Nazwa Metrum Lab pojawiła się już na naszych łamach kilka razy, ale po raz pierwszy skupiamy się na własnych produktach tejże marki, a konkretnie zestawie topowych kabli sygnałowych i zasilających. Stworzono je z materiałów najwyższej klasy i poddano firmowemu procesowi o nazwie IFE. Zapraszam na recenzję Metrum Lab Edge.
Wstęp
Metrum Lab to firma działająca na rynku od wielu lat, ale do tej pory raczej trochę za kulisami, że tak to ujmę. Na naszych łamach mogliście Państwo zetknąć się z tą nazwą czytając recenzję kolumn ESA Credo Stone (zobacz TU), bądź super-wzmacniacza zintegrowanego Marton Opusculum Reference 3 (zobacz TU), czy hybrydowego zasilacza Ferrum HYPSOS (zobacz TU). W tym pierwszym przypadku pan Andrzej Zawada, szef i konstruktor ESY stworzył nową wersję doskonale znanego modelu Credo z obudową wykonaną z specyficznego materiału (kompozytu), natomiast elementy zwrotnicy i wewnętrzne okablowanie poddane zostały procesowi o nazwie IFE, który został opracowany przez Metrum Lab.
Rąbka tajemnicy dotyczącego owej technologii Andrzej Grochowski, szef Metrum Lab uchylił w opublikowanym niedawno wywiadzie (zobacz TU). W przypadku testu Martona, w jego odsłuchach brały udział kable Metrum Lab Edge, acz były wówczas jedynie jednym z kilku zestawów używanych w odsłuchach, a w trakcie tychże skupiałem się na Opusculum Reference 3, a nie na samych kablach. Tamto doświadczenie wystarczyło jednakże, by zwrócić na nie moją uwagę, wyostrzoną szczególnie na polskie produkty wysokiej klasy, co ostatecznie doprowadziło do powstania niniejszej recenzji.
Wszystko to działo się już jakiś czas temu. Credo Stone, choć tak udane, nie weszły co prawda na stałe do oferty ESY (kwestia problemów z wspomnianym kompozytem, a przede wszystkim jego obróbką), ale eksperyment bynajmniej nie poszedł na marne. Jego efektem było bowiem nawiązanie stałej współpracy między warszawskim producentem kolumn a Metrum Lab. Dziś zamawiając kolumny ESY można nabyć wersję standardową, albo wybrać od razu upgradowaną komponentami poddanymi działaniu IFE. Co więcej taki upgrade jest oferowany również użytkownikom głośników tej marki, którzy zakupili je wcześniej. Jak przeczytacie Państwo we wspomnianym krótkim wywiadzie z Andrzejem Grochowskim, szefem Metrum Lab, z dobrodziejstw IFE dziś korzysta już więcej marek, niektóre otwarcie, jak choćby WILE, PA Labs (czyli właściciel marek Marton i Gigawatt), czy Ferrum, inne się tym nie chwalą. Firma pracuje również nad kilkoma kolejnymi rozwiązaniami, które w niedalekiej przyszłości powinny trafić na rynek albo w postaci własnych produktów, albo kolejnych, nazwijmy to, usług dla innych producentów audio, dzięki którym ich produkty mogą wznieść się na nowy, wyższy poziom.
Budowa i cechy
Na dziś Metrum Lab oferuje dwie linie kabli audio. Topowa, Edge, obejmuje kable sygnałowe – interkonekty analogowe i cyfrowe w wersji zbalansowanej i niezbalansowanej, oraz głośnikowe, a także kable zasilające. Niższa seria Blast składa się z interkonektów analogowych (RCA i XLR) oraz kabli zasilających. Do testu trafił komplet tych pierwszych, czyli serii Edge – interkonekt analogowy w wersji RCA, kable głośnikowe zaterminowane bananami, koaksjalny kabel cyfrowy oraz pięć sztuk kabli zasilających. Polski producent należy do tej grupy, która wychodzi z założenia, że to brzmienie, a nie kwieciste opisy, powinno przekonywać potencjalnych nabywców do zakupu. Dlatego właśnie udziela jedynie minimum informacji o budowie swoich produktów. Z dostępnych wynika, iż wszystkie one wykorzystują przewodnik wykonany ze srebra UP-OCC, czyli specjalnej odmiany o wyjątkowo długich kryształach (oraz wysokiej czystości). Interkonekty zakonfekcjonowane zostały najwyższym modelem rodowanych wtyków Neotecha, a kable głośnikowe rodowanymi bananami tej samej marki. Wszystkie kable umieszczono w solidnych czarnych koszulkach ozdobionych jedynie napisami z nazwą marki i modelu, które to jednocześnie wskazują kierunek podłączenia kabli, jako że te są kierunkowe.
Producent podaje, iż w trakcie opracowywania swoich produktów skupiał się na dwóch cechach niezwykle istotnych w przypadku kabli używanych do transmisji sygnału, a mianowicie na możliwie najmniejszym tłumieniu oraz maksymalnej odporności na zakłócenia RF (radiowe) i EM (elektromagnetyczne). Interkonekty, zarówno analogowy jak i cyfrowy, nie są specjalnie grube, dzięki czemu są dość giętkie, co sprawia, iż ich instalacja w systemie nie sprawia problemów. Kabel głośnikowy o przekroju przewodników wynoszącym 2*6,5mm należy dla odmiany do kategorii dość grubych, acz, jak na swoją średnicę, nadal elastycznych. By ułatwić instalację w systemie na obu końcach zastosowano solidne, metalowe splitery, a za nimi dużo cieńsze, względnie elastyczne końcówki zaterminowane, w tym przypadku, bananami.
Kable zasilające Metrum Lab Edge także, co jest rzadkością, zbudowano w oparciu o wysokiej czystości srebro długokrystaliczne, UP-OCC. Jako izolator zastosowano PCV. Kable są dość sztywne – przy ich wpinaniu w urządzenia należy zwrócić uwagę na ich ułożenie tak, by nie powstawały zbyt duże naprężenia w samych kablach, tudzież gniazdach (IEC) w urządzeniach nimi podłączonych. Sieciówki Metrum Lab Edge terminowane są wtykami uznawanymi przez wielu za najlepsze obecnie dostępne na rynku, a mianowicie produktami firmy Furutech, FI-E50 NCF(R) i FI-50 NCF(R).
Wszystkie kable Metrum Lab poddawane są działaniu wspomnianej już we wstępie firmowej technologii IFE. Nazwa ta pochodzi od łacińskiego Imperium Fluxus Electrons, czyli w wolnym tłumaczeniu, zarządzania przepływem elektronów. Pozwolę sobie posłużyć się fragmentem wspomnianego wywiadu z Andrzejem Grochowskim, który powiedział o niej:
„Wybrana dla tej technologii nazwa ma głębokie uzasadnienie w tym, jak ona działa. Przepływowi każdego sygnału towarzyszy nieodłącznie generowany przez niego szum własny. Ma on niestety degradujący wpływ na sygnał podstawowy i jest niepożądanym zakłóceniem. Potrafimy wpłynąć tak na strukturę przewodnika, że przepływ sygnału elektrycznego jest bardziej uporządkowany i generuje mniejsze zakłócenia.
Zjawisko dotyczy zarówno sygnałów audio nisko czy wysoko poziomowych, sygnałów umownie zwanych cyfrowymi jak i tych o amplitudzie 230V i częstotliwości 50Hz czyli po prostu zasilania. I to jest cała tajemnica – im mniejsze szumy własne, czyli mniejsze artefakty w sygnale, mniejsze zniekształcenia, tym lepiej.”
Brzmienie
Interkonekt Metrum Lab Edge
Testowana łączówka porównywana była przede wszystkim do używanego przeze mnie na co dzień Hijiri Kiwami, ale również do innego kabla, który miałem równolegle w testach, a mianowicie TelluriumQ Statement (test TU). Wpiąłem ją jako pierwszą (z testowanego zestawu) między przetwornik cyfrowo-analogowy LampizatOr Pacific a wzmacniacz zintegrowany GrandiNote Shinai. Po rozmowie z Andrzejem Grochowskim spodziewałem się (co nie znaczy, że mój rozmówca dokładnie tak to określił – to była moja interpretacja jego słów) wysoce rozdzielczego, czysto, transparentnie grającego kabla, dającego wgląd w najgłębsze warstwy każdego nagrania, serwującego ogromną ilość detali. Ujmując rzecz inaczej – interkonektu o zacięciu wysoce analitycznym. Tymczasem Metrum Lab Edge IC wcale nie robi takiego wrażenia, takiego, czyli „suchego, klinicznego analityka” (bo reszta się zgadzała). Nawet w kontraście do bajecznie gładkiego, muzykalnego, gęsto grającego Kiwami, którego bezpośrednio zastąpił.
Jeśli zajrzycie Państwo na stronę producenta przeczytacie, że tak naprawdę ideą stojącą za testowaną serią kabli jest maksymalna przeźroczystość. Edge mają pokazywać prawdziwe oblicze systemu, w który są wpięte, komponentów, które nań się składają, którą są połączone produktami Metrum Lab. W praktyce oznacza to, że niektórym pozwolą rozwinąć skrzydła, zaprezentować słuchaczowi pełnię (albo przynajmniej większy niż z innymi kablami zakres) możliwości, ale tym, które mają jakieś słabości, polskie kable mogą je wytknąć. To właśnie dlatego, jak sądzę, Metrum Lab sugeruje stosowanie swoich produktów w systemach wysokiej i bardzo wysokiej klasy. Ich rolą nie ma być „poprawianie”, czy korekta czegokolwiek co użytkownikowi nie pasuje w brzmieniu systemu, ale umożliwienie wydobycia zeń maksimum możliwości.
Czy mój system kwalifikuje się do sugerowanej kategorii? Nie wiem, to przecież kwestia względna. Na pewno nie należy do najdroższych na świecie, ale w mojej subiektywnej ocenie gra na tyle dobrze, że mając porównanie do setek przetestowanych urządzeń śmiało zaliczam go do kategorii high-end. Przyjąłem więc, że to odpowiednie środowisko dla tego kabla. Faktem jest także, iż wpięcie interkonektu Metrum Lab Edge nie zmieniło znanych mi charakterów komponentów nim połączonych, czy może raczej charakteru brzmienia całego systemu. I owszem, z Edge dźwięk nie był aż tak gładki, a (umowna) temperatura prezentacji spadła o „pół stopnia” (w porównaniu do Kiwami) zbliżając ją w ten sposób do neutralności. Hijiri Kiwami jest bowiem fenomenalnie naturalny, ale nie jest idealnie neutralny, gra po ciut cieplejszej, gęstszej (zwłaszcza) w zakresie średnicy stronie mocy. Za to właśnie tak bardzo go lubię zdając sobie doskonale sprawę z faktu, iż delikatnie prezentację na swoją modłę „koloruje”, tyle że robi to w sposób, który (z mojego punktu widzenia, bardziej miłośnika muzyki niż audiofila) zwiększa przyjemność obcowania z muzyką i dlatego okazał się dokładnie tym, czego szukałem.
Metrum Lab Edge natomiast nie dodawał od siebie ani grama owego ciepła i gładkości. Świetnie więc pokazywał połączenie lampowego, ale jednocześnie wysoce neutralnego (i naturalnego!) Pacifica, integry w klasie A, grającej czysto, rozdzielczo, ale po cieplejszej stronie mocy, z szybkimi, dynamicznymi, otwartymi kolumnami (GrandiNote MACH4), na tym etapie jeszcze podłączonymi moimi standardowymi głośnikowymi LessLossami. Wystarczyło zamienić włoskie kolumny na moją drugą parę, Ubiq Audio Model One Duelund Edition, by charakter prezentacji się do pewnego stopnia zmienił. Bas zaczął schodzić jeszcze niżej, był lepiej dociążony, podobnie jak nieco gęstsza, bogatsza średnica. Piszę o podłączonych komponentach, ale robię to właśnie dlatego, że interkonekt Metrum Lab Edge pozwalał mi tak dobrze usłyszeć każdą zmianę w systemie i własny charakter wnoszony przez wymieniony komponent, nawet jeśli były to kolumny, czyli element nie podłączony testowanym kablem.
Różnic między Hijiri Kiwami a Metrum Lab Edge było więcej. Opierając się na dotychczasowych obserwacjach można było założyć, że to ten drugi jest łączówką wierniej przekazującą to, co zostało zapisane w nagraniach. Jeśli tak, to czy w takim razie Hijiri dodaje od siebie również nieco więcej powietrza wokół instrumentów, czy też buduje nieco głębszą scenę? A może w tych aspektach po prostu ma niewielką, ale jednak, przewagą nad Edge? To jedno z tych pytań, na które obiektywnie trudno jest odpowiedzieć. Takie wrażenie odnosiłem w nagraniach przede wszystkim live, ale i studyjnych, w których wykreowana przestrzeń odgrywała sporą rolę. Faktem jest jednocześnie, że oba w zakresie aspektów przestrzennych, otwartości i napowietrzenia prezentacji prezentują fantastyczny poziom, tyle że japoński (przynajmniej w moim systemie) jeszcze ciut wyższy. Choć, co warto podkreślić, to z kablem Metrum Lab mój system prezentował bardziej energetyczne, bardziej skrzące się wysokie tony nieco bardziej rozświetlając (a nie rozjaśniając!) górę pasma.
Wśród wspomnianych łączówek to TelluriumQ Statement okazał się najbardziej analityczny. Co prawda i on prezentował podobny, znakomity poziom w zakresie rozdzielczości i różnicowania, serwował ogromną ilość informacji, tyle że zarówno Edge, jak i Kiwami, mniej podkreślały każdy z tych drobnych elementów z osobna. Hijiri wykorzystuje fantastyczną rozdzielczość, by tkać z niej kolorowe, spójne, pełne obrazy, w których najistotniejsza jest całość, harmonia poszczególnych elementów i to muzyka zawsze jest na pierwszym planie. Edge zachowując wybitną spójność, kreując przebogate, kompletne obrazy całości prezentacji, daje słuchaczowi łatwiejszy wgląd w jego detale. Nadal to muzyka jest najważniejsza, ale i miłośnicy analizy nagrań będą zadowoleni. TelluriumQ Statement pośród tych trzech był tym kablem, z którym analiza dźwięku, nagrania przychodziła najłatwiej. Gwoli jasności, z każdym z tych trzech interkonektów słuchałem muzyki z ogromną przyjemnością podziwiając bogactwo prezentacji i jej spójność, jako że żaden nie jest zimnym, suchym „analitykiem”. Zaskoczeniem (dla mnie) był jednakże fakt, iż to Metrum Lab Edge okazał się być tym, który oferował najlepszy balans między muzykalnością, a analitycznością.
Kabel głośnikowy Metrum Lab Edge
W kolejnym etapie odsłuchów do interkonektu analogowego Metrum Lab Edge dodałem kabel głośnikowy z tej samej serii. Zastąpił on mojego wysłużonego LessLossa Anchorwave, wielokrotnie tańszego, ale od lat dobrze wypełniającego swoje zadania zarówno w czasie odsłuchów dla przyjemności, jak i testowania rozmaitych komponentów, w tym kolumn i wzmacniaczy z bardzo wysokiej półki. Być może dlatego, że w tym momencie w system wpięte były kolumny MACH4, największym zaskoczeniem dla mnie była wyraźnie mocniejsza, lepiej zaznaczona podstawa basowa. Brzmiało to tak, jakby te same kolumny zaczęły schodzić dobrych kilka herców niżej i na dodatek ich przetworniki „urosły” pompując więcej powietrza, stwarzając wrażenie, że basu jest więcej, że jest bardziej fizycznie odczuwalny. Choć przez ten system przewinęło się kilka wysokich modeli głośnikówek, m.in. Siltecha, TelluriumQ, itd., to właśnie Metrum Lab Edge był pierwszym, który pokazał mi (jak sądzę pełne i jeszcze bardziej zaskakujące) możliwości GrandiNote w tym zakresie.
Czy owe klarowne zmiany brzmienia były pożądane z mojego punktu widzenia, to osobna kwestia. Po pierwsze nie należę do tych, dla których bas, jego zejście i dociążenie są najważniejsze. Zawsze stawiam chętniej na zwarty, szybszy, lepiej różnicowany i kontrolowany bas ponad rozciągnięty do maksimum w dół, ale gorzej kontrolowany, nie tak zwarty, wolniejszy, zaokrąglony. W moim pokoju, mówiąc zupełnie szczerze, efekt uzyskany z pomocą kabla głośnikowego Metrum Lab niekoniecznie był do końca pożądany, zwłaszcza w przypadku nieidealnych nagrań, w których bas był nieco, nawet niewiele, poluzowany. Testowany interkonekt sam tego nie robił, ale współpracując z głośnikówką z tej samej serii wyraźnie pokazywał niedostatki realizacji i mojego pokoju. To, że ten ostatni takowe ma nie było dla mnie zaskoczeniem. Testując niegdyś przetwornik cyfrowo-analogowy Weiss DAC510 (zobacz TU) wyposażony w prostą w obsłudze funkcję korekcji akustyki pokoju „usunąłem” kilka podbić w zakresie niskich częstotliwości, dzięki czemu bas stał się wyraźnie czystszy i precyzyjniejszy. Tego typu korekta zastosowana teraz zapewne rozwiałaby moje wątpliwości apropos zmian wprowadzonych przez kabel głośnikowy Metrum Lab Edge, ale pozostało mi się obyć bez niej, a wady pokoju, może nie jakieś wielkie, ale istniejące, pozostały.
W nagraniach z czystym, precyzyjnym basem to, co wnosił od siebie testowany kabel sprawdzało się więc znakomicie. Kontrabas na krążku Isao Suzuki schodził z nim jeszcze niżej, brzmiał potężniej, ale przy tym proporcje udziału pudła i strun nadal były właściwe, to pierwsze nie zdominowało tych drugich, co zdarza się czasem, gdy takie rozciągnięcie i dociążenie najniższej części pasma odbywa się na siłę. Za to gdy gdy grałem krążek Santany „Blessing and miracles”, przypominający nieco przebojowy „Supernatural” nie tylko dużą ilością znanych gości, którzy wzięli udział w nagraniu, ale i nie najwyższą jakością realizacji. Wszędzie tam, gdzie bas był mocny, ale niezbyt precyzyjny Metrum Lab Edge wyraźnie wytykał takie słabości palcem. Wspominane już stwierdzenie dotyczące całej topowej serii kabli Metrum Lab mówiące o tym, że są przeznaczone dla systemów najwyższej klasy, wydawało się więc sprawdzać. To z nimi było mi bowiem zdecydowanie łatwiej zauważać słabsze strony nagrań i istotnej części mojego (i każdego innego) systemu, jaką jest pokój odsłuchowy. W tym ostatnim przypadku nie mówię o wielkich problemach, na co dzień są one niemal pomijalne, ale Edge zadziałały trochę jak szkło powiększające. Ma to swoje dobre strony – problemy są jasno pokazane, dzięki czemu wiadomo co należy wyeliminować, ale dopóki one istnieją mogą stanowić pewien problem.
Kable zasilające Metrum Lab Edge
Dłuższy odsłuch potwierdził pierwsze wrażenia – kabel głośnikowy Metrum Lab Edge nie tylko pozwolił kolumnom zejść niżej i nasycił najniższy zakres energią, ale i przesunął środek ciężkości całej prezentacji nieco w dół. Ciekawy byłem, co więc wniosą kable zasilające z tej serii. Ten test był wyjątkowy nie tyle dlatego, że dostałem komplet kabli z jednej serii, bo o to zwykle proszę i często producenci, czy dystrybutorzy taką prośbę spełniają, ale dlatego, że kabli zasilających dostałem wystarczającą ilość, by podłączyć nimi wszystkie urządzenia w systemie (a to właściwie nigdy się nie zdarza). Pięć sztuk Metrum Lab Edge pozwoliło mi bowiem dwiema podpiąć wzmacniacz GrandiNote Shinai bezpośrednio do gniazdek Furutecha w ścianie, kolejną LampizatOra Pacific, a pozostałymi dwiema zasilacz (Keces P8 Mono) serwera plików oraz Ferrum Hypsos, używany dla karty JCAT NET XE (te trzy wpięte były do kondycjonera Gigawatt PC-3 SE EVO+). Gdy natomiast słuchałem muzyki z czarnych płyt te dwie ostatnie sztuki parowałem z zasilaczem gramofonu J.Sikora Standard Max i z przedwzmacniaczem gramofonowym GrandiNote Celio mk IV. W systemie zastępowały LessLossy DFPC Signature, czyli kolejne produkty niekoniecznie bardzo drogie, ale „grające” zdecydowanie ponad stan, czyli lepiej niż wskazuje na to ich cena.
Kable zasilające z topowej serii Metrum Lab w moim systemie okazały się przysłowiową kropką nad ‘i’. Choć z drugiej strony… do tego jeszcze wrócę. Pierwszym efektem, na który zwróciłem uwagę, tak kompleksowego podejścia do zasilania było… w pewnym sensie zmniejszenie wpływu kabli głośnikowych. Te ostatnie, jak wspominałem, obnażały słabości nagrań i pomieszczenia odsłuchowego, a testowany teraz dodatek w postaci kabli zasilających zbierał, skupiał dźwięk, zapewniał jego lepszą kontrolę. Nie mówię o całkowitej likwidacji poluzowanego, czy zaokrąglonego basu, tylko o częściowej, wystarczającej by, choć wciąż obecne, niechciane efekty drobnych problemów pokoju odsłuchowego bądź nagrań przestały być elementem irytującym, przeszkadzającym w odsłuchu.
Zmiana moich sieciówek na testowane podniosła również energetykę grania zbliżając tym samym jego charakter do muzyki granej (czy raczej słuchanej) na żywo. Owa większa precyzja dźwięku przekładała się wprost także na lepsze różnicowanie co z jednej strony pogłębiało różnice między dobrymi nagraniami, a tymi słabszymi. Z drugiej jednakże sprawiało, że te pierwsze robiły się jeszcze ciekawsze za sprawą łatwiejszego dostępu do mnóstwa drobnych informacji. Wynikało to również z owego legendarnego czarnego (a właściwie czarniejszego) tła, na którym łatwiej jest dostrzec (usłyszeć) bogactwo subtelności, najmniejsze zmiany w barwie, czy dynamice. Każdej z płyt (pośród tych dobrze zrealizowanych), nawet tych doskonale mi znanych, słuchałem więc z ciekawością i przyjemnością, od czasu do czasu odkrywając na nich detale, które wcześniej mi umykały.
Na koniec testu wróciłem do mojego interkonektu i kabli głośnikowych pozostawiając jednakże komplet kabli zasilających Metrum Lab Edge w systemie. Ich wpływ na brzmienie okazał się podobny także i w tym przypadku. One same sprawiały, że brzmienie robiło się bardziej energetyczne, zyskiwała jeszcze dynamika oraz precyzja/skupienie dźwięku. Czarniejsze tło poprawiało klarowność brzmienia, a to przekładało się na lepszy wgląd w głębsze warstwy nagrań i łatwiejszy dostęp do ogromnego bogactwa drobnych detali i subtelności. Słowem – przy zastosowaniu kompletu kabli Metrum Lab Edge sieciówki pełniły rolę kropki nad „i”, czy też klamry spinającej w spójną całość wpływ każdego z zastosowanych znakomitej klasy elementów, ale podobną, może nawet ważniejszą rolę potrafiły odegrać towarzysząc kablom, których używam na co dzień.
Podsumowanie
Podobnie jak w przypadku testowanego niedawno zestawu Tellurium Q Statement, czy Marohei Statement, Metrum Lab Edge zaprezentowały fantastyczną klasę, acz nieco odmienny charakter od wspomnianych konkurentów. Marohei, podobnie jak mój IC Hijiri Kiwami, to kable niebywale muzykalne, delikatnie ciepłe, acz jednocześnie wysoce rozdzielcze, czyste, spójne i gładkie. TelluriumQ Statement to z kolei maksymalna przejrzystość, ogromna ilość detali, najwyższa w tym gronie analityczność, ale połączona z odpowiednią dawką muzykalności. Metrum Lab Edge doskonale łączą naturalność z neutralnością bez dodawania czegokolwiek od siebie, niezwykle wysoką wierność (nagraniom) ze spójnością, nasyceniem i pięknie zaprezentowaną barwą. Motto, po które chętnie sięga Andrzej Grochowski, choć zapożyczone od innej profesji, czyli “Primum non nocere” (po pierwsze nie szkodzić) zostało zaimplementowane w kablach Metrum Lab Edge perfekcyjnie.
Testowane kable są nawet bardziej niż TelluriumQ skupione na przekazywaniu prawdy o nagraniach i systemie, w który je wpinamy. Im dłużej trwał odsłuch, tym jaśniejsze stawało się, że Metrum Lab Edge są bardziej przeźroczyste niż jakiekolwiek inne kable, których miałem okazję słuchać u siebie. Przez przeźroczystość rozumiem brak podbarwień, w pewnym sensie brak własnego charakteru, rozumianego jako sygnatura brzmieniowa nakładana w podobny sposób na każdy system. Dzięki temu są w stanie zaprezentować „prawdę, całą prawdę i tylko prawdę” i to od klasy odtwarzanych nagrań i używanego systemu będzie zależeć to, co popłynie do nas z głośników. Dlatego właśnie (choć ceny też odgrywają swoją rolę) są to kable przeznaczone do wysokiej, nawet bardzo wysokiej klasy, dopracowanych systemów bez większych słabości. Jeśli bowiem, czy to którykolwiek komponent, w tym pokój odsłuchowy, takowe mają, Metrum Lab Edge, zwłaszcza kabel głośnikowy, pokażą je na równi z zaletami. Jeśli jednakże czujecie, że w Waszym już świetnie brzmiącym systemie drzemią jeszcze jakieś rezerwy, to koniecznie wypróbujcie u siebie Metrum Lab Edge. Nie zmienią one charakteru brzmienia, nad którym od dawna pracowaliście, ale wydobędą z Waszego systemu jeszcze więcej jakości. Czegóż chcieć więcej?
Ceny (w czasie recenzji):
- Metrum Lab Edge IC (interkonekt analogowy) RCA 1m: 20.207,00 zł
- Metrum Lab Edge Speaker (głośnikowy) 2,5m: 86.784,00 zł
- Metrum Lab Edge Power (zasilający) 1,5m: 33.928,00 zł
Producent: METRUM LAB
Platforma testowa:
- Źródło cyfrowe: pasywny, dedykowany serwer z WIN10, Roon Core, Fidelizer Pro 7.10, karty JCAT XE USB i JCAT NET XE z zasilaczem FERRUM HYPSOS Signature, JCAT USB Isolator, zasilacz liniowy KECES P8 (mono), switch: Silent Angel Bonn N8 + zasilacz liniowy Forester.
- Przetwornik cyfrowo-analogowy: LampizatOr Pacific + Ideon Audio 3R Master Time
- Źródło analogowe: gramofon JSikora Standard w wersji MAX, ramię J.Sikora KV12, wkładka AirTight PC-3, przedwzmacniacze gramofonowe: ESE Labs Nibiru V 5 i Grandinote Celio mk IV
- Wzmacniacz: GrandiNote Shinai
- Przedwzmacniacz: AudiaFlight FLS1
- Kolumny: GrandiNote MACH4, Ubiq Audio Model One Duelund Edition
- Interkonekty: Hijiri Million, Hijiri HCI-20, TelluriumQ Ultra Black, KBL Sound Zodiac XLR, David Laboga Expression Emerald USB, TelluriumQ Silver USB, David Laboga Digital Sound Wave Sapphire
- Kable głośnikowe: LessLoss Anchorwave
- Kable zasilające: LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3
- Zasilanie: Gigawatt PF-2 MK2 i Gigawatt PC-3 SE Evo+; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
- Stoliki: Base VI, Rogoz Audio 3RP3/BBS
- Akcesoria antywibracyjne: platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot, Graphite Audio IC-35