Lumin T1

by Dawid Grzyb / March 24, 2017

Marka Lumin zaskoczyła wszystkich jakiś czas temu, jeden z jej produktów uchodzi za flagowiec odziany w nieco mniej bogate szaty. Można przyjąć tę wiadomość z rezerwą, optymizmem czy niedowierzaniem. Można też rzeczony sprzęt wypożyczyć, przekonać się samemu co jest na rzeczy i o tym napisać, co niniejszym czynię. Przed Wami Lumin T1. Smacznego.

Wstęp

Należąca do firmy Pixel Magic Systems marka Lumin to był szczęśliwy wypadek przy pracy. PMS zajmuje się sprzętem związanym z telewizją. Ale okazało się, że osoby tam zatrudnione lubią dobre granie. Dorzućmy do tego zaplecze technologiczne i wiedzę, a efekt nie każe na siebie długo czekać. Audiofilskie grono pracujące w Pixel Magic Systems postawiło sobie kilka lat temu za cel stworzenie możliwie jak najlepiej grającego źródła i transportu w jednym jak tylko się da. Bez patrzenia na koszty i jakichkolwiek kompromisów po drodze. Urządzenie miało być odtwarzaczem zdolnym do pracy w domowej infrastrukturze sieciowej i radzącym sobie z materiałem DSD. Od słów przeszli do czynów, w ten sposób powstał pierwszy produkt o nazwie Lumin A1. Od czasu jego premiery minęło kilka lat.

Szefostwo Lumina nie kryje się z tym, że wspomniany powyżej odtwarzacz A1 powstał na kanwie dokonań chociażby firmy Linn. Choć podstawowym celem była obsługa plików DSD. Kilka lat wstecz można było zaobserwować, że coraz więcej osób życzy sobie tę funkcjonalność, a producenci zawsze zwykli wychodzić im naprzeciw. Lumin A1 to przez jakiś czas był jedyny odtwarzacz plików, który radził sobie z tym zadaniem, co jest niemałą nobilitacją dla firmy z Hong Kongu. W każdym razie ten produkt szturmem wziął rynek. Ba, kolokwialnie pisząc wywrócił go do góry nogami. Stało się tak z trzech prostych powodów. Po pierwsze, model A1 podobno świetnie gra, tutaj trzeba na słowo uwierzyć zadowolonym nabywcom i przychylnej opinii prasy. Po drugie, ten sprzęt wygląda jak milion dolarów, dosłownie. Stylowa, wyfrezowana za pomocą okrawarki numerycznej obudowa po prostu ocieka jakością. No i po trzecie, odtwarzacz ten kosztuje odpowiednio dużo, co wzbudza zainteresowanie osób podchodzących do audio w sposób bezkompromisowy.

Oferta wiadomej firmy zauważalnie poszerzyła się przez lata. Teraz w jej skład wchodzi w sumie siedem produktów. Najtańszy to firmowy dysk sieciowy o nazwie Library. Model M1 to integra, czyli odtwarzacz sieciowy, przetwornik c/a oraz stereofoniczna końcówka mocy zamknięte w jednej obudowie. Lumin A1 jest w dalszym ciągu w ofercie, choć niedawno ukazał się odtwarzacz jeszcze droższy i podobno jeszcze lepszy – S1. Natomiast U1 to ten sam produkt co S1-ka, ale pełniący funkcję jedynie transportu, nie ma wbudowanej sekcji konwersji c/a. Powstał z myślą o osobach, które już mają wysokiej klasy przetworniki, ale potrzebują jedynie urządzenia, które poda do nich sygnał cyfrowy. Z kolei najtańszy produkt – D1 – ma zaspokoić potrzeby osób szukających transportu i źródła w jednym, ale dysponujących ograniczonym budżetem. No dobrze, a co z T1? No właśnie, ptaszki ćwierkają, że to A1-ka w środku, z takim samym zasilaniem nawet, ale w obudowie, która pozwoliła znacznie obniżyć cenę końcową. Czyli co? Król w szatach żebraka? Podobno tak, ale to trzeba sprawdzić.

Budowa

Lumin T1 to dwa urządzenia w jednym, a po doliczeniu cyfrowej regulacji głośności… trzy. Pełni funkcję transportu plików oraz źródła. Oznacza to, że do pracy potrzebuje jedynie końcówki mocy, pary kolumn i… routera. Tak, T1 to produkt wymagający podłączenia do domowej infrastruktury sieciowej. Powód jest prosty, do zarządzania nim jest potrzebny smartfon lub tablet, wyposażone w firmowe oprogramowanie, które jest darmowe. W praktyce wygląda to tak, że T1-kę podłącza się kablem ethernetowym do routera, na którym jest postawiona sieć Wi-Fi. Którekolwiek z wspomnianych urządzeń mobilnych należy z nią połączyć, a następnie zainstalować aplikację Lumina. Nie jest to konieczność, są alternatywne wersje, choć z nich nie korzystałem podczas testów. W każdym razie z poziomu tej apki ma się dostęp do wszystkich opcji; przeglądarki połączonych z T1-ką magazynów z muzyką, programowego upsamplingu, ominięcia regulacji głośności czy całkiem pokaźnej liczby ustawień wyświetlanej treści i jej porządkowania oraz wyszukiwania. Tutaj warto wspomnieć, że przez ‘magazyn z muzyką’ należy rozumieć NAS-a, dysk zewnętrzny czy pendrive. Lumin T1 przyjmie wszystko i chwała mu za to. Urządzeniu ogólnie należy się spory plus za bezproblemowe działanie, łatwość i intuicyjność obsługi, a także szybki i bezbolesny proces konfiguracji. Wiele osób jest święcie przekonanych, że użytkowanie sprzętów pokroju T1-ki to droga przez mękę, natomiast produkt Lumina udowadnia, że jest dokładnie odwrotnie.Lumin T1 to nieduży i relatywnie lekki produkt. W skład zestawu wchodzi jednostka główna oraz osobne zasilanie. Ich wymiary (szer. x gł. x wys.) to odpowiednio 326 x 295 x 60 mm i 100 x 295 x 55 mm, masa to odpowiednio trzy i dwa kilogramy. Danie główne ma prostą obudowę, widać, że pod względem prestiżu faktycznie mocno odstaje od tej, którą zastosowano w A1-ce. Co nie zmienia faktu, że tutaj T1 i tak się broni, wszędobylskie aluminium załatwia sprawę. Front to dość gruba sztaba, przyozdobiona jedynie logo firmy. Na jej środku umieszczono czytelny wyświetlacz monochromatyczny, który podaje najpotrzebniejsze informacje. Brak guzików może niejedną osobę zastanawiać. Ale to nie powinno stanowić najmniejszego powodu do zmartwień, firmowa aplikacja ma wszystko to, co do szczęścia potrzebne.Obudowa T1 to aluminiowy rękaw w kształcie odwróconej litery U. Jest przymocowany za pomocą wkrętów od spodu, co nie psuje wizualnej prostoty tego produktu, wręcz przeciwnie. Mało tego, rzeczony element jest przedłużony, stanowi niewielkie zadaszenie dla tyłu T1-ki. Ten zabieg jest celowy, ma za zadanie ukryć podłączone okablowanie możliwie tak bardzo, jak tylko się da. Fakt, czasem trzeba się nieco nagimnastykować, żeby podpiąć zewnętrzny dysk. Nie robi się tego często, stąd nie jest to duża niedogodność.Tył T1-ki został wyposażony w dwa wejścia USB typu A, to właśnie dzięki nim podłącza się do T1-ki dysk czy pendrive. Zaraz obok jest gniazdo RJ45, dwa wyjścia cyfrowe (BNC i HDMI) oraz zacisk uziemienia. Wyjścia analogowe to para gniazd XLR i RCA, natomiast listę zamyka wielopinowe wejście dla firmowego zasilacza, który jest wyposażony w takie samo wyjście, jeszcze jeden zacisk uziemiający, gniazdo IEC oraz zamontowany na froncie tej skrzynki włącznik z niebieskim podświetleniem. Warto wiedzieć, że Lumin T1 łyka sporo materiału muzycznego. Jest w stanie pracować z plikami o rozdzielczości maks. 32-bit / 384 kHz oraz DSD 2.8MHz. Obsługiwane formaty to PCM (MP3, FLAC, ALAC, WAV i AIFF) oraz DSD (DSF, DIFF). Można także przesłać sygnał DSD w paczkach DoP, jako materiał PCM.Lumin T1 jest bardzo dobrze wykonany, widać przywiązanie do detali. Poszczególne elementy są do siebie bardzo dobrze dopasowane. Nie jestem w stanie oszacować, na ile zdjęcia oddają ten stan rzeczy. Ale zaręczam, że produkt pod tym względem broni się. To ważne w kontekście jego niemałej przecież ceny. Widać po prostu, że T1-ka to nie jest sprzęt sklecony naprędce, ale przemyślana, dojrzała konstrukcja, która – podkreślam po raz kolejny – także od strony użytkowania działa jak należy. Co więcej, jest w pełni symetryczna. Oznacza to, że gniazda XLR na jej tyle nie zostały dodane dla wygody, ścieżka sygnału jest w pełni zbalansowana. Dobranie się do środka T1-ki jest proste, choć zamontowane do góry nogami dwie płytki drukowane komplikują całą sprawę. W celu dostania się do ich istotnej, tj. wierzchniej części, trzeba wszystko odkręcić. Nic na siłę, jak to mawiają, tym razem demontażu nie będzie, nie bijcie. W każdym razie na podstawie widocznych elementów można przyjąć, że bebechy modeli A1 i T1 są podobne. To oznacza podwójne kości WM8741 i wyposażoną w transformatory wyjściowe Lundhala sekcję analogową zamontowane na jednym laminacie, natomiast na drugim minikomputer oparty na środowisku Linux, odbiornik cyfrowy i układ FPGA. Zasilanie składa się z dwóch transformatorów toroidalnych Plitrona, a także opartej na układzie LM350T stabilizacji zasilania.

Dźwięk

W celu przetestowania Lumina T1 posłużyłem się kolumnami Boenicke W8 i Pure Audio Project Trio10 Timeless, wzmacniaczem Trilogy 925, a także konwerterem c/a LampizatOr Golden Gate (Psvane WE101D-L + KR Audio 5U4G Ltd.), do którego sygnał był podany z wyposażonego w Foobara2000 laptopa Asus UX305LA. Podstawową rzeczą, którą należało sprawdzić było porównanie referencyjnego źródła i współtowarzyszącego mu transportu do Lumina T1 spełniającego te same zadania. W końcu to z myślą o nich nabywca bierze to urządzenie pod uwagę. Mogłem też przekonać się jak model T1 radzi sobie tylko i wyłącznie w roli transportu, w tym celu wypadało wykorzystać jego wyjścia cyfrowe. Natomiast jest to raczej mało prawdopodobny scenariusz, sztuka dla sztuki. Osoby szukające ‘jedynie’ transportu wysokiej klasy pewnie odłożą dodatkowe fundusze i wezmą pod uwagę model U1. Ma on tę przewagę nad T1-ką, że można z niego wyprowadzić sygnał cyfrowy za pomocą wyjścia USB. Moje referencyjne źródło ma co prawda dwa moduły konwersji c/a i da się do niego ‘wejść’ np. za pomocą przyłączy cyfrowych BNC i współosiowego. Jednakże oparty ‘jedynie’ na wejściu USB silnik DSD polskiej maszyny jest wyraźnie lepszy od tego PCM-owego. Stąd duet Lumin T1 i LampizatOr Golden Gate, plus natywnie odtwarzana muzyka DSD jest niemożliwy. To właśnie dlatego (plus argument odnośnie docelowego przeznaczenia T1) darowałem sobie test tego pierwszego w roli transportu.Modne jest rozpatrywanie dźwięku danego konwertera c/a w kontekście odosobnionego układu konwersji, który w nim zastosowano. Nawet pomimo tego, że ten sam scalak w różnych aplikacjach to inny efekt. Co prawda wygodnie jest myśleć, że kostka ΣΔ ES9018 dźwięk ostrzy, leciwy wielobitowiec PCM1704 zwykł go przyciemniać i przydawać mu organiczności oraz namacalności, a WM8741 gra miękko i ciepło. Niechętnie poruszam się w tym spektrum. Praktyka pokazuje, że im więcej przetworników się słyszy, uwaga poświęcona pojedynczemu układowi c/a maleje, wędruje ku całej konstrukcji. Z uwagi na to, że nie słuchamy osobnych elementów, takie podejście niezaprzeczalnie ma sens. Niemniej, raz na jakiś czas stare nawyki dają o sobie znać i tak też się stało w przypadku Lumina T1. Powód jest prosty: gra on w bardzo konkretny sposób.Wolfson WM8741, to o ten układ scalony chodzi tym razem. Tak, uchodzący za miękki i ocieplony, ten sam. Lumin T1 to nie jest produkt przezroczysty dla systemu, czyli taki, którego nie słychać. Ma swój własny charakter, przydaje przekazowi miękkości i dociąża go. Obydwie te rzeczy są całkiem dobrze słyszalne, co do tego nie mam wątpliwości. Za takim sposobem prezentacji mogą iść nieciekawe następstwa; obniżenie wyrazistości, a zatem woal, przesadne zagęszczenie wydarzeń przed słuchaczem czy zamazanie konturów poszczególnych instrumentów. Po kilku miesiącach w towarzystwie T1-ki z odwagą stwierdzam, że produkt ten nie cierpi na rzeczone dolegliwości. Wręcz przeciwnie, obraca potencjalne niedogodności w zalety.Lumin T1 gra dźwiękiem dość dociążonym, masywnym, to prawda. Ale też takim, który w żaden sposób nie przytłacza odbiorcy pod tym względem. To jeden z tych produktów, które pomimo wrodzonej ciepłoty nie spowijają woalem któregokolwiek ze słyszalnych podzakresów. Wyrazistość przekazu jest zachowana, detali nikomu nie powinno zabraknąć. No, może z wyjątkiem ortodoksyjnych słuchaczy, którzy stawiają ten aspekt ponad wszystkie inne. Rozkład pasma na czynniki pierwsze tym razem nie ma sensu, bo produkt wypada bardzo dobrze niezależnie od tego, który wycinek pasma weźmie się na tapetę. Każdy oferuje to samo; bogatą paletę barw i namacalność. Niby to takie oczywiste, ale zawsze gdzieś trzeba pójść na kompromis, jedna rzecz dzieje się kosztem drugiej. Natomiast całościowo Lumin T1 robi wrażenie tym, jak kompletny brzmieniowo produkt to jest. Jego dźwięk wchodzi wyjątkowo lekko, nie męczy, daje bardzo dużo frajdy. Jest na wskroś muzykalny lub, jak kto woli, analogowy. Nie ma w brzmieniu T1-ki żadnych cyfrowych naleciałości, sterylność też mu nie grozi. Dorzućmy do tego imponującą stereofonię, hojną ilość powietrza na wirtualnej scenie, znakomite różnicowanie kolejnych planów oraz należyty atak i gotowe, maszyna świetna dźwiękowo to słyszalny efekt. Czas na konfrontację z inną, też znakomitą.Porównanie Lumina T1 z LampizatOrem Golden Gate przyniosło ciekawy rezultat. Przez pierwszych kilka minut ciężko o przepaść pomiędzy tymi produktami. W kontekście blisko pięciokrotnej różnicy w cenie, może to być zaskakujące dla wielu osób. Niejedna byłaby przekonana, że obydwie maszyny grają nieco inaczej, ale nic ponad to. Lumin T1 w porównaniu do konkurenta ma balans tonalny przesunięty nieco do góry, jest odrobinę jaśniejszy w efekcie. Konsekwentnie mój Golden Gate jest ciemniejszy, może być przez to uznany za ten mniej wyraźny i nie aż tak efektowny. Takie są przynajmniej pierwsze wrażenia, natomiast różnice zyskują na sile im dłużej przebywa się z obydwoma produktami. To naturalna kolej rzeczy.Referencyjny Golden Gate, choć ciemniejszy, nie jest uboższy w informacje, wręcz przeciwnie. Nie akcentuje on górnych rejestrów porównywalnie do T1-ki, ale sprawia, że wybrzmiewają dłużej i, gdy trzeba, brzmią bardziej subtelnie, zwiewniej. To ma znaczenie w zależności od wykorzystanych kolumn. Z Boenicke W8 ilościowo góry jest w sam raz, stąd wybór pomiędzy źródłami jest oczywisty. Natomiast odgrody Trio10 Timeless firmy Pure Audio Project mają ten podzakres przykręcony. W ich przypadku T1 to lepszy wybór, nawet kosztem odrobinę bardziej metalicznego charakteru, choć i tak bardzo dobrego jakościowo. Kolejne różnice obejmują dół pasma. Obydwa przyrównane produkty mają go pod dostatkiem, barwowo też są świetne. Lumin jest tutaj nieco bardziej miękki i luźniejszy, Golden Gate uderza mocniej i schodzi niżej. O ile W8-ki lubią obydwu towarzyszy, izraelskie odgrody pod tym względem zdecydowanie wolą polski produkt. W jego przypadku autentycznie czuć na własnym ciele tą różnicę. Przetwornik Łukasza Fikusa brzmi też całościowo bardziej fizjologicznie i ma, jak to mawiają, czarniejsze tło. Wyraźniej też pokazuje instrumenty, lepiej oddaje dystans do każdego z osobna i jest ogólnie bardziej precyzyjny. W efekcie czasem odsuwa pierwszy plan od słuchacza, tzn. gdy nagranie jest tak zrealizowane. Pod tym względem T1 nie jest aż tak wyrazisty. Tak naprawdę to właśnie w kreowanej przestrzeni jest pies pogrzebany, to tutaj ‘widzi się’, że walkę toczą produkty z dwóch innych lig. Golden Gate pokazuje wydarzenia przed słuchaczem w inny, ale też jakościowo lepszy, bardziej organiczny sposób.Co na to Lumin T1? Niech podsumowaniem niniejszego rozdziału będzie stwierdzenie, że przesiadka z Golden Gate’a na ten produkt nie boli. Ba, napiszę więcej, spokojnie żyję z tym sieciowym cackiem od kilku miesięcy i wrażenia są nadspodziewanie pozytywne. Jak do tej pory nie spotkałem źródła, które nie oddałoby pola mojemu referentowi. Pytanie najczęściej sprowadza się do tego, jak szybko tak się stanie. Natomiast z Luminem T1 jest inaczej, on tę próbę ma już za sobą, obronił się, od jakiegoś czasu jest użytkowany równie mocno co Golden Gate i dopóki dysponuję obydwoma… tak już pewnie pozostanie.

Podsumowane

Nie nadarzyła się okazja do przetestowania Lumina A1 w dobrze znanych warunkach. Stąd nie jestem w stanie określić, czy danie główne niniejszej publikacji to w istocie praktycznie tak samo grające, ale inaczej wyglądające urządzenie. Natomiast po długotrwałych, wielomiesięcznych testach Lumina T1 wiem, że jest to świetny produkt praktycznie od każdej strony.

Tańszy brat A1-ki jest bardzo dobrze wykonany i, choć to subiektywne, wizualnie smakowity; zgrabny, niewielki i minimalistyczny, a w efekcie elegancki. Owszem, różnica pomiędzy nimi jest oczywista. Ale nawet pomimo tego Lumin T1 daje sobie świetnie radę. Użytkowanie tego produktu jest bardzo wygodne i proste. Jestem w stanie wiele zrobić dla jakości dźwięku, wliczając w to ruszanie się z wygodnego siedziska w kierunku stolika z laptopem. Niemniej, interfejs T1-ki to zupełnie inny, znacznie wyższy poziom komfortu i nie ma przed tym ucieczki. Forma komunikacji z cyfrową częścią systemu, którą ten produkt reprezentuje po prostu uzależnia i jednocześnie jest jednym z kluczowych powodów, dla których korzystam z niego na zmianę z moim znacznie droższym referentem. Konserwatystom szczerze polecam spróbować, nie ma się czego bać.

Lumin T1 wypada bardzo dobrze pod względem jakości dźwięku. Za muzykę zabiera się od ludzkiej strony, nie jest dla niej szkłem powiększającym i chwała mu za to. Jego miękki, słyszalnie analogowy charakter da się lubić, tak po prostu. Już sam ten fakt powoduje, że dźwięk T1-ki wchodzi lekko i jest przyjemny. Jednakże najważniejsze jest to, że słychać w nim konkretną ideę, należycie, tj. jakościowo świetnie zrealizowany pomysł. W efekcie Lumin T1 ma ‘osobowość’, a po dorzuceniu do niej znakomitej funkcjonalności i nieprzesadzonej ceny, wynikową jest całościowo świetny produkt, który z czystym sumieniem polecam. Do następnego.

Platforma testowa:

  • Wzmacniacz: Trilogy 925
  • Źródło: Lampizator Golden Gate (Psvane WE101D-L + KR Audio 5U4G Ltd. Ed.)
  • Kolumny: Boenicke Audio W8, Pure Audio Project Trio10 Timeless
  • Transport: Asus UX305LA
  • Kable głośnikowe: Forza AudioWorks Noir Concept, Audiomica Laboratory Celes Excellence
  • Interkonekty: Forza AudioWorks Noir, Audiomica Laboratory Erys Excellence
  • Zasilanie: Gigawatt PF-2 + Gigawatt LC-2 MK2 + Forza AudioWorks Noir Concept/Audiomica Laboratory Ness Excellence
  • Stolik: Franc Audio Accesories Wood Block Rack
  • Music: NativeDSD

Ceny produktów w Polsce:

  • Lumin T1: 18 900 zł

 

Dostawca: Moje Audio