Zaśmiecone linie zasilające to rzecz powszechna w naszych domostwach i zdecydowanie warta zaadresowania w kontekście aparatury audio. Niniejsza recenzja traktuje o poprawieniu tego konkretnego aspektu za pomocą nietypowego produktu filtrującego – LessLoss C-MARC Firewall 64X. Smacznego!
Wstęp
Weźmy na tapetę typowego audiofila po pas w swoim hobby, tj. takiego, co już wszystko widział, wiele zrobił, wydał jeszcze więcej i ciągle mu mało. Akustyka załatwiona? Ba. Wygodne siedzisko jest? Ależ oczywiście. Kluczowa elektronika nabyta i ustawiona na prawilnym stoliku? No przecież. A osobne przyłącze zasilające? Ogarnięte lata temu. Kondycjonowane? No pewnie. A kable załatwione? Każdy jeden. Maluje się obrazek entuzjasty mającego wszystko i gotowego w końcu zacząć się zgromadzonym sprzętem cieszyć. Gorączka zmian nie daje jednak za wygraną, nieubłaganie pcha biedaka do kolejnych zmian i powiązanych z nimi wydatków. Na początku to nasze zwariowane hobby jest całkiem proste, ale prędzej czy później przychodzi czas na weryfikację stanu posiadania i dalsze ruchy. Tak już po prostu jest.
Nasz entuzjasta może pożegnać się z jednym czy dwoma kluczowymi komponentami i wywrócić wszystko do góry odwłokiem, albo, gdy jego portfel kategorycznie zabroni, ograniczyć poszukiwania do rzeczy dodatkowych i tańszych. Ale załóżmy, że omawiany tu meloman ma już załatwione dosłownie wszystko, nie zrezygnuje nawet z drobiazgów. Co wtedy? Jak żyć? A może po prostu zawędrował już tak daleko, że pozostaje jedynie uciecha z systemu kompletowanego latami i przejście na audiofilską emeryturę? To możliwe, ale znacznie łatwiejsze w teorii niż w praktyce, nie idźmy tą drogą. Nie dzisiaj.
Jeżeli kompletny system synergicznie kreuje muzykę jak żywą, tj. tak, że nawet te najmniej istotne elementy nie mogą być zmienione, ale perspektywa dalszego rozwoju dalej nęci, w grę wchodzą akcesoria zdolne do pracy z tym, co się już ma. Te najbardziej skuteczne z mi znanych są powiązane z zasilaniem i w tym oto miejscu bohater niniejszego materiału wkracza na scenę, cały w bieli. LessLoss C-MARC Firewall 64X jest pasywnym urządzeniem filtrującym, zaprojektowanym do pracy pomiędzy kablami zasilania, a elektroniką wyposażoną w gniazda IEC. Litewskie produkty znane są z transparentnej charakterystyki brzmieniowej, o czym się już kilka razy przekonałem. Najdroższe pudełko z serii Firewall nie zaskakuje pod tym względem, natomiast połączenie jego specyficznego wsadu brzmieniowego z uniwersalną aplikacją może być dokładnie tym, czego nasz modelowy entuzjasta szukał. Teraz pozostaje tylko sprawdzić czy tak faktycznie jest.
Budowa
Na stronie producenta LessLoss C-MARC Firewall 64X jest zaszufladkowany w zakładce z kondycjonerami, a dokładniej z urządzeniami kondycjonującymi prąd. To nazewnictwo nie jest ani odrobinę tajemnicze, choć produkty tego typu zazwyczaj są sporo większe i zdolne do pracy z kilkoma urządzeniami. Tak czy inaczej, danie główne niniejszej publikacji wykonuje to samo fundamentalne zadanie, tj. czyści linię zasilania z zanieczyszczeń, zanim te dostaną się dalej do naszych urządzeń. Pod tym względem firma LessLoss nie odkrywa Ameryki, producenci powiązani z tym tematem mają jednakowy cel, natomiast dróg do niego jest wiele, a Litwini lata temu obrali swoją własną i się jej konsekwentnie trzymają.
LessLoss C-MARC Firewall 64X jest równie kompaktowy co oczywisty w aplikacji. Dębowa obudowa tego produktu mierzy (65 x 135 x 35 mm), na jej jednym boku zamontowano gniazdo IEC C14, a kabel zasilający C-MARC o długości 19 cm na przeciwległym, zwieńczony jest żeńskim wtykiem C13. Sprężyny kontaktowe wewnątrz tego elementu celowo są ciasne, rzecz się rozchodzi o możliwie jak najsolidniejsze połączenie z gniazdem IEC. Wykorzystywany przez LessLoss model C13 nie jest zwykły; jego miedziane komponenty są ręcznie polerowane, dodano też antywibracyjną wkładkę z laserowo wyciętymi żebrami. Według przedstawiciela firmy, środki te mają słyszalny wpływ na dźwięk i jako takie są kluczowe. Od lat widomo, że Litwini mają hopla na punkcie kontroli rezonansów i ciszy, stąd to podejście widoczne w przypadku C-MARC Firewall 64X nie jest zaskoczeniem.
Jako proste drewniane pudełko z przyczepionym krótkim kablem, LessLoss C-MARC Firewall 64X nie jest produktem, którym można się chwalić przed znajomymi. Nie wygląda luksusowo, choć nic nie mogę mu zarzucić pod względem jakości wykonania. Widać, że jest pancerny, zniesie niejedno, natomiast litery wypalane laserem na górnej części obudowy to dodatek skromny, ale atrakcyjny. Tak po prawdzie to i tak bez znaczenia, bo litewski filtr ma za zadanie robić swoje w cieniu pozostałego sprzętu, tj. umiejscowiony za nim pozostanie praktycznie niewidoczny. Co ciekawe, te pudełka można łączyć ze sobą w nieskończoność i potęgować ich skuteczność, co zamierzałem sprawdzić mając trzy pod ręką.
Litewska technologia, na której urządzenia z serii Firewall są oparte, nie jest nowa. LessLoss podąża tą drogą od lat, choć z czasem przeszła wiele zmian. Podstawą firmowej technologii Litwinów jest redukcja efektu naskórkowości, której wynikową jest blokowanie wysokoczęstotliwościowych śmieci przenoszonych z domowej linii zasilającej do komponentów audio za pomocą wiadomych kabli. Opracowanie filtrujące LessLoss jest zawsze pasywne, tj. bez udziału jakichkolwiek obwodów opartych na układach scalonych potrzebujących zasilania do działania. Mało tego, Litwini szerokim łukiem omijają także kondensatory oraz cewki, co powoduje, że ich rozwiązania są nietypowe i sporo trudniejsze w implementacji niż można by przypuszczać. Pierwszym produktem LessLoss, który działał w ten sposób była sporej wielkości listwa zasilająca o nazwie DFPC (Dynamic Filtering Power Cable) i cenie około 20000 zł. Później została zmniejszona do niewielkich wielowarstwowych modułów w białym kolorze, o których Srajan pisał tutaj. Obecnie produkowana wersja Firewall to jej najbardziej zaawansowana rewizja, która, wyjąwszy bazowe założenie oczywiście, nie ma nic wspólnego z poprzednimi odsłonami.
Pasywne elementy wewnątrz bohatera niniejszej recenzji są wykonywane radykalnie inaczej w porównaniu do białych modułów wspomnianych powyżej. Szef LessLoss – Louis Motek – wyjaśnił, że aktualna wersja jeszcze kilka lat temu nie była możliwa, ponieważ technologia druku 3D z wykorzystaniem różnych materiałów była w powijakach. Kluczowe moduły zaaplikowane w produktach zasilającej serii Firewall są oparte na precyzyjnie uszeregowanych metalicznych cząsteczkach wewnątrz termoplastycznego nośnika o cylindrycznym kształcie. Efekt poniekąd przypomina ferryt, ale o nieporównywalnie niższym i bardziej stabilnym poziomie szumu. Potraktowane klejem wnętrza wysłanych mi pudełek uniemożliwiły dobranie się do środka, ale ich zawartość nie jest tajemnicą; jeden miedziany element o cylindrycznym kształcie i przekroju 20mm2 na każdy z przewodów, czyli trzy w sumie.
Gama zasilających produktów Firewall składa się z trzech produktów: opisywanego w niniejszej recenzji modelu najwyższego, jego skromniejszej wersji bez technologii C-MARC, oraz pojedynczych i najtańszych modułów do samodzielnej aplikacji. Pomijając ostatnią opcję, warto pochylić się nad dużą dysproporcją cenową pomiędzy wersją C-MARC i tą zwykłą.
Na pierwszy rzut oka można wyjść z założenia, że substancjalnie droższa odmiana ma zaledwie kawałek fajniejszego kabla na pokładzie i tak faktycznie jest. Niemniej, to jeden z czterech czynników wpływających na blisko dwukrotnie wyższą cenę wersji C-MARC. Dugi stanowią ręcznie polerowane miedziane sztaby dystrybucyjne, w sumie sześć sztuk per pudełko, antywibracyjne absorbery wewnątrz wtyków C13 to powód numer trzy, a ostatnim jest pokrycie modułów filtrujących wielowarstwową emalią, co ma dalej redukować wibracje i przytwierdzić solidniej rzeczone elementy do drewnianej obudowy.
Dźwięk
W celu przetestowania LessLoss C-MARC Firewall 64X posłużyłem się moim głównym zestawem; fidata HFAS-S10U pełnił w nim funkcję magazynu i transportu, natomiast konwersją c/a zajął się LampizatOr Pacific (Living Voice 300B + KR Audio 5U4G Ltd. Ed.). Dalej sygnał trafił do integry Kinki Studio EX-M1 i kolumn Boenicke W8, lub pieca Trilogy 925 oraz monitorów Buchardt Audio S400. Kluczowe komponenty zasiliły węże C-MARC firmy LessLoss podłączone do kondycjonera GigaWatt PC-3 SE EVO+, natomiast pomiędzy nim, a ścianą znalazł się kabel LC-3 EVO tego samego producenta. Interkonekty wykorzystane w teście to Audiomica Erys Excellence z modyfikacją Amber. Buchardt Audio S400 zagrały na podstawkach Soundstyle Z1.
Trzy moduły LessLoss umożliwiły kilka ciekawych kombinacji. Propagacja litewskiego efektu czyszczącego na całą podłączoną elektronikę poprzez umieszczenie jednego pudełka tuż przed kondycjonerem, a następnie dodanie drugiego i trzeciego, wydawała się logiczna. Niemniej, zabawę rozpocząłem od końca, tj. wzmacniaczy z jednym Firewallem, a następnie kolejnym do kompletu i w końcu trzecim i ostatnim. Mając to miejsce załatwione, jeden produkt LessLoss wylądował przed kondycjonerem, a dwa pozostałe podłączyłem do części cyfrowej systemu; przetwornika i serwera/streamera. Dalej moduł filtrujący przed kondycjonerem zmienił miejsce i trafił znowu przed wzmacniaczem, co poskutkowało wszystkimi trzema maszynami mojej platformy pod litewską okupacją, wyjąwszy sześciogniazdkowego GigaWatta. Te roszady pozwoliły mi na ustalenie optymalnych miejsc pracy dla drewnianych pudełek, a przynajmniej tak mi się wydawało. W pewnym momencie Louis powiedział mi, że najlepsza możliwa lokacja dla jego filtrów to ta tuż przed konwerterem c/a, ale wpiętym do ściany bezpośrednio. To był jedyny eksperyment, w którym pominąłem PC-3 SE EVO+, wszystkie inne scenariusze to urządzenie uwzględniły.
Przed dalszą wędrówką pozwolę sobie powrócić do poprzednich przygód z produktami LessLoss. Wiedza nt. tego, na czym ta manufaktura się skupia, tj. na szeroko aplikowanej redukcji śmieci, z pewnością pomogła w zmierzeniu się z dzisiejszym filtrem. Litewskie kable zasilające i głośnikowe wprowadziły słyszalne i znaczące zmiany do mojego systemu, choć specyficzne. Cichsze i ciemniejsze tło muzyczne jako wynikowa ich kuracji czyszczącej, przełożyło się na łatwiejszą ekstrakcję niuansów w muzyce i lepiej uporządkowany wirtualny obraz. Źródła pozorne stały się z tymi kablami krąglejsze, bardziej organiczne i wyraźniej odseparowane od siebie, co dalej poskutkowało łatwiejszym chłonięciem muzycznej treści. Uzysk obejmował mniej chropowatości na rzecz bogatszej tkanki, delikatniejsze i żywsze kształty zamiast twardego konturu, muzykalność zamiast suchości, no i tą charakterystyczną dla czystego płótna muzycznego wilgoć na dokładkę. Kable C-MARC przeobraziły wyczuwalny zaduch i marazm w coś bardziej otwartego, treściwszego i rozedrganego zarazem, natomiast pozbawione najdrobniejszego nawet ziarna tło wyszczególniło najdrobniejsze subtelności zawieszone w powietrzu. Wynikową był hojny wgląd w nagranie i sprzęt, ale dostarczony naturalnie i swobodnie, bez najmniejszego ciśnienia.
Każdy z aspektów wyszczególnionych powyżej niewiele robi w pojedynkę, co innego wszystkie razem w akcji. Mało tego, brak jakichkolwiek przesunięć tonalnych czy kosztów związanych z takim strojeniem to cechy, obok których ciężko przejść obojętnie. Miesiące użytkowania C-MARC-ów pozwoliły mi zrozumieć, że ta ich ‘bezsmakowość’ to także główna zaleta. Dwa kable o różnej funkcjonalności, niemniej o takim samym wpływie, okazały się być użytecznymi narzędziami w mojej pracy. Podłączone do jakiegokolwiek produktu z miejsca pokazują jak gra, co dla mnie jest oszczędnością czasu. Odkrywcza moc C-MARC-ów, powoduje, że wspomniana powyżej ‘bezsmakowość’ to niemała zaleta w kontekście mojej pracy, a nie wada.
Choć bardzo podobne do głośnikowych C-MARC-ów, zasilające kable z tej samej serii były sporo bardziej słyszalne w moim pomieszczeniu. Nic w tym dziwnego, tego typu produkty robią u mnie najwięcej. Teraz przechodząc do modelu C-MARC Firewall 64X, z miejsca okazał się równie skuteczny i sonicznie zdecydowanie zrobiony przez tą samą manufakturę. Wystarczyły dwie zmiany z tym filtrem i bez niego, aby w pełni ogarnąć, że dobrze znana wyciszająca historia po litewsku znowu była na rzeczy. Upraszczając, wszystkie zeznania nt. zasilających i głośnikowych C-MARC-ów, pasują jak ulał do drewnianych pudełek tej recenzji. Ich słyszalny wpływ był po prostu znajomy, ani odrobinę nie zaskoczył mnie, w przeciwieństwie do wzrostu skuteczności z tytułu wykorzystania więcej niż jednego w serii.
Zgodnie z początkowymi przypuszczeniami, jeden C-MARC Firewall 64X pomiędzy kablem zasilającym tej samej firmy, a integrą Trilogy 925, pokazał jej odważny i gęsty charakter bardziej dosadnie. To był dobry start, a doświadczenie samo w sobie było porównywalne do wymiany kabla zasilającego na podobnie grający, ale o klasę lepszy. Wniosek był taki, że redukcja śmieci sieciówki C-MARC poszła o krok dalej, tj. została wzmocniona przez Firewall. W celu wykluczenia zgadywanek, podobny eksperyment przeprowadziłem za pomocą zasilającego przewodu firmy Audiomica Laboratory i obserwacje były te same. Z tym kablem i jednym filtrem po drodze, moja 925-ka była bardziej zwalista, cieplejsza, grzeczniejsza, odrobinę wolniejsza, no i kreowała większe źródła pozorne. Wszystko się zgadzało. Natomiast bez Firewalla efekt był bardziej szorstki, teksturowo mniej zróżnicowany i precyzyjny, a także nieco ziarnisty. Te roszady pokazały, że jedno litewskie pudełko faktycznie coś dobrego z dźwiękiem zrobiło.
Jeden C-MARC Firewall 64X wyraźnie wpłynął na pracę angielskiego wzmacniacza, której charakter chiński model EX-M1 z innymi kolumnami potwierdził, natomiast dwa filtry przed każdą z tych maszyn też były słyszalne. Wzrost jakościowy nie wystrzelił jakoś szczególnie, ale był słyszalny. Nie zaryzykuję ubierania tych spostrzeżeń w cyfry, więc trzymając się prostego języka było tak: jedno pudełko z którąkolwiek integrą było dobrze słyszalne, drugie po drodze już mniej, choć trochę zaznaczyło swoją obecność, natomiast dodanie trzeciego moje uszy rozpoznały minimalnie i od święta. Mało kto do jednego tylko produktu wykorzysta więcej niż jeden filtr, natomiast jego skuteczność w pojedynkę to najważniejsza rzecz. To ustrojstwo działa.
Następnie wszystkie trzy filtry wylądowały pomiędzy kondycjonerem, a kablem zasilającym wpiętym w ścianę. Aplikacja drewnianych pudełek w tym konkretnym miejscu sugerowała ich efekt rozprzestrzeniony na wszystkie urządzenia podłączone do dużego GigaWatta i tak faktycznie było. W porównaniu do bezpośredniej pracy przed moimi wzmacniaczami zintegrowanymi, jeden tylko Firewall wpięty do PC-3 SE EVO+ zrobił słyszalnie więcej, choć efekt był przyjemnie znajomy. Dołączenie drugiego filtra też było intensywniejsze w porównaniu do tej samej ich liczby przed integrami. Trzeci był nie do wykrycia niezależnie od sprzętu i muzyki.
Mając wszystkie doświadczenia opisane powyżej na uwadze, jeden Firewall pozostał przed kondycjonerem, a pozostałe dwa zostały podłączone do części cyfrowej systemu, tj. po sztuce do przetwornika i serwera/streamera. Tak wykorzystane litewskie trio kazało się być najskuteczniejszym jak do tej pory. Skok jakościowy był znaczny i o przewidywalnym działaniu, po raz kolejny. Wypada napomknąć, że mój przetwornik jest czuły na zasilanie i urządzenie firmy fidata ma tak samo. Niemniej, w celu upewnienia się o faktycznym rozwikłaniu zagadki, Firewall wykorzystany przed kondycjonerem zmienił miejsce i wylądował przed integrą 925, pozostałe dwa pozostały na swoich miejscach. Skuteczność litewskich pudełek była trochę mniej słyszalna w tej konfiguracji, co utwierdziło mnie w tym, że im wcześniej w systemie będą zastosowane, tym więcej zrobią.
Trzy flagowe moduły Firewall to niezaprzeczalnie droga zabawa, stąd od pewnego momentu zacząłem korzystać tylko z jednego, w celu przekonania się gdzie jest mu najlepiej. W pojedynkę produkt poprawił jakość dźwięku we wszystkich czterech dostępnych miejscach, ale z różną siłą. Przetwornik c/a skorzystał najbardziej, potem kondycjoner, japoński serwer/streamer uplasował się tuż za nim, a obydwa wzmacniacze zintegrowane zajęły miejsce na szarym końcu. W sytuacji, w której można sobie pozwolić na tylko jeden litewski produkt, no i w systemach podobnych do mojego rzecz jasna, wybór miejsca powinien ograniczyć się do gniazda zasilania konwertera c/a lub wejścia zasilającego kondycjonera/listwy/regeneratora, co tam się ma na służbie. Ale to nie koniec.
W tym momencie byłem gotowy do pisania podsumowania, niemniej Louis poradził wypróbować jego filtr w jeszcze jednym miejscu i tak też zrobiłem. Mówiąc krótko, ten jeden test dużo namieszał. Mając świadomość tego, jak podatny na zasilanie jest mój Pacific, ostatnią rzeczą do zrobienia było podłączenie go bezpośrednio do głównego gniazda w ścianie, ale z litewskim cackiem po drodze. To spowodowało, że mój kondycjoner został ominięty, a wraz z nim ochrona, którą zapewnia. W każdym razie, duży GigaWatt zasilił mój przetwornik za pomocą jednej sieciówki C-MARC, a druga identyczna, ale z podłączonymi trzema filtrami, została wpięta w naścienne gniazdo. Przełączenie się pomiędzy bezpośrednim i kondycjonowanym systemem zasilania było umownie szybkie, no i doprowadziło do zaskakujących obserwacji. Należy też pamiętać, że pozostałe komponenty mojej platformy były podpięte cały czas do PC-3 SE EVO+.
Różnica pomiędzy bezpośrednim i kondycjonowanym zasilaniem dla mojego przetwornika c/a była duża. To drugie wykreowało cieńsze kontury wirtualnych źródeł pozornych, które były też mniejsze i mocniej oddalone od moich uszu, a także osadzone w odrobinę bardziej ziarnistej przestrzeni. Całość skłaniała się w stronę wnikliwości aniżeli przyjemności. Natomiast Pacific wykarmiony prosto ze ściany pokazał dźwięk bardziej cielesny, organiczny, nieco krąglejszy i pełniejszy, a ogólnie po prostu bardziej muzykalny i cywilizowany. Na początku bezpośrednia dostawa prądu sprawiała wrażenie spowalniającej muzykę i spokojniejszej, a charakter brzmieniowy mojej maszyny odebrałem jako ciemniejszy. Szybko okazało się, że to był efekt fantastycznie czarnego tła dla wszystkiego innego. Tak czy inaczej, poczucie spowolnienia przeszło z repertuarem naładowanym syntetycznym i urywającym głowę basem oraz wariactwem powiązanym z szybkimi gitarami akustycznymi. Załoga C-MARC była równie żwawa co GigaWatt, ale większe, bardziej obecne i namacalne źródła pozorne to był jej as w rękawie. Zebrawszy to wszystko w całość, nie sposób było określić to starcie jako walkę jabłek i pomarańczy, litewski zestaw zagrał lepiej. Mój przetwornik c/a stracił ochronę, ale zyskał na muzycznej wilgoci i scenicznej obecności, co w rezultacie sprawiło, że przyjemniej się go słuchało, choć dla mnie najważniejsze było co innego. Jakkolwiek niepraktyczne i drogie to połączenie jest, czy Pacific potraktowany trzema pudełkami LessLoss i podłączony do ściany kablem tej samej firmy, właśnie tak powinien grać? Czy to był pierwszy raz, kiedy faktycznie słyszałem jego prawdziwy głos? Czy GigaWatt po drodze jednak coś tej maszynie zabierał? Nie wiem, to wymaga testów z inna aparaturą i kablami, choć niezaprzeczalnie czegoś nowego się nauczyłem podczas tworzenia tej recenzji.
Podsumowanie
Bez bezpośredniego doświadczenia, C-MARC Firewall 64X łatwo wrzucić do wora z etykietką ‘czary’. Małe drewniane pudełko wypełnione rzeczami, o których większość nawet nie zechce poczytać, samo się prosi o awarię. Niemniej, jego wpływ na dźwięk jest czymś, co ludzie negatywnie nastawieni do niniejszej, a także wielu innych podobnych historii, mogą uznać za zaskakujące. Wystarczy podłączyć i posłuchać, a reszta sama przyjdzie. Proste, prawda?
LessLoss C-MARC Firewall 64X jest wykonany pancernie i łatwy w użytkowaniu, choć wartość postrzegana tego ustrojstwa jest niska, w przeciwieństwie do skuteczności. Ale już pomijając to, jeżeli nie palisz się do wydawania kilku tysięcy na ten produkt, ale wiesz jak obchodzić się z lutownicą, kluczowy moduł Firewall 64X przeznaczony do aplikacji DIY można kupić za kilkakrotnie mniejsze pieniądze, natomiast podstawowa wersja z miejsca gotowa do użytku jest niewiele droższa. Jednakże nie zmienia to faktu, że najpierw wypada uporać się z własnym blokiem mentalnym przed tego typu zakupami. To pierwszy i w zasadzie najważniejszy krok. Dalej jest już z górki.
LessLoss C-MARC Firewall 64X na początku wydawał się być dodatkiem funkcjonalnym i uniwersalnym, tj. skierowanym przede wszystkim dla ludzi dysponujących systemami, w których nie chcą grzebać. Brak jakichkolwiek zmian tonalnych oraz słyszalny przyrost jakości niezależnie od miejsca aplikacji to powody, dla których warto u siebie sprawdzić litewskie pudełko lub jego tańsze wersje. Jeżeli nie w celu wydania niemałej przecież sumy, to chociażby edukacyjnie, tj. samodzielnie zapoznając się z benefitami płynącymi z pokaźnego zastrzyku ciszy w nasze systemy. LessLoss C-MARC Firewall 64X właśnie tak działa, choć najważniejsze jest to, że produkt ten okazał się nadspodziewanie skuteczny, na całej rozciągłości zaskakujący i znakomity w roli pomostu pomiędzy moim przetwornikiem i kablem zasilającym wpiętym prosto w ścianę. Filtr Louisa wykorzystany w ten sposób ma co potrzeba, aby zdetronizować niejeden pełnowymiarowy i znacznie droższy kondycjoner, oczywiście o ile jesteś w stanie obyć się bez kilku gniazd i zabezpieczeń inherentnych dla tego typu urządzeń. Do następnego!
Platforma testowa:
- Wzmacniacz: Trilogy 925, Kinki Studio EX-M1
- Przetwornik c/a: LampizatOr Pacific (KR Audio T-100 / Living Voice 300B + KR Audio 5U4G Ltd. Ed.)
- Kolumny głośnikowe: Boenicke Audio W8, Buchardt Audio S400
- Transport: fidata HFAS-S10U, Soundaware A1
- Kable głośnikowe: Audiomica Laboratory Celes Excellence, LessLoss C-MARC
- Interkonekty: Audiomica Laboratory Erys Excellence
- Zasilanie: Gigawatt PC-3 SE EVO+, Gigawatt PF-2 + Gigawatt LC-2 MK2 + Forza AudioWorks Noir Concept/Audiomica Laboratory Ness Excellence/LessLoss C-MARC
- Stolik: Franc Audio Accesories Wood Block Rack
- Muzyka: NativeDSD
Cena produktu w Polsce:
- LessLoss C-MARC Firewall 64X: ok. 4950 zł
- LessLoss Firewall 64X: ok. 2550 zł
- LessLoss Firewall 64X moduł DIY: ok. 1550 zł
Producent: LessLoss