Po testowanym niedawno znakomitym wzmacniaczu zintegrowanym typu SET opartym o magiczne triody 300B, Provocateurze, przyszedł czas na kolejne dzieło Roberta Rolofa i braci Grodeckich. Zapraszam na test przedwzmacniacza gramofonowego dla wkładek MM i MC, Closer Acoustics Flō. Tym razem bez lamp na pokładzie, ale magii nie zabrakło…
Wstęp
O firmie Closer Acoustics pisałem już nieco więcej przy okazji recenzji ich lampowego wzmacniacza zintegrowanego pracującego w układzie single ended z magicznymi triodami 300B w stopniu wyjściowym. To pierwsze spotkanie z produktem firmy z Jastrzębia Zdroju potwierdziło, że pan Jacek Grodecki i jego zespół wiedzą co robią. W ofercie od kilku już lat firma miała parę modeli wysokoskutecznych kolumn, w 2017 roku zaprezentowała SET, którego najnowszą, specjalną wersję niedawno dla Państwa przetestowałem (zobacz TU), a kilka miesięcy temu do portfolio dołączył nowy przedwzmacniacz gramofonowy (wcześniej jeszcze firma oferowała model o nazwie Stelvio). Korzystając z aktualnej oferty można więc złożyć już niemal kompletny (potrzebny jest jeszcze gramofon) system. Jednym z członków zespołu, który stworzył zarówno Provocateur’a jak i testowane phono jest dobrze znany w środowisku, przede wszystkim właśnie za sprawą przedwzmacniaczy gramofonowych, Robert Rolof. Był on autorem choćby Sensora Prelude RCMu, phonostage’y sprzedawanych pod własną marką, a teraz współpracuje także z Closer Acoustics. Pierwszym owocem tej kooperacji, jaki trafił do mnie, był wspomniany już Provocateur, drugim jest podmiot tego testu, nowy, aspirujący do miana referencyjnego, przedwzmacniacz gramofonowy Flō.
Rok 2020 zapamiętamy na długo przede wszystkim z powodu pandemii, ale i jej konsekwencji. Jedną z nich, na pewno nie najważniejszą w globalnej skali, ale dla branży audio i owszem, jest brak prezentacji, audiofilskich spotkań (przynajmniej tych większych) i wystaw. Zapewne na jednej z tych ostatnich, a sądząc po momencie ogłoszenia wprowadzenia nowego przedwzmacniacza gramofonowego, byłby to pewnie warszawski Audio Video Show, nastąpiłaby oficjalna premiera tegoż urządzenia. Ponieważ nie było to możliwe zainteresowanym pozostaje zapoznanie się z dostępnymi recenzjami, albo wycieczka do siedziby firmy, gdzie można posłuchać całego firmowego systemu. Dla tych, którzy nie czytali recenzji Provocateur’a pozwolę sobie raz jeszcze napisać, że filozofią Closer Acoustics jest oferowanie miłośnikom dobrego brzmienia możliwości zakupu niemal kompletnego systemu. Niemal, bo wybór źródła i wszelkich akcesoriów nadal leży po stronie przyszłego posiadacza takiego systemu, ale do dyspozycji może otrzymać przedwzmacniacz gramofonowy, wspomniany wzmacniacz zintegrowany i, wybraną pośród sześciu dostępnych modeli, parę kolumn, od których zaczęła się przygoda jastrzębskiej firmy z branżą audio.
Budowa i funkcje
Idea oferowania klientom całych systemów, nie będąca bynajmniej nowym „wynalazkiem”, to kwestia nie tylko stworzenia doskonale współbrzmiących komponentów, ale i w pełni pasujących do siebie w zakresie estetyki. Obie te kwestie są istotne, a jak ci, którzy mozolnie, czasem wręcz latami, budowali swoje wymarzone zestawy, doskonale wiedzą, nie jest to wcale łatwe zadanie. Kupując zestaw od jednego producenta można rozwiązać kwestię spasowania brzmienia i estetyki za jednym zamachem, że tak to ujmę. Oczywiście trzeba znaleźć takiego twórcę, którego urządzenia oferują dźwięk, wygląd oraz jakość wykonania i wykończenia zgodne z naszymi oczekiwaniami. Propozycja Closer Acoustics nie jest oczywiście uniwersalną odpowiedzią na potrzeby wszystkich potencjalnych nabywców, ale ci, którym filozofia brzmienia jastrzębskiej ekipy przypadnie do gustu, dzięki mnogości dostępnych rodzajów wykończeń pewnie nie będą mieli problemu z zaakceptowaniem estetyki.
W wersji, zarówno Flō jak i Provocateur’a, które otrzymałem do testów, boczne ścianki wykończono Alcantarą w takim samym, jasnym kolorze, natomiast górne i przednie panele to z kolei czarny akryl. Warto zauważyć, że pokrywa urządzeniu, podobnie jak w integrze, mocowana jest na magnesach, więc łatwo jest zajrzeć do środka urządzenia. Wracając do wykończenia – Alcantara to materiał dostępny w szerokiej gamie kolorystycznej, ułatwiającej wybór pasujący do indywidualnych wymagań, gustu, czy wystroju pokoju odsłuchowego. Można także zdecydować się na bardziej tradycyjne wykończenie oferowane przez Closer Acoustics od kilku lat, czyli piękne drewno (zamiast Alcantary). Obie wersje prezentują się znakomicie, a jakość wykonania i dbałość o najmniejsze nawet detale jasno pokazują, że śląska firma chce zaspokoić potrzeby estetyczne nawet najbardziej wymagających klientów.
Jak pokazuje wyposażenie Flō, jest to produkt uniwersalny, który będzie pracować z (niemal, bo pewnie jakieś wyjątki się znajdą) każdą wkładką MM bądź MC dostępną na rynku. Przedwzmacniacz wyposażono zarówno w tradycyjne wejście RCA, jak i rzadziej spotykane z gniazdami XLR. Jak podaje producent, Flō wykorzystuje autorskie rozwiązanie umożliwiające podłączenie symetrycznego sygnału z wkładki nawet przy użyciu przewodów RCA. Użytkownik ma również do dyspozycji dwa wyjścia – także RCA i XLR, a tylni panel uzupełnia pozłacany zacisk uziemienia oraz gniazdo zasilania do podłączenia zewnętrznego zasilacza. Testowane urządzenie wyposażono w niezbędne regulacje umożliwiające optymalną współpracę z wkładką. Za pomocą gałek na przednim panelu możemy bowiem wybrać m.in. impedancję, a do dyspozycji jest sześć wartości: 30, 75, 150, 400, 1000 i 47000Ω. Kolejnym pokrętłem wybieramy rodzaj (parametry) krzywej korekcji (oprócz tradycyjnej RIAA można korzystać z czterech innych: TELDEC, DECCA, COLUMBIA i CCIR). Korekcja jest przeprowadzana pasywnie w dwóch niezależnych stopniach, osobno dla niskich i wysokich częstotliwości. W przypadku krzywej RIAA zastosowano dodatkowy filtr korygujący działanie obwodu w zakresie 50kHz, a w torze sygnałowym zastosowano sprzężenie prądowe z pominięciem kondensatorów międzystopniowych.
Trzecia gałka pozwala ustawić odpowiednie wzmocnienie. Dla ułatwienia, wartości tego ostatniego parametru określane są za pomocą poziomu sygnału wyjściowego używanej wkładki (0,25, 0,4, 0,65, 0,9, 1,5 i 2,5 mV, czyli odpowiednio 73, 69, 65, 60, 55 lub 50 dB). Pozostałych wyborów dokonujemy za pomocą prostych przełączników także umieszczonych na froncie urządzenia, co znacząco ułatwia dostęp do nich. Za pomocą pierwszego (od lewej) wybieramy jedną z trzech wartości pojemności wejścia – 100, 200 lub 400 pF. Kolejnym włączamy/wyłączamy filtr subsoniczny, trzeci wskazuje tryb pracy – mono lub stereo, a ostatni wybiera aktywne wejście (RCA lub XLR).
Jak wspomniałem wcześniej, sekcja przedwzmacniacza wyposażona została w zewnętrzny, wysokiej klasy zasilacz. Jego obudowa nie jest może tak reprezentacyjna jak samego urządzenia, ale na tyle estetyczna by chowanie go w niewidocznym miejscu nie było konieczne. To układ symetryczny, w którym wykorzystano ultraszybkie diody prostownicze i poliestrowe kondensatory tłumiące zakłócenia wysokiej częstotliwości o charakterze impulsowym. Główną filtrację oparto natomiast o niskoimpedancyjne elektrolity firmy Panasonic o wydłużonej żywotności sięgającej 10000 godzin o łącznej pojemności ponad 50000 mikrofaradów. Dwustopniowa stabilizacja zasilania wyposażona została w układ zmniejszającym tętnienia napięcia o dodatkowe 15dB. Na wyjściu zasilacza wstawiono dodatkowy filtr zbudowany z kondensatorów polipropylenowych poprawiający jego charakterystykę impedancyjną. Zasilacz wyposażono w gniazdo IEC, umożliwiające użytkownikowi dobór kabla zasilającego. Oczywiście na wyposażeniu jest również kabel, którym łączymy zasilacz z przedwzmacniaczem, zakończony solidnymi wtykami.
Brzmienie
Nie sposób nie zauważyć od razu po podłączeniu Flō do systemu, że to kompletnie cichy przedwzmacniacz gramofonowy. Proszę mnie źle nie zrozumieć – kocham urządzenia lampowe, ale faktem jest, że niemal nigdy nie są one doskonale ciche, zwłaszcza gdy w grę wchodzi duże wzmocnienie sygnału, a o takim przecież mówimy w przypadku współpracy z wkładkami Moving Coil, czyli z ruchomą cewką. To jeden z powodów, dla których sam jestem posiadaczem dwóch phonostage’y tranzystorowych (drugim są ceny interesujących mnie lampowych), a i testowany flagowiec Closer Acoustics także należy do tej rodziny. Jak już pisałem we wcześniejszych paragrafach, to urządzenie dające użytkownikowi sporo opcji. Wejścia i wyjścia RCA i XLR, możliwość pracy w trybie mono, filtr subsoniczny, pięć krzywych korekcji i po sześć ustawień impedancji i wzmocnienia. Słowem, to wszechstronne urządzenie mogące współpracować z dowolną wkładką typu MC, nisko, ale również wysokopoziomową (jedną z opcji impedancji jest bowiem 47 kΩ), na dodatek bardzo proste i wygodne w obsłudze. Ja sprawdziłem możliwości polskiego przedwzmacniacza korzystając z mojego znakomitego gramofonu J.Sikora Standard Max z ramieniem tej samej marki, Kevlarowym KV12, w którym zamiennie pracowały: mój AirTight PC3 oraz, rozsądnie wyceniony, acz oferujący bardzo dobry stosunek jakości do ceny, ZYX Ultimate 100.
Od czasu zakupu tej płyty kilka miesięcy temu gram ją w czasie odsłuchu niemal każdego testowanego phonostage’a, gramofonu i wkładki (oczywiście słuchałem jej i ze swoimi). Nie zawsze trafia na talerz jako pierwsza, ale zwykle, czy to planuję czy nie, prędzej czy później się na nim pojawia. Mówię o krążku braci Olesiów, Marcina i Bartłomieja, zatytułowanym „Spirit of Nadir”. To krążek niezwykły, bo całe instrumentarium stanowią na nim kontrabas tego pierwszego i perkusja drugiego. Przy użyciu, na pozór, skromnych środków nasi mistrzowie swoich instrumentów opowiadają niezwykle barwną, wciągającą historię, zabierając słuchaczy w podróż na suchą i gorącą za dnia, acz zimną nocą pustynię, meandrując swobodnie między arabskimi i indyjskimi klimatami. Teoretycznie, jako że to tylko dwa instrumenty, zagranie tego albumu nie powinno być wielkim wyzwaniem dla żadnego systemu, czy komponentu. Tyle że z racji słuchania go z każdym phono, jakie przewinęły się przez mój system w ciągu owych kilku miesięcy, mogłem obserwować, jak wiele więcej z sygnału odczytanego przez igłę z rowków tej płyty wydanej przez Audio Anatomy, wydobywają te lepsze, a zwłaszcza te najlepsze.
Te ostatnie z dobrej (bo wcale nie należącej do najwyższej, audiofilskiej ligi) realizacji wyciągają zaskakującą wręcz ilość informacji i składają je w płynną, spójną, fascynującą, brzmiącą momentami bajecznie wręcz przestrzennie, relaksacyjną opowieść muzyczną. Flō to jeden z dwóch odsłuchiwanych w tym czasie przedwzmacniaczy, które z tej muzyki stworzyły prawdziwy spektakl przykuwający uwagę od pierwszej do ostatniej nuty, pomimo pewnych niedoskonałości technicznych nagrania. Drugim, gwoli jasności, było Phono Enhancer Thoeressa (zobacz TU), a więc urządzenie, w przeciwieństwie do testowanego, lampowe. Pisząc „lampowe” mam na myśli faktyczną konstrukcję, a nie brzmienie, jako że wśród tych dwóch, słuchając zarówno tego albumu, jak i wielu następnych, ze względu na dźwięk płynący z głośników, prędzej to Flō określiłbym tym mianem. Dodam jeszcze, że nie chodzi mi o żadne stereotypy, tylko o faktyczne najlepsze cechy tej technologii.
Wyjątkowa, ale prawdziwa, a nie wymuszona, czy dodana przez system, gładkość i spójność brzmienia to tylko część z nich. Przestrzenność, czyli w tym przypadku umiejętność wykreowania dużej, sprawiającej wręcz wrażenie w pełni otwartej, przestrzeni wokół dwóch instrumentów i wypełnienie jej powietrzem, to kolejna iście lampowa cecha. Pełne, dociążone, naturalne brzmienie, ponadprzeciętna mikro-dynamika, czy długie wybrzmienia również bardziej kojarzą mi się z dobrymi lampami (co nie znaczy, że tranzystory są tych zalet pozbawione). Niemniej już szybkość transjentów, umiejętność pokazania twardego szarpnięcia struny, mocy i twardości uderzenia pałeczki w świetnie różnicowane blachy, to zwykle domena urządzeń opartych o kwarc. Ujmując rzecz prościej – Flō na tej płycie zaoferował dojrzały, pełny dźwięk wysokiej próby, łącząc w swojej prezentacji cechy przypisywane zwykle zarówno lampowym, jak i tranzystorowym phonostage’om. A przecież polskie phono nie jest konstrukcją hybrydową, a to one zwykle starają się (z różnym skutkiem) połączyć najlepsze cechy obu światów.
Kolejny krążek, doskonale mi znany, a teraz odsłuchiwany w ramach testu, nagrany w 1975 roku dla wytwórni Pablo przez trzech znakomitych muzyków, Milta Jacksona, Joe Passa i Raya Browna, „The Big 3”, to z kolei, w wydaniu Flō, popis przede wszystkim dźwięczności wibrafonu. To jeden z tych instrumentów, z którymi tranzystorowe phonostage nie zawsze dobrze sobie radzą. Flō zaprezentował go wybornie – niezwykle dźwięcznie, ale bez agresji, bez grama choćby sztucznej ostrości, czy szorstkości, jednocześnie dbając o naturalnie długie wybrzmienia, o otwartość i swobodę dźwięku. Kontrabas mojego ulubieńca, Raya Browna, na tym krążku brzmi, powiedziałbym, skromnie – struny szarpane są raczej delikatnie, nie ma tak dużo pudła, jak to bywa na innych krążkach mistrza, nie było więc okazji ocenić, jak nisko przedwzmacniacz Closer Acoustics potrafi zejść, jak dobrze dociążyć najniższe dźwięki. Podobnie zresztą rzecz miała się z gitarą Passa, delikatną, melodyjną, płynną, pozbawioną wyostrzeń, czy gitarowego „brudu”. Sposób grania tych dwóch muzyków, delikatny choć pełny, barwny, imponujący raczej mikro- niż makro-dynamiką, dość jasno promował wibrafon Jacksona, a zważywszy, jak przekonująco potrafił on zabrzmieć z testowanym przedwzmacniaczem, nie sposób było mi z tego robić zarzutu tej realizacji. Zresztą tak właśnie ów krążek brzmiał za każdym razem odsłuchiwany na najlepszych phonostage’ach, jakie u mnie gościły. Czegóż więc więcej mógłbym wymagać od Flō?
Wydany przez Adama Czerwińskiego (AC Records) krążek z muzyką Jarka Śmietany potwierdził, że Flō to granie gęste, dociążone, barwne, a każdy instrument ma z nim odpowiednią masę i wielkość. Podobnie jak lampowi konkurencji, flagowiec Closer Acoustics właśnie te cechy wydaje się stawiać na pierwszym miejscu. Wiele tranzystorowych konstrukcji promuje bardziej szybkość, przejrzystość, makro-dynamikę, czy potęgę uderzenia. Polskiemu phono niczego nie brakuje w tych aspektach, prezentuje je wręcz znakomicie, ale to nie na tych cechach w przypadku tego krążka się skupia, to nie one są tu najważniejsze. Jego brzmienie łatwo jest określić mianem „ciemnego”, tyle że to ta wersja „ciemnej prezentacji”, która charakteryzuje większość urządzeń z najwyższej półki. Owo wrażenie bierze się bowiem z świetnej rozdzielczości, płynącej z niej ogromnej ilości informacji, co z kolei przekłada się na wyjątkowe nasycenie i gęstość dźwięku, a te, zwłaszcza w połączeniu z iście lampową gładkością, odbierane są często jako „ciemny dźwięk”. Tyle że tu słychać to wyjątkowe połączenie tej cechy z imponującą czystością i otwartością dźwięku. Dlatego, choć owa gęstość i dociążenie dotyczyły również tonów wysokich, a każda blacha uderzona pałeczką przez samego Adama Czerwińskiego, miała swoją wagę, to jednocześnie brzmiała inaczej niż pozostałe. Każde uderzenie było dobrze różnicowane, a poszczególne dźwięki pięknie, długo, swobodnie wybrzmiewały w dużej otwartej, pełnej powietrza przestrzeni sceny.
Zachęcony tak dobrym brzmieniem perkusji na tym krążku sięgnąłem po kolejne znakomite realizacje z tym instrumentem – „Dreams nightmares and improvisations” Chada Wackermana, „Acoustic Room 47”, czy koncert tria Blicher Hemmer Gadd zarejestrowany na płycie„Motor runnin’”. Warto było ich posłuchać właściwie dla każdego pojawiającego się na nich elementu, ale to właśnie perkusje we wszystkich przypadkach wyjątkowo błyszczały, dosłownie i w przenośni. Dosłownie, bo tak dźwięcznych, czystych, rewelacyjnie różnicowanych blach próżno szukać w innych nagraniach, pod warunkiem oczywiście, że system potrafi to w tak naturalny, prawdziwy sposób oddać. W czym oczywiście Flō odegrał niebagatelną rolę wpisując się w ten sposób znowu w brzmienie, które mi kojarzy się z najlepszymi lampowymi konstrukcjami spod znaku Kondo, AudioTekne, Air Tighta, czy wspomnianego Thoeressa. Tyle, że phono Closer Acoustic przyczyniło się również do oddania szybkości i impetu, mocy uderzenia pałeczek w bębny, zaprezentowanych w odpowiednio twardy, a jednocześnie sprężysty sposób. Kolejny raz więc usłyszałem połączenie najlepszych cech, znanych z odsłuchów przedstawicieli świata lamp i tranzystorów.
Na drugim ze wspomnianych wyżej krążków pojawiają się także wokale, m.in. Anny Marii Jopek, co dało okazję Flō by sięgnąć głęboko do jego „lampowej” natury. Nie było to aż tak namacalne, obecne brzmienie, jak z najlepszych przedwzmacniaczy lampowych (choćby Kondo), ale po pierwsze, jedno z najlepszych, jakie zdarzyło mi się słyszeć z tranzystorów, a po drugie obiektywnie, niezależnie od technologii, świetne. Słuchając polskiej artystki, a później Evy Cassidy, czy Leontyny Price (oczywiście w niezapomnianej roli Carmen) ze zdziwieniem odbierałem to, jak doskonale zostały oddane ich głosy. Rzecz zarówno w aspektach czysto technicznych, co nie było niespodzianką, ale i w poziomie ekspresji, w temperaturze emocji, w czym przecież niepodzielnie (jam mi się wydawało) królują lampy. A jednak Flō opowiedział historię pięknej Carmen w sposób, któremu nie sposób było się oprzeć, od której nie dało się oderwać.
Nieco bardziej, trzymając się przyjętego konwenansu, tranzystorowe oblicze, Flō pokazał grając kilka (po prostu było tak dobrze, że na jednej nie mogło się skończyć) płyt Rodrigo y Gabrieli. Tzn. z jednej strony niczym rasowa lampa imponował doskonałą prezentacją barwy, wybrzmień, powietrza otaczającego instrumenty, ale z drugiej, zachwycił mnie umiejętnością reprodukcji dominującego w tej muzyce niezwykłego poziomu energii, który jest swego rodzaju znakiem rozpoznawczym meksykańskiego duetu. Szybkość, czy raczej natychmiastowość wręcz każdego szarpnięcia struny, akordu, czy stuknięcia w pudło, różnicowanie, wybuchowa dynamika i ten unikalny styl grania na gitarze, jakby była instrumentem perkusyjnym – w każdym z tych elementów, w sporej mierze dzięki Flō, to co płynęło z głośników przywoływało wrażenia, które wryły mi się w pamięć w czasie koncertu RyG. A że koncerty są jednym z tych elementów życia, których najbardziej mi w tym roku brakuje, więc słysząc tak dobre odtworzenie tej muzyki kładłem na talerz jeden ich album za drugim. A później kolejne koncertowe krążki, z których każdy potwierdzał, jak wysoki poziom energii potrafi wygenerować polskie phono. Niewiele znanych mi urządzeń robi to aż tak dobrze. Jeszcze sporo lepszy w tym względzie jest przedwzmacniacz Tenor Audio, tyle że kosztuje kilka razy więcej, więc pozostaje poza zasięgiem zdecydowanej większości audiofilów, a ja (niestety) nie jestem w tym względzie wyjątkiem. Flō może więc śmiało być, nie tanią, ale dużo rozsądniej wycenioną alternatywą dla miłośników poziomu energii zbliżonego, na ile to w warunkach domowych możliwe, do koncertowego.
Już na wspomnianych płytach RyG zwróciłem uwagę na to, jak, mimo pozornie dość łagodnego charakteru, twardą ręką, że tak to ujmę, Flō prowadzi odtwarzany dźwięk. Nie jest to najbardziej konturowo, czy najtwardziej grające phono, jakie znam, ale trudno się w jego brzmieniu doszukać choćby najmniejszego poluzowania kontroli nad prezentacją niezależnie od tego, co zapisano na danym krążku. Owszem, gdy puści się płytę z „rozlazłym” basem testowane phono samo z siebie tego nie skoryguje, ale i tak wypadnie on lepiej niż z większością znanych mi konkurentów (choć akurat mój ESE Lab Nibiru w tym względzie mu dorównuje). Niemniej przecież skupiamy się zwykle na nagraniach dobrej jakości. A w nich, jak na wspomnianym krążku Wackermanna, bass będzie twardy, zwarty, sprężysty, ale gdy na basie leniwie zagra Ray Brown (już na innej płycie, rzecz jasna) to niskie tony będą miały naturalnie miękki, delikatnie ciągnący się charakter. Gdy z kolei na trąbce przytnie wielki Miles Davis, czy niepowtarzalny Hugh Masakele to w odpowiednich momentach uszy zostaną potraktowane tą charakterystyczną szorstkością, nawet ostrością tego instrumentu, by po chwili zabrzmieć równie pięknie, choć miękko i matowo. Oba momenty wypadną z Flō równie przekonująco, równie prawdziwie.
I tak jest właściwie z każdym instrumentem. Oczywiście dotyczy to w pierwszym rzędzie akustycznych, bo Keith Jarret, ale i Lang Lang zachwycali swoją grą na fortepianach, a te potęgą i dźwięcznością brzmienia. Trombone Shorty porywał mnie niepowtarzalną energią swojego puzonu, a Adderley Cannoball czarował delikatnością saksofonu. Niemniej gdy przyszło do krążka Stanleya Clarke’a to nie tylko jego kontrabas, ale i elektryczna gitara basowa robiły wrażenie realizmem i potęgą brzmienia. Rockowe płyty Floydów, Zeppelinów, Marillionu czy Dire Straits brzmiały odpowiednio „ciężko”, świetnie prowadzone były tempo i rytm, a brzmienie było gęste i odpowiednio, jak na takie granie przystało, „brudne” dowodząc, że Flō żadna muzyka nie jest straszna i każdą potrafi wiernie odtworzyć. Co ważne, polskie phono bardzo dobrze odtwarzane albumy zróżnicuje, ale nie będzie bezwzględne dla nieco słabszych realizacji, jednocześnie wydobywając to, co najlepsze, z topowych.
Podsumowanie
Closer Acoustics Flō to nie dość, że uniwersalny, wysoce funkcjonalny, świetnie wyglądający i wykonany przedwzmacniacz gramofonowy, to na dodatek, a może przede wszystkim, imponujący, a często nawet zachwycający brzmieniem. Choć na jego pokładzie lamp nie ma, to jednak w jego brzmieniu można znaleźć nie tylko wszystkie najważniejsze cechy, czy zalety urządzeń tranzystorowych, ale i te, które przypisywane są (zasadniczo słusznie) bańkom próżniowym. Dlatego właśnie imponuje rozmachem i precyzją, niskim zejściem energetycznego basu, makro-dynamiką, czy wysokim stopniem uporządkowania prezentacji, ale jednocześnie popisuje się chętnie przestrzennością, otwartością, mikro-dynamiką, gładkością, płynnością i ekspresyjnością grania na poziomie, który trudno jest znaleźć w urządzeniach półprzewodnikowych (poza najlepszymi). Słowem, to zawodnik z naprawdę wysokiej półki. Miałem okazję słuchać kilku jeszcze lepszych, ale kosztowały one od kilku do kilkunastu razy więcej i w tym kontekście, polskie phono to także urządzenie atrakcyjnie wycenione. Dodam jeszcze tylko, że zestawienie Flō z Provocateur’em, którego miałem okazję dłużej posłuchać, jest wyjątkowo udane, jako że razem mają do zaoferowania jeszcze szlachetniejsze, bardziej wyrafinowane brzmienie niżby to wynikało z prostej sumy ich zalet. Jeśli więc szukacie przedwzmacniacza gramofonowego o niebanalnym dizajnie, eleganckiego, a jednocześnie wysoce funkcjonalnego i doskonale brzmiącego, Closer Acoustics Flō powinien trafić na krótką listę tych, których zdecydowanie warto posłuchać.
Specyfikacja (wg. Producenta):
- Pasmo przenoszenia (RIAA): 15-50000Hz (+/-0,4dB)
- Pasywna korekcja:
1) RIAA
2) CCIR
3) COLUMBIA
4) DECCA
5) TELDEC - Separacja kanałów: >64dB
- Zniekształcenia THD: 0,06%
- Obciążenie wejściowe: 47KΩ – 1KΩ – 400Ω –150Ω – 75Ω – 30Ω
- Wzmocnienie: 50dB – 55dB – 60dB – 65dB – 69dB – 73dB
- Pojemność wejściowa: 100pF – 200pF – 400pF
- Filtr subsoniczny: 15Hz (-18dB)
- Przełącznik trybu pracy wejścia: zbalansowany/niezbalansowany
- Przełącznik trybu pracy: mono/stereo
- Przełącznik wejść: XLR/RCA
Cena (w czasie recenzji):
- Closer Acoustics Flō: 44.000 zł
Producent: CLOSER ACOUSTICS
Platforma testowa:
- Źródło cyfrowe: pasywny, dedykowany PC z WIN10, Roon, Fidelizer Pro 7.10, karta JPlay Femto z zasilaczem bateryjnym Bakoon, JCat USB Isolator, zasilacz liniowy Hdplex.
- Przetwornik cyfrowo-analogowy: LampizatOr Pacific +Ideon Audio 3R Master Time
- Źródło analogowe: gramofon JSikora Standard w wersji MAX, ramię J.Sikora KV12, wkładka AirTight PC-3, przedwzmacniacze gramofonowe: ESE Labs Nibiru V 5 i Grandinote Celio mk IV
- Wzmacniacze: GrandiNote Shinai, LampizatOr Metamorphosis, Art Audio Symphony II (modyfikowany),
- Przedwzmacniacz: AudiaFlight FLS1
- Kolumny: GrandiNote MACH4, Ubiq Audio Model One Duelund Edition
- Interkonekty: Hijiri Million, Hijiri HCI-20, TelluriumQ Ultra Black, KBL Sound Zodiac XLR, David Laboga Expression Emerald USB, TelluriumQ Silver USB
- Kable głośnikowe: LessLoss Anchorwave
- Kable zasilające: LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3
- Zasilanie: Gigawatt PF-2 MK2 i Gigawatt PC-3 SE Evo+; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
- Stoliki: Base VI, Rogoz Audio 3RP3/BBS
- Akcesoria antywibracyjne: platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot