Shunyata Research Sigma NR

by Dawid Grzyb / February 16, 2020

Gdy mowa o zasilaniu, amerykańska firma Shunyata Research od lat cieszy się reputacją jednej z najbardziej znanych, cenionych i wyspecjalizowanych w branży. Niemniej, znam tylko jeden sposób weryfikacji tego stanu rzeczy, w czym pomógł mi kabel zasilający Shunyata Research Sigma NR.

Wstęp

Co prawda bez uprzedniego doświadczenia z produktem chociażby otwierającym portfolio tej czy tamtej firmy, ciężko jest mieć jakikolwiek stosunek do niej. Niemniej, firma Shunyata Research jest mi znana od lat, a im dłużej żyję z pisania o aparaturze audio, tym większą zwracam uwagę na operacje wyspecjalizowane w zasilaniu. Nieskromnie przyznam, że rozsmakowałem się w tym temacie i lubię go, ale nie bez powodu. W moim systemie zabawy z zasilaniem są bardzo dobrze słyszalne i czasem wręcz uderzające, choć też w dużej mierze przewidywalne. Dobre produkty adresujące ten konkretny aspekt mają ze sobą wiele wspólnego, niezależnie od ich producenta czy typu. Jestem zdania, że wiele specjalistycznych firm audio mocno powiązanych z prądem ma ten sam cel, a różnice sprowadzają się do indywidualnych środków, za pomocą których go osiągają. To właśnie tutaj jest niemałe pole do popisu, natomiast firma Shunyata Research sprawia wrażenie dysponującej arsenałem bogatszym niż jakakolwiek inna o podobnym profilu.Strawienie całości informacji zakładce technologicznej na stronie oficjalnej Shunyata Research zajęło mi dłuższą chwilę. Jest tam tego prawdziwe zatrzęsienie; przydatne materiały filmowe porównujące rozwiązania autorskie do innych, firmowy glosariusz liczący 25 pozycji (w tym wiele opatentowanych) oraz pomiary. Choć nie wszystko jest wyłożone czarno na białym, to i tak dostatecznie jasno, żeby ogarnąć edukacyjną rolę tych treści. Produkty Shunyata Research wykorzystywane do pracy z czułą aparaturą w szpitalach oraz w studiach nagraniowych przez ludzi formatu Ricka Rubina, to niezaprzeczalnie wisienki na torcie. Słowo ‘Research’ (ang. praca badawcza) w nazwie firmy założonej ponad dwie dekady temu przez Caelina Gabriela nie wygląda zatem na przypadek, a przynajmniej nie dla mnie.Założyciel Shunyata Research to naukowiec, który przez lata pracował dla amerykańskiej Agencji Bezpieczeństwa narodowego (NSA) nad tajnymi projektami, powiązanymi z ultra-czułymi systemami służącymi do akwizycji danych. Mowa tu o informacjach częstokroć o tak niskim poziomie, że zakodowanych w szumie, natomiast zdobyte przez Caelina Gabriela doświadczenie uwzględniało multum sposobów na radzenie sobie z nim. Jako entuzjasta audio, zaczął aplikować wiedzę zawodową w obarczonej podobnymi problemami aparaturze grającej. Efekt nie kazał na siebie długo czekać i to dało początek firmie dzisiaj znanej jako Shunyata Research. W kontekście wszystkich informacji powyżej i prywatnych ciągot w stronę historii zasilających, decyzja o przetestowaniu drugiego od góry kabla sieciowego tej amerykańskiej operacji mogła być tylko jedna.

Budowa

Jeszcze do niedawna kabel zasilający Shunyata Research Sigma NR był najwyższym w ofercie tej firmy. Choć pałeczka pierwszeństwa powędrowała do trzykrotnie droższej sieciówki należącej do nowopowstałej serii Omega, to i tak nie ma złudzeń co do tego, że produkt niniejszej publikacji amerykańskiego portfolio nie otwiera. Daleko do tego.Zaraz po ustaleniu z krajowym dystrybutorem Shunyata Research przedmiotu do testu, odruchowo zerknąłem na stronę producenta. Celowo zdecydowałem się na kabel zasilający. Wyjąwszy jeden przewód głośnikowy, sieciówki w moim systemie zwykły robić najwięcej. Ba, często na tyle dużo, że przywykłem już do niedogodności towarzyszących tego typu historiom; włączania i wyłączania komponentów, oczekiwania na ich gotowość, nurkowania za stolikiem i innych. W każdym razie, fotki Sigmy NR sugerowały kabel gruby, ciężki i najpewniej trudny we współpracy, natomiast rzeczywistość malowała się zupełnie inaczej.Model Sgima NR faktycznie jest gruby. Wyjąwszy kilkumilimetrową różnicę, średnica jego oplotu wraz z zawartością praktycznie dorównuje obudowie wtyków. Pozostałe moje sieciówki wyglądały przy amerykańskim wężu jak zabawki, natomiast on sam okazał się być ponadprzeciętnie gibki, zadziwiająco lekki i wyjątkowo łatwy w użytkowaniu. Sporo szczuplejszemu, choć sztywniejszemu modelowi C-MARC firmy LessLoss wystawiłbym niższe noty, nie wspominając o zasilającym Siltechu Triple Crown. Pomimo zwalistej aparycji, Sigma NR gniazd IEC ze sprzętu nie wyrwie, tego jestem pewny. Oczywiście jest to rzecz marginalna dla systemów regularnych entuzjastów, w których kable zasilające raz wpięte mogą spędzić całe lata, ale przedstawiciele prasy to co innego. Roszady z przewodami czasem dochodzą do kilku tuzinów dziennie i dlatego doceniam produkty, z którymi się łatwo pracuje.Amerykański kabel jest bardzo dobrze wykonany i wolny od najmniejszych nawet oznak DIY. Widać, że stoi za nim firma z wieloletnim doświadczeniem. Poszczególne elementy doskonale do siebie pasują, oplot siedzi na miejscu nie tylko na całej długości, ale też w gniazdach. Choć nie sprawdzałem, to Sigma NR sprawił wrażenie produktu, z którym można dosłownie cuda na kiju wyczyniać bez ryzyka uszkodzenia. Aspekty wizualne to oczywiście rzecz subiektywna, choć na moje oko gruby, czarny i praktycznie w całości matowy produkt może się podobać. Solidne wykonanie, niemała średnica i elementy typowe tylko dla Shunyaty nie pozostawiają wątpliwości, że tanio nie będzie.Wykorzystana w roli przewodnika miedź OFE (stop 101, lub C10100) to zbiór sześciu izolowanych, pustych w środku rurek, które formują także pusty rdzeń kabla, co wg firmowego nazewnictwa znane jest jako geometria VTX. Przewodnictwo tylko na miedzianej powierzchni jest sposobem producenta na redukcję efektu naskórkowego oraz prądów wirowych. Pisząc wprost, we wnętrzu Sigmy NR jest dużo powietrza, choć z pełną premedytacją, natomiast następstwo w postaci niskiej masy to zaleta. Mało tego, z tego samego powodu produkt Shunyaty grzechocze w sposób podobny do przetestowanych na tym portalu dwóch kabli głośnikowych; Siltech Crown Prince oraz Soyaton The Benchmark. Powietrze rozpoznane przez kilku różnych producentów jako dobry dielektryk to nie wada, wręcz przeciwnie.Zastosowane w Sigmie NR firmowe wtyki CopperCONN oparte są na miedzi. Sąsiadują z pasywnym,  autorskim i wielostopniowym systemem filtrującym (CCI), którego zadaniem jest redukcja przenoszonego pomiędzy sąsiadującymi komponentami szumu ich elektroniki zasilającej. Danie główne niniejszej publikacji jest także dostępne w nieco tańszej i węższej wersji EF, ale bez wspomnianego tu elementu filtrującego. Całości dopełnia opracowana przez założyciela Shunyaty technologia KPIP, która powoduje, że wykorzystujące ją produkty tej firmy nie podlegają procesowi wygrzewania. Jak to się dzieje dokładnie? To już słodki sekret Caelina Gabriela i przygotowanej do tego celu specjalnej maszyny. No dobrze, najwyższa pora przekonać się, jak wszystkie autorskie historie i hasła przełożyły się na dźwięk.

Dźwięk

W celu przetestowania kabla Shunyata Research Sigma NR, posłużyłem się moim głównym zestawem; fidata HFAS-S10U pełnił w nim funkcję magazynu i transportu sieciowego, natomiast konwersją c/a zajął się LampizatOr Pacific (KR Audio T-100 + KR Audio 5U4G Ltd. Ed.). Dalej sygnał trafił do integr Kinki Studio EX-M1 lub Trilogy 925, a następnie do kolumn Boenicke Audio W11 SE+, z kablem głośnikowym Boenicke Audio S3 po drodze. Wszystkie kluczowe komponenty były podłączone sieciówkami LessLoss C-MARC, na zmianę z kablami Audiomica Laboratory Ness Excellence. Wystąpił też kondycjoner GigaWatt PC-3 SE EVO+, połączony ze ścianą za pomocą modelu GigaWatt LC-3 EVO. Całości dopełniły wyposażone w modyfikacje Amber interkonekty Audiomica Laboratory Excellence.Trzy zupełnie inne kable sieciowe oraz zróżnicowaną elektronikę uznałem za narzędzia wystarczające do oceny modelu Sigma NR. Niemniej, jakiekolwiek poprzedzające test zgadywanki odnośnie wpływu tej sieciówki na zastane towarzystwo po prostu nie miały sensu, a powód ku temu był jeden. Niniejsze spotkanie było moim pierwszym z produktami Synergistic Research, stąd rzeczona firma musiała zacząć u mnie z czystą kartą, tak, jak wiele innych startujących w moich skromnych progach od zera. Natomiast rzeczą najbardziej interesującą było to, jak początek po amerykańsku wyglądał. Napisanie, że Sigma NR wbił się w mój system z niemałym przytupem, z perspektywy czasu wydaje się trywialne, choć tak w istocie było. Już na etapie wstępnych uprzejmości produkt ten pokazał na tyle dużo, że jego działania nie sposób było nazwać delikatnym operowaniem subtelnościami, wręcz przeciwnie. „Bardzo dobrze!” – pomyślałem. Wpływ kosztownych kabli zasilających powinien być uderzający i tym razem faktycznie to miało miejsce.Moje wstępne oczekiwania względem Sigmy NR były takie, jakie mam w stosunku do innych drogich sieciówek. Po tego typu produktach spodziewam się przede wszystkim pierwszorzędnej pracy o charakterze fundamentalnym, tj. niepowiązanym z modelowaniem brzmienia w jakąś konkretną stronę, ale jak najbardziej z szeroko pojętą terapią czyszczącą. Dobrze zrobione przewody zasilające to w moim rozumieniu przede wszystkim filtry, których zadaniem jest skuteczna redukcja śmieci przed dostaniem się ich do systemu. Im tego syfu mniej, tym czarniejsze tło za instrumentami otrzymujemy w zamian, co bezpośrednio przekłada się na lepszą strawność muzycznej treści, tzn. jej podanie w bardziej ucywilizowany, częstokroć też grzeczniejszy i całościowo przyjemniejszy, ale także wyraźniejszy sposób, choć bez powiązanych z tym kosztów. Zaaplikowana w taki sposób cisza jest uniwersalna, a im jej więcej, tym lepiej.Jestem zdania, że w przypadku sieciówek o równowartości niezgorszych paczek podłogowych czy integry, a Sigma NR do tego grona niewątpliwie się zalicza, moje wymagania powiązane z redukcją ziarna i śmieci w tle nie są wygórowane. Ba, ta krótka lista życzeń jest na tyle realistyczna, że sporo tańsze kable nie raz już jej sprostały. Dlatego też faktycznie miałem nadzieję, że amerykański wąż pokaże się z czyszczącej strony przede wszystkim, natomiast jago szerszy wpływ na komponenty mojego systemu traktowałem jako element na początku kompletnie mi nieznany, dodatkowy. No i masz, teoria i myślenie życzeniowe choć ten jeden raz pokryły się z praktyką bez żadnych warunków po drodze. W zasadzie zaraz po podłączeniu Sigmy NR do mojego przetwornika, wyszły dwie rzeczy; pierwsza to fakt, że to bardzo dobry kabel, tj. taki, który dziełem przypadku zdecydowanie nie jest, daleko do tego, natomiast druga dotyczyła jego wyjątkowo obecnego i, kolokwialnie pisząc, gustownego charakteru, ale po kolei.W swoim systemie naprzemiennie wykorzystuję dwa różne typy kabli zasilających. Choć już o tym pisałem nie raz, model Ness Excellence rodzimej firmy Audiomica Laboratory powstał w celu uzupełnienia szerokopasmowych przetworników obciążonych linią transmisyjną, a zatem konstrukcji wykazujących tendencję do krzykliwości i ogólnie szczupłej prezencji. Utemperowanie szerokopasmowego wrzasku i przydanie mięsa na dole pasma to są te aspekty, które zasilające modele Excellence adresują, choć są przez to celowo napompowane, podbarwione i ciepłe. Z uwagi na ich zastosowanie, tak po prostu ma być. Natomiast znacznie częściej użytkowana przeze mnie seria C-MARC litewskiej firmy LessLoss, stanowi mój punkt odniesienia pod względem transparentności i znikomego wkładu własnego. To najbardziej równe tonalnie sieciówki jakie znam, stąd także doskonałe narzędzie w mojej pracy, no i niebywale ciche. Podają fantastyczne czarne tło za instrumentami, nie brak tam powietrza i zróżnicowania poszczególnych warstw, nie są ograniczone pod względem dynamiki plus, rzecz oczywista, umożliwiają znakomity wgląd w podłączoną elektronikę. Choć nieprzesadnie drogi, LessLoss C-MARC stanowi dla mnie wzór uniwersalności, jeszcze tańszy kabel Audiomica Laboratory jest dużo bardziej sytuacyjny, natomiast produkt Shunyata Research w tym kontekście uplasował się pomiędzy nimi, choć bliżej tego pierwszego.Model Sigma NR pod względem redukcji śmieci i ziarna jest bardzo podobny to zasilających przedstawicieli serii C-MARC, tj. znakomity. Zaraz po wpięciu go w system nie sposób nie odnieść wrażenia, że ktoś celowo przykręcił kurek z otwartością i detalami, ale to pozory. Do ciszy, czy też słyszalnej filtracji tak podanej, trzeba się przyzwyczaić chwilę, a później jest już z górki. Choć osoby zaznajomione z tym koszernym zjawiskiem, wliczając w to mnie, szybko połapią się o co chodzi i docenią jego obecność. Co początkowo odbieramy jako przyciemnienie przekazu, z czasem przeistacza się w wyższej klasy porządek i paradoksalnie większą porcję swobodniej podanych niuansów. Muzyczny podkład za instrumentami można w przypadku amerykańskiego kabla śmiało odebrać jako porażająco ciemny i czysty. Dokładnie na to liczyłem, a pisząc powyżej o uderzającym wpływie własnym i ciszy jako solidnej podwalinie dla wszystkiego innego, dokładnie to miałem na myśli.Model Sigma NR w zasadzie na każde urządzenie w mojej platformie oddziaływał w sposób równie jednoznaczny, co oczywisty. Nie musiałem przeskakiwać w tę i z powrotem żeby ogarnąć cóż takiego ten kabel u mnie zrobił. Nie było żadnych tajemnic do rozwikłania, jedna krótka zmiana w zupełności wystarczyła. Natomiast najważniejsze jest to, że już sam ten fakt dał mi solidną podstawę do bardzo wysokiej oceny Sigmy NR pod względem potencjału. Pisząc wprost, sporo tańsze sieciówki po prostu tak dużo nie robią, a przynajmniej ja takiej nie znam.Pomijając osobliwy charakter Sigmy NR, dobitnie słyszalna moc sprawcza tego przewodu jest dla mnie jednym z kluczowych powodów jego bardzo wysokiej ceny. Żeby lepiej zrozumieć, z czym tu się mierzymy, zmiany wniesione przez kabel zasilający synergiczny w danym systemie, spokojnie można przyrównać do wymiany jednego z jego komponentów na produkt podobny, ale o klasę lepszy. Choć dla wielu osób to stwierdzenie będzie zakrawać o herezję, to i tak jestem zdania, że w przypadku sieciówek zmiany mogą być aż tak drastyczne, tylko to kosztuje. Dla jasności, kable wykorzystywane przeze mnie do pracy nie są do tego zdolne, Sigma NR owszem… i to właśnie tu jest pies pogrzebany. Kilka miesięcy wstecz zasilający Siltech Triple Crown pokazał mi, że się da, a produkt Shunyaty zrobił coś podobnego ostatnio, choć było to też powiązane z wpasowaniem się w konkretne miejsca mojego systemu, ale to osobna kwestia.Jak się szybko okazało, czyste tło plus dosadne działanie to nie były jedyne asy w rękawie Sigmy NR. O ile w kontekście uniwersalności uplasował się gdzieś pomiędzy napompowanym, zaokrąglonym modelem Ness Excellence i wyrównanym, przezroczystym Litwinem, to pod względem barwy była mowa o zupełnie innej skali. Amerykańska sieciówka zagrała w sposób niebywale fizjologiczny; przyjemnie miękki, pozbawiony ostrych krawędzi, fantastycznie gładki, płynny i złożony pod względem tekstur. Tak organiczny przekaz swoją drogą świetnie pasował do fundamentalnych cech opisywanego tu produktu. Moje uszy rozpoznały to strojenie jako szykownie i w pełni dorosłe, pozbawione młodzieńczej niedojrzałości, najczęściej manifestującej się za pomocą podbitych skrajów pasma czy faworyzowania konkretnego wycinka gdzieś pomiędzy. Sigma NR trzymał się od tego możliwie tak daleko, jak tylko się dało; grał płynnie i spójnie w całym słyszalnym spektrum, a także z ponadprzeciętną łatwością. Zamiast pojedynczych dźwięków, wynikową była elegancko podana, spójna i wyraźna muzyczna całość bez jakichkolwiek ograniczeń.Powyższy akapit sugeruje konkretny profil brzmieniowy Sigmy NR, najczęściej niepowiązany z szybkością, wyrazistością, otwartością i detalem. Do pewnego stopnia tak może być na początku, bo ów kabel faktycznie kreuje dźwięk bardziej rozmarzony, pastelowy, miękki, opanowany i nastawiony na przyjemność ponad wszystko inne, niż wyrazisty, szczupły, eteryczny i energetyzujący. To granie, któremu bliżej do klasy A niż D, ew. świetnej jakości papieru lub miękkiej kopułki zamiast ceramiki czy wstęgi, choć to uproszczenia. Sigmy NR nie da się łatwo zaszufladkować i to jest też cecha, która w moim pojmowaniu audiofilskiej rzeczywistości stawia wyraźną krechę pomiędzy produktami dobrymi, tj. mającymi zdecydowanie więcej zalet niż wad, a znakomitymi; trzymającymi poziom pod każdym względem i bez oczywistych słabości. Amerykański kabel zalicza się do drugiej grupy nawet pomimo ciągot w stronę bogactwa barw i przyjaznego obchodzenia się z gorzej zrealizowanym materiałem muzycznym, aniżeli izolacji pojedynczych drobinek zawieszonych gdzieś w wirtualnej przestrzeni.Sigma NR fantastycznie wygładza ziarnistość i ostrość, a barwową matowość przynajmniej częściowo nasyca, choć kluczowe tu są środki, za pomocą których tak się dzieje. Dzisiejszy kabel leczy rzeczone dolegliwości ‘jedynie’ dzięki inherentnej kuracji filtrującej śmieci, nie ucieka się do podwyższonej temperatury barwowej czy innych sztuczek. Z tego samego tytułu jest to też wyjątkowo informacyjny produkt, ale wydobywający detale niejako przy okazji, w sposób kompletnie niewymuszony i nienachalny, co niezaprzeczalnie świadczy o jakości i wyrafinowaniu. Ponieważ pod tym względem absolutnie niczego mi nie zabrakło, całą moją uwagę miał główny punkt programu, tj. fantastyczna plastyka i kultura muzycznego obrazu przede mną.Wszystkie wysokotonowe przeszkadzajki z Sigmą NR wybrzmiewały długo, były zróżnicowane i odpowiednio treściwe. Gdybym się czegoś czepiał, to tylko na siłę i czysto subiektywnie. Podobnie było z rozpiętością kontrastów dynamicznych, uderzeniem i ogólnie energią. Choć te cechy na liście priorytetów dzisiejszego kabla nie piastują najwyższych pozycji, były na poziomie odpowiednio wysokim, że obyło się bez odczucia spowolnienia nawet podczas odsłuchu skocznego repertuaru, tj. naładowanego syntetycznym i żwawo podanym basem. Na życzenie działo się. Dla porównania, produkt firmy Audiomica Laboratory był wolniejszy i nie schodził aż tak nisko, a C-MARC był podobnie zwinny, choć pod względem nasycenia szczuplejszy. Na początku kabel LessLoss w roli punktu odniesienia pokazał tonalne przesunięcie ciężkości Sigmy NR nieco poniżej umownego środka. Niemniej, im dłużej obydwa porównywałem, tym bardziej utwierdzałem się w tym, że amerykański produkt po prostu wydobywał więcej barw z tej samej muzyki i sprzętu, a źródła pozorne generował treściwsze i nieco większe, co pasowało do jego ogólnej, nastawionej na przyjemność charakterystyki.Zeznania powyżej kreują, mam nadzieję, obraz kabla zasilającego kompletnego, dojrzałego i stawiającego treść muzyczną na pierwszym miejscu, ale dzieje się tak też z powodu znakomitego obrazowania Sigmy NR. Wyraźnie zarysowany pierwszy plan tej sieciówki podaje źródła pozorne nieco powiększone i bliższe niż zazwyczaj, co przekłada się na ich większą namacalność, chociaż bez popadania w skrajności. Intymność jest stopniowana adekwatnie do masteringu, a o rozwodnieniu wydarzeń dokładnie na wprost odbiorcy nie ma mowy. Nie sposób przejść obojętnie obok naturalnie renderowanych konturów i ich przyjemnej interakcji. Mam tu na myśli sceniczny klej dawkowany tak, aby efekty był spójny, ale bez najmniejszych oznak zamknięcia wirtualnej ściany dźwięku czy jakichkolwiek innych klaustrofobicznych doznań. Rzeczona przestrzeń jest generowana bardzo naturalnie i pod każdym technicznym względem poprawnie, ‘widać’ duże instrumenty, czuć ich masę oraz ruch powietrza, ale też po prostu ślicznie. Całości dopełnia świetna głębia, jako następstwo wrodzonej zdolności Sigmy NR do redukcji śmieci. Pewnie znajdą się fani większej otwartości czy jeszcze bliższego kontaktu z partiami wokalnymi, ale to rzeczy subiektywne i zależne od danego systemu. Natomiast w moim odczuciu, amerykański kabel ze scenicznymi aspektami dźwięku obszedł się nie tylko w szykowny i niezwykle przyjemny w odbiorze sposób, ale też treściwy, objętościowo duży i ogólnie świetnie zbalansowany.Im więcej roszad w platformie miałem za sobą, tym bardziej utwierdzałem się w tym, że Sigma NR nie wpasowała się w każde miejsce mojego sytemu równie dobrze. Sieciówka Audiomica Laboratory lubi się przede wszystkim z urządzeniami grającymi zwiewnie i szczupło, stąd jest najbardziej sytuacyjną z całej trójki, natomiast LessLoss C-MARC nie wybrzydza; gra ze wszystkim jak leci i rzeczywistości nie nagina. Z kolei amerykański kabel, choć zdecydowanie bardziej wszechstronny w porównaniu do Ness Excellelnce i faktycznie aspirujący do miana uniwersalnego, swoich faworytów jednak pokazał, już tłumaczę. Wyjąwszy multum opcji związanych z lampami w przetworniku Lampizator Pacific, sam z siebie jest niebywale szybki, wnikliwy, natychmiastowy i ogólnie ciągnący w stronę wysokiej wierności bardziej niż gęstego. Dlatego też bardzo polubił się z amerykańskim wężem, a najbardziej wpiętym prosto w ścianę, choć nie było to żadne zaskoczenie. Podobna historia miała miejsce z energicznie grającą, rozdzielczą i także szczupłą integrą Kinki Studio EX-M1. Fenomenalny Bakoon AMP-13R z Sigmą NR zagrał nieco treściwiej w porównaniu do litewskiego konkurenta, choć ciekawiej, bo intensywniej w sensie barwowym, ale bez przykręcania otwartości oraz natychmiastowości dźwięku tego urządzenia.Idąc z tematem kablarskich łamigłówek dalej, Sigma NR pomiędzy kondycjonerem, a ścianą, tj. zamiast GigaWatta LC-3 EVO, zaszczepił wrodzoną plastyczność w całym systemie i wygenerował jeszcze czarniejsze tło, choć odjął też nieco szybkości i konturu. Polska sieciówka pasowała lepiej w sensie technicznym, natomiast z amerykańską treść muzyczna wchodziła przyjemniej. Finalnie mógłbym sobie spokojnie żyć z którymkolwiek wężem bez tęsknoty za opcją alternatywną, choć znając siebie nie wykluczam też, że z czasem górę wziąłby amerykański produkt. Znalazło się też jedno szczególne miejsce w systemie, gdzie Sigma NR się nie sprawdził. Moja integra – Trilogy 925 –  polubiła się z nim w stopniu co najwyżej umiarkowanym, co tak po prawdzie nie było żadnym odkryciem, bo obydwa te produkty mają zbyt wiele wspólnego. Angielski piec lubuje się w sieciówkach szybkich, zwinnych i stawiających na otwartość, bo mięso, spokój, majestat, sceniczny rozmach, gładkość i duże oraz namacalne źródła pozorne daje od siebie.

Podsumowanie

Wydanie kilkunastu tysięcy złotych na pojedynczy kabel zasilający wydaje się wariactwem w najczystszej postaci, choć dla mnie porównywalnym do jakiejkolwiek innej fanaberii zarezerwowanej jedynie dla nielicznych kont bankowych. Natomiast w znajomości danej tematyki zawarta jest wiedza umożliwiająca zrozumienie, za co tak naprawdę się płaci. Zakup w pełni docenionego luksusu nie jest dla mnie tożsamy z wydaniem środków na to samo dobro, ale przede wszystkim dlatego, że jest po prostu drogie i kogoś stać. Idąc dalej tym tropem, nawet mając miliony na koncie nie kupiłbym egzotycznego samochodu, zegarka czy obrazu, bo się na nich nie znam, co innego nawet i zaporowo kosztowna sieciówka, ale o odpowiednio dużej mocy sprawczej i Shunyata Research Sigma NR tu pasuje. To luksus, który zgromadzona przez lata wiedza pozwala mi teraz docenić i zrozumieć. Może nie w pełni, ale wystarczająco aby rozpoznać potencjał adekwatny do ceny.

Jeszcze trzy lata wstecz miałbym spory problem z napisaniem podsumowania dla Sigmy NR, właśnie z powodu związanego z tym produktem wydatku. Teraz wystarczy wziąć pod uwagę fakt, że stoi za nim poważna i wyspecjalizowana firma z wieloletnim stażem, produkcją na miejscu, licznymi autorskimi rozwiązaniami, no i opartym na globalnie rozwiniętej sieci dystrybucyjnej modelu biznesowym. Idzie z tym w parze fantastyczne wykonanie Sigmy NR, wolne od jakichkolwiek przyległości DIY, no i soniczny potencjał poza zasięgiem znanych mi tańszych alternatyw. Pisząc wprost, cena tego przewodu nie wzięła się z kosmosu i myślę, że wielu stanowiących grupę docelową entuzjastów się tu ze mną zgodzi po oględzinach we własnych systemach. Choć nawet osoby bez historii z aż tak drogimi komponentami, niemniej zaciekawione, zachęcam do przekonania się na własne uszy, ile Shunyata Research Sigma NR jest w stanie zmienić; nie tylko pod względem plastyki, żywotności czy głębi, ale całościowej intensywności samej muzyki. Podłączyć i posłuchać to znaczy zrozumieć. Inaczej się nie da. Do następnego!

Platforma testowa:

Cena produktu w Polsce:

  • Shunyata Research Sigma NR (1.75m): 14630 zł
  • Dodatkowe 0.25m: 700 zł

 

Dystrybucja: Audiofast