iFi audio iPurifier2

by Dawid Grzyb / September 5, 2017

Firma iFi audio jest dość nowa w świecie audio, ale już całkiem znana. Głównie za sprawą przyjaznych dla kieszeni oraz dźwiękowo porządnych urządzeń. Hojny stosunek ceny do jakości to ich kolejna ważna zaleta. Jednakże rzeczony producent jest rozpoznawalny też dzięki poruszaniu problemów powiązanych z transmisją USB i licznym metodom radzenia sobie z nimi, na co przykładem jest danie główne niniejszej publikacji – iFi audio iPurifier2. Smacznego.

Wstęp

Wyobraźcie sobie właściciela bardzo drogiego i opartego na USB systemu audio. Naszemu entuzjaście zabrało kilka lat złożenie go i w końcu ów facet (lub kobieta, tu pełna dowolność) czuje, że znalazł się w krainie szczęścia. Nie ma już poczucia nagłej zmiany czegokolwiek, co samo w sobie jest wyzwalającym uczuciem. Pojawia się też przeświadczenie, że jakikolwiek krok, nawet nie w górę tylko na bok, wiąże się z dużym wydatkiem. Auć. Bohater niniejszego akapitu zadbał nawet o akcesoria; zasilanie, akustykę pomieszczenia, porządny stolik itp. W każdym razie w końcu nastał czas cieszenia się efektem. I nagle, ni z gruszki ni z pietruszki, pojawia się znajomy, prawdopodobnie forumowy kolega, po czym oznajmia naszemu entuzjaście, że to jeszcze nie koniec, że da się coś jeszcze zrobić bez boleści dla portfela. Zaproponowane rozwiązanie kosztuje ułamek sumy, którą zwykł on wydawać na sprzęt audio i całkiem prawdopodobne, że przyniesie ono przyrost jakościowy. Zadajcie sobie teraz pytanie: czy po wskoczeniu w buty rzeczonego hobbysty, nie bylibyście zainteresowani? Ja z pewnością tak.

W tym miejscu, cała w bieli wkracza na scenę firma iFi audio. Jeżeli w grę wchodzi standard USB, z pewnością jest ona na czasie. Słowo iFi jest rozprzestrzeniane na forach przez przedstawicieli tej operacji, nie brak także informacji na jej stronie głównej. Edukacja oraz odpowiadanie na nawet bardzo niewygodne pytania to jest właśnie angielski sposób na sukces. Całościowo może to wyglądać na sprytny, dobrze przemyślany marketing i po części tak też jest. Ale najważniejszy jest fakt, że świadomość odnośnie niedoskonałości interfejsu USB jest coraz większa i iFi audio ma w tym swój niemały udział. To złącze nie zostało skonstruowane z myślą o audio ponad wszystko inne, to żaden sekret. Niemniej stało się integralną częścią naszego hobby, z bagażem problemów obecnych nawet dzisiaj. Redukcja tych kluczowych jest prosta, natomiast często słyszalna. Już to przerabiałem, zerknijcie proszę np na ten materiał. Jego konkluzja była jednoznaczna.

Portfolio iFi audio jest pełne akcesoriów zaprojektowanych po to, aby skutecznie eliminować specyficzne przypadłości np. powiązane z uziemieniem (Groundhog oraz iDefender3.0), galwaniczną izolacją USB (iGalvanic3.0) lub redukcją szumu RF (iSilencer). Idąc dalej, urządzenia nano i micro iUSB3.0 zbudowane zostały tak, aby radzić sobie z problemami powiązanymi z USB w szerokim spektrum; obniżeniem szumu i w efekcie redukcją jittera, poprawą niedopasowania impedancji, dostarczeniem czystego zasilania itd. Natomiast bohater niniejszej recenzji – iPurifier2 – robi te same rzeczy, ale do mniejszego stopnia i – oczywista sprawa – za mniejsze pieniądze. Można powiedzieć, że to BMW serii pierwszej w ofercie iFi audio, podczas gdy modele nano oraz micro urządzenia iUSB3.0 to są przedstawiciele odpowiednio serii trzeciej i siódmej. OK, czy wobec tego iPurifier2 działa? No i to jest dopiero pytanie, na które postaram się odpowiedzieć.

Budowa

iFi audio iPurifier2 to nie jest typowa maszyna audio, ale mała przystawka, tzw. dongle. Wymiary (szer. x wys. x gł.) 19 x 20 x 65 mm i około 29-gramowa masa to jest dosłownie nic. Choć w kontekście aplikacji tak małe gabaryty to zaleta. Produkt podłącza się do kabla USB, a następnie całość trafia do wejścia USB w konwerterze c/a. Rzecz w tym, że złącze USB typu B nie jest stabilne mechanicznie, raczej luźne i nasz angielski produkt tego nie zmienia. Także się chwieje, to żadna niespodzianka, ale spełnia wymagane normy przemysłowe.

iPurifier2 jest świetnie wykonany i jednocześnie jest to zaskakujące jak solidne produkty entuzjasta może dzisiaj kupić za około 500 zł. Nie da się tego ubrać w inne słowa, gdy pod uwagę weźmie się wykonaną na okrawarkach CNC, dwuczęściową i wypiaskowaną obudowę wykonaną z aluminium. W tej cenie plastik to jest właśnie to, co nam najczęściej chodzi po głowach, to najbardziej prawdopodobny scenariusz. Stąd wszystko o lepszej jakości uznajemy za miłą niespodziankę, a iPurifier2 to nie wyjątek. Plus obudowa tego maleństwa pełni rolę ekranu, co jest kolejnym plusem. Jest ze sobą skręcona za pomocą czterech widocznych wkrętów heksagonalnych. Tak, nie sklejono jej. W moich oczach efekt jest po prostu wizualnie bardziej solidny. Zgaduję, że iPurifier2 przeżyje niejedno spotkanie z podłogą z tego powodu.

Urządzenie wygląda bardzo prosto. Na jednym końcu zamontowano gniazdo USB typu B, natomiast na drugim widać wtyk w tym samym standardzie. Obydwa są pozłocone, mają odpowiednio czarne i niebieskie wnętrzności wykonane z plastiku. Zazwyczaj drugi kolor oznacza zgodność ze specyfikacją USB3.0, ale iPurifier2 ma w środku układ USB2.0. Idąc dalej, zdecydowana większość źródeł wykorzystuje złącza typu B, stąd zasadne jest nazwanie dania głównego niniejszej publikacji krótką przedłużką. Niemniej firma stojąca za tym produktem zawsze stara się pokryć możliwie jak najwięcej obszarów, a kolokwialnie pisząc staje na rzęsach żeby każdemu dogodzić, stąd iPurifier2 jest też dostępny w wersjach z wtykami w standardach A, C oraz micro. To oznacza, że może pracować np. z audiofilskimi serwerami plików, które są wyposażone w płaskie gniazda USB. Ba, poradzi sobie nawet z zewnętrznym dyskiem twardym czy drukarką, jeśli ktoś ma kaprys. ‘Ale jak to?’ – ktoś może zapytać. Cóż, interfejs USB jest dwukierunkowy, tak to. Wystarczy podłączyć iPurifiera2 wszędzie tam, gdzie tylko pasuje, a on zrobi resztę. Dodatkowo ten produkt może służyć jako wzmacniacz sygnału cyfrowego. Trzy takie maluchy pomiędzy czterema kablami? Tak, strumień danych zostanie podany do urządzenia bez problemów. A przynajmniej tak mi powiedziano.

Na froncie urządzenia jest niewielka wklęsłość z parą diod LED. Jedna informuje o przesyle strumienia danych, podczas gdy druga odpowiada za zasilanie. Z kolei na przeciwległej stronie znalazło się miejsce dla kilku napisów, które są w istocie nazwami firmowych technologii wykorzystanych w iPurifierze2. ANC to skrót od aktywnej redukcji szumu. Tak, aktywnej, a nie pasywnej. W przypadku produktu iFi audio oznacza to, że sygnał odwrotny do szumu z zasilania jest dodany do transmisji, a wynikowa to znaczna redukcja śmieci. Dalej w kolejce są firmowe technologie; REclock, REbalance i REgenerate. W praktyce oznacza to, że strumień danych jest traktowany wbudowanym wewnątrz oscylatorem, offset prądu stałego jest usunięty, a następnie całość zostaje ponownie przetaktowana. A zatem iPurifier2 to poręczny, mobilny reclocker w ładnej obudowie, który daje sobie radę z materiałem PCM, DXD i DSD i jest dostępny za cenę, która w dzisiejszych realiach uchodzi za grosze. Reclocking także wyjaśnia, dlaczego angielski maluch może pracować jako przedłużacz kabli USB.

Dźwięk

iPurifier2 był wykorzystany przez około pół roku, pracował w kilku systemach. Dwa główne były oparte na konwerterach c/a LampizatOr Golden Gate (Psvane WE101D-L + KR Audio 5U4G Ltd. Ed.) oraz AMR DP-777SE, podczas gdy Xonar Essence III był użytkowany od czasu do czasu. Asus UX305LA robił za transport plików, jak zwykle zresztą. To tak naprawdę jedyny stały element całej układanki. Kto wie? Może gdyby zamiast niego pojawił się audiofilski streamer, zeznania poniżej wyglądałyby inaczej? Nie jestem w stanie tego ocenić, nie lubię zgadywanek. Idąc dalej, wzmacniacze wykorzystane w teście to Trilogy 925, FirstWatt F7, Thöress F2A11 oraz Sanders Sound Systems Magtech, natomiast kolumny to Reflector Audio Bespoke P15, Boenicke Audio W8, PureAudioProject Trio10 Timeless i DeVore Fidelity Orangutan O93.

Odsłuch raz po raz udowadnia nam, że w audio nie ma czegoś takiego jak pewność czegokolwiek. Idąc tą drogą, prawdziwe jest stwierdzenie, że iPurifier2 działa podobnie do iUSB3.0 przetestowanego tutaj. To pewne. Ba, na papierze też ma to sens, w końcu obydwa te urządzenia zostały zaprojektowane w taki sposób, aby robiły to samo, choć w różnym stopniu. Po co zatem rozmieniać się na drobne z niniejszym rozdziałem? Wymyślać koło na nowo? W końcu w obliczu dotychczasowych zeznań, przeskoczenie prosto do konkluzji wydaje się rozsądne? Cóż, iPurifier2 udowodnił swoją wartość w dłuższym okresie czasu i pracując w większej liczbie konfiguracji, co pozwoliło mi lepiej zrozumieć koncept walki z przywarami USB według iFi audio.

Porozmawiajmy na temat intensywności zmian, które wprowadza iPurifier2. W telegraficznym skrócie, obecność tego malucha w systemie jest słyszalna. Moje uszy mi podpowiadają, że mniej niż iUSB3.0, ale jednak to się słyszy, a im bardziej transparentny system wykorzystałem, tym skuteczniejszy był angielski serwis porządkujący. Gdyby mnie przypiekano gorącym żelazem i nakazano określić opisane doświadczenie w skali od zera do dziesięciu, iUSB3.0 dostałby maksymalną notę, zasłużył na to, podczas gdy jego młodsze, tańsze i mniejsze rodzeństwo umieściłbym gdzieś w okolicach siódemki. iPurifier2 zmienia muzykę, ale nie wpływa na nią w oczywisty sposób, czyli tam, gdzie w grę wchodzą gęstość, dynamika czy równowaga tonalna. Teraz zapewne wielu entuzjastów podrapie się po głowach i z dezaprobatą oznajmi, że jeżeli te ‘duże elementy’ nie są ruszane czy adresowane w jakikolwiek sposób, to iPurifier2 nie robi praktycznie nic. Błąd, robi.

Szkopuł tkwi w kilku aspektach, które na pierwszy rzut ucha nie są oczywiste. Szukanie zmian w mało uczęszczanych miejscach to jest sedno tym razem, a tzw. tło jest jednym z nich. Z iPurifierem2 staje się mniej ziarniste i nieco ciemniejsze, ale bez jakichkolwiek zmian w górze słyszalnego pasma, bez ingerencji w pierwotną równowagę tonalną. Już ta zmiana w pojedynkę robi niemałą różnicę, ale wpływa na dźwięk na kilka sposobów. Niniejsze zeznania mogą wyglądać znajomo, podczas recenzji iUSB3.0 było podobnie, ale celowo będę się powtarzać. W każdym razie ‘magia’ iPurifiera2 jest przewidywalna, podobnie jak wpływ na dźwięk w przypadku jego starszego i większego rodzeństwa. Skoro wiadomo czego się spodziewać, dźwięk całego systemu może być zmieniony w konkretny sposób. Jeżeli dodatkowy zastrzyk gładkości, nieco lepsza stereofonia i precyzyjniejsze różnicowanie kolejnych planów, no i uczynienie muzyki całościowo bardziej audiofilską nie są pożądane, iPurifierowni2 powiedzcie stanowcze ‘nie’. Ciężko mi sobie wyobrazić scenariusz, który nie skorzystałby na tych drobnych usprawnieniach. Choć żyjemy jeszcze w wolnym kraju, każdy może robić co tylko chce tak długo, jak długo osoby postronne nie cierpią. Przymusu nie ma, nikt żelazem przypiekał nie będzie.

iFi audio iPurifier2 sprawił, że dźwięk stał się bardziej wyrafinowany, mniej szorstki, a audiofilska bariera została przesunięta słyszalny kawałek dalej, co uznaję za poprawę jakości bez negatywnych następstw. Nawet jeden element tej układanki nie zmienił się na gorsze i jest mi też ciężko wyobrazić sobie sytuację, w której iPurifier2 by coś zepsuł. Prawdopodobnie dlatego, że ów malec robi co trzeba w nieinwazyjny sposób, nie wywraca przekazu do góry nogami w żadnym aspekcie. Wynikowa nie jest przekombinowana, subtelne zmiany to jest właśnie liga, w której gra. Wyobraźcie sobie zdjęcie w surowym formacie, wykonane przez uzdolnionego fotografa. Wyświetlone na ekranie lustrzanki wydaje się w porządku. Niemniej na dużym i poprawnie skalibrowanym monitorze widać drobne rzeczy, które można poprawić. Delikatne korekty tu i tam zamiast ciężkiego przetwarzania końcowego prowadzą do subiektywnie przyjemniejszego, a obiektywnie technicznie lepszego zdjęcia. iPurifier2 w skrócie działa podobnie do rzeczonych korekt w Photoshopie. Po przełożeniu tego opisu na audiofilski żargon, słowo wyrafinowany jest najbardziej pasującym tu środkiem opisowym, jaki mi przychodzi do głowy. To zaskakujące co się dzieje, gdy wszystkie witalne aspekty muzyki, wraz z jej żywą tkanką, są niezmienione, ale nadmiar ziarna zostaje usunięty.

iPurifier2 dał się poznać od najbardziej słyszalnej strony gdy w mojej jaskini gościły potężne podłogówki Reflector Audio Bespoke P15. One w istocie są szkłem powiększającym dla muzyki, ale wyjątkowo żywiołowym, gładkim i całościowo bezsprzecznie imponującym. Tak naprawdę to, co usłyszałem na tych paczkach było powodem, dla którego zacząłem drążyć temat różnych akcesoriów. Kombinacja referencyjnych podłogówek Boenicke Audio W8 i końcówki Sanders Sound Systems Magtech także skorzystała na obecności iPurifiera2 w systemie, ów maluch po raz drugi po prostu polepszył dźwięk bez wysiłku. Natomiast zmiana wzmacniacza na Trilogy 925 spowodowała, że wpływ angielskiego dongle’a był mniej obecny. Choć przekaz nie uwstecznił się pod żadnym względem, co odebrałem jako dobry znak. Idąc dalej, niedawno przybyłe kolumny DeVore Fidelity Orangutan O93 i lampowa integra Thöress F2A11 także zagrały lepiej z iPurifierem2 niż bez niego. Ta kombinacja okazała się całościowo zaskakująca, osobny materiał jej poświęcony już się ukazał. Wbrew początkowym przypuszczeniom, ten amerykańsko-niemiecki duet gra bardzo transparentnie. Może to jest właśnie to? Może iPurifier2 obnosi się ze swoimi zaletami do stopnia aż tak słyszalnego dopiero po podłączeniu do wysoce informacyjnej elektroniki? OK, jeden zestaw to jeszcze nie wzorzec, jedna jaskółka wiosny nie czyni. Stąd przyszła kolej na treściwie i dość ciepło grające odgrody PureAudioProject Trio10 Timeless. No i one dopiero pokazały, że to tu pies może być pogrzebany. Pomimo tego, że iPurifier2 pokazywał co potrafi, efekt jego starań był znacznie mniej słyszalny w porównaniu do pozostałych konfiguracji. Ciągle słyszalny, a i owszem. Ale daleki do tego, co pokazał litewski model Bespoke P15.

Konwertery c/a były następne w kolejce. iPurifier2 najsilniej zaznaczył swoją obecność z moim polskim referentem, urządzeniem wyjątkowo dobrze radzącym sobie z ukazywaniem różnic w systemie. Xonar Essence III także skorzystał na obecności angielskiego cacka, tzn. było ono słyszalne, ale nie jakoś przesadnie. Na sam koniec przyszedł czas na AMR-a DP-777SE, który został wykorzystany z większością przywołanych powyżej kolumn i wzmacniaczy. Tutaj wpływ iPurifiera2 był zdecydowanie mniejszy, wręcz wyjątkowo subtelny, a często na granicy percepcji, o czym zresztą ludzie z iFi mnie uprzedzili. Nie stało się tak bez powodu, przetwornik AMR-a ma w sobie sporo technologii wykorzystywanych przez danie główne niniejszej publikacji. Zatem to, co mi uszy powiedziały tym razem po prostu miało sens.

Podsumowanie

Wpływ iFi audio micro iUSB3.0 w moim systemie był słyszalny głośno i wyraźnie i – wiedząc czym jest iPurifier2 – moje oczekiwania względem tego drugiego były ograniczone, wręcz minimalne. Będąc w pełni świadomym, że jest on niżej na drabince angielskiej firmy, to nastawienie było – ośmielę się napisać – właściwe. Natomiast teraz, po kilku miesiącach spędzonych z iPurifierem2 mogę jedynie napisać, że ten produkt działa świetnie. Mniej z konwerterem c/a DP-777SE firmy AMR niż innymi maszynami o podobnym profilu, ale wykonuje powierzone mu zadanie.

Zasadne wydaje się wobec tego zadanie pytania o to, gdzie jest haczyk, no bo przecież musi jakiś być. Zawsze jest. Cóż, autor niniejszego tekstu nie był w stanie takowego się doszukać. iPurifier2 jest świetnie wykonany, jak na dzisiejsze standardy kosztuje grosze, adresuje problemy ciągle niezbyt popularne, po prostu działa jak należy, a za wisienkę na tym torcie należy uznać hojną politykę zwrotów producenta. Podsumowując to wszystko, zachęcam każdego, kto wykorzystuje w audio interfejs USB do chociażby przetestowania angielskiego malucha, niezależnie od wartości systemu. iPurifier2 nie gryzie, a wypróbowanie go uznaję za mądry krok. Natomiast jeżeli przyrost jakościowy będzie słyszalny, sięgnięcie po droższych braci to konkretny plan, który sam postanowiłem zrealizować. Izolator galwaniczny iGalvanic3.0 już dotarł, a wg ludzi z iFi audio, w duecie z micro iUSB3.0 uchodzi za najbardziej kompleksową szczepionkę dla interfejsu USB. Do tego tematu powróćmy za jakiś czas. Do następnego!

Platforma testowa:

  • Wzmacniacz: Sanders Sound Systems Magtech, FirstWatt F7, Trilogy 925, Thöress F2A11
  • Źródło: Lampizator Golden Gate (Psvane WE101D-L + KR Audio 5U4G Ltd. Ed.), AMR DP-777SE, Xonar Essence III
  • Kolumny: Boenicke Audio W8, Reflector Audio Bespoke P15, DeVore Fidelity Orangutan O93, PureAudioProject Trio10 Timeless
  • Kable głośnikowe: Audiomica Laboratory Celes Excellence
  • Interkonekty: Audiomica Laboratory Erys Excellence
  • Zasilanie: Gigawatt PF-2 + Gigawatt LC-2 MK2 + Forza AudioWorks Noir Concept/Audiomica Laboratory Ness Excellence
  • Stolik: Franc Audio Accessories Wood Block Rack
  • Muzyka: NativeDSD

Ceny produktów w Polsce:

  • iFi audio iPurifier2: 539 zł

 

Dostawca: Camax