O tym jak piękne bywają rewizyty, czyli Michael Plessmann z SoundSpace System odwiedza siedzibę J.Sikora w uroczym Lublinie i co z tego wynikło.
Być może część z Państwa pamięta moją relację z wyprawy do Berlina, która odbyła się nieco ponad rok temu (jej opis znajdziecie TU). Wraz z Januszem i Robertem Sikora i ich fantastycznym gramofonem J.SIKORA Standard Max wyposażonym w genialne firmowe ramię KV12 (recenzję znajdziecie TU, odwiedziliśmy wówczas Michaela Plessmanna, szefa marki SOUNDSPACE SYSTEMS, której kolumny miałem okazje testować (recenzję środkowego modelu Pirol można znaleźć TU, a najmniejszego o nazwie Robin TU). Idea tej wyprawy była prosta – byłem od pewnego już czasu posiadaczem znakomitego gramofonu i ramienia J.Sikora, doskonale znałem więc ich wartość. Gościłem u siebie również dwa modele kolumn SoundSpace Systems, a największego, Aidoni, słuchałem w systemie konstruktora rok wcześniej, więc i w tym przypadku wiedziałem, że to produkty najwyższej klasy. Plus, znając już wszystkich panów jako wielkich fanów muzyki i po prostu ciekawych ludzi, uznałem, że warto by i oni poznali się nawzajem oraz produkty drugiej strony.
Prywatna świątynia muzyki Janusza z Pirolami na gościnnych wystepach
Jeśli do tej pory nie czytaliście Państwo tamtej relacji zachęcam do skorzystania z podanego powyżej linku. Ujmując rzecz krótko – w efekcie tamtego spotkania Michael zakupił dwa gramofony J.Sikora – Reference’a i Standarda Max, oba z ramionami KV12 rzecz jasna, oraz z topowymi zasilaczami. Janusz i Robert Sikora z kolei uznali, że para Piroli będzie dokładnie tym, czego potrzebują, do optymalnej prezentacji swoich produktów w (wtedy jeszcze na etapie planowania) firmowym salonie w Lublinie. Dla mnie ich wybory były jedynie potwierdzeniem mojej oceny produktów obu firm. Michael prezentuje swoje kolumny potencjalnym klientom we własnym domu – jest to więc jednocześnie jego prywatny system, na którym na co dzień słucha muzyki. J.Sikora Reference miał więc być zarówno narzędziem pracy pomagającym zaprezentować pełny potencjał Aidoni, Piroli i Robinów, jak i elementem wzbogacającym jeszcze doznania muzyczne w wolnym czasie. Janusz i Robert z kolei od pewnego czasu pracowali nad stworzeniem salonu odsłuchowego w siedzibie firmy, gdzie produkowane są gramofony i ramiona, a Pirole okazały się spełniać ich wyśrubowane oczekiwania wobec kolumn, które potrafiłyby pokazać pełną klasę ich produktów.
Sztuka w świątyni sztuki
Minął kolejny rok pandemii od czasu, gdy spotkaliśmy się w Berlinie i w końcu, pamiętając jak dobrze się tam bawiliśmy, zdecydowaliśmy się spotkać ponownie. Tym razem jednakże to Michael przyjechał do Polski. Rozpoczął od wizyty w Warszawie, gdzie odwiedził jednego z pierwszych swoich klientów, by zupgradować jego Pirole. Od czasu ich powstania udało mu się bowiem opracować kilka poprawek, które podniosły klasę brzmienia jeszcze nieco wyżej. Następnego dnia rano zabrał mnie swoim samochodem i ruszyliśmy do Lublina by odwiedzić siedzibę firmy J.Sikora. Jak się okazało, podróżowała z nami również para najmniejszego modelu kolumn SoundSpace Systems, czyli Robiny (także nieco jeszcze zmodyfikowane od czasu mojej recenzji), jako że Michael chciał i je zaprezentować Januszowi i Robertowi. Jeśli śledzicie Państwo profil J.Sikora w mediach społecznościowych mogliście zobaczyć zdjęcia ogromnego dźwigu, z pomocą którego Pirole trafiły do pokoju odsłuchowego Janusza (przez balkon). Jak wspomniałem, docelowo mają one trafić do salonu odsłuchowego, ale ponieważ jego realizacja się opóźnia (z powodów kłopotów z dostępnością szeregu materiałów i elementów), więc nasz gospodarz zdecydował się w tak karkołomny sposób zainstalować je we własnym pokoju. Tam zastąpiły one jeszcze większe paczki marki ASW. Powierzchnia tego pokoju (20 mkw) wydawała się nieco zbyt mała dla Piroli i stąd pomysł zabrania Robinów.
Piękne Pirole
Podróż z Warszawy do Lublina zajęła nam niecałe dwie godziny, więc na miejscu byliśmy przed południem. Nasi gospodarze oprowadzili nas po zakładzie produkcyjnym pokazując „gdzie dzieje się magia”, której finalnym efektem są ich fantastyczne gramofony i ramiona. Naprawdę ciekawym doświadczeniem było zobaczenie, a przynajmniej zdanie sobie sprawy z tego, że wszystkie te jedne z najlepszych na świecie, dopracowane w najdrobniejszych szczegółach, perfekcyjnie wykonane i tak doskonale brzmiące metalowe urządzenia (gramofony) powstają z wielkich „brzydkich” kawałów metali. Jest to niezwykle żmudny, czasochłonny, wymagający siły i ogromnej precyzji proces, ale efekt końcowy w postaci gotowych produktów jest po prostu zachwycający. Swoją drogą sporo zmieniło się od czasu rozpoczęcia produkcji gramofonów, jako że na początku były one działalnością uboczną firmy, ale z czasem stały się główną i jedyną. Panowie nie tylko zainwestowali znaczące środki w odpowiednie maszyny, urządzenia, profesjonalne projekty (np. sterownika gramofonu), ale rozszerzyli jeszcze gamę elementów, które produkują sami dodając do niej nawet takie drobiazgi, jak winda do ramienia. Trudno było nie podziwiać umiejętności pracowników precyzyjnie tnących, obrabiających, czy polerujących metalowe (i nie tylko ) elementy, jak również nieziemską cierpliwość tych, którzy zajmują się ramionami (zwłaszcza ich okablowywaniem).
A któż to spogląda na nas z lustrzanego odbicia?
Być może pamiętacie Państwo, że w relacji z berlińskiego spotkania, znalazła się zapowiedź nowego produktu SoundSpace Systems. Otóż Michael pokazał nam wówczas przedprodukcyjną wersję najmniejszego modelu Robin. Panowie Sikora najwyraźniej nie chcieli być gorsi, jako że w czasie zwiedzania zakładu Janusz z dumą zaprezentował mi nie jedną, a dwie nowości. Żadna nie ma jeszcze wyznaczonej daty premiery, ale wiadomo, że pierwsza pojawi się nowa wersja, określana roboczo mianem „Premium”, znanego już ramienia KV12. Sam używam tego unipivota już od circa półtora roku i nadal zachwyca mnie jakość serwowanego przezeń klasy brzmienia, zarówno z moją, jak i wieloma, także sporo jeszcze droższymi, testowanymi wkładkami. Rurka ramienia wykonana jest z kevlaru, co jest unikalnym rozwiązaniem na skalę światową. Oryginalną wersję okablowano srebrnymi przewodnikami najwyższej klasy dostarczanymi przez inną znaną polską firmę, Albedo.
M.in. phono i przedwzmacniacz liniowy autorstwa Janusza, które niestety nigdy nie trafią na rynek
Tyle że… jakiś czas temu Januszowi zarekomendowano wypróbowanie innego przewodnika – tym razem miedzi OCC o czystości 6N pokrytej 24-ro karatowym złotem. Ramienia z tym okablowaniem, prototypu wykonanego przez Janusza, mieliśmy posłuchać później w jego pokoju. Dobry miesiąc temu, w czasie rozmowy telefonicznej, usłyszałem już od naszego konstruktora, że klasa brzmienia KV12 uzyskiwana z tym okablowaniem jest, jego zdaniem, jeszcze wyższa. Wynikiem tego eksperymentu będzie więc dostępna w ciągu kilku miesięcy nowa wersja wielokrotnie nagradzanego KV12. Po jej wprowadzeniu dostępne będą obie wersje, acz spodziewam się (to nie jest oficjalna informacja!), że skoro nowe okablowanie podnosi klasę dźwięku, to cena może to odzwierciedlać.
Od pewnego czasu trwają również pracę nad jeszcze jedną nowością także planowaną na przyszły rok, ale na pewno zostanie ona zaprezentowana po nowej wersji KV12. Cóż to takiego? Jeszcze jedno ramię, także z kevlarową rurką, ale tym razem 9-calowe. Ogólnie rzecz biorąc, koncepcja jest podobna jak istniejącego 12-calowego ramienia, niemniej krótsza rurka to choćby mniejsza średnica, a ponieważ rurka ma kształt stożkowaty (zwężający się ku główce) wykonanie takowej jest jeszcze trudniejsze i wymagało opracowania nowej metody wykonania. Inna długość będzie miała zapewne pewien wpływ na charakter brzmienia, ale Janusz już teraz zapewnia, że o klasę uzyskiwanego z nim dźwięku nie należy się martwić. Można mieć nadzieję, że cena tej wersji będzie nieco niższa niż dłuższego ramienia, a to może otworzyć furtkę dla większej ilości miłośników winylowego brzmienia z najwyższej półki.
Fantastyczny, upgradowany w porównaniu do oryginalnej wersji monoblok na “diabełkach”
Wycieczka po zakładzie produkcyjnym objęła również pomieszczenie, które już w niedalekiej przyszłości stanie się pokazowym salonem odsłuchowym. Z powodu kłopotów z dostępnością różnych materiałów realizacja złapała pewne opóźnienie, ale niektóre elementy, takie jak: specjalne, dźwiękoszczelne okno, czy super-cichą klimatyzację, udało się już zainstalować. Robert pokazał nam na ekranie laptopa wizualizację ostatecznego kształtu tego pokoju. Wygląda na to, że będzie to miejsce nie tylko wysoce reprezentacyjne, ale i przyjazne i zachęcające do spędzania w nim czasu na słuchaniu muzyki. Coś mi się wydaje, że gdy tylko uda się je skończyć wybiorę się tam znowu i to zapewne nie raz Centralnym elementem pokoju będzie oczywiście system audio, w którym prezentowane będą przede wszystkim produkty J.Sikora. Jasne jest już także, że wspierać je będą znakomite, pół-aktywne Pirole SoundSpace Systems. Firma J.Sikora od pewnego czasu współpracuje również z innym znanym polskim producentem, LAMPIZATOREM (a pan Łukasz Fikus używa gramofonu Janusza Sikory w swoim systemie odsłuchowym), więc jest spora szansa, że przedwzmacniacz gramofonowy tej marki znajdzie się wśród prezentowanych urządzeń.
Panowie Sikora ciągle jeszcze zastanawiają się nad resztą elektroniki niezbędnej by gramofony i kolumny mogły zagrać i to zagrać optymalnie. Niestety (!) nie ma szans na produkcję ani wzmacniaczy lampowych, ani przedwzmacniacza, ani phono J.Sikora, których już niedługo mieliśmy okazję posłuchać z prywatnym pokoju Janusza, a które i część Państwa może znać z kilku prezentacji na Audio Video Show. Rzeczone wzmacniacze pochodzą z „dawnych czasów” – niektórzy pewnie pamiętają markę Burdiak-Sikora, która funkcjonowała na rynku kilkanaście (a może to już kilkadziesiąt?) lat temu. Sam Janusz zaprojektował i zbudował do tych monobloków własny przedwzmacniacz liniowy i doskonałe phono. Tyle że, gdy rozpoczął właściwą produkcję gramofonów i ramion, zdecydował skupić się wyłącznie na nich, rezygnując jednocześnie z produkcji elektroniki. Jak miał wkrótce pokazać odsłuch – wielka szkoda!
Właśnie tak szybko Janusz zmienia stronę każdej doskonale brzmiącej płyty…
Po zakończeniu zwiedzania udaliśmy się do prywatnej „jaskini” Janusza. Można by pomyśleć, że używa on w niej samych swoich topowych produktów, tymczasem… Gramofon to jeden z prototypów z czasów, gdy jeszcze prowadzone były eksperymenty z różnymi rodzajami metalu. Cechą charakterystyczną tego egzemplarza są elementy wykonane z brązu. Na decku zamontowane są dwa ramiona KV12. Jedno to prototyp oryginalnej wersji, bez później wprowadzonych ulepszeń, które dziś są standardem. Drugie to z kolei dokładnie to, z pomocą którego Janusz oceniał przydatność okablowania z pozłacanej miedzi – słowem też na dobrą sprawę prototyp. Im dłużej słuchaliśmy, tym jaśniejsze stawało się, że nie ma to żadnego znaczenia – dźwięk był po prostu doskonały. Zostawmy jednakże jeszcze na chwilę brzmienie i wróćmy do systemu. Gramofon wspierały wspomniane wcześniej, udoskonalone jeszcze w stosunku do oryginałów, monobloki Burdiak-Sikora na słynnych diabełkach, czyli lampach 6S33S (albo 6C33C) w stopniu wyjściowym. Wcześniej sygnał trafiał do także już wspomnianej własnej konstrukcji Janusza – przedwzmacniacza gramofonowego Stereo Phono Preamplifier i dalej do przedwzmacniacza liniowego także jego autorstwa o nazwie Supermalloy Transformer Preamplifier (jak sugeruje nazwa korzystającego z doskonałych transformatorów z rdzeniami z Permalloyu).
W swoim systemie Janusz używa przede wszystkim kabli kolejnego polskiego producenta – Juliana Soja (SOYATON),który jest dostawcą przewodnika z miedzi 6N OCC pozłacanej 24-karatowy złotem, wykorzystywanego w nowy okablowaniu KV12. W czasie odsłuchu korzystaliśmy co prawda z kabli głośnikowych Van den Hula, ale jedynie dlatego, że akurat głośnikowe pana Juliana Janusz pożyczył do odsłuchu jednemu ze znajomych. Za odpowiednią jakość prądu odpowiada wielkie trafo separujące (na zdjęciach na froncie) oraz topowy kondycjoner Gigawatta. Te wielkie głośniki, które możecie Państwo zobaczyć ukryte w pokrowcach, ustawione w kątach pokoju za Pirolami, to używane przez Janusza ASW. Tyle że od czasu, gdy Pirole trafiły (tymczasowo) do tego pokoju, to one są pierwszym wyborem naszego gospodarza. Jak mi powiedział, (niby żartem, ale czy aby na pewno?) nie jest wcale pewny, że będzie się w stanie z nimi rozstać, gdy przyjdzie czas przenieść je do firmowego salonu na dole. Co tylko dowodzi, jak wysoko sobie ceni dzieła Michaela Plessmanna.
Panowie zdecydowanie dobrze się bawią
W „starszym” ramieniu KV12 zamontowana była niedroga (acz zdaniem Janusza, absolutnie wystarczająca) monofoniczna wkładka Audiotechniki, której użyliśmy do odtworzenia dwóch, czy trzech płyt mono. W głównym (tym z nowym okablowanie) natomiast fantastyczna Murasakino Sumile MC (jej recenzję mojego autorstwa możecie przeczytać TU), która w mojej opinii jest jedną z najlepszych, jeśli nie najlepszą, jakiej do tej pory u siebie słuchałem. Gdy wszedłem do pokoju, odniosłem wrażenie, że to może być jednak nieco zbyt mały pokój dla Piroli. Zapomniałem o tej wątpliwości, gdy tylko z głośników popłynęły pierwsze takty pierwszej płyty. Jasne było bowiem, że podobnie jak w moim, niewiele większym (24 mkw), choć wyraźnie wyższym, pokoju radziły sobie doskonale serwując nam potężny, nisko schodzący, barwny, świetnie różnicowany, a przy tym czyściutki, zwarty i szybki bas. Co ważne, mimo tak znakomitej prezentacji dolnej części pasma nie było mowy o jej dominacji nad resztą. Średnica i tony wysokie korzystały z doskonałej podstawy basowej, by budować spójne, wciągające, wyrafinowane brzmienie i to niezależnie od rodzaju muzyki. Moje pierwsze wrażenia z odsłuchu ramienia z okablowaniem z pozłacanej miedzi mówiły mi z kolei, iż dźwięk jest nieco gęstszy, jeszcze bogatszy, który przez to wydawał się być troszkę cieplejszy/ciemniejszy niż doskonale mi znana wersja ze srebrnym okablowaniem. Po dłuższym odsłuchu stało się dla mnie jednakże jasne, iż dźwięk z tej wersji jest co najmniej równie rozdzielczy, precyzyjny i otwarty, jak z oryginalną wersją ramienia.
Nasz kolejny wspólny odsłuch i tym razem był niezwykle ciekawy także dlatego, że ani Janusz ani Michael nie należą do producentów, którzy do prezentacji własnych produktów używają jedynie najlepszych wydań, samplerów, jedynie jazzu, wokali i klasyki. Obaj są wielkimi fanami muzyki i to bardzo różnorodnej i uważają, że budowane przez nich komponenty powinny zapewniać realistyczną, angażującą prezentację niezależnie od tego, czy słucha się wyrafinowanego jazzu, klasyki, czy raczej „brudniejszego” bluesa, rocka, czy nawet metalu. Dlatego obok topowych realizacji Impexu („Friday night in San Francisco” czy „Cafe blue” Patricii Barber), słuchaliśmy (z nie mniejszą satysfakcją) starych polskich wydań, choćby fantastycznego koncertu SBB.
Monofoniczna AudioTechnica na drugim ramieniu także przydała się w kilku przypadkach
System Janusza wspomagany Pirolami bez wysiłku oddał perfekcję realizacji i tłoczenia krążków Impexu, ale i album SBB, zdecydowanie nieaudiofilski, zabrzmiał tak energetycznie, tak dynamicznie, tak prawdziwie, że jakiekolwiek słabości natury technicznej wynikające z realizacji, tłoczenia, czy po prostu zużycia słuchanej wielokrotnie płyty, nie miały żadnego znaczenia. Co więcej, przy jego odtwarzaniu potencjometr w przedwzmacniaczu powędrował daleko w górę skali i nie zrobiło to najmniejszego nawet wrażenia na Pirolach ani na gramofonie. Już w swoich recenzjach pisałem, że kolumny SoundSpace System sprawiają wrażenie, że są w stanie zagrać dowolnie głośno bez najmniejszych nawet słyszalnych negatywnych efektów takich szaleństw. To samo dotyczyło gramofonu Janusza, który wydawał się stabilny jak skała niezależnie od tego, jak głośno graliśmy. To spore osiągnięcie, jako że wiele kolumn powyżej pewnego poziomu głośności zaczyna dźwięk wyraźnie zniekształcać, pojawia się kompresja, natomiast wibracje będące skutkiem głośnego grania bywają zabójczego dla niejednego gramofonu. Nie w tym przypadku.
Choć, jak już wspomniałem, Pirole doskonale spisywały się w pokoju tej wielkości, Michael zasugerował w pewnym momencie, by skorzystać z okazji i wykonać lekki trening fizyczny w postaci przytargania z samochodu Robinów przez niską i wąską klatkę schodową. By wstawić tu Pirole (w skrzyniach) konieczny był dźwig, ale Robert z Michaelem mniejszym Robinom, bez skrzyń, podołali bez jego pomocy. Oczywiste było, że by zaprezentować maksimum swoich możliwości, najmniejszy model SoundSpace Systems, który „wytrząsł” się w samochodzie w drodze z Berlina do Lublina, potrzebuje sporo czasu. Zdaniem Michaela na 100% możliwości zagrałyby dopiero po 1-2 dniach od ustawienia, mając czas by „zregenerować” się po podróży, złapać temperaturę i zakomodować się w danym systemie. Niemniej wystarczyło kilkadziesiąt minut, może godzina, by ich klasa zaczęła się pokazywać. Po kolejnej godzinie odsłuchu różnorodnych płyt reprezentujących wszelakie gatunki muzyczne uznaliśmy już zgodnie, że to chyba właśnie Robiny byłyby najodpowiedniejszym modelem do pokoju tej wielkości.
Za to też kochamy lampy
To dobra informacja dla tych, którym spodobało się brzmienie większych kolumn Michaela, ale nie mogą ich nabyć albo z racji warunków lokalowych, albo z powodów finansowych. Robiny są bowiem wyraźnie tańsze od Piroli (o Aidoni nie wspominając), a oferują podobny charakter i także bardzo wysoką, nawet jeśli nieco niższą niż w przypadku droższych modeli, klasę brzmienia. Konkluzja Janusza była więc taka, że gdy już będzie musiał oddać Pirole do firmowego salonu, wróci do swoich AWS by ocenić, jak bardzo brakuje mu tych pierwszych. Jeśli różnica okaże się zbyt duża rozważy zamianę ASW na Robiny. Ujmując rzecz krótko, wyraźnie mniejsze Robiny serwowały nam równie dobrze kontrolowany, wsparty niskim, mocnym, zwartym basem dźwięk, czarując jednocześnie namacalną, barwną, nasycona średnicą i pięknie otwartą, dźwięczną górą pasma. Wszystkie te wyróżniające się cechy, plus cały szereg innych, łączyły się w niezwykle spójną, rozdzielczą, otwartą całość dającą ogromną przyjemność z obcowania z właściwie każdą muzyką. Grało to tak dobrze, że nie mieliśmy wcale ochoty kończyć naszego muzycznego spotkania.
Niestety wszystko co dobre, szybko się kończy, a doskonałe towarzystwo i piękna muzyka zawsze wydają się jeszcze bardziej przyspieszać upływ czasu, więc ani się obejrzeliśmy, a już trzeba było zakończyć wizytę u Janusza, acz jeśli nie był to jeszcze koniec atrakcji tego dnia. Nasi gospodarze zabrali nas bowiem na wieczorny spacer po przepięknym lubelskim Starym Mieście. Wieczór był co prawdę nieco chłodny, ale klimatyczne widoki zdecydowanie były tego warte. Zamieszczam kilka zdjęć, choć wykonywałem je telefonem, więc nie są zbyt dobrej jakości, ale oddają choć w niewielkim stopniu urodę tego miasta. Wieczór zakończyliśmy kolacją w doskonałej restauracji racząc się wyśmienitą, pieczoną kaczką.
Następnego dnia wróciłem do Warszawa wraz z Januszem Sikorą, który przyjechał ze mną, by wymienić moje KV12 na nowe, z miedziano-złotym okablowaniem. Od tego czasu minęło już co prawda kilka dni, ale trudno mi na razie wyciągać jakieś daleko idące wnioski i wskazywać różnice między wersjami. Przyjdzie na to czas, a Państwo będziecie mogli o tym przeczytać w mojej recenzji, acz już teraz muszę przyznać, że początki są obiecujące, a przecież może być tylko lepiej, gdy owo nowe okablowanie się wygrzeje.
Tradycyjnie na koniec chciałbym podziękować gospodarzom naszego spotkania, Januszowi i Robertowi, za zaproszenie, a Michaelowi za towarzystwo. Mam nadzieję, że wkrótce spotkamy się znowu – może na hucznym otwarciu firmowego salonu J.Sikora?