Final ZE8000 to najwyższy model bezprzewodowych słuchawek TWS japońskiej firmy, który został dla mnie spersonalizowany w ramach nietypowej usługi o nazwie JDH. Czas na opowiedzenie o efekcie tego wielostopniowego procesu.
Własna ósemka
Dwa lata. Tyle czasu minęło odkąd ostatni raz pisałem coś o słuchawkach. Nie to, że gardzę. Po prostu jakoś tak się ułożyło, że trafia do mnie sprzęt stereo, z którego mam sporo więcej uciechy. Słuchawki różne, czy to nauszne, czy dokanałowe, mają ten bardzo duży plus, że eliminują pomieszczenie odsłuchowe z równania. Czy się nam to podoba czy nie, poziom tego miejsca w znacznym stopniu determinuje ostateczną jakość dźwięku naszych kolumn. Oparty na nich system stereo może być wart nawet i warszawską kawalerkę, a i tak niedopasowany do otoczenia odwłoka nie urwie. Słuchawki sobie nic z tego nie robią, wymagania pod tym względem mają w zasadzie zerowe. Dlatego też jestem zdania, że jeżeli nie ma się warunków do zbudowania nawet skromnego systemu audio z zespołami głośnikowymi w roli głównej, nauszniki to bardzo dobry pomysł, w dodatku tańszy w realizacji. Żeby nie rzucać słów na wiatr, mam takowe, planarne, w asyście adekwatnego do ich klasy wzmacniacza. Połączenie tych dwóch produktów gra wyśmienicie, tj. na tyle dobrze, że od kilku lat nie mam ciągot do ich wymiany. Jak jest miło, to jest. Nic tylko się cieszyć, ale…Powód, dla którego o słuchawkach już nie piszę jest w zasadzie tylko jeden, ale z mojego punktu widzenia istotny i nie do przeskoczenia. Obcowanie z kolumnami często dostarcza mi wrażeń, których z nausznikami po prostu nie mam. Pod względem skali, fizjologiczności i trzewiowości dźwięku, a także obrazowania i dynamiki, cóż, to jednak nie jest to samo. Różnice pomiędzy słuchaniem za pomocą pary uszu, a odbieraniem dźwięku w zasadzie większością ciała dla mnie są po prostu zbyt duże. Znając je ciężko wracać do pisania o sprzęcie, który w mojej hierarchii odgórnie plasuje się niżej. Niemniej, praca swoją drogą, a codzienność swoją. Ze słuchawek korzystam praktycznie każdego dnia, ale nie z planarnej drożyzny, a z dokanałowych, bezprzewodowych i budżetowych. Telefon bez wyjścia 3,5 mm to wymusił. Jeszcze kilka lat temu korzystanie z IEM-ów bez kabla uznałbym za profanację w najczystszej postaci, ale nie warto być konserwą, bo rynek tych produktów bardzo poszedł do przodu.Pomyślałem sobie, że skoro nie mam jak korzystać ze spersonalizowanych wieloprzetwornikowych IEM-ów z moim telefonem, a przynajmniej nie bez przejściówek, których nie lubię, to trzeba się szarpnąć na bezprzewodowe. Od słowa do słowa, dwa lata temu stałem się posiadaczem dokanałówek Final ZE3000, które teraz kosztują niecałe pięć stówek. Od tamtego czasu nie miałem też w uszach żadnych innych słuchawek tego typu. Nie bez powodu. ZE3000 okazały się na tyle kompetentne, że po prostu nie było potrzeby. Czas pracy na jednym ładowaniu jest długi, a dźwięk przyjemnie gęsty, miły i zadowalająco wyraźny, choć nieszczególnie rozdzielczy. Do tego dochodzi prosta obsługa, mała masa i brak kabla, który długofalowo okazał się przeszkodą. Szybko się przyzwyczajamy do wygody. Mam tu na myśli fakt, że od czasu nabycia ZE3000 nie wyciągałem z pudełka moich Vision Ears VE5 głównie z powodu przewodu tych drugich. Owszem, grają sporo lepiej i są siłą rzeczy bardzo dobrze dopasowane do moich uszu, ale cóż z tego. Nie są równie przyjemne w użytkowaniu i tyle. Najbardziej zaskakujące jednak jest dla mnie to, jak dużo elektroniki ZE3000 zawierają, no i jak dobrze to wszystko ze sobą współpracuje w kontekście ich rozsądnej ceny.Na tegorocznej wystawie w Monachium zajrzałem do strefy słuchawkowej głównie po to, żeby chwilę posłuchać wstęgowych Raal Immanis, o których słyszałem dużo dobrego. Grają. Nie obeszło się też bez wizyty na stanowisku firmy Final, która jest u nas reprezentowana przez Fonnex. Założyciel tejże – Nobumasa Mori – nie tracił czasu. Zapytał tylko, czy mam chwilę, po czym nie czekając na odpowiedź usadził mnie na obrotowym krześle. Następnie przywdział mi na głowę czepek z wystającym kwadratem, obydwa celowo w kolorze moro. Jak się okazało, moja głowa wraz z tułowiem zostały zeskanowane, po czym poproszono mnie na stanowisko obok, gdzie czekał szef sprzedaży Final – Satoshi Yamamoto. Tam za pomocą ręcznego skanera uzyskał on obraz moich małżowin usznych. Całość zamknęła się w mniej więcej trzech kwadransach. Teraz najważniejsze, czyli po co całe to przenośne laboratorium. Inżynierowie Final opracowali algorytm pod nazwą JDH (Jibun Dummy Head), który ma za zadanie upodabniać dźwięk słuchawek do estetyki kolumn. Oparty jest na naszej anatomii, stąd proces skanowania, na podstawie którego profil brzmieniowy w domenie cyfrowej jest dopasowany pod konkretną osobę, a następnie wgrany do specjalnej wersji słuchawek Final ZE8000. Sama usługa JDH to wydatek +/- 1500 zł, czyli sporo jak za „wtyczkę DSP”. Z uwagi na stopień skomplikowania i niezbędny sprzęt, możliwa jest też do wykonania tylko w siedzibie firmy w Tokio. Monachijska wystawa była więc świetną okazją do sprawdzenia JDH w praniu, tj. na przedstawicielach prasy. Mam nadzieję, że zgromadzone dane i wrażenia pozwolą firmie Final na dalszy rozwój tej technologii, bo jest bardzo obiecująca.Z Monachium wróciłem ze słuchawkami Final ZE8000 w ich podstawowej wersji. Poproszono mnie o zapoznanie się z nimi w ciągu kilku następnych tygodni. W tym czasie dane uzyskane podczas skanowania mojej głowy zostały przetworzone przez programistów Final. Następnie podczas spotkania na Zoomie dostałem zdalny dostęp do platformy, za pomocą której odsłuchałem kilka utworów, z czego każdy był dostępny w trzech wersjach, a różnice pomiędzy nimi sprowadzały się do subtelności. Moim zadaniem było zaznaczenie, które warianty mi subiektywnie najbardziej odpowiadały. Te informacje posłużyły gospodarzom zdalnego spotkania do zgromadzenia informacji odnośnie moich preferencji, które ukształtowały ostateczną formę algorytmu dla mnie. Mniej więcej dwa tygodnie później odesłałem bazowy zestaw ZE8000, a w zamian otrzymałem nowy, ale z już wgranym spersonalizowanym oprogramowaniem, a także oznakowaniem JDH na każdej słuchawce. Zanim przejdę do sedna, warto wspomnieć, że cała procedura zajęła sporo czasu, uwzględniła czynnik ludzki i nie była zautomatyzowana. Pisząc wprost, ktoś w Tokio musiał manualnie zająć się moimi danymi po skanowaniu, następnie poświęcić czas żeby poznać mój gust i ostatecznie złożyć to wszystko w całość. Ta mi się bardzo spodobała. Warto było.Nie brakuje recenzji modelu Final ZE8000, więc ograniczę się do podstawowych informacji. To bezprzewodowe, dokanałowe słuchawki typu TWS z aktywną redukcją szumu (ANC), które oparte są na standardzie Bluetooth 5.2 i obsługują transmisję sygnału zgodną z kodekami AAC, SBC, aptX Adaptive i Snapdragon Sound. Pasmo przenoszenia to zakres od 20 Hz do 44 kHz. Czas ładowania samych słuchawek to półtorej godziny, a ich etui wymaga dwóch i pół. W pełni naładowane potrafią pracować do pięciu godzin, a akumulatory wbudowane w ich przenośny domek wydłużają ten czas o dodatkowych 15 godzin. Wydaje mi się, że jest to całkiem sporo, ale nie śledzę rynkowych standardów dla słuchawek TWS, więc nie wiem. Produkt jest dostępny w matowej czerni lub bieli, a obudowa elementów zestawu to plastik z fajną i nieco chropowatą fakturą, która dobrze imituje magnezowe body aparatów fotograficznych. Choć ZE8000 to produkt dokanałowy, jego budowa sugeruje też coś innego, dousznego. Pojedyncza słuchawka składa się z podłużnego elementu przytwierdzonego do okrągłej obudowy, w których zamontowano wzmacniacz w klasie AB, odbiornik BT oraz interfejs dotykowy. Okrągłe body dalej przechodzi w kolejny korpus z firmowym przetwornikiem dynamicznym f-CORE (13mm, aluminiowo-magnezowa membrana), na który nakłada się dużą sylikonową wkładkę z dwoma listkami i dokanałową końcówką. Ten miękki element powoduje, że słuchawka opiera się na wewnętrznej części małżowiny, tj. tak, jak model douszny, ale część dokanałowa sięga głębiej, do kanału słuchowego. To spowodowało, że ZE8000 okazały się ergonomiczne i nadspodziewanie wygodne dla mnie. W porządku, może nie dorównują tutaj moim VE5 czy jakimkolwiek innym dobrze dopasowanym „customom’, bo tego się nie da przebić, ale wypadają zdecydowanie lepiej niż ZE3000. Nie sposób też nie odnieść wrażenia, że flagowe bezprzewodówki Final to jednak całościowo trochę inna, sporo wyższa liga.Warto wspomnieć też o firmowej aplikacji o nazwie Final Connect. Pozwala ona na aktywację jednego z czterech dostępnych trybów ANC; Noise Cancelling, Wind-Cut, Ambient Sound i Voice Through. Ten pierwszy eliminuje wszystkie szumy, drugi wycina odgłos wiatru, trzeci przepuszcza dźwięki otoczenia, a ostatni tylko ludzki głos. Zawarty w aplikacji prosty korektor parametryczny umożliwia regulację częstotliwości 35 i 350 Hz oraz 1,6 i 10 kHz w skali +/-3 dB. Dalej mamy optymalizację regulacji głośności w celu zwiększenia jej gradacji w najbardziej użytecznym dla nas zakresie, oraz podłączenie słuchawek do więcej niż jednego urządzenia. Firmowa wtyczka cyfrowa o nazwie 8K Sound i zestaw nastaw Personal Dummy Head to najważniejsze dodatki. Ta pierwsza opcja to najpewniej programowy upsampler, ale producent nie tłumaczy, co tak naprawdę robi i jak. Stanowiąca gwóźdź programu zakładka Personal Dummy Head uaktywnia cyfrowy profil, który przygotowano dla mnie na podstawie skanowania w Monachium i późniejszych odsłuchów. Dostępne w panelu PDH nastawy tej funkcji nazwano odpowiednio None, Reference, RF None oraz RF+n. Ta pierwsza wyłącza algorytm JDH i oferuje konwencjonalny dźwięk ZE8000, druga uaktywnia ustawienie spersonalizowane, a trzecia i ostatnia to odpowiednio nieco słabsza i mocniejsza wersja tego trybu. Mogłem sobie włączyć muzykę z jakiegokolwiek medium (YT, Neutron itp.), przeskoczyć do apki Final Connect, tamże w locie włączyć/wyłączyć spersonalizowany algorytm, a następnie powrócić do słuchania i ogarnąć zmiany. Nie musiałem tego robić w nieskończoność, bo te są spore delikatnie pisząc, ale to za chwilę.Final ZE3000 przetrwały próbę czasu i stały się moim dziennym towarzyszem w zasadzie z dwóch powodów, tj. wystarczająco długiego czasu pracy na moje potrzeby, no i jakości dźwięku. Profil brzmieniowy tych słuchawek jest gęsty, kolorowy i miękki, co niesie też za sobą dobrze rozbudowany dół, nasycenie w całym paśmie, ustawienie środka ciężkości nisko i w efekcie tego też przykręconą górę. Gdybym miał opisać w trzech słowach jak grają ZE3000, tobym oznajmił, że jest lepko, miło i niemęcząco, ale też na tyle wyraźnie i z oddechem, że nie odnosi się wrażenia, że jest klaustrofobicznie czy duszno. Da się z tym dźwiękiem żyć, oczywiście pod warunkiem, że nie posiada się pod ręką sporo lepszej alternatywy, do której jeszcze do niedawna nie miałem dostępu. Może to zabrzmi trochę a’la mądrości pewnego brazylijskiego pisarza, ale z wiekiem człowiek się uczy cieszyć tym, co ma. Ja się cieszę ZE3000 dlatego, że nic mnie w ich graniu nie uwiera i nie boli. Idę o zakład, że gdyby były zestrojone tak, jak inherentnie wyraziste, szybkie, otwarte i ogólnie usportowione VE5, toby mnie zamęczyły.Final ZE8000 w porównaniu do ZE3000 to brzmieniowo trochę podobieństw i trochę sterydów. Te pierwsze biorą sobie od tańszego rodzeństwa głównie barwę, dociążenie i trochę miękkości, co przekłada się na dźwięk, który ma muzykę pokazać przede wszystkim z przyjemnej i fizjologicznej strony, zamiast demontowania jej na części pierwsze i powiększania każdego szczegółu. ZE8000 nie są jednakże aż tak ciepłe i nasycone. Dla jasności, też grają z kulturą i organicznie, to oczywiste, ale nie robią z tego sedna sprawy, dookoła której reszta jest budowana niejako przy okazji. Odpowiednio wysoka temperatura barwowa i dociążenie to oczywiście są ważne elementy, które mają, tak uważam przynajmniej, realne przełożenie na to, czy jesteśmy zmęczeni po godzinie słuchania, czy jednak nie. Choć model ZE8000 jest oszczędniejszy pod tymi względami w porównaniu do ZE3000, to wychodzi mu to na zdrowie, bo pojawia się więcej miejsca na dopalenie wyrazistości, przestrzenności i precyzji, które stanowią wspomniany powyżej koktajl sterydowy. Dzięki temu droższe słuchawki grają bez woalu i konkretniej, barwowo i tak wypadają bardzo dobrze, a analityczność, lekkość i matowość są na szarym końcu listy aspektów, które można do nich przykleić. Dla mnie najważniejsze jest jednak to, że za sprawą umiejętnego mariażu cech subiektywnie przyjemnych i technicznych ZE8000 oferują całościowo lepiej zbalansowany i bardziej uniwersalny dźwięk niż ZE3000. Sporo lepiej przez to pokazują przestrzeń, jej głębię i obecne tam pogłosy, ale robią to bez przesadniej konturowości i to jest w nich naprawdę fajne. Efekt jest przyjemnie płynny i zdecydowanie da się lubić. Jeżeli tańsze Finale mają punk ciężkości ustawiony blisko dołu, to ZE8000 są zestrojone bliżej środka. Subiektywnie mi się to bardziej podoba i jednocześnie powoduje, że brzmieniowo jest to dla mnie o klasę lepszy produkt.Opis powyżej dotyczy ZE8000 bez włączonego profilu JDH, co oznacza, że już bez niego jest duży progres w stosunku do ZE3000. Aktywacja tego trybu powoduje dalsze zmiany, które daleko wykraczają poza sferę subtelności. Tutaj warto wspomnieć, że odgórnie współpracuje on w tandemie z ustawieniem 8K Sound, które automatycznie zostaje włączone. Działa ono trochę jak standardowy upsampler, tj. wygładza przede wszystkim górę pasma i jednocześnie powoduje, że ten podzakres staje się wyraźniejszy, a podobne zmiany zachodzą też w mniejszym stopniu w tonach średnich. 8K Sound ma subtelny efekt i ogranicza nieco żywotność baterii, ale po zapoznaniu się z tą opcją skłaniałem się ku temu, żeby mieć ją włączoną na stałe. W asyście profilu JDH już wiem, że innej drogi nie ma, bo gruntownie przebudowuje on sposób, w jaki ZE8000 podają odbiorcy dźwięk. W swojej recenzji modelu ZE8000JDH Wojtek Pacuła napisał, że dla niego te zmiany miały charakter fundamentalny i w pełni się tu zgadzam.
Algorytm JDH nie ingeruje w barwę czy balans tonalny ZE8000, to nie są tego typu zmiany. Kluczowy wpływ tej technologii na dźwięk sprowadza się przede wszystkim do obrazowania. Słuchawki te dalekie są od płaskich czy nadmiernie odległych pod względem przestrzeni. Niemniej, tryb JDH jednoznacznie pokazuje, jak dużo można jeszcze pod tymi względami zrobić. Gdy jest aktywny, ZE8000 podają źródła pozorne bliżej nas, ale odseparowane od siebie lepiej, a przez to lepiej zdefiniowane i bardziej namacalne, ale też osadzone w przestrzeni, która pod względem gabarytów i głębi jest bardziej złożona, otwarta, oddychająca i trójwymiarowa. Większość znanych mi wtyczek wirtualizujących dodaje pogłos, który oddala składowe od odbiorcy i w ten sposób pompuje się gabaryty obrazu muzycznego. Wówczas on rośnie, a jakże, ale też muzyka staje się odległa, a przez to nienaturalna i mniej wyraźna. JDH oferuje paradoks, bo powiększa panoramę i przydaje jej warstw, ale też powoduje, że kluczowe instrumenty i wokale są jeszcze bardziej substancjalne, wyraźne, obecne i bliższe niż wcześniej, jak gdyby do wszystkich scenicznych dobrodziejstw dodano ekstra powietrza, podkręcono kontrast, podniesiono wyrazistość i poprawiono dynamikę, ale bez płacenia za ten serwis uboższą barwą i idącą z tym w parze metalicznoścą. Spersonalizowany dla mnie algorytm oferuje zatem same zalety, a zmiany są dobrze słyszalne nawet w trybie RF None, czyli tym o najsłabszym działaniu. W praktyce jest tak, że nie chce się wracać do słuchania muzyki z ZE8000 bez aktywacji JDH. Prawdę pisząc to spodziewałem się sporo mniej, oczekiwania miałem co najwyżej umiarkowane i może dlatego jestem tak zaskoczony. Tak czy inaczej, kłaniam się działowi rozwojowo-badawczemu Final, a usługę JDH widzę jako coś, co realnie polepsza dźwięk już i tak bardzo dobrych słuchawek. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że znajdzie się sposób na to, aby ją uprościć i zaoferować szerszemu gronu odbiorców. Warto.
Platforma testowa:
- Słuchawki: Final ZE3000
- Żródło: iPhone 15
- Muzyka: NativeDSD
Cena sklepowa produktu w Polsce:
- Final ZE8000: 1299 zł
- Usługa Jibun Dummy Head: ok. 1500 zł
Dostawca: Fonnex