Ma wszystko, co nowoczesne, spełniające potrzeby szerokiego grona audiofilów urządzenie mieć powinno. Został stworzony przez człowieka z odpowiednim przygotowaniem teoretycznym i praktycznym. Zweimann DAC akceptuje pliki PCM i DSD również wysokiej rozdzielczości, a dodatkowo odtwarza muzykę ze sparowanego urządzenia z bluetoothem. No i (w tej wersji) ma lampy na pokładzie. Aha, i powstaje w Polsce! Testujemy przetwornik cyfrowo-analogowy nowej marki Zweimann w specjalnej wersji, DSD USB Tube Powered White Edition.
Wstęp
Można zaryzykować stwierdzenie, że od ładnych już kilku lat rynek audio kręci się wokół przetworników cyfrowo-analogowych (nie deprecjonuję roli innych elementów systemu, ale w końcu wszystko zaczyna się w źródle). Oczywiście płyta winylowa, a nawet taśma magnetofonowa przeżywają swój renesans, odtwarzacze CD trafiające obecnie na rynek są lepsze niż te sprzed 10 czy 20 lat, ale mimo wszystko to właśnie DACi zdominowały segment źródeł sygnału. Stało się tak za sprawą kolejnej rewolucji rynku muzycznego, która sprawiła, iż fizyczne nośniki tracą nieuchronnie swoje znaczenie, a muzykę gra się z plików zapisanych na nośnikach danych bądź streamuje z sieci. Do ich odtwarzania niezbędne są więc przetworniki, które potrafią przyjąć i przetworzyć cyfrowy sygnał audio i to najlepiej również wysokiej rozdzielczości, zarówno w formacie PCM jak i DSD. Nic więc dziwnego, że oferta jest ogromna, że producenci (przynajmniej część z nich) ścigają się na cyferki, oferując możliwość odtwarzania plików w wysokich rozdzielczościach, nawet takich, które nie są dostępne na rynku. Plusem jest fakt, iż dobrze grające urządzenia można znaleźć już na (relatywnie) rozsądnym poziomie cenowym – przykładem są choćby maluchy proponowane przez iFi. Z drugiej strony topowe urządzenia MSB czy dCSa kosztują majątek, a i innych urządzeń kosztujących po kilkanaście/kilkadziesiąt tysięcy dolarów nie brakuje.
Wielu miłośników dobrego brzmienia prowadzi poszukiwania gdzieś pomiędzy tymi dwoma ekstremami rozglądając się za kosztującymi kilkanaście/kilkadziesiąt tysięcy DACami oferującymi high-endowe granie. Urządzeń na znakomitym poziomie jest sporo, wybór dyktowany jest więc zwykle indywidualnymi preferencjami brzmieniowymi tudzież funkcjonalnością, która danej osobie najbardziej odpowiada. Recenzje takich urządzeń mają pomóc potencjalnym nabywcom zwracając ich uwagę na zalety i wady konkretnych modeli i posłużyć do zawężenia obszaru poszukiwań. Dodatkowym celem jest zwrócenie uwagi szerszego grona audiofilów na nowe marki, którym niełatwo jest się przebić na rynku, nawet jeśli oferują ciekawe i w pełni konkurencyjne produkty. O takiej właśnie absolutnie nowej, polskiej marce mam okazję napisać dla Państwa w tym tekście, o ile wiem jako pierwszy na świecie.
Wydawałoby się, że człowiek siedzący w branży audio i mocno zainteresowany rodzimymi produktami powinien wiedzieć o wszystkim, co się na rynku dzieje. A jednak raz po raz przytrafia mi się sytuacja, w której zostaję zaskoczony pojawieniem się zupełnie nowego produktu czy marki. Tym razem dostałem email od pana Michaela Cwejmana, który zaproponował mi odsłuch jednego ze swoich przetworników cyfrowo-analogowych. Zobaczyłem lampy na pokładzie, doczytałem, że urządzenie wyposażone jest w wejście USB akceptujące gęste pliki, w tym DSD, i już wiedziałem, że nie mogę odmówić.
Oczywiście po otrzymaniu wspomnianego maila decyzję o przeprowadzeniu testu oparłem nie tylko na podstawie zdjęcia i nazwy urządzenia. Przeczytałem również informacje o autorze tego projektu zamieszczone na firmowej stronie. Wynika z nich, iż pan Michael ma 35 lat doświadczenia z pracy dla takich firm jak Ascom Tateco, Ericsson, Marconi czy… LampizatOr, gdzie zajmował się zarówno układami cyfrowymi jak i analogowymi. Jak mi powiedział w trakcie spotkania, ma również wykształcenie z zakresu elektroniki, a prywatnie jest miłośnikiem muzyki i dobrego brzmienia. I to właśnie wiedza, muzyczna pasja oraz pokaźne doświadczenie zarówno z układami cyfrowymi jak i analogowymi dały mu narzędzia niezbędne do zajęcia się projektowaniem własnych urządzeń. Na dziś w ofercie tej marki dostępne są trzy modele przetworników cyfrowo-analogowych.
Gdy przyjrzeć się bliżej okazuje się, że modele właściwie są dwa. Pierwszy to podstawowa wersja, bez lamp na pokładzie. Drugi, ze stopniem lampowym, występuje w dwóch wersjach różniących się wykończeniem. Testowany, Zweimann DAC DSD USB Tube Powered White Edition, wykończono specjalnym lakierem, używanym w kokpitach samolotów Saab, który ma być przyjazny dla oczu i poprawiać czytelność wskaźników, co dla pilotów jest bardzo istotne. Jako przedstawiciel płci brzydkiej, znanej z ograniczonych możliwości rozróżniania kolorów, nie podejmuję się co prawda precyzyjnego zdefiniowania, jaki to właściwie jest kolor, acz na pewno nie jest on czysto biały, co sugeruje nazwa. Przyjmijmy więc, że to kremowy i powiem tylko, że wygląda znakomicie (czego moje zdjęcia do końca nie oddają). Wspominam o tym również dlatego, że już nawet ten wybór pokazuje przywiązanie pana Michaela do każdego szczegółu jego konstrukcji. Przecież mógł wybrać jakiś standardowy, łatwo dostępny lakier, zamiast wymyślać sobie tak specyficzny, przez to drogi, a i kupić go zapewne jest trudniej niż tysiąc innych dostępnych od ręki w dowolnym sklepie. Ten sam DAC w bardziej tradycyjnym wykończeniu kosztuje 150 euro mniej – gdybym miał zostać właścicielem tego urządzenia nie zawahałbym się dopłacić do „White Edition”, która, oczywiście subiektywnie, jest po prostu najładniejszą wersję.
Budowa
Zweimann DAC DSD USB Tube Powered to przetwornik cyfrowo-analogowy wyposażony dodatkowo we wzmacniacz słuchawkowy z regulacją głośności i wyjściem na dużego jacka. Urządzenie w tym wykończeniu prezentuje się bardzo atrakcyjnie. Z jednej strony ów „biały” (trzymając się firmowego nazewnictwa) kolor główny, z drugiej świetnie dobrany kolor siateczki wentylacyjnej wokół lamp (powiedzmy śliwka węgierka – ale proszę wziąć pod uwagę, że osobnicy płci brzydszej słabo odróżniają kolory), żarzące się lampy i niebieski wyświetlacz – wszystko to razem komponuje się w łapiącą za oko, elegancką całość. Jak sugeruje już nazwa tego modelu, potrafi on przyjmować (przez wejście USB) pliki w formacie DSD (do DSD256), ale oczywiście także PCM (do 32 bitów i 768 kHz). Wejście USB oparto na występującym w wielu urządzeniach także z wysokiej półki, chipie Amanero zasilanego z DACa (a nie ze źródła). Jak zwykle użytkownicy komputerów z systemami operacyjnymi Linux i iOS nie potrzebują dodatkowych sterowników, natomiast większość użytkowników PCtów z systemami Windows stosowny sterownik znajdzie na stronie Zweimann.pl. Piszę o większości, jako że w najnowszym WIN10 Creators Update Microsoft zaimplementował w końcu natywny sterownik USB 2.0. Jak raportuje wielu użytkowników, działanie tego sterownika bywa czasem problematyczne, więc na razie bezpieczniej jest sięgnąć po firmowy.
Nazwa tego przetwornika sugeruje również, iż podstawowym wejściem, zgodnie z duchem czasów, jest port USB, ale urządzenie wyposażone jest w klasyczny zestaw wejść cyfrowych obejmujący: AES/EBU, koaksjalny SPDIF oraz wejście optyczne Toslink. Po stronie wyjść analogowych użytkownik do dyspozycji ma zarówno wyjścia RCA jak i XLR. To jednak nie koniec możliwości tego urządzenia. Wyposażone jest ono bowiem także w moduł Bluetooth 3.0 kompatybilny m.in. z kodekiem aptX. Antenę umieszczono na spodzie urządzenia, gdzie w metalowej obudowie wycięto niewielkie okienko, by nie zaburzała koncepcji wizualnej urządzenia.
Przetwornik to układ dual-mono zapewniający doskonałą separację kanałów i bardzo niski poziom szumów. Na serce urządzenia pan Cwejman wybrał, najlepszą jego zdaniem pośród dostępnych na rynku, kość (de facto 2 sztuki – po jednej na kanał) DAC marki AKM, 4490EQ, która pozwala odtwarzać właściwie wszystkie dostępne rozdzielczości plików audio zarówno w PCM jak i w DSD (natywnie oraz przez DoP). Urządzenie wyposażono również w pięć filtrów cyfrowych, które umożliwiają użytkownikowi dostosowanie brzmienie (w pewnym zakresie) pod własny gust. Różnicą w porównaniu do podstawowego modelu tej marki jest bufor lampowy na wyjściu urządzenia. Pracują w nim selekcjonowane lampy ECC81 oraz 6N23P także wybrane z racji oferowanego brzmienia. Urządzenie wyposażono w układ „miękkiego startu” – Double Soft Start, DSS™ – który przedłuża żywotność lamp. W zasilaniu pracuje transformator toroidalny, sekcje analogowa i cyfrowa mają osobne zasilacze. Cały układ pracuje w klasie A bez globalnego ani lokalnego sprzężenia zwrotnego. Sterowanie realizowane jest za pomocą układu z procesorem Cortex wyposażony w pamięć umożliwiającą zapamiętywanie ustawień. Na froncie umieszczono wyjście słuchawkowe na dużego jacka, a obok pokrętło regulacji głośności dające kontrolę w zakresie od -34 do 0 dB w krokach co 1 dB.
Jak mi powiedział pan Michael w trakcie rozmowy, każdy, najmniejszy nawet element tej konstrukcji był dobierany wyłącznie pod kątem uzyskiwanej dzięki niemu jakości brzmienia. Dlatego np. zdecydował się zastosować kondensatory Miflex, a nie jakiekolwiek inne, bardziej znanych marek. Nie była to kwestia oszczędności, ale wynik pomiarów i żmudnych testów odsłuchowych. Podobnie rzecz się ma choćby z gniazdami wejść/wyjść – można było zastosować bardziej „wypasione”, ale ponieważ nie wnosiły one niczego do dźwięku podnosząc jednocześnie koszt urządzenia, więc nie było sensu ich stosować.
Krótki wywiad z panem Michaelem Cwejmanem
Dlaczego zdecydował się pan na kości DACa AKMu?
W nowoczesnym urządzeniu nie może zabraknąć możliwości odsłuchu materiału muzycznego zapisanego w formacie DSD. Układ scalony Delta Sigma, AKM4490EQ w przeciwieństwie do wielu innych chipów potrafi przetworzyć DSD natywnie, bez pośredniego przetwarzania na format PCM, a jak wiadomo, każda konwersja powoduje, że cześć materiału muzycznego ulega bezpowrotnemu zniekształceniu. Dodatkowo AKM4490EQ są jednymi z najbardziej muzykalnych chipów. Są bardzo transparentne i detaliczne, jednak końcowy efekt i uzyskane brzmienie zależy głównie od ich poprawnej implementacji w budowanym urządzeniu.
Co oprócz wyboru samych kości DAC było istotnym założeniem od początku prac nad tą konstrukcją?
Od samego początku moim celem było uzyskanie jak najlepszej przestrzeni i stereofonii, przy jednoczesnym zachowaniu równowagi tonalnej. Żeby tego dokonać, nie wystarczy tylko użyć topowych komponentów o najwyższej jakości, ale umieć poprawnie je zastosować i zestroić. Na rynku jest wiele urządzeń o bardzo dobrych parametrach technicznych podanych w specyfikacji, tylko … jak to gra? Dla mnie zaprojektowanie i zbudowanie dobrze grającego urządzenia to jak tworzenie instrumentu. Z jednej strony wymaga wiedzy technicznej, a z drugiej dobrego, wytrenowanego „ucha”. Dopiero wtedy możemy mówić o kompletności konstrukcji. Aby tego dokonać musiałem mieć całkowitą kontrolę nad konstrukcją urządzenia. I tak począwszy od konstrukcji zasilania, poprzez chipy AKM w układzie dual mono, a na lampach skończywszy, całe urządzenie zostało zaprojektowane i zestrojone przeze mnie. Przede wszystkim zasilanie: musiało mieć niskie szumy, niską impedancję oraz szerokie pasmo. Idąc dalej zastosowanie układów AKM dual mono pozwoliło na jak najlepszą separację kanałów, co bezpośrednio przełożyło się na poprawną stereofonię.. I w końcu wisienka na torcie, bufor lampowy. Ten układ został tak zaprojektowany, aby jak najlepiej odtworzyć panoramę dźwiękową utworu muzycznego. W ten sposób przede wszystkim udało mi się osiągnąć bardzo dobre parametry techniczne, nie ma przesłuchów pomiędzy kanałami, a co za tym idzie, konstrukcja jest bardzo odporna na zakłócenia i odwzajemnia się swoja naturalnością oraz oddaje głębię utworu muzycznego.
Czemu akurat takie lampy?
Na rynku jest wiele układów lampowych. Jedne bazują na lampach typu DHT inne IHT. I jedne i drugie potrafią brzmieć bardzo dobrze. Mam za sobą już wiele stworzonych konstrukcji lampowych wykonanych jeszcze za czasów pracy w innych firmach. Dzięki temu miałem okazje nauczyć się i przekonać, że ważniejsze od samych lamp jest ich poprawna implementacja. Wybrałem lampy typu IHT ( ECC81 i 6N23P), ponieważ moim zdaniem są jednymi z najlepszych dźwiękowo dostępnych podwójnych triod. Stworzenie dobrze brzmiącego bufora wymaga dogłębnej wiedzy z zakresu interferencji poszczególnych komponentów. Jako że moje doświadczanie to inżynier-elektronik ze specjalnością „radio”, to moje konstrukcje, płytki PCB cechuje ważna zasada konstruktorska: płytka PCB musi być odporna na zakłócenia z zewnątrz, ale i sama płytka nie może generować żadnych zakłóceń dalej. Dlatego już na samym początku konstrukcji, planuje gdzie znajdą się poszczególne układy, który mogą generować niepotrzebne częstotliwości lub harmoniczne, przydźwięk sieciowy etc. i staram się konstrukcją płytki bardzo je ograniczyć lub zniwelować całkowicie. Dlatego moje bufory lampowe osiągają spektakularnie wysokie 100 dB tłumienie sieciowe, bardzo niskie THD, a tak zwane ”frequency response” jest praktycznie, jak od linijki.
Czyli ostatecznym celem jest dla Pana brzmienie?
Oprócz mojego inżynierskiego wykształcenia w zakresie elektroniki cyfrowej i analogowej od zawsze towarzyszyła mi muzyka. Przez wiele lat grałem na gitarze i śpiewałem w chórze. Sam budowałem dla siebie kolumny głośnikowe używając angielskich i skandynawskich elementów głośnikowych (Według mnie najlepszych). Także już od dziecka muzyka stała się ważną częścią mojego życia, dlatego TAK! brzmienie, stereofonia, szerokie spektrum muzyczne były dla mnie najważniejsze w konstrukcji tego urządzenia i temu podporządkowałem dobór elementów oraz architekturę rozwiązania. Konstruowanie tego urządzenia było długim i starannym procesem można powiedzieć strojenia elementów elektronicznych. Nie mogłem w tym iść na żadne kompromisy, ponieważ skoro ja słucham muzyki i czerpię z tego wielką przyjemność, to moi klienci muszą otrzymać ode mnie nie tylko produkt najwyższej jakości pod względem technicznym, ale również brzmieniowym.
Na koniec chciałbym jeszcze podziękować mojemu inwestorowi, bez którego ten projekt nigdy by nie powstał. Stworzenie tego urządzenia wymagało konkretnych nakładów finansowych. W moją wizję urządzenia absolutnego pod względem dźwiękowym uwierzył Piotr Kantorski, który zainwestował w projekt nie widząc nawet prototypu, a tylko słuchał moich wizji i kolejnych pomysłów w czasie długich wieczorów, kiedy razem słuchaliśmy muzyki. Ten DAC to kwintesencja mojej filozofii: urządzenie kompletne, muzyka najważniejsza, żadnych kompromisów, przyjemność obcowania z ulubionymi artystami.
Brzmienie
Urządzenie trafiło do mnie wygrzane, mogłem więc rozpocząć odsłuchy niemal od razu. Na początku DAC grał ze znakomitą integrą NuVista 600, później podniosłem mu poprzeczkę jeszcze wyżej parując go ze wzmacniaczem Kondo Overture PM2i. Głównym źródłem był mój dedykowany komputer PC, a w końcowej fazie testu jako transport CD wykorzystałem dodatkowo fantastyczny, topowy odtwarzacz Audioneta, Planck, połączony z wejściem koaksjalnym przetwornika.
Zacząłem spokojnie od jednego z albumów Michaela Hedges’a („Breakfast in the Field”). To wyjątkowy krążek, bo nagrany na dwie ścieżki „na żywo”, bez powtórek, poprawek, itd. W roli głównej występuje tu moja ukochana gitara akustyczna, w części utworów z towarzyszeniem bezprogowej gitary basowej i fortepianu. Niewiele znam nagrań, na których ten instrument brzmi tak naturalnie, ciekawy więc byłem jak poradzi sobie z tym testowany DAC. Dla mnie naturalność brzmienia to jedna z podstawowych miar klasy każdego urządzenia audio, a przecież i twórca tego urządzenia podkreślał, iż ta właśnie cecha dźwięku jest dla niego bardzo ważna. Zweimann zagrał tę płytę po prostu pięknie, to chyba najlepsze określenie. Gitara zabrzmiała żywo, świeżo, przekonująco. Maestro grał swobodnie, z polotem, kreując niby prostymi środkami świetny klimat. Była szybkość przy uderzeniach i szarpnięciach strun, podtrzymanie, gdy było potrzebne, i długie, pełne wybrzmienia. O naturalności brzmienia decydowało także świetne oddanie barwy, prawidłowe proporcje między strunami a pudłem, które dawało temu instrumentowi głębię i moc, a także wyjątkowa płynność grania.
O ile gitara miała w sobie pewną lekkość wynikającą ze stylu grania Michael’a, o tyle gitara basowa, podobnie jak fortepian, brzmiały „poważniej” dzięki dobremu oddaniu większej masy tych instrumentów. Testowany DAC pokazuje duże, treściwe źródła pozorne precyzyjnie rozmieszczone na scenie. Dorzućmy do tego świetne oddanie (doskonale uchwyconej na taśmie) akustyki nagrania i dostajemy spektakl, w którym pozostaje się jedynie zanurzyć bezpowrotnie aż do wybrzmienia ostatniej nuty.
Nie sposób było uniknąć porównań z używanym przeze mnie na co dzień źródłem, LampizatOrem BIG7. Od pierwszej chwili miałem wrażenie, które potwierdzało się z niemal każdym kolejnym albumem, iż Zweimann pokazywał muzykę z większej perspektywy. Wielu osobom urządzenia z lampami na pokładzie kojarzą się z wypychaniem dźwięku przed linię kolumn, powiększaniem pierwszego planu, itd. I jest to prawda… w przypadku wielu tanich urządzeń. Mój BIG7 pokazuje pierwszy plan na linii kolumn z dużymi, namacalnymi źródłami pozornymi, natomiast testowany DAC DSD Tube Powered odsuwał go nawet nieco dalej budując inną perspektywę. Co prawda pierwszy raz zwróciłem na to uwagę na dość specyficznym nagraniu Renaud Garcii-Fonsa i Davida Pena (to de facto bootleg nagrany w czasie festiwalu jazzowego w Muenster), ale różnica była na tyle wyraźna, że nie sposób było jej zignorować. Nie na wszystkich nagraniach było to tak oczywiste i pewnie dlatego wcześniej nie zwróciłem na to uwagi. Gdy jednak człowiek wie już czego szukać staje się to w mniejszym bądź większym stopniu zauważalne na niemal każdym nagraniu. To kwestia odsunięcia miejsca na widowni, które zajmujemy, o kilka rzędów do tyłu. Instrumenty nadal są duże, trójwymiarowe, namacalne, mają odpowiednie proporcje tyle, że patrzymy na nie z nieco większej odległości.
Pozostając w akustycznych, ale jakże innych klimatach, sięgnąłem po jeden z krążków duetu Rodrigo y Gabriela. Dwie gitary akustyczne w rękach byłych heavymetalowców krzeszą w pokoju ogień, jeśli system na to pozwala. I w takim graniu Zweimann sprawdził się bardzo dobrze. O ile umiejętność oddania barwy gitar nie była już żadnym zaskoczeniem (acz ten instrument to mój „konik” więc niełatwo jest sprawić, że brzmią tak naturalnie, iż zapominam, że słucham jedynie nagrania, a nie instrumentów, a temu urządzeniu całkiem nieźle się to udawało) to kwestia dynamiki, zarówno tej w skali makro, jak i mikro aż tak oczywista na poprzednich krążkach nie była. Dobre różnicowanie, wysoka precyzja i duża ilość informacji (specjalnie nie piszę o detalach) składały się na wciągający i przekonujący spektakl. Płyty płytami, ale każdy, kto choć raz był na koncercie tej sympatycznej dwójki wie doskonale, że atmosfera jest na nich gorąca, że kreują oni niesamowicie energetyczne brzmienie, któremu nie sposób się oprzeć. Żaden, nawet najdroższy sprzęt audio, nie jest w stanie oddać tego w 100%, ale te lepsze zbliżają się na tyle, że człowiek zapomina gdzie jest i po prostu doskonale się bawi. Tak właśnie było z Zweimannem w systemie, który stworzył niemal realistycznie dynamiczny przekaz kipiący energią.
Nie samym akustycznym graniem człowiek żyje. Krążek Al di Meoli, zagrany tym razem z pliku DSD, czysto elektryczny, pokazał, że i takie granie nie jest polskiemu DACowi obce. Wbrew pozorom do takiego jazzowo-rockowego repertuaru potrzebny jest nie tylko bas, nie tylko wysoka energia przekazu, tempo i rytm, ale także, a może przede wszystkim, odpowiednie dociążenie średnicy pasma. To tam szaleją przecież gitary elektryczne, które stanowią clou płyt tego muzyka. Znam takich miłośników rocka, którzy widząc lampy na pokładzie urządzenia audio z góry zakładają, że ich muzyka nie zabrzmi dobrze, bo będzie ugrzeczniona, upiększona, zabraknie zęba, pewnej dozy agresji, która po prostu jest niezbędna. Wiele razy już udowadniałem sceptykom, że ten stereotyp wcale nie jest prawdziwy. Testowany DAC DSD USB Tube Powered White Edition był tego kolejnym dowodem. Słychać w jego brzmieniu wpływ lamp i to przede wszystkim właśnie w średnicy i w górnej części pasma. Dźwięk jest pełny, nasycony, a jednocześnie otwarty i dźwięczny, to przestrzenne granie ze sporymi źródłami pozornymi. Nie ma ostrości na górze pasma, ale gdy potrzebna jest w średnicy, choćby przy gitarowym graniu, to wcale jej nie zabraknie. To będzie granie czasem nawet drapieżne, z rozmachem, dobrym timingiem, a jednocześnie płynne i spójne. Dlatego właśnie album Al di Meoli, a później również kilka typowo rockowych krążków, Led Zeppelin, Rusha, czy nawet AC/DC, zabrzmiało bardzo dobrze.
Zweimann nie jest wybitnie analitycznym DACiem, nie koncentruje się na wnikaniu w najdrobniejsze elementy prezentacji, choć detali ni subtelności nie brakuje, stawiając bardziej na przekaz całościowy, na składanie wszystkich elementów w jeden, spójny, kompletny obraz. Nie zajmuje się obnażaniem słabości nagrań, więc kompresja, czy braki w przejrzystości i czystości brzmienia choć zaznaczone, odbierałem raczej jako naturalne elementy rockowego grania, niż jego wady. Słuchanie energetycznej, dynamicznej muzyki daje więc dużą frajdę, a gdy na końcu toru są tak doskonale czujące się (także i) w takim repertuarze kolumny, to wiele osób, tak jak ja, zamiast sięgać po takie granie okazjonalnie, może zacząć spędzać z nim sporo czasu.
Na osobny akapit zasługuje także prezentacja wokali – słowem kolejny element zależny od sposobu i klasy prezentacji średnicy. Testowany DAC jest nieco mniej romantyczny niż wiele urządzeń z lampami na pokładzie. Nie podkreśla części pasma odpowiedzialnej za ludzkie głosy, nie są więc one przesadnie eksponowane, ani tym bardziej podbarwiane. To raczej prezentacja precyzyjna, z dobrze oddaną i różnicowaną barwą i fakturą, z odpowiednią ekspresją. Może dlatego ze szczególną przyjemnością słuchałem głosów mocnych, wyjątkowo ekspresyjnych spędzając godziny z takimi artystami jak Janis Joplin, Etta James, Marek Dyjak, ale także moją ulubioną Leontyną Price czy Luciano Pavarottim. Skoro już wspomniałem o tych ostatnich to dodam jeszcze, że z Zweimannem sporo czasu spędziłem na odsłuchach oper i to nie tylko tych z mojej prywatnej topowej dziesiątki. Polski DAC potrafił taką dużą, złożoną muzykę zagrać z rozmachem, dynamicznie, rozdzielczo i czysto, a opisywane już zalety w postaci przestrzenności brzmienia, dobrej gradacji planów, ekspresyjności i bardzo dobrej prezentacji ludzkich głosów dokładały swoje cegiełki budując wciągające spektakle muzyczne.
Na koniec krótko o dwóch częściach testu, którym (mówiąc szczerze) nie poświęciłem zbyt wiele czasu. Po pierwsze wzmacniacz słuchawkowy. Odsłuchy przeprowadziłem z moimi Audeze LCD3 oraz Finalami Sonorus VI. Dla tych pierwszych Zweimann był partnerem niezłym, ale nie pozwalał im w pełni rozwinąć skrzydeł. To w końcu jedne z najlepszych słuchawek na rynku, które zwykle pokazują, na co je stać dopiero z osobnymi wzmacniaczami kosztującymi po dobrych kilka, albo nawet kilkanaście tysięcy złotych. Sonorusy były zdecydowanie lepszym partnerem dla wyjścia słuchawkowego testowanego urządzenia. Grały równo, gładko, dynamicznie i, podobnie jak cały DAC, muzykalnie. Hardcorowi słuchawkowcy pewnie rozglądaliby się za osobnym wzmacniaczem, ale musieliby szukać na poziomie rzędu minimum kilku tysięcy złotych. Kwestia druga – jak wspomniałem na początku wykorzystałem znakomity odtwarzacz Audioneta, Planck, w roli transportu CD podłączając go do wejścia koaksjalnego przetwornika. Nawet jeśli nazwa tego modelu Zweimanna sugeruje, że to wejście USB jest głównym, to SPDIF spisywał się wcale nie gorzej. Miłośnicy srebrnej płyty posiadający dobry transport będą więc mogli korzystać z tego wejścia uzyskując brzmienie o podobnym do opisanego wyżej charakterze i klasie.
Podsumowanie
Prezentowanie polskich urządzeń audio wysokiej klasy jest dla mnie zawsze ogromną przyjemnością. Zweimann to firma młoda, ale prowadzona przez człowieka z dużym doświadczeniem i wiedzą i dlatego już jeden z pierwszych produktów pokazuje klasę. To granie równe, spójne, dynamiczne. Zastosowanie lamp pozwoliło wykorzystać ich zalety takie jak pełna, nasycona, płynna średnica, otwarta i dźwięczna góra pasma, czy ponadprzeciętna przestrzenność i namacalność prezentacji, ale jednocześnie słabości zostały zminimalizowane. Nie ma sztucznego ocieplenia dźwięku, podbarwień, czy jakiegoś większego zaokrąglenia skrajów pasma. Bas nie schodzi co prawda aż tak nisko i nie jest tak doskonale definiowany, jak w przypadku topowych źródeł (z tych, które testowałem niedawno lepiej w tym zakresie radziły sobie np. odtwarzacze CD MBL N31 czy Audionet Planck + Ampere, czy także phonostage Tenor Phono 1), ale to wszystko produkty wielokrotnie droższe od Zweimanna. Urządzenie to trudno nazwać grającym jakoś szczególnie ciepło – blisko mu do neutralności – ale też i pokazuje, że bez ocieplania dźwięku brzmienie może być gładkie i naturalne. Słuchanie muzyki z DACiem DSD USB Tube Powered White Edition jest nie tylko przyjemne, ale i angażujące. Oto w naszej zabawie chodzi, nieprawdaż?
Specyfikacja (wg producenta):
- Akceptowane częstotliwości próbkowania USB: 44.1 kHz, 48 kHz, 88.2 kHz, 96 kHz, 176.4 kHz, 192 kHz, 352.8 kHz, 384 kHz oraz DSD 2.8 MHz, 5.6 MHz, 11.2 MHz, 6.144 MHz, 12.288 MHz
- Akceptowane częstotliwości próbkowania S/PDIF: 44.1 kHz, 48 kHz, 88.2 kHz, 96 kHz, 176.4 kHz, 192 kHz, 352.8 KHZ, 384 kHz
- Długość słowa: 16-24 bitów
- Wyjście słuchawkowe: max 140mW x 2 dla 32 Ω
- THD+N: 0.005%
- SNR = 123dB
- Wymiary (SxGxW): 440 mm x 300 mm x 90 mm
- Waga: 9 kg
Ceny detaliczne:
- DAC DSD PCM – exw Poland – 4.250 euro
- DAC DSD PCM TUBED – exw Poland – 5.800 euro
- Dopłata do WHITE EDITION (TUBED) – 150 euro
Strona Producenta: ZWEIMANN
Platforma testowa:
- Pomieszczenie: 24m2, z częściową adaptacją akustyczną – ustroje Rogoz Audio, AudioForm
- Źródło cyfrowe: pasywny, dedykowany PC z WIN10, Roon, Fidelizer Pro 7.3, karta JPlay Femto z zasilaczem bateryjnym Bakoon, JCat USB Isolator, zasilacz liniowy Hdplex
- Wzmacniacze: NuVista 600, Modwright KWA100SE, Kondo Overture PM2
- Przedwzmacniacz: Modwright LS100
- Kolumny: Ubiq Audio Model One Duelund Edition
- Interkonekty: Hijiri Million, Less Loss Anchorwave
- Kable głośnikowe: LessLoss Anchorwave
- Kable zasilające: LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3
- Zasilanie: Gigawatt PF-2 MK2 i ISOL-8 Substation Integra; kable sieciowe LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3, dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
- Stoliki: Base VI, Rogoz Audio 3RP3/BBS
- Akcesoria antywibracyjne: platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot