Air Tight ATM-300 Anniversary

by Marek Dyba / January 28, 2017

Nie zamierzam bynajmniej rozpętywać kolejnej wojny, czy raczej rozdmuchiwać tlącego się od lat konfliktu między zwolennikami układów kwarcowych a miłośnikami lamp próżniowych. Jako osoba, która posłuchała już wielu rozwiązań z obu tych światów, jak i różnego rodzaju prób ich połączenia, nie mam wątpliwości, że w każdej z tych grup urządzeń są znakomite, dobre, oraz po prostu słabe konstrukcje. I to nie sam wybór lamp czy tranzystorów o tym decyduje, a raczej wiedza, doświadczenie i ucho konstruktora. Wszystko to nie zmienia faktu, że gdybym ja musiał wybrać jeden wzmacniacz, z którym miałbym spędzić resztę życia, to na podstawie dotychczasowych doświadczeń wybrałbym na pewno SETa (Single Ended Triode) – wzmacniacz w układzie single ended z triodami pracującymi w stopniu wyjściowym. To moja preferencja oferująca najbardziej mnie satysfakcjonującą kombinację plusów i minusów (bo wszystkie urządzenia audio bez wyjątku mają swoje mocniejsze i słabsze strony). Wśród triod moim faworytem jest legendarna, magiczna 300B. Możecie więc sobie Państwo wyobrazić moje podekscytowanie, gdy do testu trafił Air Tight ATM-300 Anniversary. Tym bardziej że mam znakomite wspomnienia z testu „zwykłej”, czy podstawowej wersji tego wzmacniacza przeprowadzonej kilka lat temu. No a dodatkowego smaczku temu testowi dodaje fakt, iż egzemplarz, który trafił do mnie jest jedną spośród 100 sztuk limitowanej edycji tej wersji znakomitego wzmacniacza.

Wstęp

Wspomniałem już, że to trioda 300B, o którą oparto testowany wzmacniacz, jest moim osobistym faworytem, nawet jeśli, crème da la crème lampowego świata to dla mnie fenomenalna Kondo Souga (moją recenzję znajdziesz TU), a więc wzmacniacz na lampach 2A3. Tyle że to urządzenie z pułapu cenowego kosmosu, niedostępne dla „zwykłego” śmiertelnika (w tym, niestety, dla mnie). Na bardziej „przyziemnych” poziomach moim faworytem jest właśnie 300B, to ona jest moją „pierwszą miłością” i to wzmacniacz na tej lampie jest elementem mojego systemu. Mowa o Art Audio Symphony II z lampami Western Electric na pokładzie, upgradowanym trafami wyjściowymi z wyższego modelu, Diavolo, przez samego konstruktora, Toma Willisa. Nie jest to najlepszy wzmacniacz na 300B jaki znam, ale, zwłaszcza po upgradzie, prezentuje znakomite granie, no i jego cena była relatywnie rozsądna. Jednym z moich ulubionych wzmacniaczy na tej legendarnej triodzie jest, od momentu jego pierwszego odsłuchu, Air Tight ATM-300, którego miałem kiedyś okazję recenzować dla HiFiChoice’a. Wzmacniacz to, co tu dużo kryć, lepszy od mojego i na pewno dużo ładniejszy, ale też i sporo droższy. Różnica w klasie grania nie była aż tak duża, żebym, nie mogąc wrócić do Symphony II, sprzedał nerkę czy dwie, żeby sobie japoński wzmacniacz sprawić. Air Tight pozostał jednakże na liście moich faworytów i gdy pojawiły się informacje, iż japoński producent na 30-lecie istnienia wypuszcza jego jubileuszową, ulepszoną wersję od razu zapowiedziałem polskiemu dystrybutorowi, firmie Soundclub, że muszę go koniecznie posłuchać. Udało się! Niemal zaraz po wystawie Audio Video Show trafił do mnie Air Tight ATM-300 Anniversary. W paragrafie „Brzmienie” znajdziecie Państwo garść wrażeń z odsłuchów tej jubileuszowej wersji znakomitego SETa.

Zanim jednakże przejdę do opisu brzmienia wspomnę tylko, iż wzmacniacz Air Tight ATM-300 Anniversary gościł u mnie przez dłuższy czas, dzięki czemu miałem okazje podpiąć go do kilku par kolumn. Zacznę nietypowo, bo od połączenia, które nie wypaliło. Otóż bezpośrednio po Audio Video Show trafiły do mnie świetne, półaktywne kolumny Aequo Audio ENSIS i nie omieszkałem sprawdzić ich połączenia z japońskim wzmacniaczem. W przeszłości kilka razy SETy o niskiej mocy doskonale współpracowały u mnie z kolumnami z aktywnymi modułami basowymi (choćby Avantgarde Acoustic czy Genesis). W takich układach muszą one jedynie napędzić głośnik średnio- i wysokotonowy, z czym radzą sobie zwykle doskonale i to właśnie w tych częściach pasma mają najwięcej do zaoferowania. W tym przypadku w połączeniu z ENSIS coś nie zadziałało. Sygnał od czasu do czasu wydawał się przesterowany – nie mam pojęcia, z czego to wynikało. Rozmawiałem nawet o tym z jednym z konstruktorów Aequo Audio, Ivo Sparidaens’em, którego zaciekawiło to na tyle, iż obiecał, że spróbuje, w miarę możliwości (bo dostępność tego wzmacniacza jest mocno ograniczona), przyjrzeć się temu problemowi. Mi pozostało szukać innych zestawień.

Kolejną parą kolumn słuchanych z Air Tightem były Mumie polskiej firmy hORNS (zobacz TU) i to już było zestawienie znakomite. Podobnie zresztą jak z innymi polskimi, wysoko-skutecznymi, testowanymi równolegle kolumnami, Acuhorn 15 (recenzja wkrótce). Moje Ubiq Audio Model One były nieco zbyt dużym wyzwaniem dla testowanego wzmacniacza, ale zważywszy, że to spora, 3-drożna konstrukcja pracująca w zamkniętej obudowie, nie było to wielką niespodzianką. W czasie testu miałem do dyspozycji również wspominany już przedwzmacniacz Air Tight ATC-2, ale po pierwszych próbach skłaniałem się jednak ku purystycznemu podejściu, więc większość opisu dotyczy systemu bez pre.

Budowa

Jak na wzmacniacz lampowy Air Tight ATM-300 Anniversary, podobnie jak jego podstawowa wersja, jest urządzeniem niewielkim. Mierzy bowiem 430(S)×275(G)×245(W)mm i waży 24 kg. Na pierwszy rzut oka trudno jest zauważyć jakiekolwiek różnice między obiema wersjami ATMa. Gdy przyjrzeć się bliżej można dostrzec dwie rzeczy. Po pierwsze wersja Anniversary wyposażona jest w znakomite lampy 300B marki Takatsuki wzorowane na legendarnych, tyle że już nieprodukowanych, bańkach Western Electric. Warto tu wspomnieć, iż „zwykły” ATM-300 na pokładzie miał lampy Electro-Harmonixa – bardzo przyzwoite, ale nie należące do najlepszych dostępnych pod względem brzmienia. Takatsuki natomiast to na pewno co najmniej ścisła czołówka współcześnie produkowanych lamp, a zdaniem niektórych nawet numer jeden. No i druga kwestia – oryginalny model miał na górnej pokrywie trój-pozycyjne pokrętło „damping control”, które pozwalało zmieniać głębokość sprzężenia zwrotnego umożliwiając w ten sposób lepsze dopasowanie wzmacniacza do konkretnych kolumn. W jubileuszowej wersji owego pokrętła brak. Mniej więcej w tym samym miejscu (gdzie znajdowało się pokrętło) znajdujemy natomiast małą tabliczkę informującą, że to wersja Anniversary, a tekstowi towarzyszy autograf konstruktora. Co jeszcze się zmieniło? Z informacji podanych przez producenta zastosowano tu lepsze transformatory step-up, czyli wzmacniające sygnał. Trafa wyjściowe są dokładnie te same – to także produkt Tamury – znanego na całym świecie, japońskiego specjalisty od transformatorów. Przypuszczam, że podobnie jest z transformatorem zasilającym. Wszystkie elementy pasywne, podobnie jak w pierwotnej wersji, to wyselekcjonowane komponenty najwyższej klasy.

Obudowa jest charakterystyczna dla tej marki – elegancka, oryginalna, ale jednocześnie dość skromna. Kolor grubego frontu określiłbym mianem stalowego, ale proszę wziąć poprawkę na fakt, że pisze to przedstawiciel brzydszej, słabo rozróżniającej kolory, płci. Główną część obudowy wykonano z blachy pomalowanej czarnym, lekko błyszczącym lakierem. Spód natomiast wykonano z miedzi. Za główne, obok samych, pięknych lamp, ozdobniki można uznać (na szczęście) subtelnie złote (ale też i jest to bardziej białe niż złote złoto) elementy – tabliczkę z logiem na froncie, także tą na górnej powierzchni z autografem konstruktora, czy pierścienie wokół gniazd lamp. Jakość ręcznego wykonania jest znakomita – po prostu widać, że to japońskie urządzenie. Twórcy z Kraju Kwitnącej Wiśni zawsze przykładają ogromną wagę do najmniejszych nawet detali i nie inaczej jest tym razem. Na grubym froncie umieszczono trzy niewielkie pokrętła. Dwa z nich to tłumiki, po jednym dla każdego kanału. Urządzenie to jest bowiem właściwie stereofoniczną końcówką mocy wyposażoną w regulacje głośności niezależne dla każdego kanału. Trzecie pokrętło zmienia tryb pracy wzmacniacza i umożliwia sprawdzenie, za pośrednictwem wskaźnika wychyłowego, umieszczonego na froncie wzmacniacza, prądu podkładu (biasu) dla lamp mocy. Po prawej stronie ścianki frontowej umieszczono główny włącznik i towarzyszącą mu niebieską diodę sygnalizującą pracę urządzenia.

Cztery selekcjonowane lampy sygnałowe (2 x 12BH7A + 2 x 12AU7A/ECC82) umieszczono przed obudowami traf wyjściowych. Za parą pięknych 300B Takatsuki znajduje się transformator zasilający, także w eleganckiej obudowie, a w przerwie między trafami osadzono prostownik lampowy, 5U4G. Przy samej tylnej krawędzi, za obudowami transformatorów umieszczono jedyne wejście RCA, dwie pary gniazd głośnikowych, bezpiecznik oraz gniazdo zasilające (wszystkie na górnej powierzchni wzmacniacza). Rozwiązanie to zapewne ma służyć skróceniu drogi sygnału, a więc poprawie klasy brzmienia, tyle że w praktyce stosowanie jakichś grubych i ciężkich kabli może być kłopotliwe. Ale też i uwielbiane przez audiofilów kable grubości węży ogrodowych zwykle nie sprawdzają się ze wzmacniaczami SET, więc nie powinno to stanowić większego problemu, byle kable ułożyć tak, żeby nie uległy uszkodzeniu mechanicznemu. Żadne z tych złączy nie wygląda na „wypasiony” model jednego z czołowych producentów – to po prostu solidna robota, która zapewne zdaniem konstruktora w zupełności wystarcza. Jedna ciekawostka – Air Tight ATM-300 Anniversary wyposażono w pięć, antywibracyjnych nóżek. Mówiąc szczerze nie pamiętam, czy „zwykła” wersja też miała pięć, czy tradycyjnie cztery. Owa dodatkowa nóżka podpiera mniej więcej centralny punkt dolnej płyty (nie mierzyłem – wydaje mi się, że jest lekko przesunięta w lewo wspierając w ten sposób nieco bardziej stronę z trafami głośnikowymi).

Od strony praktycznej – w minimalistycznym systemie z jednym źródłem do kompletu potrzebujemy już tylko niezbyt trudne do napędzenia kolumny wysokiej klasy i mamy wszystko, co potrzebne jest do grania muzyki. Jeśli źródeł mamy więcej albo po prostu manualne sterowanie głośnością, na dodatek niezależnie dla każdego kanału (co jest podejściem purystycznym i korzystnym dla jakości dźwięku, ale niezbyt wygodnym), jest zbyt kłopotliwe pozostaje dokupienie przedwzmacniacza. Nie trzeba szukać daleko – doskonale sprawdzi się w tym zestawieniu testowany przez nas jakiś czas temu ATC-2 (zobacz TU), który miałem do dyspozycji również w czasie tego testu, acz wolałem bardziej „setowe” brzmienie bez pre. Ewentualną opcją, z której zdarzyło mi się korzystać, jest źródło z regulowanym wyjściem sterowane pilotem (jak mój LampizatOr BIG7, bądź Vermeer Audio Two, z których korzystałem), pod warunkiem oczywiście, że jego regulacja głośności dorównuje klasą Air Tightowi.

Brzmienie

Porównywanie wzmacniaczy lampowych jest dość trudne. W przeciwieństwie do innych elementów toru, takich jak źródła, kable, czy nawet wzmacniacze tranzystorowe i kolumny, nie da się tu przeprowadzać porównań polegających na szybkim przełączaniu między testowanymi komponentami. W tym przypadku to bowiem nie tylko kwestia przepięcia kolumn i źródła z jednego wzmacniacza do drugiego, ale i dania mu czasu na osiągnięcie optymalnej temperatury pracy. Wszyscy, którzy mieli do czynienia z urządzeniami lampowymi na pewno wielokrotnie mieli okazję się przekonać, że pełnię możliwości oferują one dopiero po kilkunastu, czasem nawet kilkudziesięciu minutach grania. Podszedłem więc na początku do tematu w dość prosty sposób – przesłuchałem płytę „Live” Antonio Forcione na swoim Symphony II, a następnie w jego miejsce wpiąłem Air Tight’a ATM-300 Anniversary i po parunastu minutach rozgrzewki posłuchałem tej samej muzyki. Dało to mi pewien pogląd na to, co testowane urządzenie robi lepiej od mojego, a które elementy brzmienia wypadają podobnie.

Jak wspominałem, już pierwsza wersja Air Tight’a oferowała lepsze brzmienie niż mój własny SET, acz nie była to różnica całych klas. Tym razem już o takiej można było śmiało mówić, nawet jeśli w obu przypadkach były to prezentacje wyjątkowe, wciągające, ekspresyjne, przemawiające wprost do duszy miłośnika muzyki. Płytę Forcione wybrałem nieprzypadkowo – gitara akustyczna w roli głównej i towarzyszące jej inne instrumenty także grające bez prądu i na dodatek na żywo, to kwintesencja muzyki, dla której buduje i kupuje się wzmacniacze lampowe. Przy tej płycie skupiłem się przede wszystkim na brzmieniu gitary, instrumentu wyjątkowo bliskiego mojemu sercu. Z ATM-300 Anniversary było ono zdecydowanie głębsze, bardziej nasycone, bogatsze. Miało też więcej energii, której sporą część traci się już na etapie nagrywania dźwięku, a potem jeszcze więcej przy jego odtwarzaniu (co występuje w pewnym stopniu w każdym systemie). To właśnie ten element sprawia, że tak łatwo jest odróżnić muzykę graną na żywo, od odtwarzanej z nagrania. Wiele elementów muzyki można odtworzyć doskonale, ale jakaś część owej energii każdego dźwięku zawsze gdzieś po drodze znika. Tu energii było dużo, nawet bardzo dużo, a to sprawiało, że realizm prezentacji był naprawdę wysoki a dźwięk żywy, a jednocześnie, jak przystało na SETa, niezwykle gęsty, nasycony. Jasne, że to ciągle była wyłącznie pewna aproksymacja wydarzenia rozgrywającego się na żywo, ale wyjątkowo przekonująca.

Oczywiście część zasług można przypisać i innym cechom tego urządzenia, typowym dla wysokiej klasy wzmacniaczy lampowych. Mówię o namacalności prezentacji, o tworzeniu na dużej scenie (acz ta zależała w sporym stopniu od kolumn i ich ustawienia, co jasno pokazywało, że sam wzmacniacz nie dokłada tu niczego, albo najwyżej niewiele od siebie) niezwykle przekonujących, trójwymiarowych obrazów poszczególnych instrumentów. Każda z brył miała odpowiednią, nieprzesadzoną ani niepomniejszoną wielkość, miała też masę i zajmowała ściśle określone miejsce w przestrzeni. Owa namacalność, wrażenie bliskiego kontaktu z wykonawcami nie wynikało bynajmniej z wypychania ich do przodu, przed linię kolumn, co jest zabiegiem prostym, acz niekoniecznie pożądanym. Wszystkie wydarzenia rozgrywały się w przestrzeni znajdującej się na i za linią łączącą głośniki. Instrumenty znajdujące się z przodu, czyli w tym przypadku gitara Antonio, pokazane były w precyzyjniejszy sposób a ich brzmienie niosło ze sobą bardzo duże pokłady wspominanej już kilka razy energii. Te z tyłu były opisane nieco, ale jedynie nieco, mniej dokładnie, ale różnica mieściła się w przedziale, który określiłbym mianem naturalnego. Przecież na żywo także takie różnice w odbiorze poszczególnych instrumentów występują, nawet jeśli w czasie koncertu muzykę zwykle odbiera się bardziej jako całość niż poszczególne partie grane przez indywidualnych muzyków. Lepiej robiły to jedynie absolutnie najlepsze wzmacniacze, jakich miałem okazje u siebie słuchać – znacząco jeszcze droższe produkty Kondo czy Audio Tekne.

Niemniej ważnym elementem była barwa instrumentów akustycznych. To kolejna ze specjalności wzmacniaczy typu SET, a Air Tight należy w tym zakresie do czołówki. Rzecz w naturalności, w genialnej płynności i spójności brzmienia, we wrażeniu, że choćby wspomniana gitara brzmi absolutnie prawdziwie, wręcz organicznie. Oczywiście nie mam pojęcia jak brzmiała dokładnie ta gitara w czasie nagrywania danego koncertu, więc mówię o tym, jak ja ją odbierałem. Akuratność brzmienia/barwy była zachwycająca! Gęste, nieco ciemne, aksamitnie gładkie, ale jakże dźwięczne brzmienie miało właściwości… elektryzujące. Składało się na to więcej elementów, m.in. właściwe proporcje między poszczególnymi fazami dźwięku, z szybkim atakiem, fazą podtrzymania i długimi, pełnymi wybrzmieniami. Te ostatnie mają duży wpływ na to, jak muzykę akustyczną odbieramy – jeśli są skracane to brzmienia przestaje być naturalne.

Kolejną, jakże istotną cechą tego grania, jest jego czystość. Tak, oczywiście, że dźwięk ATM-300 Anniversary trzeba określić mianem ciepłego i nasyconego, nawet gęstego. Tyle że nie ma to nic wspólnego ze „zmuleniem” dźwięku, z jego spowolnieniem, czy zamgleniem. Naturalny dźwięk jest przecież ciepły a SETy, z Air Tightem na czele, potrafią to znakomicie pokazać. Japoński wzmacniacz oferuje więc granie i ciepłe (ale wcale nie ocieplone!) i czyste, transparentne co w połączeniu z wysoką rozdzielczością i wyrafinowaniem daje wybitne efekty zwłaszcza w przypadku dobrych nagrań akustycznych. Na nich słychać niebywale dużo. Świetnie różnicowana jest nie tylko barwa, ale i dynamika. Air Tight potrafi wesprzeć to ogromną ilością detali i subtelności, które jednakże nie grają roli pierwszoplanowej, ale razem składają się na niesamowicie wiarygodną, złożoną i jakże realistyczną całość. Najbardziej oczywiste jest to w nagraniach live gdzie na pełny przekaz składa się nie tylko muzyka wydobywająca się z poszczególnych instrumentów, ale i interakcje zarówno między nimi, jak i z otoczeniem, plus słyszalna wręcz dynamika relacji między muzykami, a także między nimi a publicznością. Dorzucę do tego podawane dyskretnie, ale bardzo prawdziwie otoczenie akustyczne – udział pomieszczenia (oczywiście, jeśli zostało to uchwycone w nagraniu) jest ważnym elementem tego grania.

Absolutnie genialnie zabrzmiała z winyla realizacja wydawnictwa Somelier du son – Michel Godard „Soyeusement Live in Noirlac”. Ową mieszankę muzyki Monteverdiego z niemal jazzowymi improwizacjami nagrano na dziedzińcu opactwa we Francji i to właśnie udział akustyki tego miejsca sprawia, że słuchacz od pierwszej chwili traci kontakt z otoczeniem przenosząc się do tej ogromnej przestrzeni i chłonąc niesamowitą muzykę całym sobą. Oczywiście pod warunkiem, że system potrafi to odpowiednio oddać. Zarówno z Mumiami, jak i ze sporo przecież tańszymi Acuhornami 15 Air Tight robił to wybornie sprawiając, że nie tylko za pierwszym razem, ale i każdym kolejnym śledziłem to wspaniałe wydarzenie muzyczne z zapartym tchem. Podobnie było w przypadku znanego „Jazz at the Pawnshop”, czy znakomicie zrealizowanych „7 ostatnich słów Chrystusa na krzyżu” Haydna pod Savallem. Słuchając tego pierwszego czułem się jakbym faktycznie siedział w niewielkim klubie otoczony pobrzękującymi (na początku) sztućcami amatorami przysłowiowego kotleta. W tym drugim przypadku otaczała mnie ogromna przestrzeń kościoła, a wędrujące po jego ścianach odbicia dźwięku sprawiały, że wytężałem słuch próbując dojść do tego, jak daleko znajdują się najodleglejsze zakątki. To właśnie jest poziom realizmu, który potrafią serwować najlepsze SETy, a testowany wzmacniacz bez wątpienia się do nich zalicza.

Nie sposób pominąć kwestii prezentacji wokali. Takiej namacalności, tak znakomitego oddania faktury, barwy i zawartych w głosie emocji nie zapewnia (moim zdaniem oczywiście) żaden inny wzmacniacz poza SETem wysokiej klasy. W tym zakresie także to właśnie lampa 300B jest jedną z absolutnie najlepszych w moim odczuciu, zaraz za 45tką. Z tym że ta ostatnia skupia się na średnicy jeszcze mocniej niż 300B, przez co jest bańką mniej uniwersalną. Japońskie Takatsuki zastosowane w ATM-300 Anniversary należą, w mojej opinii, do najlepszych obecnie produkowanych. Odrobinę ustępują Western Electric w zakresie średnicy i słodkości góry pasma, za to są nieco bardziej liniowe. Wokale w ich wydaniu są niesamowite – budują wrażenie bliskiego, intymnego wręcz kontaktu. Są także doskonale różnicowane co słychać choćby na płytach składankowych, powiedzmy „The 50 greatest tracks” Luciano Pavarottiego, na które składają się utwory nagrane w różnych okresach i miejscach. Zupełnie inaczej boski Luciano brzmiał w swoich najstarszych, młodzieńczych nagraniach, a inaczej jako już w pełni ukształtowany, dojrzały artysta. Samą jakość nagrań wzmacniacz różnicował wcale nie gorzej.

Zapewnienie Air Tightowi odpowiednich kolumn, czyli relatywnie łatwych do napędzenia, a moim zdaniem również koniecznie z odpowiednio dużym wooferem, sprawia, że to nie jest bynajmniej wzmacniacz jedynie do audiofilskiego plumkania. Pierwszą okazją do przekonania się o tym fakcie była jedna z płyt Lee Ritenoura, oczywiście z gitarą w roli głównej, ale i z mocno pracującym elektrycznym basem wspartym jeszcze perkusją. Znowu pierwsze co zwracało uwagę to kwestia dociążenia i nasycenia jej dźwięku. Sprawdzało się to w graniu akustycznym, ale i w elektrycznym jest niezbędne, żeby gitara miała odpowiednie „mięcho”. Zarówno z Mumiami, jak i Acuhornami 15 japoński wzmacniacz prowadził bas mocno, równo, świetnie go różnicując i oddając jego barwę. To nadal był bas lampowy, tzn. mięsisty, nieco miękki, dociążony, a nie krótki i suchy, jaki potrafią serwować tranzystory. Zachwycał barwą i nasyceniem oraz znakomitym różnicowaniem, których ja nie zamieniłbym na szybszą i twardszą wersję serwowaną przez inne wzmacniacze (ale to oczywiście kwestia indywidualnych preferencji). Tu także przydawała się owa umiejętność przekazywania dużej energii, drive’u, bardzo dobre trzymanie rytmu i tempa grania. Może nie była to moja wymarzona prezentacja AC/DC czy Metalliki, ale już wspomniany Ritenour, ale także Marcus Miller, Pat Metheny, czy mistrzowie elektrycznego blues’a z Muddy Watersem, Johnem Lee Hookerem, czy Stevie Rayem Vaughanem na czele zachwycali i nie pozwali mi się oderwać od odsłuchów.

Podsumowanie

Już oryginalny ATM-300 należał do moich prywatnych faworytów. Oferował ogromną porcję magii 300B, ale jednocześnie wcale nie skupiał się wyłącznie na średnicy trzymając w ryzach również oba skraje pasma. Ulepszona wersja Air Tight ATM-300 Anniversary to granie podobne, acz jeszcze bardziej wyrafinowane, bardziej płynnej, spójne, głębsze, bardziej rozdzielcze i czystsze. Wszystkie zmiany mieszczą się w pewnym zakresie, który wyznaczają lampy mocy, ale są one na tyle istotne, że moim zdaniem przy wyborze tego wzmacniacza warto sięgnąć po wersję jubileuszową. Rzecz zarówno w niezaprzeczalnych zaletach sonicznych, jak i kwestii posiadania jednej ze 100 sztuk tej wyjątkowej wersji wybitnego wzmacniacza. Nie dość, że gra jeszcze lepiej to i jego kolekcjonerska wartość ma znaczenie. Nie zapominajmy, że w komplecie dostajemy parę jednych z najlepszych (o ile nie topowych) współcześnie produkowanych (w limitowanych ilościach) lamp 300B. Także lampy sygnałowe i prostownik są selekcjonowane przez producenta, więc po zakupie nie ma konieczności rozglądania się za innymi lampami, by usłyszeć jak wyjątkowo pięknie to urządzenie potrafi śpiewać. To muzykalne i angażujące granie, któremu nie sposób się oprzeć. Smaczku dodaje poczucie, że tą niezwykłą przyjemność dzielimy zaledwie z najwyżej 99 innymi osobami na świecie! Decyzję należy podjąć szybko bo te 100 sztuk to wcale nie tak dużo…

 

Platforma testowa:

  • Źródło cyfrowe: pasywny, dedykowany PC z WIN10, Roon, Fidelizer Pro 7.3, karta JPlay Femto z zasilaczem bateryjnym Bakoon, JCat USB Isolator, zasilacz liniowy Hdplex
  • Przetwornik cyfrowo-analogowy: LampizatOr BIG7, Vermeer Audio Two, LessLoss Echo’s End
  • Źródło analogowe: gramofon JSikora Basic w wersji MAX, ramię Schroeder CB, wkładka AirTight PC-3, przedwzmacniacze gramofonowe: ESE Labs Nibiru i Grandinote Celio mk IV
  • Kolumny: hORNS Mummy, Acuhorn 15
  • Interkonekty: Hijiri Million, Less Loss Anchorwave, TelluriumQ Silver Diamond USB
  • Kable głośnikowe: LessLoss Anchorwave
  • Kable zasilające: LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3
  • Zasilanie: Gigawatt PF-2 MK2 i ISOL-8 Substation Integra; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
  • Stoliki: Base VI, Rogoz Audio 3RP3/BBS
  • Akcesoria antywibracyjne: platformy ROGOZ-AUDIO SMO40 i CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot

 

Specyfikacja (wg producenta):

  • Lampy: 300B Takatsuki x 2, 5U4G x 1, 12BH7A x 2, 12AU7A (ECC82) x 2
  • Moc wyjściowa: 9W + 9W (THD 5%)
  • THD: 1% (1 kHz/ 1 W/ 8 Ω)
  • Czułość wejściowa: 290mV ( 9 W/8 Ω)
  • Współczynnik tłumienia (damping factor): 7 ( 1 kHz/ 1 W/ 8 Ω)
  • Pasmo przenoszenia: 25Hz~40kHz (-1 dB/1 W)
  • Wymiary (SxGxW): 430 x 275 x 245 mm
  • Waga: 24 kg

 

Cena detaliczna: 64.000 zł (z lampami Takatsuki)

Dystrybutor: SOUNDCLUB