Avantgarde Acoustic Duo SD

by Dawid Grzyb / August 3, 2025

Choć wielkie, ciężkie i technologicznie zaawansowane, kolumny podłogowe Avantgarde Acoustic Duo SD stanowią zaledwie środek oferty niemieckiego producenta. Mają też bardzo dobrze sobie radzić w niedużych pomieszczeniach. Skoro nadarzyła się okazja do ugoszczenia ich u siebie, zbrodnią byłoby z niej nie skorzystać. Zapraszam!

Kontrpropaganda

Przetestowane przeze mnie w ciągu kilkunastu lat kolumny podłogowe i monitory stanowią liczną, ale też mocno zdywersyfikowaną gromadę. Trafiały się zarówno paczki duże, jak i małe. Wśród nich były produkty umownie tanie oraz przeraźliwie drogie. Choć większość tej trzódki była pasywna, nie zabrakło modeli półaktywnych i aktywnych. Pojawiały się konstrukcje wentylowane, zamknięte i dipolowe. Niektóre były do bólu konwencjonalne i nudne niczym przysłowiowe flaki z olejem, a inne niszowe i przez to ciekawe dla mnie jako odbiorcy oraz autora treści. Nie wszystkie historie piszą się się równie łatwo. Gdy na warsztat wjeżdża kolejny dwu- lub trójdrożny graniastosłup z tunelem z tyłu, cóż, ciężko o entuzjazm. Szerokopasmowiec w dużej obudowie bez zwrotnicy to bardziej wdzięczny temat, podobnie otwarta odgroda czy wyczynowy monitor z dodatkami w nieoczywistych miejscach. Kolumny tubowe też tu pasują. Jeszcze do niedawna widniały w moim kapowniczku jako nieuchwytne. Choć znam je z wystaw warszawskiej i monachijskiej, okazja do spędzenia dwóch tygodni z pełnoprawnym przedstawicielem tubowej familii we własnych czterech ścianach pojawiła się dopiero niedawno. Nie byle jakim, bo wyprodukowanym przez firmę, która na tego typu produktach zbudowała swoją reputację i zębiszcza zjadła. Nie będzie też nadużyciem napisanie, że najprawdopodobniej jest to też najbardziej znany producent kolumn tubowych w branży, mowa oczywiście o Avantgarde Acoustic.Lubię to nasze audiofilskie poletko na tyle mocno, że przyjmuję je z całym dobrodziejstwem inwentarza. Osoby zawodowo z nim powiązane mogą się zgodzić, że jest to przyjemne hobby i fajny sposób na życie. Żeby nie było jednak zbyt cukierkowo, w branży audio nie brak też fanatyzmu, sprzeczności i w efekcie mocno rozpalonej społeczności, która do upadłego prawi o supremacji lamp i czarnej płyty nad tranzystorami i graniem z plików… lub odwrotnie. To dobrze znane zjawisko nie omija też tematu kolumn. Jestem zdania, że mało które polaryzują słuchaczy równie mocno, co te z tubowym rodowodem. Część odbiorców nie wyobraża sobie życia bez paczek, które falowodów nie mają, a inni za nic w świecie by ich u siebie mieć nie chcieli. Tyle przynajmniej wynoszę po przyglądaniu się od lat reakcjom i opiniom odwiedzających wystawy lokalną i niemiecką. Fani tub cenią je za potęgę, wnikliwość, natychmiastowość oraz skalę. Dla antyfanów są one krzykliwe, nerwowe, suche i na dodatek mało urodziwe. Wspólnego gruntu nie stwierdzono. Co robić? Komu wierzyć? Umawiać się na odsłuch w salonie? Nie umawiać? A może prawda leży pośrodku, jak ze wszystkim?

Jak do tej pory do kolumn tubowych podchodziłem może jeszcze nie jak pies do jeża, ale z rezerwą i bez jakiegoś szczególnego entuzjazmu. Rzecz w tym, że do niedawna moje spostrzeżenia na ich temat były luźne i uformowane w zasadzie tylko na podstawie wystawowych prezentacji, na których praktycznie zawsze widzi się je w dużych lub bardzo dużych przestrzeniach. Mam zasadę, że nie wypowiadam się o produktach, których nie miałem okazji sprawdzić we własnym systemie. Unikam też tych, których moje skromne 23 metry kwadratowe nie są w stanie ogarnąć. Byłem przekonany, że najczęściej sporych rozmiarów konstrukcje tubowe nie mają sensu w tym środowisku. Jakiś czas temu szefostwo krakowskiego Nautilusa postanowiło wyprowadzić mnie z błędu. To była krótka rozmowa. Przywiozą w okolicach lipca, ustawią, będzie elegancko. Zaznaczyłem, że moje całkiem sensowne pomieszczenie odsłuchowe jednak nie urośnie do tego czasu. Czyli co? Spokojna moja rozczochrana, będzie sztywniutko? Parafrazując kabaretowego klasyka, będzie Pan zadowolony. W kontekście metrażu do dyspozycji pomyślałem sobie wtedy, że dystrybutor albo zamierzał porwać się z motyką na słońce, albo po prostu wiedział co robi. Choć był jeszcze czas żeby zatrzymać to wariactwo i powiązaną z nim niełatwą logistykę, zimna refleksja przyszła szybko. Przecież ja możliwości i wymagań kolumn tubowych nie znam. Załoga Nautilusa sprzedaje je od blisko dwudziestu lat i ptaszki ćwierkają, że wyjątkowo skutecznie. Udawanie mądrzejszego w materii, która dla nich jest chlebem powszednim, a dla mnie nowością, było bezcelowe i nie na miejscu. Przywieźli, ustawili i faktycznie było cacy. Może nie z marszu, ale w ostatecznym rozrachunku gra zdecydowanie warta była świeczki, a droga do celu fascynująca i relatywnie prosta.Wybór kolumn do testu nie był przypadkowy. Po wyrażeniu zainteresowania zasugerowałem te najmniejsze w ofercie, choć wcale nie najtańsze, tj. Uno. Warto wspomnieć, że aktualne portfolio niemieckiej firmy otwiera dość nietypowy model Zero iTron, Uno figuruje nad nim, Duo SD oczko wyżej to był kandydat dystrybutora, a nad nim są jeszcze kolejno Duo GT, Mezzo i flagowe Trio G3. Nieśmiało zapytałem o to, czy wstawianie do mojego pomieszczenia odsłuchowego dwóch masywnych sarkofagów, każdy o masie 94 kg i wymiarach (szer. x gł. x wys.) 670 x 652 x 1152 mm, miało sens. Był to strzał w dziesiątkę jak się szybko okazało, ale podyktowany przesłankami technicznymi bardziej niż czymkolwiek innym. Duo SD w konfiguracji fabrycznej mają aktywne moduły niskotonowe wentylowane bas-refleksem od dołu, co może być przydatne dla nabywców, którzy planują nagłaśniać tymi kolumnami przestrzenie na oko ze cztery razy większe niż moja. Dostarczona mi wersja Duo SD była zamknięta i w pełni aktywna. Najważniejsze jest to, że mnogość ustawień sterowanej przede wszystkim komputerowo aktywnej sekcji niskotonowej pozwoliła wyprawiać z nią dosłownie cuda, a bas dobywający się z niej mógł być w zasadzie jaki tylko chciałem. Co prawda nie jest to żelazna reguła, ale brak wentylacji na dole pasma często i gęsto pozwala zminimalizować wiele problemów z tym podzakresem w małych pomieszczeniach. To właśnie był powód, dla którego w moim pokoju Duo SD obiecywały zachowywać się kulturalnie pomimo ich niemałego przecież rozmiaru. Różnica była taka, że dystrybutor to wiedział, a ja nie.

Zacznijmy jednak od samego początku, dostawy. Warszawska załoga Nautilusa przywiozła dwa ogromne pudła z kolumnami w środku. Schody do mojej sali zrobiły z tego ładunku wysiłek dla czterech osób. Kolejne dwa kartony z tubami dla głośników średniotonowych były na szczęście sporo mniejsze i lżejsze. Od momentu przyjazdu do pierwszych znaków życia Duo SD zeszło się w sumie około godziny i poszło sprawniej, niż początkowo zakładałem. Podstawowa wersja tych kolumn ma obudowę utrzymaną w matowej czerni i anodowany na czarno pierścień dookoła tuby wysokotonowej, która wraz ze sporo większą sąsiadką powyżej jest dostępna w trzech firmowych kolorach; Andromeda, Black Hole lub Genuine Red. Jest to wydatek około 40 000 € za parę, ale do końca jeszcze trochę brakuje. Obligatoryjna jest też pasywna zwrotnica, wyceniona na 2 700 €. Opcjonalny moduł iTron dla sekcji średnio-wysokotonowej życzy sobie 16 000 € ekstra, a fortepianowa czerń na wysoki połysk to dodatkowe 4 800 € na rachunku. Miedziany pierścień dookoła wysokotonowej tuby kosztuje 830 €, falowody w kolorze z dodatkowego wzornika producenta wołają 1 900 €, a za jakikolwiek inny spoza tej palety trzeba dopłacić 5 800 €. Wersja przeze mnie przetestowana miała zamontowane obydwie zwrotnice, połyskliwą obudowę i tuby w płatnym kolorze o nazwie Very Venus. Szybka kalkulacja dała sumę około 60 000 €, tj. 260 000 zł za parę. Choć jest to worek pieniędzy, nie sposób nie odnieść wrażenia, że w zamian dostajemy naprawdę dużo. Im bardziej zagłębiamy się w możliwości Avantgarde Acoustic Duo SD, tym bardziej przebija się też myśl, że jest to produkt skomplikowany, ale też kompletny, nowoczesny i w ostatecznym rozrachunku przyjazny, a ponad wszystko szalenie ambitny i odważny. Jest też trochę na bakier z audiofilskimi trendami, ale to akurat bardzo dobrze dla odbiorcy.Choć wysoka skuteczność i impedancja kolumn tubowych powodują, że są one bardzo łatwym obciążeniem dla wzmacniaczy, mają swoje wymagania jak każde inne. Najbardziej pasują do nich konstrukcje lampowe i tranzystorowe o niskiej mocy, umownie wysokiej impedancji wyjściowej i naturalnie braku pętli sprzężenia zwrotnego, czyli urządzenia skonstruowane z myślą o pracy w czystej klasie A. Niektóre firmy znane z zespołów głośnikowych w którymś momencie działalności wprowadzają do oferty dedykowane im wzmacniacze. Rezultat bywa różny, ale sama idea dodawania produktów komplementarnych dla trzonu portfolio jest zrozumiała. Firma Avantgarde Acoustic też miała kilka takich epizodów w swojej historii, a ostatni to elektronika z serii XA. W specyfikacji tranzystorowej integry, która do niej należała, widnieje brak sprzężenia zwrotnego, moc wyjściowa 120 W na kanał w klasie A/B przy 4 Ω i… zaledwie 1.1 W na kanał w klasie A przy 16 Ω. Nie jest to błąd w opisie, a zamierzone działanie konstruktorów, którzy doskonale wiedzieli, że taka moc w zupełności wystarczyła firmowym tubom.

Nie wiem, czy seria XA jest jeszcze produkowana. Na oficjalnej stronie Avantgarde Acoustic jej nie ma. Jeżeli jest to stan faktyczny, to po zapoznaniu się z najnowszą, trzecią już generacją (G3) kolumn tej firmy wiadomo dlaczego. Technologia iTron to tutaj słowo klucz, które pojawia się przy jej każdych paczkach, niezależnie od ich ceny i gabarytów. Urządzenia z rodziny XA to były produkty wolnostojące i w tym sensie konwencjonalnie audiofilskie. iTron jest aktywnym modułem wzmacniającym dla głośników średnio- i wysokotonowych, ale zaprojektowanym tak, aby stanowił integralną część obudowy kolumn. W połączeniu z zawsze aktywnym basem, iTron naturalnie przekształca je też w system aktywny w całym pasmie. Oznacza to, że przy zakupie Duo SD, lub jakichkolwiek innych zespołów głośnikowych tej samej firmy, przed klientem otwierają się ciekawe i dość unikalne perspektywy. Potencjalny nabywca może do ich standardowo pasywnej sekcji średnio-wysokotonowej bez przeszkód podać sygnał z własnego wzmacniacza, a jeżeli w przyszłości weźmie górę chęć pozbycia się go oraz niezbędnych kabli i w efekcie uproszczenia toru, wówczas można dołożyć iTrona. Oczywiście w parze z tym musi też iść wiara w kompetencje autorskiego obwodu wzmacniającego Avantgarde Acoustic. Musi też być na tyle wysoka, żeby wyskoczyć z dodatkowych 16 000 €, za które można kupić bardzo sensowny SET na lampach 300B. Entuzjaści głęboko w temacie tub wiedzą, że jest to dla nich towarzystwo dobrze sprawdzone, wręcz idealne. Mogą zatem zadawać zasadne pytanie o to, jakie realnie szanse ma tranzystorowy i dość kompaktowy moduł w konfrontacji z takimi piecami. Udało mi się to sprawdzić i już teraz mogę napisać, że jakieś ma.Od strony czysto technologicznej iTron to ciekawy sprzęt. Choć producent nie chwali się suchymi danymi na jego temat, wiemy, że jest to obwód zbalansowany i bez pętli sprzężenia zwrotnego zarówno dodatniego, jak i ujemnego. Widniejące w specyfikacji 100 watów na kanał to tutaj całkowita moc układu, z czego znakomita większość jest wytracana w postaci ciepła. Tak, iTron to wzmacniacz w klasie A i o realnej mocy wyjściowej rzędu kilku watów na kanał, co jego mocno nagrzewający się tylny panel też potwierdza. Z rzeczy ciekawych, pracuje on w domenie prądowej, a nie napięciowej. Celem producenta było stworzenie takiej elektroniki wzmacniającej dla delikatnych przecież głośników średnio- i wysokotonowych Duo SD, która podawałaby do nich prąd o stałej wartości, tj. niezależnie od wariacji ich impedancji wraz z odtwarzaną częstotliwością, co ma przekładać się na mniejsze zniekształcenia, a także dźwięk, który zyskuje na natychmiastowości, kontroli i wyrazistości. W jednym z wywiadów współzałożyciel Avantgarde Acoustic – Matthias Ruff – tłumaczy, że wzmacniacze prądowe nie reagują na zmienność impedancji nie tylko przetworników, ale też komponentów pasywnych zwrotnic, które blokują lub przekierowują prąd. Nie nadają się zatem do pracy z konwencjonalnymi kolumnami i ich zwrotnicami, ale mają zastosowanie w tych systemach aktywnych, w których duża moc nie jest potrzebna. Trzeba uczciwie przyznać, że technologia iTron jest niszowa, ciekawa i obiecuje sporo w kontekście warunków jej pracy w Duo SD, a te wydają się optymalne. Jakie są też szanse na to, że firma rangi Avantgarde Acoustic pozwoliłaby sobie na wypuszczenie do swoich kolumn wzmacniacza, który do nich nie pasuje?

iTron nie odbiera Duo SD możliwości podłączenia i korzystania z zewnętrznego wzmacniacza dla częstotliwości powyżej basu. Zapewne niejedna osoba zainteresowana tymi paczkami już taki posiada i dalej chce się nim cieszyć. Producent całkiem sensownie sobie z tym poradził. Aby skorzystać z iTrona, łączymy obydwie kolumny za pomocą długiego kabla BNC, a kolejny, który wychodzi już tylko z jednej, jest zakończony masywnym kontrolerem z pojedynczym guzikiem. To wyzwalacz, który pozwala natychmiastowo przełączać się pomiędzy zwrotnicami aktywną i pasywną, a w następstwie bez jakichkolwiek roszad z okablowaniem porównać Duo SD jako kolumny w pełni aktywne i podłączone do naszej własnej końcówki mocy czy integry. Trzeba jeszcze udać się za kolumny i bezpośrednio na panelu subwoofera wybrać odpowiednie wejście (pasywne/SPKR lub aktywne/XLR), ale to drobiazg. Ta cecha Duo SD pokazuje, że docelowymi nabywcami dla nich mogą być zatwardziali fani lampowych SET-ów i tubowego grania, ale też majętni słuchacze, którym tuby siadły na wystawach na tyle mocno, że chcą je mieć w salonie, ale w towarzystwie niewielkiego urządzenia AiO (przetwornik, streamer i regulator głośności w jednym) zamiast rozbudowanego, konwencjonalnie audiofilskiego systemu stereo.Możliwości Avantgarde Acoustic Duo SD zaspokajają zatem potrzeby zupełnie różnych odbiorców, a aktywny bas to sposób niemieckiego producenta na utrzymanie ich fizycznej formy w granicach rozsądku. Jeżeli tubowe paczki uchodzą za dziwactwa niszowe, wymagające w stosunku do towarzyszącej elektroniki i zarezerwowane wyłącznie dla fanatyków ich gatunku, Duo SD zręcznie rozprawiają się z tym stereotypem. W sensie potrzeb własnych są wręcz mainstreamowe i przez to właśnie odważne i ambitne. Udowadniają nam w ten sposób, że produkt o mocno audiofilskich korzeniach może być jak najbardziej na czasie, a system zbudowany dookoła niego – maksymalnie uproszczony. Nie będę też zaskoczony jeżeli okaże się, że następna generacja Duo SD będzie miała wbudowane przetwornik C/A, streamer i komponent bezprzewodowy, a do pracy będzie wymagany jedynie dostęp do sieci lokalnej i smartfon. Idąc dalej, w firmowej nomenklaturze nazwa Duo oznacza dwa głośniki niskotonowe na kanał i model Duo GT je ma. Choć wariant SD zadowala się jednym wooferem i jest nieco mniejszy, pozostałe elementy zastosowane w obydwu wersjach są te same. Celem producenta był zatem wariant Duo do skromniejszych metraży, ale jakościowo niekoniecznie biedniejszy.

Swoją drogą, słowo ‘bieda’ nie pasuje do Duo SD w żadnym kontekście. Towaru po wypakowaniu jest sporo, wykonanie nie daje najmniejszych powodów do narzekań, a widok z miejsca odsłuchowego jest majestatyczny i bezapelacyjnie luksusowy. Pisząc kolokwialnie, czuć pieniądz. Wiele starszych produktów Avantgarde Acoustic opartych było na skręconych z pionowych rurek stelażach, które trzymały na miejscu falowody z głośnikami oraz aktywne moduły niskotonowe. Choć w aktualnym portfolio tej estetyki nie uświadczymy, szerokie płaskowniki zastosowane w modelach od Duo GT wzwyż separują jedną lub więcej tub od głównej skrzynki, przez co dalej do niej nawiązują. W przypadku Duo SD producent postawił na maksymalną prostotę i monolityczność formy, która pozbawiona jest jakiegokolwiek, choćby szczątkowego stelaża. Panel tylny głównej bryły integruje w sobie moduł niskotonowy, elektronikę iTron oraz wszystkie niezbędne przyłącza. We front dość blisko krawędzi górnej wkręca się tubę średniotonową o średnicy 670 mm, a ponad trzy razy mniejszy (200 mm) falowód wysokotonowca został wkomponowany poniżej, ale tak, że praktycznie na całej głębokości schowany jest w obudowie. W pierścieniu dookoła tej tuby umiejscowiono wtórny włącznik dla sekcji niskotonowej, który po przejściu z czerwieni w purpurę zgłasza jej gotowość do pracy. Niżej, za materiałową maskownicą rozciągniętą na praktycznie całym froncie, mamy schowaną już tylko membranę niskotonową. Obudowa Duo SD odseparowana jest od podłoża za pomocą wystających poza jej podstawę czterech nóżek z kolcami, których wysokość można łatwo regulować pokrętłami powyżej. W ofercie dystrybutora są też opcjonalne, dedykowane Duo SD kwarcowe podstawy. Podobno są dobre i jestem w stanie w to uwierzyć, bo to rozwiązania tzw. twarde, tj. bez żadnych stratnych elementów pokroju korka czy elastomerów. Nie dotarły na czas, więc nie dam sobie uciąć głowy za ich skuteczność.Choć kolumny tubowe są osobliwe pod względem estetyki, to Duo SD bez falowodów prezentowałyby się niczym wiele standardowych zespołów głośnikowych. Elementy te radykalizują wzornictwo całej konstrukcji i powodują, że jest charakterna. Klasyczny i stary rodowód Duo SD nie kłóci się też z ich prostym i nowoczesnym stylem, który żywa paleta kolorów dla tub dodatkowo wzmacnia. Umiejscowienie wysokotonowej poniżej tej dla głośnika średniotonowego nie było oczywiście dziełem przypadku, ma się ona znajdować na wysokości uszu odbiorcy. Obydwie mają typowy dla produktów Avantgarde Acoustic profil sferyczny, tj. taki, w którym wydobywająca się z nich fala akustyczna jest naturalnie powiększającym się wycinkiem kuli o stałym promieniu. O zastosowanym w Duo SD autorskim przetworniku średniotonowym XM2 wiemy tyle, że ma średnicę 170 mm, magnes AlNiCo (mieszanka aluminium, niklu i kobaltu), dziesięciocentymetrową i sztywną kopułkę, no i że załącza się od 170 Hz. Drugą częstotliwość podziału i dolną granicę przetwarzania dla pierścieniowego tweetera XT3 ustawiono na 3 500 Hz, a kończy on robotę na 28 kHz. Ze specyfikacji dowiadujemy się też, że czułość i impedancja znamionowa układu średnio-wysokotonowego to odpowiednio 107 dB i 18 Ω, czyli iście tubowo i faktycznie z dużym ukłonem w stronę słabowitych lamp. Subwoofer działa w zakresie 18 – 350 Hz i jest oparty na 30-centymetrowym przetworniku XB12. Producent chwali się tu jego monstrualną cewką (153 mm), opatentowanym pająkiem z fałdami o zróżnicowanym skoku, koszem odlewanym z aluminium, zawieszeniem z niskostratnej gumy, nabiegunnikami z niskowęglowej stali, stożkiem wykonanym z włókna węglowego i celulozy, a także bardzo dużą gęstością pola magnetycznego w szczelinie cewki (1,15 Tesli). Kontrolę nad tym głośnikiem sprawuje wzmacniacz w klasie D o mocy 500 W (RMS) i z wbudowaną korekcją DSP. Producent nie wymyślał tu koła na nowo, no bo i po co. Wysoka moc oraz bardzo niska impedancja wyjściowa wbudowane w topologię klasy D to powody, dla których tego typu wzmacniacze bardzo dobrze sobie radzą z trudnym obciążeniem, a tym XB12 zdecydowanie jest. Są to też urządzenia nieduże, łatwe w aplikacji, chłodne podczas pracy i o bardzo niskich zniekształceniach. O pasywnej zwrotnicy wiadomo, że oparta została na pokaźnych (5,6 µF) kondensatorach o wdzięcznej nazwie NatureCap, które mają elektrody wykonane z aluminium, a rolę dielektryka pełni celuloza impregnowana olejem. Są dwa na kanał, ale połączone szeregowo w celu dodania polaryzacji. Rozwiązanie to producent nazywa układem Polarisation Plus, a jego zadaniem jest eliminacja efektu pamięci kondensatora i w efekcie poprawa wyrazistości dźwięku.

O panelu tylnym Duo SD spokojnie by można napisać osobny, choć krótszy artykuł. Na tyle dużo się tam dzieje, że widok na dzień dobry jest przytłaczający. Na szczęście producent odwalił kawał dobrej roboty z instrukcją obsługi. W praktyce można dość szybko zrozumieć, co z czym powinno się łączyć i ciężko o pomyłkę. Na samej górze mamy gniazda BNC do obsługi zwrotnic, a zaraz obok osobne terminale dla tweetera i średniotonowca, które łączymy zworami jeżeli bi-ampingu nie ma w planach. Zaciski dedykowane większemu głośnikowi dodatkowo powinny dostać sygnał z naszego wzmacniacza, a od tych dla wysokotonowego prowadzimy będący częścią zestawu kabel do analogicznych wejść głośnikowych na module basowym, który do działania potrzebuje jeszcze standardowego przewodu zasilającego. Tak przygotowane Duo SD są gotowe do pracy jako system półaktywny. Aż chce się powiedzieć, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Niemniej, dostępnych opcji jest dużo, a najwięcej na panelu subwoofera. Tamże, zaraz obok terminali głośnikowych i selektora wejść, mamy po jednym wejściu i wyjściu w standardzie XLR, a dalej kontroler jasności diody włącznika frontowego, gniazda wyzwalaczy (12V), pokrętło trybu pracy subwoofera po włączeniu, kontrolkę i guzik resetu dla firmowego obwodu zabezpieczającego (E Fuse), przyłącze masy, dwa gniazda RJ45, przyciski cyfrowej regulacji głośności basu i poręczny wyświetlacz dla niej. Skromniejszy panel elektroniki iTron zawiera w sumie pięć przełączników, z których trzy po prawej stronie regulują w zakresie +/- 10,5 dB poziom wzmocnienia całego układu aktywnego oraz wejścia liniowego, a dwa po lewej (+/- 1,5 dB) są dedykowane osobno tweeterowi i średniotonowemu. Całości dopełnia kontrolka E Fuse oraz po jednym wejściu i wyjściu XLR, do których podłączamy odpowiednio nasz przedwzmacniacz (…lub przetwornik z regulowanymi wyjściami) oraz wbudowany w Duo SD moduł niskotonowy. W tej konfiguracji kolumny te pracują jako system w pełni aktywny, do którego sygnał podajemy za pomocą kabla XLR zamiast głośnikowego i to wystarczy. Elektronika iTron potrzebuje osobnego przewodu zasilającego, więc aktywne w całym pasmie Duo SD wymagają w sumie czterech, plus dwóch długich w standardzie XLR.Wbudowane w kolumny Duo SD złącza LAN są po to, żeby zainstalowana na komputerze firmowa aplikacja wykryła je w domowej sieci, więc bez routera się nie obejdzie. To oprogramowanie oddaje do dyspozycji słuchacza korektor parametryczny (osiem pasm w zakresie 30 – 320 Hz), nastawy głośności basu w pełnym pasmie i tylko poniżej 45 Hz, a także częstotliwość filtra górnoprzepustowego (80 – 320 Hz) dla niskotonowca, którego charakterystyka nie musi, ale może w dość szerokim spektrum pokrywać się z odciętym przy 170 hercach przetwornikiem średniotonowym. Byłem w stanie całkiem sporo wycisnąć z dostępnych opcji programowych na własną rękę, a lokalni nabywcy Duo SD otrzymują też w pakiecie dwie wizyty pracowników Nautilusa, którzy mają dostęp do bardziej zaawansowanych narzędzi. Też skorzystałem z tej usługi i nie żałuję, bo wypożyczone mi Duo SD po korekcji przez personel dystrybutora zagrały słyszalnie lepiej na dole pasma. Klient może też pość o krok dalej i zażyczyć sobie pomiar akustyki pomieszczenia odsłuchowego, który następnie zostaje wysłany do producenta, a na jego podstawie powstaje profil dopasowany do Duo SD w tych konkretnych warunkach. Przyjemność ta nie jest tania, bo kosztuje 1 000 €. Warto jednak pamiętać, że do czasu zmiany lokum na inne jest to jednorazowy wydatek. Teraz możemy przejść do wrażeń odsłuchowych.

Producent zaleca ustawienie Duo SD na planie trójkąta o bokach nie mniejszych niż trzy metry, oraz dogięcie kolumn tak, żeby skierować ich centra akustyczne w stronę miejsca odsłuchowego. W moim pomieszczeniu udało się spełnić te warunki, ale przestrzeni pomiędzy skrzynkami, a ścianami bocznymi i przednią było dość mało, zaledwie kilkadziesiąt centymetrów. Na samym początku Duo SD nie były mocno dogięte i już w takich warunkach ich możliwości pod względem obrazowania i precyzji były niczego sobie. Dystrybutor podczas pierwszego odsłuchu wydawał się zadowolony. Nadmienił, że możliwości całego systemu w moim pomieszczeniu były spore, ale po kalibracji powinny spokojnie wzrosnąć. Faktycznie słychać było potencjał, ale dwie rzeczy mnie mocno uwierały. Bas dobywający się z niemałych przecież głośników był zaledwie niewinnym i płytkim plumkaniem w miejscu odsłuchowym, a w rogach pomieszczenia wprost przeciwnie. Wysoka skuteczność Duo SD w połączeniu z moim systemem przełożyła się też na charakterystyczny syk, którego nie zamierzałem tolerować. Przed słuchaniem na poważnie trzeba było sobie najpierw poradzić z tymi niedogodnościami, a przynajmniej spróbować.Syczenie irytowało zdecydowanie bardziej niż brak basu. Zamiast obwiniać Duo SD za cokolwiek, postanowiłem sprawdzić, które z moich urządzeń mogło powodować ten dokuczliwy dźwięk. To była prosta łamigłówka. Streamer i przetwornik nie miały z nią nic wspólnego, podobnie zasilanie, o którego poprawność zadbałem lata temu. Co prawda dopuszczałem myśl, że monobloki Trilogy 995R (55 watów w klasie A) mogły być za mocne dla obciążonych tubami delikatnych głośników Duo SD, ale winowajcą okazał się dedykowany im przedwzmacniacz 915R. Na jego miejsce wskoczyło oparte na autoformerach, pasywne cudeńko Hattor Audio ARP, które jest wręcz idealnym kompanem dla jakichkolwiek kolumn o wysokiej skuteczności. Bingo. Syk zniknął kompletnie, a Duo SD w tym samym systemie bez odtwarzanej muzyki były tak ciche, że można było odnieść wrażenie, że nie były nawet włączone. Pasywny regulator przyniósł też cały szereg innych benefitów, które są wbudowane w ten typ urządzeń. Już od najcichszego poziomu głośności bas był dobrze wyczuwalny, a dźwięk niebywale precyzyjny, natychmiastowy, żywy i bezpośredni. W mojej anglojęzycznej recenzji modelu ARP wspominałem, że rezystywne tłumiki sygnału dodają do brzmienia kolor i masę, ale też przykręcają jego zwinność oraz szybkość, a także tworzą woal, który pogarsza artykulację. W tym kontekście ARP po prostu pokazał, do czego moja platforma była zdolna w sytuacji, gdy przetwornik Horizon360 był w praktycznie bezpośredniej komunikacji z angielskimi monoblokami. W każdym razie największą bolączkę udało się wyeliminować, a Duo SD nie miały z nią nic wspólnego.

Uporanie się ze skąpym basem Duo SD zajęło więcej czasu, ale sam proces był dość przyjemny. Firmowa aplikacja bez przeszkód wykryła obydwie kolumny podłączone do routera, a efekt nawet niewielkich zmian był natychmiastowy i dobrze słyszalny. Największą różnicę jakościową i ilościową zrobiło obniżenie granicy filtra górnoprzepustowego w aplikacji i podwyższenie głośności bezpośrednio na modułach niskotonowych. Przestawiłem jeszcze kilka suwaków na korektorze parametrycznym i otrzymałem charakterystykę basu, która mi odpowiadała. Po drugiej kalibracji kilka dni później, już przez pracownika firmy Nautilus, zrobiło się jeszcze lepiej. Najważniejsze było jednak to, że różnica pomiędzy Duo SD przed i po rozprawieniu się z wspomnianymi powyżej problemami była dramatyczna. Dźwięk tych kolumn już nie uwierał w żaden sposób, a imponował, ujmował i czarował na różne sposoby, przede wszystkim dosadnością, zdecydowaniem, obszernością, kontrolą, dynamiką, skalą i impetem. W porównaniu do mniej lub bardziej konwencjonalnych paczek, cóż, było to granie zupełnie innego kalibru. Duo SD nic sobie nie robiły z nawet najbardziej karkołomnych wyzwań na mojej liście odtwarzania. Śpiewały z niebywałą łatwością, komunikatywnie, pewnie, wdzięcznie i bez jakichkolwiek niedopowiedzeń. Wydały mi się też frywolne, lekkie, swobodne, wibrujące, żywe i przyjemnie oczywiste, jak gdyby nie było przed nimi rzeczy niemożliwych. Zaczynałem powoli rozumieć, za co ludzie tak kochają tuby, a moje serducho na myśl o słuchaniu Duo SD też z dnia na dzień biło coraz szybciej i mocniej. Najwyraźniej tak miało być.W obliczu dźwięku takiego formatu dość szybko przyszło też przekonanie, że w moim pokoju odsłuchowym większość umownie domowych pasywnych kolumn nie ma środków, które pozwoliłyby im konkurować z Duo SD pod względem chociażby basu. Wentylowane paczki skierowane do niedużych powierzchni nie zejdą aż tak nisko i nie wyprowadzą uderzeń z niskotonowych czeluści równie łatwo. Nie będą też aż tak zwinne, dosadne, kontrolowane i jednocześnie uprzejme dla rezonansów pomieszczenia. Żeby zobrazować o co mi chodzi, lata wstecz podłapałem sztuczkę od Srajana, założyciela portalu 6moons.com. Pod lupę weźmy utwór „Gold Dust Bacchanalia” ze ścieżki dźwiękowej autorstwa Mychaela Danna do filmu „Kamasutra”. Krótki fragment tegoż kawałka, gdzieś w okolicach 40 sekundy, naładowany jest treścią w okolicach +/- 25 Hz, którą przede wszystkim czuć. Choć większość kolumn, wliczając w to moje podłogówki i monitory, tej zawartości nie odtworzy, to pozostawią słuchacza z nieodpartym wrażeniem, że coś tam jednak powinno być. Duo SD pokazały dokładnie, co to takiego; żywe, fizycznie odczuwalne wibracje i pomruki, które snują się po pomieszczeniu odsłuchowym, trzęsą nim i powodują, że pracuje przyjemnie i bez jakichkolwiek oznak dudnienia, ślamazarności czy bałaganu. Przetestowane przeze mnie w przeszłości kolumny, które zdolne były do odtworzenia tego wrażenia z porównywalną intensywnością mogę policzyć na palcach jednej ręki. Trochę szkoda. Sporo muzyki chociażby elektronicznej ma wsad poniżej 30 Hz i fajnie byłoby mieć do niego dostęp, bo wrażenia ze słuchania są wtedy zupełnie inne. Żeby daleko nie szukać, utwór „Queen Mary” autorstwa Francine Thirteen dobrze to pokazuje, podobnie „Inchworm” formacji Battles. Kluczowy wniosek nasuwa się sam. Jeżeli jeszcze większe kolumny nie wchodzą w grę, do nadążania za basem Duo SD potrzeba konkretnych i – nie ma co się oszukiwać – aktywnych środków, najlepiej z możliwością równie hojnego dostosowania ich do zastanych warunków odsłuchowych. Pod tym względem firma Avantgarde Acoustic poradziła sobie po mistrzowsku.

Gdy ciężki i dozowany głośno repertuar był w obiegu, Duo SD dały mi znacznie więcej frajdy niż większość kolumn, które dane mi było gościć przez ostatnie lata. Po części jest to wynikowa ich zasięgu na dole pasma, kontroli i ogólnej jakości w tym podzakresie, a po części tego, co oferują powyżej. Choć mają jak zdzierać gardło gdy zajdzie taka potrzeba, to na spokojnej, instrumentalno-wokalnej muzyce pokazują ponadprzeciętnie finezyjne, gęste, gładkie, uwodzicielskie, błyszczące i powabne oblicze, które nijak nie koliduje z ich stanowczym i mocno kontrastowym trzonem. Można się do tego pakietu cech szybko przyzwyczaić. Duo SD pokazują wyraźniej, dokładniej i z większym namaszczeniem te informacje, które większość klasycznych kolumn uznaje za mało istotne niuanse i niedopowiedzenia. Jako takie przywiązują wagę do wszystkiego, pod lupą mają cały obraz muzyczny, nigdy nie mamroczą, a podczas bardzo cichej konsumpcji pozostają fantastycznie wyraźne, energetyczne i emocjonujące. Lojalnie uprzedzam, że po powrocie do konwencjonalnych zespołów głośnikowych, cóż, mogą one wydać się ospałe, beznamiętne, mało wyraźne i jakieś takie zwyczajne.Choć profil brzmieniowy Duo SD jest odgórnie wyczynowy, wnikliwy, utwardzony i z rozmachem jakich mało, to nie popada w przesadną analityczność, sterylność, nerwowość i szczupłość, a przez to ani odrobinę nie męczy. Można przy tych kolumnach godzinami wałkować dobrze znane nagrania i dziwić się raz po raz, ile fajnych rzeczy są w stanie jeszcze z nich wyciągnąć i elegancko zaprezentować. Trzeba też przygotować się na to, że upiększanie rzeczywistości nie leży w ich naturze. Znakomity bas, wariacka rozpiętość dynamiczna, chirurgiczna precyzja i godna podziwu przestrzenność to tak naprawdę środki, które umożliwiają Duo SD pokazywanie każdego instrumentu z poszanowaniem dla jego własności, gabarytów, umiejscowienia w wirtualnej przestrzeni i bez jakichkolwiek oznak wysiłku. Jeżeli na nagraniu artysta katuje trąbkę, fortepian, kontrabas, perkusję czy duży bęben Taiko, niemieckie tuby dotrzymają tempa bez zająknięcia. Będą przy tym brutalne, szczere, skoczne, scenicznie monstrualne i ani myślą cackać się z odbiorcą. W tym sensie są niestrudzone i niezdolne do kapitulacji, co sobie bardzo cenię, bo w praktyce oddają elektryzujący charakter instrumentalnych popisów i powiązane z nimi emocje jak mało które. Ta zaleta w pojedynkę powoduje, że Duo SD to kolumny wyjątkowe i z innej, bardziej żywiołowej rzeczywistości. Choć nie jestem fanem orkiestry, utwór „Main Theme” ze ścieżki dźwiękowej do filmu Predator kupił mnie bez reszty, głównie za sprawą znakomicie budowanego napięcia i przede wszystkim skali oraz dynamiki obrazu muzycznego. Nawet podczas bardzo głośnego odsłuchu tegoż kawałka, Duo SD grały bez najmniejszej napinki i ekscytowały jak żadne inne.

Partie wokalne to była bardzo podobna historia. Jestem mocno przyzwyczajony do iście słuchawkowego, tj. otaczającego i bardzo rozbudowanego we wszystkich kierunkach obrazowania monitorów sound|kaos Vox 3afw, które stoją niemalże na środku mojego pomieszczenia odsłuchowego. Byłem przekonany, że umiejscowione w jego rogach Duo SD zagrają dźwiękiem dużym, ale też płaskim i bez scenicznych fajerwerków, czyli tak, jak większość regularnych kolumn. To był spory błąd, o czym najbardziej uświadomiły mi utwory „Trøllabundin” w wykonaniu Eivør Pálsdóttir, „Nevermind” Leonarda Cohena, „O’ Death” Bobby’ego Bassa i „Musentango” od Einstürzende Neubauten. Napisanie, że ci artyści byli naturalni, a ich głosy wiarygodne, byłoby sporym niedoszacowaniem. Moje wrażenie było takie, jak gdyby śpiewali dla mnie tu i teraz, tak donośnie, żywo i głęboko jak tylko się dało, a przestrzeń obok i za nimi rozciągała się bez końca. Nosowości nie stwierdzono. Po przeczytaniu tych zeznań tubowi weterani pewnie się tylko uśmiechną pod nosem. Oni już to znają. Dla mnie to jednak była nowość, a jak się dzielić wrażeniami nowicjusza w tubowym temacie i na tym etapie chyba też neofity, to wszystkimi. Jeżeli miałbym teraz skondensować całość dźwiękowych impresji powyżej do jednego tylko zdania, tobym napisał, że Duo SD grają świetnie, ale ponad wszystko oferują unikalne przeżycia, zmieniają światopoglądy i mocno depczą po przyklejonych do ich gatunku przywarach.Po przyzwyczajeniu się do Duo SD w moim systemie, przyszedł czas na sprawdzenie ich jako konstrukcji w pełni aktywnej, która dostała sygnał z przedwzmacniacza Hattor ARP za pomocą kabla Siltech Classic Legend 680I. W efekcie monobloki 995R zostały zastąpione przez ponad trzy razy tańsze moduły iTron. Wydawać by się mogło, że elektronika Avantgarde Acoustic nie miała szans. W branży audio często się zdarza, że urządzenia droższe faktycznie grają lepiej niż ich tańsze odpowiedniki, ale nie tym razem. Dźwięk w pełni aktywnych Duo SD był przede wszystkim inny. Balans tonalny przesunął się w dół, rozszerzyła się paleta barw, zrobiło się nieco cieplej i przybyło mięsa. W tej konfiguracji niemieckie tuby zagrały trochę spokojniej; mniej konturowo i z większą życzliwością dla gorszych nagrań. Firmowe końcówki mocy wydały mi się tak zestrojone właśnie po to, żeby osoby, które stać na aktywne Duo SD, mogły się przy nich częściej zrelaksować niż spocić z wrażenia. Choć całościowo był to faktycznie dźwięk umownie mniej wnikliwy i milszy, na szybkich nagraniach pozostał bombastyczny. Funkowa piosenka „Caney” w wykonaniu zespołu Altın Gün naładowana była równie dosadnymi, kontrastowymi i krótkimi pasażami co poprzednio, podobnie skala obrazu muzycznego, opanowanie i cała masa wyskakujących znienacka smaczków wbudowanych w „Hawcubite” autorstwa Einsturzende Neubauten. Elektronika iTron ewidentnie służy Duo SD i niczego im nie ujmuje, a ich brzmienie w wersji w pełni aktywnej było bardzo wysokiej próby.

Nie ma takich kolumn, które by dogodziły wszystkim i Avantgarde Acoustic Duo SD też tego nie robią. Są duże, grają po swojemu, wyglądają osobliwie i niewiele osób będzie w stanie sobie pozwolić na taki luksus. Niemniej, po spędzeniu z Duo SD ponad dwóch tygodni wiem, że będę o nich pamiętał przez bardzo długi czas, bo coś się we mnie po tej przygodzie zmieniło. Urzekła mnie technologiczna racjonalność, konsekwentność i nowoczesność tych kolumn. Najbardziej jednak zaimponował mi fakt, że choć puszczają ochoczo oczko do mainstreamowej publiki, to w kategoriach bezwzględnych są w ścisłej czołówce najlepszych paczek, jakie u siebie kiedykolwiek słyszałem. Myślę też, że w kontekście jakości, którą Duo SD oferują, ich cena nie jest oderwana od rzeczywistości. Szczęśliwcy, którzy mogą się na nie szarpnąć powinni być zadowoleni, bo pod wieloma względami przebić je mogą pewnie tylko inne, jeszcze droższe tuby Avantgarde Acoustic.

Ogromne podziękowania dla Andrzeja Kisiela za konsultację i jego własny materiał nt. kolumn Duo SD.

Platforma testowa:

Cena produktu w Polsce:

  • Avantgarde Acoustic Duo SD w wersji z testu (fortepianowa czerń, falowody w kolorze Very Venus, zwrotnice aktywna i pasywna, moduły iTron) : 60 000 €
  • Avantgarde Acoustic Duo SD w wersji podstawowej (matowa czerń, falowody w kolorach Andromeda, Black Hole lub Genuine Red): 40 000 €
  • Pasywna zwrotnica: 2 700 €
  • Moduły iTron z aktywną zwrotnicą: 16 000 €
  • Miedziany pierścień dookoła mniejszej tuby: 830 €
  • Kolory dla tub z dodatkowego wzornika: 1 900 €
  • Kolor dla tub spoza wzornika: 5 800 €
  • Kalibracja Duo SD u producenta nap odstawie pomiaru akustyki pomieszczenia odsłuchowego: 1 000 €

 

Producent: Avantgarde Acoustic

Dystrybucja: Nautilus