Fidata HFAS1-XS20U

by Dawid Grzyb / September 15, 2018

Japoński serwer/streamer Fidata HFAS1-S10U okazał się być najlepszym urządzeniem w swojej klasie z tych mi znanych, co nie obeszło się bez nagrody. Minął rok, powodów do przyjrzenia się z bliska ulepszonej wersji tego produktu znalazło się kilka i tak też się stało. Przed Wami Fidata HFAS1-XS20U. Smacznego!

Wstęp

Niniejszej publikacji nie planowałem. Można rzec, że flagowiec Fidaty wepchnął się w kolejkę. Gdyby nie fakt, że nieco uboższa wersja tego urządzenia wywarła na mnie piorunujące wrażenie rok temu, pewnie pozostałbym niewzruszony. Zagrała obłędnie, no i dobitnie pokazała mi jak słabym transportem plików jest mój laptop. Fidata HFAS1-S10U nie jest produktem tanim, wręcz przeciwnie, choć wziąwszy pod uwagę wykonanie, intuicyjną i bezstresową obsługę, funkcjonalność oraz fantastyczną jakość dźwięku ponad wszystko inne, cenę tej maszyny uznałem za usprawiedliwioną. Mało tego, przyznałem jej naszego Victora. Od czasu powstania niniejszego portalu (w marcu 2018 minęły dwa lata) tą nagrodą zwieńczyłem zaledwie trzy spośród około stu publikacji mojego autorstwa. Należy się subiektywnie najlepszym produktom w swojej klasie, ale też wyraża mój podziw dla danej firmy, docenia całokształt jej pracy. Załoga Fidaty za pomocą modelu HFAS1-S10U zadebiutowała na rynku z przytupem, bez potknięć. W obliczu tego wszystkiego nie jest zatem dziwne, że obok ulepszonej wersji tego streamera/magazynu plików nie mogłem przejść obojętnie. Ale to nie wszystko.Gdy gościłem w swoich czterech ścianach model HFAS1-S10U, miałem pod ręką inny przetwornik. Fakt, tego samego producenta, ale grający zupełnie inaczej. LampizatOr Pacific dobitniej pokazał zmiany w systemie w porównaniu do Golden Gate’a, zagrał też szczuplej i ogólnie bardziej żywiołowo; szybciej, dobitniej na dole pasma i w sposób całościowo bardziej otwarty, choć to dość powierzchowne przedstawienie sprawy. W każdym razie ten konkretny produkt przyczynił się do tego, że Fidata HFAS1-XS20U pokazał się ze strony innej niż jego nieco tańsza wersja, co uznałem za powód wystarczający do napisania niniejszej recenzji. Natomiast zdecydowanie najsilniejszym bodźcem okazała się chińska integra Kinki Audio EX-M1. Z moimi referencyjnymi Boenicke W8 wypadła zjawiskowo, chyba tylko raz słyszałem te kolumny aż tak dobrze grające i myślę, że ich twórca po posłuchaniu tej maszyny by się tu ze mną zgodził. Konkludując, w porównaniu do sytuacji sprzed roku zmieniło się dużo, natomiast niedawno przetestowany SOtM sMS-200ultra spowodował, że wypadało kuć żelazo póki gorące i pamięć o tym niewielkim produkcie nie zaginęła. Choć nie stanowił on tła dla dania głównego niniejszej publikacji, do pewnego stopnia przyczynił się do jej powstania.

Budowa

Zanim zagłębisz się dalej w niniejszą lekturę, sugeruję zapoznać się z recenzją serwera/streamera Fidata HFAS1-S10U. Dla porządku nadmienię jedynie, że ludzie stojący za urządzeniami Fidaty podeszli do tematu plików kompleksowo, tj. stworzyli platformę, która pełni rolę nie tylko urządzenia wysyłającego pliki do przetwornika, ale jest też magazynem dla nich. Odpada zatem potrzeba posiadania osobnego serwera NAS, a jedyne, czego japońskie pudełka potrzebują do szczęścia to router i smartfon/tablet w roli pilota zdalnego sterowania. Nic też nie stoi na przeszkodzie aby którekolwiek z urządzeń Fidaty wykorzystać wyłącznie w roli magazynu plików, a zatem do systemu dodać streamer innego producenta. To dobra wiadomość dla entuzjastów podchodzących do audio w sposób bezkompromisowy, osobników zdolnych zastąpić nawet konsumencki NAS produktem dużo bardziej wyszukanym. Czy ten zabieg przyniesie poprawę? Tego nie wiem, nie dysponuję osobnym streamerem, ale ewentualnej poprawy dźwięku nie wykluczam.Wiem natomiast, że załoga Fidaty wie co robi, przekonałem się o tym dobitnie rok temu. Jeżeli i tym razem w moje ręce został oddany produkt mający być zarówno serwerem, jak i streamerem, tak też postanowiłem go wykorzystać. W porównaniu do sytuacji sprzed roku, tym razem wykorzystałem autorską aplikację Fidaty do obsługi i muszę przyznać, że spełniła ona moje niewygórowane oczekiwania. Bez problemu poradziłem sobie z konfiguracją japońskiego urządzenia, a w menu znalazłem wszystkie niezbędne opcje. Z poziomu smartfona mogłem zmienić kolor diody na przednim panelu, wyłączyć cyfrową regulację głośności, przykręcić przepustowość złącz RJ-45 czy wygasić ich diody, a po podłączeniu zewnętrznego dysku kilkanaście sekund zajęło mi wykombinowanie jak z niego przegrać mój materiał na nośniki SSD wewnątrz produktu.Muzyka była dostępna wg struktury plików, artysty, gatunku muzycznego, alfabetycznie, rocznikowo itp. Oczywiście nie zabrakło listowania według rodzaju plików, tworzenie własnej listy też nie nastręczyło żadnych trudności. Z wszystkich tych opcji korzystałem chętnie, działały jak należy, urządzenie nie zawiesiło się nawet raz podczas blisko trzytygodniowych testów i ogólnie nie mam najmniejszych uwag co do jego pracy czy powodów do krytyki. Nie sposób było nie odnieść wrażenia, że od strony technicznej oraz interfejsu Fidata HFAS1-XS20U jest dopracowanym produktem. Zaznaczam jednak po raz kolejny, że nie korzystam ze streamerów, pilota mam w nogach, aplikacji do odtwarzania muzyki z sieci znam dosłownie kilka i zaledwie powierzchownie, stąd moje subiektywne oczekiwania oraz wymagania są tutaj minimalne.Fidata HFAS1-XS20U to pod względem jakości wykonania oraz budowy to praktycznie to samo urządzenie co HFAS1-S10U. Prezentuje się niepozornie, choć moim zdaniem wygląda obłędnie. Z zewnątrz nie zmieniło się nic. Obudowa to piaskowane aluminium, które dobrze kontrastuje z grubą pokrywą górną przyozdobioną licznymi zadrapaniami, które dobrze imitują papier. Na froncie produktu jest jeden guzik plus dioda LED mogąca palić się kolorami jasnozielonym lub niebieskim, a na spodzie zamontowano cztery aluminiowe nóżki z gumowymi podkładkami. Zlokalizowane na tylnej ścianie gniazdo IEC bez włącznika obok ( zamontowany jest na spodzie urządzenia) sąsiaduje z dwoma przyłączami RJ-45. Jedno jest wejściem, a drugie wyjściem sieciowym, stąd odpowiednio służą do podłączenia HFAS1-XS20U do routera i wypchnięcia sygnału dalej do zewnętrznego streamera. Obok znalazło się miejsce dla płaskiego gniazda USB, do którego można podłączyć pamięć zewnętrzną lub dysk z muzyką, albo podać sygnał do wejścia USB w przetworniku, z czego skorzystałem. Teraz trzeba wybierać pomiędzy połączeniem z konwerterem c/a albo zewnętrznym magazynem plików, stąd przydałoby się jedno płaskie złącze USB więcej, miejsca nie brakuje. Listę zamyka osadzony głęboko guzik resetu, z którego nie skorzystałem nawet raz, nie było takiej potrzeby.Różnica pomiędzy modelami HFAS1-S10U i HFAS1-XS20U jest zauważalna dopiero po demontażu górnej części obudowy. Zmiany nie są rewolucyjne, ale całkiem spore i dotyczące konkretnej części wnętrza. W obydwu japońskich produktach tyka to samo ‘serce’, tj. laminat główny. Nie zmienił się, platforma jest dokładnie ta sama, natomiast zastosowano szereg usprawnień ‘tuningujących’. Podwojona została liczba nośników SSD z dwóch do czterech Samsungów 850 Evo i w efekcie całkowita pojemność magazynowa, z jednego terabajta do dwóch. Z materiałów na stronie producenta dowiadujemy się, że dwie pary nośników pracują jako część firmowego patentu o nazwie X-Cluster Storage, który został opracowany na potrzeby droższej maszyny.Według Fidaty nierówny dostęp do danych ma powodować niekorzystne dla dźwięku fluktuacje zasilania i właśnie ten problem zaadresowano. Równomierny dostęp do danych zapisanych na dyskach w klastrze ma wygładzać obciążenie zasilania (liniowe, kondycjonowane) tych nośników, podnosić jego stabilność, a także ograniczać zużycie energii oraz redukować szum. Wszystkie SSD-ki zostały umieszczone w eleganckich obudowach, które wizualne ubogacają wnętrze urządzenia, a i owszem, ale to bez znaczenia przecież. Ważniejsze jest to, że chronią przed zakłóceniami oraz oddzielają dyski od sekcji kondycjonującej zasilanie. Płyta, na której zamontowano całą elektronikę ma teraz ponad trzy milimetry grubości, przytyła o 0,9mm w porównaniu do poprzednika, a w efekcie wzrosła przez to masa produktu (z 6 do 7,3 kilograma). Zapotrzebowanie na prąd  także skoczyło z 25 do 32W. Nasuwa się teraz oczywiste pytanie: czy te wszystkie, pozornie drobne zabiegi przełożyły się na dźwięk?

Dźwięk

Fidata HFAS1-XS20U pełnił rolę magazynu plików i streamera, sygnał podał dalej to wejścia USB w LampizatOrze Pacific (KR Audio T-100 + KR Audio 5U4G Ltd. Ed. z 2016 roku), a następnie do jednej z dwóch integr (Kinki Audio EX-M1 lub Trilogy 925) i na końcu do szwajcarskich podłogówek Boenicke W8. W roli pilota zdalnego sterowania wystąpił iPhone 7 z zainstalowaną autorską aplikacją Fidaty. Co prawda tablet spisałby się dużo lepiej, niemniej nie miałem takowego pod ręką. Aha, podobnie jak to miało miejsce rok temu, także i tym razem posłużyłem się moim laptopem. To do niego został przyrównany japoński produkt.Pozwolę sobie rozpocząć niniejszy opis od powrotu do przeszłości. Przetestowany rok temu magazyn plików/streamer Fidata HFAS-S10U określiłem jako produkt stawiający muzykę na pierwszym miejscu, ogniskujący uwagę odbiorcy na jej pięknie. To dość artystyczne i enigmatyczne przedstawienie sprawy, ale po przełożeniu na audiofilski żargon wkład japońskiego produktu w efekt był jednoznaczny i wyraźny. Zagrał on w moim ówczesnym systemie z fantastyczną barwą i delikatnie podkręconą temperaturą. Tkanka na poszczególnych instrumentach oraz wokalach była niezwykle organiczna, wręcz mokra, niebywale fizjologiczna i bardzo mi się to spodobało. Takie strojenie ma następstwo w postaci silnego charakteru własnego, HFAS1-S10U był bardzo dobrze słyszalny u mnie, wręcz wszechobecny. Nie doszukałem się nawet jednej rzeczy, której by subiektywnie nie ulepszył w oczywisty sposób po przesiadce z mojego laptopa.Całości doprawiły niczym nieskrępowane pokłady gładkości w japońskim graniu, no i – jak przystało na wysokiej klasy plikowiec – fenomenalnie czyste, czarne tło dla muzyki. Kombinacja tych wszystkich cech sprawiła, że HFAS1-S10U przedstawił multum detali, ale w kompletnie niewymuszony, niejako dziejący się przy okazji sposób. Było to o tyle zaskakujące, że ten konkretny aspekt jest pozycją z szarego końca listy w przypadku sprzętów z podkręconą temperaturą barwową, one zazwyczaj jakoś szczególnie informacyjne nie są. Natomiast japoński produkt się do takowych zalicza, ale detalicznie zagrał bez żadnego ‘ale’, co to tego nie miałem najmniejszej wątpliwości. A może on po prostu pokazał prawdę? Może faktycznie spora część muzyki jest naturalnie słodka, przyjemnie wilgotna i organiczna? Nie umiem teraz odpowiedzieć na to pytanie, natomiast gdybym miał lufę pistoletu przytkniętą do skroni i przykaz wybrania jedynie dwóch środków opisowych najtrafniej oddających dźwięk HFAS1-S10U, postawiłbym właśnie na ‘organiczność’ i ‘analogowość’. Może nawet wyszedłbym z opresji cały i zdrów.Koniec końców, im dłużej produkt Fidaty przebywał u mnie w systemie, tym więcej jego zalet zacząłem dostrzegać, by w końcu zrozumieć, że to dźwięk zrobiony ze smakiem, wyjątkowo wyszukany i niebywale przyjemny, w którym się rozsmakowałem. Mało tego, słyszalny z miejsca efekt ‘łał’ nie spowszedniał po dniu, dwóch czy nawet tygodniu, ale utrzymywał się przez cały czas użytkowania tej wyjątkowej maszyny, co było dla mnie jasnym sygnałem, że w mojej przytulnej salce odsłuchowej wylądowało coś naprawdę niezwykłego. Niewiele jest produktów, za którymi tęsknię, natomiast po ponad roku od czasu odesłania HFAS1-S10U, jako entuzjasta dalej myślę o tym urządzeniu.Brak nawet najmniejszych oznak znudzenia z HFAS1-S10U w systemie był dla mnie oczywisty. Tak dobre granie po prostu nie powszednieje. Ten produkt nie posłużył do zmiany kierunku rozwoju mojej platformy, ale pokazał mi dokładnie do czego jest zdolna oraz wstrzyknął dodatkową porcję życia w muzykę. Powrót do rzeczywistości, tj. do najzwyklejszego w świecie laptopa, był bolesny. Ale też dzięki temu doświadczeniu zrozumiałem, jak dużo dało się jeszcze z mojego referencyjnego systemu wycisnąć i zdecydowanie jest to coś, nad czym będę chciał się pochylić w odpowiednim czasie. Raz, że warto, a dwa, że mam ogląd na sytuację zdecydowanie lepszy niż rok temu.Na wieść o wysłaniu w moim kierunku HFAS1-XS20U byłem spokojny, tj. przekonany, że nie będzie przecież gorzej niż rok temu. Japoński zespół udowodnił dobitnie, że poprzednik tego plikowca to bezkompromisowa, dopracowana w najmniejszym detalu platforma. Co więcej, z premedytacją powróciłem do jej dźwięku, ponieważ dobrze go pamiętam, no i wyjątkowo szybko okazało się, że obydwa urządzenia mają bardzo dużo cech wspólnych, w zasadzie zdecydowaną większość. To dobra informacja dla osób, które są już po odsłuchu tańszej wersji, ale droższa im nie dawała spokoju. Natomiast pojawiło się kilka dość oczywistych różnic, które spowodowały, że HFAS1-XS20U to także produkt do pewnego stopnia inny. Niech żyje różnorodność? A i owszem, niech żyje.Droższy plikowiec Fidaty zagrał u mnie równie przyjemnie, tj. organicznie, żywo i gładko co jego podstawowa wersja. Co do tego nie miałem absolutnie żadnych wątpliwości. W tym graniu nie było ani odrobiny ziarna czy metalicznych naleciałości, nawet słabe i celowo omijane przeze mnie nagrania brzmiały lepiej niż odtworzone za pomocą mojego laptopa. Między innymi na to liczyłem i dokładnie to dostałem, nie miałem powodu do niezadowolenia. Ale Fidata HFAS1-XS20U zaprezentował się z bardziej otwartej strony niż jego poprzednik, w przypadku tej pierwszej maszyny zmienił się stosunek masy do otwartości. Także i tym razem efekt był przyjemnie treściwy, ale całość brzmiała tak, jak gdyby dźwięk wydostawał się przez większe i szerzej otwarte okno, przestrzeń przed odbiorcą była dodatkowo dopompowana po bokach i nieco mniej skondensowana niż pamiętam, natomiast romantyczny i ‘śliczny’ charakter samego urządzenia był tak samo wyczuwalny. Pod tym konkretnym względem nie nastąpiła zmiana strojenia, ale dodatkowe polepszenie już i tak bardzo dobrych stereofonii i scenicznej obecności.O ile informacyjność do cech koronnych Fidaty HFAS1-S10U nie należała, w przypadku następcy tego produktu odniosłem inne wrażenie i jestem zdania, że ten konkretny aspekt różni obydwie maszyny najmocniej. Faktem jest, że HFAS1-XS20U pokazuje słabe realizacje w korzystnym świetle, tj. przydaje im gładkości, usuwa ziarno i całościowo działa niczym obfity deszcz na pustyni. Natomiast poprzednik stawiał treść na pierwszym miejscu i maskował więcej niedoskonałości. Co prawda piszę te słowa podpierając się wspomnieniami mającymi rok, zdecydowanie warto wziąć na to poprawkę, a obydwu maszyn nie dzieli pod względem stopnia upiększania przepaść. Niemniej, hojniejsza warstwa informacyjna w dźwięku droższego odtwarzacza była na tyle wyczuwalna, że z miejsca przykuła moją uwagę. Jeżelibym miał teraz ubrać w cyfry stosunek maskowania rzeczy niefajnych do ilości informacji, w przypadku tańszego sprzętu Fidaty postawiłbym na 70:30, a droższego wrzuciłbym do worka z napisem ’50:50′. Natomiast końcowy wniosek jest taki, że HFAS1-XS20U nie poprawił jednego aspektu kosztem drugiego, ale sprawił, że jeden z już obecnych wskoczył na wyższy poziom bez zabierania czegokolwiek w zamian. Może właśnie o to chodziło? Może osobne zasilanie nośników z muzyką tak właśnie działa? Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie teraz, sam się nad tym zastanawiam, ale teraz mam przynajmniej podstawę by tak przypuszczać.Nie wiem, czy zeznania powyżej są przede wszystkim wypadkową sporych zmian w mojej platformie na przestrzeni ostatnich 12 miesięcy, która po prostu pozwoliła mi tym razem lepiej poznać japoński produkt, czy jego droższa wersja faktycznie jest nieco inna i – moim zdaniem – nieco lepsza w porównaniu do jej pierwowzoru. Z uwagi na wspomnienia będące po części podstawą do napisania niniejszej treści i wzrost aspektu informacyjnego mojego systemu nie mogę tego wykluczyć. Natomiast mój ‘referencyjny’ transport/magazyn nie zmienił się, to ten sam laptop, a pamięć mi jeszcze służy. Gdybym w tym momencie miał zdecydować się na zakup jednego z dwóch urządzeń Fidaty, HFAS1-XS20U byłby moim wyborem numer jeden. Nie dlatego, że gra nieco inaczej. Za muzykę zabiera się w bardzo podobny sposób w porównaniu do poprzednika, ale dodaje coś ekstra czego tamten nie robił i to dla mnie ma wartość. Mało tego, ta platforma zagrała bardzo dobrze zarówno z moją 925-ką, jak i EX-M1 firmy Kinki Audio, a zatem dwoma zupełnie różnymi produktami. To doświadczenie pozwala mi teraz określić japoński magazyn plików/streamer jako bezpieczny, tj. uniwersalny, mający szansę zagrać dosłownie ze wszystkim. Natomiast gdybym już był w posiadaniu HFAS1-S10U, nie ruszałbym go. No chyba, że by mi miejsca na nośnikach zabrakło.

Podsumowanie

Fidata HFAS1-XS20U okazał się być produktem bardzo podobnym do jego poprzednika, co do tego nie mam wątpliwości. Za muzykę zabrał się w podobnie organiczny, poukładany i fizjologiczny sposób, no i dostarczył mi wrażeń, z którymi ciężko będzie się rozstać. W momencie pisania tych słów japońska maszyna jest jeszcze częścią mojego systemu, choć ta sielanka niedługo dobiegnie końca, a ja już teraz zastanawiam się jak bardzo dotkliwy będzie powrót na stare śmieci. Jestem pewny tego, że zaboli. Pewnie nawet mocniej niż rok temu.

Podtrzymuję zdanie, że produkt Fidaty to najlepszy transport, jaki słyszałem. Nic się nie zmieniło w ciągu minionych 12 miesięcy pod tym względem. Choć nie przeczę, bardzo duże wrażenie zrobił na mnie SOtM sMS-200ultra z zasilaczem sPS-500 i żałuję, że nie miałem go pod ręką. Takie porównanie byłoby wyjątkowo przydatne. Natomiast pomijając tą dużo tańszą i piekielnie mocną platformę, HFAS1-XS20U uznaję za sprzęt nieco inny, ale też lepszy w porównaniu do jego poprzednika. Niewiele, ale jednak.

Wziąwszy pod uwagę moim zdaniem słyszalny przyrost jakościowy i podwojone miejsce na muzykę, różnica cenowa pomiędzy modelami HFAS1-S10U i HFAS1-XS20U jest rozsądna. Natomiast jedną z ciekawszych rzeczy jest to, że nieco grubsza płyta pod elektroniką, dwa dodatkowe dyski twarde plus inne zasilanie do nich w przypadku tej drugiej platformy sprawiły, że mogę z pełną odpowiedzialnością podpisać się pod wszystkim co powyżej. Załoga Fidaty to zdolni ludzie i jedno z urządzeń tej firmy kiedyś będzie moje, choć to wiem już od ponad roku. Do następnego.

Platforma testowa:

  • Wzmacniacz: Trilogy 925, Kinki Audio EX-M1
  • Źródło: LampizatOr Pacific (KR Audio T-100 + KR Audio 5U4G Ltd. Ed.)
  • Kolumny: Boenicke Audio W8
  • Transport: Asus UX305LA
  • Komponenty USB: Fidata HFU2
  • Komponenty sieciowe: Fidata HFLC
  • Kable głośnikowe: Forza AudioWorks Noir Concept, Audiomica Laboratory Celes Excellence, Luna Gris
  • Interkonekty: Forza AudioWorks Noir, Audiomica Laboratory Erys Excellence
  • Zasilanie: Gigawatt PF-2 + Gigawatt LC-2 MK2 + Forza AudioWorks Noir Concept/Audiomica Laboratory Ness Excellence
  • Stolik: Franc Audio Accesories Wood Block Rack
  • Muzyka: NativeDSD

Ceny produktu w Polsce:

  • Fidata HFAS1-XS20U: 39 990 zł
  • Fidata HFAS1-S10U: 33 990 zł

 

Dostawca: Audio Atelier