Produkty przyjazne dla portfela, nieduże i często nietuzinkowe to był chleb powszedni firmy iFi audio. Ten stan rzeczy zmienił się wraz z premierą droższej, większej i stricte stacjonarnej serii Pro. Stworzono ją do walki w zupełnie innym pułapie cenowym, natomiast Pro iDSD to najnowszy i najbardziej ambitny przedstawiciel tej rodziny.
Wstęp
Choć firmie iFi audio nie pali się z wypuszczaniem ważnych produktów, w ostatnich latach udało się jej wielokrotnie nas zaskoczyć. Sprzęt tego producenta na zewnątrz często prezentuje się zwyczajnie, w przeciwieństwie do skomplikowanego środka. Produkty takie jak micro iDSD Black Label, micro iCAN SE, nano iOne czy xDSD są skierowane w zasadzie dla każdego entuzjasty, podczas gdy modele iGalvanic3.0, AC iPurifier, micro iUSB3.0 czy iEMatch zostały zaprojektowane do walki ze specyficznymi i często niszowymi dolegliwościami naszych systemów. Dużo się tego wszystkiego w brytyjskim portfolio uzbierało. Ba, do tego stopnia, że dla każdego coś się znajdzie i to niezależnie od posiadanego zestawu.
Rozwój dóbr niedużych, dostępnych i zaprojektowanych w dobrze znanym warsztacie AMR, szybko przełożył się na rozpoznawalność marki iFi audio. Choć na początku było skromne, jej portfolio szybko się rozrosło i na dzień dzisiejszy jest tam tłoczno, natomiast trzymanie się przez lata stosunkowo niskiego pułapu cenowego sugerowało możliwość rozwoju przede wszystkim wzwyż. Był to główny powód stojący za narodzinami serii Pro, która w końcu musiała stać się rzeczywistością, a wszystkie wcześniejsze projekty konsekwentnie i kawałek po kawałku urzeczywistniały ten plan. Nie jest zaskoczeniem, że sprzęt o hojnym stosunku ceny do jakości buduje rynkową obecność danej marki szybciej niż drożyzna, choć Brytyjczycy wpadli na ten trop już lata wstecz.
Pro iDSD nie bez powodu jest najbardziej ambitnym przedsięwzięciem iFi audio. Pierwsze oznaki istnienia tego modelu sięgają roku 2014, w którym na wystawie CES po raz pierwszy zaprezentowano prototyp, który mocno różnił się od dania głównego niniejszej publikacji. Sprzęt cyfrowy szybko się starzeje, stąd wczesna iteracja Pro iDSD zaliczyła multum powrotów do deski kreślarskiej i kompletnych przeróbek. Jest wysoce prawdopodobne, że projekt ten nie raz powędrował do szuflady aby zwolnić zasoby potrzebne do realizacji ważniejszych celów, chociażby modeli Pro iCAN czy iGalvanic3.0, z którym też się zeszło. Choć najważniejsze jest to, że Pro iDSD przez lata odziedziczył masę rozwiązań zaaplikowanych w tańszej części rodziny, stąd sprawdzonych w boju. Wynikową jest pod wieloma względami unikatowe i wielozadaniowe monstrum, a przynajmniej sprzęt o takich aspiracjach. Ale czy tak jest naprawdę?
Budowa
iFi audio Pro iDSD dotarł w typowym dla serii Pro białym opakowaniu. Wykonany z gęstej pianki górny pokład zajęła maszyna, a w dwóch pudełkach poniżej znalazło się miejsce dla firmowego zasilacza (impulsowy iPower Plus), anteny WiFi, płaskiego wkrętaka, przejściówki optycznej, krótkich łączówek RCA oraz kabla USB3.0. Wziąwszy pod uwagę rozliczne możliwości Pro iDSD, zapoznanie się z instrukcją użytkowania jest więcej niż wskazane. Serio, można się pogubić. Do zestawu dołączono też plastikowy pilot z membranowymi guzikami. Można za jego pomocą sterować jedynie głośnością, ale lepsze to niż nic.
iFi audio Pro iDSD to przetwornik C/A, pełnoprawny streamer oraz wzmacniacz słuchawkowy, a wszystko to zamknięte w obudowie, którą niejedna osoba uznałaby za niedużą. Choć im więcej czasu spędza się z tym produktem, coraz więcej dodatków się zauważa. Konwersja C/A to sprawa priorytetowa oczywiście i jest przed wszystkim innym. Niemniej, nie sposób nie odnieść wrażenia, że Brytyjczycy jeńców nie brali. Urządzenie może odtwarzać muzykę z samoistnie zasilanego nośnika HDD, SSD czy pendrive’a, a także z karty microSDHC i NASa. Po uprzednim podłączeniu do sieci LAN wszystkim tym zarządza sugerowana przez producenta aplikacja MÜZO, choć dla osób nieco bardziej obeznanych jest dostępna masa innych rzeczy zgodnych z DLNA. Wypada wspomnieć o usłudze AirPlay oraz serwisach pokroju Tidala czy Spotify. Choć nie był to mój pierwszy wybór, wbudowany w Pro iDSD komponent sieciowy działał całkiem nieźle i pokrył moje mocno ograniczone zachciewajki. Niemniej, najważniejsze jest to, że wszystkie dostępne w Pro iDSD filtry, wyjścia słuchawkowe oraz tryby analogowe to bagaż bonusów, jakich jeszcze moje oczy nie widziały nie tylko w przedziale cenowym brytyjskiego cacka, ale ogólnie. No i jeszcze ta kompaktowa forma na dokładkę.
iFi audio Pro iDSD mierzy (szer. x wys. x gł.) 220 x 63 x 213 mm, a jego masa to niespełna dwa kilogramy. Aluminiowa obudowa to widok znajomy z modeli Pro iCAN oraz iESL. Jej falista góra zawiera kilka otworów formujących się w okrągły wzór, wewnątrz którego wkomponowano nieco wystające okno, stanowiące szkło powiększające dla lamp próżniowych poniżej. Gdy są aktywne, palą się ładnym pomarańczowym światłem, a widok jest przedni. Na spodzie produktu zamontowano dużą podkładkę gumową, co jest przyjemną odskocznią od nóżek. Rzeczony element ma w jednym rogu wcięcie dla wystającej szyby innego urządzenia z serii Pro, po to, aby jej dwie maszyny umiejscowione jedna na drugiej spoczywały równo. Nie sposób odmówić tu producentowi sprytu. Wziąwszy pod uwagę cenę Pro iDSD, jakość wykonania stoi na wysokim poziomie. Choć to subiektywne, wizualnie bardzo mi się to cacko podoba.
Napisać, że na froncie Pro iDSD dużo się dzieje… to mało. Zlokalizowana w prawym górnym rogu dioda LED wskazuje stan urządzenia za pomocą kilku kolorów, nieco poniżej jest włącznik, a dalej po prawej wybierak wejść. Po przyciśnięciu można za jego pomocą zmienić polaryzację oraz wygasić centrycznie ulokowany i genialny wyświetlacz OLED. Przełącznik hebelkowy zaraz obok służy do wyboru jednego z trzech trybów pracy sekcji analogowej urządzenia; w pełni tranzystorowego, lampowego oraz lampowego z minimalnym sprzężeniem zwrotnym. Możliwość sprzętowej ingerencji w obwód Pro iDSD na tyle sposobów to jedna z najmocniejszych kart tego sprzętu.
Idąc dalej, niewielkie pokrętło nad przełącznikiem sekcji analogowej służy do przeskakiwania pomiędzy pięcioma filtrami cyfrowymi, co w efekcie oznacza upsampling strumienia PCM do 705,6/768kHz. Po wciśnięciu rzeczonego selektora sprzęt uaktywnia opcję masteringu sygnału aż do DSD1024. Wziąwszy to wszystko pod uwagę, użytkownik może słuchać muzyki PCM, DXD oraz DSD, choć najlepsze jest to, że poszczególne tryby współdziałają ze sobą, np. filtr apodyzacyjny oraz upsampling DSD1024. Elementarna matematyka daje tu jasno do zrozumienia, że możliwych kombinacji dostępnych w Pro iDSD jest multum.
Zamontowany w Pro iDSD wyświetlacz OLED podaje cyjanowe znaki na idealnie czarnym tle. Użytkownik ma wgląd w częstotliwość próbkowania, aktualnie wybrane wejście cyfrowe, aktywny filtr oraz typ sygnału. Trzy wyjścia słuchawkowe (6,3 mm, TRRS 3,5 mm S-Balanced oraz zbalansowane 2,5 mm) po prawej sąsiadują z selektorem wzmocnienia dla nich (0 / +9 / +18 dB), a ten z dużą gałką regulacji głośności, która automatycznie wycisza się po wyłączeniu urządzenia. Za maleńką czarną szybką w tej okolicy zamontowano odbiornik IR.
Tył Pro iDSD jest jeszcze bardziej zatłoczony niż przód. Widok wejść XLR i RCA to nic niezwykłego, w przeciwieństwie do selektora trybu ich pracy, który można obracać za pomocą dołączonego do zestawu wkrętaka. Pro iDSD umożliwia ominięcie wewnętrznej regulacji głośności i jest gotowy do pracy ze zwykłym (HiFi, 2,3/4,6V odpowiednio dla wyjść RCA/XLR) oraz studyjnym (Pro, 5,6/11,2V odpowiednio dla wyjść RCA/XLR) sprzętem audio. To w sumie daje cztery nastawy i gwarancję ponadprzeciętnej kompatybilności. Wejść cyfrowych jest w sumie sześć; AES/EBU, USB3.0 oraz współosiowy plus optyczny S/PDIF to żadna niespodzianka, co innego sieciowe RJ-45, USB typu A i wejście dla kart microSD, które sąsiadują z przyłączem dla anteny WiFi oraz dwoma gniazdami BNC. To po lewej to standardowe wejście cyfrowe, choć obydwa pozwalają na synchronizację Pro iDSD z zewnętrznym zegarem. Niewielkie pokrętło obok oferuje cztery ustawienia synchronizacyjne (Atomic, DARS, 10 MHz oraz samodzielne) oraz informuje nas o zgodności urządzenia z elektroniką studyjną. Zlokalizowane w górnym prawym rogu wyjście DC Loop-Out umożliwia zasilenie jednego dodatkowego produktu z serii Pro bez potrzeby korzystania z zewnętrznego zasilacza. Zamontowane zaraz obok wejście DC akceptuje zasilacze 9-18 V o mocy znamionowej nie mniejszej niż 60 VA. Oczywiście producent rekomenduje firmowe modele iPower Plus.
Widok pod maską Pdo iDSD jest imponujący, ciasno tam. Pomijając kluczowe kondensatory, całą elektronikę zamontowano powierzchniowo na trzech głównych laminatach. Najmniejsza płytka gości odbiorniki WiFi oraz USB, z czego ten drugi jest oparty na układzie XMOS XU216 X-Core 200 i dostatecznie mocny do pełnego dekodowania strumienia MQA, a kawałek obok siedzi logika FPGA (Xilinx Spartan-6 ,Crysopeia’). Podłużna płytka zasilająca (DC/AC i AC/DC) generuje wysokoczęstotliwościową sinusoidę, która następnie jest prostowana i filtrowana dławikiem, po czym szyna DC dostarcza osobne napięcia dla kluczowych sekcji urządzenia. Sekcja cyfrowa ma zasilanie filtrowane przez kondensatory Elna Dynacap DZ (6,6 Farada), które dalej jest stabilizowane układami LDO z lokalnymi filtrami LC, natomiast napięcie części analogowej jest regulowane (… opartymi na wzmacniaczach operacyjnych OV2028) autorskimi rozwiązaniami iFi audio. Szyna 60V tylko dla lamp próżniowych jest osobno i wielostopniowo filtrowana opartymi na kondensatorach Elna Silmic II historiami induktor/kondensator.
Wszystkie wejścia cyfrowe w Pro iDSD są galwanicznie izolowane, wliczając w to USB. Dane przychodząc na początek trafiają do lokalnego bufora, a dalej do znanej z produktów AMR autorskiej części taktującej o nazwie GMT. Jeżeli sygnał ma podlegać jakiejkolwiek manipulacji, tj. filtrom, trafia do logiki FPGA, a jeżeli nie, wówczas jest kierowany bezpośrednio do konwersji C/A. Ten kluczowy stopień wykorzystuje w sumie cztery kostki Burr-Brown DSD1793. Nie jest ich tam aż tyle by pocisnąć z odstępem sygnału od szumu wyżej, to się dzieje niejako przy okazji. Rzeczone scalaki pracują w trybie napięciowym i przekładkowym po to, aby uzyskać w sumie 16 sygnałów różnicowych i w efekcie przeskoczyć ich ograniczenia. Dalej zostaje zaaplikowany dolnoprzepustowy filtr 3-go rzędu i, jeżeli Pro iDSD nie ma pominiętej regulacji głośności, zmotoryzowany sześciokanałowy potencjometr ALPSa. Sekcja analogowa Pro iDSD jest podobna do tej w modelu Pro iCAN, tj. oparta na podwójnych triodach NOS JAN GE5670 oraz tranzystorach J-FET i MOSFET. Obwód urządzenia jest w pełni symetryczny, bezpośrednio sprzężony i pracujący w klasie A. Przekierowanie sygnału odbywa się za pomocą przekaźników firmy OMRON, ich srebrne styki są pokryte warstwą złota. Co ciekawe, Pro iDSD nie ma wbudowanego osobnego wzmacniacza słuchawkowego. Tę funkcję pełni część analogowa, która jest w stanie dostarczyć napięcie o wartości do 10 V do obciążeń 200-omowych.
Dźwięk
Testowanie produktów o skomplikowaniu Pro iDSD to nic łatwego, multum dostępnych opcji przekłada się na dźwięk. Schodzi się po prostu z poznaniem tego wszystkiego, uśrednieniem wyników i konkluzją. Punktem startowym był Pro iDSD ustawiony jako czysty tranzystor z pominiętą regulacją głośności i bez jakiejkolwiek manipulacji danymi. Zagrał z podłogówkami Boenicke W8 oraz integrą Trilogy 925, stąd zamienił się miejscami z modelem Pacific firmy Lampizator. Po jakimś czasie zacząłem kombinować różnymi filtrami i ustawieniami, a na końcu angielski kombajn zagrał ze słuchawkami.
Z miejsca było słychać o co chodzi w graniu Pro iDSD. Zaskakujące było to, jak rozbudowany i duży obraz muzyczny dostałem, zupełnie tak, jak gdyby brytyjskie cacko chciało powiedzieć: „Ej, Ty! Zapnij pasy! Może i jestem maleńki, ale moje zdolności sceniczne nie!”. Szwedzkie podłogówki swobodnie wypełniły całe moje pomieszczenie dźwiękiem, który został dodatkowo wzmocniony ponadprzeciętnie bezpośrednim i angażującym charakterem. Pro iDSD pokazał instrumenty z pierwszego rzędu w sposób duży, obecny i cielesny. Pod tym względem wynikowa była na tyle odważna, że chwilę mi zajęło przyzwyczajenie się do nowego porządku, choć w aż tak imponującym wolumenie i bliskości była metoda, wszystko działo się tu i teraz bez żadnych wątpliwości. Żywość wydarzeń przede mną podkręciła element rozrywkowy i intensywność, co rzadko się słyszy w przypadku konwerterów C/A.
Pro iDSD został stworzony do tego, aby służyć muzyce zamiast powiększania jej niedoskonałości, stąd charakter tej maszyny jest silny. Im dłużej jej słuchałem w moim systemie, tym ważniejsza stawała się jej rozrywkowa rola. Z takim dźwiękiem po prostu nie sposób się nudzić. Na początku obstawiałem też, że tryb tranzystorowy w Pro iDSD i brak upsamplingu przełożą się na przekaz najbardziej szczupły i najszybszy. Po części tak było, choć trzon charakteru brytyjskiego urządzenia zawsze był obecny. Sceniczny rozmach, objętość, masa oraz namacalność źródeł pozornych były zawsze dobrze słyszalne, choć to tylko niektóre ciekawe cechy Pro iDSD. Z czasem zrobiło się tego więcej.
Organiczność tekstur na poszczególnych instrumentach i głosach okazała się być kolejną ważną zaletą Pro iDSD. Brytyjskie granie nie było niewyraźne, przesadnie ocieplone, zimne, mechaniczne czy przeszywające, ale przyjemnie substancjalne i wilgotne, co wyraźnie przywołało do tablicy urządzenia oparte na topologii R-2R. Nie chodziło o podwyższoną temperaturę ale właśnie żywość tkanki i należyte nawodnienie, tj. dostatecznie hojne by przełożyć się na giętki i płynny dźwięk, ale bez popadania w nadmierne rozmycie i zmiękczenie. Pro iDSD musiał być strojony przez kogoś, kto po prostu kocha muzykę. Takie podejście jest jednoznaczne z łagodnym obchodzeniem się z gorszymi realizacjami. Chodzi mi tu o umiejętne usuwanie sztuczności, ziarna i ostrości w stopniu wystarczającym do należytej zabawy przy materiale typu rock czy metal, ale na tyle słabym, że normalnie poza listą odtwarzania. Pomimo wrodzonej krągłości Pro iDSD nie okazał się tak po prostu uprzejmy i miśkowaty, a gdzie tam. Energia towarzysząca nagraniom na żywo była cały czas obecna, po części z tytułu serwowania kluczowych wydarzeń blisko słuchacza, ale też optycznej masy powietrza pchanej w jego kierunku. Pod tym względem Pro iDSD zachowywał się niczym wyzwolone, gardłowe i nieco dzikie paczki typu otwarta odgroda, ale bardziej okrągłe i treściwsze na dole pasma niż zazwyczaj.
Przetworniki inherentnie gęste i melodyjne często grają w sposób nieco przygaszony, ale pod tym względem Pro iDSD wymknął się schematom. Treściwy i w pełni dojrzały charakter tej maszyny został wzbogacony o elegancko rozświetloną i szeleszczącą górę słyszalnego pasma, co moje uszy odebrały jako jej trzecią ważną cechę. To granie nie miało nic wspólnego z często słyszanym celowym przyciemnieniem, w przeciwieństwie do szykowności. Ponadprzeciętny potencjał sceniczny, żywotność i bogactwo barw zostały uzupełnione o gładkość, precyzję i odpowiednio ciężkie wybrzmienia, co dodatkowo dopaliło obszar pomiędzy i za muzykami, przydało atmosfery. Na czysto subiektywnym poziomie nie znalazłem nic, co by mi nie podeszło. To było gustownie skrojone granie, z pomysłem. Pro iDSD nawet na dole pasma sobie świetnie poradził. Co prawda zasięg i niskotonowe uderzenia były nieco ograniczone, ale wyższy bas nieco podbity i pod kontrolą przełożył się na podwyższoną przyjemność. To wszystko miało sens.
Lampizator Pacific okazał się zupełnie inaczej grającym produktem; szczuplejszym, szybszym, bardziej natychmiastowym, niżej schodzącym, mocniejszym i inaczej różnicującym tkankę, bardziej wnikliwym. Polski przetwornik był też wyraźniejszy, jeszcze swobodniejszy i płynniejszy w odbiorze. W porównaniu do Pro iDSD, Pacific potrafił być dużo bardziej nieokiełznany i wyrywny na jednym nagraniu, by po chwili pokazać się z zaskakująco uprzejmej, delikatnej i spokojniejszej strony. Rzecz oczywista, flagowy Lampizator wybaczał zdecydowanie mniej, pokazywał wszystko jak leci. Ale pomijając gęstość, szybkość i zejście, kluczowe pomiędzy obydwoma przetwornikami było to, w jaki sposób poradziły sobie z obrazowaniem. Pro iDSD zagrał z podobnym rozmachem i głębią, a fundamentalna różnica sprowadziła się do gabarytów źródeł pozornych. Pacific kreował je bardziej konturowe, szczuplejsze i niższe, choć porównywalnie bezpośrednie i lepiej odseparowane, co miało swoje następstwa w postaci wyższej wnikliwości i lepszego oddania przestrzeni.
Ujmując rzecz skrótowo, mój referencyjny konwerter pokazał wirtualne obiekty lepiej wyodrębnione, bardziej żywe i o rozmiarach oddających stan rzeczywisty, podczas gdy brytyjska maszyna to samo zadanie wykonywała w sposób bardziej artystyczny i mniej poukładany. W grę wchodził też inny stosunek przyjemnej treści wypełniającej do jej konturu, choć w obydwu przypadkach bez popadania w skrajności. Wiele osób by się pewnie zgodziło, że starcie powyżej rozbijało się o to samo danie zrobione na dwa różne sposoby, a nie jakość. Byłem pod wrażeniem tego, co Pro iDSD osiągnął w moim pomieszczeniu odsłuchowym. Faktycznie zagrał wolniej, spokojniej, bardziej miękko i krąglej w porównaniu do mojego referenta, ale też spójnie, żywo i całościowo w taki sposób, że ciężko było się z tym dobrze nie czuć. Pro iDSD przypomniał mi mocno strojenie mojego poprzedniego przetwornika – Golden Gate’a – w porównaniu do którego Pacific to zupełnie inna, bo bardziej sportowa maszyna, no i kosztująca blisko dziesięć razy więcej niż Brytyjczyk. Flagowy Lampizator to urządzenie dla mnie jednoznacznie sporo lepsze, ale czy dziesięć razy? Nie sądzę. Inna sprawa, że to historia niemierzalna. Natomiast ważne jest to, że Pro iDSD pokazał się z całościowo zaskakującej strony; wciągnął mnie w swój świat, no i grał po swojemu. W królestwie wzmacniaczy ten pierwszy byłyby moją 925-ką od Trilogy, natomiast polski referent w tym kontekście to zestaw 993/903 na sterydach.
Gdy najważniejsza kwestia powiązana z Pro iDSD została załatwiona, przyszedł czas na dodatki. Urządzenie zagrało bardzo czysto niezależnie od wejścia, tj. bez ziarna, o nadspodziewanie czarnym tle za muzykami. Na moje uszy gniazdo USB było najlepsze, choć wszystkie cyfrowe podlegają tej samej terapii usuwającej jitter, stąd różnice były pomijalne i obeszło się bez niespodzianek. Produkt elegancko też pokazał odmienność strumieni DSD i PCM. Ten pierwszy był spokojniejszy, bardziej miękki i okrągły, stąd przypominał czarne płyty, natomiast ten drugi był sztywniejszy, szybszy i trochę nieokrzesany. Oczywiście kluczowa jest jakość konkretnego nagrania. Materiał DSD nie jest lepszy w porównaniu do PCM, tylko inny. Ale najważniejsza jest łatwość, z jaką przyszło brytyjskiemu produktowi pokazanie, o co w nich chodzi.
Wyjście słuchawkowe to był kolejny przystanek. Pro iDSD pokazał zalety słuchawek HifiMan HE-1000v2 bez zająknięcia. Bogactwo barwowe, otwartość, czystość i niczym nieskrępowaną przyjemność w serwowaniu muzyki uznałem za dowody dostateczne do uznania wyjścia 6,3 mm dania głównego niniejszej publikacji za udane. Pro iCAN dołączony do zestawu podniósł poprzeczkę pod względem otwartości, natychmiastowości i scenicznej obecności w zasadzie zgodnie z oczekiwaniami. Wzmacniacz z serii Pro trzymał planarne nauszniki w mocniejszym uścisku, stąd dźwięk tego połączenia był bardziej ekscytujący i pod względem kontrastów dynamicznych hojniejszy. Aby uznać Pro iDSD jako pełnokrwistą integrę słuchawkową musiałbym posłużyć się modelami innymi niż HE-1000v2, których nie miałem. Trudniejsze obciążenia też pewnie powiększyłyby różnicę jakości pomiędzy Pro iDSD i jego słuchawkowym bratem. Choć po jeździe próbnej ze średnim modelem HifiMana jestem zdania, że gniazdo 6,3 mm opisywanego tutaj konwertera C/A to nie jest zaledwie dodatek. Z wieloma słuchawkami okaże się wystarczające dla osób chcących widzieć na biurku tylko jedno urządzenie.
Nie jest zaskoczeniem, że Pro iDSD ustawiony jako tranzystor i z pominiętym układem DSP (tj. pracujący w trybach Bit-Perfect/Bit-Perfect+), zagrał najdokładniej i najbardziej konturowo. Choć nawet tak użytkowany, brytyjski kombajn i tak dawał jasno znać o swoim potencjale scenicznym i ogólnie organicznym zacięciu, a także gładkości i świetlistej górze. Chodzi mi tu o to, że nawet najbardziej ‘suche’ brzmieniowo ustawienia nagle nie zmieniły Pro iDSD w skalpel dla muzyki. To produkt, który zawsze jest jej wierny niezależnie od tego, co się dzieje. Nie byłem w stanie wybrać jednego konkretnego nastawienia sekcji analogowej, które by do mnie bardziej przemówiło niż reszta, a ich selekcja bardziej była powiązana z repertuarem. W przypadku dobrze nagranego rocka czy metalu, za pomocą czystego tranzystora wydobywałem najwięcej energii, ale gorszym realizacjom z tych samych gatunków towarzyszyła już lampa. Jeżeli dalej słychać było sztuczne naleciałości i ziarno, programowy mastering do formatu DSD zmiękczał nieco przekaz i przydawał mu powabu. Finalnie nie natrafiłem na utwór, którego nie dało się słuchać.
Ze wszystkich dostępnych w Pro iDSD filtrów cyfrowych najbardziej spodobał mi się GTO (ang. Gibbs Transient Optimized), chyba głównie dlatego, że jest rozwinięciem stale u mnie włączonej opcji ‘Organic’ w wykorzystywanym w domu przetworniku AMR DP-777SE. GTO to filtr o niewielkiej liczbie rejestrów, krótkim pre-dzwonieniu oraz ponaddźwiękowym szumie umieszczonym tak, aby został zamaskowany przez naturalne dzwonienie naszych narządów słuchowych. Po zapoznaniu się z GTO wykorzystywałem tylko ten konkretny filtr plus tryb zgodności bitowej oraz okazyjny upsampling do postaci DSD, nic więcej.
Podsumowanie
iFi audio Pro iDSD jest dla mnie produktem, który zawiera w sobie całą wiedzę oraz wieloletnie doświadczenie Brytyjczyków, natomiast wszystko, czego dokonali do tej pory doprowadziło do tego oto podsumowania. Ich najwyższy przetwornik jest niczym ostatni i najlepszy rozdział wyjątkowo dobrej książki. Czekam na kolejne bestsellery i mam też nadzieję, że to nie koniec sagi.
Po dotychczasowych przygodach ze sprzętem iFi audio jestem zdania, że w przypadku Pro iDSD inżynierowie na liście płac tej firmy przeszli samych siebie. Nie znam żadnego innego produktu, który byłby równie mocno naszpikowany funkcjami i pod tym względem równie kompletny. Najczęściej rozsądnie wyceniony i wszechstronny sprzęt audio stawia na podium jedną konkretną funkcjonalność, tym samym szeregując pozostałe jako zaledwie dodatki o mniejszym znaczeniu. Pro iDSD jest inny i niezaprzeczalnie skomplikowany. Długi rzut oka pod maskę tego cacka, jeszcze dłuższy do treściwej instrukcji obsługi plus sporo wolnego czasu to kroki obligatoryjne do pełnego ogarnięcia, czym tak naprawdę rzeczony wielozadaniowiec jest.
iFi audio Pro iDSD przedstawił się jako przyjemny w odbiorze, gustownie wykonany i rozsądnie wyceniony w tym kontekście. Robi wszystko, co sprzęt tego typu powinien, robi to naprawdę dobrze, dorzuca tonę przydatnych funkcji i, prawdę napisawszy, nie mam bladego pojęcia czego więcej mógłbym sobie życzyć. Ale, rzecz najważniejsza, to nie jest średni czy dobry przetwornik, ale fantastyczny. Gra tak, jak gdyby został stworzony przez weterana z ciągotami do architektury R-2R i szkła, ale na bieżąco z najnowszymi osiągnięciami w branży i o umyśle jak najbardziej w XXI wieku. Ciężko takie połączenie spieprzyć.
Choć to mało prawdopodobne, nawet jeżeli wszystkie sztuczki iFi audio Pro iDSD są dla Ciebie bez znaczenia, w dalszym ciągu jest to znakomity przetwornik. Upraszczając, sugeruję zapoznać się z nim przed odsłuchem czegokolwiek innego w podobnej cenie. To mój wybór do 15000 zł. Polecam i do następnego!
Platforma testowa:
- Wzmacniacz: Trilogy 925
- Źródło: Lampizator Pacific (KR Audio T-100 DHTs + KR Audio 5U4G Ltd. Ed.)
- Kolumny: Boenicke Audio W8
- Transport: Asus UX305LA
- Słuchawki: HiFiMan HE-1000v2
- Kable głośnikowe: Forza AudioWorks Noir Concept, Audiomica Laboratory Celes Excellence
- Interkonekty: Forza AudioWorks Noir, Audiomica Laboratory Erys Excellence
- Zasilanie: Gigawatt PF-2 + Gigawatt LC-2 MK2 + Forza AudioWorks Noir Concept/Audiomica Laboratory Ness Excellence
- Stolik: Franc Audio Accesories Wood Block Rack
- Muzyka: NativeDSD
Cena produktu w Polsce:
- iFi audio Pro iDSD: 11900 zł
Dystrybucja: Audiomagic