JSikora KV12 Max Zirconium Series

by Marek Dyba / March 21, 2023

Cała koncepcja tworzenia perfekcjonistycznych komponentów audio polega na czerpaniu z jak najrozleglejszej wiedzy i doświadczeń zarówno własnych, ale i innych konstruktorów, by dzięki temu budować kolejne, jeszcze doskonalsze, lepiej brzmiące produkty. Nawet jeśli ramię gramofonowe JSikora KV12 zasłużenie zdobyło sobie pozycję jednego z najlepszych ramion na rynku, jego konstruktor, Janusz Sikora, uznał, że może opracować jeszcze lepsze. Zapraszam na recenzję ramienia JSikora KV12 Max Zirconium Series. 

Wstęp

Należę do szczęśliwców, którzy osobiście znają pana Janusza Sikorę i na dodatek mieszkam nie tak daleko od jego rodzinnego miasta Lublina. Dlaczego mówię o szczęściu? Ponieważ te dwa fakty sprawiają, że często należę do osób, które pierwsze dowiadują się o nowych produktach i mogą je przetestować. Co jakiś czas rozmawiamy przez telefon, spotykamy się by posłuchać muzyki, a nawet zdarzyło nam się wybrać razem na festiwal „Jazz w lesie” (zobacz TU). Rozmowy dotyczą czasem także prac nad nowymi produktami co sprawia, że wydarzania takie jak choćby premiera nowych ramion Max Zirconium Series w czasie ostatniego Audio Video Show w Warszawie, nie są dla mnie niespodzianką. Już kilka miesięcy wcześniej wiedziałem, że trwają prace, a dzięki naszym rozmowom słyszałem nie tylko o ‘odkryciach’ prowadzących do ulepszania konstrukcji, ale i o elementach, które wydawały się dobrym pomysłem, a w praktyce nie zadziałały – ot, normalny proces w trakcie prac nad nowym produktem niezależnie od branży. Choć trzeba przyznać, że dzięki wiedzy i doświadczeniu Janusza tych pierwszych jest dużo, dużo więcej niż tych drugich. Informacje informacjami, ale by ramiona zobaczyć, dotknąć ich i posłuchać, podobnie jak wszyscy inni fani płyty analogowej, musiałem poczekać na oficjalną premierę KV12 Max Zirconium Series.

Długi okres oczekiwania na cokolwiek ma swoje plusy i minusy. Wszyscy wiemy, że im dłużej na coś czekamy tym większe mamy oczekiwania i tym lepszy, w tym przypadku produkt, musi być by ich nie zawieźć. W moim przypadku, mimo że przecież używam od długiego czasu fantastycznego KV12 i nigdy na nie narzekałem, oczekiwania były wręcz ogromne bo z rozmów wiedziałem, jak podekscytowany swoimi nowymi dziełami był sam maestro Janusz Sikora. I choć wystawy audio nie są miejscami odpowiednimi do faktycznej oceny jakiegokolwiek produktu/systemu audio prezentacja ramion (i gramofonów oczywiście) JSikora zrobiła na mnie, i, na ile mogłem to ocenić, także na innych gościach prezentacji, duże wrażenie. Z wieści, które do mnie dotarły ze Stanów, także prezentacja kilka tygodni później w czasie wystawy CapitalFest, odniosła wielki sukces.

Choć prezentacja ramion nastąpiła w listopadzie 2022, od początku polski producent deklarował, że sprzedaż ruszy w lutym 2023. Innymi słowy, na obie wspomniane wystawy gotowe były zaledwie pojedyncze sztuki 9-cio i 12-calowych ramion KV Max (a może nawet tylko po jednej?). Dlatego na możliwość ich przetestowania musiałem nieco poczekać. Ramiona prezentowane w Warszawie pojechały na wystawę w USA i dopiero po powrocie z zamorskiej wyprawy trafiły w końcu do mnie. Zaletą tego rozwiązania była za to wizyta samego mistrza Janusza, który osobiście ramiona KV9 Max i KV12 Max Zirconium Series przywiózł, zamontował i skalibrował na moim gramofonie JSikora Standard Max. Umówiliśmy się, że recenzję krótszej 9tki napiszę dla HighFidelity a KV12 Max na naszych łamach, tu na HiFiKnights.com. W obu przypadkach teksty miały powstać zarówno w języku polskim, jak i angielskim. W magazynie HighFidelity znajdziecie już Państwo recenzję krótszego ramienia (polska wersja TU, natomiast angielską możecie znaleźć TU). W tzw. międzyczasie polski producent otworzył podwoje firmowego salonu odsłuchowego, a relację z tego wydarzenia możecie znaleźć TU.

Budowa i cechy

JSikora KV12 Max Zirconium Series to nadal 12-calowy, tłumiony olejem unipivot – tu nic się nie zmieniło. Jego długość efektywna to 304,8 mm, delikatnie zmniejszyła się natomiast masa efektywna, która wynosi 12,5g (w starszej wersji było to 13g). Nie zmieniła się również jedna z kluczowych cech KV12 – rurka ramienia jest bowiem nadal wykonywana z włókien aramidowych, znanych lepiej pod handlową nazwą kevlar. „Stare’ KV12 było, o ile mi wiadomo, pierwszym ramieniem w historii wykonanym z tego materiału. Oczywiście włókna aramidowe zaistniały w audio już wcześniej, choćby w słynnych, żółtych przetwornikach B&W, które później zaczęły stosować również inne marki. Przed Januszem Sikorą nikt jednakże nie próbował (a przynajmniej nikomu nie udało się) zastosować go jako budulca ramienia gramofonowego. To właśnie nasz konstruktor znając zalety tego materiału podjął ryzyko i wysiłek stworzenia pierwszego na świecie kevlarowego ramienia gramofonowego, a ryzyko, jak wiemy, opłaciło się. To kevlar nadaje ramieniu oryginalny żółty kolor, acz klienci, którym takie wybarwienie nie odpowiada mogą zamówić wersje malowane na czarno. Choć długość efektywna ramienia jest taka sama jak pierwszej wersji, rurka nowego jest wyraźnie cieńsza (jej średnica jest mniejsza). Mimo tego za sprawą jej konstrukcji i wypełnienia specjalną pianką według producenta uzyskano jeszcze wyższą sztywność w nowym modelu, co w praktyce ma się przekładać na bardziej jeszcze komfortowe warunki pracy dla igły we wkładce.

Zbudowanie cieńszej rurki ramienia (o stożkowatym kształcie) było pierwszym krokiem do uzyskania wyższej jakości brzmienia. Kolejnym były nowe okablowanie. Dzięki uprzejmości Janusza miałem okazję zapoznać się z zaletami tego okablowania już wcześniej, zanim jeszcze wprowadzona została seria KV Max Zirconium Series. Nasz konstruktor przygotował bowiem dla mnie specjalną wersję ramienia KV12 z odłączanym interkonektem – to rozwiązanie daje mi możliwość testowania kabli gramofonowych. Wykonując tę specjalną wersję zamiast standardowym monokrystalicznym srebrem kupowanym z firmy Albedo, okablował je pozłacaną miedzią 6N OCC, której źródłem jest z kolei znana naszym czytelnikom marka Soyaton. Standardowo w KV12 Max kontynuowane jest najlepsze pod względem sonicznym rozwiązanie, czyli ciągłość przewodników sygnału od pinów wkładki przez okablowanie ramienia, interkonekt i wysokiej klasy wtyki RCA podłączane do wejścia przedwzmacniacza gramofonowego. Kabel jest dość elastyczny, a wokół niego owinięty jest drut uziemienia. Powiedziano mi, że przypuszczalnie w przyszłości JSikora będzie oferować, za dopłatą, wersję KV12 Max z odłączanym kablem dla tych, którzy lubią z nimi eksperymentować.

Czytelnikom HiFiKnights.com polska marka Soyaton może być już znana za sprawą testu interkonektu i kabli głośnikowych z serii Benchmark (wykorzystujących te same przewodniki, co okablowanie KV12 Max; test można przeczytać TU), które po teście dołączyły do mojego systemu referencyjnego. Janusz poznał ich zalety w ten sam sposób, testując interkonekty i głośnikówki. Wynik tychże odsłuchów skłonił do poproszenia Juliana o próbki przewodników by wypróbować je w ramieniu. Długie odsłuchy w prywatnym systemie przekonały naszego maestro do podjęcia stałej współpracy. A ponieważ okablowanie Soyatonu przepadło samemu Januszowi do gustu, a mój gust brzmieniowy, jak dobrze wiedział, jest podobny, zastosował te same druty we wspomnianej sztuce dla mnie. Rzecz oczywiście nie w tym, że uznał nagle okablowanie Albedo za złe, a jedynie w tym, że Soyatonu prezentując co najmniej taką samą, topową klasę, różniło się nieco charakterem kierując brzmienie jeszcze bardziej w stronę prywatnych preferencji Janusza Sikory (i jak się szybko okazało, także moich).

Mamy więc kolejny nowy element serii Max, okablowanie ramienia, odhaczony. W rozszerzonej nazwie serii, Zirconium Series, zawarto kolejne, jak mówi konstruktor, absolutnie kluczowe nowe rozwiązanie, czyli łożysko wykorzystujące cyrkon. Maestro Sikora poszukiwał lepszych rozwiązań od dłuższego czasu – nawet w moim KV12 w swoim czasie łożysko było wymieniane – i po przetestowaniu wielu materiałów uznał, że to właśnie cyrkon skutkuje najlepszą, najcichszą, najprecyzyjniejszą pracą łożyska. Te zalety bezpośrednio przełożyły się na jeszcze doskonalsze brzmienie. Zastosowanie tego materiału stworzyło jednocześnie problem, ,albo wyzwanie jak mawiał niegdyś jeden z moich szefów, dla którego problemy nie istniały, do rozwiązania. Otóż cyrkon nie przewodzi prądu przez co trzeba było wymyślić sposób na uziemienie ramienia. Rozwiązaniem było pociągnięcie dodatkowego, piątego drucika w teflonowej rurce przez ramię, czyli „upchnięcie” go w rurce o znacząco mniejszej średnicy niż w oryginalnym KV12. Ekipa JSikora musiała się nieźle nagłowić, ale w końcu udało im się znaleźć powtarzalne rozwiązanie.

Kolejnym drobnym, ale istotnym elementem konstrukcji ramienia, które trzeba było opracować na nowo ze względu na mniejszą średnicę jego rurki, była główka (headshell), a właściwie dwie – jedną dla KV12 Max, drugą dla KV9 Max. Każda z nich musiała być nieco inna by uzyskać odpowiednie wyważenie każdego z tych modeli. Kolejna zmiana, być może najbardziej oczywista na zdjęciach, to znacznie mniejsze rozmiary obudowy łożyska ramienia. Dodatkowo, tym razem zarówno elementy tejże obudowy, jak i przeciwwagi ramienia, wykonano z brązu. To materiał, z którym firma eksperymentowała w przeszłości tworząc np. bardzo specjalną wersję jednego ze swoich gramofonów wykonaną z tego materiału – brzmiał fantastycznie, ale koszty produkcji nie pozwoli na wprowadzenie go do stałej oferty. Niemniej zdobyte doświadczenia wykorzystano przy tworzeniu serii Max. W zestawie z ramieniem otrzymujemy cały zestaw przeciwwag o różnych wagach, dzięki czemu zawsze znajdziemy kombinację właściwą dla wybranej wkładki.

Podobnie jak w oryginalnej konstrukcji, okablowanie ramienia wychodzi na zewnątrz przez obudowę łożyska tworząc coś w rodzaju łuku. Nie jest to bynajmniej przypadkowe rozwiązanie, ale wypróbowane i doskonale sprawdzające się jako anty-skating. Jeśli sami będziecie instalować ramię w swoim gramofonie zwróćcie uwagę, by owa wiązka drucików tworzyła ustawiony pionowo łuk. Tylko wtedy będzie on spełniał swoją dodatkową, ale ważną rolę. Co prawda ramię wyposażono również w tradycyjne rozwiązanie anty-skatingu, czyli ciężarek zawieszony na żyłce, ale tak naprawdę znalazł się tam on raczej by stwarzać pozory niż spełniać tę funkcję.

Ramię KV12 Max Zirconium Series oferuje oczywiście wszystkie niezbędne regulacje pozwalające zoptymalizować pracę każdej zamontowanej w nim wkładki. Jednym z nieczęsto spotykanych rozwiązań jest precyzyjna regulacja VTA, a korekty ustawienia ramienia można dokonywać on-the-fly, czyli nawet w trakcie odtwarzania. Oczywiście należy zachować ostrożność kręcąc kółkiem regulującym wysokość ramienia, ale możliwość tak łatwej w użyciu regulacji docenią wszyscy perfekcjoniści. Słuchając płyt różnej grubości z tym ramieniem szybko i wygodnie zoptymalizują wysokość ramienia do konkretnego krążka uzyskując w ten sposób najlepsze możliwe brzmienie. To samo rozwiązanie w oryginalnym KV12 było jedynie dodatkowo płatną opcją. Z KV12 Max dostajemy je w standardzie.

Spory wybór różniących się masą przeciwwag ułatwi optymalne ustawienie siły nacisku igły (VTF) dla dowolnej wkładki, a regulacja azymutu w postaci śrubki poruszającej się (wkręcanej bądź wykręcanej) wewnątrz głównej przeciwwagi sprawia, że komfort optymalizacji ustawień dla wybranej wkładki jest wyjątkowo wysoki. Ramię jako całość prezentuje się, moim skromnym zdaniem oczywiście, jeszcze lepiej niż starszy model. Nie jest to może kluczowa cecha, ale w końcu wielu z nas szuka produktów nie tylko świetnie brzmiących, ale i równie dobrze się prezentujących – KV12 Max do nich należy. Podsumujmy – świetnie wygląda, wykorzystuje egzotyczne materiały, czerpie z rozwiązań z znakomitego poprzednika, ale dodaje do nich także nowe. No i, co najważniejsze, ma dzięki nim brzmieć jeszcze lepiej. Czas więc sprawdzić, czy ta ostatnia obietnica znajduje potwierdzenie w rzeczywistości i czy najważniejsza w tej całej zabawie muzyka brzmi faktycznie jeszcze lepiej.

Brzmienie

Oba ramiona otrzymałem równocześnie, ale ponieważ termin publikacji w HighFidelity był pilniejszy odsłuchy zacząłem od KV9 Max, a dopiero po skończeniu tamtego tekstu przełożyłem wkładkę do KV12 Max i rozpocząłem odsłuchy. W obu przypadkach używałem mojej świetnej, towarzyszącej mi już od dłuższego czasu wkładki, Air Tight PC3. Z ramienia sygnał trafiał zamiennie do jednego z moich dwóch przedwzmacniaczy gramofonowych, ESE Lab Nibiru (recenzja w języku angielskim TU lub GrandiNote Celio MK IV (recenzja w języku angielskim TU). Dalej sygnał za pośrednictwem interkonektu Bastanis Imperial (recenzja w języku angielskim TU) trafiał do wzmacniacza zintegrowanego w klasie A, GrandiNote Shinai, który napędzał kolumny tej samej marki, GrandiNote MACH4, poprzez kable głośnikowe Soyaton Benchmark (zobacz recenzję TU). Moją referencję stanowiło oczywiście używane na co dzień ramię JSikora KV12 (recenzję przeczytasz TU), które stało się elementem mojego systemu zaraz po zrecenzowaniu. Jako że odsłuchałem i opisałem najpierw KV9 Max zdając sobie sprawę z jego klasy uznałem, że pewnie wiele osób będzie się zastanawiało, które z nowych ramion kupić i czy warto wydać dodatkowe 2,5 tys. Euro na dłuższą, testowaną wersję. Spróbuję więc przedstawić swoją opinię na ten temat.

Jak już wspominałem, najpierw odsłuchałem KV9 Max. O wrażeniach o ocenie więcej możecie przeczytać we wspomnianej recenzji, więc tu tylko podsumuję. Otóż, mimo, że to „tylko” 9-tka, a zwykle 12tki uznaje się za ramiona lepsze, najnowszy dodatek do oferty marki JSikora, także pomimo tego, jak bardzo kocham moje stare KV12, okazał się nie tylko obiektywnie wybitnym ramieniem, ale w porównaniu do przecież także wybitnego oryginału po prostu oferował jeszcze lepsze, bardziej wyrafinowane brzmienie, a różnica wcale nie była mała. Tak naprawdę tylko w zakresie najniższego basu, jego energii, kontroli i masy, stara 12tka była nieco lepsza od nowej 9tki. Każdy inny element prezentacji i, co najważniejsze, także spójna całość oferowana przez KV9 Max, były po prostu na jeszcze wyższym poziomie. Pozwolę sobie jeszcze raz podkreślić, że moje ramię KV12 korzysta z tego samego okablowania Soyatonu co nowe KV Maxy, co oznacza, że przewaga nowego ramienia bierze się z innych nowych elementów konstrukcji. Czy podmiot tego testu, nowe topowe 12-calowe ramię KV 12 Max Zirconium Line mogło być jeszcze lepsze?

Odsłuchy nowej 12tki rozpocząłem tak samo jak 9tki, czyli od krążka Ray Brown Trio, acz tym razem sięgnąłem po „The Red Hot”, czyli nagranie koncertowe wydane na dwóch krążkach na 45 obrotów przez Concord Jazz. Mimo że KV9 Max przygotowało mnie w pewnym stopniu na to co miałem usłyszeć, dźwięk dochodzący z głośników i tym razem mnie zaskoczył. Pierwsze wrażenie było na tyle duże, że wywołało dość… gorącą reakcję, której nie mogę tu zacytować, a zdarza się to rzadko. Zajmuje się recenzowaniem już dobrych kilkanaście lat i przetestowałem już setki, a może i ponad tysiąc (kto by to zliczył?) różnych komponentów włącznie z przedstawicielami tzw. ‘top-high-end’ level (termin ukuty kilka lat temu po tym, jak określenie high-end zaczęło być używane zdecydowanie zbyt powszechnie). Z jednej strony doświadczenie nauczyło mnie, że powyżej pewnego poziomu przy kolejnych wzrostach ceny nie powinienem już oczekiwać zbyt dużej (dalszej) poprawy klasy brzmienia. Zwykle bowiem przewaga jednego prawdziwie high-endowego komponentu nad innym (tego samego rodzaju) sprowadza się do detali, nie ma już między nimi dużych różnic, a jeśli są to raczej w kwestii charakteru niż faktycznej klasy brzmienia (i dlatego wolimy jedne od drugich, bo bardziej pasują do naszych preferencji).

Z drugiej jednakże, co jakiś czas, rzadko, nawet bardzo rzadko, ale jednak, trafiam na komponent, który wywołuje efekt „WOW!”. Tak właśnie było gdy zacząłem słuchać KV12 Max. Co warte podkreślenia nie każde z takich wyjątkowych urządzeń rzucało mnie na kolana od pierwszych minut odsłuchu. Niektórych musiałem się „nauczyć”, musiałem się zastanowić co w ich dźwięku sprawiało, że odbierałem je tak wyjątkowo. Każdy z tych komponentów był absolutnie wyjątkowym przedstawicielem swojego rodzaju – choćby Kondo Souga i Kagura wśród wzmacniaczy lampowych, tranzystorowy przedwzmacniacz gramofonowy Tenor Audio Phono 1, czy wkładka Murasakino Sumile. No i oczywiście gramofon JSikora Standard Max i ich oryginalne ramię KV12. To kilka pośród tych nielicznych, które pozostawiły po sobie wyjątkowe, niezapomniane wrażenia. Jeśli więc chcielibyście zakończyć czytanie tej recenzji już teraz to napiszę wprost (uwaga spoiler!), iż ramię JSikora KV12 Max Zirconium Series dołączyło do tego mojego prywatnego, super-ekskluzywnego kluby najlepszych komponentów audio jakie kiedykolwiek recenzowałem. W tym przypadku było to dla mnie jasne już po kilku minutach słuchania (a właściwie po zakończeniu mikro-korekcji ustawień prowadzących do uzyskania, moim zdaniem, optymalnego dźwięku).

Oczywiste pytanie w tym miejscu brzmi: dlaczego? Co sprawia, że moim zdaniem nowe ramię Janusza Sikory jest TAK DOBRE?! Jak mi się wydaje tę jedną szczególną cechę/zaletę przypisałem w swoim czasie chyba każdemu komponentowi, który znalazł się na owej liście top-of-the-top. Którego elementu dźwięku najbardziej brakuje w nagraniach (nawet tych dobrych)? Co sprawia, że tak łatwo odróżniamy nagranie od muzyki granej na żywo? Energia tegoż dźwięku, niezwykle wysoka gdy instrumenty grają muzykę na żywo i sporo niższa, gdy słuchamy nagrania. To właśnie ten element, który ulega największej degradacji w procesie nagrywania/obrabiania/produkcji i odtwarzania dźwięku. I nie da się z tym wiele zrobić. Rzecz nie w dynamice, nie w tym jak głośno odtwarzamy nagranie, ale w tej wewnętrznej energii wytwarzanej gdy muzyk szarpie strunę, uderza bęben, czy dmucha w ustnik. Na każdym etapie pośrednim między wykonaniem a odtworzeniem nagrania w domu następuje utrata części owej energii. Acz faktem również jest, że niektóry komponenty/systemy w mniejszym stopniu przyczyniają się do owej utraty i dzięki temu muzyka z nimi brzmi bardziej „jak na żywo” niż z innymi. To cecha każdego z moich faworytów, nawet jeśli nie za każdym razem była na tyle oczywista od początku (bo inne cechy wyróżniały je jeszcze bardziej), to w końcu dawała znać o sobie.

Jest już zapewne jasne, że i JSikora KV12 Max Zirconium Series jest w tym względzie wyjątkowy. Usłyszałem to już na wspomnianym koncertowym krążku Ray Brown Trio, na którym każdy z instrumentów zabrzmiał wysoce-energetycznie, żywo, ekscytująco przyciągając moją uwagę niczym najmocniejszy magnes od pierwszych do ostatnich dźwięków. Gwoli jasności, była to cecha wyróżniająca także oryginalnego KV12 pośród większości znanych mi ramion. Po prostu KV12 Max jest w tym aspekcie brzmienia jeszcze lepsze, jeszcze bliższe będącej dla mnie odniesieniem muzyce granej na żywo. Dzięki temu słuchając Raya Browna grającego na kontrabasie w tymże koncertowym nagraniu mogłem poczuć energię każdego szarpnięcia struny oraz masę i płynącą z niej potęgę brzmienia tego instrumentu. Wszystko w tej prezentacji było tylko i aż takie jak być powinno – umiejscowienie muzyków na scenie, wielkość tej ostatniej, trójwymiarowe obrazowanie każdego źródła pozornego, barwa i faktura każdego instrumentu oraz kapitalna dynamika. A wszystko to składało się w niezwykle spójną całość zapraszającą do całkowitego zanurzenia się w wyjątkowym muzycznym wydarzeniu i wspólnym przeżywaniem go wraz z resztą publiczności (tej słyszalnej i wrażającej swoje emocje zarejestrowanej w nagraniu).

Prezentacja, nie tylko tej płyty, była jeszcze bardziej realistyczna, namacalna, obecna niż z moim „starym” ramieniem, które już było przecież wyjątkowe i nie pozostawiało niczego do życzenia. Przypomnę tylko, że porównanie było tak bezpośrednie, jak to było możliwe – na tym samym gramofonie, z tą samą wkładką, tym samym okablowaniem, wszystkimi tymi samymi komponentami systemu poza samymi ramionami. Łatwo więc było mi przypisać całe owo „jeszcze bardziej/lepiej” właśnie KV12 Max. Tak, doskonale zdaję sobie sprawę ze swojego „skrzywienia”, z tego że zawsze poszukuję brzmienia, jakie pamiętam z koncertów – w końcu jakiś punkt odniesienie trzeba mieć i to jest mój. Nawet jednakże jeśli dla Was nie jest to wcale tak ważna cecha brzmienia, jak dla mnie, to gdy raz usłyszycie urządzenie/system, który tak właśnie gra, każdy inny zacznie się Wam wydawać brzmieć nieco płasko, nieco bez życia, trochę nudno, nawet jeśli nie będzie to wcale do końca obiektywna prawda, a jedynie różnica wynikająca z porównania. Raz jeszcze podkreślę, że nie zamierzam umniejszać klasy oryginalnego KV12, ani innych świetnych ramion. Rzecz jedynie w tym, że oba nowe ramiona z serii Max (bo także 9tka) są w tym zakresie lepsze niż jakiekolwiek inne ramię jakie znam.

Za tak wysokim poziomem energii w brzmieniu pojawiały się kolejne, przynajmniej częściowo powiązane cechy – niezwykła łatwość i swoboda z jaką muzyka płynęła z głośników. To niejako kolejny aspekt muzyki granej na żywo – nie ma w niej pośpiechu, napinania się, nerwowości, jest za to (w muzykach oczywiście, ale przechodząca na muzykę jako taką) pewność siebie i wynikające z niej spójność i płynność muzyki jako całości. Z ramieniem JSikora KV12 Max mój system prezentował muzykę z podobnym poziomem „pewności siebie”, jakim dysponują występujący na scenie mistrzowie swojego fachu, doskonali muzycy, a często również showmani. Niezależnie od gatunku muzyki nagrania były odtwarzane z entuzjazmem, w wysoce ekspresyjny, ale jednocześnie doskonale kontrolowany sposób. To właśnie kolejna z wybitnych cech KV12 Max, które wraz ze stabilnym jak skała gramofonem tej marki zapewnia wkładce optymalne warunki pracy.

To przekłada się nie tylko na odczyt każdego okrucha informacji z rowka płyty, ale i na perfekcyjną kontrolę każdego aspektu odtwarzanego dźwięku. Wrażenie robiła na mnie nie tylko ogromna rozdzielczość dźwięku (zależna w niemałej mierze od wkładki/igły), dzięki której muzyka pełna była najdrobniejszych nawet detali i subtelności, ale i złożony w tak spójną całość przebogaty, nasycony, a przy tym wyjątkowo czysty i transparentny dźwięk. Dźwięk złożony, doskonale zorganizowany, poukładany wewnętrznie, dający doskonały wgląd w najgłębsze nawet warstwy muzyki, a przy tym, raz jeszcze podkreślę, tak swobodny, „luźny”, że nie dało się oprzeć urokowi tej prezentacji. Sta też właściwie każdej płyty słuchałem z pełnym zaangażowaniem i nie było mowy o muzyce przygrywającej jedynie w tle.

Tak, gramofony JSikora, każdy z nich (!), oferują w niemałej mierze podobny zestaw cech z wybuchową dynamiką, zwartym, potężnym, schodzącym bardzo nisko basem i ową kapitalną energią prezentacji włącznie. Niemniej, w zależności od zastosowanego ramienia (i w mniejszym stopniu od wkładki) cechy tego mogą zostać dodatkowo wzmocnione bądź wyeksponowane. To właśnie robiło ramię KV12 Max w porównaniu do KV12, a nawet do KV9 Max. Ten ostatni model przewyższa oryginalne ramię większości elementów brzmienia, a testowany topowy korzysta z wszystkiego, co zostało osiągnięte w krótszej wersji i podnosi poprzeczkę jeszcze nieco wyżej. Może, acz tylko może (tzn. pieniędzy bym na to nie postawił) krótsze ramię jest odrobinę szybsze (transjenty), ale nawet jeśli tak faktycznie jest to różnica jest właściwie pomijalna. Natomiast w porównaniu do zarówno 9tki, jak i oryginalnej 12tki, KV12 Max potrafi zejść z basem jeszcze odrobinę niżej i mocniej te najniższe rejony nasycić energią. Nawiasem mówiąc, w tym zakresie wypada lepiej niż wszystkie znane mi ramiona.

Najważniejsze w prezentacji oferowanej przez testowane ramię i tak jest to, że wszystkie owe cechy brzmienia i cała tona niewymienionych, bo niejako oczywistych na tym poziomie grania, tworzą razem wybitnie spójną, płynną, dynamiczną, rozdzielczą, otwartą, przestrzenną i wciągającą do samego serca muzyki całość. Rodzaj muzyki nie ma na to żadnego wpływu – w każdym ramię to sprawdza się równie dobrze. Oczywiście klasa nagrania i jakość tłoczenia odgrywają rolę. KV12 Max z moja wkładką Air Tight znakomicie różnicowały płyty dając mi bardzo jasno do zrozumienia, że niektóre zakupione 40 lat temu krążki, w pierwszych latach odtwarzane na g…nym gramofonie z pomocą jeszcze gorszej igły, mają ciągle wartość sentymentalną, ale nie powinienem ich już nigdy wyjmować z kopert. Choć jednocześnie, poza najgorszymi wydaniami i tymi bardzo mocno zużytymi, pozostałe, jeśli prezentowały choć przyzwoitą jakość(i stan techniczny) potrafiły zabrzmieć lepiej niż kiedykolwiek. Pisząc „lepiej” nie mam na myśli strony czysto technicznej, bo ich słabości za każdym razem były jasno pokazywane, ale raczej muzyczną, jako że to właśnie muzykę i płynące z niej emocje testowane ramię potrafiło wyciągnąć na wierzch, że tak to ujmę. Natomiast aspekty techniczne, i to zarówno te złe, jak i te dobre, lądowały gdzieś z tyłu za muzyką dzięki czemu mogłem skupiać się właśnie na muzyce i emocjach z przyjemnością słuchając nie tylko audiofilskich wydań.

Gatunek muzyki również nie gra dla KV12 Max właściwie żadnej roli. Jasne że wszystkie te doskonałe realizacje koncertowe (głównie muzyki jazzowej) brzmiały absolutnie magicznie za sprawą doskonałej realizacji wszystkich etapów ich powstawania od nagrania, przez produkcję, mastering, po tłoczenie. Niemniej równie niezwykłym przeżyciem były odsłuchy krążków bluesowych, rockowych, klasyki, a nawet muzyki elektronicznej, z których większość wcale nie jest zaliczana do audiofilskiego kanonu. W zależności od gatunku muzycznego inna a licznych zalet ramienia JSikora KV12 Max wysuwała się na czoło, że tak to ujmę. Nagrania live brzmiały kapitalnie dzięki doskonałemu obrazowaniu, umiejętności pokazania dużej w każdym wymiarze sceny, bardzo dobrej gradacji planów, świetnej (re)kreacji akustyki pomieszczenia, owej kluczowej wysokiej energii, czy pięknie oddanym żywiołowym reakcjom publiczności, a w wielu przypadku również wykreowanie wrażenia, że dane wydarzenie odbywa się niemal na wyciągnięcie ręki ode mnie. Z kolei gdy grałem dużą klasykę główną rolę zaczynała odgrywać genialna rozdzielczość i umiejętność doskonałego różnicowania instrumentów zarówno w zakresie dynamiki (także na poziomie mikro), jak i barwy, ogromna ilość prezentowanych detali i subtelności. Niebagatelną rolę ogrywała również umiejętność oddania owej niemal nieograniczonej dynamiki orkiestry i ogromnej skali takiej muzyki. Wszystko to ramię KV12 Max serwowało zupełnie swobodnie, bez wysiłku, jakby od niechcenia.

W przypadku muzyki rockowej główną rolę zaczynała odgrywać owa eksplozyjna dynamika, wysoka energia, gęsta, nasycona średnica dzięki której znakomicie wypadały gitary elektryczne, czy w końcu głęboki, potężny, ale doskonale kontrolowany bas. Blues oparty w dużej mierze na tempie i rytmie oraz emocjom to kolejny gatunek, w który zanurzyłem się na długie godziny. Ramię KV12 Max sprawiło, że poczułem jeszcze bliższy, bardziej bezpośredni kontakt z Steve Ray Vaughanem, Dżemem, Muddy Watersem, Blues Brothers i innymi wykonawcami. Ci ostatni z kolei odesłali mnie z powrotem do jazzu, ze szczególnym uwzględnieniem nowoorleańskiego, bogatego w dźwięki instrumentów dętych. Brzmienie tych ostatnich było wyjątkowo świeże, otwarte, gdy trzeba dźwięczne niemal do bólu (kluczowe jest tu właśnie ‘niemal’), ale nigdy nie zbyt agresywne, czy zbyt jaskrawe. W większości nagrań, pod warunkiem, że one same nie były problemem, było mnóstwo powietrza, było wrażenie niezwykłej otwartości, płynności i swobody prezentacji. Wszystko to dostaniecie już z KV12, tyle że KV9 Max zrobi to jeszcze lepiej, a szukając najlepszego możliwego brzmienia (jeśli koszty nie stanowią problemu) powinniście sięgnąć od razu po KV12 Max. To ostatnie nie tylko wyciśnie ostatnie soki z najlepszych, audiofilskich nagrań, ale i dostarczy Wam wyjątkowej frajdy z tych nieco słabszych technicznie, ale doskonałych muzycznie płyt.

Podsumowanie

Krótka wersja podsumowania brzmi: JSikora KV12 Max Zirconium Series to bez dwóch zdań najlepsze ramię gramofonowe z jakim miałem do tej pory do czynienia! Dłuższa musi zawierać stwierdzenie, że choć posiadaczowi fantastycznego oryginalnego KV12, z niżej podpisanym włącznie, może się to wydać trudne do zaakceptowania, nowe ramię robi właściwie wszystko jeszcze lepiej niż starsze, a kilka lepiej nawet niż genialne KV9 Max. To niezwykle ekspresyjne, dynamiczne, energetyczne, kapitalnie rozdzielcze, przestrzenne, a przy tym wybitnie muzykalne i naturalne brzmienie potrafi człowieka uzależnić. Tym bardziej, że KV12 Max zapewnia genialne, precyzyjne, absolutnie wierne i niebywale wciągające granie z najlepszych tłoczeń, ale gdy na talerzu wylądują te nieco gorsze od strony technicznej, ale zawierające znakomite treści muzyczne wykonywane przed fantastycznych muzyków krążki, zapewnia prezentację, która właśnie te elementy podkreśla zapewniając słuchaczom wyjątkowe muzyczne doznania.

Tak, zgadza się, KV 12 Max jest dwa razy droższe od poprzednika, który ciągle zaliczam do najlepszych ramion na rynku. Nasza audiofilska zabawa polega jednakże na dążeniu do doskonałości (nawet jeśli w praktyce nieosiągalnej), więc jeśli pieniądze nie są problemem to wybór powinien paść na testowany model, który da Wam jeszcze więcej niż poprzednik. Oczywiście jest jeszcze jeden wybór, który pozwoli nieco zaoszczędzić oferując lepsze brzmienie niż oryginalne KV12 i jedynie niewiele ustępujące KV12 Max, czyli KV9 Max. Owa różnica jest na tyle nieduża, że część osób nie zastanawiając się wybierze krótszą wersję ramienia, ale Ci, którzy są gotowi zapłacić za najlepsze możliwe brzmienie zamontują na swoim decku (najlepiej J.Sikory) KV12 Max. Wybór należy do nabywców, acz szukając najlepszej możliwej propozycji dostępnej dziś na rynku pośród dosłownie kilku ramion, w większości sporo jeszcze droższych, pominięcie KV12 Max Zirconium Series marki JSikora byłoby błędem. Jest po prostu zbyt dobre by nie dać mu szansy! Jak się zapewne Państwo domyślacie, skoro oryginalne ramię KV12 dostało naszą nagrodę, to jeszcze lepsze KV12 Max także w pełni na nią zasługuje.

Specyfikacja (wg producenta):

  • Dostępne kolory: naturalny żółty, czarny lakier
  • Konstrukcja: unipivottłumiony olejowo
  • Masa: 250g
  • Masa regulacji VTA: 225g
  • Długość efektywna ramienia: 12cali / 8mm
  • Odległość montażowa: 291 mm
  • Masa efektywna: 12.5 g
  • Okablowanie: miedź 6N OCC pozłacana 24-karatowym złotem

Cena (w czasie recenzji): 

  • JSikora KV12 Max Zirconium Series: 12.000 EUR

ProducentJ.SIKORA

Platforma testowa:

  • Źródło cyfrowe: pasywny, dedykowany serwer z WIN10, Roon Core, Fidelizer Pro 7.10, karty JCAT XE USB i JCAT NET XE z zasilaczem FERRUM HYPSOS Signature, JCAT USB Isolator, zasilacz liniowy KECES P8 (mono), switch: Silent Angel Bonn N8 + zasilacz liniowy Forester.
  • Przetwornik cyfrowo-analogowy: LampizatOr Pacific + Ideon Audio 3R Master Time
  • Źródło analogowe: gramofon JSikora Standard w wersji MAX, ramię J.Sikora KV12, wkładka AirTight PC-3, przedwzmacniacze gramofonowe: ESE Labs Nibiru V 5 i Grandinote Celio mk IV
  • Wzmacniacz: GrandiNote Shinai, Circle Labs M200
  • Przedwzmacniacz: Circle Labs P300
  • Kolumny: GrandiNote MACH4, Ubiq Audio Model One Duelund Edition
  • Interkonekty: Bastanis Imperial x2, Soyaton Benchmark, Hijiri Million, Hijiri HCI-20, TelluriumQ Ultra Black, KBL Sound Zodiac XLR, David Laboga Expression Emerald USB, David Laboga Digital Sound Wave Sapphire Ethernet
  • Kable głośnikowe: Soyaton Benchmark
  • Kable zasilające: LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3
  • Zasilanie: Gigawatt PF-2 MK2 i Gigawatt PC-3 SE Evo+; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
  • Stoliki: Base VI, Rogoz Audio 3RP3/BBS
  • Akcesoria antywibracyjne: platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot, Graphite Audio IC-35 i CIS-35