Weiss DAC501

by Marek Dyba / July 6, 2020

Niewielki przetwornik cyfrowo-analogowy wypakowany funkcjami włącznie z zaawansowanym cyfrowym procesorem DSP od uznanego szwajcarskiego producenta działającego zarówno na rynku pro jak i hifi. Brzmi ciekawie? Też tak sądzę. Sprawdźmy, jak to, co tak dobrze wygląda na papierze, sprawdza się w praktyce. Zapraszam na recenzję przetwornika Weiss DAC501.

Wstęp

Weiss to wysoce ceniona marka na rynku pro-audio i jestem całkiem pewny, że dla większości naszych Czytelników przynajmniej nazwa nie jest obca. Nie zmienia to faktu, że nie znam osobiście zbyt wiele audiofilów, którzy używają szwajcarskich urządzeń we własnych systemach. Oczywiście trudno pominąć kwestię dość wysokich cen produktów Weissa, co ogranicza ilość potencjalnych nabywców. Wydaje mi się jednakże, iż marka leży poza obszarem zainteresowań audiofilów ponieważ jest postrzegana jako producent pro. A te, w audiofilskim światku, często widziane są jako przedstawiciele tej drugiej strony, a czasem wręcz „przeciwnicy”. Ja też muszę przyznać, iż pomimo faktu działania w tej branży od ponad 15 lat nie miałem do tej pory ani jednego produktu Weissa na odsłuchach w swoim systemie. Nawet teraz, gdy do tego doszło, wydarzyło się to za sprawą znajomego, pana Marca Loubeau z Prestige Audio Diffusion, który zasugerował, że koniecznie powinienem posłuchać nowego przetwornika DAC501 albo 502 firmy Weiss Engineering. A gdy wyraziłem zainteresowanie skontaktował mnie z Danielem Weissem.

A oto i nasz bohater prezentujący swoje najnowsze “dzieci”

Pomyślałem więc, że by nieco „zmiękczyć” zatwardziałych audiofilów zanim przejdziemy do samej recenzji, warto rzucić okiem na historię marki. Pozwolę sobie skorzystać z informacji, którymi na swojej stronie dzieli się szwajcarski producent:

„W 1979 roku Daniel ukończył uczelnię HTL Rapperswil z tytułem BSEE (Bachelor of Science in Electrical Engineering, red.). W tym samym roku dołączył do zespołu Studer Revox jako inżynier elektronik. W firmie tej zajmował się opracowywaniem analogowych filtrów antyaliasingowych, generatorami sygnałów testowych, konwerterami częstotliwości próbkowania i cyfrowym przetwarzaniem sygnału audio na potrzeby 2-kanałowego urządzenia rejestrującego DASH. W Studerze pracował do 1984 roku, a po jego opuszczeniu (w 1985) założył Weiss Engineering Ltd. Od początku firma skupiła się na projektowaniu i produkcji cyfrowych sprzętów przeznaczonych dla studiów masteringowych. Studia masteringowe nadają nagraniom ostateczny kształt dbając o odpowiednią jakość zarówno od strony artystycznej, muzycznej, jak i jakości dźwięku.

Modułowy system serii 102 był pierwszą serią produktów zaprezentowaną światu i był sprzedawany poprzez firmę Harmonia Mundi Acustica z siedzibą w Niemczech. Nawet dziś system ten jest całkiem aktualny, jako że oferował rozdzielczość 24 bitów/96 kHz. Jeden z największych systemów z udziałem urządzeń z serii 102 został użyty w Sony Music w Nowym Jorku w postaci cyfrowej konsoli mikserskiej IBIS. Sony korzystało z niej przy produkcji/miksowaniu nagrań muzyki klasycznej.

Na początku lat 90-tych zaprezentowana została seria Weiss Gambit. Składała się z osobnych urządzeń takich jak: equalizer, procesor dynamiki, De-Noiser/De-Clicker (urządzenie do odszumiania i usuwania kliknięć, red.), przetwornik analogowo-cyfrowy, przetwornik cyfrowo-analogowy, konwerter częstotliwości próbkowania, itd. Wraz z serią Gambit wprowadzony został nowy poziom ergonomii i jakości dźwięku. Wykorzystywała ona 40- bitowe procesory zmiennoprzecinkowe i obsługiwała częstotliwości próbkowania do 96 kHz. Tym samym Weiss Engineering zdobył pozycję lidera w zakresie procesorów dla studiów masteringowych. Istnieje spora szansa, że większość płyt CD, które macie w kolekcji, została zmasterowana przy użyciu sprzętu marki Weiss.

W roku 2000 firma wkroczyła również na rynek High-End/Hi-Fi ze swoją nową linią produktów. Wykorzystanie wiedzy i doświadczenia zdobytych przy projektowaniu urządzeń dla najbardziej wymagających klientów, inżynierów zajmujących się masteringiem, do budowy urządzeń dla wymagających audiofilów wydawało się logicznym kolejnym etapem rozwoju firmy.

Prezentując naszym Czytelnikom krótka wersję historii marki, oraz używając jako wstępu do niniejszej recenzji krótkiego wywiadu z Danielem Weissem (jeśli jeszcze nie czytaliście, koniecznie zajrzyjcie TU, najlepiej właśnie teraz) chciałem przypomnieć, że te dwa światy, pro i domowego audio, są ze sobą blisko związane. Weiss Engineering to świetny przykład tego, jak doświadczenie z branży pro można wykorzystać, by miłośnikom muzyki także zaoferować doskonałe narzędzia do jej odtwarzania.

Budowa i funkcje

Na potrzeby niniejszej recenzji Daniel przysłał mi jeden z dwóch najnowszych dodatków do firmowej oferty, przetwornik cyfrowo-analogowy (i nie tylko) DAC501. Drugie nowe urządzenie oznaczono symbolem DAC502. W przeciwieństwie do DAC501 ma ono obudowę standardowej wielkości, ale to tak naprawdę jedyna, oprócz wyjścia słuchawkowego XLR (umieszczonego na tylnym panelu), różnica między nimi. DAC501 oferuje niemal wszystko, czego klienci oczekują dziś od nowoczesnego DACa, umożliwiając odtwarzanie zarówno plików PCM (w rozdzielczości do 384 kHz), jak i DSD (64 i 128). DAC nie ma wbudowanej obsługi MQA, ale… pozostawię to indywidualnej ocenie, czy jest to faktycznie problem. Dla mnie żaden, a jeśli będziecie używać źródła, które już samo odkoduje (w zasadzie wypakuje) MQA to też nie powinniście mieć z tym problemu. Na niewielkiej tylnej ściance znajdziecie szeroki wybór cyfrowych wejść, który obejmuje: AES/EBU, SPDIF RCA, optyczny Toslink, Audio USB i port Ethernet (kompatybilny z UPnP/DLNA). To także urządzenie „Roon ready” (jeśli MQA jest dla Was ważne to Roon jest jednym z możliwych rozwiązań) dzięki czemu każdy komputer/NAS/odtwarzacz sieciowy z zainstalowanym Roonem zobaczy Weissa jako tzw. endpoint i bezproblemowo wyśle do niego muzykę przez domową sieć (pod warunkiem, że oba urządzenia będą do niej podłączone).

By wyprowadzić sygnał z DAC501 można użyć zarówno zbalansowanych (XLR), jak i niezbalansowanych (RCA) wyjść analogowych. Wyjście słuchawkowe na dużego jacka umożliwia również bezpośredni odsłuch na słuchawkach bez udziału zewnętrznego wzmacniacza słuchawkowego. Do dyspozycji mamy także regulację głośności, co z kolei oznacza, iż testowane urządzenie może pełnić rolę cyfrowego (brak analogowych wejść) przedwzmacniacza, którym można wysterować bezpośrednio końcówkę mocy. Producent zadbał o dostępność kilku sposobów sterowania przetwornikiem DAC501. Po pierwsze można to robić ręcznie wykorzystując dotykowy ekran i pokrętło dostępne na froncie urządzenia. Po drugie, wykorzystując interfejs sieciowy – otwieramy na komputerze, w przeglądarce, stronę urządzenia (w menu łatwo można sprawdzić jego numer IP), a tam dostępne są wszystkie funkcje. Po trzecie, do dyspozycji dostajemy również poręczny pilot obsługujący większość funkcji.

Urządzenie zamknięto w solidnej, metalowej obudowie z grubym, 10mm aluminiowym frontem. Choć rzadko to robię, tym razem otworzyłem obudowę DACa by zajrzeć do środka, ale niewiele mi to dało. Większość kluczowych elementów jest solidnie ekranowanych, przez co bez rozebrania urządzenia niewiele można zobaczyć. Jedno czego się na pewno dowiedziałem otwierając obudowę to fakt, iż wnętrze jest świetnie rozplanowane, a i wykonanie stoi na najwyższym poziomie. Ponieważ nie udało mi się za wiele szczegółów budowy wypatrzeć, więc pozwolę sobie skorzystać z informacji dostarczonych przez producenta. Zgodnie z nimi w modelu DAC501 zastosowano najnowsze 32-biowe kości DAC (ESS Sabre) w konfiguracji z dwoma kanałami konwersji na każdy kanał audio.

By zapewnić najwyższą jakość brzmienia Weiss zastosował wysoce-precyzyjny zegar w sekcji konwersji cyfrowo-analogowej. Częstotliwość próbkowania tego zegara to ok. 195 kHz. Sygnały trafiające do DACa są konwertowane do częstotliwości 195 kHz by zapewnić optymalną jakość dźwięku. To rozwiązanie przyczynia się do znaczącego ograniczenia negatywnego wpływu jittera na dźwięk. By zapewnić układom elektronicznym optymalne warunki pracy producent zadbał o wysokiej klasy zasilanie oparte o dwa potężne transformatory toroidalne. Wszystkie kluczowe napięcia są stabilizowane i odseparowane dla prawego i lewego kanału. Włącznik urządzenia aktywuje półprzewodnikowy przekaźnik, który włącza się i wyłącza wyłącznie przy zerowej wartości napięcia zasilającego. Dzięki temu unika się trzasków przy włączaniu i wyłączaniu urządzenia. Urządzenie automatycznie rozpoznaje napięcie zasilania mierząc je zanim trafi ono do układów elektronicznych.

To co wyróżnia ten przetwornik na tle większości konkurentów to wbudowane DSP z szeregiem algorytmów opracowanych przez zespół inżynierów Weissa. Tu również pozwolę sobie wykorzystać informacje ze strony Weissa dotyczące algorytmów, które już zaimplementowano, bądź zostaną zaimplementowane w niedalekiej przyszłości:

Room Equalizer – czyli korekcja akustyki pokoju, umożliwiająca walkę z modami pomieszczenia w celu uzyskania lepszej reprodukcji niskich częstotliwości.
Creative Equalizer – czyli equalizer kreatywny – regulacja barwy, która może przydać się w przypadku nagrań nie najlepszej jakości.
De-Essing – czyli automatyczne usuwanie syczących zgłosek z dźwięku, a więc przede wszystkim sybilantów z ludzkich głosów. Obecność sybilantów w dźwięku jest zależna od posiadanych kolumn, ale także od akustyki pokoju odsłuchowego.
Vinyl Emulation – emulacja brzmienia płyty winylowej – algorytm, który ma zbliżyć dźwięk płynący z głośników do uzyskiwanego, gdy źródłem muzyki jest czarna płyta. Wykorzystywana jest również emulacja procedury DMM-CD oferowanej przez wytwórnię Stockfisch.
Crosstalk Cancelling (XTC) – czyli kasowanie przesłuchów między kanałami. Służyć ma do odtwarzania nagrań zrealizowanych na żywo oraz binauralnych przez kolumny tak, by zwiększyć wrażenie uczestnictwa w spektaklu. Nagrań binauralnych słucha się zwykle przez słuchawki ponieważ są one odtwarzane w pełni prawidłowo jedynie, gdy sygnał z lewego kanału trafia wyłącznie do lewego ucha, a z prawego do prawego. W przypadku odsłuchu z kolumnami trudno jest to osiągnąć, bo sygnał z każdego kanału trafia do obu uszu. Ale dzięki sprytnemu przetwarzaniu sygnału możliwe jest ograniczenie przesłuchu między kanałami, dzięki czemu dźwięk z lewej kolumny będzie trafiał do lewego ucha, a z prawej do prawego. Gdy funkcja ta działa prawidłowo można się poczuć tak, jakby przebywało się w przestrzeni, w której dokonywano nagrania. W dźwięku usłyszycie wszystkie odbicia, pogłos i trójwymiarowość źródeł pozornych
 Loudness Control – kontrola głośności, czyli wyrównanie dźwięku wszystkich odtwarzanych utworów do założonego poziomu głośności.

W ulotce, którą otrzymałem wraz z urządzeniem wymienione jest jeszcze kilka funkcji DSP, które są w trakcie opracowywania i zostaną wprowadzone w niedalekiej przyszłości. Dodawanie nowych algorytmów odbywa się przez aktualizacje oprogramowania urządzenia. Użytkownicy kolumn mogą się spodziewać funkcji, które umożliwią poszerzanie sceny, czy też kolejnej, która doda pogłos do nagrań. Jedna i druga będą miały za zadanie ożywić nieco „suche” nagrania. Oba te algorytmy mogą się przydać również użytkownikom słuchawek, ale dla nich firma opracowuje specjalne rozwiązania, które ma umożliwić dopasowanie pasma przenoszenia danych słuchawek do słuchu ich użytkownika. Słowem DAC501/502 to produkty, które ciągle są i będą nadal rozwijane.

Jak więc sami widzicie DAC501 to nie tylko DAC, ale i urządzenie oferujące tonę różnych opcji i ustawień, które pomogą Wam poprawić, albo dopasować pod własny gust brzmienie. Niewielu konkurentów może się tym pochwalić. Zresztą w menu urządzenia znajdziecie jeszcze sporo opcji nie zawsze dostępnych w innych przetwornikach. Np.: regulację poziomu wyjściowego, zmianę fazy, czy balansu między kanałami. Oprócz nich są i bardziej popularne, choćby możliwość dopasowania, bądź całkowitego wygaszenia wyświetlacza, czy też funkcja mute.

Wspomniana regulacja poziomu wyjściowego to funkcja niezależna od regulacji głośności. Do wyboru dostajemy wartości: 0, -10, -20 i -30 dB. Co ciekawe (może się to komuś przyda w praktyce), gdy używałem DAC501 do bezpośredniego sterowania końcówkami mocy LampizatOra ustawienie „0 dB” w połączeniu z całkowitym ściszeniem głośności wcale nie skutkowało ciszą w głośnikach. Stąd przy cichych, wieczornych odsłuchach, ustawiałem poziom wyjściowy na -20 dB. Dodam jeszcze, że nawet nóżki, w które wyposażono testowany przetwornik, nie należą do standardowych. I owszem, każda z nich to płaski, metalowy dysk, ale od spodu zakończone są pięcioma… powiedzmy kulkami, ale ze spłaszczonymi na spodzie czubkami. Wykonanie i wykończenie DAC501 jest bez zarzutu – solidnie, z dbałością o szczegóły, ale bez wizualnych fajerwerków.

Brzmienie

DAC501 dotarł do mnie porządnie zapakowany w podwójny karton, a ten wewnętrzny można wręcz nazwać eleganckim. Najważniejsze jednakże jest, iż zapewnia ono urządzeniu bezpieczną podróż. Mówiąc szczerze po wyciągnięciu DACa z pudełka byłem nieco zaskoczony tym, jak niewielkie to urządzenia. Zdjęcia bez elementów sugerujących skalę niewiele mówią o faktycznych wymiarach, za to długa lista funkcji tworzy obraz „dużego” zawodnika. Jak się okazało w czasie odsłuchów i owszem, DAC501 ma wielkie serce do grania, ale fizycznie to naprawdę nieduży produkt dzięki czemu łatwo znajdziecie dla niego miejsce w każdym, nawet biurkowym, systemie. W codziennym użytkowaniu pewnie będziecie się posługiwać pilotem, ale gdy przyjdzie do zabawy DSP najwygodniej jest (przynajmniej dla mnie było) posługiwać się interfejsem sieciowym i operacje wykonywać na ekranie laptopa. W czasie odsłuchów, w zależności od używanego w danym momencie wzmacniacza, przetwornik łączyłem za pomocą zbalansowanych, albo niezbalansowanych interkonektów. Sygnał cyfrowy dostarczałem przez wejścia USB i LAN odtwarzając muzykę z Roona zainstalowanego na moim dedykowanym PCie, ale wykorzystałem również testowany w podobnym czasie serwer/transport plików marki Soundgenic.

Chcąc używać także wejście USB, na komputerze z systemem Windows musiałem zainstalować sterownik USB dostępny na stronie Weissa. Instalacja i późniejsze użytkowanie przebiegały bezproblemowo. Gdy tylko podłączyłem przetwornik do sieci, Roon w komputerze rozpoznał go jako tzw. endpoint i był gotowy do wysyłania muzyki wprost do niego. Na pewnym etapie recenzji pojawiła się aktualizacja oprogramowania DAC501 – w tym przypadku instalacja także była absolutnie bezproblemowa i nie spowodowała żadnych problemów w późniejszym użytkowaniu. Można więc przyjąć, że nowy Weiss jest urządzeniem nie sprawiającym problemów – rozpoczęcie słuchania z jego pomocą i jego obsługa są naprawdę proste. To cecha wzięta wprost ze świata pro-audio – urządzenia używane w studiach mają działać bezproblemowo i być niezawodne. Tylko tyle i aż tyle. Jedynie by w pełni wykorzystać możliwości DSP konieczne będzie zapoznanie się z instrukcją obsługi, która (co prawda po angielsku) napisana jest dość prostym językiem, więc tytuł inżyniera nie będzie konieczny.

Zabierzmy się końcu za najciekawszą część – brzmienie. Jak sprawuje się Weiss DAC501 w praktyce? Na początku używałem go po prostu jako przetwornik cyfrowo-analogowy, a zabawy z DSP i wyjściem słuchawkowym zostawiłem sobie na później. Choć pierwotnie nie miałem takiego zamiaru, w pewnej części odsłuchów użyłem Weissa także jako przedwzmacniacz sterujący bezpośrednio hybrydowymi końcówkami mocy LampizatOr Metamorphosis i w tej roli także sprawdził się nadspodziewanie dobrze, a brzmienie tego systemu było znakomite. Słowem – jeśli rozglądacie się za minimalistycznym systemem wysokiej klasy, który miałby się składać z, powiedzmy, komputera/odtwarzacza sieciowego jako źródła, DACa pracującego także jako cyfrowy przedwzmacniacz sterujący końcówką/końcówkami mocy, to Weiss DAC501 może się okazać doskonałym wyborem. Dodatkowo posłuchacie z nim również muzyki na słuchawkach. Na razie zajmijmy się jednakże jego podstawową funkcją.

Przez lata odsłuchów różnych urządzeń nauczyłem się, że te o korzeniach w pro-audio najczęściej są ponadprzeciętnie dobre w zakresie przejrzystości, czystości dźwięku, dostarczają ogromną ilość detali, także tych najdrobniejszych. Oferują przy tym dość otwarte, spójne, równe brzmienie. Kluczową cechą niemal każdego takiego urządzenia wydaje się neutralność. Jeśli przeczytaliście wywiad z Danielem Weissem (jeśli nie, to pora to nadrobić! :)) wiecie już, że i dla niego i jego zespołu, neutralność jest celem nadrzędnym niezależnie od tego, nad jakim urządzeniem i do jakiego użytkownika skierowanym pracują. Jestem gotów się założyć, że niemal każdy audiofil już po krótkim odsłuchu modelu DAC501 znalazłby każdą z tych cech w jego brzmieniu. Każda z nich prezentowana jest na znakomitym, prawdziwie high-endowym poziomie.

Ja słuchając całymi dniami różnych nagrań, w formacie PCM i DSD, gęstych i redbookowych (16/44), przez wejście USB i LAN za każdym razem dochodziłem do takich samych wniosków. Mianowicie, to co płynęło do mnie z głośników zależało niemal wyłącznie od jakości danego nagrania (i jego wydania), w dużo mniejszym stopniu od formatu czy rozdzielczości plików. Oczywiście moje osobiste preferencje nie zmieniły się nagle i nadal skłaniałem się lekko w stronę plików DSD, jako tych brzmiących pełniej, gładziej, bardziej jeszcze naturalnie niż PCM. A jednocześnie pliki w tym ostatnim formacie począwszy od rozdzielczości 24bitów /48 kHz wzwyż, wszystkie już brzmiały dla mnie niemal tak samo dobrze. Klasa i rodzaj prezentacji były podobne w każdym przypadku w zakresie braku podbarwień dźwięku, znakomitej rozdzielczości, dynamiki, swobody i otwartości. Jednocześnie muszę podkreślić, iż DAC501 świetnie różnicował nagrania. Owo „podobieństwo” wspomniane wyżej dotyczyło ogólnej jakości prezentacji i nie miało nic wspólnego z jej uśrednianiem dla wszystkich, lepszych i gorszych nagrań, co cechuje część urządzeń niższej klasy. By nie przedłużać napisze, że to co usłyszałem było właściwie w 100% zgodne z moimi oczekiwaniami – tak właśnie powinien brzmieć wysokiej klasy DAC od producenta mającego korzenie w pro-audio.

Jedna kwestia nie dawała mi jednakże spokoju – skoro DAC501 brzmiał jak klasyczne urządzenie studyjne, to dlaczego, do licha (!), tak mi się spodobał? Zwykle doceniam klasę takich produktów, ale to „nie moja bajka”. Tymczasem z Weissem spędzałem nie tylko „roboczo-godziny”, ale i wolny czas, dla mojej własnej przyjemności. Lista cech urządzeń ze świata pro, którą zaprezentowałem powyżej, jest imponująca i trudno jej nie doceniać, ale dla mnie to za mało, żeby naprawdę cieszyć się muzyką. Najczęściej z takimi produktami brzmi ona (dla mnie) sucho, trochę chudo, brakuje mi nasycenia, barwy, a przede wszystkim ekspresyjności, emocji.

Mogą one (urządzenia pro) oferować brzmienie definiowane przez wielu mianem „neutralnego”, ale z mojej perspektywy nie jest ono do końca naturalne, co dla mnie jest ważniejsze (bo zawsze szukam brzmienia zbliżonego do znanego mi z koncertów, zwłaszcza akustycznych). A ponieważ tej cechy w nich nie znajduję więc muzyka po prostu mnie nie wciąga, nie angażuje tak, jak oczekuję. A bez tego nie mam prawdziwej przyjemności z obcowania z muzyką. Gdy więc zacząłem się w końcu zastanawiać, dlaczego właściwie z Weissem DAC501 tak dobrze słucha mi się muzyki, uświadomiłem sobie, że to jeden z tych rzadkich przypadków, w których można mówić o optymalnym połączeniu dwóch, pozornie sprzecznych cech – neutralności i naturalności dźwięku. Te cechy łączy w sobie muzyka grana na żywo i to właśnie czyni ją tak wyjątkową. I dlatego właśnie, trochę nieoczekiwanie, spędzałem z DAC501 tyle czasu i dlatego przemawiał tak skutecznie do mnie recenzenta i miłośnika muzyki.

Muzyka płynąca z głośników po prostu brzmiała tak, jak powinna. Prezentacja była niezwykle bogata w informacje, subtelności, faktury, ale wszystko to nie było celem samym w sobie, a jedynie środkiem do zaprezentowania muzyki w możliwie najpełniejszy i najwierniejszy sposób. Dodatkowo, choć w przeciwieństwie do znakomitego w tym względzie, lampowego LampizatOra, DAC501 jest urządzeniem tranzystorowym, duże wrażenie robiła przestrzenność dźwięku. Szwajcarskie urządzenie z łatwości kreowało wielkie przestrzenie uchwycone w nagraniach, precyzyjnie lokowało w nich źródła pozorne i każdemu z nich nadawało trójwymiarową, namacalną postać. W dźwięku nie dało się doszukać choćby śladów nerwowości, czy napięcia – DAC501 serwował swobodny, a jednocześnie żywy, dynamiczny i potężny (gdy było trzeba) dźwięk.

Moglem także jedynie bić brawo (a właściwie tupać i stukać do rytmu) PRATowi tego urządzenia, zwłaszcza słuchając rockowych i bluesowych albumów. A przy okazji słuchania tychże przekonałem się, że Weiss DAC501 jest „żywym” dowodem na to, że urządzenie o studyjnym rodowodzie potrafi zagrać niedoskonałe nagrania, bo do takich należy przecież większość rocka i bluesa, w atrakcyjny sposób doskonale pokazujący zalety takiej muzyki. Jednocześnie ich wady, czyli np. rozjaśniona, ostrawa góra pasma, ograniczona czystość średnicy, czy tony kompresji, nie są przesadnie eksponowane. Oczywiście wszystkie te słabości nadal tam są, gdy tylko ich poszukać, ale nie odbierają przyjemności słuchania, nie irytują.

Bas i niższa średnica, czyli kluczowe elementy muzyki rockowej, czy elektrycznego bluesa, są świetnie kontrolowane i różnicowane, a DAC wydobywa z nagrań każdy okruch informacji, jaki w nich zawarto. Odpowiednio niskie, potężne zejście basu, jego zwartość i szybkość, a także mocne uderzenie w odpowiednich momentach dokładają swoje cegiełki. Średnica była gęstsza, bardziej nasycona i kolorowa niż się spodziewałem (jako wzór mając mojego LampizatOra Pacific, któremu w tym zakresie jeszcze żaden tranzystorowy konkurent nie dorównał). Wysokie tony są dźwięczne, otwarte, gdy trzeba potrafią się wręcz skrzyć, a jednocześnie są gładkie, pozbawione zbędnych ostrości i szorstkości. Wszystkie te elementy razem tworzą bardzo spójną, przekonującą i, jeszcze raz powtórzę, naturalną całość. Słowem, Weiss DAC501 swoją podstawową funkcję, przetwornika cyfrowo-analogowego, wypełnia znakomicie i robi to zarówno gdy otrzymuje sygnał przez port USB, jak i przez wejście LAN. Nie potrafię wskazać, które z nich gra lepiej – oba są znakomite!

Znając już klasę DAC501 pracującego jako przetwornik cyfrowo-analogowy, postanowiłem sprawdzić jakość jego wyjścia słuchawkowego wykorzystując dwie pary moich ulubionych słuchawek, czyli Audeze LCD3 i Final Sonorus VI. Nie jestem jakimś zapalonym słuchawkowcem, ale zakładam że dla wielu osób ta funkcja Weissa może być ważna, więc sprawdziłem, czy będą oni musieli rozglądać się za dodatkowym, zewnętrznym wzmacniaczem. Znakomite Audeze są dobrym probierzem możliwości wzmacniaczy/wyjść słuchawkowych. Z mojego doświadczenia wynika, że potrzebują one bardzo wysokiej klasy wzmacniacza by pokazać pełnię swoich możliwości. Ze zdecydowaną większością zintegrowanych (w DACach, przedwzmacniaczach, czy integrach) wyjść słuchawkowych z LCD3 można liczyć najwyżej na przyzwoite brzmienia, nie dające szans na poznanie możliwości tych doskonałych słuchawek. By nie rozwlekać tej opowieści napiszę, że wyjście słuchawkowe Weissa okazało się wykonywać trochę lepszą robotę niż większość mi znanych.

Rozdzielczość była na przyzwoitym poziomie, brzmienie było raczej ciepłe i odrobinę ciemne (co rozwiązują dopiero najlepsze wzmacniacze słuchawkowe), gładkie, z lekko podkreśloną niższą średnicą, ale całkiem zwartym, wystarczająco szybkim basem i świeżą, dźwięczną górą. To połączenie skutkowało przestrzennym, sporo odkrywającym w nagraniach brzmieniem, którego nie nazwałbym jednakże analitycznym. Oczywiście te słuchawki potrafią zagrać jeszcze dużo lepiej, ale by to osiągnąć trzeba się liczyć z wydatkiem rzędu, powiedzmy, połowy ceny Weissa, na dedykowany wzmacniacz słuchawkowy. Nie zmienia to faktu, że słuchało mi się tego połączenia całkiem przyjemnie i będąc posiadaczem tego przetwornika i LCD3 pewnie nie raz i nie dwa razy założyłbym je na uszy (choćby do nocnego słuchania). Zwłaszcza że przy okazji tych odsłuchów „odkryłem” w Roonie (co pokazuje, jak rzadko korzystam ze słuchawek) dedykowane ustawienia dla odsłuchów na poszczególnych modelach Audeze, które okazały się całkiem ciekawe. Ale odbiegam od tematu.

Odsłuchy z LCD3 zachęciły mnie do sięgnięcia po Finale Sonorus VI (które, gdy stałem się ich właścicielem, nazywały się jeszcze Pandora Hope VI). te japońskie słuchawki kosztują o ponad połowę mniej od Audeze, ale oferują absolutnie wyjątkowy stosunek jakości do ceny grając po prostu znakomicie. No i są dużo łatwiejsze do napędzenia. Przy nie przedłużać tego już dość długiego tekstu napiszę krótko – będąc posiadaczem Weissa DAC501 i tych słuchawek nawet nie szukałbym osobnego wzmacniacza dla nich. To świetne zestawienie. Wszystkie opisane cechy DACa, wyjścia słuchawkowego i własne Finali złożyły się na rozdzielcze, spójne, dynamiczne, żywe, naturalne i wciągające brzmienie. By wycisnąć z tych słuchawek jeszcze (niewiele) więcej musiałbym wydać sporą kwotę i nie będąc słuchawkowym freakiem raczej bym się na to nie zdecydował.

Podsumowując tę część recenzji napiszę, że jako wzmacniacz słuchawkowy Weiss DAC501 spisuje się zaskakująco dobrze, acz nie należy oczekiwać, że będzie idealnym partnerem dla topowych słuchawek. Niemniej z wieloma, nawet z średniego poziomu cenowego, będzie grał na tyle dobrze, by zewnętrzny wzmacniacz nie był koniecznością.

Z wymiany maili z Danielem jasno wynikało, że jest szczególnie dumny z DSP i algorytmów zaimplementowanych w testowanym urządzeniu. Musiałem się więc w końcu przyjrzeć się ich działaniu. Zacząłem oczywiście od… wszyscy, którzy mnie znają zgadli, emulatora dźwięku płyt winylowych. Nie jest tajemnicą, że to mój ulubiony nośnik muzyki (brzmienie magnetofonów szpulowych też wysoce cenię, ale z braku takowego w moim systemie jest to miłość czysto platoniczna). Jedna z osób pracująca w Weiss Engineering spędziła dużo czasu próbując zidentyfikować te elementy brzmienia płyty winylowej, które sprawiają, że są one pierwszym wyborem wielu miłośników muzyki, a następnie uzyskane informacje przekuła w algorytm dla DSP w testowanym DACu. Najłatwiej używa się go poprzez interfejs sieciowy, słowem bawiłem się nim z laptopem w garści.

W przypadku tego algorytmu dostajemy do dyspozycji dwa przyciski – można algorytm włączyć, bądź pominąć (bypass) – i suwak, którym ustawia się stopień emulacji. Gdy przesunie się go maksymalnie w lewo (wartości ujemne), dźwięk robi się głośniejszy, czystszy i precyzyjniejszy, ale w pewnym momencie wszystko robi się zbyt ostre i zbyt odchudzone. Gdy przesuwamy suwak w prawo dźwięk robi się nieco cieplejszy i bardziej nasycony, szczególnie w zakresie średnicy, robi się także bardziej nasycony, bardziej obecny. Jednocześnie stopniowo, w miarę przesuwania w prawo, traci w zakresie czystości, transparentności i precyzji. Skala suwaka zaczyna się od -9 dB (po lewej stronie), a kończy na +20 dB (po prawej). Szukając najlepszego, na moje ucho balansu, w wielu przypadkach kończyłem na ustawieniu… +1dB. To ono oferowało dla mnie najlepszy balans między czystością/precyzją, a nasyceniem/miękkością dźwięku, a muzyka brzmiała najbardziej naturalnie.

Im dalej w prawą stronę skali się przesuwałem tym bardziej dźwięk tracił na czystości, robił się coraz gęstszy, słodszy, aż do przesady, a pod koniec skali zniekształcenia brały górę. To duże uproszczenie, ale można przyjąć, że przesuwanie suwaka w lewo skutkuje czystszym, precyzyjniejszym, ale też i coraz bardziej odchudzonym, „cyfrowym”” dźwiękiem, a w prawo coraz cieplejszym, gęstszym, mniej transparentnym. Czy bardziej analogowym? Na początku tak, ale od pewnego miejsca skali za dużo jest zniekształceń, żeby miało to wartość użytkową. Czy ta emulacja sprawia, że pliki cyfrowe brzmią jak płyta winylowa? Jako fan czarnych płyt napiszę: nie. Zbliżają ich sygnaturę dźwiękową, ale nie sprawiają, że brzmią tak samo. Dla mnie winyl ciągle brzmi lepiej. I pewnie niezależnie od tego, ile czasu i wysiłku włoży się w tego typu emulację, ideału stworzyć się raczej nie uda.

Co nie znaczy, że to bezużyteczna funkcja. Może się przydać gdy: a) macie ochotę na nieco cieplejszą, bardziej miękką, obecną, namacalną prezentację; b) słuchacie płyt gorszej jakości, z których muzyka brzmi nieco zbyt ostro, dźwięk jest rozjaśniony, odchudzony, płaski, mówię zwłaszcza o tonach wysokich i częściowo średnich, gdy brakuje wypełnienia – wówczas, użyta z wyczuciem, emulacja brzmienia winyla może okazać się świetnym rozwiązaniem, by uprzyjemnić słuchanie takich nagrań. Prawdę mówiąc, ja przez większość czasu miałem tę funkcję całkowicie wyłączoną, acz zdarzało mi się jej użyć słuchając nagrań, które lubię, ale zwykle pomijam, bo na dobrym systemie brzmią po prostu słabo. Posiadacze systemów, które grają po nieco jaśniejszej, wysoce precyzyjnej, detalicznej, ale ciut odchudzonej stronie być może (o ile takie brzmienie nie jest dokładnie tym, czego oczekują) będą tej opcji używać częściej, a może nawet na stałe. Myślę że większość posiadaczy DAC501 skorzysta z niej przynajmniej od czasu do czasu.

Kolejna opcja to kilku-pasmowy equalizer parametryczny. Mam wystarczająco wiele lat by pamiętać czasy, gdy, o ile ktoś już w ogóle posiadał system audio, jego częścią często był equalizer, zwany też czasem korektorem graficznym. Dziś nie są one już tak popularne, zwłaszcza wśród audiofilów, ale przecież w niektórych sytuacjach mogą być pomocne. Owo „kilku-pasmowy” w nazwie oznacza w praktyce trzy pasma. Każdego z nich można używać niezależnie, dla każdego wybrać określoną częstotliwość i ustawić jeden, lub dwa (w zależności od typu) parametry – gain i Q. Do wyboru jest pięć (sześć, jeśli liczymy bypass) typów algorytmów – low shelf i high shelf (korekcja dotyczy częstotliwości, odpowiednio, poniżej bądź powyżej wskazanej częstotliwości), low i high cut (filtry górno- i dolno-przepustowe – wszystko powyżej lub poniżej konkretnej częstotliwości jest wycinane) oraz peak (szczyt).Bawiąc się tymi ustawieniami można, np., podbić pewien zakres częstotliwości, jeśli jest to wymagane w danym systemie/pokoju. Można oczywiście wyłączyć cały ten algorytm i nigdy do niego nie zaglądać. W praktyce dla niejednej osoby może się on okazać przydatny, więc warto mieć dostęp do takiego narzędzia.

Następne narzędzie oferowane przez przetwornik Weissa zostało nazwane XTC albo Crosstalk cancellation, czyli kasowanie przesłuchu między kanałami. Jest ono przeznaczone przede wszystkim dla osób, które słuchają muzyki na kolumnach ustawionych dość blisko siebie. Założeniem jest stworzenie doświadczenia podobnego do tego, które oferuje odsłuch na słuchawkach, w których przesłuch między lewym i prawym kanałem jest niemal zerowy. W przypadku odsłuchu na kolumnach rzecz jest więc w tym, by ograniczyć docieranie dźwięków z prawej kolumny do lewego ucha i z lewej do prawego. Używając suwaków wskazuje się odległość między kolumnami – maksymalna to 2m, słowem to narzędzie dla tych, którzy zmuszeni są do ustawienia kolumn blisko siebie. W systemach gdzie ta odległość jest znacząco większa algorytm raczej nie będzie działał poprawnie. Następnie ustawia się odległość miejsca odsłuchowego od linii łączącej kolumny. Gdy stosunek tych odległości jest nieoptymalny, algorytm od razu to wskazuje zmieniając kolor tła suwaków na żółty. Producent sugeruje, że choć w takich przypadkach algorytm nie będzie działał optymalnie nic nie stoi na przeszkodzie, by mimo wszystko sprawdzić jego działanie – może się okazać, że wprowadzone zmiany spodobają się użytkownikowi.

Oprócz wymienionych, do dyspozycji dostajemy jeszcze trzy suwaki. Jeden z nich pozwala wskazać szerokość głowy słuchacza (acz nie jest to parametr krytyczny), kolejny ustawia poziom tłumienia BP, a trzeci tłumienia HP. Ten pierwszy dotyczy średnicy, ten drugi tonów wysokich, bas nie jest regulowany. Zadaniem słuchacza jest znalezienie optymalnych dla niego i w jego systemie ustawień. W moim przypadku odległość między kolumnami jest większa niż 2m, więc algorytm z założenia nie mógł działać optymalnie. Niemniej zabawa ustawieniami wprowadzała znaczące zmiany w scenie, zwłaszcza w jej głębokości. Łatwo jest mi więc uwierzyć, że zwłaszcza tam, gdzie nie ma wiele miejsca, kolumny stoją blisko siebie i nie mogą się w związku z tym w pełni rozwinąć, ten algorytm może zrobić dużo dobrego znacząco zmieniając/poprawiając przestrzenność prezentacji.

Pominę teraz kolejny algorytm – Room EQ – i przejdę do Dynamics Adaptation (adaptacja dynamiki). Funkcja ta sprowadza się do redukowania zakresu dynamicznego odtwarzanych utworów do wybranego poziomu. Zarówno całe albumy, jak i poszczególne ścieżki potrafią, czasem nawet znacząco, różnić się zakresem dynamiki, co w praktyce oznacza, że odtwarzając playlistę przy stałej głośności ustawionej we wzmacniaczu słyszymy różnice między jednym kawałkiem, a drugim. By tego uniknąć wystarczy włączyć Dynamics adaptation, wybrać konkretny poziom, a zakres dynamiczny wszystkich utworów powinna być zbliżony. Proste narzędzie, które może się okazać użyteczne np. gdy słuchacie muzyki w tle, choćby pracując, a skoki głośności/dynamiki rozpraszają waszą uwagę.

Nazwa kolejnego algorytmu w zasadzie wyjaśnia jego funkcję – De-Essing. Włączenie go sprawi, że DAC501 będzie wygładzał ostrzejsze dźwięki, przede wszystkim syczące głoski (sybilanty) w wokalach, które czasem potrafią być całkiem irytujące i psuć przyjemność ze słuchania muzyki. Funkcja ta oferuje dwa tryby pracy: surgical (chirurgiczny) i smooth (czyli gładki), a towarzyszący im suwak pozwala sterować poziomem „od-syczania”. Pierwszy tryb z chirurgiczną precyzją skupia się na sybilantach, drugi wygładza całą prezentację skutkując bardziej okrągłym, przyjaznym dla ucha dźwiękiem. Ten ostatni może się przydać, gdy chcemy posłuchać jasnych, ostrawych nagrań. Oba tryby są dość skuteczne. Z moich odsłuchów w systemie, który uważam za nieźle zbalansowany, równo grający, plików które w większości prezentują co najmniej dobrą jakość, niemal zawsze preferowałem tryb „chirurgiczny”. Co ważne, instrukcja do Weissa zawiera mnóstwo informacji także dotyczących tej funkcji, dzięki czemu można z niej zrobić odpowiedni użytek gdy jakaś ulubiona wokalistka, czy wokalista przesadnie „syczą”.

Na koniec zostawiłem Room EQ, czyli funkcję, która ma pomóc rozwiązać przynajmniej część problemów z akustyką pokoju, a konkretnie z tzw. modami. Zabawę rozpocząć należy od ich zidentyfikowania. Mody pomieszczenia to, najprościej rzecz ujmując, pewne (niskie) częstotliwości, które są nadmiernie wzmacniane. Pierwsze co robimy to… sięgamy po instrukcję, w której wszystko dokładnie opisano. By móc wykonać korektę akustyki bez przeprowadzenia stosownych pomiarów (które zawsze są preferowane, ale nie dla wszystkich łatwo dostępne) pobieramy ze strony Weissa plik w formacie flac lub wav, który zawiera sinusoidę. Następnie plik odtwarzamy w systemie siedząc w zwykłym miejscy odsłuchowym z… kartka papieru i długopisem w ręce. Zadaniem słuchacza jest wychwycenie momentów, kiedy następują piki głośności i zanotowanie czasu (w sekundach), kiedy owe piki się pojawiają. Następnie ponownie zaglądamy do instrukcji, szukając strony z tabelką, która zapisane czasy tłumaczy na konkretne częstotliwości – nasze mody. Dopiero mając wynotowane konkretne częstotliwości odpalamy funkcję Room EQ, wprowadzamy do niej po kolei owe częstotliwości i dalej postępujemy zgodnie z instrukcją.

Dla każdej wprowadzonej częstotliwości (można wprowadzić do pięciu) ustawiamy dwa parametry. Producent sugeruje dla nich punkty początkowe: -15 dB dla gainu i +14 dB dla Q. Po wprowadzeniu częstotliwości i ustawieniu tych parametrów ponownie odtwarzamy plik. Wynotowane wcześniej piki powinny zniknąć, albo przynajmniej znacząco się zmniejszyć. Jeśli tak się nie stało zmieniamy ustawienia i powtarzamy tę operację aż do uzyskania optymalnych rezultatów. Jeśli zadziałało to i tak sugeruję dalszą zabawę w celu znalezienia optymalnych ustawień, choć zapewne zajmie to trochę czasu, ale końcowe efekty są tego warte.

Jeśli jesteście mocno przyzwyczajeni do dotychczasowego dźwięku i na dodatek z niego zadowoleni, zaakceptowanie zmian może wymagać trochę czasu, bo będzie grało inaczej. Zmiana niemal na pewno będzie na lepsze (po znalezieniu optymalnych ustawień), ale przyjęcie tego do wiadomości może wymagać chęci i czasu. W moim przypadku nie miałem brzmieniu (przed korekcją) wiele do zarzucenia – jak na w miarę normalny pokój było całkiem dobrze. Wyeliminowanie (czy zminimalizowanie) modów objawiło się przede wszystkim wrażeniem mniejszej ilości basu, który był też słabiej dociążony. To, co korekcja naprawdę zrobiła, to usunięcie podbicia niektórych częstotliwości, które stwarzały wrażenie bogactwa/nasycenia/dociążenia basu, ale w rzeczywistości trochę go jednak rozmywały. Z Weissem DAC501 i jego funkcją Room EQ niskie częstotliwości zostały lepiej zdefiniowane, bardziej sprężyste, czystsze i tak naprawdę dopiero teraz prawidłowo nasycone/dociążone, bez otoczki dorzuconej przez pokój. Summa summarum bas może stał się nieco „lżejszy”, ale za to lepiej różnicowany, a przez to lepszy, ciekawszy. Przywyknięcie do „nowego” brzmienia zajęło mi trochę czasu, ale gdy już w pełni je doceniłem i zdecydowałem się, dla porównania, wyłączyć tę korekcję, od razu stało się jasne, jak dużo dobrego wniosła do brzmienia. Bez niej dźwięk był po prostu gorszy!

Jeszcze jedno na sam koniec. Otóż Producent pomyślał o możliwości zapisywania presetów. Do każdego z nich można dodać wybrane ustawienie każdego z opisanych algorytmów i zapisać taki zestaw optymalny np. do wieczornego słuchania, albo do rocka, albo zoptymalizowanego pod cokolwiek.co Wam przyjdzie do głowy. Zapisane presety można później przywoływać korzystając z klawiatury numerycznej na pilocie, więc nawet nie trzeba włączać komputera. Klasa!

A tak prezentuje się większy brat, DAC502

Podsumowanie

Mam nadzieję, że w powyższym tekście udało mi się przekazać, jak bardzo, trochę ku mojemu zaskoczeniu, spodobał mi się i jak dobry jest, niezależnie od indywidualnych preferencji, Weiss DAC501. Dodanie tego malucha z korzeniami osadzonymi w rynku pro do wielu systemów audiofilskich powinno znacząco podnieść klasę ich brzmienia. Stanie się tak albo za sprawą samego brzmienia tego przetwornika, rozdzielczego, otwartego, przestrzennego, precyzyjnego, a przy tym gładkiego i naturalnego, albo z pomocą wbudowanego DSP, albo kombinacji obu tych elementów. DSP pomoże Wam bowiem rozwiązać niektóre problemy systemu, z których części możecie sobie nawet nie zdawać sprawy, albo wprost poprawić niektóre aspekty brzmienia. Tak czy owak, to jedno z tych urządzeń, które chyba nie mogą być złym wyborem. Zwłaszcza, że na pokładzie jest bardzo przyzwoity wzmacniacz słuchawkowy, a i sterowanie końcówką mocy nie sprawia modelowi DAC501 problemu. Z obu tych funkcji wywiązuje się zdecydowanie lepiej niż większość konkurencyjnych przetworników także w nie wyposażonych. Weiss kosztuje sporo, ale już tylko jako DAC jest tego warty, więc owe dodatkowe funkcje można uznać za gratisy, które pozwolą zaoszczędzić sporo, ponieważ nie będziecie musieli kupować osobnych urządzeń. Jak zawsze, zachęcam do własnych odsłuchów w miarę możliwości oczywiście. Ja już jestem przekonany i dopisuję Weissa DAC501 do listy urządzeń, które chętnie widziałbym u siebie na stałe.

Specyfikacja (wg. Producenta):

  • Dostępne kolory: srebrny i czarny
  • Wejścia cyfrowe: (1) XLR, (1) RCA, (1) TOSLINK (optyczny), (1) USB typ B, (1) RJ45 Ethernet
  • Obsługiwane formaty i rozdzielczości plików: PCM: 44.1 kHz, 48 kHz, 88.2 kHz, 96 kHz, 176.4 kHz i 192 kHz dla wszystkich wejść. USB i Ethernet wspierają również PCM: 352.8 kHz, 384 kHz, oraz DSD64 i DSD128.
  • Maksymalna długość słowa: 24 / 32 bity.
  • Wyjścia analogowe: para zbalansowanych XLR, para niezbalansowanych RCA, wyjście słuchawkowe 6.3mm na dużego jacka
  • Dostępne kolory: srebrny i czarny
  • Wymiary (GxSxW): 30×18,8×7,2 cm

Cena (w czasie recenzji):

  • Weiss DAC501: 8.000 CHF (bez VATu i kosztów wysyłki)
  • Weiss DAC502: 9000 CHF (bez VATu i kosztów wysyłki)

ProducentWEISS ENGINEERING ; LIVEBOX

 

Platforma testowa:

  • Źródło cyfrowe: pasywny, dedykowany PC z WIN10, Roon, Fidelizer Pro 7.10, karta JPlay Femto z zasilaczem bateryjnym Bakoon, JCat USB Isolator, zasilacz liniowy Hdplex.
  • Przetwornik cyfrowo-analogowy: LampizatOr Pacific +Ideon Audio 3R Master Time, Weiss DAC501
  • Źródło analogowe: gramofon JSikora Standard w wersji MAX, ramię J.Sikora KV12, wkładka AirTight PC-3, przedwzmacniacze gramofonowe: ESE Labs Nibiru V 5 i Grandinote Celio mk IV
  • Wzmacniacze: GrandiNote Shinai, LampizatOr Metamorphosis
  • Przedwzmacniacz: AudiaFlight FLS1
  • Kolumny: Ubiq Audio Model One Duelund Edition, GrandiNote MACH4
  • Interkonekty: Hijiri Million, Less Loss Anchorwave, TelluriumQ Ultra Black, KBL Sound Zodiac XLR, TelluriumQ Silver Diamond USB,
  • Kable głośnikowe: LessLoss Anchorwave
  • Kable zasilające: LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3
  • Zasilanie: Gigawatt PF-2 MK2 i Gigawatt PC-3 SE Evo+; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
  • Stoliki: Base VI, Rogoz Audio 3RP3/BBS
  • Akcesoria antywibracyjne: platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot