Final B1

by Dawid Grzyb / October 6, 2022

Choć doknanałowe słuchawki Final B1 zadebiutowały na rynku ponad trzy lata temu, trafiły w moje ręce niedawno i w dość nieoczekiwany sposób. Czas zrobić sobie przerwę od typowych publikacji i w końcu przyjrzeć się tym urodziwym maleństwom.

Złote, a skromne…

Ależ ten czas leci. Przed zabraniem się z niniejszy artykuł byłem przekonany, że moja ostatnia przygoda ze słuchawkami japońskiej firmy Final miała miejsce relatywnie niedawno. Dokanałowy model F7200 zapamiętałem dobrze, bo to fajny produkty był, z pomysłem na siebie. Jego przyjemny dźwięk w połączeniu z nadspodziewanie kompaktową obudową i wygodną aplikacją zrobił swoje. Pod koniec listopada minie równo sześć lat od tej recenzji. Choć w branży audio to szmat czasu, niektóre historie pamięta się lepiej niż inne. Wydaje mi się, że o Final F7200 nie zapomniałem głównie dlatego, że profil HifiKnights.com jakiś szczególnie słuchawkowy to nie jest. Tak się poskładało, że ciągnie mnie do sprzętu stereo i materiały nt. urządzeń przenośnych praktycznie się tutaj nie pojawiają pojawiają. Dlatego też każdy taki produkt teraz stanowi przyjemny przerywnik pomiędzy testami zespołów głośnikowych, wzmacniaczy, przetworników C/A czy akcesoriów dla nich. Praca z niedużymi  słuchawkami wydaje mi się wręcz odpoczynkiem po przeprawach ze sporo większą elektroniką czy kolumnami.Choć produkty Final trafiają w moje ręce od święta, stanowiska z tym logo na wystawach monachijskiej i warszawskiej to dla mnie obowiązkowe przystanki. Lokalny przedstawiciel firmy – Nobumasa Mori – to syn Yoshihisy Moriego (1941 – 2018), który przez dekady był jej inżynieryjnym mózgiem. Mamy zatem na naszej ziemi człowieka zaznajomionego z japońską manufakturą jak nikt inny, ale ponad wszystko sympatycznego faceta, z którym o sprzęcie rozmawia się niejako przy okazji. W każdym razie, podczas naszego spotkania w Monachium zostałem zaproszony na konferencję prasową Final. Mój ambitny plan pojawienia się tam swoją drogą, a nawał innych powinności swoją. Pomimo chęci nie dałem rady, ale następnego dnia Nobumasa z małżonką mieli dla mnie odłożoną paczkę z dokanałówkami Final B1 w środku. Japończyk w swoim stylu napomknął, że jak mi się chce, to mogę rzucić uchem bez ciśnienia i dać mu znać co myślę. Dobra, tylko jak już mam poświęcać czas na słuchanie czegokolwiek i później się z kimś dzielić wrażeniami, to z większym gronem, no i fajnie jest coś znowu napisać po polsku. Jeżeli taki rodzaj pracy nie dzieje się za często, to mam z niej niemałą radochę.Białe i wyjątkowo sztywne pudełko ze złotymi wstawkami na froncie jasno komunikowało, że producentowi zależało na zrobieniu dobrego pierwszego wrażenia. Tak po prawdzie to nie spodziewałem się niczego innego. Zdecydowana większość produktów Final tania nie jest i każdy, który testowałem w przeszłości pod względem wydania i dodatków trzymał poziom, choć firma broni się także w sektorze budżetowym. Małżonka korzysta z bezprzewodowego modelu ZE3000, który gra i wygląda na sporo droższy niżby to jego cena (599 zł) sugerowała. Solidny plastik nieźle imitujący magnezowe body lustrzanek, znakomite etui, długi czas pracy wbudowanych ogniw i niemęczący, przyjemnie dociążony dźwięk za sześć stówek? Poproszę. Wracając do B1, wewnątrz ich pudełka znalazłem jedną parę prowadnic, cztery pary sylikonowych wkładek w różnych rozmiarach, wykonane z tego samego materiału etui oraz kabel sygnałowy. Należy się kilka słów tym dodatkom.O ile nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń do pudełka, etui i prowadnic, pozostałe akcesoria pozostawiają pewien niedosyt. Model F7200 miał w zestawie trzy pary pianek ekstra, a był zauważalnie tańszy. Nie wykluczam, że może ze względów akustycznych takowe są w przypadku B1-ek zbędne, ale nie obraziłbym się na inne bonusy z uwagi na sporo wyższą cenę tych dokanałówek. Pierwsza rzecz, która mi przychodzi do głowy to kabel zbalansowany, najlepiej z wtykiem 4,4 mm, bo sporo przenośnych urządzeń stosowne wyjścia słuchawkowe ma. Skoro przy tym jesteśmy, dołączony do B1-ek przewód o długości 1,2 m prezentuje się nieźle. Przewodnik to srebrzona miedź OFC potraktowana dielektrykiem PFE. Kątowy wtyk 3,5 mm to dobry pomysł, a wykonany z wypolerowanej stali nieduży rozgałęziacz i podobne elementy przy zwieńczeniach kanałów nie dostarczają powodów do narzekań, ale nie jestem fanem standardu MMCX. Tego typu złącza na początku są solidne i pozwalają obracać obudowy słuchawek bez przeszkód, co jest plusem, ale mają tendencję do przerywania po jakimś czasie, stąd zdecydowanie bardziej wolę od nich klasyki z dwoma pinami. Ot, prywatne preferencje. Słowo pochwały należy się etui. Wizualnie cieszy oko, jest elastyczne, duże i na tyle dobrze spełnia swoją rolę, że nie tęskniłem za pierścieniem do zwinięcia kabla.Seria B w ofercie producenta składa się z modeli B1 (2999 zł), B2 (1249 zł) oraz B3 (2099 zł). Choć jej flagowiec wypada raczej skromnie w dobie wieloprzetwornikowych dokanałowych potworów, jego niemała cena i tak sporo obiecuje. Mało tego, japoński sprzęt audio znany jest z jakości, topologicznego minimalizmu i indywidualizmu poza rynkowymi trendami bardziej niż czegokolwiek innego. Firma Final ma swoją własną filozofię, która z ilością ma niewiele wspólnego, co innego własna inżynieria i autorskie głośniki. Model B1 to hybryda z zaledwie dwoma na kanał, które dostrojono do pracy bez zwrotnicy; pojedynczy dynamik w towarzystwie przetwornika z kotwicą zrównoważoną. Ptaszki ćwierkają, że ten pierwszy robi bas jak mało który, a resztę pasma ogarnia kompan znany z wyrazistości, ale różnie bywa. Tak czy inaczej, niektórzy konstruktorzy dokanałówek na myśl o mariażu tuzina głośników ze skomplikowaną zwrotnicą wywracają oczami, bo wiedzą, że da się prościej i lepiej, ale rynek rządzi się swoimi prawami. Skoro światek przenośnego audio domaga się multum miniaturowych przetworników i w następstwie abstrakcyjnych cen, to je dostaje.W specyfikacji słuchawek Final B1 widnieje czułość na poziomie 94 dB, 13-omowa impedancja i masa 36 gramów. Uformowany wtryskowo dwuczęściowy korpus produktu wykonany jest z pokrytej różanym złotem stali nierdzewnej, a następnie skręcony tak, aby w ramach czynności serwisowych można było łatwo dostać się do środka. Szyjka ujścia dźwięku jest krótka i szeroka, co pozwala wkładce pewnie siedzieć na swoim miejscu. Choć na zdjęciach B1-ki wyglądają na ciężkie i duże, w rzeczywistości są niewielkie i dość lekkie, a ich zaokrąglone tu i tam obudowy mają na tyle ergonomiczny kształt, że polubiły się z moimi niewielkimi małżowinami usznymi. No i rzecz niekoniecznie najważniejsza, ale istotna… produkt na żywo wygląda obłędnie. Kolokwialnie pisząc, na kilometr czuć pieniądz i luksus. Masywne, poprzecinane kilkoma płaszczyznami pancerze z warstwą lśniącego różanego złota naprawdę robią wrażenie i mam nadzieję, że fotki choć trochę ten efekt oddają. Montaż, polerka i dopasowanie elementów są pierwszorzędne, przez co flagowcowi serii B bliżej do jubilerskiej historii aniżeli tej dokanałowej, a przynajmniej ja tak uważam. Mam kilka modeli spersonalizowanych IEM-ów, z czego niektóre są sporo droższe od B1-ek, ale żaden nie jest aż tak dobrze zrobiony.Pozwolę sobie pominąć dywagacje nt. znalezisk na stronie poświęconej Final B1, ale i tak zachęcam do zapoznania się z lekturą. Producent wyjaśnia tam dźwiękowy koncept projektu w całkiem sensowny sposób, tj. powiązany z gatunkami muzycznymi i bez popadania w marketing. Szanuję. Nadmienię jedynie, że priorytetem strojenia B1-ek była wyrazistość źródeł pozornych i poczucie żywotności niczym z centrum sceny, a zatem historie bardziej dotyczące obrazowania i fizyczności aniżeli górek i dołków w słyszalnym paśmie. Mój plan działania uwzględniał ustosunkowanie się do tego konkretnego fragmentu, a pomogły mi w tym spersonalizowane słuchawki Vision Ears VE5, z którymi sobie żyję zadowolony od kilku ładnych lat. Laptop z Foobarem2K i muzyką DSD pełnił rolę transportu, a konwersją C/A i wzmocnieniem sygnału zajął się iFi audio xDSD Gryphon, bo akurat tego potwora miałem pod ręką. Mój stacjonarny system (m.in. Innuos Statement, LampizatOr Pacific i Enleum AMP-23R) był przerostem formy nad treścią i darowałem sobie. No to do rzeczy.Przyznaję, że za słuchawkami nie tęsknię, bo duże podłogówki w stosownym torze robią takie rzeczy, jakich moim skromnym zdaniem żadne produkty nauszne czy douszne nie są w stanie. Wystawiając się na dźwięk kolumn z dużymi i dobrze kontrolowanymi wooferami falę akustyczną odbieramy całym ciałem i tego wrażenia nie da się podrobić. Dlatego też przed tą publikacją mój stosunek do B1-ek był raczej beznamiętny i takim by pozostał nawet w obliczu dokanałówek wartych kilka razy więcej. Tutaj rzecz się rozchodzi o wszystkie moje personalne skrzywienia, które podświadomie determinują nastawienie do każdego sprzętu audio bez względu na to, czy mi się to podoba, czy też nie. Upraszczając, mój system stereo wywrócił mi hierarchię wartości i od tego nie mam jak uciec, ale nawet pomimo tych przeciwności Final B1 pokazały mi, że naprawdę miło jest powrócić do świata dokanałówek po kilkuletniej przerwie. Miałem z nimi masę uciechy z wielu powodów.Najpierw kilka słów o Vision Ears VE5. To produkt nastawiony na precyzję obrazowania, przestrzenność, gabarytowo nieprzekombinowane źródła pozorne, szybkość, swobodę, detaliczność i wnikliwość. Ceną za te usługi jest ogólna szczupłość, eteryczność, górka na górze pasma i cały inwentarz niefajnych rzeczy po podłączeniu do kiepskich torów à la dziurka laptopa, tj. ziarnistość, metaliczność, sterylność, przesadnie zarysowane kluczowe instrumenty i wokale, wysokotonowe iskry i ilościowo mizerny bas. Dobry konwerter C/A i wzmacniacz z kolei robią tym słuchawkom na tyle dobrze, że wszystkie te przywary idą w zapomnienie. Z xDSD Gryphonem zagrały czysto, z ciekawą barwą, wyjątkowo gładko i zadowalająco nisko, ale to w dalszym ciągu dokanałówki, które ciągnie w analityczną stronę i jako takie bez ogródek pokazują jakość nagrań i sprzętu przed nimi. Nie przesadzę pisząc, że VE5-ki mają w sobie dużo z HD800-ek i sporo im potrzeba, żeby było naprawdę dobrze.W kontekście VE5-ek Final B1 to zupełnie inna bajka z zupełnie innej książki; grubsza lektura, czcionka większa i więcej kolorowych obrazków, ale treść zdecydowanie bardziej lekkostrawna, wciągająca i przyjemniejsza w odbiorze. Jeżeli produkt Vision Ears reprezentuje, dajmy na to, literaturę faktu, B1-ki to przykład fantastyki w mrocznych realiach. Już wyjaśniam. Złote IEM-y grają masywniej, ciemniej, bardziej intymnie, soczyście i cieplej. Schodzą też niżej i całościowo są bardziej rozbudowane pod względem nasycenia, faktur i koloru w całym paśmie, ale za cenę mniejszej rozdzielczości, doświetlenia i przestrzenności, o których za moment. W każdym razie słychać było dobrze, że obydwa modele miały zupełnie inaczej poustawiane priorytety i nie zeszło mi się długo na zrozumieniu tego. Najważniejsze jest jednak to, że z ponad dwa razy droższymi VE5-kami wcale nie bawiłem się lepiej niż z B1-kami, było wręcz odwrotnie.Po latach pracy w roli recenzenta uważam, że produkty brzmieniowo kompletne na całej rozpiętości to niebywale rzadkie i najczęściej przeraźliwie drogie okazy. Mam tu na myśli takie, które oferują dźwięk ponadprzeciętnie rozbudowany pod względem zarówno przestrzeni, detaliczności, gładkości i impetu, jak i nasycenia, różnorodności i złożoności barwowej oraz ogólnej intensyfikacji wrażeń. Moim zdaniem to właśnie tego typu sprzęt determinują granicę pomiędzy realnym brzmieniowym szczytem, a całą resztą. HifiMan Susvara to dobry przykład i jeden z nielicznych. Dźwięk tych słuchawek subiektywnie może się podobać mniej lub bardziej, ale pod względem stricte technicznym jest dla mnie dziełem skończonym i w zasadzie bez wad, tj. nie jestem w stanie wskazać jednego konkretnego aspektu, który uznałbym za gorszy na tle pozostałych. Piszę o tym dlatego, że konstruktorzy VE5 i B1 nadali priorytet przeciwnym cechom, tym samym powierzając reszcie rolę uzupełniającą, drugorzędną. W tym sensie ci dokanałowi zawodnicy nie są zatem podobni do modelu Susvara, ale też ich cena tego nie sugeruje.Nie widzę w powyższym nic złego, bo zdecydowana większość sprzętu grającego jest strojona na efekt dźwiękowy, który oparty jest na kilku konkretnych zaletach z pozostałymi trochę z boku. Mój stacjonarny przetwornik C/A też wszystkiego nie robi i po kilku latach z nim spędzonych wiem, co mógłby robić lepiej, a tani przecież nie jest. To samo mam do powiedzenia o moim przedwzmacniaczu, kablach, końcówkach mocy i paczkach, ale to nie jest najważniejsze. Składniki mojego systemu nie tylko tworzą zgrany zespół, ale każdy z osobna gra na tyle dobrze, że nie myślę o tym, co chciałbym w nich poprawić lub zmienić. Wracając do B1, podobały mi się bardziej niż VE5-ki właśnie dlatego, że ich słabiej rozwinięte strony nie dawały się we znaki aż tak mocno. Słuchałem tych złotych maleństw z przyjemnością na tyle dużą, że miałem wywalone na to, co konkurent robił lepiej.Z uwagi na tonalnie szczodry charakter B1 nie powinienem być zaskoczony. Strojenie o solidnej podstawie basowej i podwyższonej temperaturze barwowej jest subiektywnie przyjemne, o ile nie robi się z czasem mdłe, duszne, bułowate, przygaszone i niewyraźne. Produkt firmy Final się tu obronił bez wysiłku. Dynamiczny przetwornik zrobił sprężysty, dobrze kontrolowany i substancjalny bas oraz rozciągnął kolor i masę na część pasma powyżej, a zbalansowany głośnik zadbał o to, żeby obeszło się bez klaustrofobii i nie zabrakło detali. Co ciekawe, średnie i wysokie częstotliwości w wykonaniu B1-ek jakieś przesadnie ciepłe to nie były i myślę, że to właśnie dlatego po kilku godzinach dźwięk tych dokanałówek niezmiennie bardzo mi się podobał. Przyznaję też, że mój LampizatOr mocno mnie przyzwyczaił do dużych i blisko podanych źródeł pozornych z pierwszego planu, a B1 rysowały te ramy w podobny sposób, tym samym kreując obraz bliski odbiorcy, otaczający go i zamykający w bańce aniżeli pokazany z dystansu i z rozmachem na całej szerokości. Taka prezentacja spowodowała, że dźwięk tych słuchawek był intymny i bezpośredni, czyli dokładnie taki, jaki ja lubię i mam każdego dnia. Następstwem była ograniczona przestrzenność B1-ek w porównaniu do VE5, tj. mniej powietrza dookoła instrumentów i wokali oraz płytszy i węższy obraz muzyczny, ale był to moim zdaniem uczciwy kompromis.

Choć nie miałem możliwości weryfikacji, po zerknięciu do recenzji modelu F7200 wychodzi na to, że B1 są do niego podobne. O ile w tamtym materiale uznałem VE5 za produkt lepszy i z innej ligi, tym razem nie odniosłem takiego wrażenia. Jak pisałem, B1-ek subiektywnie słuchało mi się lepiej i spodobały mi się bardziej. Owszem, nie są aż tak zwinne, natychmiastowe, wyraziste, ekscytujące i otwarte jak VE5, ale mają bezapelacyjną przewagę pod względem barwy na całej rozpiętości pasma, jakości basu i faworyzującej intymność przestrzennej organizacji, która po prostu trafiła w mój gust. Nie mam też bladego pojęcia jak japońskie dokanałówki wypadną w konfrontacji z podobnie wycenioną konkurencją, ale po starciu z moim punktem odniesienia myślę, że sobie poradzą i jest dla nich miejsce na rynku. Final B1 to gustownie zestrojony i całościowo bardzo dobry produkt, który najbardziej docenią odbiorcy stawiający przyjemność ponad analizę.

Platforma testowa:

  • Słuchawki: Vision Ears VE5
  • Konwersja C/A i wzmocnienie: iFi audio xDSD Gryphon
  • Kable słuchawkowe: Forza AudioWorks Pyre
  • Muzyka: NativeDSD

Cena sklepowa produktu w Polsce:

  • Final B1: 2999 zł

 

Dostawca: Fonnex