić chwilę, by wyjaśnić skąd w ogóle wziął się pomysł budowy kolumn wielkości pudełek na buty i dlaczego ktokolwiek jeszcze ciągle, po tylu latach je produkuje i co równie ważne kupuje. Pomysł wywodzi się z czasów, gdy brytyjskie BBC zajmowało się m.in. transmitowaniem i nagrywanie koncertów muzycznych. Ludzie, którzy odpowiadali za dźwięk  na miejscu dysponowali mocno ograniczoną przestrzenią. Jednocześnie ich zadaniem była rejestracja/transmisja dźwięku jak najwyższej jakości. By było to możliwe niezbędne były monitory odsłuchowe, czyli kolumny dostosowane do pracy w takich „polowych” warunkach, jednocześnie zapewniające odpowiednią jakość brzmienia. BBC zleciło więc opracowanie takowych swoim utalentowanym inżynierom. Na przestrzeni lat powstało kilka modeli, a LS 3/5 był jednym z nich. Jak pewnie wiele osób wie, wielu pośród owych inżynierów później stworzyło własne marki istniejące do dziś, takie jak choćby Spendor, Harbeth, itd.Model, o którym mam przyjemność pisać dziś, LS 3/5A powstał w 1974 roku przy sporej pomocy firmy KEF, od początku mocno zaangażowanej w tworzenie monitorów dla BBC. Określenie „pudełka na buty” (czy po butach) wzięło się ze skromnych rozmiarów tych głośników (30,5x19x16cm). Te z kolei wynikały ze wspomnianych już potrzeb dźwiękowców pracujących w warunkach mocno ograniczonej przestrzeni. Kolumny musiały zmieścić się niemal wszędzie i bardzo dobrze grać przy ich ustawieniu na przysłowiowym byle czym. W końcu w wozie transmisyjnym nikt nie ustawiał ich pieczołowicie na wyrafinowanych podstawkach anty-wibracyjnych, a raczej na umownej półce (stąd też angielskie określenie shelf speakers, czyli głośniki półkowe). Transmisjami muzycznymi BBC zachwycał się cały świat, były wręcz synonimem brzmienia wysokiej klasy. Nie trzeba więc było długo czekać, by ktoś wpadł na pomysł, że dobrze byłoby słuchać muzyki w domu na takich samych kolumnach, na jakich pracowali realizatorzy nagrania. Były to bowiem czasy, gdy systemy audio były niemal standardowym wyposażeniem wielu domów, dużo muzyki słuchało się właśnie z radia, a kolumny nie musiały mieć 2m wzrostu, żeby wzbudzać szacunek – liczyło się przede wszystkim, by słuchanie dawało przyjemność.Licencja na produkcję została udzielona kilku markom, w tym istniejącemu od 1947 roku Rogersowi. I tak monitory studyjne (i to ze studiów mobilnych) trafiły pod umowne strzechy. Minęło ponad 40 lat, a one nadal trafiają do wielu domów w swoich kolejnych odsłonach. Oczywiście mowa nie tylko o modelu LS 3/5a, ale i kilku innych wywodzących się z tej samej szkoły, plus kolumnach, które dzielą z monitorami BBC dużą część DNA, choć nieco ewoluowały na przestrzeni lat by dostosować się do zmieniających się gustów i wymagań potencjalnych nabywców. Znaleźć je można wśród produktów choćby wspomnianych marek – Harbetha, czy Spendora – i nie są one bezpośrednimi następcami modeli studyjnych. Choć wiele osób zastanawia się jakim cudem takie głośniki mają rację bytu dziś, to amatorzy ciągle się znajdują i nie wynika to bynajmniej z faktu niskich cen takich kolumn.

Prawdą jest, że dla wielu osób kolumny takie jak LS 3/5A mają dziś bardziej wartość sentymentalną bądź nawet kolekcjonerską, niż czysto użytkową. W przypadku testowanej limitowanej wersji, sam producent jasno o tym pisze, podając na swojej stronie, że na rynek trafi ledwie 210 par, z czego 70 przeznaczonych jest na rynek azjatycki (te zostały już nawet sprzedane), 70 dla chętnych w Europie, a pozostałe 70 dla reszty świata. Swoją drogą  gdybyście mieli Państwo więc na nie ochotę to jak najszybciej kontaktujcie się z ccd.pl, bo dostępność jest mocno ograniczona. Z jednej strony jest to trochę odcinanie kuponów od legendy, jak to się dziś nazywa, z drugiej kolejna okazja dla (zwykle zamożnych) kolekcjonerów, plus ewentualnie dla tych, którzy chcą się przekonać, co takiego jest w owym „legendarnym brzmieniu BBC”, co sprawiło, że sprzedały się dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy par. Dzięki najnowszej wersji proponowanej przez Rogersa jej nabywcy mogą tego doświadczyć w nieco uwspółcześnionym wydaniu, bo przecież konstrukcja może być podobna, ale komponenty dobierane są pośród produkowanych obecnie.Gdy LS 3/5A powstały byłem ledwie kilkuletnim berbeciem żyjącym w komunistycznej Polsce, a to dwa dość istotne powody, by nie myśleć nawet o żadnym „wypasionym” sprzęcie audio z Zachodu. Kilka lat później, gdy muzyka stała się ważną częścią mojego życia, także mało kto słyszał o jakichś monitorach BBC. Tak naprawdę dopiero kilkadziesiąt lat później zacząłem nadrabiać zaległości starając się poszerzać własne horyzonty, czyli odsłuchując gdzie i kiedy się dało różne kolumny, wzmacniacze i źródła, zarówno te oparte na popularnych rozwiązaniach, jak i na niszowych. We współczesnym świecie monitory ze szkoły BBC można zaliczyć do tych drugich. Tyle że, podobnie jak w przypadku wzmacniaczy lampowych, gramofonów, magnetofonów szpulowych, czy kolumn tubowych, w moim (a sądząc po popularności tego typu urządzeń nie tylko moim) przypadku, już pierwszy odsłuch, bodaj Harbethów, przekonał mnie, że drzewiej to wiedzieli, jak brzmi muzyka i robili natenczas sprzęty, które grały ją wyjątkowo pięknie. Owe nieco vintagowe brzmienie i estetyka zdecydowanie do mnie przemówiły i do dziś się to nie zmieniło. Gdy więc nadarza się kolejna okazja posłuchania jednego z takich produktów za każdym razem skwapliwie z niej korzystam.

Kilka lat temu miałem okazję testować dwie wersje LS 3/5A, które Rogers zaprezentował na 60tą i 65tą rocznicę swego istnienia. Pierwsza z nich była wersją profesjonalną, tzn. zamiast tradycyjnych gniazd głośnikowych, miała wejścia XLR, a dostarczana była w gustownej i trwałej walizeczce, ułatwiającej profesjonalistom zabieranie ich ze sobą „na robotę”. Te drugie były już wersją „konsumencką”, czyli ze standardowymi gniazdami głośnikowymi. Na dodatek miałem je do dyspozycji jednocześnie, co ułatwiało porównania, a jakby tego było mało, mogłem również skorzystać ze stworzonego specjalnie dla nich modułu basowego AB1. Była to jedna z owych wielkich, niezapomnianych przygód audio, świetna zabawa i nad wyraz ciekawe doświadczenie pokazujące, że muzyki można słuchać na wiele sposobów i jak długo to ona jest w tej całej zabawie najważniejsza, to nawet takie maluchy jak LS 3/5A Rogersa spełniają doskonale swoją rolę.Tym razem trafiła do mnie najnowsza odsłona legendy przygotowana na kolejny, okrągły, 70-ty jubileusz. Odsłona, która wraca do korzeni, można by rzec, jako że na przestrzeni lat powstawały raczej wariacje na temat oryginalnego modelu, niż jego wierne kopie. Ta jest mu na tyle wierna, na ile to możliwe zważywszy, że większość oryginalnych komponentów od dawna nie jest produkowana. Tak powstały kolumny o impedancji dziś właściwie niespotykanej. Ogromna większość modeli dostępnych na rynku, niezależnie od rodzaju konstrukcji i wielkości, to układy 8 lub 4 Ω – mowa oczywiście o tzw. impedancji nominalnej, która nie jest bynajmniej wartością stałą w trakcie odtwarzania muzyki. Oryginalne LS 3/5A były jednakże 15Ω i tak też jest w przypadku najnowszej wersji. Skuteczność to nadal „biedne” 83 dB, a pasmo przenoszenia wg producenta obejmuje zakres od 70 do 20000 Hz (+/- 3 dB). Dodam jeszcze, że to kolumna w obudowie zamkniętej, a więc bez wspomagania bas-refleksem, wykonana z 10mm sklejki brzozowej, odpowiednio (dość mocno) wytłumiona. Dwa przetworniki, 19mm tweeter i 138mm woofer skrywają się pod zdejmowaną maskownicą, acz producent rekomenduje pozostawienie jej na miejscu w czasie grania. Kolejną rekomendacją jest ustawienie ich na wysokości 60cm i tak dokładnie zrobiłem.

Brzmienie

W zestawieniu na swojej stronie producent podaje jeszcze jedną informację – sugerowaną moc wzmacniacza do ich napędzenia: 30-80W. Tyle, że ja właśnie kończyłem recenzję (relatywnie) niedrogiego SETa na lampach 300B, Miry Ceti polskiej marki Fezz Audio. Nominalne 83 dB powinny mnie skutecznie odstraszyć od prób łączenia ze sobą tych komponentów, ale z drugiej strony tego równania była 15Ω impedancja, niewielkie przetworniki i malutka obudowa, więc uznałem, że dlaczego nie? Owa nielogiczna próba skończyła się tak, że blisko połowę odsłuchów do tego testu przeprowadziłem właśnie w tym zestawieniu. Postawmy sprawę jasno – LS 3/5A to tzw. monitory bliskiego pola. Nie powinny być rozstawione zbyt szeroko, nie można siedzieć zbyt daleko od nich, nie wypełnią też dźwiękiem 40-metrowego salonu. W relatywnie niewielkim pokoju, przy właściwym ustawieniu i niezbyt dużej odległości miejsca odsłuchowego 8W z SETa 300B okazało się absolutnie wystarczające. W skali do 11, jaką dysponuje ten wzmacniacz, nie zdarzyło mi się ustawić gałki głośności wyżej niż na 5-tej kresce i to tylko wtedy, gdy chciałem czegoś posłuchać bardzo głośno, a o dziwo i to się zdarzało.Zestawienie to pokazało jeszcze wyraźniej, niż moje wcześniejsze przygody z monitorami ze szkoły BBC, różnicę między współczesnymi „kolumnami studyjnymi”, a tym sprzed kilkudziesięciu lat (do których zaliczam te Rogersy, mimo że wyprodukowano je obecnie). Otóż mam wrażenie, że dzisiejsze produkty tego typu dają co prawda lepszy wgląd w nagranie, w dźwięk, są bardziej rozdzielcze, precyzyjne i szczegółowe, ale gubią gdzieś po drodze istotę odtwarzanej muzyki. Są faktycznie narzędziami do oceny nagrań, a nie do słuchania muzyki. Są wyjątki oczywiście, choćby produkty Arka Szwedy (Sveda Audio), ale nawet one są trochę „zrobione” pod końcowego niestudyjnego użytkownika. LS 3/5A też potrafiły mi klarownie pokazać, że np. nagranie Renaud Garcii-Fonsa z festiwalu w Bazylei z 2014 roku to jedynie nie najlepiej pod względem technicznym zrealizowany bootleg. Z drugiej jednakże strony, gdy tylko (umownie) potwierdziłem rejestrację tego faktu, pozwoliły mi całkowicie oddać się znakomitej muzyce. A to jak te maluszki, napędzane, co jeszcze raz podkreślę, 8W SETem na 300B, pokazały kontrabas mistrza, jak realistycznie zabrzmiał jego głos, gdy sam zapowiadał kolejne utwory, było czymś wyjątkowym. Instrument może i nie miał takiej masy jak z dużymi kolumnami, nie był aż tak duży, może w kilku momentach nie zszedł tak nisko jak powinien, ale za to szybkość, zwartość szarpanych strun, piękne różnicowanie barwy, dynamiki, pełne wybrzmienia, znakomita, niemal dorównująca jedno-głośnikowym kolumnom spójność – wszystko to tworzyło całość, którą bez wahania oddałbym za niejedną „potężniejszą” prezentację, w której ten instrument brzmi głucho, za bardzo dudni, jest przeciągany, itd., itp.

Gdy przyszło do lepszych realizacji, choćby jednego z krążków Chie Ayado, muzykalność, gładkość i płynność prezentacji stały się jeszcze większymi atutami tego sposobu reprodukowania muzyki. Głos artystki, ładnie wyeksponowany, acz bez wypychania go do przodu przed linię kolumn, sączył się leniwie do sitka mikrofonu. Pomimo całego procesu rejestracji i odtwarzania, który, bądźmy szczerzy, nawet najlepiej zrealizowany nie jest idealny, wokal brzmiał tak, jakby artystka stała, a może siedziała na wysokim stołku barowym, dwa metry ode mnie. „Widziałem” mimikę twarzy, pojawiające się na niej emocje, usta układające się w słowa, to jak zbliżała się, bądź oddalała od mikrofonu – wszystko pokazane jak na dłoni, ale nie w zimny, analityczny sposób, ale absolutnie naturalnie, tak jakbym to naprawdę widział.Towarzyszący jej niewielki zespół grał nieco za nią z werwą, energetycznie, żywo. Rogersy potrafiły pokazać i błysk blach, i dźwięczność fortepianu, i sprężyste uderzenia pałeczek w membrany perkusji, i długie wybrzmienia. Każdy z tych elementów w taki sposób, że ani przez chwilę nie zastanawiałem się, czy brzmią tak jak powinny. Szkoda było na to czasu – ważna była muzyka, która swobodnie płynęła wprost do moich uszu. Prezentacja była otwarta, pełna powietrza, bogata w informacje, ale składające się w większą całość, a nie podkreślane jako osobne, indywidualne byty. Owo bogactwo dotyczy przede wszystkim średnicy, ale przecież tam właśnie znajduje się dobre 90% wszystkich informacji zwłaszcza w tego typu muzyce. W ich niezwykle przyjaznym dla ucha przekazywaniu LS 3/5A są po prostu dobre, bardzo dobre. To nie jest granie efekciarskie, nawet nie efektowne. Raczej naturalne, wciągające, dobrze oddające i budujące nastrój. Nie ma tu za grosz wyczynowości, która jest często cechą monitorów studyjnych. To jest granie zgodne ze starą, dobrą szkołą brzmienia, w której liczyło się przede wszystkim, żeby muzyki dobrze się słuchało, żeby brzmiała naturalnie, żeby nie było w niej drażniących, rozpraszających elementów. Liczyło się, żeby człowiek mógł się przy niej zrelaksować, odpocząć, albo otrzymać dawkę mocniejszych emocji, ale to właśnie za ich sprawą miał muzyki doświadczać, a nie tylko jej słuchać, to one były kluczowe w osiągnięciu czegoś więcej niż zwykła reprodukcja nagrania.

Gdy przyszło do muzyki elektrycznej, czy elektronicznej, dodatkowe waty, tym razem płynące z integry tranzystorowej w klasie A, GrandiNote Shinai, okazały się przydatne. Oczywiście nie sprawiły, że nagle Rogersy zaczęły być demonami rocka, czy nawet jednym z rekomendowanych wyborów do tego gatunku muzyki, bo nim nie są. To kolumny przede wszystkim do muzyki akustycznej i wokalnej i żaden wzmacniacz tego nie zmieni. Niemniej Shinai potrafił trzymać LS 3/5A na krótszej smyczy, że tak powiem, co w przypadku zwykle niedoskonałych nagrań rockowych jest przydatne. Bas, w zakresie który te kolumny odtwarzają, był energetyczny, szybki, zwarty i nawet nieźle różnicowany. Średnica pełna, płynna, nasycona, acz dla rockowego grania ciut za gładka. Taka muzyka potrzebuje trochę więcej pazura, drapieżności. Za to np. charyzmatyczne wokale kipiały energią i emocjami, przez co były może nawet nieco bardziej eksponowane niż zwykle. Za to Rogersy oszczędzały mi nieco syczących zgłosek, znowu stawiając bardziej na przyjemność słuchania niż absolutną wierność nagraniu.Gdy już napisałem powyższy akapit po wysłuchaniu m.in. krążków Aerosmith, Led Zeppelin, czy Floydów, przy których muzyka brzmiała trochę zbyt lekko, nie miała do końca odpowiedniej skali, a wszystko to za sprawą braku odpowiednio potężnej podstawy basowej, sięgnąłem po „Brothers in arms” Dire Straits. Głos Knopflera zaprezentowany przez LS 3/5A był po prostu magnetyczny, czego można się było spodziewać, a i jego gitara pięknie śpiewała. Zaskoczeniem było to, w jak mocny, dociążony sposób zabrzmiała wyznaczająca puls nagrań gitara basowa, jak czysto, sprężyście wypadły bębny. Całości słuchałem z dużą frajdą nie mogąc się nadziwić, że dostarczają mi jej te maluszki. Pozostało mi jeszcze sięgnąć po ukochany (w większości) elektryczny blues. Tu, podobnie jak w przypadku rocka, wrażenia bywały różne. Szalona, momentami nawet ostra jazda Stevie Raya Vaughana nie wypadła do końca satysfakcjonująco, bo takie granie wymaga jednak sporej masy, mocnej podstawy basowej, rozmachu, a tych z Rogersami jednak brakowało (człowiekowi na co dzień słuchającemu na sporych, 3-drożnych kolumnach). Ale już rytmiczne kołysanie na krążkach Muddy Watersa, BB Kinga, czy Tadzia Nalepy okazało się wyjątkowo pięknym doświadczeniem. Te kolumny po prostu czują bluesa, wiedzą jak ważne jest tempo i rytm, ile uczucia trzeba wlać w każdą nutę by usłyszeć w niej kwintesencję  tej muzyki.

Podsumowanie

To już moja kolejna przygoda z jednym z wcieleń legendarnych kolumn ze szkoły BBC. Rogersy LS 3/5A nie są głośnikami uniwersalnymi i nie są propozycją dla każdego – to mam nadzieję jest jasne. Jeśli jednakże lubujecie się przede wszystkim w muzyce akustycznej i w wokalach i jeśli nie macie miejsca na duży system muzyczny z wielkimi kolumnami, albo może szukacie rozwiązania na system wysokiej klasy do małego pomieszczenia, czy nawet do miejsca pracy, to testowane Rogersy mogą być tym, czego szukacie. Pod warunkiem, że biorąc pod uwagę, iż jest to produkt kolekcjonerski, mocno limitowany, jesteście gotowi wyasygnować stosowne środki na ich zakup. Rogersy nie wymagają wypasionych podstawek, acz ważne jest, by ustawić je na stabilnej, odpornej na wibracje powierzchni, na odpowiedniej wysokości. Grają najlepiej słuchane w bliskim polu, co praktyce może oznaczać ustawienie ich choćby na biurku. Do ich napędzenia wystarczy nawet kilku-watowy wzmacniacz lampowy, jeśli takie brzmienie preferujecie, ale sprawdzi się każdy, byle wystarczająco dobry, by wykorzystać spore możliwości tych maluchów.

Dzięki LS 3/5A 70-th Anniversary możecie liczyć na wyjątkowo spójne, płynne, gładkie granie, które nie raz zaskoczy Was namacalnością, otwartością i bogactwem informacji przede wszystkim w zakresie kluczowej dla niemal każdej muzyki średnicy. Instrumenty i głosy brzmią z nimi… po prostu tak jak powinny, akuratnie, naturalnie sprawiając, że będziecie przeżywać emocje, które chcieli w swojej muzyce zawrzeć ich wykonawcy, zamiast zastanawiać się nad poprawnością brzmienia. Nie jest to granie analityczne, ale wystarczająco rozdzielcze, detaliczne i dobrze różnicowane by bez wysiłku odróżnić nagrania lepsze od gorszych. Wam pozostanie zanotować ten fakt, a potem o nim zapomnieć, bo liczyć się będzie wyłącznie muzyka. Jeśli zdecydujecie się na zakup modelu Rogers LS 3/5A 70th Anniversary to znajdziecie się w elitarnym gronie zaledwie 210 szczęśliwców, a na potwierdzenie tego faktu otrzymacie w zestawie stosowny certyfikat. No i będziecie właścicielami jednego z nie tak znowu licznych, ikonicznych produktów audio. A to tylko bonus, dodatek do wyjątkowego brzmienia.

Specyfikacja (wg. producenta):

  • Konstrukcja: 2-drożna, obudowa zamknięta
  • Pasmo przenoszenia: 70Hz – 20 kHz +/- 3db
  • Woofer nisko- średniotonowy: 138mm
  • Przetwornik wysokotonowy: 19 mm
  • Punkt podziału zwrotnicy: 3 kHz
  • Skuteczność: 83db for 2.83V @1m
  • Nominalna impedancja: 15 Ω
  • Rekomendowana moc wzmacniacza: 30 – 80 W
  • Obudowa: 10mm sklejka brzozowa
  • Wykończenie: fornir Rosewood
  • Wymiary:  305x190x160 mm
  • Waga: 10,5 kg / para

Cena detaliczna:

  • Rogers LS 3/5A 70th Anniversary: 13.000 PLN / par

Dystrybutor: MK NET

Producent: ROGERS

Platforma testowa:

  • Źródło cyfrowe: pasywny, dedykowany PC z WIN10, Roon, Fidelizer Pro 7.6, karta JPlay Femto z zasilaczem bateryjnym Bakoon, JCat USB Isolator, zasilacz liniowy Hdplex.
  • Przetwornik cyfrowo-analogowy: LampizatOr Golden Atlantic
  • Źródło analogowe: gramofon JSikora Basic w wersji MAX, ramię Schroeder CB, wkładka AirTight PC-3, przedwzmacniacze gramofonowe: ESE Labs Nibiru i Grandinote Celio mk IV
  • Wzmacniacze: GrandiNote Shinai, Fezz Audio Mira Ceti
  • Przedwzmacniacz: AudiaFlight FLS1
  • Kolumny: Ubiq Audio Model One Duelund Edition, GrandiNote MACH4
  • Interkonekty: Hijiri Million, Less Loss Anchorwave, TelluriumQ Silver Diamond USB
  • Kable głośnikowe: LessLoss Anchorwave
  • Kable zasilające: LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3
  • Zasilanie: Gigawatt PF-2 MK2 i ISOL-8 Substation Integra; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
  • Stoliki: Base VI, Rogoz Audio 3RP3/BBS
  • Akcesoria antywibracyjne: platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot