Aida Acoustics Attyla

by Marek Dyba / March 27, 2021

Znana już Państwu firma Aida Acoustics przygotowała nową propozycję dla fanów dobrego brzmienia. To 2-drożny model podstawkowy z zintegrowaną podstawką o nazwie Attyla. Sprawdźmy, czy po pierwszych udanych konstrukcjach młodej polskiej marce udało się utrzymać wysoki poziom, który narzucili sobie od samego początku.

Wstęp

Minęły już blisko cztery lata od momentu, gdy pierwszy raz zetknąłem się z kolumnami polskiej marki Aida Acoustics. Zapałałem do nich sympatią od pierwszego spojrzenia bo dizajnem, jakością wykonania i wykończenia nie odbiegały od propozycji światowych potentatów. Plus, mówiąc szczerze, tymże dizajnem trafiały w mój gust. Połączenie naturalnych materiałów – drewna i skóry, wybór przetworników, nietypowe formy każdego z modeli – wszystko to sprawiało, że właściwie każdy z nich po prostu musiał (przynajmniej mi) się podobać. Firma proponowała wówczas już cztery, dość różne, dopracowane modele, które można było podzielić na dwie rodziny. W jednej znalazły się spore dwu-drożne podłogówki z dużymi wooferami, o wysokiej skuteczności i przebiegu impedancji przyjaznym nawet dla wzmacniaczy lampowych niskiej mocy. Testowałem mniejszy z nich, Thaisis (większy nazywa się Nabucco) i zdecydowanie mi się podobał (zobacz TU).

Natomiast w drugiej (nieoficjalnej) serii, która obejmowała kolejną sporą podłogówkę i zintegrowany z podstawką niewielki monitor, konstruktor zastosował przetworniki ceramiczne Accutona (w większym Orpheusie uzupełnione wooferem Etona). Z tych dwóch miałem okazję ocenić i opisać również ten mniejszy, Galatea (zobacz TU). Te konstrukcje wymagały już zasilania zdecydowanie mocniejszymi wzmacniaczami i oferowały znacząco różny charakter brzmienia, co, oczywiście, miało sens – skierowane były bowiem do innych, choć także ceniących sobie estetykę produktów Aidy Acoustics, klientów. Szczerze przyznaję, iż (poza nielicznymi, wybitnymi aplikacjami – Marten!) nie jestem fanem ceramicznych przetworników, ale Aida Acoustics, jak się okazało, potrafiła je zaaplikować tak, by wykorzystać ich zalety omijając niebezpieczeństwa suchego, technicznego, beznamiętnego brzmienia, których wielu innym markom stosującym Accutony uniknąć się (na moje ucho, oczywiście) nie udaje. Dla mnie wniosek był prosty – skoro konstruktor stojący za tą marką potrafił sprawić, że i te głośniki grają muzykalnie, to widocznie jest po prostu dobry, w tym co robi.

Oczywiście, jak zawsze w przypadku produktów przeznaczonych do odtwarzania muzyki, a zwłaszcza tych kluczowych w każdym systemie, czyli kolumn, wygląd może być dla jednych mniej, a dla drugich bardziej ważny (choć, przynajmniej po cichu, większość z Was zapewne przyzna, że woli mieć świetnie grające i wyglądające komponenty w systemie). Najistotniejsze jest natomiast, a przynajmniej powinno być, oferowane brzmienie, a zarówno Thaisis, jak i Galatee dowiodły, iż za wyjątkową estetyką szło również brzmienie z wysokiej półki. W przypadku testowanego, pod wieloma względami odmiennego od poprzednich, modelu Aida Acoustics Attyla estetyka nadal jest bardzo mocną stroną tego produktu, a doświadczenie pozwalało mi liczyć, że brzmienie co najmniej mu dorówna.

Budowa

Gdy na jednym z portali społecznościowych pojawiły się pierwsze zdjęcia tego modelu wywołały one szeroki, acz nie da się ukryć, że różnoraki odzew (wzbudzając żywe zainteresowanie nie tylko audiofilów, ale i szeregu profesjonalistów z branży, którzy ustawili się w kolejce do testów). Braku urody raczej nikt im nie zarzucał, acz pojawiały się uwagi o wyraźnych inspiracjach produktami innych marek. Faktem jest, że tworząc jakąś formę trudno jest wyrzucić z głowy setki innych produktów tego samego rodzaju, czyli pozbyć się inspiracji całkowicie, Ja zwrócę jednakże uwagę, że porównując Attyle do wcześniejszych modeli tej marki widać, że została zachowana stylistyczna ciągłość, choć forma jest zdecydowanie bardziej tradycyjna. Mamy więc obudowy i podstawki wykonane z drewna i pięknie wykończone lakierem bezbarwnym na wysoki połysk. Materiał ten połączony został z czarną skórą, dokładnie jak we wcześniejszych modelach i nadal daje to wrażenie obcowania z luksusowym produktem. W porównaniu do Galatei, którą także zintegrowano z podstawką, tu zamieniono powierzchnie wykończone drewnem i skórą miejscami. Teraz skóra jest na froncie i na tyle podstawki, co doskonale pasuje do samej kolumny, wykończonej identycznie. Proszę także spojrzeć na podstawę, na której spoczywa kolumna z podstawką – to także dokładnie to samo, solidne, stabilne, świetnie prezentujące się rozwiązanie co i wcześniej.

Tym razem powstał model zasadniczo inny od starszych pod względem rozwiązań. Na górze pracuje kopułka Morela, zakres średnio-nisko tonowy obsługuje woofer Etona. Obudowę, w której nie ma równoległych ścianek, co pozwala zminimalizować ryzyko powstawania wewnątrz fal stojących, wyposażono w bas-refleks, acz tym razem skierowany w dół. To rozwiązanie zdecydowanie ułatwia ustawianie kolumn w pokoju, bo odległość od ściany za kolumnami ma dużo mniejsze znaczenie. Przednią ściankę delikatnie pochylono do tyłu by centra akustyczne obu przetworników znalazły się w tej samej odległości od słuchacza (co daje lepsze wyrównanie czasowe i fazowe). Przetworniki otoczono wspomnianą już ozdobną obwódką, która kształtem kojarzyła mi się z rosyjską babuszką. Boczne ścianki są lekko wypukłe, a każda składa się z kilku płaszczyzn. Obudowę wewnątrz wyposażono w poprzeczne wzmocnienia w postaci długich śrub zakończonych nakrętkami, które całość ściągają i usztywniają. Do zwrotnicy wyselekcjonowano szereg elementów wysokiej klasy – cewki powietrzne Mundorfa, kondensatory Jantzen i Miflex. Woofer cięty jest filtrem 1-go rzędu, natomiast tweeter 2-giego. Kolumny wyposażono w pojedynczą parę solidnych, pozłacanych zacisków głośnikowych. Wyposażenie nie obejmuje maskownic. Wykonanie i wykończenie jest znakomite – pod tym względem na pewno można się odwoływać nawet do najbardziej znanych i uznanych światowych marek.

Brzmienie

Pan Mateusz, który osobiście dostarczył mi swoje najnowsze kolumny, zastrzegł że z racji niskiej skuteczności potrzebują one wzmacniacza dysponującego mocą najlepiej przynajmniej 50W na kanał. Jednocześnie widząc u mnie kilka wzmacniaczy lampowych stwierdził, że chętnie dowie się, czy i jak jego monitory zagrały z takim, teoretycznie niedopasowanym (z racji niskiej mocy) partnerem. Jako że z natury jestem trochę leniwy, a mój kręgosłup często wypomina mi noszenie i przestawianie ciężkich komponentów, więc nie zdecydowałem się specjalnie wyciągnąć mojego ośmiowatowego SETa na triodzie 300B. Skorzystałem jednakże z okazji, czyli (de facto jeszcze cięższego) wzmacniacza, który w tym samym czasie do testu przywiozła i ustawiła na stoliku dzielna ekipa warszawskiego Nautilusa, Mowa o dziele polskiej marki Audio Reveal, które, jako drugi produkt w ofercie zostało nazwane… Second.

To wzmacniacz single ended z jedną tetrodą strumieniową KT150 na kanał, która umożliwia mu oddanie do 20 W mocy na kanał. Jak na integrę SE to całkiem sporo, acz do rekomendowanych dla kolumn Aida Acoustics Attyla 50 watów jeszcze daleko. Chcąc jednakże zaspokoić ciekawość własną i pana Mateusza sparowałem Aidy z Secondem po posłuchaniu tego ostatniego przez kilka dni z wysokoskutecznymi podłogówkami Living Voice R25 Anniversary, które to zestawienie, nawiasem mówiąc, wypadło znakomicie. Sam wzmacniacz Audio Reveala już po wszystkich odsłuchach trafił natomiast na moją dość ekskluzywną listę (o długiej nazwie) „tych, z którymi spokojnie mógłbym żyć ciesząc się muzyką i nie zaprzątając sobie głowy zastanawianiem się, czy warto szukać innego”. Skoro więc trafił mi się tak znakomity polski wzmacniacz po prostu trzeba było wypróbować połączenie z potencjalnie bardzo dobrymi polskimi kolumnami. W praktyce odbyło się to tak, iż zastopowałem odtwarzanie, wyłączyłem wzmacniacz, odłączyłem jedne kolumny, podłączyłem drugie (Attyle), włączyłem wzmacniacz, a gdy już odpalił (ma układ soft startu, więc to chwilę trwa) po prostu nacisnąłem „Play” w Roonie. Najistotniejsze w tym opisie jest to, że nie ruszyłem pokrętła głośności i po całkiem głośno grających LV teraz dostałem cicho i chudo brzmiące Attyle.

Po chwili takiego grania bliski byłem ponownego wyłączenia wzmacniacza, by kolumny jednak podpiąć do innego, mocniejszego pieca. Zanim jednakże wprowadziłem tę myśl w czyn, pod wpływem pierwszej tego dnia kawy, wystąpił u mnie tzw. przebłysk geniuszu (to w końcu nie ja wymyśliłem, że najgenialniejsze są najprostsze rozwiązania) i stwierdziłem, że „a może być tak dać głośniej?!” Gałka regulacji głośności powędrowała sporo dalej w górę skali (tzn. z pozycji powiedzmy w 1/10 skali, co wystarczało do normalnego słuchania z Living Voice’ami, na, circa, 1/4, czyli ciągle daleko od maksimum). I to w zupełności wystarczyło, by kolumny dosłownie ożyły. Dźwięk się wypełnił, otworzył, nabrał wigoru, pojawiło się powietrze, a już chwilę później siedziałem całkowicie zanurzony w pięknie oddanej muzyce. I owszem, przyznaję iż mam słabość do wzmacniaczy SE (choć może ciut mniejszą niż do SETów), bo ich sposób prezentacji muzyki najbardziej do mnie przemawia. Może więc nie jestem do końca obiektywny. Starając się jednakże być, na ile to w tej zabawie w ogóle możliwe, obiektywny napiszę, że bas był raczej z kategorii miękkich, gęstych, nieźle (zwłaszcza biorąc pod uwagę niewielkie gabaryty testowanych skrzynek) dociążony i schodził całkiem nisko. Ale jednak miękki, nie aż tak szybki i zwarty jak choćby z moich MACHów 4 GrandiNote. Oczywiście z Attylami nie ma mowy o 20 czy 30-hercowych pomrukach, ale tych przecież w muzyce jest stosunkowo niewiele, a po drugie nie można ich wymagać od niedużych kolumn podstawkowych.

Nie znaczy to jednakże wcale, że był rozlazły, czy słabo różnicowany. Nic z tych rzeczy. Akurat krążek, na którym odbywało się przepinanie kolumn, to znakomity „Contra la indecision” Tria Bobo Stensona, na którym grają przecież kontrabas, fortepian i perkusja, słowem instrumenty, w których niskie tony odgrywają ważną rolę i które mają swoją masę. Słucham tego krążka często zarówno w czasie testów, jak i dla przyjemności bo i muzyka to przednia i realizacja wysokich lotów, znam go więc dość dobrze. Słuchając teraz po raz n-ty ani przez chwilę nie myślałem o jakichkolwiek słabościach odtworzenia z udziałem kolumn Aida Acoustics i 20W wzmacniacza Audio Reveal. Niczego mi w tej prezentacji tak naprawdę nie brakowało, mimo że analityczna część mojego umysłu zauważyła, że to nie ta sama masa i skala dźwięku co z Ubiqami Model One, czy nawet z MACHami 4.

Za to zachwycałem się obecnością muzyków na scenie zaczynającej się zaraz za linią kolumn, ale z dźwiękiem instrumentów śmiało wychodzącym w moją stronę. Trudno było oprzeć się urokowi naturalnego, organicznego wręcz brzmienia, dźwięczności dobrze różnicowanych blach perkusji, zaskakująco pełnemu brzmieniu fortepianu i mocno wspartemu dużym pudłem rezonansowym brzmieniu strun kontrabasu. Z Attylami brzmiało to równie przekonująco i angażująco co z dedykowanymi wzmacniaczom lampowym Living Voice’ami. Czy więc 20-watowy wzmacniacz SE to idealny partner do testowanych kolumn? Jeśli słuchacie dużo muzyki akustycznej i wokalnej to jest to propozycja, którą powinniście poważnie wziąć pod uwagę. Niełatwo będzie złożyć w podobnej cenie równie wysokiej klasy, podobnie muzykalny, organiczny, angażujący emocjonalnie zestaw. Dorzućcie do tego dobre polskie źródło (u mnie DAC LampizatOra i gramofon J.Sikory, acz na cyfrowym froncie mógłby to być mniej kosztowny, doskonały RT PROJECT DAC ONE, zobacz TU ) i odpowiednie kable i będziecie mieli doskonały polski system, którego niejeden Wam pozazdrości.

Jeśli jednakże słuchacie sporo muzyki elektrycznej, elektroniki, czy dużej klasyki to jednak watów przyda się nieco więcej. Słychać to była już na, przecież dalekiej od rockowych szaleństw, płycie Johna Scofielda „Combo 66”. To ciągle było dobre, fajne, ciepłe granie, którego słuchałem z dużą przyjemnością, ale brakowało tu już trochę pazura, nieco lepszej kontroli na dole pasma, większej zwartości basu i mocniejszego uderzenia (nawet biorąc cały czas pod uwagę wielkość kolumn i dostosowując do nich oczekiwania). Pozostało mi więc przesiąść się na nieco mocniejszą integrę – moje znakomite GrandiNote Shinai, czyli tranzystor w klasie A oferujący 2 x 37W. I faktycznie, charakter brzmienia co prawda nie zmienił się aż tak bardzo w stosunku do Seconda (wzmacniacze Maxa Magri to co prawda tranzystory, ale ich układy są bardzo zbliżone do stosowanych we wzmacniaczach lampowych, dzięki czemu ich brzmienie ma w sobie sporo „lampowych” cech), ale kontrola nad głośnikami była słyszalnie lepsza. Poprawił się drive, timing, uderzenie, prowadzenie tempa i rytmu. Rzecz nie w tym, że z Audio Revealem te elementy były słabe. One już były dobre, ale Shinai wprowadziła w ich zakresie dalszą poprawę. Nieco, niewiele, ale jednak troszkę, przy tym tracąc na przestrzenności i namacalności brzmienia, na obecności wykonawców, ale żaden tranzystor nie dorównuje w tym zakresie dobrym lampom. Ważne w kontekście oceny Attyli było, iż dostosowywały się z łatwością do charakteru wzmacniacza.

Już więc z włoską integrą poprawie uległy właściwie wszystkie elementy niezbędne w rocku, mocniejszym elektrycznym bluesie, czy niektórych odmianach elektroniki. Słuchając czy to Steve Raya Vaughana, Genesis, czy Dead Can Dance wyraźnie słyszałem lepszą motorykę grania, wyższy poziom energii, wyższą dynamikę w skali makro (bo w mikro już z Secondem niczego nie brakowało). Z Shinai nie tylko sam dół pasma brzmiał lepiej, ale i średnica została nieco dociążona i to przy zachowaniu wysokiej czystości, przejrzystości i dobrej rozdzielczości, kolejny raz potwierdzając klasę maluchów Aida Acoustics. Potrafię być jednakże wybredny (jeśli już muszę) i dalej jeszcze brakowało mi nieco więcej pazura, kontrolowanej agresywności w tych rodzajach muzyki. Sięgnąłem więc po dodatkowe waty w postaci testowanej hybrydowej integry francuskiego specjalisty od kolumn i przetworników, czyli Supravoxa Vouvrey (zobacz TU).

Moc rzędu 2 x 70W i niezła wydajność prądowa spełniały w końcu rekomendowane przez Aidę Acoustics dla tych kolumn parametry. Jest to wzmacniacz grający bardzo naturalnie, raczej gładko, więc trudno było się po nim tak do końca spodziewać owego „zęba”, ale wyższa moc miała swoje zalety. Nawet w porównaniu do Shinai środek ciężkości nieco jeszcze się obniżył tworząc wrażenie jeszcze solidniejszej niskiej podstawy dźwięku. To było granie gęste, ale z dobrą rozdzielczością i czyste, choć z kolei delikatnie zaokrąglone na górze pasma (tak gra Vouvrey). Dodatkowe waty słychać było także w nieco większym rozmachu i skali grania, w wyższej energetyce prezentacji, co przy elektrycznym graniu było szczególnie przydatne. Attyle w tym zestawieniu grały już w zasadzie każdą muzykę, w pozbawiony grama nerwowości, dobrze poukładany, niezwykle wręcz przyjemny dla ucha sposób, swobodnie nawet w co gorętszych momentach. Ja wysoce sobie cenię takie właśnie angażujące, pełne emocji, spójne, równe granie. Dlatego też, biorąc pod uwagę cenę Vouvrey i wyższą moc niż w przypadku (prawie dwa razy droższego) Seconda to właśnie to zestawienie wydawało się najbardziej uniwersalne, oferując przy tym dobry stosunek jakości do ceny.

Zanim jednakże zakończyłem ten tekst do testu przyszła jeszcze jedna integra. Także hybryda, ale dysponująca już mocą 2x200W dla 8Ω, Pathos Kratos. Jego odsłuchy zacząłem więc w połączeniu właśnie z Attylami, by sprawdzić, czy jeszcze więcej watów przełoży się na kolejny postęp w jakości albo charakterze brzmienia. Kratos to duża, ciężka, sporo już kosztująca bestia, która jak na produkt włoskiej marki przystało, jest przy tym wyjątkowo muzykalna. Brzmienie nie straciło więc nic w tym aspekcie w porównaniu do używanych wcześniej wzmacniaczy, a uwagę mogłem skierować w kierunku zalet dysponowania znacząco większym zapasem mocy. Bo przy kolumnach o skuteczności 85 dB, nawet niewielkich, nawet o bardzo przyjaznym przebiegu impedancji, odpowiednio wysoka moc robi jednak swoje. O ile wcześniej w każdym właściwie zestawieniu w odsłuchu w ciemno większość osób wskazałaby zapewne, że grają kolumny podstawkowe, o tyle Kratos zmienił Attyle w małe podłogówki. Dźwięk, już we wcześniejszych zestawieniach wypełniony i dociążony, zrobił się większy, lepiej jeszcze wypełnił pokój. Co ważne, nie było w tym ani grama sztuczności.

Większe, dość precyzyjnie zlokalizowane, trójwymiarowe źródła pozorne stały się jeszcze bardziej obecne za sprawą większej, bardziej namacalnej masy. Kolumny nie straciły przy tym typowej dla dobrych monitorów umiejętności całkowitego znikania z pokoju i pozostawiania słuchacza sam na sam z muzyką. W graniu rockowym, na krążkach Marillionu, czy Perfectu otrzymałem w końcu więcej owego pazura i rockowego brudu, co sprawiło, że przekaz zrobił się bardziej jeszcze autentyczny, dawał więcej frajdy. Pathos, który nie należy do ostro, konturowo grających wzmacniaczy, potrafił w odpowiednio zrealizowanych nagraniach wykorzystać swoją wysoką moc do złapania wooferów Attyli żelazną niemal ręką i prowadzenie niskich tonów z doskonałym timingiem, z szybkością i precyzją, których nie powstydziłby się czysty tranzystor. Nawet przy tak pewnym prowadzeniu Etony w kolumnach Aida Acoustics ani przez moment nie brzmiały twardo – to było sprężyste, szybkie granie po tej nieco bardziej miękkiej, a więc naturalnej stronie mocy.

Choć zdarzały się i takie nagrania, przede wszystkim z kontrabasem, w których bas był wyraźnie miękki, czy nawet delikatnie przeciągany, a Attyle wiernie oddawały taki, a nie inny charakter tegoż nagrania nie próbując go w żaden sposób korygować. W dużej muzyce orkiestrowej, również w moich ukochanych operach, Attyle napędzane przez Kratosa grały niezwykle swobodnie, jakby ich wymiary nie stanowiły ograniczenia. Oczywiście, raz jeszcze powtórzę, nie znaczy to, że potrafiły grać równie dużym dźwiękiem jak moje spore podłogówki, ale chodzi mi o to, że skupiając się na muzyce fizyczne ograniczenia tych kolumn w żaden sposób się nie narzucały, nie wpływały na doświadczenie muzyczne jako takie. Do tego potrzebne było te 200W z Kratosa, ale istotne jest, że da się to z testowanymi paczkami uzyskać. Jeśli więc wstawicie je do niezbyt dużego pokoju (acz radziły sobie bardzo dobrze i w moich 24 mkw) i napędzicie mocnym wzmacniaczem, to wypełnią takie pomieszczenie dużym, swobodnym dźwiękiem niezależnie od preferowanego rodzaju muzyki. A przy tym dobrze pokażą różnice w jakości nagrań i zaimponują ilością przekazywanych w uporządkowany sposób informacji.

Podsumowanie

Attyle to kolejny krok na ścieżce rozwoju ciągle młodej jeszcze marki Aida Acoustics. I śmiem twierdzić, że krok w dobrą stronę. Bardziej klasyczna, dobrze kojarząca się i pięknie wykonana forma pewnie przemówi do wielu osób, choć bardziej oryginalne formy poprzednich modeli na pewno także będą miały swoich zwolenników. Niewielkie rozmiary i bas-refleks skierowany w dół z kolei sprawią, że Attyle będą pasować do wielu pokoi, w tym tych najpopularniejszych, mających kilkanaście, góra 20 mkw, w których większość ludzi nieposiadających dedykowanych pomieszczeń odsłuchowych, słucha na co dzień muzyki. To paczki muzykalne, wyrafinowane, spójne, czarujące z wzmacniaczem lampowym, czy tranzystorową klasą A, ale pokazujące rogi, gdy napędza je mocny piec. Pięknie znikają z pomieszczenia dobrze prezentując akustykę nagrań, co przekłada się na ich wiarygodność, na tworzenie unikalnej dla każdego nagrania, dużej przestrzeni. Potrafią również świetnie budować nasyconą emocjami atmosferę, co, podobnie jak duże, poukładane sceny, najlepiej słychać w dobrych realizacjach koncertowych. Z mocnym piecem wyraźnie rosną, tzn. rośnie ich dźwięk tworząc przekonującą iluzję obcowania z małą, a może nawet nie tak całkiem małą, podłogówką. Ale nawet z 20W lampowym wzmacniaczem single ended po popchnięciu potencjometru w górę skali (acz nie trzeba bynajmniej przekraczać granic rozsądku) rozkręcają się oferując żwawe i wysoce kulturalne brzmienie. Nie wiem czy Attyle są początkiem nowego kierunku w ofercie Aida Acoustics, ale jeśli tak, to niecierpliwością czekam na kolejne kroki w tym kierunku.

Specyfikacja (wg. Producenta):

  • Konstrukcja: 2-drożna, bas-refleks skierowany w dół
  • Pasmo przenoszenia: 40 – 23000 Hz
  • Impedancja nominalna: 8Ω
  • Impedancja minimalna: 7,3Ω
  • Skuteczność: 85 dB
  • Podział pasma: 3100 Hz
  • Filtr głośnika niskotonowego: 1-go rzędu
  • Filtr głośnika wysokotonowego: 2-go rzędu
  • Maksymalny SPL (dB): 100
  • Rekomendowana moc wzmacniacza: > 50W
  • Wymiary (SxGxW): 195x380x990 (wraz z zintegrowaną podstawką) mm
  • Waga: 30 kg

Ceny (w czasie recenzji): 

  • Aida Acoustics Attyla: 22.000 PLN

ProducentAIDA ACOUSTICS

Platforma testowa:

  • Źródło cyfrowe: pasywny, dedykowany serwer z WIN10, Roon, Fidelizer Pro 7.10, karta JPlay Femto z zasilaczem bateryjnym Bakoon, JCat USB Isolator, zasilacz liniowy Hdplex.
  • Przetwornik cyfrowo-analogowy: LampizatOr Pacific +Ideon Audio 3R Master Time
  • Źródło analogowe: gramofon JSikora Standard w wersji MAX, ramię J.Sikora KV12, wkładka AirTight PC-3, przedwzmacniacze gramofonowe: ESE Labs Nibiru V 5 i Grandinote Celio mk IV
  • Wzmacniacze: GrandiNote Shinai, Audio Reveal Second, Supravox Vouvrey, Pathos KRATOS
  • Przedwzmacniacz: AudiaFlight FLS1
  • Kolumny: GrandiNote MACH4, Ubiq Audio Model One Duelund Edition
  • Interkonekty: Hijiri Million, Hijiri HCI-20, TelluriumQ Ultra Black, KBL Sound Zodiac XLR, David Laboga Expression Emerald USB, TelluriumQ Silver USB
  • Kable głośnikowe: LessLoss Anchorwave
  • Kable zasilające: LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3
  • Zasilanie: Gigawatt PF-2 MK2 i Gigawatt PC-3 SE Evo+; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
  • Stoliki: Base VI, Rogoz Audio 3RP3/BBS
  • Akcesoria antywibracyjne: platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot